Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścig

Dystans całkowity:5500.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:186:43
Średnia prędkość:29.75 km/h
Maksymalna prędkość:92.00 km/h
Suma podjazdów:94110 m
Maks. tętno maksymalne:202 (103 %)
Maks. tętno średnie:181 (92 %)
Suma kalorii:133318 kcal
Liczba aktywności:75
Średnio na aktywność:76.39 km i 2h 29m
Więcej statystyk
  • DST 67.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 30.92km/h
  • VMAX 74.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 181 ( 92%)
  • HRavg 162 ( 83%)
  • Kalorie 2097kcal
  • Podjazdy 1480m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Road Trophy 2022 Etap 1

Sobota, 13 sierpnia 2022 · dodano: 08.09.2022 | Komentarze 0

Pierwszy etap Road Trophy był dla mnie powrotem do ścigania na szosie. W ostatnich miesiącach walczyłem z bólem kolan i na dłuższych dystansach miewałem problemy z  intensywniejszą jazdą więc podarowałem sobie szosowe ściganie. Udało się wygrać nierówną walkę o zdrowie i złapać formę pozwalającą na start w dłuższym wyścigu więc nic nie stało na przeszkodzie aby pojawić się w Rajczy na wyścigu do którego mam sentyment a z tych od których zaczynałem jeżdżenie jest to ostatni mający swoją kontynuację. W Rajczy pojawiłem się stosunkowo późno ale miałem jeszcze czas na formalności w biurze i krótką rozgrzewkę. Na starcie ustawiłem się tradycyjnie z tyłu bo nie wiedziałem jak będę się czuł w peletonie a lepiej wyprzedzać innych niż być wyprzedzanym. Po starcie honorowym z przodu byli zawodnicy którzy z reguł zajmują czołowe miejsca patrząc od dołu tabeli. Byłem w stanie zyskać kilka pozycji przed podjazdem pod Kotelnicę. Tam tradycyjnie tempo było mocne ale nie kosmiczne, mnie zaczynało brakować więc na szczycie miałem stratę do czołówki. Jechałem gdzieś z tylu drugiej grupki, wiedziałem, że mokre dróżki wymagając ostrożnej jazdy o czym przekonało się kilku zawodników testując twardość trawy na przydrożnej łące. Upadki innych trochę wybiły mnie z rytmu ale musiałem walczyć dalej. Na zjeździe znowu kilka sekund w plecy ale bliskość grupy była ogromną dla mnie motywacją. Ogień na podjeździe wzdłuż S1 spowodował, że dojechałem do grupy pościgowej. Kolejny podjazd był bardzo blisko, nie byłem w stanie złapać oddechu więc kilka sekund starty na ściance okazało się kluczowe dla dalszych losów wyścigu. Grupa skutecznie odjechała, próbowałem gonić ją na zjeździe w Lalikach, płaskim w Kiczorze czy podjeździe pod Kotelnicę, bezskutecznie. Jechałem jednak swoje nie dając się doścignąć grupce z tyłu gdzie jechało kilku niewygodnych dla mnie zawodników ktorzy najczęściej żerują na mojej pracy a później zostawiają i podniecają się tym, że są lepsi. Jechałem swoje, po drodze wydarzyło się kilka przychylnych mi sytuacji, najpierw gumę złapał jeden z faworytów wyścigu, następnie kolejny mocny zawodnik odpuścił jazdę w czołówce i dalej jadąc swoje utrzymywałem się między czołówką a goniącą mnie grupą. Utrzymałem tempo przez ponad 2 rundy samotnej jazdy i jeszcze byłem w stanie wyprzedzić jedną osobę na finałowym podjeździe, wtedy też zacząłem dublować najsłabszych co też dodało mi sił. Nie dałem z siebie wszystkiego na finiszu, nie miało to sensu w perspektywie jeszcze 2 dni ścigania. Okazało się, że pojechałem dobry wyścig, jeden z lepszych w niemal 15 letniej historii moich startów w amatorskich zawodach rowerowych kończąc etap na wysokim 12 miejscu open i 5 w kategorii B. Zostawiłem za sobą 10 konkurentów w grupie wiekowej co mogę uznać za bardzo dobry wynik bo zwykle szorowałem ogony kategorii wiekowej. Po zawodach krótki rozjazd i regeenracja sił przed kolejnym etapem.




  • DST 80.00km
  • Czas 02:28
  • VAVG 32.43km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 1643kcal
  • Podjazdy 1260m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Klasyk Annogórski 2022

Sobota, 14 maja 2022 · dodano: 24.05.2022 | Komentarze 0

Po kilku tygodniach przerwy pojawiłem się po raz trzeci na starcie zawodów. Wyścigu na Górze Świętej Anny nie planowałem w swoim kalendarzu ale pojawiła się okazja do startu więc z niej skorzystałem. Do wyścigu w żaden szczególny sposób się nie przygotowywałem a nazywając rzeczy po imieniu wręcz przyjechałem do Leśnicy zupełnie nieprzygotowany do mocnej jazdy. Mimo tego, że wyścig był dopiero popołudniu już przed 10 byłem na miejscu startu. Po drodze załatwiłem kilka spraw m.in. w Katowicach i dlatego miałem dosyć dużo czasu na przygotowanie roweru, sprawdzenie trasy czy kawę w Zdzieszowicach. Im bliżej startu tym więcej znajomych, niektóre osoby wręcz zignorowały moją obecność a inne pytały – „ Po co tutaj przyjechałeś ? „ To jest dobre pytanie które postawiłem sobie przed startem. W Leśnicy pojawiłem się tylko dlatego aby zrobić dobry trening na technicznej rundzie, popracować trochę w grupie i przede wszystkim dobrze się bawić. Z takim nastawieniem stanąłem na starcie. Bez konkretnej rozgrzewki ustawiłem się na końcu sektora, chaos na starcie jest już znakiem rozpoznawczym zawodów z cyklu Road Maraton bo przede mną znaleźli się zawodnicy z kategorii E startujący 10 minut później. Myślałem, że coś się zmieniło w tym cyklu na lepsze, na tym etapie zawodów stwierdziłem, że wszystko zostało po staremu a wręcz zmieniło na gorsze.
Gdy nastąpił start miałem jeszcze chwilę, gdy czołówka miała za sobą 200 metrów trasy ja dopiero ruszyłem z miejsca. Tradycyjnie nie mogłem się wpiąć więc z rynku ruszyłem jako jeden z ostatnich. Moje nogi mówiły już na starcie, że nic z nich tego dnia nie będzie. Jechałem jednak ile mogłem ale nie byłem w stanie dojechać do końca peletonu i już od początku podjazdu na Górę Świętej Anny goniłem. Solidnie się zagotowałem aby wywalczyć lepszą pozycję przed wjazdem na rundy ale zabrakło mi kilku sekund aby złapać dużą grupę więc całą pierwsza rundę goniłem praktycznie na solo. W końcówce podjazdu dojechałem do grupy ale nie było sił aby dostać się do jej środka albo na czoło więc znowu szybko odpadłem mimo starań i jak najlepszej jazdy. Goniłem całe pierwsze okrążenie by na początku drugiego znaleźć się w tej grupce. Źle wyglądała moja jazda od strony technicznej i znowu traciłem kontakt z grupą by za nią znaleźć się w Porębie. Trzecia runda miała już dla mnie być ostatnią, podjazd pod Annę sporo wniósł bo z większej grupki zrobiły się dwie a ja znalazłem się w tej słabszej i tak nie byłem w stanie dawać zmian więc żadna to dla mnie różnica. Gdy okrążenie dobiegło końca zdecydowałem się na kolejną rundkę, nie miałem już szans nic zyskać i chciałem wykorzystać ostatnie 3 okrążenia na trening techniczny. Momentami lepiej czułem się w grupie ale na ogół odstawałem dosyć mocno i cały czas walczyłem o pozycję. Nie byłem w stanie już generować nawet przeciętnych watów więc moja jazda ograniczyła się tylko do tego ile zostało do końca. Wjeżdżając na ostatnią rundę obejrzałem się w tył czy przypadkiem nie jestem dublowany ale nie doszło do tego, dobrze i źle bo z jednej strony uniknąłem totalnej kompromitacji a z drugiej nie potwierdziłem jak w lesie jestem z formą. Ostatnia runda to już w większości solowa jazda, mimo to jechało się lepiej niż na wcześniejszych. Na metę wjechałem niezbyt zmęczony i ujechany ale coś czułem w nogach.
Przed zjazdem do Leśnicy jeszcze chwila przerwy i sporo pytań na które nie chciałem odpowiadać a wręcz nie znałem odpowiedzi. Po wyścigu oczywiście posiłek regeneracyjny, nic specjalnego i kolejne pytania na które unikałem odpowiedzi. To co mogło nie zagrać nie zagrało, zabrakło tylko upadku i defektu sprzętu do kompletu.
Po wyścigu wyciągnąłem wiele wniosków ze swojej jazdy:

  • 1.Słaby wyścig w moim wykonaniu okazał się dobrym treningiem, nie tylko technicznym czy zadaniowym ale także prawdziwym testem dla głowy. Mimo tego, że po każdym przejeździe przez linię mety chciałem zejść z trasy wyścigu dojechałem do końca.
  • 2.Organizacja zawodów nie stała na najwyższym poziomie. Start wspólny dla dwudziestolatków i pięćdziesięciolatków to jakieś nieporozumienie. Sporo pieszych i samochodów pojawiających się nagle na jezdni i zmuszających do gwałtownego hamowania strasznie wybijało z rytmu.
  • 3.Trasa niby ciekawa ale odcinek do mety i dziury na zjazdach odbierały cały urok zawodów.
  • 4.Po raz kolejny przekonałem się, że nie warto przejmować się tym co mówią inni. Gdybym miał porównywalne warunki treningowe do innych to zapewne bym wypadł lepiej.
  • 5.Start w zawodach potraktowałem treningowo z kilku powodów. W ostatnim czasie mam urwanie głowy w pracy, przez to co dzieje się już trzeci miesiąc na wschód od Polski część robót została wstrzymana i teraz trzeba nadrobić zaległości. W ciągu 5 dni roboczych przepracowałem 62 godziny a spałem całe 27. W normalnym trybie ilość snu równała się ilościom godzin w pracy. Nieregularność w jedzeniu skutkująca problemami z organizmem a w szczególności bólami stawów i mięśni musiała odbić się na wydolności organizmu która po prostu była słaba.
  • 6.Nawiązując do punktu 5, wraz z dużą ilością pracy zarabiam naprawdę dobre pieniądze i dlatego zacząłem inwestować w nowy rower. Czy zająłbym 30, 60 czy 90 miejsce i tak nie jest to poziom jaki jestem w stanie prezentować w optymalnej dyspozycji, warunkach i sprzyjającej trasie a nowy sprzęt zawsze daje motywację i radość.
  • 7.Po wyścigu stwierdziłem, że jak stan mojego organizmu nie ulegnie poprawie to rezygnuję ze starów w wyścigach szosowych i skupię się na maratonach MTB na dystansie Mini oraz czasówkach gdzie wysiłek trwa od kilku do maksymalnie 90 minut.
  • 8.Przejście do mocnej kategorii jest bardzo trudne, zwłaszcza jak pojawiają się coraz to nowe problemy, z tego powodu nie patrzę na wyniki większości zawodów bo wyglądają słabo.
  • 9.Słabsze okresy miałem już wiele razy i zawsze udało się z nich wyjść więc to, ze teraz jest źle, nie oznacza, że za jakiś czas nie będzie lepiej.
  • 10.W ostatnich tygodniach bardzo często rezygnowałem z treningów, zmieniałem założenia i zaliczyłem sporo mniej intensywnych minut niż zakładałem. Nie przykładałem się też do regeneracji bo zazwyczaj nie miałem na to czasu. Kumulacja tych wszystkich czynników spowodowała stan w jakim znalazłem się m.in. podczas tego wyścigu.
  • 11.Pora w końcu zacząć coś trenować bo ostatnio bardziej jeździłem niż trenowałem a czas nie stoi w miejscu i ważne dla mnie starty coraz bliżej a formy wciąż ze mną nie ma.
  • 12.Inni czują satysfakcję z tego, że mi nie poszło i mogą się pochwalić tym, że na metę wjechali przede mną. Ja nie potrzebuję drogiego sprzętu z jednym z najbardziej popularnych logo na ramie, nie potrzebuję trenera by zbudować dobrą formę. W peletonie jest coraz więcej takich gwiazd którzy sami nie potrafią zadbać o swoją formę a wyścigi traktują bardzo poważnie, ja nigdy taki nie byłem, zawsze to była i będzie dla mnie zabawa, bez względu na to czy jestem w czołówce zawodów czy okupuję ogony stawki. Byłem już w czołówce ale mam prawo do słabości i to nie jest żaden sukces, objechanie mnie w tym stanie.
  • 13.Wyścig trafia na listę tych o których szybko zapominam, patrząc statystycznie, jest to już 50 taki wyścig na dokładnie 76 jakie przejechałem, to potwierdza jak chimerycznym jestem kolarzem i nie potrafię gdy nie idzie dobrze spisać się na wyścigu.
  • 14.Po kilku latach bez większej ilości startów stwierdziłem, że ciężko jest wbić się na dłużej w rytm wyścigowy, motywacja i samozaparcie tutaj nie wystarczą. Musi pojawić się dodatkowy bodziec abym na stałe wrócił do szosowego ścigania, na razie wszystko co się dzieje skłania mnie raczej ku rzuceniu tego wszystkiego w cholerę.




  • DST 54.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.67km/h
  • VMAX 77.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 186 ( 95%)
  • HRavg 164 ( 84%)
  • Kalorie 1803kcal
  • Podjazdy 1580m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Małopolska Tatra Road Race 2021

Sobota, 11 września 2021 · dodano: 17.09.2021 | Komentarze 0

Nadszedł dzień na który czekałem od dłuższego czasu. Już trzeci rok z rzędu najważniejszym wyścigiem w sezonie jest dla mnie Tatra Road Race. W tym roku na skutek wielu okoliczności na które w większości nie miałem w wpływu zdecydowałem się na krótszy wariant trasy. Po raz pierwszy zrobiłem książkowe BPS, bez żadnych błędów, jedynym był chyba zbyt późny wyjazd z Zakopanego i nie miałem już zapasu czasowego który jednak nie był konieczny. Zaskoczył mnie panujący chaos wokół startu, zawodnicy spóźniający się na start, zamieszania z sektorami startowymi, warunki drogowe i logistyczne były jakie były i organizator miał dobre intencje ale coś nie zagrało jak trzeba. Po rozgrzewce odstałem około 15 minut i obserwowałem przejazd dystansu Hell, gdy wyścig przejechał też nie od razu ruszyłem w dół bo należał mi się pierwszy sektor i mogłem zjechać jako ostatni. Ustawiłem się z samego przodu, nie wszyscy którzy stali obok mieli prawo do startu z pierwszego sektora ale przy tym chaosie było to nie do wyłapania. Gdy nastąpił sygnał ruszyłem pierwszy i przez kilka sekund byłem na prowadzeniu ale szybko zaczęli mnie wyprzedzać inni zawodnicy, brakowało mi mocy aby cisnąć w tempie najlepszych pierwszy podjazd, wyprzedziło mnie około 30 osób z czego część to typowi mistrzowie pierwszego podjazdu po którym radzą sobie już gorzej. Jechałem równym tempem ale nie na maksa wiedząc, że jeszcze kilka podjazdów mnie czeka w ciągu kilkunastu minut. Na zjeździe wyprzedziły mnie tylko 2 osoby ale ja wyprzedziłem 3 oraz dwie które zbierały się z pobocza po wypadnięciu z trasy. Drugi podjazd zaskoczył wiele osób i dwie z nich zatrzymały się na początku ścianki z łańcuchem na blacie, jakoś je wyminąłem i mocno cisnąłem do końca podjazdu, nikt nie był w stanie jechać moim tempem, wyprzedziłem kilka osób i do 4 osobowej grupki traciłem niewiele, na zjeździe zachowywałem kontakt wzrokowy i pod Ostrysz widziałem już czołówkę, zbliżyłem się do kolejnych zawodników ale wciąż brakowało kilku metrów, na zjeździe dojechałem do nich a kolejni już byli na widelcu, charakterystyka trasy mi sprzyjała i szybko dojechałem do grupki i pracując na jej czele doprowadziłem do kolejnej selekcji, w pewnym momencie zostało nas 3, przed samą premią nieco mi brakło mocy i odstałem kilka metrów, na zjeździe zaczekałem na grupkę w której dobrze się pracowało i znowu się zjechaliśmy w całość. Nie wiedziałem czy zawodnicy których mijamy jadą Hell czy Hard i grupa w pewnym momencie liczyła ponad 10 osób, tempo było mocne, na ściance pod Budz już trzeba było iść na maska, tam jeszcze się utrzymałem ale później pojawiły się skurcze, nigdy nie miałem ich już po godzinie i nie wiedziałem jak się zachować, na płaskim odstałem kilka metrów, pod Bachledówkę goniłem na siedząco bo jak tylko wstawałem z siodełka skurcze atakowały moje nogi. Wymieniłem bidon na pełny, wziąłem magnez i ogień, zbliżałem się do grupki ale wciąż brakowało kilku metrów, zjazdy musiałem odpuszczać, jak tylko próbowałem kręcić korbą lub przyjąć bardziej agresywną pozycję wracały skurcze, moim jedynym ratunkiem była jazda w trupa na podjazdach, to był dobry wybór bo znowu nadrobiłem stracony czas ale wciąż 10- 15 sekund traciłem do grupy. Ostatni dłuższy zjazd totalnie mnie pogrążył i przekreślił moje szanse w tym wyścigu, jechałem jednak bardzo dobrze i czułem, że skurcze powoli mijają i zamierzałem jechać mocno do końca. Na zjeździe musiałem puścić korby, skurcze były tak silne, że blokowało mi nogi i przez spory czas nie kręciłem tracąc sporo czasu do grupy która cisła tutaj bardzo mocno, straciłem kontakt wzrokowy i nawet dogonił mnie zawodnik jadący z niewielką startą od bufetu. Pod Ostrysz już skurczów nie było ale zachowywałem rezerwy, odezwały się za to plecy o których bólu już zapomniałem, widziałem znowu grupę ale to już były blisko 2 minuty starty, nie do nadrobienia na tak krótkim dystansie, pojechałem jednak dobrze podjazd, zjazd był możliwie bezpieczny ale całkiem szybki. Ostatnie 5 kilometrów prowadziło głównie pod górę po niezłej nawierzchni, jechałem mocno, z przodu ani z tyłu nikogo nie było więc jedynym uatrakcyjnieniem nudnej jazdy było przełączanie ekranów w liczniku, dystans powoli mijał, gdy robiło się stromiej dokręcałem ale nie na maksa, meta coraz bliżej, noga całkiem nieźle podawała i byłem zły na to, że skurcze ustawiły ten wyścig bo mogło być naprawdę dobrze, przed metą postawiłem na jedną kartę i potrafiłem nieźle zafiniszować z samym sobą, po przejeździe przez metę miałem mieszane uczucia, wiedziałem, że pojechałem dobry wyścig ale jakiś niedosyt pozostał. Odebrałem medal za ukończenie i pojechałem do Zakopanego, podobnie jak rano przez Ząb.
Po sprawdzeniu wyników byłem zaskoczony, nigdy tak dobrze nie przejechałem żadnego wyścigu, gdyby nie skurcze byłoby naprawdę dobrze, nie popełniłem żadnego błędu, dobrze się rozgrzałem, ustawiłem z przodu na starcie, idealnie rozłożyłem siły, regularnie jadłem i piłem, wiedziałem kiedy docisnąć a kiedy popuścić, byłem tam gdzie trzeba przez większą część wyścigu i byłem w stanie kontrolować sytuację na trasie, zwykle traciłem szanse już na starcie a teraz wyścig dla mnie trwał do bufetu i zatrzymały go jedynie skurcze a nie jakieś moje błędy czy głupie decyzje. Zupełnie odciąłem głowę i to przyniosło rezultat. Najlepszy dotychczas wynik open to 15 miejsce w wyścigu ze startu wspólnego, teraz niby jest tylko oczko wyżej ale w mocniej obsadzonym i trudniejszym wyścigu na którym naprawdę trzeba być przygotowanym i nic nie dzieje się przez przypadek. Jestem bardzo zadowolony bo ten rok nie układał się po mojej myśli ale ten wyścig przeważył szalę na drugą stronę, już teraz mogę uznać ten sezon za udany. Za rok chciałbym znowu być na tym wyścigu i chyba pozostanę przy dystansie Hard gdzie jestem w stanie dać z siebie wszystko a na dłuższych trasach zwykle prędzej czy później łapie mnie mniejszy lub większy kryzys. Gdzie są osoby które na każdym kroku udowadniają mi, że jestem słaby, walczą o Komy na Stravie czy nie schodzą poniżej 30 km/h podczas treningów, dla mnie jest to poziom nie do przejścia a gdy przychodzi wyścig zwykle jest tak samo, z łatwością objeżdżam wszystkie takie „Gwiazdy”. Nie patrzę jednak na ten wyścig pod kątem wyniku, musiałbym się ścigać w innych kategoriach, ciężko znaleźć wśród tych co szybciej pokonali trasę osobę która pracuje tyle co ja lub więcej, brakuje jej snu, regularności w jedzeniu i cały rok ma jakieś problemy, m.in. zdrowotne. Pod tym względem jestem wygranym, nawet to co inni sądzą o mnie nie ma znaczenia. Nie przejmuję się tym, że na mecie pierwsze co usłyszałem to pytanie, dlaczego nie pojechałem na dłuższy dystans, to jest moja sprawa i mam argumenty za tym, że wybrałem krótki. Mi też nie podoba się wiele rzeczy ale nie mam na nie wpływu dlatego inni też nie powinni za mnie podejmować decyzji, udowodniłem swoje na trasie czym potwierdziłem to, że to była słuszna decyzja. Na tym wyścigu kończę sezon, jeszcze kilka czasówek chciałbym pojechać wykorzystując dobrą formę która pojawiła się na początku września.




  • DST 5.00km
  • Czas 00:24
  • VAVG 12.50km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 174 ( 89%)
  • Kalorie 418kcal
  • Podjazdy 440m
  • Sprzęt Evo 2
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uphill MTB Magurka Lato 2021

Sobota, 28 sierpnia 2021 · dodano: 02.09.2021 | Komentarze 0

Po słabym tygodniu treningowym wystartowałem w kolejnym Uphillu na MTB. Tym razem zrobiłem bardzo dobrą rozgrzewkę która jednak została zaburzona przez problemy z licznikiem, musiałem go zresetować. Start trochę się opóźnił więc miałem dodatkowy czas. Zamontowałem miernik mocy i jechałem w butach szosowych, do MTB na razie nie kupiłem i postanowiłem zaryzykować i nie jechać po raz kolejny na platformach. Start w moim wykonaniu był dobry, ruszyłem mocno i zacząłem od razu wyprzedzać innych zawodników, miernik chyba nie działał poprawnie ponieważ pokazywał bardzo wysokie wartości, trzymałem jednak tempo i szybko dojechałem do miejsca w którym trzeba było skręcić w teren, do tego momentu nie wyprzedził mnie Przemek Niemiec więc było dobrze. Nie przypuszczałem jednak, że problemy dopiero się zaczną, przesadziłem z ciśnieniem w oponach i gdy tylko zrobiło się stromo a dodatkowo zdecydowałem się na wyprzedzanie innych, koło zaczęło buksować, zaczynało mnie ściągać na lewo gdzie wydawało mi się, że będzie lepiej jechać i po chwili zaliczyłem glebę w krzaki. Zanim się pozbierałem minęła chwila, musiałem podprowadzić bo ruszyć się nie dało, nie wpadłem jednak na to by upuścić powietrza, podjazd skończył się jednak szybko, zjazd był fatalny, prawie przestrzeliłem skręt i wyprzedziło mnie kilka osób, dalej też nie było dobrze, gdy minął mnie Przemek Niemiec trzymałem się go przez moment ale później znowu traciłem przyczepność i lądowałem w krzakach po raz drugi. Byłem już zrezygnowany, jechałem dalej mocno ale poniżej możliwości i oczekiwań, każda trudność paraliżowała mnie i końcówka była już słaba w moim wykonaniu. Liczyłem na nieco więcej, szczególnie po 2 części trasy ale wychodzą wszystkie braki w technice jakie posiadam. Jak dotąd nie jeździłem dla wyników, w tym roku jednak pora na coś się nastawić i liczyłem na top 10 OPEN i podobnie jak na Road Trophy do osiągnięcia celu zabrakło 1 miejsca. W kategorii znowu walczyłem z duchami, nie martwi mnie to bo już za rok będę walczył w mocniejszej stawce wiec i motywacja będzie wyższa. Zadowolony być mogę bo tym razem sprzęt spisał się na medal a nad techniką muszę pracować i wziąłem się do roboty już po zawodach i zjechałem do Wilkowic bardzo trudną trasą, blisko połowę pokonałem z buta ale były też lepsze odcinki a na ostatnich 500 metrach w terenie nawet puściłem klamki hamulcowe. W punkt wymierzyłem czas bo już na ostatnich 200 metrach kropiło a po 5 minutach od wejścia w domu zaczęło lać.


Kategoria 0-50, Samotnie, teren, Wyścig


  • DST 5.00km
  • Czas 00:27
  • VAVG 11.11km/h
  • VMAX 25.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 178 ( 91%)
  • HRavg 167 ( 85%)
  • Kalorie 346kcal
  • Podjazdy 440m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uphill MTB Równica 2021

Sobota, 21 sierpnia 2021 · dodano: 30.08.2021 | Komentarze 0

Pierwszy od 4 lat start w zawodach MTB. Wówczas na stalowym, ciężkim rowerze sprawdziłem się na podjeździe pod Stożek gdzie poszło mi nieźle ale nie przekonałem się do powrotu do MTB. Wiele rzeczy zgrało się jednocześnie i mogłem wystartować w Uphillu na moją ulubioną górę – Równicę. Na rozgrzewkę dojechałem rowerem do Ustronia dobrze znaną mi drogą, myślałem, że braknie mi czasu ale po dojeździe do Górek było już znacznie łatwiej i szybko pokonałem ponad 10 kilometrowy odcinek. W Ustroniu zorientowałem się, że nie wziąłem gotówki i musiałem szukać bankomatu, wszystko udało się na styk i numer odebrałem 2 minuty przed zamknięciem biura. Do startu miałem jeszcze ponad 90 minut więc zdążyłem pojechać na kawę i trochę pokręcić się przed startem. Nie robiłem żadnej konkretnej rozgrzewki bo czas był mierzony dopiero od Jaszowca gdzie trzeba było dojechać mając na to 20 minut. Gdy nadszedł czas mojego startu ruszyłem spokojnie ale i tak dogoniłem kilka osób jeszcze przed wjazdem na asfalt w Polanie. Miałem trzy minuty zapasu ale coś się chyba przesunęło bo gdy była moja kolej nie było mnie w okolicy startu i zostałem puszczony kilka minut później. Ruszyłem mocno z kopyta, nie miałem danych o mocy i trzymałem się wyłącznie tętna które szybko osiągnęło strefę 4. Początek nie był zbyt trudny ale zdołałem już wyprzedzić kilka osób, na pierwszej ściance zrobił się delikatny zator, próbowałem go minąć lewą stroną ale było tyle kamieni, że nie byłem w stanie jechać, zjechałem więc na prawą stronę i wlekłem się za innymi, gdy nachylenie nieco spadło wyprzedziłem trzy osoby i cisnąłem ile wlezie próbując nadrobić stracony czas, nawet nieźle mi szło, mijałem kolejne osoby aż do pewnego momentu, widząc już rozwidlenie dróg i spadek nachylenia zmieniłem przełożenie, stanąłem w korby i w tym momencie strzelił łańcuch, dla mnie było już po zawodach. Naprawa roweru na zawodach zawsze mnie stresuje i popełniłem kilka wyraźnych błędów, spięcie łańcucha to robota na kilka minut a ja bawiłem się z tym prawie 20. Najpierw nie umiałem rozkuć uszkodzonego ogniwa, następnie źle założyłem łańcuch i dopiero trzecia próba była udana, szybko jeszcze wyczyściłem ręce, nie zakładałem już okularów bo parowały i nic nie widziałem. Ruszyłem już bez przekonania, tylko po to aby ukończyć zawody, noga już nie podawała jak wcześniej. Zaskoczył mnie dosyć długi odcinek płyt betonowych z bardzo wysokim nachyleniem, lepiej jechało mi się po żwirze czy kamieniach, długo nikogo nie widziałem przed sobą a zawodnicy pojawili się w najmniej spodziewanym momencie gdy znów zrobiło się stromo, kamieniście a najbardziej optymalna ścieżka była zablokowana przez innych rowerzystów, cisnąłem więc na przełaj, jechałem już tak wolno, że byłem pewny, że spadnę z roweru, licznik włączył autopauzę na kilkanaście sekund, jakoś jednak przejechałem ten odcinek a dalej wcale łatwiej nie było, do rowerzystów jadących pod górę doszli piesi i zjeżdżający zawodnicy z mety, niektórzy z nich nie patrzyli na innych tylko jechali jak im się podoba, raz nawet musiałem się zatrzymać aby nie wylecieć z drogi. Zmobilizowałem się na sam koniec ale nie była to jazda na maksa. Podjazd jechałem niecałe 27 minut, stać mnie było na więcej ale przy defekcie który zabrał kilkanaście minut nie miało to znaczenia. Ukończyłem jednak zawody, nie miałem najgorszego czasu i jakieś doświadczenie zebrałem. . Nie udało się tego zrobić na zjeździe gdzie musiałbym rozjeżdżać pieszych aby coś technicznie pojechać, bezpieczniej było zejść z roweru i dopiero w okolicy Skibówki na niego usiadłem, zjechałem bezpiecznie asfaltem do Ustronia. Nie czekałem jednak na dekorację i nim się zaczęła ruszyłem do domu, powrót był szybszy niż dojazd. Miałem mieszane uczucia po tym dniu ale na razie nie zraziłem się do MTB bo wiem, że początki lub powroty są trudne a dla mnie zazwyczaj bardzo trudne. Zorientowałem się, że po drodze gdzieś zgubiłem okulary, było mi ich po prostu szkoda.


Kategoria 0-50, Samotnie, teren, Wyścig


  • DST 90.00km
  • Czas 03:14
  • VAVG 27.84km/h
  • VMAX 74.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 180 ( 92%)
  • HRavg 152 ( 77%)
  • Kalorie 2595kcal
  • Podjazdy 1940m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Road Trophy 2021 Etap 2

Niedziela, 15 sierpnia 2021 · dodano: 28.08.2021 | Komentarze 0

Drugi dzień rywalizacji na górskich trasach w okolicy Rajczy wyglądał gorzej niż pierwszy. Rano odezwały się plecy z którymi co jakiś czas mam problem. Przyczyny wszystkie znam i niestety nie jestem w stanie zrezygnować z rzeczy które bardzo obciążają mój kręgosłup. Noga była nieco lepsza, byłem wypoczęty ale plecy dyktowały swoje warunki. Było mniej czasu na rozgrzewkę więc ją skróciłem ale mięśnie były odpowiednio rozgrzane aby cisnąć już od samego startu. Ruszyłem tym razem z dalszej pozycji ale ją utrzymałem do podjazdu który zaczynałem z okolicy TOP 20. Wiedziałem, że muszę starać się szukać optymalnego toru jazdy aby nie tracić kontaktu z czołówką co jednak nastąpiło dosyć szybko, ktoś puścił koło i nie byłem w stanie przeskoczyć do czołówki która nie jechała zbyt mocno. Plecy już dawały o sobie znać i nie wiedziałem czy jechać na stojąco czy siedząco, zostałem z tyłu i po podjeździe miałem niewielką stratę do grupy osób z którymi jechałem wczoraj. Nie udało się jednak doścignąć i jechałem sam. Nie byłem w stanie przyjąć pozycji na zjeździe, próbowałem dokręcać ale nic to nie dało. Przed Milówką już odpuściłem i czekałem na kolejną grupę która szybko mnie dogoniła, nie wiem ile było osób bo całą Kamesznicę jechałem z przodu. Na podjeździe mimo przeciętnej jak na mnie jazdy nadrobiłem sporo by później stracić na zjeździe. Drugi raz w Kamesznicy już jechaliśmy po zmianach i dalszy przebieg rywalizacji stał się przewidywalny. Każda kolejna runda dzieliła bardziej grupę, po 3 podjeździe już bardzo mnie bolało i zdecydowałem się zatrzymać i ulżyć tym cierpieniom. W tym czasie dojechało kilka osób ale współpraca już nie układała się jak wcześniej. Z każdym kolejnym podjazdem szło mi gorzej, moc cały czas była ale ciągłe zmiany pozycji i próba przeniesienia bólu w inne miejsce odbiła się na jakości podjazdów. Z ulgą wjechałem na ostatnią rundę którą już jednak przecierpiałem, na zjazdach nie byłem w stanie utrzymać się za innymi, na podjeździe pod metę nie byłem w stanie nic nadrobić. Nie było skurczy ale znowu nie przejechałem przez metę w stylu jakiego oczekiwałem. Był to bardzo trudny dzień, trasa nudna i trening nie był już tak dobry jak w sobotę. Założyłem jednak koszulkę finiszera więc mogę być z siebie zadowolonym, nieznacznie poprawiłem najwyższe miejsce Open na tym wyścigu co jednak nie było celem.




  • DST 84.00km
  • Czas 02:50
  • VAVG 29.65km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • HRmax 189 ( 96%)
  • HRavg 164 ( 84%)
  • Kalorie 2300kcal
  • Podjazdy 1890m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Road Trophy 2021 Etap 1

Sobota, 14 sierpnia 2021 · dodano: 28.08.2021 | Komentarze 0

W końcu udało się wystartować w wyścigu. W tym trudnym dla mnie roku, pełnym dziwnych i tragicznych zdarzeń gdy nic się nie układa i brakuje wszystkiego od zdrowia, przez czas po formę rowerową byłem bardzo zadowolony, że pojawiłem się na starcie kolejnej już edycji Road Trophy. Jak dotąd miałem styczność z każdą, w 2010 roku przejechałem turystycznie wszystkie etapy, w latach 2011 – 2018 ukończyłem rywalizację, w 2019 roku miałem możliwość startu tylko w jednym etapie a rok temu zawody miały inną formułę więc nie wypada traktować ich jako Road Trophy. Zwykle przynajmniej jeden etap miałem słabszy z jakiegoś powodu, od 2015 roku gdy byłem co roku dobrze przygotowany zawodził sprzęt więc chciałem przełamać tą niedobrą passę. W tym roku trasy mi pasowały, idealna runda honorowa, selektywny pierwszy podjazd po którym następowały techniczne sekcje. Cały lipiec solidne trenowałem a ostanie trzy tygodnie były najlepsze treningowo od maja więc byłem spokojny przed startem. Zwykle kilka nocy poprzedzających ten wyścig nie mogłem spać a tym razem obudził mnie dopiero trzeci budzik nastawiony i tak ze sporym zapasem. W odróżnieniu od wszystkich edycji które ukończyłem w całości tym razem nie nocowałem w okolicy startu tylko dojeżdżałem na etapy z domu. Powodów było sporo, m.in. praca w której zobowiązałem się pojawić nawet w dniu startu na 3 godziny czy bardzo wysokie ceny noclegów. Nie było to jednak złe rozwiązanie, spałem we własnym łóżku i miałem wszystko pod ręką, wyjeżdżając na kilka dni z domu musiałem pamiętać o tym by wszystkiego starczyło na kilka dni. Już przed startem popełniłem kilka zasadniczych błędów, pierwszy z nich to mała ilość odpoczynku, zwykle na wyścig przyjeżdżałem w trakcie urlopu a nie po 350 godzinach pracy od początku lipca, mogłem więcej uwagi poświecić mięśniom, np. goląc nogi przed wyścigiem. Pierwszego dnia nie czułem się najlepiej przed startem i nawet obawiałem się czy dam radę. Nie przyjechałem do Rajczy po to aby łatwo rezygnować więc po rozmowach z osobami których nie widziałem rok czy dwa ruszyłem na solidną rozgrzewkę. Wyraźnie brakowało mi mocy ale wszystko zrobiłem tak jak zaplanowałem. Kolejny punkt to znalezienie odpowiedniej pozycji na starcie, nie miałem wyjścia i stanąłem z przodu więc po starcie jechałem tuż za samochodem, obok zawodników zajmujących z reguły miejsca w TOP 10 Open większości wyścigów. Starałem się utrzymać z przodu ale jednak głowa robiła swoje i trochę straciłem na rundzie honorowej, pierwszy konkretny podjazd na trasie pojechałem możliwe mocno, w końcówce zaczynało mnie brakować ale zacisnąłem zęby i znalazłem się w kilku osobowej grupie pościgowej za czołówką. Niestety znowu głowa zawodziła i na zjeździe zostałem, już wtedy zastanawiałem się czy dalsze starty w wyścigach szosowych mają sens, przy ponad 70 km/h nie jestem w stanie utrzymać się w grupie, po raz kolejny nie zrozumiałem organizatora który prosił by nie ścigać się na zjazdach, starty ze zjazdów nadrabiałem na dwóch kolejnych podjazdach i dopiero się udało ale miałem coraz większe problemy by utrzymać się w tej grupie. Zacisnąłem jednak zęby i jechałem dalej dając nawet zmiany. Niestety nieco odstałem przed zjazdem i podjazdem na bufet, tam się zatrzymałem by pożyczyć imbusa i grupa pojechała, przez moment jeszcze goniłem ale uznałem, że nie ma to sensu i odpuściłem. Czekając na kolejną grupę złapałem nieco oddechu, gdy dałem się doścignąć przybrałem inną taktykę, nigdy jej nie stosowałem ale przyniosła efekty. Przez blisko dwie rundy nie wychylałem się do przodu, tempo mi pasowało, nawet jak odstawałem na zjazdach czy trudniejszych technicznie odcinkach niwelowałem różnice na podjazdach. Problemów na trasie jednak nie brakowało, zaczęło się doganianie słabszych i próby bezpiecznego wyprzedzania. W pewnym momencie byłem pewny, że odpadnę od grupy bo musiałem hamować nie mając miejsca na szosie. Dogoniłem jednak dosyć pewnie ale już czułem zbliżające się skurcze, dojazd z Lalików do Soli minął na rozciąganiu mięśni i ciągłych zmianach pozycji. Znając ostatni podjazd wiedziałem, że muszę być z przodu. W idealnym momencie znalazłem się na czele grupy i nie zastanawiając się skoczyłem do przodu, początkowo nikt nie pojechał za mną. Nie wytrzymałem jednak własnego tempa, skurcze były już dosyć duże, nie wiedziałem czy lepiej będzie jechać na stojąco czy siedząco. Ostatecznie musiałem odpuścić na 300 metrów do mety i z grupki podzielonej całkowicie na podjeździe wjechałem trzeci na metę. Dałem z siebie wszystko, ujechałem się i zrobiłem konkretny trening. Na wynik się nie nastawiałem ale lekka złość pojawiła się gdy przy swoim nazwisku zobaczyłem cyfrę 4 a trójka była ledwie 5 sekund z przodu. Na ten moment nie stać mnie na więcej, gdyby ten rok wyglądał inaczej mógłbym być zawiedziony, na wszystko spoglądam jednak inaczej i jestem zadowolony z pierwszego dnia rywalizacji.




  • DST 121.00km
  • Czas 04:09
  • VAVG 29.16km/h
  • VMAX 75.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 179 ( 91%)
  • HRavg 159 ( 81%)
  • Kalorie 3550kcal
  • Podjazdy 2990m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tatra Road Race 2020

Sobota, 12 września 2020 · dodano: 14.09.2020 | Komentarze 1

Pierwszy i jedyny wyścig w tym roku zaliczony. Wiele wskazywało na to że nie pojawię się na tym wyścigu. W terminie czerwcowy byłem w szczytowej formie i miałem spore szanse na dobry wyścig w moim wykonaniu. Gdy przełożono wyścig na wrzesień i ograniczono liczbę uczestników miałem małe szanse na to aby znaleźć się na liście startowej. Gdy w lipcu pojawiła się informacja o dodatkowych zapisach zapisałem się szybciej niż się zastanowiłem. To był pierwszy błąd, nie byłem przygotowany do startu ale było jeszcze kilka tygodni na poprawę formy. Wziąłem się za to zbyt późno i było mało czasu np. Na poprawę jazdy w grupie. Gdy zobaczyłem profil trasy to trochę się zdziwiłem szybkim odcinkiem po pierwszych 2 podjazdach, to nie pasowało do górskiego charakteru tego wyścigu. Mimo to postanowiłem pojawiać się na starcie i przez kilka tygodni wytrwale trenowałem m.in. jazdę w grupie. Byłem dobrze przygotowany fizycznie, mentalnie i wydawało się nie najgorzej technicznie. Nie zawaliłem BPS, sprzęt po serwisie był sprawdzony i przetestowany. Wydawało się że wszystko jest w porządku.
Miałem możliwość pojawić się pod Tatrami już w piątek więc ją wykorzystałem. Z domu zapomniałem kilku rzeczy ale nie były one niezbędne podczas wyścigu. Gdy pojechałem sprawdzić nogę i sprzęt to zapomniałem włączyć aktywność w liczniki. Gdy się zorientowałem to było już po ptokach. Wracając stawiłem się po pakiet startowy, trochę czasu ale także nerwów straciłem w biurze zawodów. Formalności załatwione i mogłem wrócić do pensjonatu. Przygotowałem rower, ubranie, jedzenie i picie na sobotę i przystąpiłem do kolejnego punktu programu. Kolejna sprawa to posiłek, nie chciało mi się gotować więc poszedłem do sprawdzonego lokalu na tradycyjne spaghetti. Później jeszcze krótki spacer po Zakopanem i pora na sen. O dziwo przespałem całą noc bez problemów. Rano zjadłem sporą dawkę węglowodanów, w sumie trzy 400 gramowe jogurty i drugie tyle owsianki. Byłem najedzony ale nie oznaczało to zmniejszenia częstotliwości jedzenia na trasie. Nie czułem adrenaliny i presji jaka zwykle mi towarzyszy przed zawodami, to kolejna dziwna i niecodzienna rzecz. Nie chciało mi się wychodzić i maksymalnie przeciągałem ten moment. W końcu musiałem wyjechać trochę podkręcić przed startem. Jakoś się rozgrzałem ale nie było czasu, warunków i głowy na pełną rozgrzewkę. Przysługiwał mi pierwszy sektor startowy, najmniej liczny więc nie martwiłem się o pozycję przed pierwszym podjazdem. W sektorze pojawiłem się 10 minut przed startem. Sprawy organizacyjne trochę się przeciągły i było widać i czuć nerwowość i niektórych zawodników.
W końcu nastąpił sygnał do startu. Tym razem start mi wyszedł, od razu się wpiąłem i nie straciłem dystansu, było lekko w górę co mi pasowało. Kilka pozycji straciłem na bruku i fatalnej nawierzchni na dojeździe do głównej drogi. Na starcie ostrym byłem na dobrej pozycji, pierwsze metry Salamandry pokonałem z mocą przekraczającą 500 Wat, dopiero po łuku w prawo moc spadła. Jechałem równo, mocno, na granicy tego co zakładałem, moje miejsce w szeregu zostało zweryfikowane, zwykle wyprzedzałem na takim podjeździe a tym razem nie byłem w stanie. W drugiej połowie podjazdu moja moc spadła, wtedy również zbliżyłem się do 3 innych zawodników a większa grupa była 10 - 15 sekund z przodu. Pierwszy zjazd na trasie był technicznie wymagający, jakoś sobie z nim poradziłem, wiele nie straciłem. W zakręt po którym zaczyna się trudny podjazd wszedłem pewnie i optymalnym torem. Już przed skrętem zmieniłem przełożenia i mogłem skupić się na jak najlepszym pokonaniu podjazdu. Ten podjazd faktycznie poszedł mi najlepiej, mało straciłem do czołówki, odrobiłem kilka sekund do grupy z przodu ale różnica była za duża. Nie przypuszczałem że wyścig skończy się dla mnie w tym momencie po 2 podjeździe na trasie. Początek długiego zjazdu nie wyglądał źle, złapałem koło ale za chwilę już zacząłem tracić dystans. Tempo było mocne, zacząłem przeklinać kompaktową korbę przy której brakowało mi ząbka z tyłu, nie potrafiłem utrzymać kadencji powyżej 100 na dłużej i traciłem coraz więcej.
Nie złapałem koła wyprzedzających mnie zawodników, na trudniejszych technicznie odcinkach zjazdu nawet nadrabiałem, to jedyny plus tej sytuacji. Zjazd do Cichego rozpocząłem samotnie, nie miałem motywacji do mocnej i szybkiej jazdy, postanowiłem zaczekać na kolejną grupę. Złapali mnie w połowie drogi od Zoków do ronda. Tam już jakoś to wyglądało i dołączyłem na jakiś czas do grupy. Tempo jak dla mnie było za szybkie, nie jechało mi się komfortowo ale nie poddawałem się. Przejazd przez rondo był nerwowy, udało się bezpiecznie przejechać ale technicznie nie wyglądało to dobrze. Byłem raczej z tyłu i zrobiła się luka, dospawałem dopiero na podjeździe. Gdy okazało się że poprzednia grupa jest w zasięgu wzroku to od razu tempo poszło do góry. Grupa się rozciągła, kilka osób odjechało ale chyba nikt nie został. Dla mnie był to zbyt łatwy podjazd na ataki. Na podjeździe miałem jeszcze nadzieję na niezłą pozycję bo najtrudniejsze podjazdy jeszcze na nas czekały. Prawdziwy dramat rozegrał się na zjeździe do Rogoźnika, gdy tylko droga zaczęła opadać w momencie straciłem dystans, dawałem z siebie niemal wszystko ale nie byłem w stanie nic zrobić. Na krótkim dystansie straciłem kilkanaście sekund a na całym zjeździe minutę. To jest przepaść, moje szanse na cokolwiek w tym wyścigu spadły już prawie do zera. Liczyłem że uda się nadrobić trochę czasu na kolejnych podjazdach. Pierwszy z nich to znana z Podhale Tour Maruszyna. Początek spokojny i trudniejsza końcówka. Jechałem już z taką mocą jaką założyłem przed wyścigiem, na podjeździe dogoniłem ledwie jedną osobę, kilka było bliski ale do grupy z przodu traciłem sporo. Interwałowy odcinek do Skrzypnego nie poszedł mi najlepiej mimo jazdy z wiatrem w plecy. Gdy tylko zrobiło się stromo jechałem znowu mocniej, nawet od tego co zakładałem, pojedyncze osoby jechały wolniej i udało się odrobić kilka pozycji. Dalej nie wyglądało to znów dobrze. Przed bufetem nie umiałem złapać rytmu i przemęczyłem ten krótki podjazd. Złapałem tylko banana, zdążyłem to zjeść w strefie bufetu. Miałem jeszcze jeden pełny bidon i trochę w drugim wiec nie pobierałem dodatkowego, w sumie popełniłem błąd na starcie zabierając dwa bidony, zawsze to 600-700 gram mniej ale nie miało to znaczenia, nie pozwoliłoby to na utrzymanie się w grupie. Na zjeździe z bufetu próbowałem się dobrze ułożyć ale nie było to łatwe, na łuku w prawo nie dobrałem zbyt optymalnej pozycji i musiałem hamować. Na podjeździe w kierunku Bustryku uformowała się grupka i miałem nadzieje na dobrą współprace. Gdy tylko wyszedłem na czoło to od razu zrobiła się luka, nie jechałem wcale mocno ale wydawało się, że jestem silniejszy od innych. Przed wjazdem na drugą rundę jechało mi się ciężko, byłem pewny, że złapałem gumę, zatrzymałem się nawet sprawdzić ale to było złudzenie, na moje szczęście droga jeszcze przez jakiś czas pięła się do góry wiec szybko dojechałem do grupy. Niestety nie na długo, gdy tylko zaczął się zjazd to tempo poszło do góry, po raz kolejny trafiłem na grupę w której ścigano się na zjazdach, w momencie straciłem dystans, nie umiałem się dobrze ułożyć, coś nie grało jak trzeba, nie miałem motywacji dokręcać ale też nie hamowałem. Na około 2 kilometrowym zjeździe odstałem o kilkadziesiąt sekund od grupy, to jest ogromna przepaść. Moja motywacja spadła już do zera, pogodziłem się z kolejną czasówką, blisko było do kolejnego podjazdu który zweryfikował rzeczywistość. Na początku jechałem spokojnie a gdy tylko zrobiło się stromo docisnąłem. Jechałem na granicy tego co założyłem ale czułem, że mogę mocniej. Odległość od mety skutecznie mnie odwiodła od próby podkręcenia tempa, moc jaką generowałem wystarczyła aby wyprzedzić wszystkich co mi uciekli na zjeździe a także dwie inne osoby. Niestety zyskując na podjeździe sporo straciłem na kolejnym zjeździe, trafiłem także na wolniej i gorzej technicznie zjeżdżającego zawodnika i dwa razy musiałem hamować a rozpędzenie roweru przy mojej wadze i pod wiatr to nie była łatwa sprawa. Druga część okrążenia nie bardzo mi pasowała, cały czas góra dół, na podjazdach nie umiałem złapać rytmu a na zjazdach jechałem potwornie wolno. W połowie dystansu nie czułem żadnych oznak kryzysu i nawet przy mocy przekraczającej FTP na podjazdach nie czułem dyskomfortu. Noga podawała nieźle ale co z tego jak została mi walka o TOP 50 na tym wyścigu co przy możliwościach mojego organizmu to wynik poniżej przeciętnego. Gdy robiło się stromiej dociskałem, na wypłaszczeniach popuszczałem zbyt mocno i traciłem cenne sekundy w bardzo prostacki sposób. Na łatwiejszym odcinku przed kończącymi pierwsze okrążenie traciłem nawet do zawodników z ogona dystansu Hard co potwierdza moją dyspozycje na tym wyścigu. Przed Budzem znów jechałem mocniej ale wszyscy których wyprzedzałem byli z dystansu Hard. Na bufet wjeżdżało mi się ciężko, chyba nigdy nie polubię tej ścianki przed Bachledówką. Po raz kolejny biłem się z myślami czy nie zejść z trasy. Wymieniłem bidon na bufecie, wziąłem kolejnego banana i ruszyłem dalej w samotną walkę z przeciwnościami. Motywacji już prawie nie było, początek drugiego okrążenia był bardzo słaby, pierwszy stromy zjazd również. Przed Pitoniówką już czułem lekki ból w plecach, gdy tylko zaczął się podjazd zjadłem kolejnego żela, przy każdym następnym miałem większe problemy, spora cześć opakowania zostawała albo na mnie albo na rowerze, odwykłem od jedzenia żeli ale nie chciałem się męczyć z batonami na wyścigu. Pusty już bidon rzuciłem kibicom domagającym się tego, to nagroda z doping który dodał mi skrzydeł, niepotrzebnie wrzuciłem po raz pierwszy 32 z tyłu bo jechałem wolniej a w nogach sił nie ubyło. Cały podjazd wyglądał słabiej niż pierwszy ale to nic w porównaniu z tym co wydarzyło się później. W żaden sposób nie zmotywowała mnie informacja o 45 miejscu jakie aktualnie zajmowałem. Na zjeździe pojechałem odrobinę lepiej niż za pierwszym razem ale ból w plechach był coraz większy. Próbowałem się rozruszać zmieniając pozycje na rowerze ale to nie pomagało, nogi cały czas pozwalały na trzymanie się założeń ale ból w plechach skutecznie torpedował zapędy. Przed najtrudniejszym fragmentem podjazdu do Czerwiennego już nie wytrzymałem i musiałem się zatrzymać. Chwila postoju zmniejszyła nieco dyskomfort ale nie na długo, przyjąłem magnez zgodnie z planem, na bufecie miałem wziąć tylko banana ale nieco zmodyfikowałem plany. Najpierw musiałem tam dojechać ale trwało to strasznie długo, na podjeździe jechałem dobrym tempem w żaden sposób nie czując spadku mocy w nogach. To potwierdzało dobre przygotowanie fizyczne do tego wyścigu i umiejętny rozkład sił. W sumie mogłem przyśpieszyć ale jeden szczegół mnie blokował, plecy. Największy dramat rozegrał się przed bufetem gdy nie umiałem jechać w żadnej pozycji a ból był tam ogromny, że cudem uniknąłem gleby, jak już się zatrzymałem to musiałem podejść kilkadziesiąt metrów. Nie wiedziałem ile takich sytuacji jeszcze mnie czeka wiec wymieniałem bidon na pełny, zjadłem kolejnego banana. Mijając strefę bufetu zobaczyłem krajobraz jak po wojnie, na drodze był zwyczajny śmietnik, strefa dawno się skończyła a puste butelki dalej się walały po drodze, przez jedną z nich musiałem hamować na zjeździe aby nie najechać i nie wyłożyć się na asfalcie. Robiłem wszytko aby nie zejść z roweru, walczyłem dzielnie z bólem i wciąż byłem w stanie generować 300 Wat na podjeździe czego przed wyścigiem nie zakładałem. Niestety większy ból wrócił wraz z początkiem zjazdu w kierunku Nowego Bystrego. Prezentowałem się tam tak jak za „najlepszych” lat, moja technika była fatalna a prędkość niska. Odcinek w dół do Ratułowa dłużył mi się strasznie, praktycznie nie pedałowałem, straciłem kolejne cenne minuty. W końcu zobaczyłem strzałkę w lewo na ostatni podjazd. Jechałem już tylko aby dotrzeć do mety, gdy tylko docisnąłem to 300 Wat było na budziku. Była mowa o 9 kilometrach podjazdu na koniec, po 2 pojawił się napis 5 kilometrów do mety. Przestałem myśleć o bólu i jechałem swoje do mety, nie był to mój normalny poziom ale było lepiej niż na wcześniejszych kilometrach. Wyprzedziłem nawet dwie osoby ale na metę wpadłem samotnie bez tradycyjnego sprintu. Na mecie miałem bardzo mieszane uczucia, wśród złych wniosków pojawiło się też kilka dobrych, najważniejszy jest taki, że dojechałem do mety, po drugie nie spisałem się gorzej jak rok temu, po trzecie cały czas byłem w stanie generować dobre moce. Sprzęt spisał się na medal. Inne odczucia i wnioski są już niestety złe. Moja jazda w grupie nie wygląda źle, wygląda tragicznie i ze świeczką można szukać osoby z którą w tym elemencie mogę konkurować, wszyscy jeżdżą dużo lepiej, zupełnie nie radze sobie na szybkich i pozornie łatwych odcinkach, tam traciłem zdecydowanie najwięcej. Miałem spore nadzieje na przełamanie i wreszcie dobry wynik na wyścigu ale po raz kolejny nie wyszło, moja cierpliwość jest duża ale jak każda ma swoje granice i już niedługo się skończy, chyba że pogodzę się z faktem, że poziomu przeciętnego nie przeskoczę. Z grubsza patrząc to na trasie straciłem około 10 minut przy niewielkim zysku na podjazdach, słabym dojeździe do rund i bardzo słabej końcówce, wolnych zjazdach i jeździe solo. Odjęcie tego od czasu zmieniłoby zupełnie moje spojrzenie na wyścig. To byłby już dobry wynik przy tej obsadzie. Forma była na pierwszą 20 OPEN a technika na ostatnią 20 OPEN. W czasówkach sobie radze bardzo dobrze, tam widać moje możliwości a na wyścigach nie, nie ma wyników, zawodnik nie może być określany jako dobry. Pomijam już fakt, że wyścigi nie wyglądają jak kiedyś, przyjdzie dzień w którym adrenalina przewyższy zdrowy rozsądek i nawet najlepsze zabezpieczenie trasy nie pomoże. Czas w których wyścigi rozgrywały się na podjazdach minęły już chyba bezpowrotnie, obecnie wyścigi wygrywa się na zjazdach, to nie jest ani bezpieczne ani normalne, żadna nagroda nie jest warta tego co może się wydarzyć na zjeździe gdzie prędkości są coraz większe, w skrajnych przypadkach nawet uszczerbek na zdrowiu nie daje do myślenia. Jak tam ma to wyglądać to ja wole nauczyć się grać w szachy, może tam będę miał więcej szczęścia i będę coś znaczył. Nie jestem w stanie postawić wszystkiego na kolarstwo, może mam inne, gorsze przez niektórych uważane za nienormalne podejście, może powinienem się leczyć ale uważam, że w amatorskim sporcie są rzeczy dużo ważniejsze od wyniku czy nawet podjęcia maksymalnego ryzyka a życie czy zdrowie mamy tylko jedno i czasami jedna zła decyzja może wpłynąć na następne kilka, kilkanaście lat. Ten wyścig po raz kolejny dał mi do zrozumienia, że zamiast przybliżać oddalam się od czołówki, nie jestem w stanie zrobić postępu a jedyną zauważalną i docenianą miarą poziomu są wyniki a te w moim przypadku są podobne lub gorsze niż w poprzednich latach. Musze przemyśleć kilka spraw, można walczyć rok, dwa ale prawie 10 lat walki o poprawę i brak wyraźnych postępów w technice to już jest za dużo nawet dla bardzo cierpliwego zawodnika. Trzeba chyba się pogodzić z rzeczywistością i tym, że dobrego kolarza ze mnie nie będzie. Na razie nie wiem czy będę się dalej ścigał, sporo się ostatnio dzieje i ciężko podjąć odpowiednią decyzję. Nie ma co zwalać niepowodzenia w wyścigu na pandemie bo zawiodła przede wszystkim głowa ale z drugiej strony wygrał zdrowy rozsądek i bezpiecznie dotarłem do mety wiec można powiedzieć, że medal ma dwie strony, jedną dobrą, drugą złą, staram się myśleć pozytywnie ale nie zawsze tak się da.
Organizacja tego wyścigu stała na wysokim poziomie. Było kilka niedociągnięć ale na nie Organizator nie miał wpływu. Perfekcyjne zabezpieczenie trasy, bogato wyposażone bufety, wozy serwisowe na trasie, świetny pomiar czasu i sprawnie działające mimo wielu dodatkowych czynności biuro zawodów. Inni mogą brać przykład z Tatra Cycling Events.




  • DST 53.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.14km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 188 ( 96%)
  • HRavg 170 ( 87%)
  • Kalorie 1448kcal
  • Podjazdy 1220m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Puchar Równicy 2019

Sobota, 12 października 2019 · dodano: 14.10.2019 | Komentarze 0

Nieplanowany wcześniej start. Pomysł na wystartowanie w tym wyścigu wpadł mi do głowy w czwartek ale wtedy jeszcze nie byłem do końca przekonany. Głównym czynnikiem który zdecydował to pogoda. Ze względu na to, że jestem w trakcie roztrenowania a formy pozwalającej na skuteczną jazdę w wyścigu nie ma już od ponad miesiąca a konkretnie od dnia w którym zdecydowałem się wykorzystać trenażer, musiałem poszukać innych celów na ten wyścig. Jednym z nich była eliminacja błędów i poprawa tego co jest moją pietą achillesową na wyścigach i powoduje, że dużo lepsze rezultaty notuje na czasówkach.
Prognoza pogody się sprawdziła i od rana było ciepło, ale wietrznie, co zapowiadało bardzo ciekawy przebieg rywalizacji. Ubrałem się zachowawczo, w końcu mamy październik i nawet prawie 20 stopni na termometrze nie jest takie same jak podobna temperatura latem, w górach też mogło być inaczej odczuwalne ciepło i dlatego postanowiłem jechać w rękawkach a na zjazd z mety zabrałem jeszcze kurtkę. Od kilku tygodniu próbuje zmienić nawyki żywieniowe, na razie udało się tak dobrać produkty aby nie podjadać nic między posiłkami, w pewnym stopniu wpłynęło to na redukcje tkanki tłuszczowej oraz wagi która w ostatnich dniach osiągnęła najniższy od blisko pół roku poziom. Dzięki temu nie miałem żadnych problemów z dobraniem produktów przedstartowych. Przed wyjazdem na rozgrzewkę zjadłem dwa solidne posiłki a trzeci jeszcze miałem skonsumować godzinę przed startem. Ostatnio również pojawił się problem z nawadnianiem, przyjmuje większe ilości wody i częściej muszę korzystać z toalety, w ciągu trzech godzin byłem w toalecie aż 5 razy i nie wiedziałem jak to będzie wyglądać podczas wyścigu. Nawet przed wyjazdem nie byłem jeszcze w 100 % pewny czy wystartuje wiec przygotowałem większą ilość jedzenia, jeden bidon wody a także gotówkę w dwóch walutach jakbym jednak wybrał się pojeździć po czeskich górkach.
Wyjechałem kilka minut wcześniej niż planowałem i już szybki zjazd do głównej drogi nie wróżył przyjemnej i lekkiej jazdy w kierunku Ustronia. Gdy tylko skręciłem w lewo to poczułem siłę wiejącego wiatru. Noga niby nie była najgorsza ale jazda była strasznie mecząca. Możliwie najkrótszą drogą dojechałem do Ustronia, starałem się jechać spokojnie ale w obecnej formie wymagałoby to jazdy z prędkością około 15 km/h i mocą rzędu 1 W/kg. Mając jeszcze lekki zapas czasowy postanowiłem sprawdzić warunki na trasie i skręciłem w lewo w ul. Lipowską a następnie w prawo w ul. Spokojną. Siła wiatru była ogromna i samotne pokonanie tego odcinka było meczące. Nieco mocniej pokonałem krótki podjazd wąską drogą gdzie usytuowany był punkt kontrolny i bufet. Dalszej części rundy już nie sprawdzałem i pojechałem w kierunku rynku gdzie było usytuowane biuro zawodów. Po kilku minutach rozmyślania zdecydowałem się na start. Szybkie załatwienie formalności i ostatni większy posiłek przed startem który miał nastąpić za około godzinę. Po krótkim odpoczynku ruszyłem na drugą, ważniejszą część rozgrzewki. Aby zrobić ją w spokoju, bez problemów pojechałem w kierunku podjazdu na Równicę. Cała właściwa rozgrzewka trwała 11 minut. Udało się zrobić dwa 2 minutowe powtórzenia na dobrej mocy ale bez przekonania czy stać mnie na więcej. Podczas jazdy w kierunku centrum zatrzymałem się w sklepie w celu uzupełnienia bidonu i ruszyłem już w kierunku startu. Tam małe zamieszanie i brak możliwości ustawienia się w sektorze. Czekałem dosyć długo, w końcu wszyscy zaczęli ustawiać się przed wjazdem do sektora, zrobiłem tak samo zajmując miejsce w pierwszej linii. Zgodę do wjazdu do sektora dostaliśmy kilka minut później, przede mną zaplątał się fotograf który nie wiedział co zrobić aby nie zostać potrącony przez rzucających się do przodu kolarzy. Przez to zamieszanie straciłem kilkanaście pozycji pozwalając słabszym zawodnikom na ustawienie się z przodu sektora. Kilka osób oczywiście weszło z przodu ale byli to czołowi kolarze wiec ich miejsce było z przodu. Start opóźnił się o kilka minut i dało się zauważyć coraz większe nerwy u kilku zawodników co już dawało dużo do myślenia.
Gdy ruszyliśmy to już jakiś zator zrobił się po lewej stronie, na szczęście byłem z prawej i udało się przeskoczyć kilka miejsc do przodu. Rondo bezpiecznie przejechałem, przed przejazdem kolejowym pierwsze hamowanie i rozpędzanie roweru, ja zastosowałem inną technikę i jechałem cały czas równo, może straciłem na tym kilka pozycji ale zachowałem cenne siły. Na ul. Sportowej tradycyjnie utrudnienia, tym razem był to autobus z przeciwka który spowodował zwężenie drogi i większy ścisk przede mną. Udało się bezpiecznie przejechać ten odcinek ale przy skręcie w prawo miałem już dużego stracha. Niewiele brakło abym uderzył w krawężnik i skończył swoją jazdę. Najważniejsze, że jeszcze czołówka nie zdołała odjechać, ominiecie pierwszego wjazdu na punkt kontrolny i ul. Źródlanej miało zarówno swoje plusy i minusy. Plusem było to, że nie straciłem od razu kontaktu z najlepszymi a minusem to, że duży peleton wjechał na pierwszą rundę. Po starcie ostrym wszyscy ruszyli mocno do przodu, ja nie miałem takich rezerw mocy i powoli ale sukcesywnie się rozpędzałem. Na początek straciłem kilkanaście pozycji a później powoli nadrabiałem chociaż ni było to takie łatwe, nogi nie pozwalały na wiele a wyprzedzanie innych przypominało slalom. W pewnym momencie nie byłem w stanie przedostać się przez 3 jadących obok siebie, podobną prędkością zawodników, na moje komendy nie reagowali i zrobiła się luka. Jak już mi się udało to dociągłem do rozciągniętego już peletonu tracąc dużo sił. Na zjeździe też nie mogłem pokazać 100 % możliwości jadąc za słabiej zjeżdżającymi ode mnie osobami. Zjazd rozciągnął peleton który podzielił się na grupy na ul. Spokojnej. Już wtedy miałem starte do najlepszej grupy ale zagiąłem się po raz kolejny i dociągłem, nie zdążyłem nawet porządnie złapać oddechu i już była kolejna dziura. Jedyne co byłem w stanie zrobić to wyprzedzić wszystkich co odpadli ale zaczął się zjazd i szansa na jakąś akcje była marna. Zaprzestałem prób do wjazdu na drugą rundę. Na pierwszym punkcie pomiaru czasu zameldowałem się jako jeden z ostatnich w grupie pościgowej. Gdy tylko zrobiło się szerzej ruszyłem mocniej i na moim kole utrzymał się tylko Marcin. Dosyć długo pracowałem na czele i straciłem kolejne siły ale czołówka wciąż była w zasięgu. Udało się dojechać do Darka który został za grupą i dzięki temu szybko pokonaliśmy zjazd. Na podjeździe jednak znowu zostałem tylko z Marcinem ale z przodu też pojawiły się pojedyncze osoby tracące kontakt z grupą i postanowiłem jechać na tyle mocno aby przed zjazdem dogonić. Nie udało się to w 100 % bo brakło kilkanaście metrów które zniwelowałem na zjeździe i początku ul. Spokojnej. Wtedy też wciągnąłem pierwszego żela i byłem gotowy do współpracy w grupce. Było nas mało ale dla mnie była to komfortowa sytuacja zwłaszcza, że każdy dawał zmiany i to dawało szanse na współprace także na kolejnych rundach. Na ul. Spokojnej zmiany były krótkie ale szyk wyglądał całkiem nieźle i można było po zejściu ze zmiany na chwile osłonić się przez wiatrem. Trochę posypało się na krótkim zjeździe gdzie nie czułem się komfortowo ale nadrobiłem niewielkie starty na dojeździe do kolejnej rundy. Tym razem na krótką ściankę wjechałem jako pierwszy z 5 osobowej grupki i dopiero po wjeździe na szerszą drogę odpuściłem. Nie miałem większych problemów z utrzymaniem koła na kolejnym ciekawym odcinku. Wiatr na podjeździe ul. Szpitalną był odczuwalny i jazda lewą stroną jezdni pozwalała na zaoszczędzenie większej ilości sił. Tutaj jeden z kolegów zbyt długo zwlekał ze swoją zmianą i Marcin próbował przeskoczyć z trzeciej pozycji na czoło tracąc bardzo dużo sił. Moja zmiana miała miejsce tuż za technicznym zakrętem w lewo. Mocno jechałem aż do ul. Źródlanej, to był idealny moment na sprawdzenie sytuacji. Pierwszej grupy już nie było widać ale z tyłu również nie było nikogo wiec nie pozostało nic innego jak trzymanie się tej grupy. Po szybkim zjeździe zauważyłem, że Marcin zaczyna mieć problemy z utrzymaniem tempa, miałem dylemat, zwolnić i jechać z nim pozwalając odjechać pozostałym 3 zawodnikom czy kontynuować współprace w grupie w której dobrze mi się jechało. Nie zastanawiałem się długo i kontynuowałem wcześniejszą jazdę. Zostało nas 4, na podjeździe trochę się rozjechaliśmy ale nikt nie chciał na razie odjeżdżać wiec po zjeździe znowu jechaliśmy wspólnie. Na szczęście problem z częstym odwiedzaniem toalety nie dawał o sobie znać i mogłem się skupić na jak najlepszym osłanianiu się od wiatru. Sił już było znacznie mniej i miałem już problemy z efektywną jazdą, coraz częściej traciłem zbyt dużo po zejściu ze zmiany i więcej sił na dociąganie. Mimo to byłem w stanie w tej grupie dojechać do kolejnej rundy. Na krótkim podjeździe jechałem z tyłu ale na szerszej drodze znów dałem zmianę chociaż już zacząłem kalkulować czy lepiej nie odpuścić i nie jechać własnym tempem ale cel w jakim przyjechałem na ten wyścig dał mi jeszcze motywacje do mocniejszej pracy. Na zjeździe znalazłem się na trzecim miejscu i utrzymując kontakt z dwójką jadącą z przodu dojechałem do kolejnego podjazdu. Po wjeździe na główną drogę odjechał jeden zawodnik, jakoś nie było zainteresowania gonitwą. Równym tempem jechaliśmy w kierunku zjazdu. Na krótkim odcinku przez las dogoniliśmy jeszcze Bartka który wcześniej jechał z najlepszymi. Na zjeździe narzuciłem niezłe tempo i jako pierwszy przyjąłem na siebie wiatr na ul. Spokojnej. Po zjechaniu na tył szybko wciągnąłem kolejnego żela którego konsumpcja zajęła mi trochę za dużo czasu i zaczynałem tracić kontakt z grupą. Udało się opanować sytuacje ale na zjeździe główną drogą znowu miałem problemy z utrzymaniem tempa. Na ostatnią rundę wjechałem w grupie i jeszcze byłem w stanie dawać zmiany. Na zjazdach nie traciłem, pod górę byłem w dalszym ciągu dawać zmiany wiec nic niepokojącego się nie działo. Dopiero po przyjęciu kolejnego żela i kilku krótkich zmianach zacząłem odczuwać zbliżające się skurcze. Decyzja była jedna, odpuściłem dalszą jazdę w tej grupie. Do mety około 9 kilometrów, jechałem swoim tempem, bliskość skurczów poczułem znowu na podjeździe przed punktem kontrolnym. Cały czas widziałem trójkę kolarzy w zasięgu wzroku ale nie goniłem ich chcąc jak najlepiej wjechać na Równicę. Na odcinku dojazdowym do trudniejszego fragmentu traciłem sporo czasu, nie byłem w stanie dogonić słabszych zawodników jadących tylko 4 rundy. Gdy wjechałem na główną drogę włączyłem stoper będąc ciekawym czasu jaki zajmie mi dojazd do mety. Jechałem na tyle mocno, na ile pozwalały nogi. Na razie nie czułem skurczów ale w każdej chwili mogły one wrócić. Odcinek z kostki brukowej męczył mnie strasznie, poczułem ulgę gdy się skończył i od tego momentu zacząłem nadrabiać czas. Byłem w stanie dogonić tą trójkę z którą jechałem przez ostatnie dwie rundy. Na podjeździe nawet dawaliśmy sobie zmiany co też mnie trochę odciążyło. Wiedziałem, że na finiszu nie mam większych szans ale do tego nawet nie doszło. Towarzysze omyłkowo ruszyli na ostatnich 200 metrach przed wypłaszczeniem jakby to był finisz. Wtedy też zdołałem wyprzedzić jeszcze jednego zawodnika, dwójka odjechała a nie było szans dogonić przez bardzo dużą ilość samochodów blokujących całą szerokość jezdni. Na ostatnich 300 metrach zacząłem finiszować zapominając na moment o skurczach które zaatakowały na moment moje nogi na linii mety wiec musiałem przestać kręcić korbami. Skurcze szybko minęły, wypiłem dosyć dużą ilość wody, coś zjadłem, ubrałem się na zjazd i ruszyłem w dół. Zjazd był chyba najwolniejszy w życiu, nie dało się na dłużej puścić klamek i około 10 minut zjeżdżałem z mety do początku kostki brukowej. Po zjechaniu do Jaszowca ruszyłem w kierunku Polany w bardzo wolnym tempie. Później postój po wodę, jazda na posiłek, kręcenie się po rynku i spokojny powrót do domu.
Podsumowując był to jeden z najlepszych wyścigów w moim wykonaniu. Jedyny element jaki tym razem nie zagrał była forma a raczej jej brak. Nie byłem w stanie odpowiednio mocno przejechać pierwszego podjazdu aby być wyżej przed zjazdem, nie byłem w stanie dać z siebie więcej na pierwszej rundzie aby załapać się do najlepszej grupy, nie byłem w stanie dać z siebie więcej na trasie i ostatnim podjeździe na Równice. Brakowało w każdym przypadku przynajmniej 20 Wat. Po okresie roztrenowania i dłuższym czasie bez treningów ukierunkowanych na wyścigi lepiej być nie mogło. Dałem z siebie wszystko na trasie i jedynie finisz zepsuty przez samochody pozostawił niedosyt bo 2 miejsca wyżej w klasyfikacji OPEN mógłbym być. Jestem zadowolony z tego dnia z wielu powodów:

  • 1.Rozgrzewka była odpowiednia i dzięki temu mogłem dać z siebie maksymalnie dużo na pierwszym podjeździe czego często brakowało. Nad tym elementem pracowałem dosyć długo i już robię go prawie jak z automatu i jestem w stanie dobrać obciążenie odpowiednie do formy, specyfiki i długości wyścigu czy czasówki.
  • 2.Siły były rozłożone idealnie, byłem w stanie jechać cały czas odpowiednio mocno, sił nie brakło na ostatni podjazd który zwykle jechałem już na oparach. Dałem z siebie wszystko, nie pozostawiając żadnych rezerw w nogach co skutkowało skurczami których by nie było gdybym inaczej podszedł do tzw. BPS.
  • 3.Bardzo dobrze czułem się na zjazdach, nie tracąc nic do rywali a nawet dyktując swoje warunki. W tym elemencie są jeszcze rezerwy ale w ciągu ostatnich miesięcy zrobiłem wyraźne postępy w tym elemencie.
  • 4.Coraz lepiej czuje się w grupie i peletonie. Oczywiście lepiej wyglądam wtedy jak jest mniej ludzie, w małej grupce jechało mi się dobrze, mogłem pracować nad odpowiednim ustawieniem się, wychodzeniem czy schodzeniem ze zmiany czy poczuć się swobodnie w grupie. Dużo pracy mnie czeka m tym elemencie ale cieszę się, że udało się zrobić malutki krok naprzód. W dużym peletonie wygląda to jeszcze gorzej, zwłaszcza gdy pojawiają się słabsi, mniej doświadczeni i gorzej jeżdżący zawodnicy ode mnie. Nad tym mam zamiar pracować na początku przyszłego sezonu.
  • 5.Dobrze dobrałem ilość jedzenia i picia zarówno przed, w trakcie jak i po wyścigu. Nie wiem czy większa ilość picia zapobiegłaby skurczom ale byłem dosyć solidnie nawodniony przed startem wiec o odwodnieniu nie mogło być mowy.
  • 6.Walczyłem od startu do mety bez większych chwil zwątpienia, zrealizowałem wszystkie cele na ten dzień i przekonałem się do tego, że w przyszłym roku warto wrócić do większej ilości startów choćby w celu poprawy techniki jazdy w której mam ogromne braki których nadrobienie da mi więcej niż tylko poprawa umiejętności.




  • DST 132.00km
  • Czas 04:46
  • VAVG 27.69km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 182 ( 93%)
  • HRavg 160 ( 82%)
  • Kalorie 2608kcal
  • Podjazdy 2300m
  • Sprzęt Agree GTC SL
  • Aktywność Jazda na rowerze

Górskie Mistrzostwa Jas-Kółek 2019

Niedziela, 1 września 2019 · dodano: 04.09.2019 | Komentarze 1

Długo czekałem na ten dzień. Podczas Road Trophy nie byłem w stanie sprawdzić swoich możliwości i porównać się z kolarzami z czołówki a także miałem sobie coś do udowodnienia. Zmiana terminu miała zarówno swoje plusy jak i minusy. Musiałem zweryfikować swoje plany na dwa weekendy a także nieco skorygować układ treningów aby być jak najlepiej przygotowany. Obrona tytułu jest zawsze wyzwaniem nawet wtedy gdy forma jest bardzo dobra. Przesuniecie zawodów o tydzień wpłynęło na obsadę zawodów a także moje podejście. Moje szanse na utrzymanie Tytułu GMJ znacznie spadły co wywołało dużo luźniejsze podejście do tych jak i kolejnych klubowych zawodów. Przygotowany byłem dobrze, zarówno pod względem fizycznym i sprzętowym a także miałem odpowiedni zapas jedzenia i picia. Po dobrej rozgrzewce stanąłem na starcie. Jedyny minus jest taki, że rozgrzewkę skończyłem 30 minut przed startem i nie wiem czy była ona skuteczna.
Już na początku próby odjazdu od peletonu, nie chciałem nadawać szaleńczego tempa ale jechaliśmy wolno i wyszedłem na czoło. Szybko dojechałem do przodu i zacząłem dyktować tempo. Po chwili na czoło wyszedł Darek i powoli zaczął odjeżdżać. Nie zależało mi na szybkim skasowaniu odjazdu i Darek odjechał a doskoczyły do niego jeszcze dwie osoby. Innym tez najwyraźniej na pogoni nie zależało i trójka zrobiła różnice. Gdy zrobiło się stromiej to do głosu doszli najmocniejsi czyli Patryk i Amadeusz. Ich odpuścić nie mogłem i zaczęliśmy się zbliżać do ucieczki stopniowo odczepiając kolejnych zawodników. Po kilku minutach ucieczka się podzieliła, dwójka szybko została z tyłu a Darek bronił się do połowy podjazdu. Gdy znowu zrobiło się stromiej zaczynało mnie delikatnie brakować, Darek również miał problemy z trzymaniem tempa a z tyłu nikogo nie było już widać. Koledzy delikatnie popuścili i do szczytu dojechaliśmy we trzech. Przed samą przełęczą Patryk odrobinę odjechał i jako pierwszy minął szczyt. Koledzy wymienili bidony a ja w tym czasie wyszedłem na czoło i zacząłem odważnie gnać w dół. Był to jeden z najlepszych zjazdów w moim wykonaniu, czułem się pewnie a fakt, że nikt mnie nie wyprzedził jeszcze dodał mi skrzydeł. Po wjeździe do Międzybrodzia znowu jechaliśmy razem, po zmianach, dosyć spokojnym tempem aż do skrzyżowania. Tam padła decyzja o czekaniu na goniąca nas grupę 5 osób. Była to dobra sytuacja bo zamiast 3 było aż 8 osób do współpracy. Do Porąbki pracowałem, na zjeździe z zapory zjechałem na tył z zamiarem odpoczynku. Już wtedy nie podobała mi się jazda kilku osób, nie wszyscy chcieli dawać zmiany i to trochę burzyło szyk grupy. Jechałem w środku grupy próbując złapać swój rytm, nie bardzo to wychodziło a tempo było dosyć konkretne. Swoją zmianę dałem już prawie na końcu odcinka dojazdowego do ścianki łączącej Wielką Puszcze z Targanicami. Kończąc zmianę nie chcąc popełnić błędu nie zjechałem na sam tył, wpuściłem przed siebie tylko Patryka i Amadeusza którzy jechali zaraz za mną i nie chciałem stracić z nimi kontaktu. Na podjeździe szybko zrobiły się różnice, Patryk i Amadeusz odjechali na kilkanaście metrów a z tylu również nie było zwartej grupy. Zachowując rezerwy sił wjechałem na szczyt kilka sekund za Patrykiem i Amadeuszem z bezpieczną przewagą nad Darkiem i resztą. Na zjeździe znowu rozluźnienie, wykorzystując sytuacje na małym rondzie dla autobusów w Targanicach gdzie jadąc prosto wyszedłem na czoło i jako pierwszy zjechałem do skrzyżowania. Niezbyt mocne tempo pozwoliło odpocząć a osoby które straciły na podjeździe dzięki włożeniu dużo większych sił w zjazd zdołali dojechać do naszej trójki. Nie dyktowałem szaleńczego tempa aby każdy mógł złapać oddech przed podjazdem na Kocierz. Gdy tylko zrobiło się stromiej tempo znów poszło do góry a utrzymać je zdołali Patryk i Amadeusz. Po kilkuset metrach jazdy na przodzie zostałem wyprzedzony przez Patryka a po chwili także Amadeusza. Tempo dyktowane przez kolegów było mocne i w miarę równe, momentami dla mnie za mocne. Starałem się utrzymać chociaż nie była to taka łatwa sprawa. Przed szczytem Patryk odskoczył na kilka metrów, ale moja starta była minimalna. Zjazd zaczęliśmy spokojnie, gdy zrobiło się stromiej to zniwelowałem różnice i po zjeździe jechaliśmy już razem. Z tyłu nikogo nie było widać, koledzy wykorzystali ten moment na krótki postój. Samotna jazda nic by mi nie dała i także się zatrzymałem a w tym czasie zdołał dojechać Darek. Spokojnie ruszyliśmy dalej a goniące nas osoby zdołały dojechać jeszcze przed skrzyżowaniem z drogą w kierunku Suchej Beskidzkiej. Ruszyłem znowu jako pierwszy, na zjeździe narzuciłem mocne tempo a później popełniłem drobny błąd nawigacyjny. Skręciłem o jedną drogę za wcześnie, nie wpłynęło to na długość jazdy, droga była wąska i w pewnym momencie trzeba było przejechać przez mały mostek. Szybko znaleźliśmy się na właściwej drodze a tempo nie było jakieś zawrotne. Kontynuowaliśmy jazdę w 8 osób i chyba dopiero ostatni podjazd na Żar miał mieć decydujący wpływ na klasyfikację. Szybko mijały kolejne kilometry, jazda po zmianach w dobrym tempie przybliżała nas do kolejnego już podjazdu. Jedyny minus to aż 3 osoby nie dające zmian. Dla mnie nie miało to znaczenia, już na początku podjazdu najmocniejsi znowu włączyli wyższy bieg. Patryk znowu odjechał na kilka metrów a ja starałem się utrzymać koło Amadeusza. Po około kilometrze wspinaczki Amadeusz odjechał na kilka metrów i zaczął niwelować starte do Patryka. Ja się zawahałem, myślałem, że koledzy poczekają przed zjazdem. W połowie wypłaszczenia ruszyłem mocniej ale było już za późno, do mety zostały jeszcze dwa podjazdy i był to właściwy moment na podzielenie grupki. Już wiedziałem, że przez to, że puściłem Amadeusza straciłem szanse na zwycięstwo ale sprawa 3 miejsca wciąż była otwarta. Nie oglądając się co się dzieje z tyłu ruszyłem w dół. Na zjeździe jechałem dosyć mocno, dwa razy musiałem hamować, nie wiedziałem jaką mam przewagę nad Darkiem czy Otfinem ale gdy znalazłem się na skrzyżowaniu przed podjazdem na Rychwałdek nie było ich na moim kole. Najlepsza dwójka wciąż była w zasięgu wzroku ale różnica około 30 sekund była nie do zniwelowania. Jechałem mocno cały podjazd, trzymałem moc podobną jak na wcześniejszych podjazdach. Na szczycie nie czekałem aby zmusić goniących mnie zawodników do mocniejszej jazdy, nie zamierzałem im oddawać 3 miejsca bo ciężko na nie pracowałem i byłem tym który najdłużej utrzymywał się z najlepszą dwójką. Na zjeździe nie szło, sporo samochodów, dwa razy musiałem hamować, na skrzyżowaniach musiałem się zatrzymać a mimo to nie czułem nikogo na swoich plecach. Pagórkowaty odcinek wzdłuż jeziora pokonałem mocnym tempem, po najtrudniejszym podjeździe złapałem jakiegoś kolarza który siadł na koło, nie potrafiłem go zgubić a cykający napęd w jego rowerze bardzo mnie zdenerwował. Dużo straciłem na zjeździe po kostce, karbonowe koła i gumy 23 milimetrowe nie są idealnym rozwiązaniem na bruk. Równym tempem dojechałem do początku podjazdu na Żar gdzie dojechał do mnie samotnie goniący Darek. Początek podjazdu jechaliśmy wspólnie ale gdy tylko zrobiło się stromiej Darek zaczął tracić dystans. Nie wiedziałem co dzieje się z tyłu i czy któryś z goniących zawodników nie dostał skrzydeł i nie zbliża się do mnie. Ruszyłem mocniej i starałem się trzymać tempo, na wypłaszczeniach odpuszczałem , na trudniejszych fragmentach podkręcałem tempo i tak mijał podjazd. Noga cały czas podawała nieźle, zachowywałem rezerwy na energiczny i skuteczny finisz. Nie patrzyłem na czas a jedynym parametrem jaki mnie interesował to aktualna moc. Podgląd czasu włączyłem dopiero przed zjazdem poprzedzającym ostatni fragment podjazdu. Tam też dojechały do mnie dwa motocykle za którymi musiałem zjeżdżać tracąc cenny czas. Po zjeździe stopniowo podkręcałem tempo a na finiszu dałem z siebie wszystko i z ponad 3 minutową startą minąłem linie mety.
Ze swojej jazdy jestem zadowolony, idealnie rozłożyłem siły, regularnie jadłem i piłem, byłem w stanie jechać tempem czołówki przez spory dystans. Byłem w stanie przejechać wszystkie podjazdy podobnym tempem i zachować siły na finisz. Pojechałem na miarę obecnych możliwości i przegrałem tylko z dwójką zawodników do których moje straty z każdym tygodniem maleją. Kapitalnie czułem się na zjazdach co pozwoliło na utrzymanie się z innymi a nawet drobne zyski czasowe.
Po wyścigu krótki rozjazd z zaliczeniem ostatniego fragmentu podjazdu i długi odpoczynek po którym nie bardzo chciało się wracać do domu. Powrót był bardzo spokojny z dużą ilością picia.


Informacje o podjazdach: