Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • Czas 01:50
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trenażer 61

Niedziela, 19 kwietnia 2020 · dodano: 19.04.2020 | Komentarze 0

Po raz pierwszy zdecydowałem się na wyścig wirtualny na platformie Rouvy. Wybrałem trasę która najbardziej mi odpowiadała i pozwalała na przynajmniej godzinną rywalizacje. Jestem takim typem zawodnika dla którego bardzo ważna jest rozgrzewka. Ponad 30 minut przed początkiem „wyścigu” przystąpiłem do rozgrzewki. Oprócz kilkuminutowych odcinków w 1 strefie zrobiłem dwa razy schodki. To pozwoliło na odpowiednie rozgrzanie i złapanie rytmu. Później zostało oczekiwanie na start, w tym czasie podregulowałem trochę lewy blok tak aby się nie wypinał podczas mocniejszych zrywów. Kilka sekund przed starem załączyłem już trasę i od razu popełniłem błąd. Ruszyłem kilka sekund później, być może jakiś wpływ miał na to słaby sygnał internetowy ale bardziej był to mój błąd. W związku z tym na początkowym odcinku po płaskim goniłem resztę uczestników. Udało się przed pierwszą hopką i szybko wyselekcjonowała się grupa 4 zawodników i tak dojechaliśmy do pierwszego podjazdu. Nie wiedziałem nic o swoich rywalach i postanowiłem jechać swoje. Wrzuciłem obciążenie symulujące podjazd i przełożenie pozwalające na jazdę na kadencji około 80 przy 300 Watach. Jak nachylenie spadało poniżej 10 % to kadencja była wyższa niż 80 a jak było stromiej to niższa. Nie interesowałem się tym co dzieje się na trasie i zorientowałem się, że wyrobiłem już sobie przewagę. Postanowiłem trzymać to tempo jak najdłużej. Cały pierwszy, najdłuższy podjazd na trasie przejechałem na mocy około 95 % FTP. Ostatnie 200 metrów pokonałem z mocą przekraczającą próg. Na niskiej kadencji nie był to żaden wyczyn, zwłaszcza, że było gdzie odpocząć a rywale tracili już więcej. Przed drugim podjazdem był zjazd poprzedzony pagórkowatym odcinkiem z bardzo zmiennym nachyleniem, tam odpuściłem a na zjeździe nawet puściłem kilka razy korby. Gdy zaczął się podjazd to do mety było 10 kilometrów. Po analizie sytuacji na trasie mogłem odpuścić bo miałem wyraźną przewagę. Mimo to pokonałem podjazd tym samym tempem co pierwszy. Około 500 metrów przed szczytem pojawiła się informacja o premii górskiej. W głowie zapaliła się lampka i tempo poszło do góry. Zjazd nie był tak stromy jak poprzedni, bez interaktywnego trenażera, odzwierciedlającego nachylenie trenu ciężko zasymulować jazdę w dół. Jechałem spokojniej niż pod górę ale nie odpuściłem tego odcinka. Trzeci podjazd na trasie rozpoczął się szybko po zakończeniu poprzedniego. W nogach miałem już wymagające 20 kilometrów ale mimo to nie miałem problemu z utrzymaniem mocy na podjeździe. Ostatnie kilkaset metrów wspinaczki było strome, zwiększyłem opór trenażera, kadencja spadła i bałem się, że nie wytrzymam długo na kadencji poniżej 80, nie było tak źle. Rozluźniłem się na zjeździe i mało co nie przegapiłem momentu w którym nachylenie znowu wzrosło. Ostanie 1200 metrów prowadziło znów w górę, wykorzystałem to do poćwiczenia długiego finiszu. Z każdym metrem zwiększałem tempo, w końcówce moc doszła do 500 ale na więcej nie było mnie stać. Bałem się, że na zmęczeniu znów wyrwę blok z pedału i jeszcze coś sobie zrobię. Walczyłem z samym sobą a ostatni podjazd poszedł mi jak po sznurku. Jakbym tak finiszował na wyścigach to miałbym większe szanse niż na krótkich sprintach które kompletnie mi nie leżą. Po przekroczeniu mety chwile odpocząłem i na minimalnym obciążeniu pokręciłem jeszcze 15 minut. Konkretnie przepaliłem i sprawdziłem nogę, zrobiłem kilka rzeczy których jak dotąd mi się nie udało zrobić. Szkoda, że wyścigi na Rouvy nie są tak popularne jak na Zwifcie, jest ich dużo a te które nie wymagają interaktywnych trenażerów przyciągają bardzo mało uczestników. Trasa bardzo ciekawa, choćby z powodu, że miało to być ostatnie 27 kilometrów 5 etapu wyścigu dookoła Szwajcarii który prawdopodobnie w tym roku się nie odbędzie. Jak na pierwszy wirtualny wyścig w którym wziąłem udział poradziłem sobie bardzo dobrze. Nie miałem konkurencji więc na wynik nie zwracam uwagi. Bardziej interesują mnie cyferki. Jak dotąd najlepsza godzinna moc jaką wygenerowałem to 290 Wat, wówczas miałem 301 Wat mocy znormalizowanej. Dane z wyścigu wyglądają podobnie, 292 Waty w godzinę i 300 Wat mocy znormalizowanej w pomieszczeniu przy niższej niż wówczas wadze musi mnie cieszyć. Miałem jeszcze rezerwy i myślę, że stać mnie było na ponad 300 Wat w godzinę ale nie miałem odpowiedniej motywacji a konkretnie kilku rywali z którymi nie miałbym łatwo rywalizować. Kolejne wyścigi online chyba sobie odpuszczę i zacznę próbować sił na podjazdach gdzie moje akcje stoją najwyżej a na inny typ rywalizacji w tym roku nie ma co liczyć.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa trzad
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]