Wpisy archiwalne w kategorii
Szosa
Dystans całkowity: | 176758.50 km (w terenie 619.00 km; 0.35%) |
Czas w ruchu: | 6527:23 |
Średnia prędkość: | 26.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 750.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1954597 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (179 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 3659879 kcal |
Liczba aktywności: | 2604 |
Średnio na aktywność: | 67.88 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
Trening 40
Sobota, 8 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 54.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:21 | km/h: | 22.98 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 6.0°C | HRmax: | 182182 ( 93%) | HRavg | 138( 70%) |
Kalorie: | 1639kcal | Podjazdy: | 1310m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótki ale treściwy trening z podjazdami w roli głównej. Już na starcie problemy sprzętowe przez które wyjechałem kilka minut później. Po ostatniej jeździe rower stał ponad dobę i to wystarczyło aby zeszło powietrze z przedniego koła. Miałem do wyboru trzy opcje, zmienić dętkę, zmienić koło na karbonowe i dodatkowo klocki lub skorzystać z rezerwowego, wysłużonego i nie tak lekko kręcącego się koła jak pozostałe. Wybór padł na trzecią opcję bo była najszybsza w realizacji. Pogoda nieznacznie się poprawiła ale wciąż było zimno i wiało. Nie przeszkodziło mi to jednak w niczym, noga od startu była całkiem niezła. Mimo to pierwszy podjazd na Przegibek wjechałem bardzo spokojnie, zachodni wiatr sprawił, że raz było pod wiatr, raz z wiatrem ale nie było to to samo jakby wcale nie wiało. Na zjeździe trochę poszalałem ale samochody skutecznie utrudniały techniczną jazdę. Pierwszy mocny akcent nastąpił na lokalnym, krótkim ale wymagającym podjeździe pod Walusiów, jechałem bardzo mocno cały czas i podjazd skończył się szybciej niż myślałem, osiągnąłem lepszy czas niż w ubiegłym roku i także najlepszy na Stravie. Kolejny podjazd był blisko i nie zdążyłem się zregenerować. Na początku podjazdu miałem problemy z łańcuchem, tak się dzieje jak szybko zmieniam przełożenie i łańcuch spada na małą tarczę nie w tym miejscu gdzie powinien. Na starcie straciłem kilka sekund i nie umiałem się rozkręcić, podjazd był w kilku miejscach zakorkowany i kilka razy musiałem nawet przestać pedałować. Mimo to również poprawiłem swój czas na tym odcinku. Prawdziwy sprawdzian czekał mnie jednak chwilę później na jednym z najtrudniejszych odcinków w Międzybrodziu. Tam już jednak walczyłem z wiatrem ale także z grawitacją. Sam początek odpuściłem ale gdy zrobiło się stromo i łańcuch powędrował w górę kasety wzrosła moc. Równym tempem jechałem cały najtrudniejszy odcinek, wśród drzew nie czuć było wiatru który jednak dawał się we znaki w końcówce i wraz z narastającym zmęczeniem skutecznie utrudniał walkę z podjazdem, gdy zorientowałem się, że jadę niewiele gorzej od rekordu docisnąłem na końcówce, ostatecznie brakło kilkunastu sekund ale moc jaką wygenerowałem przez ponad 11 minut podjazdu była bardzo dobra nawet przy wyższej wadze. Cała ta sytuacja miała także drugą, bardziej ciemną stronę, po tym podjeździe mój organizm odmówił posłuszeństwa, nie umiałem zejść z tętna i początek podjazdu na Przegibek pokonałem na tętnie wyższym o strefę od mocy, nie miałem już czasu i musiałem ograniczyć się do jednego podjazdu, dołożyłem za to 25 Wat do mocy ale na nic to się zdało bo warunki nie pozwoliły na zbyt wiele, tegoroczny najlepszy czas na podjeździe poprawiłem o 6 sekund generując ledwie 30 Wat więcej niż przy tamtej próbie, zjazd do Straconki też nie był szybki ani nawet dobry technicznie. Przejazd przez Bielsko tez był walką o dojechanie w jakimś rozsądnym tempie i próba podniesienia kadencji która jedna nie była zbyt efektywna. Zmęczenie jakie towarzyszy mi po każdym, pojedynczym zrywie trwa zbyt długo i to wystarczający argument aby stwierdzić, że formy nie ma i nie ma widoków aby wkrótce pojawiła się na horyzoncie. Niestety w trakcie podjazdu pokonywanego siłowo i momentami na stojąco znowu poczułem ból w plecach.




Trening 39
Piątek, 7 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 86.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:16 | km/h: | 26.33 |
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 178178 ( 91%) | HRavg | 138( 70%) |
Kalorie: | 2259kcal | Podjazdy: | 1670m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy od dawna dzień w tygodniu pracy kiedy miałem do dyspozycji większą ilość czasu i postanowiłem wykorzystać tą sytuację. Przy wyborze podjazdu na trening FTP wziąłem pod uwagę m.in. wiatr, myślałem o tym aby zaliczyć trzy razy podjazd na Przegibek ale ale jakoś nie byłem przekonany do tego pomysłu, Równicę w tym roku już trenowałem, więc pozostał Salmopol do którego przekonał mnie silny wiatr z południowego - zachodu. Aby dojechać do Szczyrku czekało mnie wiele minut walki z wiatrem, pozwoliło to zrobić solidną rozgrzewkę. Jadąc przez Szczyrk zastanawiałem się czy miernik dobrze działa, trzymają podobną moc jak zwykle jechałem aż 5 km/h wolniej. Odpowiedzi na to pytanie nie znalazłem tak szybko, miałem na czym się skupić i przestałem myśleć o bzdurach. Pierwszy podjazd szedł topornie, był za to równy i moc odpowiadała 95 - 105 % FTP, starałem się trzymać równą kadencję ale tutaj już tak dobrze nie było. Źle oceniłem odcinek pomiarowy i trochę z musu wydłużyłem czas powtórzenia z 16 do 17 minut. Przed zjazdem zatrzymałem się tylko na moment, ubrałem kurtkę, zjadłem batona i zacząłem zjazd. Zjazd też nie wyglądał dobrze, nie umiałem się dobrze ułożyć technicznie i zbyt często korzystałem z hamulców. Zjazdy nie były celem na ten dzień więc szybko zapomniałem o tym co poszło nie tak. Na podjeździe nie czułem jakiegoś wyraźnego wpływu wiatru, momentami jechało się lżej ale końcówka znów nie szła tak dobrze jak powinna. Generowałem nieco wyższą moc i podjazd skończyłem niemal po 17 minutach wspinaczki. Nie jest to poziom jaki był w tamtym roku ale warunków na razie nie ma na lepsze czasy. Na Salmopolu tak wiało, że miałem problem by ubrać kurtkę i męczyłem się z tym chyba z 2 minuty, drugi zjazd nie różnił się w niczym od pierwszego. Ostatni podjazd poszedł chyba najlepiej, generowałem znowu kilka Wat więcej, kadencja była bardziej równa ale końcówka znów słaba. W tym roku tracę tam gdzie zwykle zyskiwałem czyli w samych końcówkach. Potrafię równiej pokonywać podjazdy ale na samym końcu tracę cenne sekundy. Ostatni zjazd jaki mnie czekał był strasznie dziurawy. Od zeszłego roku zmieniło się dużo na gorsze i w zasadzie dopiero po 2 kilometrach można puścić hamulce. Nagrodą z wysiłek była lufa w plecy aż do wyjazdu ze Szczyrku, przez wiele kilometrów jechałem około 50 km/h lekko pedałując ale w Szczyrku samochody przerwały tą sielankę, przed Buczkowicami wiatr zmienił się na boczny i już tak szybko nie było. Trochę czasu zyskałem na zjeździe więc postanowiłem wracać przez Rybarzowice, z wiaterkiem kręciło się całkiem fajnie ale skręciłem o jedno skrzyżowanie za wcześnie i musiałem kawałek przejechać nierówną i wąską drogą. Dojazd do Bielska również z wiaterkiem ale ostanie kilometry to już walka z żywiołem, nie taka jak na dojeździe do Salmopolu ale jednak walka. Nogi były już zmęczone i postanowiłem wracać najkrótszą drogą. Nawet zjazdy sobie odpuszczałem, w domu byłem nawet szybciej niż zamierzałem i to wydłużyło czas regeneracji przed weekendem.





Trening 38
Wtorek, 4 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa
Km: | 57.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:02 | km/h: | 28.03 |
Pr. maks.: | 73.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 144144 ( 73%) | HRavg | 127( 65%) |
Kalorie: | 1434kcal | Podjazdy: | 780m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pogoda zmieniła się diametralnie przez kilkanaście godzin i było całkiem ciepło, pogodnie ale wietrznie. Wiało z południowego - zachodu więc obrałem kierunek Cieszyn. Wreszcie mogłem zrzucić grube ciuchy i wyjechałem w letnim stroju nie zapominając o rękawkach. Niezbyt dokładnie wyczyściłem rower po wcześniejszej jeździe i gdzieś jeszcze znalazł się piasek. Już na starcie problemy z licznikiem i przez kilka minut walczyłem z podłączeniem czujników, w końcu się udało i po kilometrze na którym wiatr wiał idealnie w plecy dopiero rozpocząłem pomiar. Pierwsze kilometry były z wiatrem bocznym i nie było tak ciężko jak się spodziewałem, im bliżej Skoczowa jednak to wiatr bardziej zachodni i już tak lekko nie było. Trzymałem się założonej mocy, z kadencją był delikatny problem ale nie skupiałem się na tym. O dziwo jechało się dużo lżej i lepiej, w sumie pierwszy raz od jakiegoś czasu temperatura mi odpowiadała i strój był idealnie dobrany do pogody. Oczywiście wiatr rozdawał karty i nie dało się za szybko jechać ale jechałem cały czas założonym tempem nie zwracając uwagi na prędkość. Do Ustronia dojechałem najkrótszą trasą ale nie najszybszą, momentami na podjeździe jechałem całe 10 – 12 km/h z lufą w twarz. Tętno było bardzo niskie, trochę to dziwne i zastanawiające ale jak noga podawała to nie miało to żadnego znaczenia. Za Ustroniem wiatr wiał idealnie z boku i kilka razy miałem problem z utrzymaniem roweru, teren w większości był otwarty i to w niczym nie pomagało, podjazdy jednak szły jak zwykle w tym roku czyli bardzo przeciętnie. Niby ważę tylko 2 kilogramy więcej ale robi to kolosalną różnicę jeżeli Watów nie ma więcej. Szczególnie przekonałem się o tym na kolejnych kilometrach. Z Cieszyna do Skoczowa jest do pokonania kilka hopek o różnej długości i nachyleniu, będąc solidnie rozpędzonym z góry nie byłem w stanie szybko i efektywnie pokonać podjazdów nawet z wiatrem w plecy, trzymałem się jednak Watów i musiałem zaakceptować to, że obecnie nie stać mnie na więcej, wszystkie podjazdy w zasadzie wyglądały podobnie. Jak już przywykłem do górek wjechałem do Skoczowa, to był błąd, mogłem minąć główne skrzyżowanie i ronda gdzie utknąłem w korku ale tak wydawało mi się szybciej głównie ze względu na silny wiatr w plecy który tutaj bardziej pomógł niż na drugim wariancie. Za Skoczowem już wiało bardziej z boku a momentami nawet zaciągało od przodu i już tak efektywnie nie było, podjazdy jakoś poszły ale to nie jest mój poziom, nie chciałem dokładać Watów bo zmieniłoby to charakter treningu i trzymając się Watów wytracałem dużo prędkości już na początku podjazdów a później trzymałem w miarę stabilny poziom. Ostatnie kilka kilometrów pokonałem już na luzie, spróbowałem nawet jechać nową ścieżką rowerową ale nie bardzo się dało. Trening w sumie niezły, bardziej równe tempo niż zwykle na pagórkach ale brakuje czegoś aby wybić się z przeciętności. Na ten moment widzę dwie opcje, albo spróbować podnieść FTP lub zrzucić z wagi aby wrócić do tego co było w ostatnich latach gdy takie pagórki pokonywałem wyraźnie szybciej, dynamiczniej wcale nie generując dużo wyższych mocy.

Trening 37
Poniedziałek, 3 maja 2021 Kategoria 100-200, Cube '21, Samotnie, Szosa
Km: | 110.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:18 | km/h: | 25.58 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 4.0°C | HRmax: | 155155 ( 79%) | HRavg | 131( 67%) |
Kalorie: | 2867kcal | Podjazdy: | 1720m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mimo niepewnej pogody wyjechałem na kolejny długi trening. Już na początku straciłem godzinę na zastanawianie się czy w ogóle jechać i zdecydowałem się na skrócenie trasy o 20 kilometrów czyli jakieś 50 minut jazdy. Na termometrze było ledwie kilka stopni więc znowu sięgnąłem po cieplejsze ciuchy chowając jeszcze wiatrówkę czy grubsze rękawice do kieszeni. Ostatnio unikam płaskich tras i raczej staram się zaliczyć na trasie przynajmniej jeden podjazd, tym razem w planie była Ochodzita która pominąłem ostatnim razem. Po ostatniej jeździe nie zdemontowałem błotników które na trasie sprawdziły się połowicznie. Do Milówki postanowiłem dojechać unikając głównej drogi od Żywca, najpierw trzymałem się blisko gór zaliczając sporo bocznych, pustych uliczek w Lipowej czy Ostrem, na mapie była ciekawa przecinka z Przybędzy do Węgierskiej Górki więc skusiłem się na jazdę tą drogą, nie wziąłem pod uwagę faktu, że właśnie trwa budowa obwodnicy Węgierskiej Górki i trafiłem na zamknięty dla ruchu odcinek, nie było żadnych znaków informacyjnych na skrzyżowaniu i dopiero tablica z zakazem wjazdu spowodowała, że musiałem zawrócić. Jazda główną drogą nie była taka zła, ruchu praktycznie nie było. Ostatnio wpadam na pomysły które nie należą do najlepszych i takim wyborem był zjazd na Trakt Cesarski, przez kilka kilometrów ledwie 500 metrów prowadziło po równym asfalcie a momentami brnąłem w kilkucentymetrowym błocie. Rower wyglądał jak po kąpieli i napęd stał się bardzo głośny. Pominąłem ostatni fragment Traktu i ostatnie 1500 metrów do ronda pokonałem już w dużym ruchu główną drogą. Gdy skręciłem na zachód dostałem silny, zimny podmuch wiatru w twarz. Cały podjazd na Ochodzitą to walka z wiatrem a w końcówce także ze śniegiem. Po drodze kilka razy padało ale nie tak mocno jak na podjeździe, gdy dojechałem do końca podjazdu przestało sypać a droga zrobiła się nagle sucha. Podjąłem decyzję o powrocie przez Wisłę zamiast objechania Ochodzitej i jazdy przez Kiczorę czy Nieledwię. Pomysł z początku wydawał się dobry ale później znowu żałowałem, że wybrałem trudniejszy wariant. Przed podjazdem na Kubalonkę znowu zaczęło padać, w połowie podjazdu deszcz zamienił się w śnieg. Na zjeździe jechałem bardzo wolno ale i tak zmarzłem okrutnie, w Wiśle zatrzymałem się na moment by dać odjechać samochodom które jechały strasznie wolno. Odechciało mi się powrotu przez Salmopol, długiego zjazdu do Szczyrku i przedzierania się przez korki. Jadąc przez Wisłę spotkało mnie tylko to ostatnie, większość korków minąłem bocznymi drogami i tylko wjazd na główną zabrał mi trochę czasu. Później już cały czas jechałem i to całkiem niezłym tempem, o dziwo dobrze mi się kręciło w tych warunkach. Ostatnia godzina jazdy wyglądała podobnie jak poprzednie, temperatura wahała się od 2 do 6 stopni, co chwilę padało, w bidonie woda była lodowata i piłem zdecydowanie za mało. O dziwo nie było żadnego kryzysu a przejechanie tej trasy nie sprawiło żadnych, większych problemów. W nagrodę za wytrwałość ostatnie 10 kilometrów jechałem z wiatrem w plecy. Po drodze walcząc z warunkami chciałem już całkowicie rzucić kolarstwo ale będąc już w domu szybko mi przeszło i poświęciłem się regeneracji.

Trening 36
Sobota, 1 maja 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 81.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:16 | km/h: | 24.80 |
Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 142( 72%) |
Kalorie: | 2159kcal | Podjazdy: | 1770m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dłuższy weekend majowy podobnie jak w ubiegłym roku przyniósł bardzo złą pogodę która w sumie nie odbiegała od tego co było w ostatnich tygodniach. Była szansa na poprawę pogody po południu więc rano poświęciłem czas na obowiązki i prace domowe i o 14 mogłem już jechać. Zdecydowałem się na jazdę z błotnikami, po deszczu w wielu miejscach mogło być mokro, szkoda zarówno roweru jak i ciuchów, w tym miejscu popełniłem duży błąd bo błotniki były niepotrzebne i jeszcze dwa razy się musiałem zatrzymać bo gdzieś obcierało. Drugi wyraźny błąd to ubiór, mogłem ubrać lżejszy zestaw ciuchów i zabrać dodatkową warstwę do kieszonki, na pewno bym na tym nie ucierpiał a komfort by się poprawił, człowiek jednak jest mądry po szkodzie. Chciałem nieco przepalić nogę na podjazdach, miałem do wyboru kilka wariantów tras wyrysowanych wcześniej. Postawiłem na najbardziej optymalną trasę i ruszyłem w kierunku Szczyrku. Po drodze nie zrobiłem żadnej rozgrzewki co było kolejny błędem jaki popełniłem. Pierwszy podjazd poszedł mi dobrze, chociaż nie jechałem na maksa, poprawiłem swój czas o ponad minutę uzyskując najlepszy czas na segmencie. Kolejne podjazdy już nie poszły tak dobrze, nie umiałem się zregenerować po tym podjeździe a dodatkowo pojawił się problem z lewym blokiem i musiałem bardzo ostrożnie jechać aby nie wypinać co chwilę nogi. Ten problem towarzyszył mi już do końca treningu. Drugi podjazd również nie należy do popularnych, jechałem już go 3 raz i także poprawiłem swój najlepszy czas o ponad minutę. Na stromych fragmentach jechałem na granicy możliwości generując ponad 5,5 W/kg a momentami ponad 6 W/kg, na wypłaszczeniach nie byłem w stanie dawać z siebie odpowiednio dużo, nawierzchnia też nie pozwalała na wiele a tłumy pieszych skutecznie mnie spowalniały. Z podjazdu byłem zadowolony, zjazd był wolny i ostrożny. Później miałem do zaliczenia Salmopol, w tym roku jechałem go tylko raz, spokojnym tempem, teraz trzymałem moc na granicy 4 i 5 strefy. Po raz pierwszy od dawna czułem, że moc miała jakieś przełożenie na osiągnięty czas podjazdu, wyszedł całkiem niezły jak na okoliczności. Po wjeździe na przełęcz gdzie było pełno samochodów i ludzi nie zatrzymywałem się i od razu zjechałem do Wisły. Podjazd od południa zwykle bardziej mi odpowiadał ale teraz szło ciężko i zwłaszcza w końcówce dużo czasu straciłem. Wjechałem w najgorszym od prawie 2 lat czasie mimo niezłej mocy. Zjazd na Szczyrk to tragedia w moim wykonaniu, mijanie dziur zwykle mi idzie ciężko a w dodatku nie umiałem się ułożyć technicznie na lepszych jakościowo fragmentach i o tym zjeździe muszę prędko zapomnieć. Ostatnim daniem dnia a raczej głupotą z mojej strony był podjazd pod Orle Gniazdo. Planowałem wjechać tylko do Sanktuarium ale puściłem się dalej i zaliczyłem nieznany mi jeszcze wariant z łatwiejszą końcówką. Podjazd wjechałem już na oparach, przy próbie jazdy na stojąco znowu plecy dały o sobie znać, organizm sypie się coraz bardziej i nawet jak coś zaczyna wychodzić to zaraz inna rzecz przestaje działać i tak w kółko. Miałem już ten trening ocenić jako pozytywny ale ostatni podjazd powiedział całą prawdę o mojej dyspozycji i miejscu w jakim się aktualnie znajduję. Powrót pod silny wiatr do Bielska nie należał do przyjemnych, już w Szczyrku pojawił się komunikat o słabej baterii Di2, wracałem na małej tarczy z przodu ale tył działał do końca. Wybrałem inny wariant przejazdu przez Bielsko, ale nie był ani szybszy ani przyjemniejszy. Na przełamanie muszę jeszcze poczekać, pojawiają się przebłyski dobrej dyspozycji ale to za mało aby zaliczyć dobry, jakościowy i stabilny trening.

Trening 35
Czwartek, 29 kwietnia 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 53.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:01 | km/h: | 26.28 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | 157157 ( 80%) | HRavg | 138( 70%) |
Kalorie: | 1404kcal | Podjazdy: | 820m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trzeci z rzędu trening rozpoczęty przed 6 rano, po wczorajszym wycisku chciałem zrobić coś spokojniejszego i wybrałem się na 2 godzinny trening w strefach 1-3. Wybrałem tradycyjnie trudną trasę z podjazdem na Przegibek. Obecnie muszę się liczyć z tym, że nie jestem tak szybki i dynamiczny jak w ubiegłym roku i postawiłem na najkrótszy wariant trasy z Przegibkiem. Wyjazd przed 6 ma swoje plusy i minusy, do tych pierwszych należy m.in. mniejszy ruch na drogach, osoby jadące do pracy na 6 już przejechały a kolejna dawka dopiero za pół godziny więc w mieście zatrzymywały mnie jedynie skrzyżowania z sygnalizacjami świetlnymi i ronda. Całkiem sprawnie przejechałem przez miasto, by wyjechać z Bielska musiałem pokonać wymagający podjazd który jednak bardzo mnie zmęczył. Trzymałem się jednak założeń i jechałem na określonej mocy nie przejmując się rosnącym coraz bardziej tętnem. Na głównej drodze w Kozach pojawiło się więcej samochodów ale to była już godzina w której więcej osób zaczyna pracę. Mimo wszystko odcinek drogi krajowej nie był taki straszny jak mogło się wydawać. Jazda tym odcinkiem zwykle jest szybka, bo więcej jest w dół niż pod górę. Nawet wiatr w twarz nie przeszkadzał zbytnio. Warunki wietrzne nawet płatały figla bo miało wiać bardziej z północy a dmuchało raczej z południa więc kolejne kilometry były znów walką z wiatrem. Jechałem jednak równym tempem i z niezłą mocą. Zakładałem, że po godzinie będę na głównym skrzyżowaniu w Międzybrodziu a byłem przy skręcie na Hrobaczą Łąkę. Nie miałem już żadnego zapasu czasowego i musiałem się śpieszyć. Podjazd na Przegibek z wiatrem był całkiem przyjemny, ostatnie kilometry to walka z nierówną kadencją i rosnącą temperaturą. Zjazd z Przegibka znowu całkiem niezły technicznie ale niezbyt szybki. W mieście straciłem trochę czasu na skrzyżowaniach, po 2 godzinach jazdy byłem w domu z niewielkim zapasem czasu. Dobry trening, szkoda, że nie miałem możliwości jeździć w wyższych temperaturach jakie pojawiły się popołudniu. W tym roku jakoś nie mam szczęścia do pogody, nie lubię jeździć w niskich temperaturach ale w tym roku już to tego przywykłem.



Trening 34
Środa, 28 kwietnia 2021 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021
Km: | 41.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:42 | km/h: | 24.12 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 2.0°C | HRmax: | 181181 ( 92%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 1148kcal | Podjazdy: | 810m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Liczyłem na to, że poranek będzie cieplejszy niż dzień wcześniej ale tak nie było. Wyjechałem więc w kilku warstwach ciuchów. Już po kilku minutach jazdy temperatura spadła poniżej 0 i marzłem. Temperatura, pora dnia i stosunkowo mała ilość snu wpłynęła na to, że nie jechało mi się dobrze. Mocną rozgrzewkę rozpocząłem dopiero po ponad 20 minutach jazdy. Trzy minuty na rosnącym obciążeniu to było zdecydowanie za mało przed treningiem jaki mnie czekał. Zapowiadało się, że będzie bardzo ciężko ale nie myślałem o tym. Ten trening najlepiej robi się na podjeździe pod Przegibek, zazwyczaj czas na to nie pozwalał ale tym razem się udało. Treningów na krótkich powtórzeniach nie znoszę, zazwyczaj nie potrafię trzymać równej mocy i zaczynam zbyt mocno a kończę na zbyt niskiej mocy. Tym razem było inaczej, zacząłem spokojniej ale przez 40 sekund trzymałem równą moc i nie wychodziłem z 6 strefy i takie było założenie. Nie mogę przyzwyczaić się do przycisków w IGPSPORT i planowałem nie włączać kolejnych okrążeń ale mój mózg jeszcze nie pracował na odpowiednich obrotach i łatwiej było zaczynać kolejne okrążenia niż pilnować czasu na stoperze. Poza dwoma powtórzeniami gdzie spadłem nawet do 3 strefy przy zmianie nachylenia reszta wyglądała dobrze, może moc jaką utrzymywałem nie przekraczała 400 Wat ale byłem w stanie ją powtórzyć na kolejnych powtórzeniach. Przed zjazdem ubrałem jeszcze jedną warstwę i spokojnie zjechałem do Międzybrodzia skąd zwykle podjeżdża mi się lepiej. Drugi podjazd z 10 powtórzeniami był znacznie równiejszy niż pierwszy i ponad 90 % czasu spędziłem w 6 strefie a zwykle było to mniej niż 80 %. Na razie muszę zadowolić się dobrymi mocami które przekładają się na średnie czasy na podjazdach ale na to wpływu nie mam. Po mocnych podjazdach postanowiłem agresywniej zjechać w dół bo droga była całkiem sucha. Nie szło jednak tak jak powinno, mocno wiało i pojawiło się kilka samochodów i to w takich miejscach, że musiałem wytracić sporo prędkości. Powrót do domu już na dużym zmęczeniu ale z zapasem czasowym. W dalszym ciągu szybko się męczę i organizm nie może dojść do siebie, muszę jeszcze większy nacisk kłaść na regenerację, już znacznie ograniczyłem treningi ale to nie wystarcza. Jakbym miał 60 lat to byłoby to normalne ale przy tym, że jestem w najlepszym wieku do uprawiana sportu nie jest to absolutnie nic normalnego. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie moje doświadczenia jest to już kolejny trudny okres w moim życiu, po każdym takim poziom moich możliwości szedł do góry więc jakaś nadzieja wciąż pozostaje.


Trening 33
Niedziela, 25 kwietnia 2021 Kategoria Trening 2021, Szosa, Samotnie, Cube '21, 100-200
Km: | 134.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:11 | km/h: | 25.85 |
Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 4.0°C | HRmax: | 158158 ( 81%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 3483kcal | Podjazdy: | 2140m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tradycyjnie na koniec tygodnia wybrałem się na dłuższy trening tlenowy, tym razem mimo niemal zimowych warunków pojechałem w góry podnosząc sobie poprzeczkę trudności trasy minimum poziom wyżej. Wyjechałem dosyć wcześnie w niskiej temperaturze, wczoraj wyczyściłem napęd w rowerze i zamontowałem błotniki w lepszym rowerze. Ciągnęło mnie bardzo w góry i skierowałem się na Salmopol. W nowym liczniku jest funkcja mówiąca o całkowitym dystansie pokonanym na podjazdach. Byłem ciekaw ile właściwie podjazdu jest na Salmopol z Bielska. Przejazd przez miasto był trudny, wybrałem najłatwiejszy wariant ale na wielu odcinkach asfalt pozostawiał do życzenia. Już po kilku kilometrach coś dziwnego zaczęło się dziać z rowerem. Okazało się, że kaseta nie była dostatecznie dokręcona i się odkręciła, od tego momentu na każdej nierówności rower dzwonił na każdej nierówności, z czasem przestało mi to przeszkadzać. Jakoś dziwnie lekko się jechało w kierunku Szczyrku, mimo małego ruchu skorzystałem ze ścieżki rowerowej która w pewnym momencie się zwężyła i musiałem zjechać na chodnik a później pokonać wysoki krawężnik. Na szczęście ścieżka wkrótce się skończyła i musiałem jechać drogą. Na rondzie w Buczkowicach byłem szybciej niż zakładałem, przejazd przez Szczyrk równie szybki a schody zaczęły się w momencie gdy zaczął się podjazd na Salmopol, wtedy też droga skręciła bardziej na zachód i poczułem boczny wiatr który dotąd wiał w plecy. To cała tajemnica względnie szybkiej dotychczasowej jazdy. Podjazd poszedł mi słabo ale więcej się po sobie nie spodziewałem. Przed zjazdem zdecydowałem się założyć kurtkę bo czekał mnie długi zjazd. Na 30 kilometrów jakie już pokonałem tylko 23 prowadziły pod górę, w tym czasie pokonałem już ponad 700 metrów przewyższenia. Zjazd do Wisły był zimny i w większości mokry, momentami jechałem całkiem nieźle technicznie i szybko a były fragmenty gdzie wyglądało to fatalnie. Chwila grozy miała miejsce w tunelu pod skocznią, wpadłem w dużą, niewidoczną dziurę i cudem uniknąłem gleby, na szczęście nie poważnego się nie stało i po chwili postoju ruszyłem dalej na walkę z wiatrem. Dmuchało nieźle w twarz, dzięki temu jednak lepiej było trzymać założoną moc ale kadencji nie byłem w stanie utrzymać. W Wiśle postanowiłem pojechać tak jak wskazują znaki, może gdyby ruch był mniejszy przejechałbym przez stację i zyskał prawie kilometr i kilka minut czasu. Za rondem zatrzymałem się rozebrać kurtkę, postój nie był jednak długi i szybko nadrobiłem stracony czas jadąc z wiatrem w plecy. Ostatnie 3500 metrów podjazdu na Kubalonkę przejechałem w równym tempie, jak na te warunki podjazd poszedł nie najgorzej, miałem w dodatku towarzystwo i podjeżdżało się łatwiej. Zjazd do Istebnej jednak znowu słabi i wolny a na końcu spadł łańcuch i kolejna przerwa. Nie rozebrałem jednak kurtki bo czekał mnie jeszcze jeden szybki zjazd a temperatura nie przekraczała 5 stopni. Podjazdy w Istebnej pokonałem bardzo spokojnie, przy okazji przyjąłem określoną porcję węglowodanów i sprawdziłem jaki mam czas. Miałem wciąż delikatny zapas ale nie przewidziałem tego, że ostanie 50 kilometrów będzie pod wiatr. Zjazd z Istebnej wcale taki szybki nie był ze względu na bardzo nierówną nawierzchnię i spory ruch. Ostatni dłuższy postój zrobiłem na rondzie w Jaworzynce, rozebrałem kurtkę, sprawdziłem, czy znów coś się nie stało z rowerem i ruszyłem w dalszą drogę. Wybranie trasy biegnącej przez Krężelkę miało swoje plusy i minusy. Momentami nawierzchnia była słabej jakości lub bardzo zanieczyszczona ale ruch samochodowy był niemal zerowy. Krótki postój znów musiałem zrobić w Lalikach gdzie nie byłem w stanie wrzucić na blat, byłem pewny, że bateria jest już słaba ale poziom naładowania wskazywał na 40 % więc problem leżał gdzie indziej. Jak się zatrzymałem to już bez problemu wrzuciłem na blat ale niepotrzebnie bo za chwilę czekał mnie kolejny podjazd. Jeszcze 30 minut mogłem cieszyć się jazdą z wiatrem w plecy, nawet podjazd na trasie do Rajczy dosyć lekko mi poszły. Od Rajczy już walka z wiatrem do samego Bielska, mimo to wybrałem trudniejszy wariant powrotu. Walka z wiatrem na płaskim była uciążliwa a podjazdy dały mi mocno w kość, w Lipowej skręciłem w drogę którą nie jechałem chyba 10 lat i zaliczyłem ciekawy podjazd. Momentami nie byłem w stanie jechać 30 km/h na zjeździe co mówiło wszystko o warunkach. W Bielsku kolejne postoje na skrzyżowanych czy przejściach do pieszych. Nazbierało się już ponad 2000 metrów w pionie więc wróciłem do domu najbardziej optymalną dla mnie drogą. Z dyspozycji na treningu jestem zadowolony, w tych warunkach nie byłem w stanie dać z siebie więcej. Rok temu już atakowałem podjazdy na czas a teraz nie ma na to szans i warunki nie mają z tym wiele wspólnego.


Trening 32
Sobota, 24 kwietnia 2021 Kategoria Trening 2021, Szosa, Samotnie, Cube '21, 50-100
Km: | 89.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:34 | km/h: | 24.95 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 178178 ( 91%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 2424kcal | Podjazdy: | 1900m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po ostatnim treningu zmieniłem kilka rzeczy w przygotowaniu do jazdy i chciałem je sprawdzić. Miałem jechać z samego rana ale miałem jeszcze trochę rzeczy do zrobienia i wolałem nie odkładać ich na później, trening mógł poczekać. Wyjechałem więc około 10 na lepszym sprzęcie który prawie dwa tygodnie stał i się kurzył. Na tapecie miałem jeden z ulubionych treningów czyli powtórzenia na FTP, w tym celu pojechałem do Ustronia, na Równicę. Nie mogłem zapomnieć o rozgrzewce więc po drodze zrobiłem kilka przepaleń, zacząłem od 30 sekundowych i minutowych a na koniec 5 minutowy na podjeździe pod Jelenicę. Mimo, że prawie połowę podjazdu przejechałem już spokojniej poprawiłem swój najlepszy czas na tym podjeździe, co jest jednym z niewielu pozytywnych akcentów w tym dniu. Na zjeździe też sobie trochę poszalałem, na więcej nie pozwoliły warunki. Przed podjazdem na Równicę zatrzymałem się na moment. Roboty drogowe w Jaszowcu dalej trwają i droga jest nieco zanieczyszczona, początek podjazdu jechałem spokojnie wiec mogłem skupić się na omijaniu przeszkód. Na łuku w lewo ruszyłem mocniej, pilnowałem się aby nie jechać za mocno, do końca ulicy Wczasowej wydawało mi się, że jadę dobrze i równo, później jednak coś nie grało, jechałem równo z dobrą, założoną mocą ale jechałem jakoś strasznie wolno, w tym tempie powinienem dojechać do kreski przed upływem 15 minut a potrzebowałem 15:40 od Jaszowca. Nie miałem jednak czasu na zastanawianie się, ubrałem się na zjazd i ruszyłem w dół. Gdyby nie samochody to byłbym zadowolony ze zjazdu ale kilka razy musiałem hamować, raz prawie do zera. Po zjeździe znowu postój, rozbieranie się i nawrót. Tym razem ruszyłem nieco później ale przełożyło się to jeszcze na gorszy czas. Moc z powtórzenia wyszła nieco lepsza ale nic to nie dało. Znowu musiałem się zatrzymać na szczycie, ubrałem się i tym razem nieco lepiej zjechałem. Ostatni wjazd najlepszy ze wszystkich ale tylko nieco lepszy niż poprzednie a moc znowu kilka Wat lepsza. Ten podjazd dał mi się już jednak bardziej we znaki. Przed zjazdem postanowiłem wjechać jeszcze Skibówkę, zaskoczył mnie śnieg i musiałem zawrócić i wjechać od Zbójnickiej chaty. Bez rozpędu ruszyłem mocno, nie dałem z siebie wszystkiego ale ponad 500 Wat byłem w stanie generować przez blisko 30 sekund co po trzech wymagających podjazdach nie jest takie oczywiste. Trzeci zjazd najlepszy ze wszystkich ale samochody i tak wtrąciły swoje trzy grosze. Wracając do domu zaliczyłem jeszcze kilak podjazdów w dobrym tempie. Noga cały czas była dobra. Coś jakby drgnęło ale pojawiły się dodatkowe zagadnienia do wyjaśnienia. Słabe czasy na podjazdach rzucam na barki warunków, ostatnio jak pokonywałem Równicę trzy razy było 10 stopni cieplej i nie wiało, to ma jednaj znaczenie. Pojechałem szukać wiosny, formy i odpowiedzi na pytanie co dzieje się z moim organizmem, formy wciąż nie ma, organizm powoli wraca na właściwe tory a wiosna nie chce wkroczyć na stałe i trzeba na nią czekać. Może już w maju będzie na tyle dobrze, że zacznę myśleć o wyścigach lub przynajmniej jakiś zrywach na podjazdach, na razie jestem jeszcze zbyt słaby i nie radzę sobie w trudnych warunkach.





Trening 31
Czwartek, 22 kwietnia 2021 Kategoria Trening 2021, Szosa, Samotnie, 50-100
Km: | 64.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:28 | km/h: | 25.95 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 7.0°C | HRmax: | 177177 ( 90%) | HRavg | 139( 71%) |
Kalorie: | 1619kcal | Podjazdy: | 1130m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Co roku w kwietniu wybieram się do Rudzicy gdzie na okolicznych podjazdach sprawdzam nogę. Od 2015 roku jeździłem na tej samej pętli którą pokonywałem 2-4 razy. Ta trasa już mi się trochę znudziła a na jednym zjeździe jest tak fatalna nawierzchnia, że jazda jest zbyt niebezpieczna. Wymyśliłem więc nową, trudniejszą trasę z dużo mniejszą ilością płaskich odcinków. Gdybym przed planowaniem rundy wiedział jak wygląda nawierzchnia na wszystkich odcinkach trasa uległaby zmodyfikowaniu. Planowałem jechać na najlepszym sprzęcie, ale pogodowy Armagedon jaki znów się pojawił spowodował, że wybrałem ciężki rower z błotnikami co było chyba lepszym rozwiązaniem. Wyjechałem na dużym zmęczeniu, bez większej motywacji do jazdy. Ciężko znaleźć chęci jak na termometrze ledwie kilka stopni a moje warunki przy których zaczynam sobie lepiej radzić to minimum 15 stopni. Pora do jazdy również nie była najlepsza, musiałem wybrać taki wariant dojazdu do Rudzicy aby nie stać w korkach i nie tracić czasu na światłach czy skrzyżowaniach. Najlepszy wariant to boczne drogi i wyjazd na główną w Jasienicy. Chciałem jednak ominąć największe dziury i nierówności i wybrałem wariant pośredni omijający dwa ważne skrzyżowania w Jasienicy. Strasznie szarpana była to jazda ale nie myślałem o tym, pierwsze podjazdy na trasie powiedziały mi, ze nie jest ze mną najlepiej. Dopiero w Rudzicy wpadłem na pomysł aby przepalić nogę, krótki sprint ponad 600 Wat nie był szczytem moich możliwości ale noga zapiekła a o to chodziło. W centrum Rudzicy zatrzymałem się na moment, sprawdziłem jeszcze raz sprzęt, ustawiłem licznik na ekranie który dawał mi podstawowe informacje i ruszyłem. Podobnie jak poprzednia runda na początek był zjazd ale nie tak długi i stromy i już po 2 minutach czekała mnie krótka ścianka którą jednak odpuściłem tym razem. Na główną drogę na Wieszczęta wyjechałem w miejscu gdzie zaczyna się odcinek z nowym asfaltem, zjazd pod wiatr mogłem jechać mocniej i mieć wyższą prędkość na starcie pierwszego mocnego podjazdu. To jeden z najtrudniejszych podjazdów na trasie ale miał po drodze niebezpieczne skrzyżowanie na którym musiałem skręcić w lewo. Początek pokonałem bardzo mocno, na skrzyżowaniu wytraciłem dużo prędkości ale szybko rozkręciłem ponownie rower, na tym sprzęcie przyśpieszenia idą bardzo topornie i myślałem, że nic z tego nie będzie, miałem podgląd na moc wyrażoną w W/kg i cały czas cisnąłem 5,5 – 6,5 W/kg. Długi odcinek pod wiatr pokonałem równym tempem, po łuku w lewo wytraciłem dużo ale jechałem już z wiatrem, byłem w stanie ponownie dołożyć do pieca i cisnąłem już równym tempem nie spadając poniżej 5,8 W/kg. Około 3 i pół minutowy odcinek pokonałem z mocą 5,9 W/kg, jak na mnie nieźle ale chciałem potwierdzić ten poziom na kolejnych podjazdach. Trasa prowadziła okrężną drogą z dodatkowym podjazdem którego jednak nie atakowałem, po podjeździe zaczęły się schody, najpierw sporo samochodów, później dziurawy zjazd i brak nawierzchni po skręcie w prawo. Obecność stawów i ogólnie położona w dolinie droga została całkowicie zniszczona zapewne przez naturę, błotny odcinek był walką o przyczepność ale po 200 metrach męczarnia się skończyła. Druga część podjazdu do Grodźca miała już asfalt ale bardzo zanieczyszczony, później postanowiłem doładować energii i nieco spuściłem z tonu. Po zjeździe boczną drogą znalazłem się znów w Wieszczętach gdzie czekał mnie w sumie dosyć łatwy podjazd ale pod silny wiatr. Atakować go miałem na drugiej rundzie więc teraz jechałem spokojnie, dochodząc do 4 W/kg. Na zjeździe nie szalałem bo często jest tam spory ruch i ciężko później wyhamować na dole gdzie jest zakręt 90 stopni. Po tym zakręcie musiałem się zatrzymać, zmuszony byłem odkręcić przednie koło, wydłubać błoto z hamulców co zrobiłem niezbyt dokładnie i ruszyłem mocno na kolejny podjazd. Początek był bardzo mocny a później miałem problem z utrzymaniem mocy, nie umiałem dobrać przełożenia w momencie gdy nachylenie nie przekraczało 3 % przez kilkaset metrów. W momencie gdy zaczął się lekki zjazd odpuściłem, do tego momentu utrzymałem 5,9 W/kg przez około 3 i pół minuty czyli w zasadzie powtórka z pierwszego podjazdu. Do końca rundy czekał mnie jeszcze techniczny zjazd na którym sobie jednak nie poszalałem, na płaskim nie dałem z siebie zbyt wiele a ostatni chyba najtrudniejszy podjazd na rundzie pokonałem dużo spokojniej niż poprzedni. Do końca rundy czekał mnie jeszcze odcinek ze zmiennym nachyleniem prowadzący głównie w dół. Przed wjazdem na drugą rundę znowu doładowałem węglowodanów i dużo szybciej pokonałem pierwszy zjazd na pętli. Tym razem mocno pokonałem ściankę ale źle dobrałem przełożenie i była to straszna szarpanina na niskiej kadencji. Przez około 30 sekund utrzymałem ponad 500 Wat co nie jest złym wynikiem dla mnie. Podjazd który cisnąłem na pierwszej rundzie pokonałem spokojniej, zjazd też musiałem odpuścić, na błotnym odcinku dobrałem inny tor jazdy i mniej błota dostało się do hamulców. Bielowicki odcinek pokonałem dosyć spokojnie a podjazd który miałem cisnąć mocno nieco skopałem. Ruszyłem zbyt późno, gdy nachylenie było odczuwalne cisnąłem ponad 6 W/kg, na wypłaszczeniach się nie dało i odpuszczałem, druga równiejsza część podjazdu z czołowym wiatrem była szarpana, miałem cisnąć do końca podjazdu ale ze względów ode mnie niezależnych musiałem odpuścić końcówkę, do tego momentu utrzymywałem 5,8 W/kg przez niecałe 3 minuty, ostatecznie spadło do 5,7 W/kg. Zjazd tym razem bez zatrzymania, był nieco szybszy, podjazd z kolei odpuściłem. Techniczny zjazd będący ostatnim na trasie nie poszedł mi zbyt dobrze, koncentrowałem się już na ostatnim podjeździe na rundzie. Na początku z rytmu wybił mnie samochód, nie byłem w stanie efektywnie ruszyć, cisnąłem mocno cały czas ponad 6 W/kg, na łatwiejszych fragmentach moc była niższa, w końcówce już zaczynało mnie brakować, strasznie szarpałem i utrzymałem 6 W/kg przez 3 minuty a ostatnie kilkanaście sekund było już słabsze. Do końca rundy dojechałem już spokojniej i całą ponad 20 kilometrową pętlę pokonałem kilkadziesiąt sekund szybciej. Czułem te mocne zrywy w nogach, moja jazda była jednak zbyt szarpana i chimeryczna. Moc bezwzględna jaką byłem w stanie generować jest bardzo dobra ale nie przekłada się to na spektakularne rezultaty. Nie liczyłem jednak na więcej i jestem zadowolony z treningu. Powrót do domu to już walka ze zmęczeniem, znowu zdecydowałem się ominąć zakorkowane skrzyżowania w Jasienicy. Liczyłem, że uda się być w domu o 18 i tak się stało. Po tym treningu długo dochodziłem do siebie i jeszcze przed kolejnym odczuwałem zmęczenia. Regeneracja w dalszym ciągu trwa zbyt długo, coś z tym będę musiał zrobić.
