Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 93.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 26.45km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 178 ( 91%)
  • HRavg 139 ( 71%)
  • Kalorie 2373kcal
  • Podjazdy 2050m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 115

Czwartek, 17 września 2020 · dodano: 22.09.2020 | Komentarze 0

Po ostatniej jeździe nie czułem już bólu w plecach ale pojawiło się przeziębienie spowodowane przez bardzo zmienną pogodę. Nie przejąłem się tym faktem bo w zasadzie jest już po sezonie i to jedyny czas kiedy można sobie na to pozwolić. Moja odporność jest na dobrym poziomie i dlatego nie ma powodów do niepokoju i raczej nie przerodzi się to w coś poważniejszego. Już kilka godzin później czułem się lepiej a po dniu wolnym od roweru było już na tyle dobrze, że zdecydowałem się wyjechać na trening. Wrzesień jest tym miesiącem w którym można sobie pozwolić na więcej luzu w treningach i wybrałem się na taki trening i trasę jakie lubię najbardziej. Nie chciało się wychodzić z domu po spojrzeniu na termometr ale trzeba się z tym liczyć, że w końcu cieplejsze ciuchy będą konieczne. Nie zraziło mnie to do jazdy, ubrałem się cieplej ale wybrałem taki zestaw, że w przypadku wzrostu temperatury mógłbym się rozebrać. Jedyne ograniczenie jakie miałem to czas. Ostateczną godziną powrotu była 14 a trochę się guzdrałem i wyjechałem kilka minut po 10. Na początek wybrałem najtrudniejszy wariant dojazdu do Ustronia i zaliczyłem kilkanaście krótkich podjazdów, jechało się bardzo lekko i przyjemnie ale z powodu silnego wiatru w plecy. Każdy medal ma dwie strony i zarówno podczas podjazdów i powrotu do domu miałem walczyć z przeciwnymi podmuchami. Po dojechaniu do ustronia zrezygnowałem z jednego podjazdu ale i tak miałem prawie 400 metrów przewyższenia w nogach. Pierwszy poważniejszy podjazd na trasie to Równica czyli jedna z moich ulubionych gór w okolicy. Podjazd zacząłem dosyć mocno i tak też wyglądał początek, moje wcześniejsze przypuszczenia się potwierdziły i swoje wtrącał wiatr dzięki któremu nie jechałem tak szybko jak wskazywały na to dane z miernika mocy. Rozpocząłem mocno podjazd ale założenia były inne i po około 800 metrach podjazdu ustabilizowałem swoją jazdę na poziomie 300-320 Wat. Jechało się całkiem nieźle ale jakoś podjazd się dłużył. Czułem, że warunki wietrzne nie są sprzyjające, temperatura też nie wysoka ale największe rezerwy były w nogach. Równa jazda pozwoliła na osiągniecie podobnego czasu jak podczas kilku wcześniejszych wjazdów ale nie skupiałem się na tym bo miał to być jeden z wielu podjazdów i nie jechałem na dobry czas. Na szczycie zatrzymałem się tylko na moment, ubrać się na zjazd. Początek zjazdu wyglądał dobrze a później już coraz gorzej, najtrudniejsze były tzw. Patelnie gdzie znów nawiązałem do „najlepszych” czasów gdzie pogrzebywałem jakiekolwiek szanse na zjazdach. W końcówce trochę dokręciłem ale gdy nawierzchnia była gorsza znów odpuszczałem i w sumie cały zjazd nie wyglądał dobrze. Po zjeździe zatrzymałem się by rozebrać jedna warstwę ciuchów przed kolejnym podjazdem. Bardzo rzadko zahaczam o Wisłę ale tym razem zdecydowałem się przejechać przez to beskidzkie miasto. Zazwyczaj jeżdżę przez Tokarnie gdzie do pokonania jest krótki ale bardzo sztywny podjazd. Nie lubię takich ścianek ale dobrze sobie na nich radze. Na podjeździe dawałem z siebie dużo ale rezerwa wciąż pozostawała, jechałem bardzo dynamicznie i w sumie niewiele brakło do poprawy rekordowego czasu. Przed zjazdem nie zatrzymywałem się ale zjeżdżałem bardzo wolno, sporo żwiru i kamieni na drodze blokowało mnie a na karbonach gorzej się hamuje i postawiłem tylko i wyłącznie na bezpieczeństwo. W Wiśle czekała mnie bardzo niemiła niespodzianka czyli standardowe korki nawet na bocznych drogach i tłok na ścieżce rowerowej. Na moje szczęście cały czas jechałem i zatrzymać się musiałem dopiero chcąc włączyć się do ruchu na głównej drodze na Szczyrk. Do Malinki jechało się przyjemnie bo z silnym wiatrem w plecy a później złapał mnie jakiś kryzys. Ciężko szło do momentu w którym zatrzymałem się przed podjazdem na Salmopol. Sam podjazd poszedł mi nieźle, często zmieniałem pozycje na rowerze i rytm pedałowania a czasem nawiązałem do większości wjazdów w tym roku. Wypracowałem niezwykłą powtarzalność i przenoszę ją na kolejne podjazdy, mimo wiatru w twarz na większej części podjazdu i ogólnie nie najlepszych warunków wystarczyło generować około 315 Wat aby wjechać poniżej 16 minut, bywały już dni kiedy nawet 20-30 Wat więcej generowałem przy podobnym czasie a takich kiedy niższa moc wystarczała było niewiele. Niestety dobry podjazd oznaczał kiepski zjazd, znów coś nie grało i w łuki wchodziłem zbyt asekuracyjnie i wolno a na prostych nie rozkręcałem roweru. Szybsza końcówka nie pozwoliła na zbyt wiele i cały zjazd mogę określić co najwyżej jako średni, od dobrego poziomu dzielą mnie na ten moment lata świetlne. Próbowałem zyskać coś w Szczyrku gdzie znów walczyłem z czołowym wiatrem ale bez skutku, kilka razy musiałem hamować i za każdym kolejnym powrót do wcześniejszego tempa był trudniejszy. Nie chciałem za wszelką cenę cisnąć i starałem się jechać w miarę spokojnie. Miałem jeszcze siły i nie znalazłem wymówki aby ominąć Orle Gniazdo. Jeszcze w tym roku nie podjeżdżałem od ulicy Wrzosowej a najlepszy czas na tym odcinku pochodzi z 2012 roku, to mój jeden z najstarszych rekordów i byłą okazja aby go poprawić. Nie jechałem na maksa tylko znowu podobnym tempem jak na Tokarnie, przy sanktuarium byłem w czasie około rekordowym ale nie zatrzymywałem się tylko jechałem dalej w kierunku Podmagury. Tam nachylenie trzyma na dłuższych odcinkach i już jechałem na granicy tego na co pozwalały płuca. Musiałem omijać też pieszych i raz mocno zwolnić ale jakoś z tego wybrnąłem. W końcówce już zrobiło mi się ciepło ale piękne widoki zrekompensowały wysiłek i trudności. Poprawiałem swój czas sprzed roku a na pierwszej części podjazdu sprzed 8 lat. Był to już chyba 50 rekord w tym roku, muszę to dokładnie sprawdzić. Słaby rok wyścigowy odbiłem sobie na podjazdach. Przed zjazdem zrobiłem krótką przerwę ale musiałem się zwijać i zachować przynajmniej minimalny zapas czasowy na powrót do domu. Na zjeździe moja jazda wyglądała już lepiej, mogłem być z niej zadowolony. Zmobilizowałem się na kolejne kilkanaście kilometrów i mocno pracowałem walcząc z przeciwnym wiatrem. Po wjeździe do bielska odpuściłem i wjechałem na ścieżkę rowerową, nie czułem się na niej pewnie ale nie było alternatywy. Miałem jeszcze zapas czasowy i dopiero w przedostatnim momencie manewru zmieniłem trasę. Na interwałowej ulicy Skarpowej chciałem sprawdzić nogę, to właśnie takie odcinki to moja bolączka i się to potwierdziło. Na podjazdach dawałem z siebie bardzo dużo a na zjeździe w połowie odcinka musiałem hamować, tam właśnie straciłem sporo sekund. Frustracja znów osiągnęła wysoki poziom, kolejny raz nie byłem w stanie dobrze pokonać zjazdu i znów nie z mojej winy, na wyścigach wychodzi, że utrwalam nawyki przez które tracę na zjazdach czy w peletonie. W końcówce dołożyłem jeszcze techniczny odcinek z wąskimi drogami i ciasnymi zakrętami i z około 10 minutowym zapasem byłem w domu. Fajny trening z mieszanką dobrych podjazdów, słabych zjazdów i średniej jakości technicznych odcinków. Sezon powoli się kończy, widać to po przyrodzie wokół i warunkach atmosferycznych a także długości dnia która znacznie się skróciła. Z jednej strony dobrze, bo będzie więcej czasu na odpoczynek i inne sprawy a z drugiej chciałoby się dalej jeździć i zaliczać kolejne ciekawe trasy i podjazdy.

Podjazdy:


Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ieini
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]