Roztrenowanie 4
Piątek, 23 października 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: | 37.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:29 | km/h: | 24.94 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 958kcal | Podjazdy: | 660m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni popołudniowy wyjazd przed
planowaną przerwą od roweru a być może po raz ostatni w tym roku. Tym razem wybrałem się do Bystrej
przez którą zwykle tylko przejeżdżam główną drogą a w dolinie ciągnącej się w
górę rzeki Białej nie było mnie już dobre kilka lat. Znowu nie patrzyłem na
dane z licznika, co jakiś czas kontrolujący tylko kadencję. Pierwszy zjazd na
trasie mimo tego, że był zepsuty przez samochody był szybki, później znowu
walka z samochodami na ścieżce rowerowej, z tego powodu zrezygnowałem z jazdy traktem
i trzymałem się szosy. Po dniu przerwy noga znów była słabsza a samopoczucie nienajlepsze.
Nim dojechałem do Bystrej zaliczyłem dodatkowy podjazd w Cygańskim Lesie.
Nawierzchnia na całej długości bardzo nierówna ale to był dzisiaj standard. Najbardziej
przeszkadzało to na zjazdach gdzie nie czułem się zbyt pewnie ale nie
przejmowałem się tym faktem. Sporo czasu i cierpliwości straciłem na
skrzyżowaniu gdzie nie mogłem doczekać się zielonego światła. Wcześniej wjechać
na skrzyżowanie nie chciałem bo w pobliżu były minimum dwa radiowozy, po co
rzucać się w oczy. Upewniłem się czy chusta odpowiednio przykrywa usta i noc i
czekałem na wjazd na skrzyżowanie. Po kilku minutach wreszcie pojawiło się zielone
światło. Jazda główną drogą znów nie miała nic wspólnego z przyjemnością,
kawałek musiałem się pomęczyć wśród samochodów. Po wjeździe do Bystrej skręciłem
w prawo gdzie pojawiła się nowa nawierzchnia, kiedyś dało się dojechać na
szosie tylko do wjazdu do lasu a obecnie da się aż do skoczni gdzie przy
zamkniętej bramie trzeba zawrócić. Cały podjazd miał może 300-400 metrów,
dłuższy czekał mnie kilka minut później. Wjeżdżając na główną trafiłem na
spokojniejszy moment i minęło mnie ledwie parę samochodów. Po zjeździe z
głównej zniknął problem z wyprzedzaniem na centymetry, na całym ponad 4
kilometrowym podjeździe spotkałem ledwie kilkanaście samochodów. Droga
pozostawiała sporo do życzenia, w końcówce zaskoczyło mnie nachylenie, będąc pewnym,
że nie mam już rezerwowej zębatki stanąłem w pewnym momencie na pedałach i koło
zaczęło się ślizgać. Cudem uniknąłem gleby ale wtedy też zorientowałem się, że
do dyspozycji mam jeszcze 32 z tyłu, na moment skorzystałem z tej możliwości. Podjazd
zmęczył mnie dosyć konkretnie i podobnie jak wcześniejszy zakończył się zamkniętą
bramą. Zjazd wyglądał słabo, nie umaiłem się skupić, kilka razy byłem bliski
upadku, sprzęt wytrzymał trudy mimo bardzo złych warunków. Jakoś nie śpieszyło
mi się do domu i dlatego wróciłem dłuższą drogą, nawet jazda ścieżką nie była
tak uciążliwa jak zwykle. Postanowiłem zmęczyć nogi finiszując na krótkim
podjeździe. Niestety w moich nogach pozostały już resztki mocy i moja jazda
wyglądała bardzo słabo. Na ostatnim zjeździe chciałem znów sobie poszaleć ale
kierowca ciężarówki wyjaśnił mnie już na samym początku, wyprzedził mnie i cały
zjazd pokonał hamując. Doprowadziło to do bardzo niebezpiecznej sytuacji na
kolejnym skrzyżowaniu gdzie nie byłem w stanie skręcić w lewo. Musiałem
przejechać kawałek dalej, zjechać na chodnik i odczekać na bezpieczny moment.
Odechciało mi się dalszej jazdy i spokojnie wróciłem do domu. Jeszcze tydzień i
zasłużona przerwa od roweru.