Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2018
Dystans całkowity: | 1548.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 49:35 |
Średnia prędkość: | 27.05 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.00 km/h |
Suma podjazdów: | 20160 m |
Maks. tętno maksymalne: | 193 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 172 (88 %) |
Suma kalorii: | 31245 kcal |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 61.92 km i 2h 09m |
Więcej statystyk |
Trening 76
Wtorek, 31 lipca 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 86.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:19 | km/h: | 25.93 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 139( 71%) |
Kalorie: | 1556kcal | Podjazdy: | 1350m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po
niezbyt udanym weekendzie startowym przyszła kolej na ostatnie mocniejsze
treningi przed etapówką Road Trophy. Forma jest niezła, najważniejszy jest
odpoczynek i na tym skupie się w ostatnim tygodniu poprzedzającym trzydniowe
zmagania w okolicy Istebnej. Miałem zamiar zrobić dwie 20 minutowe tempówki w
okolicy progu FTP. W tym celu pojechałem w kierunku Równicy. Jadąc bocznymi
drogami trafiłem na wypadek samochodowy i małe utrudnienia. Było bardzo ciepło
a nawet upalnie i wody w bidonach ubywało. Przepchałem się przez Ustroń i
dotarłem do Jaszowca. Zacząłem mocno i trzymałem tempo cały czas, założoną moc
udało mi się utrzymać do samego końca właściwego podjazdu a dalej zaczęły się
schody, jeszcze 2 minuty wysiłku mnie czekały a sporo ludzi samochodów i
rowerzystów nie ułatwiały zadania. Dopiero ostatnie 40 sekund wysiłku było na
tyle mocne, że wynik wyszedł tylko nieco niższy niż założony. Po wolnym
zjeździe w dół drugi akcent zacząłem jeszcze przed skrzyżowaniem, nie byłem w
stanie jechać na tyle mocno jak powinienem i nawet dobra jazda na podjeździe i
mocna końcówka nie sprawiły, że wynik wyszedł dobry. Zbyt mała moc wyszła na
tym powtórzeniu i nie mogę być z tego zadowolonym. Na przyszłość przed takim
treningiem musze być bardziej wypoczęty i przede wszystkim zmienić podjazd.
Przy moim poziomie wytrenowania, ponad 6 kilometrowy odcinek o nachyleniu ponad
5% jest zbyt krótki by jechać przez 20 minut ze zbliżoną mocą. Po szybszym
zjeździe pojechałem sprawdzić dawno nie zaliczony podjazd na Poniwiec. Nie
jechałem tam na czas i moje tempo było słabe, podjazd fajny ze stromą końcówką.
Na szczycie miernik mocy przestał działać, może już wcześniej nie działał
właściwie i wyniki 20 minutowe nie wyszły dokładne. Po zjeździe musiałem
odwiedzić bufet i uzupełnić bidony. Pomimo ciągłego nawadniania i jedzenia
złapałem bombę i ostatnie około 10 kilometrów było walką o przetrwanie.
ITT Przełomy Wisłoka 2018
Niedziela, 29 lipca 2018 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: | 7.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:17 | km/h: | 24.71 |
Pr. maks.: | 43.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 172( 88%) |
Kalorie: | 233kcal | Podjazdy: | 240m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wczorajszym wyścigu nie czułem żadnego zmęczenia. Wszystko
było dobrze zorganizowane, strój, rower przygotowany i wyjeżdżając o planowanej
godzinie na rozgrzewkę jeszcze nic się nie działo. Po kilku minutach zauważyłem
dziwne zachowanie się tylnej przerzutki, nie zrzucała jak należy a przy każdej
próbie wrzucenia większej koronki nie było właściwej reakcji. Po kilku próbach
przerzutka już nie działała i wiedziałem, że poszła linka. Znowu pech, nigdy
nie może być dobrze, po raz kolejny nie mogłem pojechać tak jak potrafię, a większość
osób patrzy tylko na wynik a ten jest zupełnie nie adekwatny do moich obecnych
możliwości. Mając około 30 minut czasu pomyślałem o wymianie linki na nową
którą miałem w pokoju. Zjechałem na kwaterę, tak się zbierałem z domu, ze nie
miałem ani obcinaczek do linek ani wszystkich narzędzi. Wymiana linki mogła
tylko pogorszyć sprawę więc wróciłem w okolice startu i pożyczyłem śrubokręt i
ustawiłem przerzutkę na maksymalnie lekkim przełożeniu. Udało się uzyskać 36x15
a każda próba wrzucenia na 52 z przodu kończyła się zrzuceniem łańcucha na 13 z
tyłu. Nie miałem zbyt czasu na kombinowanie i na krótką rozgrzewkę pojechałem
na 36x15, wiedziałem, ze będzie ciężko ale musiało to wystarczyć. Dłuższa
rozgrzewka nie miała znaczenia bo i tak walczyłem tylko o dojechanie do mety.
Ruszyłem dosyć dobrze i pierwszy trudniejszy fragment pojechałem mocno, na łatwiejszych fragmentach mieliłem z kadencją ponad 100 i traciłem cenne sekundy. Nie wiem ile na tym fragmencie straciłem ale na pewno sporo. Po skręcie w prawo zrobiło się trudniej i tutaj już cierpiałem, nie znoszę przepychania a ostatnie 3 kilometry praktycznie tak wyglądały. Nie patrzyłem na licznik tylko daleko przed siebie i wtedy zobaczyłem przed sobą mojego jedynego rywala. Cierpiałem coraz bardziej ale nie poddawałem się. Moje nogi na mecie mówiły dość, nie byłem jakoś szczególnie ujechany, moc z czasówki bardzo słaba, czas zresztą też, nie wiem jaki cudem udało mi się wygrać. To jeden z niewielu pozytywów tego dnia. Jestem zły, że to znowu mnie dopadł pech i nie mogłem powalczyć o całkiem realny cel jakim było TOP 3 w OPEN na tej czasówce. Nie wiem co mam zrobić z tym sprzętem, oszczędzam go, nie jeżdżę na nim na co dzień, nie kupuje najtańszych części, regularnie go serwisuje a defekty ciągle się przytrafiają. W domu się zdziwiłem, że linka jest cała i w jakiś sposób zablokowała się w klamkomanetce. Jedyną przyczyną tego musiała być jazda z luźną linką, po zmianie przełożenia i na jakiejś nierówności to wyskoczyło. To by pasowało, bo gdyby linka strzeliła to byłyby już jakieś sygnały wcześniej. Forma jest dobra a za 2 tygodnie powinna być jeszcze lepsza. Dzięki tym dwóm średnio udanym startom awansowałem na 1 miejsce w Generalce. Utrzymać to będzie bardzo trudno, ale na TOP 3 na koniec cyklu mam spore szanse i o to będę walczył do końca. Ciężki tydzień mnie czeka a po nim zupełnie luźny okres i kolejny ważny start.
Ruszyłem dosyć dobrze i pierwszy trudniejszy fragment pojechałem mocno, na łatwiejszych fragmentach mieliłem z kadencją ponad 100 i traciłem cenne sekundy. Nie wiem ile na tym fragmencie straciłem ale na pewno sporo. Po skręcie w prawo zrobiło się trudniej i tutaj już cierpiałem, nie znoszę przepychania a ostatnie 3 kilometry praktycznie tak wyglądały. Nie patrzyłem na licznik tylko daleko przed siebie i wtedy zobaczyłem przed sobą mojego jedynego rywala. Cierpiałem coraz bardziej ale nie poddawałem się. Moje nogi na mecie mówiły dość, nie byłem jakoś szczególnie ujechany, moc z czasówki bardzo słaba, czas zresztą też, nie wiem jaki cudem udało mi się wygrać. To jeden z niewielu pozytywów tego dnia. Jestem zły, że to znowu mnie dopadł pech i nie mogłem powalczyć o całkiem realny cel jakim było TOP 3 w OPEN na tej czasówce. Nie wiem co mam zrobić z tym sprzętem, oszczędzam go, nie jeżdżę na nim na co dzień, nie kupuje najtańszych części, regularnie go serwisuje a defekty ciągle się przytrafiają. W domu się zdziwiłem, że linka jest cała i w jakiś sposób zablokowała się w klamkomanetce. Jedyną przyczyną tego musiała być jazda z luźną linką, po zmianie przełożenia i na jakiejś nierówności to wyskoczyło. To by pasowało, bo gdyby linka strzeliła to byłyby już jakieś sygnały wcześniej. Forma jest dobra a za 2 tygodnie powinna być jeszcze lepsza. Dzięki tym dwóm średnio udanym startom awansowałem na 1 miejsce w Generalce. Utrzymać to będzie bardzo trudno, ale na TOP 3 na koniec cyklu mam spore szanse i o to będę walczył do końca. Ciężki tydzień mnie czeka a po nim zupełnie luźny okres i kolejny ważny start.
Rozgrzewki i Rozjazdy
Niedziela, 29 lipca 2018 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 48.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:50 | km/h: | 26.18 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 27.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 950kcal | Podjazdy: | 200m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przełomy Wisłoka 2018
Sobota, 28 lipca 2018 Kategoria 100-200, avg>30km\h, w grupie, Wyścig
Km: | 103.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:02 | km/h: | 33.96 |
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 30.0°C | HRmax: | 188188 ( 96%) | HRavg | 165( 84%) |
Kalorie: | 2092kcal | Podjazdy: | 1100m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po kilku weekendach wolnych od startów w zawodach, nie
miałem zbytnio czasu by startować i dlatego ta przerwa trwała aż 3 tygodnie. Byłem
dosyć dobrze przygotowany, kilka dobrych treningów za mną i forma znowu idzie
do góry po tym dołku jaki miałem w ostatnim czasie. Z rowerem też było wszystko
w porządku, nic nie wskazywało, że będą z nim aż takie problemy. Udało się dobrze
wyspać, zjeść solidne śniadanie i dobrze rozgrzać. Miejsce w sektorze też
miałem dobre i nie pozostało nic innego jak walczyć. Na starcie sporo dobrych
kolarzy, m.in. dawno nie widziany w Road Maraton Piotr Tomana czy Damian
Bartoszek, to ci panowie mieli między sobą rozegrać ten wyścig.
Po starcie dosyć spokojnie, jechałem blisko czuba, po wyjeździe z Beska na pierwszym podjeździe miałem lekkie problemy co nie wróżyło niczego dobrego, zebrałem się w sobie i zacząłem przesuwać do przodu, trwało to do momentu gdy rozerwało mi dętkę w tylnym kole. Dawno nie miałem pecha na wyścigu i ten okres chyba już trwał zbyt długo. Bałem się, że rozwaliłem oponę i dalej już nie pojadę. Miałem źle założoną oponę i przy dużym ciśnieniu, upale i wyrwie w drodze opona zsunęła się z obręczy. Przy wymianie dętki oznaczało to minutę starty mniej, nie musiałem już ściągać opony. Zdążyłem zdjąć dętkę i pojawił się samochód serwisowy. Założyłem nową dętkę, szybko założyłem oponę, nadjechał Dominik który chciał sprawdzić czy wszystko w porządku. Napompowanie koła zajęło kilkanaście sekund i po 4 minutach postoju ruszyłem. Dominik też miał problem z kołem i dopompował powietrza. Gdy Dominik dojechał to dociągnął mnie do wolno jadącego peletonu. Reszta zdążyła przez około 7 minut przejechać nieco ponad 2 kilometry. Gdyby jechali szybciej to chyba bym już nie znalazł się w peletonie. Udało się znaleźć blisko przodu i mogłem rozpocząć wyścig bez strat. Już trochę się odechciało jazdy, boczne drogi też nie były przyjemne i poczułem ulgę gdy wjechaliśmy na główną drogę. Jeszcze przed startem ostrym udało mi się znaleźć na czele wyścigu. Pod względem mojej jazdy w peletonie jest już dużo lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu w Wiśle. Po ostrym starcie bez zastanawiania się wyjechałem na czoło i zacząłem dyktować tempo. Kilkaset metrów dalej wyskoczył Darek i wtedy zluzowałem, nie było sensu gonić kolegi z Drużyny. Za nim skoczył zawodnik z Dukli i chwile tak jechali na czele peletonu. Damian Bartoszek szybko zespawał i znowu jechaliśmy razem. Po chwili poszedł kolejny atak, tym razem jakiś kolarz w niebieskiej koszulce odjechał i zrobił sporą przewagę, korzystając z rozluźnienia w peletonie znowu wyszedłem na czoło i podyktowałem dosyć mocne tempo. Różnica zaczęła się zmniejszać a droga piąć bardziej do góry. Długo pracowałem aż w pewnym momencie „Szeryf z Ochajo” wziął sprawy w swoje ręce i podkręcił tempo. Mnie zaczęli wyprzedzać inni kolarze którzy dotąd wieźli się w peletonie i zacząłem tracić dystans. Moje tempo na końcowym fragmencie podjazdu było bardzo słabe, niestety problemy miał też Darek i także tracił kontakt z czołówką. Najlepiej jechał Marcin i to on zaczął pierwszy zjeżdżać. Ja miałem około 30 metrów starty do kilku osób i nie miałem sił jechać. Na zjeździe straciłem znowu sporo i po skręcie w lewo widziałem przed sobą porozbijanych na kilka grup kolarzy. Czołówki na pewno nie było widać, ale dogonienie kilku osób wydawało się tylko kwestią czasu. Zjechało się nas 5 i dobrze, ze był Darek bo wspólnie mogliśmy zrobić lepszą robotę i taki był plan. Dałem mocną i długą, za długą zmianę, jeden z zawodników ledwo się za nami trzymał a trzy osoby z przodu już były na wyciągniecie ręki. Po 30 kilometrach wyścigu udało się dojechać do tej trójki i było nas 8. Na zmiany wychodziły 4 osoby i wydawało się to zbyt mało na dociągniecie do kolejnej grupy. Darek jechał bardzo mocno, moje tempo było podobne a pozostała dwójka była odrobine słabsza. Kolejną 4 osobową grupę udało się dogonić po kilku kilometrach bardzo mocnej jazdy, tempo było niezłe, upał robił swoje a sił ubywało, bidony też coraz bardziej suche a na pierwszym bufecie nie udało mi się złapać ani bidonu ani butelki wody. Przy pierwszej podaży wody z samochodu też się na nią nie załapałem i musiałem umiejętnie dawkować napojem z bidonów by mi go nie brakło. Przez krótki odcinek nie dawałem zmian, odpocząłem trochę, coś zjadłem i gdy na horyzoncie pojawiła się większa grupka to zacząłem mocniej pracować. Kolejna porcja mocnej pracy Jas-Kółek i dociągaliśmy do 3 grupy. Jechał w niej m.in. Marcin czy Piotr Wrona. Było nas już ponad 10 i mogłem chwile odpocząć na tyłach, na jednym ze zjazdów lekko się zagapiłem i zrobiłem różnice, próbując ją zniwelować straciłem nieco sił i znowu musiałem odpocząć. W połowie trasy pojawił się nieco łatwiejszy fragment i od razu więcej osób do współpracy i niezła robota szła po zmianach. Tak się złożyło, że mojej zmiany albo trafiały się przed skrzyżowaniami lub na zjazdach i to była dla mnie dobra sytuacja bo nie traciłem w takich momentach kontaktu z grupą. Około 70 kilometra pojawił się lekki kryzys i znowu jechałem po tyłach. Kilka osób wiozło się cały czas nie dając żadnych zmian wiec te moje kilkuminutowe „pobyty” na tyłach są uzasadnione, nie można cały czas ciągnąć na przodzie, bo to nie ma sensu. Na drugim bufecie wyrzuciłem bidon, niestety w krzaki i się go pozbyłem. Złapałem pełny bidon i jako pierwszy ruszyłem w dalszą drogę. Ku mojemu zdziwieniu kilkaset metrów z przodu jechała kolejna grupa. Zmobilizowaliśmy się i przy dobrej kilkuosobowej współpracy nadrabialiśmy dystans. Ja niestety miałem kolejny kryzys i niestety na zjeździe przez dodatkową nieuwagę straciłem kontakt z grupą. Tempo szło niezłe bo grupa z przodu była blisko i po zjeździe wspiąłem się na wyżyny swoich możliwości i na kolejnym wzniesieniu już byłem w grupie. Było nas już około 20 osób a tempo nie było jakieś szczególnie mocne. Mi to pasowało i mogłem trochę odpocząć, trochę za wcześnie przyjąłem ostatniego żela i później tego brakło. Na około 15 kilometrów przed metą tempo siadło całkowicie, pojawiły się próby odjazdów, jedną z nich skasowałem i dałem mocną zmianę po której towarzystwo trochę się rozruszało i lepiej to wyglądało. Popełniłem kolejny z wielu błędów tego dnia i po skręcie na końcowy 9 kilometrowy odcinek byłem na ostatniej pozycji. Tempo było żwawe, nawierzchnia nienajlepsza i przesunąć się do przodu nie było jak. Każda taka próba kończyła się fiaskiem i przy skręcie w lewo na ostatnie 2 kilometry zdekoncentrowałem się tak bardzo, że prawie wjechałem w piasek i cudem uniknąłem gleby, wytraciłem dużo prędkości, grupa odjechała i musiałem gonić. Z przodu były dwie Jas-Kółki, ale jadąc mocnym tempem szybko dojechałem do kolegów i wyglądało na to, że to ja zachowałem najwięcej sił i zmobilizowałem się do mocniejszej jazdy. Jechałem już bardzo mocno, zbliżałem się do rywali ale wyprzedziłem zaledwie kilka osób. Na finisz jechałem równo z zawodnikiem z Dukli, byłem pewny, że jest z mojej kategorii i niestety ten finisz przegrałem, musiałem jechać lewą stroną i zmieścić się miedzy pachołkami by przejechać przez mate a rywal miał prostą drogę. Zawodnik ten był z kategorii M a ja byłem oczywiście ostatni z kategorii A w tej grupie i musiałem zadowolić się 6 miejscem. Wynik dla mnie był celem drugorzędnym i jestem zadowolony. Wykonałem kawał dobrej roboty i jest do dla mnie cenniejsze niż „Wiezienie się na kole” cały wyścig i sprint na metę. Szkoda tego defektu na początku, na pewno głowa wtedy była by „inna” i może lepiej by to wyglądało. Po wyścigu nawet nie miałem ochoty na jedzenie. Nie czułem się wyjechany ale masa płynów jaką przyjąłem od rana zrobiła swoje i żołądek już dawał o sobie znać. Na koniec jeszcze około 20 kilometrowy odcinek do Rymanowa Zdroju. Noga odpoczęła i wieczorem czułem się tak jakbym nie jechał w ten dzień wyścigu.
Po starcie dosyć spokojnie, jechałem blisko czuba, po wyjeździe z Beska na pierwszym podjeździe miałem lekkie problemy co nie wróżyło niczego dobrego, zebrałem się w sobie i zacząłem przesuwać do przodu, trwało to do momentu gdy rozerwało mi dętkę w tylnym kole. Dawno nie miałem pecha na wyścigu i ten okres chyba już trwał zbyt długo. Bałem się, że rozwaliłem oponę i dalej już nie pojadę. Miałem źle założoną oponę i przy dużym ciśnieniu, upale i wyrwie w drodze opona zsunęła się z obręczy. Przy wymianie dętki oznaczało to minutę starty mniej, nie musiałem już ściągać opony. Zdążyłem zdjąć dętkę i pojawił się samochód serwisowy. Założyłem nową dętkę, szybko założyłem oponę, nadjechał Dominik który chciał sprawdzić czy wszystko w porządku. Napompowanie koła zajęło kilkanaście sekund i po 4 minutach postoju ruszyłem. Dominik też miał problem z kołem i dopompował powietrza. Gdy Dominik dojechał to dociągnął mnie do wolno jadącego peletonu. Reszta zdążyła przez około 7 minut przejechać nieco ponad 2 kilometry. Gdyby jechali szybciej to chyba bym już nie znalazł się w peletonie. Udało się znaleźć blisko przodu i mogłem rozpocząć wyścig bez strat. Już trochę się odechciało jazdy, boczne drogi też nie były przyjemne i poczułem ulgę gdy wjechaliśmy na główną drogę. Jeszcze przed startem ostrym udało mi się znaleźć na czele wyścigu. Pod względem mojej jazdy w peletonie jest już dużo lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu w Wiśle. Po ostrym starcie bez zastanawiania się wyjechałem na czoło i zacząłem dyktować tempo. Kilkaset metrów dalej wyskoczył Darek i wtedy zluzowałem, nie było sensu gonić kolegi z Drużyny. Za nim skoczył zawodnik z Dukli i chwile tak jechali na czele peletonu. Damian Bartoszek szybko zespawał i znowu jechaliśmy razem. Po chwili poszedł kolejny atak, tym razem jakiś kolarz w niebieskiej koszulce odjechał i zrobił sporą przewagę, korzystając z rozluźnienia w peletonie znowu wyszedłem na czoło i podyktowałem dosyć mocne tempo. Różnica zaczęła się zmniejszać a droga piąć bardziej do góry. Długo pracowałem aż w pewnym momencie „Szeryf z Ochajo” wziął sprawy w swoje ręce i podkręcił tempo. Mnie zaczęli wyprzedzać inni kolarze którzy dotąd wieźli się w peletonie i zacząłem tracić dystans. Moje tempo na końcowym fragmencie podjazdu było bardzo słabe, niestety problemy miał też Darek i także tracił kontakt z czołówką. Najlepiej jechał Marcin i to on zaczął pierwszy zjeżdżać. Ja miałem około 30 metrów starty do kilku osób i nie miałem sił jechać. Na zjeździe straciłem znowu sporo i po skręcie w lewo widziałem przed sobą porozbijanych na kilka grup kolarzy. Czołówki na pewno nie było widać, ale dogonienie kilku osób wydawało się tylko kwestią czasu. Zjechało się nas 5 i dobrze, ze był Darek bo wspólnie mogliśmy zrobić lepszą robotę i taki był plan. Dałem mocną i długą, za długą zmianę, jeden z zawodników ledwo się za nami trzymał a trzy osoby z przodu już były na wyciągniecie ręki. Po 30 kilometrach wyścigu udało się dojechać do tej trójki i było nas 8. Na zmiany wychodziły 4 osoby i wydawało się to zbyt mało na dociągniecie do kolejnej grupy. Darek jechał bardzo mocno, moje tempo było podobne a pozostała dwójka była odrobine słabsza. Kolejną 4 osobową grupę udało się dogonić po kilku kilometrach bardzo mocnej jazdy, tempo było niezłe, upał robił swoje a sił ubywało, bidony też coraz bardziej suche a na pierwszym bufecie nie udało mi się złapać ani bidonu ani butelki wody. Przy pierwszej podaży wody z samochodu też się na nią nie załapałem i musiałem umiejętnie dawkować napojem z bidonów by mi go nie brakło. Przez krótki odcinek nie dawałem zmian, odpocząłem trochę, coś zjadłem i gdy na horyzoncie pojawiła się większa grupka to zacząłem mocniej pracować. Kolejna porcja mocnej pracy Jas-Kółek i dociągaliśmy do 3 grupy. Jechał w niej m.in. Marcin czy Piotr Wrona. Było nas już ponad 10 i mogłem chwile odpocząć na tyłach, na jednym ze zjazdów lekko się zagapiłem i zrobiłem różnice, próbując ją zniwelować straciłem nieco sił i znowu musiałem odpocząć. W połowie trasy pojawił się nieco łatwiejszy fragment i od razu więcej osób do współpracy i niezła robota szła po zmianach. Tak się złożyło, że mojej zmiany albo trafiały się przed skrzyżowaniami lub na zjazdach i to była dla mnie dobra sytuacja bo nie traciłem w takich momentach kontaktu z grupą. Około 70 kilometra pojawił się lekki kryzys i znowu jechałem po tyłach. Kilka osób wiozło się cały czas nie dając żadnych zmian wiec te moje kilkuminutowe „pobyty” na tyłach są uzasadnione, nie można cały czas ciągnąć na przodzie, bo to nie ma sensu. Na drugim bufecie wyrzuciłem bidon, niestety w krzaki i się go pozbyłem. Złapałem pełny bidon i jako pierwszy ruszyłem w dalszą drogę. Ku mojemu zdziwieniu kilkaset metrów z przodu jechała kolejna grupa. Zmobilizowaliśmy się i przy dobrej kilkuosobowej współpracy nadrabialiśmy dystans. Ja niestety miałem kolejny kryzys i niestety na zjeździe przez dodatkową nieuwagę straciłem kontakt z grupą. Tempo szło niezłe bo grupa z przodu była blisko i po zjeździe wspiąłem się na wyżyny swoich możliwości i na kolejnym wzniesieniu już byłem w grupie. Było nas już około 20 osób a tempo nie było jakieś szczególnie mocne. Mi to pasowało i mogłem trochę odpocząć, trochę za wcześnie przyjąłem ostatniego żela i później tego brakło. Na około 15 kilometrów przed metą tempo siadło całkowicie, pojawiły się próby odjazdów, jedną z nich skasowałem i dałem mocną zmianę po której towarzystwo trochę się rozruszało i lepiej to wyglądało. Popełniłem kolejny z wielu błędów tego dnia i po skręcie na końcowy 9 kilometrowy odcinek byłem na ostatniej pozycji. Tempo było żwawe, nawierzchnia nienajlepsza i przesunąć się do przodu nie było jak. Każda taka próba kończyła się fiaskiem i przy skręcie w lewo na ostatnie 2 kilometry zdekoncentrowałem się tak bardzo, że prawie wjechałem w piasek i cudem uniknąłem gleby, wytraciłem dużo prędkości, grupa odjechała i musiałem gonić. Z przodu były dwie Jas-Kółki, ale jadąc mocnym tempem szybko dojechałem do kolegów i wyglądało na to, że to ja zachowałem najwięcej sił i zmobilizowałem się do mocniejszej jazdy. Jechałem już bardzo mocno, zbliżałem się do rywali ale wyprzedziłem zaledwie kilka osób. Na finisz jechałem równo z zawodnikiem z Dukli, byłem pewny, że jest z mojej kategorii i niestety ten finisz przegrałem, musiałem jechać lewą stroną i zmieścić się miedzy pachołkami by przejechać przez mate a rywal miał prostą drogę. Zawodnik ten był z kategorii M a ja byłem oczywiście ostatni z kategorii A w tej grupie i musiałem zadowolić się 6 miejscem. Wynik dla mnie był celem drugorzędnym i jestem zadowolony. Wykonałem kawał dobrej roboty i jest do dla mnie cenniejsze niż „Wiezienie się na kole” cały wyścig i sprint na metę. Szkoda tego defektu na początku, na pewno głowa wtedy była by „inna” i może lepiej by to wyglądało. Po wyścigu nawet nie miałem ochoty na jedzenie. Nie czułem się wyjechany ale masa płynów jaką przyjąłem od rana zrobiła swoje i żołądek już dawał o sobie znać. Na koniec jeszcze około 20 kilometrowy odcinek do Rymanowa Zdroju. Noga odpoczęła i wieczorem czułem się tak jakbym nie jechał w ten dzień wyścigu.
Miasto 16
Piątek, 27 lipca 2018 Kategoria 50-100, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: | 68.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1350kcal | Podjazdy: | 1000m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trening 74
Środa, 25 lipca 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 62.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:40 | km/h: | 23.25 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 182182 ( 93%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 1243kcal | Podjazdy: | 1400m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wczorajszej
spokojnej jeździe, nie było mowy o powtórce. Jeden mocniejszy trening musiałem
zrobić i tak też się stało. Nie udało się zrobić powtórzeń na wytrzymałość
siłową więc pojeździłem po krótkich ale sztywnych podjazdach. Miałem do wyboru
okolice Ustronia, Wisły lub Międzybrodzia. Mając ograniczenia czasowe wybór
padł na Międzybrodzie gdzie w bliskiej odległości jest kilka ścianek. Ten
wyjazd był ukierunkowany przygotowaniem do Road Trophy gdzie będzie kilka
sztywnych podjazdów wiec pojechałem na startowym rowerze. Mając do dyspozycji
przełożenie 36x32 nie bałem się o to, że gdzieś będzie za stromo.
Po wyjeździe od razu problemy, przedostanie się przez miasto nawet o wczesnej porze nie należy do łatwych. Sporo remontów po drodze, remontowany przejazd kolejowy mimo zamkniętej dla ruchu drogi udało mi się pokonać bez problemów ale dojazd do Straconki to jest porażka. Zrywanie asfaltu w kilku miejscach naraz i blokowanie całego ruchu nie jest najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że w górnej części Straconki droga też jest w remoncie. Sporo czasu straciłem by dostać się do początku podjazdu na Przegibek. Pierwszy podjazd pojechałem średnim, równym tempem. Na podjeździe kolejne niespodzianki, sporo drobnych kamyczków którymi utwardzone jest pobocze znajduje się na jezdni. Kilka z nich na szczycie wyciągałem z opon, dobrze, że dętki całe. Zjazd dosyć dobry jak na mnie, nie umiałem dobrze się składać w zakręty i niepotrzebnie wytracałem zbyt dużo prędkości. Po dotarciu do Międzybrodzia przyszła kolej na ścianki. Pierwszym sprawdzianem była Kotelnica. Nigdy nie wjeżdżałem tą drogą i już po starcie zrobiło się stromo. Nachylenie około 15% trzyma cały czas. Przez większą część podjazdu korzystałem z przełożenia 36x28 i to wystarczyło by komfortowo jechać na siedząco. Na najtrudniejszych fragmentach dochodzących do 19% wrzuciłem 32 z tyłu. Sam podjazd fajny, końcówka puszcza lekko ale raczej nachylenie nie spada poniżej 10%. Po podjeździe czeka mniej przyjemna rzecz czyli zjazd, nie lubię tak stromych zjazdów. Po zjeździe i krótkim odcinku główną drogą skręciłem w ulicę Wiosenną. Ten odcinek już jechałem i składa się on z dwóch trudniejszych fragmentów przedzielonych lekkim wypłaszczeniem. Na tym podjeździe 28 z tyłu wystarczyło spokojnie. Zjechać chciałem inną drogą i sprawdziłem chyba wszystkie warianty, pierwszy z nich skończył się u kogoś w bramie i musiałem zawrócić, było tak stromo, że nie mogłem się wpiąć i około 20 metrów musiałem podejść. Ostatecznie trafiłem na właściwy zjazd, tak stromy, że nie rozpędzając się za bardzo, nie mogłem się zatrzymać. Kolejnym sprawdzianem były Groniaki, to jest dopiero sztajfa. Zaczyna się z pozoru dosyć łatwo ale już za pierwszym łukiem w lewo robi się sztywno, nachylenie przekracza 20% i poniżej 15 nie schodzi przez około kilometr. Tutaj także 28 z tyłu wystarczyło, końcówka podjazdu jest łatwiejsza, pojawia się nawet krótki zjazd który na papierze ułatwia ten podjazd. Wspinaczka tak samo jak dwie poprzednie kończy się przy jakiejś posesji. Zjazd pokonałem bardzo ostrożnie, z przodu jechał samochód i trzymałem się około 100 metrów za nim. Po sekwencji 3 sztywnych podjazdów pozostało wrócić przez Przegibek. Podjazd pokonałem w dobrym tempie, zjazd też poszedł nieźle, sporo kamyków i zwężenie przed Straconką trochę mnie spowolniły. Nie przeszkodziło mi to w zdobyciu jeszcze jednego podjazdu. Na deser pozostawiłem sobie Przełęcz pod Łysą Górą, dużo o niej słyszałem ale nigdy tam nie byłem. Podjazd bardzo fajny, początek trzyma równo, później się wypłaszcza by na koniec przejść w konkretną ścianę. Nie znałem tego podjazdu wiec zacząłem z dużą rezerwą, jechałem równo na 36x28, przez moment nawet na 25 z tyłu a gdy zobaczyłem końcowy fragment to szybko wrzuciłem co mam i nie dałem rady już jechać na siedząco. Na moje oko 30% na krótkim odcinku mogło tam być, przepchałem tą ścianę jadąc już prawie na maksimum możliwości i pokonałem kolejny ciężki podjazd. Nie wiedziałem, że taki podjazd jest w okolicy. Chyba będę zaglądał tutaj częściej. Spokojnie da się wjechać nawet 30 sekund szybciej. Po bezpiecznym zjeździe, krótkim postoju i problematycznym dojeździe do Żywieckiej już bez przygód jechałem dalej. Po drodze znowu spotkałem dwójkę z JBG2 ale i tym razem nie starałem się utrzymać im koła. Ostatni kilometr już na zupełnym luzie. Fajny trening udało się zrobić. Ścianki wychodzą mi dużo lepiej niż myślałem, może uda się to wykorzystać na Road Trophy. W najbliższy weekend kolejne starty. Głównym celem będzie wyłapanie ewentualnych braków a może uda się powalczyć o dobry wynik.
Po wyjeździe od razu problemy, przedostanie się przez miasto nawet o wczesnej porze nie należy do łatwych. Sporo remontów po drodze, remontowany przejazd kolejowy mimo zamkniętej dla ruchu drogi udało mi się pokonać bez problemów ale dojazd do Straconki to jest porażka. Zrywanie asfaltu w kilku miejscach naraz i blokowanie całego ruchu nie jest najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że w górnej części Straconki droga też jest w remoncie. Sporo czasu straciłem by dostać się do początku podjazdu na Przegibek. Pierwszy podjazd pojechałem średnim, równym tempem. Na podjeździe kolejne niespodzianki, sporo drobnych kamyczków którymi utwardzone jest pobocze znajduje się na jezdni. Kilka z nich na szczycie wyciągałem z opon, dobrze, że dętki całe. Zjazd dosyć dobry jak na mnie, nie umiałem dobrze się składać w zakręty i niepotrzebnie wytracałem zbyt dużo prędkości. Po dotarciu do Międzybrodzia przyszła kolej na ścianki. Pierwszym sprawdzianem była Kotelnica. Nigdy nie wjeżdżałem tą drogą i już po starcie zrobiło się stromo. Nachylenie około 15% trzyma cały czas. Przez większą część podjazdu korzystałem z przełożenia 36x28 i to wystarczyło by komfortowo jechać na siedząco. Na najtrudniejszych fragmentach dochodzących do 19% wrzuciłem 32 z tyłu. Sam podjazd fajny, końcówka puszcza lekko ale raczej nachylenie nie spada poniżej 10%. Po podjeździe czeka mniej przyjemna rzecz czyli zjazd, nie lubię tak stromych zjazdów. Po zjeździe i krótkim odcinku główną drogą skręciłem w ulicę Wiosenną. Ten odcinek już jechałem i składa się on z dwóch trudniejszych fragmentów przedzielonych lekkim wypłaszczeniem. Na tym podjeździe 28 z tyłu wystarczyło spokojnie. Zjechać chciałem inną drogą i sprawdziłem chyba wszystkie warianty, pierwszy z nich skończył się u kogoś w bramie i musiałem zawrócić, było tak stromo, że nie mogłem się wpiąć i około 20 metrów musiałem podejść. Ostatecznie trafiłem na właściwy zjazd, tak stromy, że nie rozpędzając się za bardzo, nie mogłem się zatrzymać. Kolejnym sprawdzianem były Groniaki, to jest dopiero sztajfa. Zaczyna się z pozoru dosyć łatwo ale już za pierwszym łukiem w lewo robi się sztywno, nachylenie przekracza 20% i poniżej 15 nie schodzi przez około kilometr. Tutaj także 28 z tyłu wystarczyło, końcówka podjazdu jest łatwiejsza, pojawia się nawet krótki zjazd który na papierze ułatwia ten podjazd. Wspinaczka tak samo jak dwie poprzednie kończy się przy jakiejś posesji. Zjazd pokonałem bardzo ostrożnie, z przodu jechał samochód i trzymałem się około 100 metrów za nim. Po sekwencji 3 sztywnych podjazdów pozostało wrócić przez Przegibek. Podjazd pokonałem w dobrym tempie, zjazd też poszedł nieźle, sporo kamyków i zwężenie przed Straconką trochę mnie spowolniły. Nie przeszkodziło mi to w zdobyciu jeszcze jednego podjazdu. Na deser pozostawiłem sobie Przełęcz pod Łysą Górą, dużo o niej słyszałem ale nigdy tam nie byłem. Podjazd bardzo fajny, początek trzyma równo, później się wypłaszcza by na koniec przejść w konkretną ścianę. Nie znałem tego podjazdu wiec zacząłem z dużą rezerwą, jechałem równo na 36x28, przez moment nawet na 25 z tyłu a gdy zobaczyłem końcowy fragment to szybko wrzuciłem co mam i nie dałem rady już jechać na siedząco. Na moje oko 30% na krótkim odcinku mogło tam być, przepchałem tą ścianę jadąc już prawie na maksimum możliwości i pokonałem kolejny ciężki podjazd. Nie wiedziałem, że taki podjazd jest w okolicy. Chyba będę zaglądał tutaj częściej. Spokojnie da się wjechać nawet 30 sekund szybciej. Po bezpiecznym zjeździe, krótkim postoju i problematycznym dojeździe do Żywieckiej już bez przygód jechałem dalej. Po drodze znowu spotkałem dwójkę z JBG2 ale i tym razem nie starałem się utrzymać im koła. Ostatni kilometr już na zupełnym luzie. Fajny trening udało się zrobić. Ścianki wychodzą mi dużo lepiej niż myślałem, może uda się to wykorzystać na Road Trophy. W najbliższy weekend kolejne starty. Głównym celem będzie wyłapanie ewentualnych braków a może uda się powalczyć o dobry wynik.
Trening 73
Wtorek, 24 lipca 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 44.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:31 | km/h: | 29.01 |
Pr. maks.: | 56.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 164164 ( 84%) | HRavg | 130( 66%) |
Kalorie: | 755kcal | Podjazdy: | 350m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po dniu wolnym i
odpoczynku jechało się dużo lepiej. Zrobiłem spokojny trening mimo, że
zamierzałem inaczej i to był chyba dobry wybór. Na trasie kilka niespodzianek,
jedną z nich nowy dywanik w Bielowicku. Po takich drogach jeździ się bardzo
przyjemnie i dobrze, że tych nowych nawierzchni przybywa w okolicy. Najbardziej
denerwujący był przejazd ze Skoczowa do Górek Wielkich, spory ruch, dziwne
manewry kierowców co w połączeniu z nienajlepszym asfaltem zmniejszyło
przyjemność z jazd do zera. Przed podjazdem w Górkach Wielkich dojechało do
mnie dwóch zawodników z JBG2, na moment złapałem ich koło ale jechali za mocno
jak dla mnie w tym dniu i długo z nimi nie pojechałem. Ostatnie około 10
kilometrów było już kryzysowe, mało zjadłem przed treningiem, nie zabrałem nic
do jedzenia i zaczynało mnie brakować. Jakoś przetrwałem ten lekki kryzys.
Trening 72
Niedziela, 22 lipca 2018 Kategoria 100-200, Szosa, Trening 2018, w grupie
Km: | 149.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:27 | km/h: | 27.34 |
Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 182182 ( 93%) | HRavg | 148( 75%) |
Kalorie: | 3103kcal | Podjazdy: | 2480m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny bardzo
ciężki dzień. Po raz pierwszy od Pętli Beskidzkiej pojechałem na lepszym
sprzęcie. Udało się trochę zregenerować i po wyjeździe jechało się całkiem
dobrze. Normalnej mocy nie było i o jakiś mocnych akcentach nie mogło być mowy.
Na początek dobra jazda pagórkowatym odcinkiem do Cieszyna i dalej w kierunku
Frydka. Po drodze małe utrudnienia w Cieszynie i ostatecznie spory zapas
czasowy w Dobrej. Było ciepło ale nad głowami ciemne chmury z których mógł
spaść deszcz. Po dojeździe Jas-Kółek ruszyliśmy dosyć dobrym tempem w kierunku
Łysej. Tempo nie było na tyle spokojne by dojechać razem i przed Krasną
wszystko się rozjechało. Na szczęście odcinek z brakiem nawierzchni skrócił się
do kilkuset metrów i jechało się przyjemniej niż miesiąc temu. Po dojechaniu do
podnóża podjazdu chwila rozluźnienia i nadeszła chwila prawdy. Wszyscy ruszyli
dosyć mocno, ja się ociągałem i za mną wystartował tylko Marcin. Zacząłem na
tyle oszczędnie, że nie zbliżałem się na początku do najlepszych. Po pierwszym
lekkim wypłaszczeniu dojechaliśmy z Marcinem do 7 osobowej grupki i kolejny
trudniejszy fragment zaczął rozciągać stawkę. Marcin ruszył do przodu i
zyskiwał przewagę, blisko za nim jechał Jarek a ja trzymałem się raczej z tyłu,
pierwszy swój rytm złapał Bastek i nie próbował za wszelką cenę jechać tempem
reszty. Do krótkiego zjazdu dojechaliśmy w zwartej grupce a później już zaczynało
się dzielić. Marcin zrobił już dużą przewagę, za nim był Jarek a później mała
luka. Gdy zrobiło się nieco trudniej to już się porozbijaliśmy i jechałem swoim
tempem z podążającym za mną jak cień Otfinem. Jechało się o dziwo dobrze, tempo
jak na ten dzień zadowalające i co najważniejsze równe. Jechałem na tyle
dobrze, że zacząłem zmniejszać dystans do Jarka i Marcina. Na około 1500 metrów
do szczytu dojechałem do Jarka i mając nieco wyższą prędkość wysunąłem się na 2
miejsce w tym małym wyścigu. Otfin też został minimalnie z tyłu a ja mając w
głowie jeszcze drugi podjazd nie podkręciłem tempa, Marcin wjechał na szczyt
około 30 sekund przede mną a ja też miałem minimalny zapas nad Jarkiem i
Otfinem. Przy takiej jeździe i dyspozycji czas ponad 35 minut nie jest zły i
ląduje pośrodku listy moich wyników. Co najważniejsze nie brakło mi sił jak
zwykle na końcówkę, a przy jeździe na maksimum możliwości mógłbym wjechać
szybciej na szczyt. Na szczycie chwila na złapanie oddechu i od razu zjazd w
dół. Zjechałem około 3500 metrów i zaczekałem na Otfina. Dosyć trudną cześć
tego podjazdu z nachyleniem 10 %
wjechałem 2 raz około minutę wolniej niż ten sam odcinek za pierwszym
razem. Mogłem nieco podkręcić tempo ale nie o to chodziło. Poza mną tylko Otfin
zdecydował się na drugi wjazd, szkoda by mi było tej jazdy ponad 70
kilometrowej tylko dla jednego 8 kilometrowego podjazdu. Na szczycie kofola i
dobry zjazd w dół, nie czułem się zbyt pewnie i miałem problem ze składaniem
się w zakręty ale dosyć szybko zjechałem. Droga do Prażma szybka, prawie cały
czas w dół i bez większych utrudnień. Postój w sklepie był konieczny i po
uzupełnieniu bidonów powrotna droga była już ciężka. Po drodze niespodzianka w
postaci podjazdu na Kohutkę. Początek poszedł nieźle a w końcówce, ściganci mi
odjechali. W dalszej kolejności kolejne ścigania i zrywy, takie rzeczy trzeba
pokazywać na wyścigach, na treningach to wygląda zupełnie inaczej. Przez te
akcje znowu wszystko się porozrywało i dobrych kilka kilometrów musieliśmy
czekać na wszystkich. Dopiero przez Trzanowicami udało się złączyć w jedną
grupę i tam się rozdzieliliśmy. Od tego momentu walczyłem o przetrwanie, nie
było już mocy a jazda wyglądała tragicznie. Dawno tak źle nie było. Do Cieszyna
szło jeszcze w miarę dobrze, po za tym , że zgubiłem batona na zjeździe to nic
ciekawego się nie wydarzyło. Przez Cieszyn też dobrze przejechałem ale później
już strzeliłem i na około 2 kilometrowym odcinku Jarek dołożył mi minutę.
Później już się pilnowałem i jakoś przetrwałem ostatnie 20 kilometrów. Trening
na pewno nie był dobry, sam nigdy bym tak nie jechał, jak nie ma sił to trzeba
zwolnić a nie jechać na siłę. Już nigdy więcej takiego tygodnia, przez 6 dób
spałem tyle co normalnie w 3, do tego lekkie przeziębienie i sporo innych spraw
na głowie przez co regeneracji praktycznie nie ma. Możliwości mam spore ale bez
odpoczynku nie jestem w stanie ich potwierdzić. Ten tydzień będzie lżejszy niż
miał być, może braknąć kilku treningów przed Road Trophy, ale trudno zawodowcem
nie jestem i musze skupić się na odpoczynku. Startów ostatnio było mało,
wypadają kolejne, dwie fajne czasówki zostały odwołane i w kalendarzu pojawiły
się kolejne luki.
Trening 71
Sobota, 21 lipca 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 75.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:56 | km/h: | 25.57 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 193193 ( 98%) | HRavg | 151( 77%) |
Kalorie: | 1673kcal | Podjazdy: | 1500m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ciężki trening po
dniu przerwy. Pogoda inna niż w ostatnim czasie, ciepło i słonecznie, zwykle
nie miałem problemów w takich warunkach, tym razem było inaczej. Jechałem niby
spokojnie a tętno od początku mega wysokie. Brakuje mi ostatnio regeneracji,
snu i odpoczynku i to może mieć duży wpływ na taki stan rzeczy. Wyjechałem już
z opóźnieniem i to zdecydowało, że przez Bielsko był spory ruch a jadąc 30
minut wcześniej mogłoby być inaczej. Po dojechaniu do rozkopanej Straconki
motywacja do jazdy była już mniejsza. Podjazd na Przegibek wjechałem w
założonym tempie, okazało się, że to tempo było za mocne jak na ten dzień i
planując mocną 10 minutową tempówkę nie było to zbyt dobre posuniecie. Na
zjeździe po raz pierwszy zauważyłem wadę opon. Są bardzo miękkie i nie czułem
się pewnie. Zjechałem około 3500 metrów od szczytu i sądziłem, że to wystarczy.
Zacząłem bardzo mocno, za mocno i później miałem problem z utrzymaniem tej
mocy, pod koniec musiałem zmniejszyć kadencje i na oparach dojechałem do
szczytu. Nie był to dobry dzień na tego typu próbę ale w sumie przez niecałe 10
minut wycisnąłem z siebie dużo. Czas podjazdu nie był najważniejszy i wyszedł
słabszy niż by mógł przy tej mocy. Po tempówce byłem ujechany i zastanawiałem
się czy jechać dalej. Postanowiłem trzymać się planu i zjechałem do
Międzybrodzia, droga wzdłuż Jeziora nie należała do przyjemnych, kilka razy
miałem ochotę rzucić kilka nieprzyjemnych słów w stronę kierowców ale się
powstrzymałem. Podjazd na Żar zacząłem spokojnie, w bidonie miałem już resztkę
wody i pojawił się znajomy który napełnił mi bidony i nie musiałem stawać w
sklepie. Sam podjazd jechałem na limicie, mocy nie było a przyjemności z jazdy
nie było. Zaliczyłem podjazd i tyle, przy tym tętnie powinienem poprawić swój
najlepszy czas a do niego brakło prawie 3 minuty. Zjazd zacząłem fajnie i tak
było do momentu w którym pojawił się przede mną samochód i nie jechał za szybko
a wyprzedzić się nie dało. Po zjeździe znowu kilka niebezpiecznych sytuacji, w
jednej z nich ucierpiał jakiś kolarz, jak się okazało z Kolumbii. Na szczęście
nic się nie stało i dalej jechaliśmy już razem, w 4 osobowej grupce. Przed
Przegibkiem zatrzymaliśmy się w sklepie. Wziąłem butelkę wody z lodówki, jakieś
batoniki i puszkę coli. Zanim doszedłem do kasy wszystko zdążyło się zagrzać.
Po przerwie jechało się nieco lepiej. Kolarze z Kolumbii skręcili na kwaterę a
na Przegibek ruszyłem samotnie. Podjazd szedł ciężko ale lepiej niż Żar, po
drodze wyprzedziłem dwie osoby a na szczycie dojechałem jeszcze jednego
kolarza. Dobra pogoda to i kolarzy więcej na drogach. Zjazd początkowo wolny
ale końcówka w bardziej aerodynamicznej pozycji już całkiem nieźle jak na mnie.
Byłem zaskoczony, że przez Bielsko przejechałem niemal bez utrudnień i wpadły
prawie 3 godziny treningu. Trening konkretny, 4 podjazdy, jeden rekordowy czas
i duże zmęczenie. Nie wiem jakby wyglądało wszystko gdybym jechał na zupełnej świeżości, przy tym
samopoczuciu mogło być tylko gorzej. Po powrocie do domu zauważyłem duży luz w
suporcie. Po około 3000 kilometrów suport do wymiany. Zwykle wytrzymywał więcej
a kupowałem tańszy model.