Wpisy archiwalne w kategorii
Samotnie
Dystans całkowity: | 168642.50 km (w terenie 3271.00 km; 1.94%) |
Czas w ruchu: | 6299:29 |
Średnia prędkość: | 26.37 km/h |
Maksymalna prędkość: | 750.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1926964 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (179 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 3577516 kcal |
Liczba aktywności: | 2631 |
Średnio na aktywność: | 64.10 km i 2h 25m |
Więcej statystyk |
Roztrenowanie 6
Wtorek, 27 października 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: | 31.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:14 | km/h: | 25.14 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 180180 ( 92%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 822kcal | Podjazdy: | 530m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Następny krótki wyjazd na okoliczne pagórki. Nie oddalałem się zbytnio od domu aby móc w razie potrzeby szybko wrócić. Jednak nie było to konieczne bo bez problemu zagospodarowałem całe dostępne 90 minut i nie musiałem szybciej wracać. Zaliczyłem w sumie kilkanaście krótkich podjazdów, kilka dobrych zjazdów oraz 2 sprinty. W porównaniu do ostatnich jazd widać delikatny postęp, na sprintach udało się wygenerować 20 Wat więcej niż ostatnio, aż 3 dobre techniczne zjazdy oraz brak problemów z utrzymaniem wysokiej kadencji spowodowało duże zadowolenie. Nawet drobne problemy zdrowotne z jakimi zmagam się już kilka dni nie wpłynęły negatywnie na moje samopoczucie podczas jazdy. Wszystko wskazuje na to, że była to przedostatnia jazda w najbliższym czasie.

Roztrenowanie 5
Niedziela, 25 października 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 65.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:26 | km/h: | 26.71 |
Pr. maks.: | 71.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | 173173 ( 88%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 1590kcal | Podjazdy: | 1098m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nieco dłuższy wyjazd niż w ostatnich dniach. Nie miałem konkretnego planu na trasę ale bardzo ciągnęło mnie w góry. Wyjeżdżając z domu postanowiłem jechać do Lipowej i doliny Zimnika gdzie jeszcze nie dotarłem. Miałem jechać z samego rana ale warunki pogodowe nie zachęcały do wyjścia z domu przed południem. Ubrałem się ciepło, zabrałem duży zapas jedzenia i ruszyłem w drogę. Nie czułem się najlepiej o czym świadczyło wiele rzeczy, m.in. bardzo nierówna i szarpana jazda i problemy z utrzymaniem kadencji. Nie było to jednak najważniejsze i starałem się czerpać przyjemność z jazdy. Zwykle odpuszczałem jazdy w niedzielne popołudnia z bardzo prostego powodu, na ulicach, chodnikach i w parkach jest znacznie więcej ludzi niż przed południem czy w inne dni tygodnia i tak też było tym razem. Mimo utrudnień starałem się jak najlepiej zjeżdżać i pierwszy zjazd na trasie wyszedł bardzo dobrze, musiałem w pewnym momencie zwolnić ale nie wybiło mnie to z rytmu jak zazwyczaj. Niestety kolejne zjazdy już tak fajnie nie wyglądały, musiałem w głównej mierze jechać na klamkach i często używać hamulców. Przed wyjazdem z Bielska nie było już wiele przeszkód na drodze. Za miastem już zacząłem kombinować jak sobie urozmaicić trasę. W Bystrej skręciłem w prawo i zupełnie nieznaną mi drogą dojechałem do Mesznej, na mapie było jeszcze kilka dróg którymi dałoby się ominąć główną drogę na Szczyrk. W Buczkowicach podjąłem decyzje o zaliczeniu po raz kolejny podjazdu na Salmopol, być może po raz ostatni w tym roku. Jadąc przez Szczyrk strasznie męczyłem się, nie tylko droga mi się dłużyła ale i warunki na trasie nie należały do najłatwiejszych. Zupełnie odzwyczaiłem się od jazdy w grubych ciuchach i na podjeździe strasznie mi to przeszkadzało, w sumie sam sobie jestem winien bo wszyscy których mijałem byli ubranie jeszcze w letnie stroje. Z drugiej strony jednak czułem komfort termiczny i nie żałowałem, że ubrałem ciepłą bluzę i nogawki. Na Salmopol wjechałem w równym tempie ale nie wiem po co. Widok jaki zobaczyłem na przełęczy zaskoczył mnie bardzo. Jeszcze nigdy nie widziałem tyle samochodów na przełęczy a podobną ilość ludzi chyba tylko na TDP. Oczywiście większość z nich nie miała masek i nie zachowywała odległości. To jest typowe dla Polaków, jak czegoś zakażą to nie trzeba się stosować do przepisów ale jak zwolnią z pełnienia obowiązków to od razu wszyscy się stosują. Przez chwile szukałem miejsca na krótki postój, znalazłem go dopiero na zjeździe do Wisły miedzy zaparkowanymi wzdłuż drogi samochodami. Nie zabawiłem tam długo i ruszyłem w drogę powrotna, po słabym początku zjazdu jechałem stopniowo coraz lepiej, najpierw poprawiłem technikę a w końcówce pojawiła się jeszcze szybkość. Nie byłbym sobą gdybym poprzestał na jednym podjeździe i zaliczyłem jeszcze drugi, krótki, z kilkoma ściankami podjazd w kierunku Malinowa. Z rytmu wybijały mnie rynny odprowadzające wodę, jechałem spokojnym tempem ale i tak musiałem się postarać aby nie poprawić swojego najlepszego czasu na tym podjeździe. Wyjeżdżałem całe 2 sekundy dłużej niż poprzednim razem, nie zależało mi na kolejnym rekordzie. Zjazd bardzo asekuracyjny i wolny i szybka ucieczka ze Szczyrku, udało się sprawnie przejechać kilkanaście kilometrów aż do Bystrej. Tam postanowiłem zafiniszować na krótkim podjeździe, można powiedzieć, że powtórzyłem sprint sprzed 2 dni, przez 30 sekund wygenerowałem dokładnie taką samą moc. Najlepsi generują podobne na finiszach ale przy pomocy jednej nogi, tyle brakuje do sprinterów. Jestem po prostu słaby i każdy kolejny sprint to potwierdza. Do domu wróciłem już spokojniejszym tempem, dołożyłem dwa krótkie podjazdy. Warunki też robiły się trudniejsze, coraz gorsza widoczność i niższa temperatura były wystarczającym powodem aby wrócić do domu. Być może było to pożegnanie z górami na kolejne 4-5 miesięcy. Formy już nie ma, męczę się coraz szybciej, idealny moment na koniec sezonu.


Roztrenowanie 4
Piątek, 23 października 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: | 37.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:29 | km/h: | 24.94 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 958kcal | Podjazdy: | 660m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni popołudniowy wyjazd przed
planowaną przerwą od roweru a być może po raz ostatni w tym roku. Tym razem wybrałem się do Bystrej
przez którą zwykle tylko przejeżdżam główną drogą a w dolinie ciągnącej się w
górę rzeki Białej nie było mnie już dobre kilka lat. Znowu nie patrzyłem na
dane z licznika, co jakiś czas kontrolujący tylko kadencję. Pierwszy zjazd na
trasie mimo tego, że był zepsuty przez samochody był szybki, później znowu
walka z samochodami na ścieżce rowerowej, z tego powodu zrezygnowałem z jazdy traktem
i trzymałem się szosy. Po dniu przerwy noga znów była słabsza a samopoczucie nienajlepsze.
Nim dojechałem do Bystrej zaliczyłem dodatkowy podjazd w Cygańskim Lesie.
Nawierzchnia na całej długości bardzo nierówna ale to był dzisiaj standard. Najbardziej
przeszkadzało to na zjazdach gdzie nie czułem się zbyt pewnie ale nie
przejmowałem się tym faktem. Sporo czasu i cierpliwości straciłem na
skrzyżowaniu gdzie nie mogłem doczekać się zielonego światła. Wcześniej wjechać
na skrzyżowanie nie chciałem bo w pobliżu były minimum dwa radiowozy, po co
rzucać się w oczy. Upewniłem się czy chusta odpowiednio przykrywa usta i noc i
czekałem na wjazd na skrzyżowanie. Po kilku minutach wreszcie pojawiło się zielone
światło. Jazda główną drogą znów nie miała nic wspólnego z przyjemnością,
kawałek musiałem się pomęczyć wśród samochodów. Po wjeździe do Bystrej skręciłem
w prawo gdzie pojawiła się nowa nawierzchnia, kiedyś dało się dojechać na
szosie tylko do wjazdu do lasu a obecnie da się aż do skoczni gdzie przy
zamkniętej bramie trzeba zawrócić. Cały podjazd miał może 300-400 metrów,
dłuższy czekał mnie kilka minut później. Wjeżdżając na główną trafiłem na
spokojniejszy moment i minęło mnie ledwie parę samochodów. Po zjeździe z
głównej zniknął problem z wyprzedzaniem na centymetry, na całym ponad 4
kilometrowym podjeździe spotkałem ledwie kilkanaście samochodów. Droga
pozostawiała sporo do życzenia, w końcówce zaskoczyło mnie nachylenie, będąc pewnym,
że nie mam już rezerwowej zębatki stanąłem w pewnym momencie na pedałach i koło
zaczęło się ślizgać. Cudem uniknąłem gleby ale wtedy też zorientowałem się, że
do dyspozycji mam jeszcze 32 z tyłu, na moment skorzystałem z tej możliwości. Podjazd
zmęczył mnie dosyć konkretnie i podobnie jak wcześniejszy zakończył się zamkniętą
bramą. Zjazd wyglądał słabo, nie umaiłem się skupić, kilka razy byłem bliski
upadku, sprzęt wytrzymał trudy mimo bardzo złych warunków. Jakoś nie śpieszyło
mi się do domu i dlatego wróciłem dłuższą drogą, nawet jazda ścieżką nie była
tak uciążliwa jak zwykle. Postanowiłem zmęczyć nogi finiszując na krótkim
podjeździe. Niestety w moich nogach pozostały już resztki mocy i moja jazda
wyglądała bardzo słabo. Na ostatnim zjeździe chciałem znów sobie poszaleć ale
kierowca ciężarówki wyjaśnił mnie już na samym początku, wyprzedził mnie i cały
zjazd pokonał hamując. Doprowadziło to do bardzo niebezpiecznej sytuacji na
kolejnym skrzyżowaniu gdzie nie byłem w stanie skręcić w lewo. Musiałem
przejechać kawałek dalej, zjechać na chodnik i odczekać na bezpieczny moment.
Odechciało mi się dalszej jazdy i spokojnie wróciłem do domu. Jeszcze tydzień i
zasłużona przerwa od roweru.

Roztrenowanie 3
Środa, 21 października 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: | 36.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:27 | km/h: | 24.83 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 159159 ( 81%) | HRavg | 131( 67%) |
Kalorie: | 884kcal | Podjazdy: | 630m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Drugi krótki wyjazd w bieżącym tygodniu. Dawno nie było mnie na Przegibku i właśnie taki obrałem kierunek. Po drodze znów mocniejsza jazda na zjazdach ale jak zwykle byłem blokowany przez samochody. Mimo to udało się na długim zjeździe w Olszówce utrzymać dobre tempo. Przejazd przez najbardziej zatłoczony i zabierający najwięcej czasu odcinek tym razem poszedł sprawniej. Do Straconki dojechałem tym razem inną drogą. Kiedyś już jechałem tą drogą ale wtedy była strasznie zła nawierzchnia. Od tego czasu nieco się zmieniło i pierwsze kilkaset metrów podjazdu dostało nowy dywanik. W końcówce już jednak stara, nierówna nawierzchnia. Ruch na tej drodze był niewielki i mimo tego, że jechałem dłużej niż zwykle nie żałowałem, że zahaczyłem o tą dróżkę. Podjazd na Przegibek poszedł mi całkiem nieźle, od ostatniej wizyty w górach minęło 10 dni z bardzo nieregularną jazdą. W końcówce podjazdu dojechałem do jakiegoś kolarza który od razu przyśpieszył i dojechał do szczytu przede mną, różnica miedzy nami była jednak spora, ja wjechałem spokojnie a on na szczycie prawie spadł z roweru, pomijam już fakt, że ja wykonywałem więcej obrotów korbą na minutę używając jednej nogi a on dwóch. To nie pierwsza taka akcja na tym podjeździe i nie robi to już na mnie wrażenia, dla rozluźnienia zjechałem jeszcze 300 metrów w kierunku Międzybrodzia i zawróciłem. Na zjeździe starałem się jechać szybko, nie hamowałem na łukach ale brakowało szybkości i cały zjazd wyszedł bardzo średnio. Wracając do domu znowu dołożyłem sobie jednej podjazd, na ostatnim zjeździe znów mogłem o szybkiej jeździe zapomnieć z dobrze znanego powodu.

Roztrenowanie 2
Wtorek, 20 października 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: | 35.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:23 | km/h: | 25.30 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 176176 ( 90%) | HRavg | 136( 69%) |
Kalorie: | 912kcal | Podjazdy: | 590m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dużo lepsza pogoda niż w ubiegłym tygodniu zachęciła do wyjazdu z domu. Nie miałem dużo czasu i 90 minut było optymalnym czasem jaki udało się wygospodarować. Tradycyjnie już trzymałem się blisko gór i trasa oczywiście najeżona była sporą ilością podjazdów. Czułem się nieźle i dlatego na trasie postanowiłem nieco urozmaicić sobie jazdę kilkoma mocniejszymi akcentami. Najpierw jednak chciałem przejechać jeden bardzo trudny, techniczny odcinek prowadzący w dół. Moja jazda skończyła się już na samym początku gdy dojechałem do wolno jadącego samochodu którego nie dało się wyprzedzić. W połowie musiałem się nawet zatrzymać i nawet dobra końcówka nie była w stanie zmienić obrazu sytuacji. Kolejny odcinek również prowadził w dół, przejechałem go już setki razy ale ten był najszybszy, to tylko zasługa wiatru bo nie starałem się szybko jechać. Po kilku kilometrach główną drogą gdzie nie czułem się pewnie wśród samochodów uciekłem w boczne drogi. Pierwszy wymagający podjazd na trasie pokonałem mocno, poczułem się zbyt pewnie i zacząłem go z blatu ale gdy pojawiło się wysokie nachylenie przystopowało mnie, musiałem zrzucić z blatu wytracając rytm i tracąc kilka sekund na ponowne rozpędzenie się, później jechałem już mocno na twardym obrocie. Ujechałem się ale przynajmniej poczułem, że żyję. Dosyć długo dochodziłem do siebie po mocnej jeździe, kolejny podjazd również był stromy ale tym razem wjechałem możliwie wolno. Odpoczywałem na całym zjeździe i początku kolejnego, mniej znanego podjazdu. W połowie odcinka prowadzącego w górę nachylenie wzrosło i zarazem musiałem z siebie dawać więcej. W sumie czułem się już zmęczony ale dołożyłem jeszcze dwa podjazdy zataczając pętlę. Po zjeździe na którym zmagałem się z mocnymi podmuchami przeciwnego wiatru karta się odwróciła i wiało mocno w plecy. To zachęciło mnie do zafiniszowania na kolejnym krótkim podjeździe, zacząłem w momencie gdy droga zaczęła piąć się do góry, mocno cisnąłem cały podjazd i przed skrzyżowaniem zwolniłem chcąc skręcić w lewo, wyhamowałem do zera. Źle oceniłem segment i najlepszy czas straciłem tylko dlatego, że ruszyłem przed początkiem segmentu a zwolniłem przed końcem segmentu. Kolejny podjazd charakteryzował się niezbyt dobrą a miejscami bardzo złą nawierzchnią. Do domu wróciłem dobrze znaną drogą z podjazdami, walcząc ze zmiennym wiatrem który raz pomagał, raz utrudniał jazdę. Krótki wyjazd z mocnymi momentami, idealny na roztrenowanie.

Roztrenowanie 1
Niedziela, 18 października 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 51.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:53 | km/h: | 27.08 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 182182 ( 93%) | HRavg | 140( 71%) |
Kalorie: | 1298kcal | Podjazdy: | 820m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy wyjazd od tygodnia. W sumie byłem już gotowy aby wyjechać przed południem ale kolejna dawka deszczu zniechęciła mnie skutecznie. Wyjechałem przed 14 gdy główne drogi były już zupełnie suche, na termometrze było 8 stopni, na więcej nie było już co liczyć, we znaki dawał się wiatr ale lepsze to niż deszcz. Już po kilku minutach żałowałem, że czyściłem rower, po przejechaniu przez pierwszą kałużę znowu rower był cały brudny. Później było lepiej ale samochody robiły swoje i nie czułem się zbyt bezpiecznie, zapomniałem lampki z którą zawsze jeżdżę w dzień. Z Bielska wyjechałem możliwie szybko ale pierwszy podjazd na trasie zweryfikował moje obecne możliwości. Z ostatniej czasówki nic w nogach nie zostało, bardzo męczyłem się na krótkim i stosunkowo łatwym podjeździe. Liczyłem, że jak zazwyczaj w drugiej połowie jazdy nogi pozwolą na więcej. Przed jazdą przygotowałem sobie ekran na liczniku na którym była tylko godzina, czas jazdy, temperatura, prędkość oraz kadencja. Wszystkie dane o mocy czy tętnie były na kolejnych ekranach na które nie zajrzałem podczas jazdy. Pierwszy zjazd na trasie był szybki ale głownie dzięki pomocy wiatru. Na podjeździe nawet wiatr w plecy mi nie pomógł, znowu męczyłem się jakbym dawno nie jeździł podjazdów. Po niezbyt dobrym podjeździe podobnie wyglądał zjazd, niby początek był szybki ale końcówka wolna, na klamkach, po mokrej drodze. Na płaskim czułem się nieco lepiej, liczyłem, że trzeci podjazd będzie już dobry ale okazał się najgorszy z pierwszych trzech. Dalej męczyłem się już nie tylko na podjazdach ale i łatwiejszych odcinkach. Coś ewidentnie nie grało ale nie szukałem przyczyn słabszej dyspozycji bo już jest po sezonie i dobra noga wiele by nie zmieniła. Nie byłbym sobą gdybym szukał ułatwień i maksymalnie utrudniłem sobie trasę, dokładając kilka podjazdów a zarazem nie jechałem po kilka razy tymi samymi drogami. Na jednym z podjazdów przepaliłem nieco nogę, krótki podjazd, niezbyt trudny ale cały pod silny wiatr. Lekka rezerwa jeszcze była ale nie na wybranym przełożeniu z którego wycisnąłem niemal wszystko. Na ostatnich 15 kilometrach wskoczyło ponad 300 metrów w pionie. Większość jednak z wiatrem i dosyć szybko poszło. Najważniejsze, że po tygodniu w domu udało się pojeździć na zewnątrz. Do domu wróciłem akurat na finisz Flandrii i ostatnie 15 kilometrów Giro. Było co oglądać.




Puchar Równicy 2020
Sobota, 10 października 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: | 5.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:16 | km/h: | 18.75 |
Pr. maks.: | 39.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 188188 ( 96%) | HRavg | 179( 91%) |
Kalorie: | 273kcal | Podjazdy: | 380m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatnia czasówka w tym roku. Byłem bardzo zmotywowany do startu
ponieważ Równica to jeden z moich ulubionych podjazdów i zwykle na tej górze
jestem w stanie dać z siebie więcej niż na innych podjazdach w okolicy.
Ostatnie treningi były obiecujące, wywnioskowałem, że nogi podają nieźle i
wciąż tkwi w nich dużo mocy. Zdecydowałem się na dojazd do Ustronia na rowerze,
kilka rzeczy już po kilku minutach jazdy mówiło, że jest to mój dzień. Zwykle
gdy mam wysokie tętno przed startem później jestem w stanie dać z siebie wiele,
tak tez było tym razem, nie miałem również problemu z doborem przełożenia i
trzymaniem równej kadencji. Takie drobiazgi u mnie robią dużą różnice. Jedyne
co działało na moją niekorzyść to pogoda a raczej temperatura, znacznie lepiej
czuje się gdy jest ponad 20 stopni. Przy niższych wskazaniach często się szybko
wychładzam i nie chciałem doprowadzić do takiej sytuacji. Do ustronia
dojechałem w spokojnym tempie i byłem tam szybciej niż zakładałem. Chwilę
przerwy wykorzystałem na odbiór pakietu startowego i rozmowy z kolegami
klubowymi. Czułem się nieźle i postanowiłem wydłużyć maksymalnie rozgrzewkę,
nie widziałem sensu pojawiania się na starcie szybciej niż kilka minut przed
startem. Nie miałem pojęcia, że wystąpią aż takie komplikacje i starty będą
przyśpieszone. Przez godzinę cały czas kręciłem, najpierw luźno a później
trzeba było nieco przygrzać nogę, schemat rozgrzewki znam już na pamięć i
dzisiaj szło wszystko z automatu.. Dobrane obciążenie nie było za duże bo nie
miałem najmniejszych problemów z utrzymaniem mocy. Około 10 minut przed startem
bylem już w zasadzie gotowy do jazdy i gdybym przyjechał już na start to po
chwili bym startował. Odczekałem jednak kolejne 5 minut i przyjechałem na start
w momencie gdy ruch był już otwarty. Pozwolono mi startować bo skąd miałem niby
wiedzieć, że zaszły jakieś zmiany, sytuacja jest jaka jest, lepiej ograniczyć
kontakty z innymi do minimum i dlatego rozgrzewałem się z dala od linii startu.
Chwila minęła zanim wystartowałem, cudem udało się dokonać tego przed kolejką samochodów. Nie ruszyłem zbyt mocno, przez chwilę zastanawiałem się czy wpiąłem blok czy nie. Nie zdążyłem się rozpędzić i już pojawiła się ścianka. Powoli redukowałem przełożenia i szybciej niż myślałem zrzuciłem z blatu. Jechałem dosyć mocno ale nie było komfortowo bo musiałem trzymać się prawej strony a samochody już zaczęły mnie wyprzedzać. Jechałem mocno, momentami powyżej 400 Wat, chciałem jak najszybciej pokonać ten nielubiany przeze mnie odcinek, zrobiło się nerwowo, słyszałem klaksony samochodów jakbym to ja był zawalidrogą. Informacja o zamkniętej drodze między 11 a 12 była podana już wcześniej, do 12 było jeszcze 20 minut, wystarczająco abym dostał się na Równicę. Byłem prawdopodobnie jedyną osobą na czasówce która jechała wśród samochodów i to bardzo przeszkadzało. Skupiłem się na równej i mocnej jeździe. Bardzo dobrze pokonałem odcinek brukowy. Za kostką miałem niezły czas a bardziej odpowiadająca mi część podjazdu dopiero się zaczęła. Jechałem bardzo równo, mocno i efektywnie, sekundy leciały ale dystansu też szybko ubywało. Przez moment miałem nieco więcej komfortu bo zjeżdżający z góry kolarze nie pozwolili kierowcom na wyprzedzanie. Na łuku w lewo nieco zwolniłem, złapałem oddech i znów przyłożyłem. Za łukiem zaczęły mnie wyprzedzać samochody, nieco wybiło mnie to z rytmu ale gdy nawierzchnia się poprawiła już to nie przeszkadzało. Ciężko było mi się zorientować jak wygląda moja jazda na tle innych, brakowało tego porównania na co bardzo liczyłem. Inne miejsce startu niż to z którego zwykle zaczynam podjazd też nie sprzyjało porównaniom. Miałem się na czym skupić i trzymałem dalej tempo, kadencję, moc. Po 3 kilometrach zrobiło się niebezpiecznie, kierowcy zaczęli mieć do mnie pretensje, że blokuję ruch. Informacja o zamknięciu drogi miedzy 11 a 12 była podana kilka dni wcześniej, dla dobra kierowców otworzono ją 20 minut szybciej i to ja byłem poszkodowany w tej sytuacji. Na szczęście nie musiałem zwalniać i mogłem jechać swoje aż do ostatniego łuku w lewo, tam już był korek i miałem dwa wyjścia, zatrzymać się lub próbować przepchać do przodu, pewnie przedostałem się do przodu, kawałek dalej strażacy kierowali ruchem. Trochę przyblokowało to samochody ale nie na długo, wystarczającą motywacją był dla mnie fakt, że jak najszybciej chciałem być na mecie aby poczuć się bezpiecznie bo nerwowość kierowców sięgała już zenitu. Zupełnie nie rozumiałem dlaczego tak się stało i nie byłem w stanie się z tym pogodzić. Gdy zbliżałem się do wypłaszczenia planowałem dołożyć nieco Watów i wrzucić blat. Niestety nie byłbym w stanie tego dokonać ale również nie jechałem wolniej i słabiej niż wcześniej. Po dojeździe do wypłaszczenia było jeszcze gorzej, do samochodów doszli piesi a także kolarze jadący w przeciwnym kierunku, jechałem możliwie mocno ale momentami dużym slalomem, raz musiałem przyhamować, najgorsi byli kolarze którzy po przejechaniu trasy nie uszanowali tego, że inni jeszcze jadą, na poprzednich kilometrach straciłem może kilka sekund, na wypłaszczeniu również ale wiem, że ze swojej strony zrobiłem wszystko na co mnie stać. Na finisz brakło mi motywacji ale na tym straciłem może sekundę ale inni mogli mieć podobnie bo pieszych zwykle na Równicy jest sporo. Po wjeździe na metę szybko doszedłem do siebie. Tydzień temu nie byłem zadowolony ze swojej jazdy, tym razem było inaczej. Moja jazda była równa, mocna i efektywna, trzymałem cały czas równą i wysoką kadencje. Nie miałem z tym problemu a to oznacza, że miałem dobry dzień i go wykorzystałem. Po tego typu drobiazgach jestem w stanie szybko ocenić swoją dyspozycje a ta tego dnia była kapitalna. Po sprawdzeniu wyników byłem bardzo zaskoczony, okazało się, że wykręciłem drugi czas dnia, słabszy jedynie od piekielnie mocnego Alexea Kmetsa zostawiając za plecami m.in. zawodnika z młodzieżowego składu Team Novo Nordisk Development Przemysława Kotulskiego czy obiecujących juniorów z KS Żory. Skupiłem się na sobie, na tym czego mam pilnować i trzymając się założeń zrobiłem swoje. Nie myślałem o wyniku przed startem ani nie przejmowałem się faktem, że jestem zaliczany do grona faworytów. Pod wieloma względami jest to moja najlepsza czasówka, nigdy nie byłem tak mocny jak w tym roku, potwierdziłem to m.in. na kilku ostatnich czasówkach gdzie za każdym razem byłem w najlepszej 6 klasyfikacji, dawno nie jechałem tak równo zarówno pod względem mocy i kadencji, nie brakowało mi sił ani nie miałem najmniejszego kryzysu. Sytuacja na starcie i trasie nie wpłynęła znacząco na przebieg mojej walki z czasem na podjeździe na Równicę. Już wiele razy mówiłem, że podjazd na Równicę należy do moich ulubionych i zwykle jestem w stanie wydobyć ze swojego organizmu wszystkie rezerwy i tym razem też tak było. Moc z podjazdu jest nieco lepsza niż tydzień temu na czasówce. Ponad 2 lata czekałem na kolejne podium Open w Road Maraton, wtedy byłem drugi w mało licznej stawce, teraz obsada była mocniejsza i wyrównałem osiągnięcie z 2018 roku gdy w interwałowej czasówce w Wilczycach byłem drugi. Na ostatniej czasówce w Wiśle brakła niecała sekund do Top3. Na takie zwieńczenie życiowego sezonu właśnie liczyłem. Jest duża motywacja przed kolejnym miejmy nadzieje obfitującym w większą ilość imprez rowerowych sezonem. Teraz pora na prawdziwe roztrenowanie i przerwę od roweru która w moim przypadku jest konieczna.


Chwila minęła zanim wystartowałem, cudem udało się dokonać tego przed kolejką samochodów. Nie ruszyłem zbyt mocno, przez chwilę zastanawiałem się czy wpiąłem blok czy nie. Nie zdążyłem się rozpędzić i już pojawiła się ścianka. Powoli redukowałem przełożenia i szybciej niż myślałem zrzuciłem z blatu. Jechałem dosyć mocno ale nie było komfortowo bo musiałem trzymać się prawej strony a samochody już zaczęły mnie wyprzedzać. Jechałem mocno, momentami powyżej 400 Wat, chciałem jak najszybciej pokonać ten nielubiany przeze mnie odcinek, zrobiło się nerwowo, słyszałem klaksony samochodów jakbym to ja był zawalidrogą. Informacja o zamkniętej drodze między 11 a 12 była podana już wcześniej, do 12 było jeszcze 20 minut, wystarczająco abym dostał się na Równicę. Byłem prawdopodobnie jedyną osobą na czasówce która jechała wśród samochodów i to bardzo przeszkadzało. Skupiłem się na równej i mocnej jeździe. Bardzo dobrze pokonałem odcinek brukowy. Za kostką miałem niezły czas a bardziej odpowiadająca mi część podjazdu dopiero się zaczęła. Jechałem bardzo równo, mocno i efektywnie, sekundy leciały ale dystansu też szybko ubywało. Przez moment miałem nieco więcej komfortu bo zjeżdżający z góry kolarze nie pozwolili kierowcom na wyprzedzanie. Na łuku w lewo nieco zwolniłem, złapałem oddech i znów przyłożyłem. Za łukiem zaczęły mnie wyprzedzać samochody, nieco wybiło mnie to z rytmu ale gdy nawierzchnia się poprawiła już to nie przeszkadzało. Ciężko było mi się zorientować jak wygląda moja jazda na tle innych, brakowało tego porównania na co bardzo liczyłem. Inne miejsce startu niż to z którego zwykle zaczynam podjazd też nie sprzyjało porównaniom. Miałem się na czym skupić i trzymałem dalej tempo, kadencję, moc. Po 3 kilometrach zrobiło się niebezpiecznie, kierowcy zaczęli mieć do mnie pretensje, że blokuję ruch. Informacja o zamknięciu drogi miedzy 11 a 12 była podana kilka dni wcześniej, dla dobra kierowców otworzono ją 20 minut szybciej i to ja byłem poszkodowany w tej sytuacji. Na szczęście nie musiałem zwalniać i mogłem jechać swoje aż do ostatniego łuku w lewo, tam już był korek i miałem dwa wyjścia, zatrzymać się lub próbować przepchać do przodu, pewnie przedostałem się do przodu, kawałek dalej strażacy kierowali ruchem. Trochę przyblokowało to samochody ale nie na długo, wystarczającą motywacją był dla mnie fakt, że jak najszybciej chciałem być na mecie aby poczuć się bezpiecznie bo nerwowość kierowców sięgała już zenitu. Zupełnie nie rozumiałem dlaczego tak się stało i nie byłem w stanie się z tym pogodzić. Gdy zbliżałem się do wypłaszczenia planowałem dołożyć nieco Watów i wrzucić blat. Niestety nie byłbym w stanie tego dokonać ale również nie jechałem wolniej i słabiej niż wcześniej. Po dojeździe do wypłaszczenia było jeszcze gorzej, do samochodów doszli piesi a także kolarze jadący w przeciwnym kierunku, jechałem możliwie mocno ale momentami dużym slalomem, raz musiałem przyhamować, najgorsi byli kolarze którzy po przejechaniu trasy nie uszanowali tego, że inni jeszcze jadą, na poprzednich kilometrach straciłem może kilka sekund, na wypłaszczeniu również ale wiem, że ze swojej strony zrobiłem wszystko na co mnie stać. Na finisz brakło mi motywacji ale na tym straciłem może sekundę ale inni mogli mieć podobnie bo pieszych zwykle na Równicy jest sporo. Po wjeździe na metę szybko doszedłem do siebie. Tydzień temu nie byłem zadowolony ze swojej jazdy, tym razem było inaczej. Moja jazda była równa, mocna i efektywna, trzymałem cały czas równą i wysoką kadencje. Nie miałem z tym problemu a to oznacza, że miałem dobry dzień i go wykorzystałem. Po tego typu drobiazgach jestem w stanie szybko ocenić swoją dyspozycje a ta tego dnia była kapitalna. Po sprawdzeniu wyników byłem bardzo zaskoczony, okazało się, że wykręciłem drugi czas dnia, słabszy jedynie od piekielnie mocnego Alexea Kmetsa zostawiając za plecami m.in. zawodnika z młodzieżowego składu Team Novo Nordisk Development Przemysława Kotulskiego czy obiecujących juniorów z KS Żory. Skupiłem się na sobie, na tym czego mam pilnować i trzymając się założeń zrobiłem swoje. Nie myślałem o wyniku przed startem ani nie przejmowałem się faktem, że jestem zaliczany do grona faworytów. Pod wieloma względami jest to moja najlepsza czasówka, nigdy nie byłem tak mocny jak w tym roku, potwierdziłem to m.in. na kilku ostatnich czasówkach gdzie za każdym razem byłem w najlepszej 6 klasyfikacji, dawno nie jechałem tak równo zarówno pod względem mocy i kadencji, nie brakowało mi sił ani nie miałem najmniejszego kryzysu. Sytuacja na starcie i trasie nie wpłynęła znacząco na przebieg mojej walki z czasem na podjeździe na Równicę. Już wiele razy mówiłem, że podjazd na Równicę należy do moich ulubionych i zwykle jestem w stanie wydobyć ze swojego organizmu wszystkie rezerwy i tym razem też tak było. Moc z podjazdu jest nieco lepsza niż tydzień temu na czasówce. Ponad 2 lata czekałem na kolejne podium Open w Road Maraton, wtedy byłem drugi w mało licznej stawce, teraz obsada była mocniejsza i wyrównałem osiągnięcie z 2018 roku gdy w interwałowej czasówce w Wilczycach byłem drugi. Na ostatniej czasówce w Wiśle brakła niecała sekund do Top3. Na takie zwieńczenie życiowego sezonu właśnie liczyłem. Jest duża motywacja przed kolejnym miejmy nadzieje obfitującym w większą ilość imprez rowerowych sezonem. Teraz pora na prawdziwe roztrenowanie i przerwę od roweru która w moim przypadku jest konieczna.


Trening 126
Sobota, 10 października 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 74.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:05 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 170170 ( 87%) | HRavg | 125( 64%) |
Kalorie: | 1723kcal | Podjazdy: | 1040m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po czasówce musiałem zjechać z Równicy do Ustronia. Zjazd wyglądał podobnie jak zwykle, momentami szybko a czasami bardzo wolno jechałem. W połowie przyblokowały mnie samochody i chwila minęła zanim je wyprzedziłem. To kolejny krok naprzód, zwykle bałem się wyprzedzać i odpuszczałem. Musze walczyć ze starymi, niekoniecznie dobrymi nawykami bo właśnie w takich elementach są największe rezerwy. Najważniejszy cel zjazdu został osiągnięty, zjechałem bezpiecznie i nie wychłodziłem się co było bardzo ważne. Po posiłku regeneracyjnym i dekoracji wróciłem w spokojnym tempie do domu. Jechało się całkiem nieźle i żałowałem, że czas nie pozwala mi na dłuższą jazdę.



height='405' width='590' frameborder='0' allowtransparency='true' scrolling='no' src='https://www.strava.com/activities/4175734339/embed/31e582d8baffc7d7836537fa0c9368043d271d1e'>
height='405' width='590' frameborder='0' allowtransparency='true' scrolling='no' src='https://www.strava.com/activities/4175735031/embed/2f9c730bbd91a77048460dc2b6a3aa9b0a123f2c'>



height='405' width='590' frameborder='0' allowtransparency='true' scrolling='no' src='https://www.strava.com/activities/4175734339/embed/31e582d8baffc7d7836537fa0c9368043d271d1e'>
height='405' width='590' frameborder='0' allowtransparency='true' scrolling='no' src='https://www.strava.com/activities/4175735031/embed/2f9c730bbd91a77048460dc2b6a3aa9b0a123f2c'>
Test
Piątek, 9 października 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: | 16.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:38 | km/h: | 25.26 |
Pr. maks.: | 49.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 171171 ( 87%) | HRavg | 126( 64%) |
Kalorie: | 356kcal | Podjazdy: | 250m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótki wyjazd po dokładnym czyszczeniu, smarowaniu i sprawdzeniu roweru. Znalazłem jeszcze mniej zużyte okładziny do obręczy karbonowych i zmieniłem koła. Z ciekawości zważyłem rower i wyszło dokładnie 7 kilogramów z torebką podsiodłową i uchwytem na licznik. Nie miałem zbytnio czasu i zdecydowałem się na około 40 minutową jazdę. Podczas przejażdżki planowałem trzy 2 minutowe akcenty w 5-6 strefie mocy. Noga całkiem nieźle podawała od samego startu. Pierwszy zryw zacząłem zbyt asekuracyjnie, po kilkunastu sekundach złapałem jednak odpowiedni rytm aby około sekund przed końcem zostać zablokowany przez samochody na wąskiej drodze. Pierwszy akcent zakończył się fiaskiem. Dwa kolejne jednak były już dobre, mocne równe. Wyszedł ż jeden fajny zjazd ale by równowaga była zachowana na ostatnim udem uniknąłem zderzenia z sarną. Musiałem gwałtownie hamować i jakoś się wybroniłem. Kolejna sytuacja z której wychodzę obronną ręką, kiedyś pewnie szczęścia braknie. Najważniejsze że noga i sprzęt sprawdzony. Samopoczucie lepsze niż tydzień temu. W powietrzu czuć już jesień i pora myśleć o końcu sezonu.






Trening 125
Czwartek, 8 października 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 60.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:18 | km/h: | 26.09 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 156156 ( 80%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 1416kcal | Podjazdy: | 910m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po kolejnym dniu wolnym spowodowanym głownie brakiem czasu wyjechałem na około 2 godzinny trening po okolicznych hopkach. Zrobiło się chłodno wiec w ruch poszły cieplejsze ciuchy. Nie planowałem trasy którą miałem określać na bieżąco. Postanowiłem sprawdzić odcinki z nową nawierzchnią których pojawiło się kilka w okolicy Skoczowa. Na start jednak dobrze znana mi droga pod górami w Jaworzu i Bierach, po krótkim fragmencie prowadzącym główną drogą znów zjechałem w boczne, tym razem w Grodźcu. Jechało się ciężko ale powód był jeden, zachodni wiatr utrudniający mocno jazdę. Noga podawała całkiem nieźle i po pierwszych podjazdach na trasie czułem satysfakcje. Przed kolejnymi czekało mnie sporo zjazdu i płaskiego i wykorzystałem to do równej i szybkiej jazdy z wysoką kadencją, zwykle w takich momentach odpuszczałem. Szybko byłem w Skoczowie gdzie znowu korek do ronda, objechałem utrudnienia bocznymi drogami, sporo czasu zajęło mi przejechanie przez centrum Skoczowa. Wtedy zdecydowałem się na zaliczenie kilku zapomnianych podjazdów m.in. Wiślicy. Zanim tam dojechałem zaliczyłem dwa inne podjazdy. Jeden z nich dobrze znam a drugiego dawno nie jechałem. Pamiętałem tylko tyle, że w końcówce jest bardzo zły asfalt i nic się od tego czasu się nie zmieniło. Zaliczając te dwa podjazdy minąłem dookoła prawie cały Skoczów a przynajmniej jego najbardziej zatłoczoną cześć. Na zjeździe znów miałem pecha i trafiłem na moment z dużym ruchem i musiałem się zatrzymać przed skrętem na Wiślicę. Sam podjazd poszedł mi nieźle chociaż do najłatwiejszych nie należy. W końcówce podjazdu już pojawił się nowy asfalt który pokrył także bardzo złą nawierzchnie na zjeździe. Puściłem się odważnie w dół i przestrzeliłem jeden zakręt, cudem się wybroniłem przed upadkiem. Po zjeździe czekało mnie kilka płaskich kilometrów ale po złych nawierzchniach. Rzadko jeżdżę bocznymi drogami w okolicy Ochab i zwykle w przeciwną stronę, jadąc przez Kiczyce przegapiłem skręt w lewo i dołożyłem sobie kilka dodatkowych, nudnych, płaskich kilometrów. W Kowalach zaliczyłem kolejny podjazd po którym znowu musiałem swoje odstać na skrzyżowaniu. Doszło do niebezpiecznej sytuacji w której nie było wiadomo kto ma pierwszeństwo. Gdy się uspokoiło pojechałem alej w kierunku Łazów. Tego podjazdu nie zaliczyłem jeszcze w tym roku. Jechało się całkiem dobrze i postanowiłem dodać kilka podjazdów a chciałem już do domu wrócić najkrótszą drogą. Ostatecznie wróciłem dobrze znaną mi trasą dokładając kolejne 150 metrów przewyższenia i dwa dobre zjazdy. Noga na tym treningu podawała dużo lepiej niż przez ostatnie 2 tygodnie.
