Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2021
Dystans całkowity: | 1792.00 km (w terenie 26.00 km; 1.45%) |
Czas w ruchu: | 72:27 |
Średnia prędkość: | 24.73 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.00 km/h |
Suma podjazdów: | 29740 m |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (179 %) |
Maks. tętno średnie: | 143 (73 %) |
Suma kalorii: | 43793 kcal |
Liczba aktywności: | 25 |
Średnio na aktywność: | 71.68 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Trening 74
Czwartek, 22 lipca 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 53.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:02 | km/h: | 26.07 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 180180 ( 92%) | HRavg | 126( 64%) |
Kalorie: | 1408kcal | Podjazdy: | 1070m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na tym treningu bardzo mi zależało. Przed przymusową przerwą jaką miałem w czerwcu zaliczyłem dokładnie taki sam trening i wówczas była to straszna męczarnia. Pomimo niewyspania i zaliczenia tylko kilku godzin snu po ponad 10 godzinach pracy noga była całkiem niezła. Podczas rozgrzewki miałem bardzo mieszane uczucia, wskazania mocy były dziwne, strasznie niskie, nawet na podjeździe. Chyba faktycznie czas na nowy miernik mocy, przy obecnym trybie pracy i zarobkach nie muszę martwić się o budżet ale na razie wstrzymuję się z zakupem bo nie wiem co będzie za miesiąc czy dwa nie mówiąc już o dalszej przyszłości. Gdy jednak dojechałem do Przegibka który miałem podjechać trzy razy moc była już niezła i na pierwszym podjeździe utrzymałem wyższą moc niż zakładałem i wjechałem zdecydowanie najszybciej w tym roku. Trenując podjazdy musiałem odpuścić zjazdy więc do Międzybrodzia zjechałem bezpiecznie magazynując siły na kolejny podjazd. Podobnie jak przy pierwszym szło bardzo dobrze, dołożyłem kilka Wat i znowu wjechałem w dobrym czasie. Trzeci podjazd to znów lekki progres mocy i jeszcze lepszy czas. Przez wiele miesięcy nie potrafiłem nawiązać do najlepszych czasów co udało się tym razem. Mam nadzieję, że nie jest to przebłysk ale oznaka wzrostu formy. Już wkrótce przekonam się jak jest naprawdę. Po trzech podjazdach wróciłem do domu, nie miałem już czasu na dłuższą jazdę. Dopiero po kilku godzinach czułem już zmęczenie, byłem już w pracy i nie wiem czy to nie jedna z przyczyn nagłego zmęczenia.
Trening 73
Środa, 21 lipca 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 66.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:27 | km/h: | 26.94 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 161161 ( 82%) | HRavg | 128( 65%) |
Kalorie: | 1739kcal | Podjazdy: | 1060m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy trening w trzytygodniowym cyklu treningowym przed Road Trophy, noga na samym początku nie podawała ale z każdą chwilą było lepiej, do Skoczowa dojechałem szybko a później na hopkach zauważyłem, że idzie jakoś lżej niż wcześniej, chyba wracam na właściwe tory. W Cieszynie byłem szybciej niż planowałem ale później wpakowałem się w niezłe bagno, chciałem jechać nieznanymi mi drogami i najpierw zaliczyłem nowy dla mnie podjazd a później ponad kilometr szutrowej drogi. Wybiło mnie to z rytmu ale jakoś jechałem dalej. W Ustroniu zatrzymałem się na kawę bo musiałem wysłać pilnie kilka e-maili, dobrze mi to zrobiło i do domu wróciłem zaliczając sporo podjazdów i ponad 400 metrów przewyższenia. Nawet jeżeli forma rośnie to nie wiem czy będę się mógł nią cieszyć bo z czasem na rower jest coraz gorzej a to co dzieje się wokół nie zapowiada poprawy a raczej przeciwny kierunek. Na horyzoncie jednak jest Road Trophy czyli wyścig z którym mam rachunki do wyrównania, trasy mi odpowiadają, forma rośnie i jestem w stanie pokazać się tam z dobrej strony. Muszę jednak nadrobić zaległości w treningach beztlenowych, w tym roku zaliczyłem tylko 40 % tego co było na tym etapie sezonu w ubiegłym roku. Opieprzałem się i między innymi dlatego ostatnio miałem problem z bardzo niskimi mocami i męczyłem się na rowerze, nastąpiła jednak poprawa, wyraźna po sobotnim maratonie i już wiem, czego mi brakowało.
Rozjazd 20
Wtorek, 20 lipca 2021 Kategoria 0-50, Cube '21, Samotnie, Szosa
Km: | 32.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:12 | km/h: | 26.67 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 138138 ( 70%) | HRavg | 111( 56%) |
Kalorie: | 708kcal | Podjazdy: | 330m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po sobotnim maratonie dałem organizmowi kilka dni na odpoczynek. Aby przerwa od roweru nie była tak długa wyjechałem na spokojną przejażdżkę. Miałem do załatwienia jedną sprawę w Skoczowie więc pojechałem rowerem. Zmieniłem znowu koła na karbonowe, straciłem sporo czasu na kolejną regulację przerzutki i przez ponad godzinę wszystko działało znośnie a później już na ostatnim przełożeniu łańcuch ciągnął wózek w szprychy, znów pojawił się duży luz na wózku. Coraz bardziej mnie to denerwuje, mam mało czasu na jeżdżenie a zamiast jeździć muszę grzebać przy sprzęcie, przez rok wszystko działało ale teraz już tak nie jest, cały czas bronię się przed wymianą ale przed następnym wyścigiem będę musiał już to zrobić.
Miasto 25
Poniedziałek, 19 lipca 2021 Kategoria Miasto
Km: | 55.00 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 02:31 | km/h: | 21.85 |
Pr. maks.: | 52.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1566kcal | Podjazdy: | 500m | Sprzęt: Hercules | Aktywność: Jazda na rowerze |
Podsumowanie 29 tygodnia 2021
Niedziela, 18 lipca 2021 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Pierwszy tydzień w którym wziąłem udział w zawodach. Miałem już wcześniej kilka w planie ale sprawy losowe sprawiły, że dopiero teraz udało się, bardzo mi zależało na tym starcie wiec zrobiłem wszystko aby pojawić się na starcie. Jakoś specjalnie się nie przygotowywałem do zawodów, przez cały tydzień co prawda mało jeździłem na rowerze ale w pracy spędziłem prawie 50 godzin w ciągu 5 dni. Okazało się, że w dniu zawodów byłem w niezłej dyspozycji, swoje trzy grosze oczywiście dodał pech który znów mi towarzyszył. Po raz ostatni dystans 250 kilometrów na zawodach jechałem ponad 10 lat temu, zabrałem ze sobą sporo rzeczy, wiele z nich było zbędnych ale musiałem być przygotowany na każde warunki i nieprzewidziane defekty na trasie. Przed startem zakładałem, że sukcesem będzie dojazd do mety i pokonanie całego dystansu. Zrobiłem jednak dużo więcej, nie spodziewałem się, że wszystko pójdzie tak sprawnie i dobrze. Oczywiście popełniłem masę błędów, sporo czasu straciłem na głupich sytuacjach. Efekt jednak był taki, że dojechałem do mety i to w całkiem niezłej kondycji, bilans energetyczny był jednak niekorzystny ale w końcówce ładowałem w siebie więcej niż spalałem i to pozwoliło w niezłym tempie pokonać ostatnie podjazdy na trasie. Jestem bardzo zadowolony, zrealizowałem cel na ten rok i nawet jeżeli miałby to być jedyny start to dałem z siebie wszystko, byłem możliwe dobrze przygotowany i nie miałem na tyle dużego pecha, aby wypadki losowe zmusiły mnie do rezygnacji w trakcie jazdy. Zmęczenie po ponad 10 godzinnej jeździe czułem ale nie byłem tak ujechany jak można było się spodziewać. Już na następny dzień byłem gotowy na kolejny trening który sobie jednak odpuściłem. Spełniłem kolejne marzenie, podniosłem granicę wytrzymałości własnego organizmu o poziom wyżej oraz po raz kolejny zagiąłem tych którzy we mnie nie wierzyli, śmiali się z tego, że w tym roku jestem słaby. Po zawodach sprzęt trafił na kolejny serwis, najbardziej martwi mnie stan tylnej przerzutki która działa coraz gorzej, luz na wózku jest na tyle duży, że przełożenia zmieniają się same, nowy hak nie zmienił nic. Zakup nowej jest ostatecznością, nie jest to niski koszt i wymaga ode mnie zaliczenia 2 sobót w pracy aby nie brać pieniędzy z oszczędności które mają być przeznaczone na inne cele. Po raz kolejny przekonuję się, jak drogi jest to sport, może nie mam topowego sprzętu tylko „składaka pod siebie” ale to nie oznacza, że jest gorszy i wymaga częstszego wkładu finansowego. Przerzutka do wymiany była już rok temu po pierwszej awarii, później kilka razy ją reanimowałem ale kolejna już nie przyniesie oczekiwanego rezultatu. Wymiana będzie koniecznością, po raz pierwszy żałuję, że wszedłem w osprzęt elektryczny bo koszt wymiany komponentu jest znacznie wyższy i nie da się zamontować tańszego odpowiednika.
1. Informacje o podjazdach:
Zaliczyłem sporo nowych podjazdów w Beskidzie Małym, Żywieckim i Makowskim. Kilka z nich zapamiętam na długo, zwłaszcza to, że zaliczyłem około 30 podkazdów w ciąhu dnia. Zwykle nie jestem w stanie zrobić tyle w 2 tygodnie.
1. Informacje o podjazdach:
Zaliczyłem sporo nowych podjazdów w Beskidzie Małym, Żywieckim i Makowskim. Kilka z nich zapamiętam na długo, zwłaszcza to, że zaliczyłem około 30 podkazdów w ciąhu dnia. Zwykle nie jestem w stanie zrobić tyle w 2 tygodnie.
Małopolska 250tka
Sobota, 17 lipca 2021 Kategoria 200-300, Cube '21, Maraton, Samotnie, Szosa
Km: | 256.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 10:21 | km/h: | 24.73 |
Pr. maks.: | 71.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | 172172 ( 88%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 7386kcal | Podjazdy: | 5540m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kiedy tylko usłyszałem o tej imprezie już wiedziałem, że nie może mnie na niej zabraknąć. Lubię trudne wyzwania oraz górskie trasy najeżone sporą ilością podjazdów. Zaliczyłem już ich wiele ale tak trudnej jeszcze nie miałem okazji przejechać. Do zawodów byłem przygotowany na tyle na ile pozwoliły mi warunki i sytuacje jakie miały miejsce w tym roku. Wiedziałem, że brakuje mi mocy, z czasem na trening i odpoczynek jest różnie ale nie jestem znany z tego, że łatwo z czegoś rezygnuję i mimo wielu przeciwności postanowiłem stanąć na starcie. Byłem jednym z czterech śmiałków którzy podjęli wyzwanie, z różnych przyczyn dwie osoby musiały zrezygnować więc jechaliśmy ledwie we dwójkę ale to w niczym nie umniejszało trudności zadania jakie nas czekało. Przed startem uniknąłem wielu błędów i dzięki temu do rywalizacji przystąpiłem rozluźniony, zmotywowany i wypoczęty, zazwyczaj tak nie było. Skupiłem się na kilku kluczowych sprawach a część niestety zaniedbałem, jedną z nich była kwestia sprzętu. Na teście przed wyjazdem wszystko grało jak trzeba a już w dzień zawodów okazało się, że tylna przerzutka nie działa jak należy i niestety nie mogłem korzystać z największej zębatki z tyłu, w kołach treningowych mam kasetę 11-32 więc największa koronka na której przerzutka działała jak trzeba to 28. Pogodziłem się z tym, że wiele podjazdów będę musiał pokonać siłowo, bardzo nie lubię takiej jazdy i dawno tego nie praktykowałem, reakcja organizmu była przed startem dużą niewiadomą. Przed startem nie zrobiłem żadnej rozgrzewki, na 250 kilometrach nie było to potrzebne ponieważ noga rozgrzeje się na pierwszych podjazdach. Od startu coś nie grało, najpierw delikatny problem z GPS który dopiero po kilku próbach udało się włączyć. Później już po starcie zupełnie nieumyślnie poprowadzono mnie śladem 500 kilometrów. Dopiero wtedy kapnąłem się, że powinienem jechać w drugą stronę, wtedy też włączyłem nawigację po śladzie. Ładowała się tak długo, że jeszcze trzy razy pomyliłem drogę, dopiero po 20 kilometrach nawigacja działała jak należy. Po godzinie jazdy noga zaczęła podawać lepiej, wielu podjazdów przed Suchą nie znałem, trzymałem się wskazań mocy, jechałem trochę za mocno aby utrzymać to tempo na kolejnych podjazdach. Na jednej z nieznanych dróg zobaczyłem przed sobą Romka który również walczył z tą trasą. Przez pomyłki na początku straciłem kilka minut i nie sądziłem, że tak szybko zobaczymy się na trasie. W Suchej trochę samochodów utrudniało jazdę, musiałem zwolnić aby nie zbliżyć się za mocno do Romka ponieważ założeniem było pokonanie trasy solo. Najlepszy podjazd na trasie rozpoczął się już w Suchej, dobra nawierzchnia, nachylenie i tempo pozwoliły mi wyjechać na czoło i od tego momentu trzymałem niewielką przewagę. Podjazd na Przysłop poszedł mi nieźle, jechałem swoje, nie za mocno, nie za lekko. Zjazdy postanowiłem odpuszczać i przed Zawoją na serpentynach nie puściłem klamek nawet na moment. Po zjeździe zaczęło padać, było całkiem przyjemnie, kilometry z wiatrem szybko uciekały i po 50 kilometrach musiałem się pierwszy raz zatrzymać. Postój był szybki, zrobiłem co trzeba, szybciej się nie dało i jechałem dalej. Krowiarki w deszczu nie zrobiły na mnie wrażenia, lubię takie podjazdy, nie forsowałem tempa wiedząc, że czeka na mnie jeszcze ponad 180 kilometrów ciężkiej trasy. Zbliżając się do przełęczy na liczniku było już 1800 metrów w pionie na zaledwie 67 kilometrach. Zastanawiałem się przez moment czy nie założyć kurtki na zjazd, ostatecznie tego nie zrobiłem, straciłbym tylko czas a dzięki szybkiej jeździe w dół jeszcze zyskałem kilka sekund. Bufet zajął mi mniej czasu niż zakładałem, w międzyczasie przestało padać, nie sądziłem, że będę później żałował tego, że nie było naturalnego chłodzenia. Po bufecie rozleniwiłem się i dopiero końcówka kolejnego już podjazdu na trasie zmotywowała mnie do mocniejszej jazdy. Zjazdy mogłem pokonać szybciej ale postawiłem wyłącznie na bezpieczeństwo. Musiałem zacząć oszczędzać siły więc kolejne podjazdy pokonałem spokojniej, na razie niczego nie brakowało ale miałem za sobą jedynie 90 kilometrów. Na kolejnych kilometrach brakowało jakiegoś dłuższego bądź trudniejszego podjazdu, samochody i korki w kilku miejscach nie były tak atrakcyjne. Zapomniałem o regularnym jedzeniu i musiałem się poprawić w tym względzie. Gdy tylko trafiłem na otwarty sklep po wjeździe na krajową 28 postanowiłem zatankować jeden bidon bo picia by brakło na ostatnie 2 wspinaczki przed Makowem. Pagórkowaty odcinek między Naprawą a Makowem uatrakcyjniła mnie kolejna sytuacja której chciałem uniknąć. Tego dnia spotkało mnie chyba wszystko, krótki przerywnik na trasie mogę opisać jednym sformułowaniem – „ Syndrom Domoulina”. Od razu zrobiło mi się lepiej, w tym czasie pozwoliłem także Romkowi na znaczne ograniczenie dystansu między nami. Nie na tyle jednak aby złapać kontakt wzrokowy na trasie. Kolejne kilkanaście kilometrów wyglądało bardzo podobnie, trochę podjazdu, zjazd, zmieniała się jedynie nawierzchnia, miejscami była dobra, czasami gorsza. Ogólnie ciekawa okolica do treningów interwałowych ale trudniejszych podjazdów brakowało. Bardzo byłem ciekawy jednego z najdłuższych odcinków pod górę na trasie – Juszczyna Polany. Tam po raz kolejny pojawił się problem którego się nie spodziewałem. Dopadł mnie jakiś kryzys poprzedzony bardzo fajną i równą jazdą. Gdy nachylenie było równe, około 5 % jechało się fajnie, w końcówce gdy zrobiło się stromo moje nogi odmówiły posłuszeństwa. W dawnych czasach towarzyszyło mi to często i było spowodowane po prostu deficytem energetycznym. Przez kilka minut walczyłem z tym dzielnie ale gdy nie byłem w stanie już jechać siłowo, ani na siedząco i prawie spadłem z roweru musiałem się zatrzymać. Może gdybym miał lżejsze przełożenie jakoś bym przemęczył ten odcinek, chwila postoju pomogła, doładowałem energii ale było za stromo aby ruszyć z miejsca, w końcu zygzakiem jakoś wystartowałem i przemęczyłem podjazd. Na zjeździe planowo miałem odpocząć ale nawierzchnia na to nie pozwoliła, musiałem dobrze trzymać klamki aby nie wypaść z drogi na zakrętach lub nie wpaść w dziurę na prostym. Wcisnąłem kolejnego batona i kolejny podjazd już poszedł lepiej, po nim musiałem tylko zjechać do Makowa na bufet. Niestety nie było to takie proste, spory korek na wjeździe do miasta i szukanie najbardziej optymalnego toru jazdy miedzy samochodami spowodowały, że prawie przegapiłem punkt żywieniowy. Najłatwiejszy fragment trasy miałem już za sobą ale straciłem sporo czasu na sytuacje których dało się uniknąć. Bufet zajął mi już więcej czasu niż zakładałem ale byłem na nim nieco wcześniej więc i tak ruszyłem na ostatni fragment trasy o 14:30. Czekało mnie najtrudniejsze 80 kilometrów, z wieloma podjazdami oraz narastającym zmęczeniem. Już Makowska Góra dała popalić i w końcówce powtórka z Juszczyna, jechałem chyba trochę za mocno a przyjęte kalorie na bufecie nie zdążyły się jeszcze dobrze wchłonąć. Nie wiedziałem co jeszcze mnie czeka na trasie więc wolałem znowu się zatrzymać na chwilę niż jechać na siłę do końca i później cierpieć na kolejnych podjazdach. Przygody towarzyszyły mi niemal do końca rywalizacji. Po zjeździe po raz kolejny musiałem się zatrzymać za potrzebą. Był to jednak ostatni taki postój i po nim znów jechało się lepiej. Następny podjazd mimo, że miał trudną końcówkę pokonałem sprawnie, bardziej męczyłem się na zjazdach gdzie nie potrafiłem się skoncentrować. Traciłem na tym sporo czasu. Nie bardzo wiedziałem gdzie jadę, trzymałem się śladu który zaprowadził mnie do Lanckorony. Nie odmówiłem sobie krótkiego postoju przy rynku, to był błąd po na zjeździe się rozluźniłem, nie zauważyłem, że na drodze leży duży kamień, najechałem na niego przednim kołem i 400 metrów dalej musiałem się zatrzymać by zmienić dętkę. Dłużej trwało szukanie dziury w dętce i oponie niż wymiana i pompowanie. Nabój Co2 zrobił za mnie połowę roboty ale musiałem nieco upuścić z opony aby nie ryzykować kolejnego defektu. Na trasie planowałem jeszcze 1 postój w sklepie na około 35 kilometrów przed metą. Trafił się jednak szybciej, jakoś nie miałem motywacji do jazdy. Po tym defekcie uszła ze mnie reszta powietrza. Po wizycie w sklepie gdzie wlałem w siebie preparat witaminowy, schłodziłem głowę wodą i dolałem napoju izotonicznego do bidonu mogłem jechać dalej. Dosyć szybko uciekały kolejne kilometry, atrakcji też nie brakowało. Na podjeździe przed wjazdem na główną drogę do Zembrzyc zakrztusiłem się batonikiem, sytuację udało się szybko opanować ale musiałem się zatrzymać. Mogłem tego batona wyciągnąć nieco później ale nie znałem tego podjazdu na tyle dobrze i zaskoczyła mnie sztywniejsza końcówka. Na ostatnią godzinę planowałem doładować się żelem energetycznym, głowa już nie pracowała jak należy stąd kolejny, ostatni już postój na głównej drodze. Po przyjęciu żela dostałem kolejne życie, podjazdy jechałem jednak zachowawczo aby sił starczyło do końca. Zjazdy odpuszczałem, na jednym z nich przejechałem sobie skręt w lewo i musiałem się wrócić 100 metrów. Takich sytuacji na trasie było sporo, nawet nie wiem ile na tym straciłem czasu. Trzy ostatnie podjazdy pokonałem sprawnie, zwłaszcza ostatni poszedł mi nieźle jak na to co miałem już w nogach. Bardziej bałem się zjazdu, przed metą człowiek często się rozluźnia i popełnia głupie błędy. Ja jednak ich uniknąłem i bezpiecznie zmierzałem w kierunku mety. Po prawie 11 i pół godzinach minąłem linię mety. Samo powitanie było warte poświęcenia. Czułem się na tyle dobrze, że byłem w stanie jeszcze podnieść rower nad głowę i stanąć przy banerze reklamowym. Nie ukrywam, że był to mój cel na ten rok, wystartować i ukończyć rywalizację na tej trasie. Mimo wielu niepowodzeń, sporej ilości błędów na trasie i znaczenie słabszej nogi niż przez ostatnie 2 sezony przejechałem tą trasę w dobrym i równym tempie. Po raz drugi zapisałem się w historii imprez organizowanych przez Klub Kolarski Aquila Peleton Wadowice, w ubiegłym roku ustanowiłem rekord trasy na czasówce wygrywając OPEN, teraz dołożyłem zwycięstwo na pierwszej edycji Małopolskiej 250-tki zwanej także Małopolską Bitwą z Podjazdami i to mój czas będzie do pobicia w następnym roku.. Za rok chyba nie będę miał wyjścia i będę musiał spróbować sił na dystansie 500 kilometrów lub poprawić czas na dystansie 250.
Organizacja zawodów na najwyższym poziomie. Sporo osób bezinteresownie zajęło się organizacją zawodów i pomocą na trasie, gdzie indziej ciężko spotkać się z czymś podobnym, zwykle robi się to po kosztach aby każdy coś z tego miał. Punkty żywieniowe bogato wyposażone i miła obsługa, regulamin przejrzysty i czytelny, szybkie załatwianie formalności w biurze zawodów. Na mecie każdy zawodnik powitany tak samo, nie ważne czy przyjechał pierwszy czy w końcu stawki, trasa bardzo trudna i wymagająca ale o to chodziło w tej zabawie. Można znaleźć także minusy, najważniejszy z nich to frekwencja na dystansie 250 kilometrów, na dłużej trasie było widać wyraźną różnicę między najlepszymi a tymi co potrzebowali więcej czasu na pokonanie dystansu. Na krótszym nie było to tak widoczne a trasa była naprawdę trudna. Trudniejszej wyznaczyć chyba się nie dało. Wielkie brawa dla organizatorów za przygotowanie tej imprezy, w obecnych czasach pandemicznych i dobie imprez komercyjnych często docenić mniejsze imprezy. Organizatorzy naprawdę wykonali dobrą robotę ale dzięki uczestnikom nie byłoby to możliwe. Mam nadzieję, że za rok mimo słabej frekwencji na górskiej trasie również będą do wyboru dwa dystanse. Każda trasa ma swój klimat, na własnej skórze przekonałem się, że można zmęczyć się na krótszym ale bardziej wymagającym dystansie niż na dłuższej trasie o łatwiejszym profilu. Kiedyś przejechałem 500 kilometrów w trudnych warunkach i znam ten ból. Po przejechaniu tej trasy ustanowiłem swój osobisty rekord przewyższeń oraz zaliczyłem jedną z 10 najdłuższych tras w życiu. Spełniłem kolejne marzenie i mogę szukać kolejnych wyzwań. Przy tak trudnym dla mnie roku już mogę powoli myśleć o przyszłym sezonie i z czystym sumieniem mogę wpisać tą imprezę w kalendarz startów.
Organizacja zawodów na najwyższym poziomie. Sporo osób bezinteresownie zajęło się organizacją zawodów i pomocą na trasie, gdzie indziej ciężko spotkać się z czymś podobnym, zwykle robi się to po kosztach aby każdy coś z tego miał. Punkty żywieniowe bogato wyposażone i miła obsługa, regulamin przejrzysty i czytelny, szybkie załatwianie formalności w biurze zawodów. Na mecie każdy zawodnik powitany tak samo, nie ważne czy przyjechał pierwszy czy w końcu stawki, trasa bardzo trudna i wymagająca ale o to chodziło w tej zabawie. Można znaleźć także minusy, najważniejszy z nich to frekwencja na dystansie 250 kilometrów, na dłużej trasie było widać wyraźną różnicę między najlepszymi a tymi co potrzebowali więcej czasu na pokonanie dystansu. Na krótszym nie było to tak widoczne a trasa była naprawdę trudna. Trudniejszej wyznaczyć chyba się nie dało. Wielkie brawa dla organizatorów za przygotowanie tej imprezy, w obecnych czasach pandemicznych i dobie imprez komercyjnych często docenić mniejsze imprezy. Organizatorzy naprawdę wykonali dobrą robotę ale dzięki uczestnikom nie byłoby to możliwe. Mam nadzieję, że za rok mimo słabej frekwencji na górskiej trasie również będą do wyboru dwa dystanse. Każda trasa ma swój klimat, na własnej skórze przekonałem się, że można zmęczyć się na krótszym ale bardziej wymagającym dystansie niż na dłuższej trasie o łatwiejszym profilu. Kiedyś przejechałem 500 kilometrów w trudnych warunkach i znam ten ból. Po przejechaniu tej trasy ustanowiłem swój osobisty rekord przewyższeń oraz zaliczyłem jedną z 10 najdłuższych tras w życiu. Spełniłem kolejne marzenie i mogę szukać kolejnych wyzwań. Przy tak trudnym dla mnie roku już mogę powoli myśleć o przyszłym sezonie i z czystym sumieniem mogę wpisać tą imprezę w kalendarz startów.
Dojazdy - Małopolska 250tka
Piątek, 16 lipca 2021 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: | 50.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:15 | km/h: | 22.22 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 990kcal | Podjazdy: | 100m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rozjazd 19
Czwartek, 15 lipca 2021 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: | 12.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:32 | km/h: | 22.50 |
Pr. maks.: | 53.00 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 248kcal | Podjazdy: | 100m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótki wyjazd mimo braku czasu. Pojechałem tylko sprawdzić rower przed maratonem. Musiałem zmienić hak na nowy bo tylna przerzutka ostatnio działa coraz gorzej a prostowanie haka kolejny raz nie miało sensu. Wszystko w rowerze działało jak należy więc zaliczyłem po jednej rundce wokół lotniska w każdym kierunku i wróciłem do domu. Mimo później pory wiele osób było na terenach rekreacyjnych. W tych warunkach dłuższa jazda nie miała sensu.
Trening 72
Wtorek, 13 lipca 2021 Kategoria Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 40.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:38 | km/h: | 24.49 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | 161161 ( 82%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 1077kcal | Podjazdy: | 760m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przed zbliżającym się maratonem postanowiłem odpocząć i skumulować siły na sobotę. Miałem jechać w kierunku Skoczowa ale już na trasie plany się pozmieniały. Jakieś roboty drogowe na głównej drodze spowodowały korki i zablokowanie pasa w kierunku Skoczowa więc pojechałem w kierunku Bielska a później nogi same poniosły na Przegibek. Jechałem inaczej niż zwykle i zmuszony byłem skorzystać z nierównych ścieżek rowerowych a także straciłem sporo czasu aby przekroczyć ulicę Bystrzańską w niezbyt dogodnym miejscu. Po wielu godzinach pracy byłem zmęczony, nogi także mówiły o tym, że nie jest to najlepszy dzień. Podjazdy wjechałem jednak nieźle, pierwszy zjazd skopany ale drugi już znacznie lepszy, brakowało trochę szybkości na prostych ale na razie nie skupiam się na tym tak jak na technicznym pokonywaniu zakrętów. Na podjazdach miałem okazję oglądać kolejne przedstawienie, walka niektórych osób o to by wjechać przede mną na Przegibek jest materiałem do kabaretu. Nie wiem co wyglądało śmieszniej, upadek z wycieńczenia jazdą w trupa czy dym z silnika roweru elektrycznego. Przy mojej słabej jeździe po górach w tym roku objechać mnie to nie żadna sztuka a takie sytuacje zdarzały się już w poprzednich latach. Po zjeździe z Przegibka zatrzymałem się jeszcze na lody i wróciłem trudniejszą trasą. Szybki i krótki wyjazd ale na więcej nie było ani czasu ani ochoty.