Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

0-50

Dystans całkowity:38107.50 km (w terenie 3213.00 km; 8.43%)
Czas w ruchu:1592:41
Średnia prędkość:23.16 km/h
Maksymalna prędkość:1414.00 km/h
Suma podjazdów:416728 m
Maks. tętno maksymalne:199 (100 %)
Maks. tętno średnie:185 (93 %)
Suma kalorii:796898 kcal
Liczba aktywności:1206
Średnio na aktywność:31.60 km i 1h 21m
Więcej statystyk

Trening 116

Piątek, 18 września 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 22.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:51 km/h: 25.88
Pr. maks.: 47.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: 173173 ( 88%) HRavg 135( 69%)
Kalorie: 399kcal Podjazdy: 350m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Krótki wyjazd w dniu którym miałem mało czasu. Planowałem w sumie kolejny Przegibek i około 2 godzinną rundkę ale musiałem zadowolić się krótką jazdą. Wystarczyło to jednak aby sprawdzić nogę. Po wyjeździe wydawało mi się, że nie jest zbyt dobra ale dwa krótkie zrywy potwierdziły to, że wszystko jest w porządku a gorsza dyspozycja na początku a także w końcówce to kwestia popełnionych błędów, m.in. zbyt małej ilości jedzenia i czasu miedzy posiłkiem a wyjazdem z domu. Takie detale mają duże znaczenie i wpływają m.in. na tętno które dzisiaj było wyższe o około 15 bpm niż zwykle przy tym samym obciążeniu. Udało się też zaatakować jeden odcinek i osiągnąć najlepszy czas. To druga taka sytuacja w tym roku. Mam już trzy „KOMy” w Jaworzu, dwa z nich wywalczone raczej przy pomocy wiatru. Nie jestem typem zawodnika który walczy o miano najlepszego na segmentach co nie oznacza, że od czasu do czasu próbuje się i w takiej rywalizacji. W sumie zaliczyłem kilka okolicznych podjazdów, sprawdziłem sprzęt i wróciłem do domu. Więcej emocji przeżywałem podczas przedostatniego etapu TDF który był zarazem moim pierwszym obejrzanym na żywo podczas relacji telewizyjnej. Wyścig w tym roku był bardzo nieprzewidywalny i pełen ciekawych sytuacji i zakończony rozwiązaniem na które po cichu liczyłem, bo po kilku latach dominacji jednego teamu na TDF wreszcie o krok od zwycięstwa jest zawodnik bez mocnej drużyny a uważany za faworyta zawodnik okazał się o klasę gorszy od rodaka i mimo całkiem dobrej jazdy i wysokiego miejsca na etapie jest największym przegranym tego dnia. Rok 2020 jest bardzo nieprzewidywalny a w kolarskim świecie to dopiero początek emocji bo sporo ważnych wyścigów jeszcze przed nami a tegoroczny TDF zapisze się w historii jako unikatowy, sporo faworytów się wycofało lub odpadło z rywalizacji a dominacja Ineos została przerwana w bardzo brutalny sposób. Już sam skład zmieniony w ostatniej chwili dawał dużo do myślenia a późniejsze rozstrzygnięcia potwierdziły, że najlepiej przygotowany zawodnik w teamie to Michał Kwiatkowski, najlepsza nagroda za prace jaką wykonał to wygrany etap, w tym roku jego wysiłek nie pozwolił na wygranie wyścigu jednemu z liderów Ineos ale to co robi Michał na tym i wielu innych wyścigach to coś pięknego, pomocnik z niego świetny i to potwierdza, potrafi wygrać etap a nawet wyścig 7-8 etapowy ale najlepiej czuje się w wyścigach jednodniowych i raczej nie jest typem zawodnika na Wielkie Toury, czegoś mu jednak brakuje do najlepszych.

Trening 113

Wtorek, 15 września 2020 Kategoria 0-50, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: 44.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:27 km/h: 30.34
Pr. maks.: 63.00 Temperatura: 24.0°C HRmax: 147147 ( 75%) HRavg 126( 64%)
Kalorie: 827kcal Podjazdy: 420m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny pierwszy wyjazd, w tym przypadku po kluczowej dla mnie wizycie u fizjoterapeuty. Pojawił się ból w innych miejscach ale mniejszy i da się z tym funkcjonować. Rano miałem kilka rzeczy do zrobienia i czasu na trening było bardzo mało. Założyłem też karbonowe koła, wszystkie usterki udało się usunąć, ostatnio często schodziło powietrze, wymiana zaworów i przedłużek pomogła. Pierwszy wyjazd po zmianie sprzętowej zawsze jest niepewny, tak też było tym razem. Zaplanowałem płaską trasę w kierunku Kaniowa którą musiałem zmodyfikować w trakcie jazdy. Pierwsze metry były nerwowe ale później moja jazda zaczęła wyglądać lepiej, szybko wyjechałem z Bielska, bez przeszkód i konieczności korzystania ze ścieżki rowerowej. Na podjeździe nie spodziewałem się większych różnic ale udało się wjechać szybciej niż zwykle, jednak szytki coś dają. Pierwszy na trasie zjazd był bardzo słaby i niepewny, w końcówce trafiłem na utrudnienia na drodze ale przejechałem bez postoju. Później wjechałem w teren na którym karty rozdawał wiatr gdzie koła już miały większe znaczenie. Na odcinku do Ligoty wiało w twarz, jechałem jednak dosyć szybko ale wcale nie mocno. Dojechałem do Zabrzega gdzie remont linii kolejowej trwa w najlepsze i nie było opcji przedostania się na drugą stronę. Zdecydowałem się wiec na nawrót i modyfikacje trasy a raczej jej skrócenie. Wiązało się to z dłuższą jazdą przez Czechowice gdzie kilka razy musiałem się zatrzymać na skrzyżowaniach i przejeździe kolejowym. Później jednak jechałem z wiatrem, nogi już pracowały całkiem nieźle i bardzo szybko pokonałem odcinek Bestwina-Bielsko. Po wjeździe do miasta zdecydowałem się na wydłużenie trasy i objechałem miasto przez Mazańcowice. Czekał mnie dosyć wymagający podjazd który jednak okazał się zmarszczką, czas już naglił wiec skierowałem się najkrótszą trasą do domu. Plecy bolały ale dało się z tym jechać, spodziewałem się, że po TRR nogi nie będą już tak dobre ale wciąż mogę się cieszyć niezłą dyspozycją. Po zmianie kół również poprawiła się moja szybkość na zjazdach i płaskich odcinkach gdzie sporo zazwyczaj tracę, to chyba jest ten element w którym miałem rezerwy, jak duże okaże się przy najbliższej grupowej jeździe.

Rozgrzewka i rozjazd

Sobota, 12 września 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: 27.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:19 km/h: 20.51
Pr. maks.: 51.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: 173173 ( 88%) HRavg 135( 69%)
Kalorie: 696kcal Podjazdy: 490m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze

Trening 110

Niedziela, 6 września 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 35.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:22 km/h: 25.61
Pr. maks.: 66.00 Temperatura: 13.0°C HRmax: 183183 ( 93%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 847kcal Podjazdy: 600m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Jak ciężki był początek tygodnia, taki był jego koniec. Nic się nie układało od rana, zaczynając od małej ilości snu kończąc na pogodzie. W takim układzie nie nadawałam się do niczego i odespałem kilka ostatnich nocy. Później czułem się już lepiej. W drugiej części dnia pogoda się poprawiła i wyjechałem sprawdzić nogę. Planowałem trasę przez wioski i kilka skoków na podjazdach. Już po wyjeździe z domu zmieniłem zdanie i postanowiłem sprawdzić się na podjeździe na Przegibek, słaby wiatr uznałem jako sprzyjające warunki. Przyjąłem, że późnym popołudniem nie bezie dużego ruchu na drogach. Samochodów może nie było ale zatrzymały mnie praktycznie wszystkie sygnalizacje świetlne. Po drodze kilka razy przyśpieszyłem, czułem moc pod nogą. Im bliżej Przegibka tym jakoś słabiej szło. Ruszyłem nieco później niż zaczyna się segment. Mój testowy odcinek zaczyna się 300 metrów dalej. Około 100 metrów szybciej ruszyłem z kopyta. Początek był bardzo mocny, dobrze się jechało do patelni gdzie już miałem spory zapas czasu. Później nieco straciłem ale nie umiałem złapać rytmu, w końcówce jechałem już na maksa, nie było szans nic zyskać i tylko utrzymałem to co wypracowałem na pierwszych 3 kilometrach podjazdu. Wygenerowałem niemal identyczną moc jak w czerwcu ale czas był najmniej kilkanaście sekund lepszy a zarazem poprawiłem swój rekord. Nie spodziewałem się takiej mocy i dyspozycji. Poprawa tego rekordu to zwieńczenie dobrego sezonu z życiową formą i wieloma dobrymi rekordami na różnych podjazdach. Po takim wysiłku powinienem być ujechany na maksa ale szybko do siebie doszedłem i wracając do domu dołożyłem kilka podjazdów. Odpuściłem zjazd do Straconki ale i tak nie wyglądał on tragicznie. Kolejne podjazdy poszły nieźle mimo tego, ze jechałem dużo spokojniej. W drodze powrotnej znowu stałem na wielu skrzyżowaniach a na odcinku brukowym w Centrum nawet w korku. Wracając do domu zatrzymałem się w sklepie po napoje regeneracyjne. Ostatni test przed TRR zaliczony. Jestem dobrze przygotowany do tego wyścigu co potwierdzają moce jakie jestem w stanie generować na podjazdach. W lipcu i na początku sierpnia nie byłem w stanie się do nich zbliżyć a waga była podobna choć niższa niż w maju czy czerwcu gdy generowałem życiowe moce.

Trening 109

Sobota, 5 września 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 41.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:36 km/h: 25.62
Pr. maks.: 60.00 Temperatura: 25.0°C HRmax: 177177 ( 90%) HRavg 131( 67%)
Kalorie: 967kcal Podjazdy: 760m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Krótki wyjazd na który jakoś wygospodarowałem czas spośród wielu obowiązków. Planowałem równą jazdę w tlenie ale przed samym wyjazdem zmieniłem zdanie i znów wybrałem się na Przegibek. Rok się kończy a do 100 wjazdów jeszcze mi trochę brakuje. Początkowo jechało się ciężko, później stopniowo noga się rozkręcała. Ruch na drogach był spory i postanowiłem ominąć najciaśniejsze punkty na trasie. Wiele dłużej nie jechałem do Straconki. Podjazd na Przegibek zacząłem w dobrym tempie, po chwili jednak musiałem zweryfikować obciążenie bo okazało się za duże. Trzymałem się kadencji 80-90 i na tym się skupiałem, dawno nie trafiłem na dzień w którym podjazd zajmie mi równą ilość minut, bez sekund. Po podjeździe nastąpił zjazd który można podzielić na dwie części, pierwszą, szybką, dobrą technicznie i drugą wolną poświęconą na bezpieczne wymijanie wolniej jadących rowerzystów i kolarzy. Chcąc zawrócić po 3 kilometrach zjazdu musiałem to zrobić w bezpiecznym miejscu dlatego zjechałem około 300 metrów dalej. Drugi wjazd zacząłem podobnie jak pierwszy, tym razem jednak postanowiłem przepalić nogę na najtrudniejszym fragmencie podjazdu. Jechałem równo mocno z dobrą kadencją, trochę brakło aby dojechać do ostatniego łuku w lewo ale nie miało to znaczenia. W konsekwencji postanowiłem nieco odpuścić zjazd, po słabym początku postawiłem na techniczną jazdę w dalszej części zjazdu. Po raz pierwszy od dawna wyprzedziłem samochód na zjeździe, nim to zrobiłem upewniłem się, że jest całkowicie bezpiecznie. W końcówce zjazdu znów więcej utrudnień i odpuściłem wiec ten zjazd był mocno przeciętny. Do domu wróciłem identyczną drogą jak przyjechałem. Trochę się gotowałem ale znów odwykłem od temperatur powyżej 25 stopni, takie będą pojawiać się coraz rzadziej. Trzeba czerpać jak najwięcej z tej pogody nawet jeżeli organizm czasami się buntuje. Fajny trening zaliczyłem, gdyby nie urozmaicenia byłby nudny bo podobnych zrobiłem już kilkanaście w tym roku. Kolejne dwa podjazdy na Przegibek zaliczone, jeszcze 15 i można kończyć sezon.


Rozjazd 30

Piątek, 28 sierpnia 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 34.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:27 km/h: 23.45
Pr. maks.: 64.00 Temperatura: 25.0°C HRmax: 141141 ( 72%) HRavg 117( 60%)
Kalorie: 694kcal Podjazdy: 540m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Lekki wyjazd po trzech dniach treningowych. Trasa ta sama co zwykle i cele również. Warunki na trasie znowu inne niż dzień wcześniej, nogi również pracowały gorzej. Starałem się jechać spokojnie skupiając się na technice pokonywania zakrętów czy zjazdów. Początek jazdy pod tym względem był dobry ale później zbyt dużo rzeczy mnie rozpraszało i z kilku fragmentów trasy zadowolony być nie mogę, zbyt niepewnie wchodziłem w zakręty na ulicy Gościnnej a ta droga nie jest trudna technicznie. Dużo lepiej wyglądała już jazda na kolejnych odcinkach. Dojeżdżając do najbardziej niebezpiecznego odcinka na trasie zdecydowałem się pojechać inną drogą, nigdy w tym miejscu nie widziałem tylu samochodów i na dostanie się na właściwą drogę musiałbym dłuższą chwile poczekać. Nawet sygnalizacja świetlna nie zatrzymała mnie na zbyt długo i nie straciłem za dużo czasu. Później wróciłem na utarty szlak i jechałem swoje. Bardzo sprawnie manewrowałem miedzy pieszymi do momentu jak dostałem się na ścieżkę rowerową. Tam znów sporo ludzi z hulajnogami i pieszych, gdy tylko mogłem zjechałem z traktu i dalej poruszałem się drogą. Na podjeździe nie umiałem złapać rytmu, męczyłem się praktycznie przez całe 4 kilometry. Tym razem nie zapomniałem o jedzeniu i nie musiałem nadrabiać zaległości na zjeździe. Zjazd rozpocząłem wolno ale już w pierwszy zakręt wszedłem pewnie i bez hamowania, kolejne łuki pokonywałem równie dobrze, nie dokręcając na prostych. Pierwszy raz od dawna nie użyłem hamulców i wszystkie zakręty pokonałem szybko i dobrze technicznie, dokręcając na prostych zjechałabym jeszcze szybciej ale źle nie było. Powrót do domu wyglądał podobnie jak dojazd do Przegibka, wróciłem dokładnie tą samą drogą, momentami moja jazda wyglądała dobrze technicznie a momentami słabo. Cały czas mam nad czym pracować.


Trening 102

Wtorek, 25 sierpnia 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 48.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:54 km/h: 25.26
Pr. maks.: 58.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 179179 ( 91%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 1181kcal Podjazdy: 1000m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy trening w nowym tygodniu. Po sobotniej wymagającej trasie byłem w stanie szybko się zregenerować. Na tapecie miałem jeden z moich ulubionych ale równocześnie bardzo wymagających treningów czyli powtórzenia w 5 strefie na podjeździe. Byłem bardzo zmotywowany i od strony fizycznej przygotowany. Liczyłem, że płuca pozwolą przyjąć więcej tlenu niż ostatnio, bałem się tylko o bezpieczeństwo na drogach i słusznie. Rozgrzewki nie udało się dokończyć. Pierwsza cześć wyglądała nieźle ale później gdy robiłem ostatnie przepalenie samochód wymusił na mnie pierwszeństwo i musiałem odpuścić 10 sekund szybciej. Wcześniej też było kilka podbramkowych sytuacji i cudem uniknąłem przynajmniej jednego bliskiego spotkania z asfaltem. Taki urok popołudniowej jazdy w pogodny dzień po mieście. W jednym kawałku dojechałem do Straconki, znowu mocno wiało a Przegibek to bardzo zależny od wiatru podjazd i gdy wieje to wydaje się, że z każdego kierunku. Ruszyłem mocno i dopiero po chwili złapałem rytm, chciałem jechać na zmiennej kadencji ale nie układało się to, odruchowo cały czas wrzucałem przełożenie pozwalające na miękką, efektywną jazdę. Cały podjazd wyprzedzałem rowerzystów i kolarzy na wszelakich rowerach, w połączeniu z samochodami było to bardzo uciążliwe ale nie wpłynęło na jakość. Pod koniec podjazdu zauważyłem coś bardzo dziwnego, zwykle po 8 minutach pierwszego podjazdu w tym tempie już czułem nogi a tym razem nic, zacząłem zachowawczo ale bałem się, że padnę po pierwszym podjeździe. Znowu zapomniałem o jedzeniu i całkowicie odpuściłem zjazd aby nadrobić zaległości. Po zjeździe tradycyjnie chwila przerwy i około 2 minuty luźnego kręcenia. Podczas drugiego podjazdu dołożyłem nieco mocy ale w końcówce na wypłaszczeniu nieco spadła wartość średnia. Podjazd pokonałem w czasie zbliżonym do rekordu. Ostatni podjazd tradycyjnie był najmocniejszy. Źle rozłożyłem siły, bardzo mocny początek, słabszy środek i mocna końcówka. Generowałem dokładnie 4 Waty więcej co przełożyło się na 4 sekundy lepszy czas. Założenia zrealizowałem, trzy dobre powtórzenia ze zmiennym rytmem. Ujechałem się nieźle ale taki był cel. Ostatni zjazd dnia również nieco odpuściłem, tym razem wszystkie łuki i zakręty pokonałem dobrze technicznie i bez zbędnego hamowania ale bez wyraźnej szybkości. Wracając do domu zmotywowałem się do mocnego sprintu. Przez 30 sekund wycisnąłem z siebie maksa. Potwierdziło to moje słabe a nawet beznadziejne możliwości sprinterskie. Później zjechałem jeszcze na lody i spokojnie wróciłem do domu.

Uphill Wisełka 2020

Niedziela, 16 sierpnia 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: 6.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:13 km/h: 27.69
Pr. maks.: 58.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 99kcal Podjazdy: 250m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi dzień rywalizacji w etapówkach był zwykle dla mnie najgorszy. Zazwyczaj był wtedy najtrudniejszy etap i dlatego na czasówce chciałem dać z siebie więcej niż w sobotę. Tym razem zastosowałem już wielokrotnie testowany, sprawdzony i dający dobre efekty wariant z dojazdem na rowerze. Zasadniczą rozgrzewkę miałem rozpisana na 40 minut z drobnymi zmianami w odniesieniu do sobotniej. Znając godzinę startu wyjechałem z około 20 minutowym zapasem, znów startowałem jako jeden z ostatnich i nie musiałem się spieszyć do Wisły. Jechało się jednak lekko i szybko wiec nie musiałem szachować zdrowia i bezpieczeństwa i na wszystkich zwężeniach w Wiśle cierpliwie czekałem na przejazd. O dziwo dosyć sprawnie przejechałem trudny odcinek, przed rondem władowałem się na prawy pas gdzie na krótkim odcinku nie było asfaltu, nie blokowałem przez to ruchu i czułem się bezpieczniej. Mając ze sobą jeden bidon już w Wiśle był prawie pusty, zatankowałem na stacji i ruszyłem już na właściwą rozgrzewkę. Noga wydawała się słabsza ale to tylko pozory. Już pod koniec rozgrzewki było lepiej. Na starcie byłem około 5 minut przed czasem. Nie wszyscy się pojawili, brakowało m.in. 3 zawodnika OPEN sobotniej czasówki z którym rywalizowałem w kategorii wiekowej. Mając bezpieczny zapas nad 3 zawodnikiem kategorii mogłem jechać spokojniej ale nie liczył się wynik ale jazda, rozłożenie sił, moc i na tym się skupiłem. Nie czułem takiej presji jak przed poprzednimi 3 startami w tym roku i chciałem się skupić na tym co wczoraj zawiodło. Ruszyłem równie mocno ale szybciej spuściłem z tonu, równo jechałem przez pierwsze 2500 metrów, na tym odcinku wygenerowałem niespełna 350 Wat. Więcej z siebie chciałem dać na dojeździe do Stecówki, największy błąd popełniłem na łuku gdzie ściąłem maksymalnie zakręt, podjąłem ryzyko które się nie opłaciło, ledwie uniknąłem uderzenia w krawężnik, musiałem zwolnić i brakowało szybkości. Cały podjazd pokonałem na dużej tarczy z dobrą mocą, na króciutkim zjeździe znów nieco odpuściłem by mocniej pokonać podjazd na Stecówkę, na tym około 1300 metrowym odcinku średnia moc podskoczyła o 10 Wat. Na ostatnich 2 pagórkowatych kilometrach już nie kalkulowałem, nadrobiłem tam kilka sekund w odniesieniu do soboty ale sam finisz nie był tak efektywny. Podsumowując, było lepiej niż w sobotę, czułem się bardziej wyjechany na mecie, wygenerowałem o prawie 10 Wat więcej, lepiej rozłożyłem siły ale czułem jakiś niedosyt. Czegoś znowu brakło ale nie wiem czego. Gorycz była większa po sprawdzeniu wyników, wygrana w kategorii nie była zaskoczeniem ale 32 setne sekundy starty do Top 3 Open już tak. Tracąc kilkanaście sekund czy minutę wiedziałbym, że muszę potrenować by nadrobić różnice a przy tak małej stracie ciężko jest szukać przyczyn. Rywale też mogli pojechać lepiej. W Generalce sytuacja wyglądała podobnie, skończyłem z 5 czasem, jeszcze mniejszą stratą do 4 miejsca i 8 sekundami do podium. Nigdy nie byłem tak wysoko w 2 etapowej rywalizacji i jestem zadowolony. Własne cele na ten weekend zrealizowałem, jestem bardzo blisko najlepszych i nawet przy mocniejszej obsadzie byłbym wysoko w klasyfikacji. Zrobiłem swoje, traktując te dwa dni rywalizacji jako Road Trophy wreszcie odczarowałem Istebną, gdy startowały tu Pętle Beskidzkie zwykle przyjeżdżałem daleko z ogromnymi stratami do czołówki, etapówki też mi nie wychodziły i pod tym względem jest to najlepszy weekend. Dodając do tego dwa poprzednie starty jest to na razie najlepszy sezon w moim wykonaniu, nie da się go porównać z poprzednimi ale tak dobrych wyników w trzech a nawet 4 kolejnych startach jeszcze nie miałem i jest się z czego cieszyć. Na zwycięstwo czekałem 2 lata, w tym czasie sporo się wydarzyło i dzięki temu smakuje jeszcze lepiej.

Rozgrzewka i rozjazd

Sobota, 15 sierpnia 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: 41.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:44 km/h: 23.65
Pr. maks.: 46.00 Temperatura: 27.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 866kcal Podjazdy: 600m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze

Uphill Olza 2020

Sobota, 15 sierpnia 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: 6.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:14 km/h: 25.71
Pr. maks.: 54.00 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 100kcal Podjazdy: 240m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
W zeszłym roku nie mogłem wystartować w Road Trophy, jedyny etap na którym się pojawiłem nie poszedł po mojej myśli i w tym roku chciałem się zrewanżować. Nie mam dobrych wspomnień z tego wyścigu, zawsze zawalałem przynajmniej jeden etap co miało odzwierciedlenie w klasyfikacji końcowej. W tym trudnym, storpedowanym przez epidemie sezonie również Road Trophy wyglądało zupełnie inaczej. Dwa etapy jazdy indywidualnej na czas to dla mnie dobry wariant ponieważ dobrze sobie radze podczas samotnych prób czasowych. Do startu byłem przygotowany dosyć dobrze, po kilku tygodniach z bardzo zmienną formą i ogólnie przeciętną nogą w ciągu ostatniego tygodnia czułem się coraz lepiej, noga też zaczęła kręcić podobnie jak w maju czy czerwcu gdy pobijałem swoje rekordy mocy czy wiele czasów na ulubionych podjazdach. Zwykle przed kilkuetapowym ściganiem odpoczywam i tak też było tym razem. Gruntowny przegląd sprzętu przed startem dawał dużo luzu i mogłem skupić się tylko na czasówkach. Przed zawodami przygotowałem sobie specjalny poradnik, rozpisałem rozgrzewki na dwa dni, ilość, jakość i czas przyjmowania posiłków i napojów oraz spis potrzebnych rzeczy. Spakowałem wszystko do dwóch reklamówek z podziałem na dwa dni i nie musiałem się o nic martwić. Pod tym względem byłem przygotowany jak nigdy. Nie byłbym sobą gdybym czegoś nie zapomniał, pakując się na sobotni start nie zabrałem pompki stacjonarnej, koła napompowałem w domu i liczyłem na to, że po drodze nic się nie wydarzy. Wyjeżdżając z domu liczyłem na to, że temperatura około 25 stopni się utrzyma ale im bliżej Wisły czy Istebnej tym cieplej i mnie chmur na niebie. Nie bardzo odpowiadała mi godzina startu i musiałem zaraz po przejechaniu czasówki zbierać się do domu wiec dojechałem do Wisły i od Skoczni już na rowerze. Wybrałem najbardziej bezpieczny wariant czyli przejazd przez Kubalonkę. Musiałem się sprężyć aby wyrobić się przed 14 do biura zawodów. Zaliczyłem dwa podjazdy bardzo spokojnym tempem, celowo nie zabrałem opaski tętna bo zwykle w takich sytuacjach mój puls jest podwyższony a na czasówkach gdy widzę kosmiczne już wartości tętna zazwyczaj podświadomie odpuszczam i tracę cenne sekundy. Bezpiecznie dojechałem do Karczmy Olza w Istebnej gdzie znajdowało się Biuro Zawodów. Miałem sporo czasu do startu, na trasę ruszałem jako przedostatni zawodnik kilka minut po 16 a na zegarze minęła 14. Uzupełniłem płyny, węglowodany, spotkałem wielu znajomych i tak minęła godzina. Druga to już wizyta na stacji po wodę i rozgrzewka według rozpiski. Ciężko było ją wykonać, na głównej drodze duży ruch a jadąc na Połom sporo pieszych. Przemieszczałem się po tych dwóch drogach szukając optymalnego rozwiązania, kończąc rozgrzewkę sporo uczestników już zdążyło zjechać z mety do Istebnej. Na starcie byłem już o 16 i cierpliwie oczekiwałem na swoją kolej.
Bardzo ważny był start i pierwsze minuty jazdy. Udało się ruszyć szybko i wpiąć za pierwszym razem, później cisnąłem bardzo mocno, za mocno. Spaliłem trochę nogi ale z dobrą mocą pokonywałem pierwsze kilometry. Po około 2 już dojechałem do zawodnika startującego chyba 2 minuty wcześniej, cisnąłem mocno do skrzyżowania w Skale, tam pierwszy raz spojrzałem na średnie wskazania mocy, do tego momentu generowałem ponad 360 Wat czyli więcej niż sobie założyłem. Niestety odbiło się to w dalszej części. Podjazd na Stecówkę to był najgorszy moment dnia. Nie miałem dobrać przełożenia, nie złapałem rytmu a ciągłe zmiany przełożeń powodowały przeskakiwanie łańcucha. Największy błąd popełniłem na krótkim zjeździe przed Stecówką, puściłem korby i wybrałem bardzo nieoptymalny tor jazdy co spowodowało, że nie miałem odpowiedniej prędkości przelotowej. Na odcinku kilometra moc spadła z 360 do 345 Watów. Ostatnia ścianka na Stecówce poszła już lepiej a później utrzymałem moc. Stopniowo zbliżałem się do Damiana który startował minutę przede mną, myślałem, że go nie dogonię ale gdy byłem już pewny, że uda się go wyprzedzić zrobiłem to w nieodpowiednim momencie, wyprzedzałem mając kilkucentymetrowe luki po obu stronach. W takich momentach zwykle panikuję a tym razem udało się bez zwolnienia, gdy tylko pojawił się napis 500 metrów do mety dołożyłem do pieca. Nie stać mnie było na 600 wat na finiszu i dlatego generowałem 400-450 przez około 400 sekund. Na metę wpadłem po około 14 minutach walki z czasem. Nie znałem wyników rywali które nie były w tym momencie najważniejsze. Nie byłem zadowolony ze swojej jazdy, zwłaszcza środkowa część, najbardziej interwałowa poszła mi po prostu słabo i tam straciłem sporo czasu. Do założonej mocy średniej również brakło kilka Wat. Miałem co poprawiać na etapie 2 gdzie nie było już mowy o kalkulacji tylko trzeba było jechać na maksa. Ostatecznie zmierzono mi 6 czas który dawał jednocześnie 2 miejsce w kategorii wiekowej. Wynik nie był najważniejszy ale podium zawsze cieszy.

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7832 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum