Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223532.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.36 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 141.00km
  • Czas 06:05
  • VAVG 23.18km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 181 ( 92%)
  • HRavg 133 ( 68%)
  • Kalorie 3830kcal
  • Podjazdy 3020m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 86

Czwartek, 23 lipca 2020 · dodano: 25.07.2020 | Komentarze 0

Ciekawa a zarazem spontaniczna trasa zaliczona. Ostatecznie zrezygnowałem ze startu w Mamut Tour, powodów jest kilka a przede wszystkim pogarszająca się sytuacja epidemiologiczna w Czechach. Nie chciałem marnować kolejnego dnia urlopu wiec zaplanowałem trasę z wieloma podjazdami w okolicy Istebnej. Z taką myślą wyjechałem na ten trening. Pierwszy raz od dawna miałem przejechać trasę spokojnie z zaledwie kilkoma mocniejszymi akcentami. Było dosyć późno wiec odpuściłem jazdę głównymi drogami i do Mikuszowic dojechałem bocznymi drogami z kilkoma dodatkowymi podjazdami. Było chłodno i nie było słońca, nie są to moje wymarzone warunki ale zawsze może być gorzej. Bielsko przejechałem sprawnie, później też było znośnie, samochodów jakby mniej niż zwykle. Dopiero przed Szczyrkiem zorientowałem się, że jadę z wiatrem w plecy, wcześniej tego nie czułem a wiało dosyć mocno. Pierwszy podjazd na trasie to Orle Gniazdo ale tylko do sanktuarium, cały podjazd minął na omijaniu dziur i samochodów których było sporo. Bardzo spokojnie wjechałem i dlatego czas wyszedł gorszy niż zazwyczaj o niecałą minutę. Zjazd spokojny i dopiero w końcówce jak poczułem się pewniej to jechałem nieco szybciej. Powrót na główną drogę nie był tak szybki jak myślałem, zatrzymało mnie czerwone światło a następnie kierowca który postanowił zatrzymać się na środku skrzyżowania. Zbytnio nie utrudniło to ruchu ale było co najmniej niewłaściwe. Z wiatrem jechało się przyjemnie, nawet kilka sytuacji w których musiałem się zatrzymać nie wybiły mnie z rytmu. Podjazd na Salmopol rozpocząłem bardzo spokojnie, później jechałem nieco mocniej ale wciąż nie było to nawet średnie tempo. Wjechałem w dokładnie 17 minut, blisko 5 wolniej niż ostatnio, to jest przepaść ale dla mnie nie ma to znaczenia bo w rzeczywistości to dwa inne podjazdy, jeden na maksa a drugi, byle wjechać. Na Białym Krzyżu pierwszy postój na trasie, niezbyt długi i po chwili już zjeżdżałem, nie umiałem się dobrze poukładać i zjazd wyglądał słabo technicznie. Po zjeździe czekał mnie chyba najgorszy odcinek na trasie, nie spodziewałem się jednak, że i tam spotkam kilkanaście samochodów. Podjazd na Cieńków zacząłem wyjątkowo spokojnie, gdy zrobiło się stromiej wrzuciłem najlżejsze możliwe przełożenie i zdecydowałem się na jazdę na stojąco. Starałem się wykonywać jak najmniej zbędnych ruchów aby nie tracić sił i nawet to wychodziło. Pierwsze dwa samochody wyprzedziły mnie dosyć pewnie, zjeżdżające z góry też nie miały problemu by mnie minąć, mniej więcej w połowie podjazdu gdy na całej szerokości drogi były płyty dwa samochody próbowały się minąć. Mnie pozostało znalezienie najbardziej optymalnego miejsca na wypięcie się z pedałów, udało się to bezpiecznie zrobić i musiałem się zatrzymać. Ponowne ruszenie nie było możliwe i musiałem zrobić sobie spacer, dosyć długi bo nachylenie jeszcze przez około 300 metrów było zbyt duże aby ruszyć. Ta sytuacja wybiła mnie z rytmu i wtedy zdecydowałem się na zmianę trasy, chciałem wyjechać z Polski jak najszybciej a w Czechach również są ciekawe i trudne podjazdy, było ich mniej ale za to dłuższe. Zanim się tam dostałem to musiałem jeszcze dostać się do Istebnej. Po asekuracyjnym zjeździe z Cieńkowa miałem do wyboru dwie drogi, Zameczek lub Czarną Wisełkę. Bliższy mojemu sercu jest Zameczek i dlatego wybrałem ten podjazd. Postanowiłem przepalić nieco nogę i na pierwszym łuku przyśpieszyłem, kilka sekund w plecy na początku okazało się kluczowe w kontekście czasu. Nie kontrolowałem stopera i byłem pewny, że jadę na 8:30-9:00, około 150 metrów od końca podjazdu zerknąłem na czas i gdy zobaczyłem, że zamiast oczekiwanych 8 minut jest 40 sekund mniej żałowałem tego, że nie jechałem mocniej, w końcówce dałem z siebie wszystko ale do maksa brakowało. Do rekordu zabrakło co prawda 15 sekund ale był to czas osiągnięty na wyścigu, podczas samotnej walki z czasem wjechałem ledwie 6 sekund szybciej. Było to dzisiaj to urwania ale zbyt spontanicznie podszedłem do tego tematu. Najważniejsze, ze moc była dobra a to przede wszystkim się liczyło. Na parkingu było sporo samochodów, ciężko byłoby się przebić w kierunku Stecówki wiec pojechałem na Kubalonkę i zjechałem do Istebnej. Na Kubalonce nieco mnie przytrzymało, zagapiłem się na skrzyżowaniu i musiałem przepuścić kilkanaście samochodów. Później na szczęście miałem pustą drogę ale znów zjazd nie wyglądał najlepiej. Przestałem o tym myśleć, chciałem szybko dostać się do Czech i droga wzdłuż Olzy wydawała się najlepszą alternatywą. Nawet na tym leśnym odcinku samochodów było co nie miara, kilka z nich zatrzymało się po drodze ale większość musiała zawrócić bo przejechać do głównej drogi się nie dało. Dojeżdżając do głównej zauważyłem spore zamieszanie na drodze, widząc radiowóz na sygnale i sporo osób wokół nie żałowałem, że nie jechałem przez Jasnowice. Zacząłem także rozglądać się za otwartym sklepem, zapasy się kończyły, jednak miało ich wystarczyć jeszcze na jeden podjazd. Najbliższy jaki mnie czekał to Bahenec. Nie byłem tam kilka lat i prawie zapomniałem jak wygląda ten odcinek. Początek w otwartym terenie niezbyt ciekawy a później sporo atrakcji, najpierw mokra droga, później piesi szukający grzybów wzdłuż szosy a na ostatnich 2 kilometrach pełno ciężkiego sprzętu do zwózki drewna, nawierzchnia też nieciekawa, każda próba jazdy w korbach kończyła się buksowaniem tylnego koła. Tempo było bardzo spokojne wiec niecałe 24 minuty minęły zanim dojechałem do bramy przy zamkniętym hotelu, do końca asfaltu jeszcze był trudny odcinek który pokonałem już mocniej ale poniżej FTP. Gdy skończył się asfalt zatrzymałem się na moment. Zjazd był katorgą ale bezpiecznie dostałem się na dół. Wróciłem się kawałek w stronę Bukowca gdzie zatrzymałem się w sklepie. Ostatnio gdy byłem w Czechach maseczki nie były konieczne ale obowiązek wrócił co oznaczało, że rzeczywiście sytuacja się pogorszyła. Blisko 2 minuty szukałem maseczki, nie wiedziałem w której kieszonce ją miałem, gdy w końcu zguba się znalazła to zorientowałem się, że korony zostały w domu ale karta płatnicza załatwiła sprawę. Pod sklepem znowu trochę siedziałem i gdy zjadłem i wypiłem to ruszyłem dalej. Łatwiejszy odcinek wcale nie był przyjemny, żeby było ciekawiej wiało w twarz aż do Gródka. Tam czekał mnie kolejny podjazd na trasie, jechałem go już 2 razy, zawsze mocno i ciekawy byłem jaka różnica będzie gdy wjadę dużo spokojniej. Z pozoru ciężko trafić do drogi z której zaczyna się podjazd, skręciłem o jedno skrzyżowanie za wcześnie ale dzięki temu zaliczyłem nowy odcinek. Podjazd zacząłem spokojnie, miejscami brakowało przełożenia i wtedy dociskałem mocniej ale wciąż poniżej progu. Podjazd dłużył mi się, monitorowałem nachylenie i sporo było odcinków około 15 % ale wypłaszczenia zaniżały średnie nachylenie. Dojechałem znów do momentu w którym kończy się asfalt i zacząłem zjazd. To najgorsze ze wszystkiego, fajnie jest wjechać na górę ale później też trzeba zjechać. Po kilku takich odcinkach nie było w tym już nawet grama przyjemności. Do ostatniego podjazdu na trasie dojechałem boczną drogą, była nawet drewniana, wąska kładka dla rowerów oraz krótki odcinek bez nawierzchni ale udało się pokonać te przeszkody. Ciemne chmury wiszące nad górami już od jakiegoś czasu wydawały się zbliżać i wahałem się czy zaczynanie niełatwego podjazdu ma sens. Anim zdążyłem się zastanowić już podjeżdżałem pod Pasieki. Podjazd prowadzący główną drogą mimo kilku fragmentów z nachyleniem 10 % jest sporo łatwiejszy niż ostatnie 2200 metrów wspinaczki. Do zwężenia dojechałem spokojnie a gdy tylko zrobiło się stromiej to ruszyłem z kopyta. To drugi mocny akcent tego dnia. W nogach nie było już jednak mocy i mimo mocnego początku później nie byłem w stanie jechać mocno. Jazda na stojąco nie była możliwa, żwiru masa i każde mocniejsze naciśniecie na pedały skutkowało uślizgiem tylnego koła. Jechałem wiec w granicach rozsądku, może byłbym w stanie dołożyć około 10 Wat. Do najlepszego czasu na tym odcinku brakło mi prawie 30 sekund. Ostatnio jak tam jechałem to warunki na podjeździe były lepsze, miałem sporo mniej w nogach i dysponowałem większą mocą. Ze szczytu nie było tak pięknych widoków jak w zeszłym roku gdy byłem tam po raz ostatni. Mimo to coś było widać i cyknąłem kilka fotek. Nie wiem dlaczego ale lubię wspinać się na ten szczyt, zwłaszcza ostatnie kilometry mimo, że bardzo trudne mi pasują. Pewnie w tym roku jeszcze raz zaliczę Loukce. Bardzo bałem się zjazdu, nie było tak tragicznie jak myślałem i co najważniejsze bezpiecznie zjechałem do miejsca w którym droga robi się szersza. Na końcowym fragmencie zjazdu warunki dyktował wiatr i dlatego poza niezłą techniką ten zjazd nie był najlepszy. Po zjeździe nogi nie pracowały jak należy, żołądek też zaczynał o sobie znać, podobnie było ostatnim razem gdy jazda przekroczyła 4 godziny. Zapowiadał się bardzo ciężki powrót do domu, po drodze wydarzyło się kilka niespodziewanych sytuacji jak zamknięty przejazd kolejowy który wymusił zmianę trasy czy zorganizowana grupa pieszych w Trzyńcu. Problemy z żołądkiem powoli mijały, musiałem ograniczyć jedzenie ale więcej piłem i jak wjeżdżałem do Polski było już lepiej. Po wizycie w sklepie jechało się ciężko, cały czas pod wiatr do Skoczowa gdzie kolejne utrudnienia. Udało się bocznymi dróżkami objechać wszystkie zatory drogowe. Skontrolowałem przy okazji postęp prac na torach kolejowych, nowe szyny już leżą, została tylko kosmetyka, pytanie jak w dalszej odległości od przejazdu. Na podjeździe nogi już lepiej pracowały ale i tak podjąłem decyzje o tym, że jadę już typowo rekreacyjnym tempem do domu. Gdy cieszyłem się już że bezpiecznie objechałem trasę to strzeliła szprycha w tylnym kole. Bicie koła nie było zbyt duże i dało się jechać. Przejechałem jeszcze kawałek po czym wstąpiłem do znajomego pożyczyć klapki by móc spokojnie dojść do domu, wzywanie wozu technicznego nie miało sensu bo zanim by dojechał ja byłem już w domu. Trasa ciekawa i trudna zarazem. Poza dwoma podjazdami jechałem spokojnie, w sumie na podjazdach straciłem ponad 15 minut do przeciętnych czasów jakie wykręcałem na tych segmentach. Drugie tyle zostawiłem na zjazdach które były wolne i asekuracyjne. Na płaskich odcinkach również nie szalałam wiec z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że przejechałem trasę w tempie turystycznym z dużymi rezerwami. Mimo wszytko to pierwszy krok w kierunku poprawy dyspozycji przed Tatra Road Race, pierwszy i może najważniejszy. Kolejne będą już łatwiejsze. W tej chwili największy problem leży po stronie organizmu, sprzęt mogę przygotować lepiej, nad techniką zamierzam pracować do ostatniego tygodnia przed wyścigiem, moc w nogach jest niezła. Powoli zaczynam odczuwać zmęczenie sezonem i dlatego plan treningowy jakiego będę chciał się trzymać będzie dostosowany wyłącznie do tego wyścigu. Kilka treningów w grupie pewnie zaliczę ale nie są one konieczne. Trasa wyścigu jest na tyle trudna, że nawet solowa jazda może dać dobry rezultat. Z takim podejściem np. podczas Mamuta przegrałbym wyścig już na starcie, a jak nie to na ostatnich kilometrach gdzie próżno szukać gór gdzie zwykle jestem w stanie wyrobić sobie przewagę nad rywalami. Dla mnie TRR to wyścig kompletny i tam nie ma miejsca na przypadki, jak nie ma pod nogą, nie ma wyniku.


Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ciaob
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]