Wpisy archiwalne w kategorii
50-100
Dystans całkowity: | 88201.50 km (w terenie 1623.50 km; 1.84%) |
Czas w ruchu: | 3228:44 |
Średnia prędkość: | 26.64 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 936858 m |
Maks. tętno maksymalne: | 202 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 179 (89 %) |
Suma kalorii: | 1802528 kcal |
Liczba aktywności: | 1289 |
Średnio na aktywność: | 68.43 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
Trening 94
Czwartek, 6 września 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 64.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:56 | km/h: | 33.10 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 167167 ( 85%) | HRavg | 138( 70%) |
Kalorie: | 1006kcal | Podjazdy: | 290m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jeden z szybszych treningów w tym sezonie. Wprowadziłem kilka poprawek do pozycji, wziąłem nakładkę na kask i pojechałem na około 2 godzinną pętlę. Na początku miałem problemy z jazdą na lemondce i dopiero po zjeździe do Skoczowa mogłem jechać w pozycji czasowej. Postanowiłem jechać zmiennym tempem i zrobiłem kilka tempówek. Długość pierwszej była uzależniona od warunków na drodze a przede wszystkim od wskazań sygnalizacji świetlnej. Pierwsze skrzyżowanie, w Ochabach udało się przejechać bez zatrzymania i po niecałych 14 minutach musiałem zatrzymać się w Drogomyślu. Spokojniejsza jazda do Zbytkowa i Strumienia, trochę spokojniej na drogach i mogłem skupić się tylko na jeździe. Za Strumieniem przyśpieszyłem i mocno jechałem do Łąki. Ponad 14 minut mocnej jazdy, tempo nie było zbyt równe, ale ukształtowanie terenu zrobiło swoje. Na ścieżce rowerowej w Goczałkowicach też nie było problemów a na zaporze miałem otwarte bramki i zupełnie pusty wał. W Zabrzegu mała kolizja, ciężarówka nie zmieściła się pod wiaduktem i musiałem jechać pod prąd. Na prostce w kierunku Międzyrzecza pojechałem mocno, mocniej niż przy wcześniejszych tempówkach i zwolniłem. W Międzyrzeczu trochę więcej samochodów i musiałem bardziej uważać. Po wjeździe do miasta znowu jakiś burak szpanował na rondzie i mało nie roztrzaskał się o barierki. Na koniec jeszcze wjechałem w jakąś plamę na drodze i opony zaczęły się kleić do jezdni. Czułem trochę zmęczenie ale nie było źle, jakaś forma się jeszcze mnie trzyma.
Trening 92
Wtorek, 4 września 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 50.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:38 | km/h: | 30.61 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 763kcal | Podjazdy: | 370m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dosyć ciężki dzień, nie miałem bardzo czasu na dłuższy trening i musiałem maksymalnie zagospodarować czas jaki miałem. Założyłem lemondkę i miałem zamiar ustawić jak najlepszą pozycję. Już po wyjeździe same problemy, jazda na lemondce była bardzo utrudniona a czasem nawet niemożliwa. Dawno nie było takiego ruchu na drogach, biorąc pod uwagę daną godzinę. Żeby trening nie był zbyt lekki to zrobiłem dwie serie 1 minutowych wysiłków. Było ciężko utrzymać założoną moc, kilka razy wymuszono na mnie pierwszeństwo. Coraz częściej mam wrażenie, że kierowcy jak widzą rowerzystę to robią wszystko by mu utrudnić jazdę. Powrót do domu też nie był spokojny. Kilka niebezpiecznych sytuacji mogło skończyć się źle. Po treningu zarówno nogi jak i głowa były zmęczone.
XV Rajd z Metą na Równicy
Niedziela, 2 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 62.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:25 | km/h: | 25.66 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 190190 ( 97%) | HRavg | 138( 70%) |
Kalorie: | 1263kcal | Podjazdy: | 790m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na koniec bardzo dobrego tygodnia treningowego nastąpił 15
już Rajd z Metą na Równicy. Zwykle był to dla mnie ważny sprawdzian, nawet jak
forma lub zdrowie nie dopisywały to potrafiłem z siebie wykrzesać dużo. Ten rok
jest zupełnie inny i nie nastawiałem się kompletnie na ten dzień. Treningi w
ostatnim czasie są ukierunkowane pod wyścigi na rundach i dlatego nastawienie
było nieco inne.
Przed wyjazdem z domu padało i nie wiedziałem jak się ubrać, ostatecznie wziąłem kurtkę do kieszonki i jechałem bez rękawków. Kombinezon z dwoma kieszeniami nadał się idealnie i przed 7:30 wyjechałem z domu. Jechałem spokojnie, w Jaworzu dołączył do mnie Piotr Jasiński i tak wspólnie dojechaliśmy do Skoczowa. Nie było trzeba czekać na Jas-Kołki i gdyby nie przedłużający się postój na skrzyżowaniu spotkalibyśmy się idealnie za skrzyżowaniem. Po kilku minutach czekania ruszyliśmy razem w kierunku Ustronia gdzie złapał nas deszcz. Padało dosyć mocno, ja ten czas wykorzystałem na uzupełnienie energii, myślałem, że znowu problem energetyczny da o sobie znać ale nie było tak źle. Noga podawała całkiem dobrze i jadąc w kierunku Równicy przestało padać. Oczekiwanie na start pod Równicę przedłużało się, byliśmy trochę wcześniej, ale warunki nie zachęcały do zbyt długiego stania w miejscu. Próbowałem się trochę rozgrzać ale nie była to zbyt długa i efektywna rozgrzewka. Na stracie byłem jak zwykle z tyłu i to nie był zbyt dobry pomysł. Ruszyłem dosyć mocno, ale noga nie była na tyle dobra by na początkowym odcinku jechać tempem najlepszych. Na stromiznę wjechałem już ze stratą i nie mogąc złapać swojego rytmu bardzo powoli, topornie jechałem pierwszy trudniejszy fragment. W stosunku do poprzednich lat straciłem na tym początkowym odcinku sporo czasu. Na kostce też nie szło tak jak powinno, później już było lepiej. Szybko znalazłem się za najlepszą czwórką a gdy w połowie podjazdu wyprzedziłem Marcina to złapałem już dobry rytm i jadąc cały czas równo i mocno zacząłem zmniejszać dystans do podium. Równa jazda do końca dała mi spory zysk czasowy ale nie wystarczyło to do 3 miejsca. Czas wyszedł dobry, co prawda sporo gorszy niż w ubiegłym roku, był to najlepszy czas wjazdu w tym roku i z tego jestem zadowolony. Patrząc na wszystkie dane to ciężko byłoby coś dodać z siebie. Jedynie tego początku szkoda bo będąc bliżej najlepszych może bym urwał trochę sekund. Znam swoje miejsce w szeregu i dzisiejsza jazda i czas tylko to potwierdziły. W Tym roku jestem trochę słabszy w górach a i warunki były inne niż rok temu, stąd pojawiła się różnica w czasie. Na górze szybko doszedłem do siebie, długi postój trochę mnie rozleniwił. Na zjeździe uważałem jak nigdy i bezpiecznie znalazłem się na dole. Nie minęły 2 minuty jak lunęło. Chwila schronienia pod mostem i decyzja o powrocie przez Górki. Do mostu na Wiśle w Zawodziu padało a później już tylko kropiło. W butach już było mokro, przez okulary nie widziałem nic a na drogach jedna wielka rzeka. Przed Świętoszówką złapała mnie krótkotrwała ulewa, po niebezpiecznym zjeździe już nie padało ale wody na drodze było jeszcze więcej. Nie byłem jeszcze przemoczony ale wszystko było przede mną. W Jasienicy wjechałem w dużą kałużę, wody było prawie do piast a dodatkowo z impetem w tą kałużę wjechał dostawczy bus. Prysznic jaki miałem przypominał wylanie solidnego wiadra wody i już byłem kompletnie przemoczony a w butach chlupało. Dalej już nie padało ale mokre ciuchy ciążyły bardzo i do domu dojechałem najkrótszą drogą. Z butów i skarpetek nazbierałem ponad 500 ml wody. Rower do czyszczenia, ciuchy do prania. Nie musiałem czyścić łańcucha, osuszyłem go i nałożyłem świeży smar, taki mały plus jazdy w takich warunkach.
Przed wyjazdem z domu padało i nie wiedziałem jak się ubrać, ostatecznie wziąłem kurtkę do kieszonki i jechałem bez rękawków. Kombinezon z dwoma kieszeniami nadał się idealnie i przed 7:30 wyjechałem z domu. Jechałem spokojnie, w Jaworzu dołączył do mnie Piotr Jasiński i tak wspólnie dojechaliśmy do Skoczowa. Nie było trzeba czekać na Jas-Kołki i gdyby nie przedłużający się postój na skrzyżowaniu spotkalibyśmy się idealnie za skrzyżowaniem. Po kilku minutach czekania ruszyliśmy razem w kierunku Ustronia gdzie złapał nas deszcz. Padało dosyć mocno, ja ten czas wykorzystałem na uzupełnienie energii, myślałem, że znowu problem energetyczny da o sobie znać ale nie było tak źle. Noga podawała całkiem dobrze i jadąc w kierunku Równicy przestało padać. Oczekiwanie na start pod Równicę przedłużało się, byliśmy trochę wcześniej, ale warunki nie zachęcały do zbyt długiego stania w miejscu. Próbowałem się trochę rozgrzać ale nie była to zbyt długa i efektywna rozgrzewka. Na stracie byłem jak zwykle z tyłu i to nie był zbyt dobry pomysł. Ruszyłem dosyć mocno, ale noga nie była na tyle dobra by na początkowym odcinku jechać tempem najlepszych. Na stromiznę wjechałem już ze stratą i nie mogąc złapać swojego rytmu bardzo powoli, topornie jechałem pierwszy trudniejszy fragment. W stosunku do poprzednich lat straciłem na tym początkowym odcinku sporo czasu. Na kostce też nie szło tak jak powinno, później już było lepiej. Szybko znalazłem się za najlepszą czwórką a gdy w połowie podjazdu wyprzedziłem Marcina to złapałem już dobry rytm i jadąc cały czas równo i mocno zacząłem zmniejszać dystans do podium. Równa jazda do końca dała mi spory zysk czasowy ale nie wystarczyło to do 3 miejsca. Czas wyszedł dobry, co prawda sporo gorszy niż w ubiegłym roku, był to najlepszy czas wjazdu w tym roku i z tego jestem zadowolony. Patrząc na wszystkie dane to ciężko byłoby coś dodać z siebie. Jedynie tego początku szkoda bo będąc bliżej najlepszych może bym urwał trochę sekund. Znam swoje miejsce w szeregu i dzisiejsza jazda i czas tylko to potwierdziły. W Tym roku jestem trochę słabszy w górach a i warunki były inne niż rok temu, stąd pojawiła się różnica w czasie. Na górze szybko doszedłem do siebie, długi postój trochę mnie rozleniwił. Na zjeździe uważałem jak nigdy i bezpiecznie znalazłem się na dole. Nie minęły 2 minuty jak lunęło. Chwila schronienia pod mostem i decyzja o powrocie przez Górki. Do mostu na Wiśle w Zawodziu padało a później już tylko kropiło. W butach już było mokro, przez okulary nie widziałem nic a na drogach jedna wielka rzeka. Przed Świętoszówką złapała mnie krótkotrwała ulewa, po niebezpiecznym zjeździe już nie padało ale wody na drodze było jeszcze więcej. Nie byłem jeszcze przemoczony ale wszystko było przede mną. W Jasienicy wjechałem w dużą kałużę, wody było prawie do piast a dodatkowo z impetem w tą kałużę wjechał dostawczy bus. Prysznic jaki miałem przypominał wylanie solidnego wiadra wody i już byłem kompletnie przemoczony a w butach chlupało. Dalej już nie padało ale mokre ciuchy ciążyły bardzo i do domu dojechałem najkrótszą drogą. Z butów i skarpetek nazbierałem ponad 500 ml wody. Rower do czyszczenia, ciuchy do prania. Nie musiałem czyścić łańcucha, osuszyłem go i nałożyłem świeży smar, taki mały plus jazdy w takich warunkach.
Trening 91
Sobota, 1 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 61.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:02 | km/h: | 30.00 |
Pr. maks.: | 52.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 164164 ( 84%) | HRavg | 126( 64%) |
Kalorie: | 1400kcal | Podjazdy: | 350m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po trzech mocniejszych treningach i dniu przerwy dobrze
zrobiła luźniejsza jazda. Nadrobiłem też zaległości w spaniu i od razu lepiej
się jechało. Wyjechałem trochę za późno bo ruch na drogach już był całkiem
spory. Nie planowałem konkretnej trasy, nie chciałem zbyt dużej ilości
podjazdów by jechać w miarę stałym tempem. Po wyjeździe na bardziej odkryty
teren zorientowałem się, że całkiem mocno wieje i to w twarz. Kierunek wiatru
nieznacznie się zmieniał a jego siła była raczej stała. Do Goczałkowic nic
ciekawego się nie działo, po wjeździe na ścieżkę rowerową zwolniłem nieco i dojeżdżając
do ostatniego z 3 występujących po sobie skrzyżowań musiałem sporo zwolnić. Z
podporządkowanej wyjechał radiowóz, nie ustępując pierwszeństwa pieszym
oczekującym na przejściu, wśród nich była osoba na wózku inwalidzkim i kobieta
z wózkiem dziecięcym. Świetny przykład dla innych kierowców, później się
dziwimy, że są nerwowi jak widzą rowerzystę na drodze. Po krótkiej jeździe
ścieżką skręciłem w lewo w boczną drogę do Łąki. Tam kolejna dziwna sytuacja,
jakaś kobieta przywiązała sobie grabie do bagażnika roweru w taki sposób, że
zajmowały całą szerokość jezdni, dobrze, że nic nie jechało i zdążyła skręcić w
pole przed moim przejazdem. Po wjeździe na główną drogę jazda była bardzo
przyjemna, wiatr pchał mnie aż do Strumienia. Nie jechałem mocno a przed
Strumieniem dojechał do mnie jakiś kolarz i jechaliśmy razem aż do Chybia. Od
Strumienia walczyłem z bocznym wiatrem i jechałem trochę mocniej. Do podjazdu
przed Rudzicą dojechałem w miarę równo a na samym podjeździe małe przepalenie.
Noga podawała całkiem nieźle i dalej mogłem sobie odpuścić i oszczędzić nieco
sił. Na koniec trochę krótkich podjazdów w Jaworzu oraz problem ze strzelającą
korbą.
Miasto 18
Piątek, 31 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, blisko domu, Samotnie
Km: | 93.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1850kcal | Podjazdy: | 1300m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trening 90
Czwartek, 30 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 61.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:16 | km/h: | 26.91 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 1335kcal | Podjazdy: | 850m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny wartościowy trening zaliczony. Nogi jeszcze nie
doszły do siebie po środowej jeździe z Twomarkiem. Mała ilość snu spowodowała,
że nie zregenerowałem się na tyle by jeździć dłużej. Niskie tętno było
potwierdzeniem tego, że nie był to miarodajny dzień na wyciągnięcie jakiś
daleko idących wniosków.
Przy okazji pojawił się problem z niedziałającym w ostatnim czasie pomiarem mocy, najważniejsze, że miałem dane o kadencji. Miałem kilka wariantów do wyboru, dłuższe lub krótsze rundy lub trasa z podjazdami. Widząc ciemne chmury na horyzoncie wybór padł na 8 kilometrowe rundy w okolicy Bielowicka. Już po wyjeździe wiedziałem, że optymalne będzie przejechanie 5 rund. Na dojeździe walczyłem z wiatrem i kierowcami a później także z pieszymi. Pierwsza runda była typowo zapoznawcza, początek pętli dosyć dziurawy i nierówny. Najgorszy fragment czekał na mnie w Kowalach, krety, niebezpieczny zjazd a później podjazd po bardzo złej nawierzchni z nachyleniem dochodzącym do 13%. Na całej trasie jest może 200-300 metrów płaskiego a pozostała część jest bardzo interwałowa. Druga połowa trasy od Wieszcząt prowadzi już po dobrej nawierzchni. Ostatnie 2 kilometry to ciekawa alternatywna droga bez ruchu samochodów z kilkoma trudniejszymi momentami. Po zapoznaniu się z trasą na drugą rundę już wjechałem z myślą o mocnej jeździe na podjazdach. Na pierwszym zjeździe uważałem na żwirek który czekał na dwóch zakrętach a później zdecydowałem się na krótki postój bo później już nie byłoby na to czasu. Na skrzyżowaniu musiałem uważać bo nic nie było widać. Później trochę agresywniejszej jazdy i spokojny zjazd do pierwszego krótkiego podjazdu. Pojechałem tam dosyć mocno ale jak dla mnie podjazd był trochę za krótki. Na niebezpiecznym zjeździe uważałem by nie wjechać w jakąś wyrwę w drodze lub nie wypaść z trasy. Na niebezpiecznym skrzyżowaniu znowu mega uwaga i szczęśliwe ominięcie masy żwiru. Po skręcie w prawo zaczął się podjazd, ruszyłem mocno i trzymałem tempo do końca sztywnego odcinka. Na wypłaszczeniu już gorzej i po szybkim dojeździe do skrzyżowania musiałem się zatrzymać. Po spokojnym zjeździe i skręcie w prawo kolejne podkręcenie tempa. Odcinek ponad 2 kilometrowy z fragmentami dochodzącymi do 10% dał mi ostro w kość ale utrzymałem tempo do końca. Trzecią rundę pojechałem inaczej. Już na pierwszym zjeździe trochę odważniejszej jazdy, przed jednym z zakrętów musiałem ostro hamować bo z przeciwka jechał jakiś wariat i ścinał zakręt. Dalszą część zjazdu już sobie odpuściłem ale na skrzyżowaniu pojechałem bardzo odważnie i szybko a zarazem bezpiecznie skręciłem w prawo. Zjazd miał być znowu szybki, ale wyskoczył samochód i odpuściłem, krótką hopkę pod OSP Kowale wjechałem w umiarkowanym tempie a na zjeździe kolejna próba odważniejszej jazdy. Kolejny samochód mi przeszkodził ale przynajmniej na skrzyżowaniu znalazłem optymalny tor jazdy. Podjazd do Wieszcząt szedł topornie, nie jest to na szczęście długa wspinaczka więc nie męczyłem się strasznie. Tym razem skrzyżowanie miałem zupełnie puste i zjazd mogłem zacząć z dużej prędkości. Bardzo szybka jazda w dół i mało co nie przegapiłem skrętu w prawo. Kierując się w stronę końca rundy zauważyłem przy drodze młodych chłopaków którzy mnie dopingowali. Trochę dodało mi to skrzydeł i z większą motywacją wjechałem na 4 pętlę. Pierwszy zjazd spokojny i niestety zablokowane skrzyżowanie i z próby wejścia w zakręt na prędkości wyszły nici. Podjazd pod OSP pojechałem mocniej ale z jakąś rezerwą którą chciałem wykorzystać na kolejnym wzniesieniu. Bardzo dobrze wszedłem w zakręt i podjazd na Wieszczęta zacząłem mocno, udało mi się utrzymać tempo ale na najstromszym fragmencie pojawił się traktor i musiałem jechać bardzo dziurawą prawą stroną przez co wytraciłem trochę prędkości. Do skrzyżowania już nieco lżej i znowu musiałem się zatrzymać. Dwa razy szybko dojeżdżałem i dwa razy musiałem hamować. Zjazd na luzie i na 2 kilometrowym fragmencie znowu mocniej. Czułem już w nogach wcześniejsze zrywy ale kibicujący mi młodzi chłopcy dodali mi trochę mocy i ostatnie 300 metrów pojechałem już mocno, tak jakby to był finisz wyścigu. Na 5 rundę wjechałem już z myślą o spokojnej jeździe i tak też jechałem, nie szalałem na zjazdach ani na podjazdach. Na koniec został tylko 10 kilometrowy powrót do Bielska i rozjazd. Kolejny trening przed wrześniowymi wyścigami na rundach zaliczony, wiem, że będzie to walka o przetrwanie ale może uda się dojeżdżać z najlepszymi. Po kilkunastu treningach nakierowanych typowo na wyścigi w łatwiejszym terenie, zauważyłem poprawę swojej postawy. Odbija się to trochę na jeździe po górach, ale musi być coś za coś.
Jednym z plusów dzisiejszego dnia jest bark jakichkolwiek problemów żołądkowo-energetycznych które ostatnio mnie trapią systematycznie co 2-3 dni.
Przy okazji pojawił się problem z niedziałającym w ostatnim czasie pomiarem mocy, najważniejsze, że miałem dane o kadencji. Miałem kilka wariantów do wyboru, dłuższe lub krótsze rundy lub trasa z podjazdami. Widząc ciemne chmury na horyzoncie wybór padł na 8 kilometrowe rundy w okolicy Bielowicka. Już po wyjeździe wiedziałem, że optymalne będzie przejechanie 5 rund. Na dojeździe walczyłem z wiatrem i kierowcami a później także z pieszymi. Pierwsza runda była typowo zapoznawcza, początek pętli dosyć dziurawy i nierówny. Najgorszy fragment czekał na mnie w Kowalach, krety, niebezpieczny zjazd a później podjazd po bardzo złej nawierzchni z nachyleniem dochodzącym do 13%. Na całej trasie jest może 200-300 metrów płaskiego a pozostała część jest bardzo interwałowa. Druga połowa trasy od Wieszcząt prowadzi już po dobrej nawierzchni. Ostatnie 2 kilometry to ciekawa alternatywna droga bez ruchu samochodów z kilkoma trudniejszymi momentami. Po zapoznaniu się z trasą na drugą rundę już wjechałem z myślą o mocnej jeździe na podjazdach. Na pierwszym zjeździe uważałem na żwirek który czekał na dwóch zakrętach a później zdecydowałem się na krótki postój bo później już nie byłoby na to czasu. Na skrzyżowaniu musiałem uważać bo nic nie było widać. Później trochę agresywniejszej jazdy i spokojny zjazd do pierwszego krótkiego podjazdu. Pojechałem tam dosyć mocno ale jak dla mnie podjazd był trochę za krótki. Na niebezpiecznym zjeździe uważałem by nie wjechać w jakąś wyrwę w drodze lub nie wypaść z trasy. Na niebezpiecznym skrzyżowaniu znowu mega uwaga i szczęśliwe ominięcie masy żwiru. Po skręcie w prawo zaczął się podjazd, ruszyłem mocno i trzymałem tempo do końca sztywnego odcinka. Na wypłaszczeniu już gorzej i po szybkim dojeździe do skrzyżowania musiałem się zatrzymać. Po spokojnym zjeździe i skręcie w prawo kolejne podkręcenie tempa. Odcinek ponad 2 kilometrowy z fragmentami dochodzącymi do 10% dał mi ostro w kość ale utrzymałem tempo do końca. Trzecią rundę pojechałem inaczej. Już na pierwszym zjeździe trochę odważniejszej jazdy, przed jednym z zakrętów musiałem ostro hamować bo z przeciwka jechał jakiś wariat i ścinał zakręt. Dalszą część zjazdu już sobie odpuściłem ale na skrzyżowaniu pojechałem bardzo odważnie i szybko a zarazem bezpiecznie skręciłem w prawo. Zjazd miał być znowu szybki, ale wyskoczył samochód i odpuściłem, krótką hopkę pod OSP Kowale wjechałem w umiarkowanym tempie a na zjeździe kolejna próba odważniejszej jazdy. Kolejny samochód mi przeszkodził ale przynajmniej na skrzyżowaniu znalazłem optymalny tor jazdy. Podjazd do Wieszcząt szedł topornie, nie jest to na szczęście długa wspinaczka więc nie męczyłem się strasznie. Tym razem skrzyżowanie miałem zupełnie puste i zjazd mogłem zacząć z dużej prędkości. Bardzo szybka jazda w dół i mało co nie przegapiłem skrętu w prawo. Kierując się w stronę końca rundy zauważyłem przy drodze młodych chłopaków którzy mnie dopingowali. Trochę dodało mi to skrzydeł i z większą motywacją wjechałem na 4 pętlę. Pierwszy zjazd spokojny i niestety zablokowane skrzyżowanie i z próby wejścia w zakręt na prędkości wyszły nici. Podjazd pod OSP pojechałem mocniej ale z jakąś rezerwą którą chciałem wykorzystać na kolejnym wzniesieniu. Bardzo dobrze wszedłem w zakręt i podjazd na Wieszczęta zacząłem mocno, udało mi się utrzymać tempo ale na najstromszym fragmencie pojawił się traktor i musiałem jechać bardzo dziurawą prawą stroną przez co wytraciłem trochę prędkości. Do skrzyżowania już nieco lżej i znowu musiałem się zatrzymać. Dwa razy szybko dojeżdżałem i dwa razy musiałem hamować. Zjazd na luzie i na 2 kilometrowym fragmencie znowu mocniej. Czułem już w nogach wcześniejsze zrywy ale kibicujący mi młodzi chłopcy dodali mi trochę mocy i ostatnie 300 metrów pojechałem już mocno, tak jakby to był finisz wyścigu. Na 5 rundę wjechałem już z myślą o spokojnej jeździe i tak też jechałem, nie szalałem na zjazdach ani na podjazdach. Na koniec został tylko 10 kilometrowy powrót do Bielska i rozjazd. Kolejny trening przed wrześniowymi wyścigami na rundach zaliczony, wiem, że będzie to walka o przetrwanie ale może uda się dojeżdżać z najlepszymi. Po kilkunastu treningach nakierowanych typowo na wyścigi w łatwiejszym terenie, zauważyłem poprawę swojej postawy. Odbija się to trochę na jeździe po górach, ale musi być coś za coś.
Jednym z plusów dzisiejszego dnia jest bark jakichkolwiek problemów żołądkowo-energetycznych które ostatnio mnie trapią systematycznie co 2-3 dni.
Trening 89
Środa, 29 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018, w grupie
Km: | 81.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:29 | km/h: | 32.62 |
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 183183 ( 93%) | HRavg | 136( 69%) |
Kalorie: | 1668kcal | Podjazdy: | 560m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wczorajszych problemach zastanawiałem się, czy warto jechać na grupowy trening. Czułem się lepiej i wyjechałem trochę wcześniej. Zrobiłem dobrą rozgrzewkę, zawsze to było 5-10 minut a tym razem ponad 40 minut. Kilka mocniejszych zrywów, jeden dłuższy podjazd i mały problem ze sprzętem. Przy okazji tego treningu przewietrzyłem swoją najlepszą maszynę. Po drodze przy zmianie przełożenia spadł mi łańcuch a później miałem problem z wrzuceniem dużej tarczy z przodu. Okazało się, że regulacja linki zmienia swoje położenie i linka była całkiem luźna. Wyregulowałem na tyle ile mogłem bez użycia narzędzi i nie miałem już później z tym problemów.
Po dojeździe na miejsce zbiórki byłem zdumiony, ponad 30 osób a ciągle ktoś dojeżdżał. O 18 ruszyliśmy w około 40 osobowym składzie w stronę Jasienicy. Nasz peletonik był imponujący, ale nie podobało się to kierowcom. Jazda zwartą grupą była bezpieczniejsza niż jazda jeden za drugim bo nie dawała kierowcom możliwości wyprzedzania. Przy takim ruchu jazda na trzeciego była bardzo niebezpieczna a wręcz niemożliwa więc nie było niebezpieczeństwa jakiegoś bliskiego spotkania z samochodem. Po przejechaniu Jasienicy peletonik się rozciągnął i między początkiem a końcem było około 200-300 metrów różnicy. Żeby było ciekawie to po drodze dołączały kolejne osoby. Jedyny podjazd w pierwszej części trasy który mógł trochę podzielić towarzystwo wjechaliśmy wspólnie a na końcu ruch wahadłowy. Do tego momentu jechałem bezpiecznie w środku grupy i dopiero na zjeździe zacząłem tracić, w mojej kategorii wagowej było zaledwie kilka osób i dlatego miałem problem by się utrzymać. Na wypłaszczeniu byłem jako ostatni i przy tempie około 40 km/h,dużej liczbie osób oraz ruchu pojazdów nie byłem w stanie przebić się do przodu. Co jakiś czas pojawiały się luki i wtedy przemieszczałem się do przodu. Już mogłem być zadowolony, rok czy dwa lata temu przy takiej jeździe już byłem odczepiony a tym razem bez problemu trzymałem tempo grupy i nie męczyłem się nawet zbytnio. W Chybiu chwila wytchnienia na zamkniętym przejeździe kolejowym. Za torami od razu podkręcenie tempa i gdy widziałem, ze prędkość niebezpiecznie rośnie to już mogłem przewidzieć skutki tej sytuacji. Krzyki, hamowanie i trzask. Dwie lub trzy osoby leżały na asfalcie, ten trzask oznaczał pęknięcie, na szczęście ramy a nie kości i po około 2 minutowym postoju i zorientowaniu się czy wszyscy są cali jechaliśmy dalej. Nie wiem ile osób musiało zrezygnować z jazdy a peleton i tak był duży, za duży jak dla mnie. Po tej kraksie tempo na moment było umiarkowane ale tylko po skręcie w Strumieniu na Pszczynę poszedł ogień. Dobra robota szła po zmianach, ja nie pchałem się do przodu, tam miał kto pracować. Skupiłem się na całkowitej kontroli sytuacji w grupie i gdy tylko ktoś tracił pozycje w peletonie to szybko reagowałem i dzięki temu utrzymałem się w szyku. Gdy tylko pojawiał się podjazd to przesuwałem się do przodu. Na zjazdach trochę traciłem i ostatecznie do Goczałkowic dojechałem w dużej grupie. Niewiele osób odpadło i było nas ponad 40. Luźna jazda przez wał i postój spowodowała, że większość osób odczepionych od peletonu dojechało i znowu byliśmy wszyscy razem. Od Zabrzega znowu podkręcenie tempa i startując z odległej pozycji musiałem się nieźle namęczyć by najpierw utrzymać tempo a po przyśpieszeniu za rondem w Ligocie dospawać do czołówki dzielącego się peletonu. Udało mi się wywalczyć pozycję pozwalającą wyjść mi na zmianę. Ostatni kilometr to już fajna, mocna jazda na wachlarzu i poczułem ból w mięśniach. Przez większą część treningu się oszczędzałem wiec te ostanie kilka minut mocnej jazdy fajnie weszło w nogi. Zanim dojechali wszyscy to zdążyłem już ostygnąć i później ciężko mi się jechało. Towarzystwo postanowiło się jeszcze sprawdzić na podjeździe, ja sobie odpuściłem i ze startą dojechałem do Jasienicy. Myślałem, że poczekają ale miałem 20 sekund starty które nadrabiałem ponad 3 kilometry. Dopiero 2 ostanie kilometry przejechałem w grupie. Bardzo fajny trening, warunki prawie jak na wyścigu i takiego treningu mi było potrzeba. Kilka wyścigów mnie jeszcze czeka i chcę być do nich jak najlepiej przygotowany. Ten dzień był zupełnie inny niż poprzedni, noga lepsza i brak zmęczenia. Teraz chyba przed każdym treningiem, wyścigiem będę się zastanawiał jak będzie wyglądała moja jazda. Nie mogę być pewny swojej formy i to jest dodatkowy ciężar jaki na mnie obecnie spoczywa.
Po dojeździe na miejsce zbiórki byłem zdumiony, ponad 30 osób a ciągle ktoś dojeżdżał. O 18 ruszyliśmy w około 40 osobowym składzie w stronę Jasienicy. Nasz peletonik był imponujący, ale nie podobało się to kierowcom. Jazda zwartą grupą była bezpieczniejsza niż jazda jeden za drugim bo nie dawała kierowcom możliwości wyprzedzania. Przy takim ruchu jazda na trzeciego była bardzo niebezpieczna a wręcz niemożliwa więc nie było niebezpieczeństwa jakiegoś bliskiego spotkania z samochodem. Po przejechaniu Jasienicy peletonik się rozciągnął i między początkiem a końcem było około 200-300 metrów różnicy. Żeby było ciekawie to po drodze dołączały kolejne osoby. Jedyny podjazd w pierwszej części trasy który mógł trochę podzielić towarzystwo wjechaliśmy wspólnie a na końcu ruch wahadłowy. Do tego momentu jechałem bezpiecznie w środku grupy i dopiero na zjeździe zacząłem tracić, w mojej kategorii wagowej było zaledwie kilka osób i dlatego miałem problem by się utrzymać. Na wypłaszczeniu byłem jako ostatni i przy tempie około 40 km/h,dużej liczbie osób oraz ruchu pojazdów nie byłem w stanie przebić się do przodu. Co jakiś czas pojawiały się luki i wtedy przemieszczałem się do przodu. Już mogłem być zadowolony, rok czy dwa lata temu przy takiej jeździe już byłem odczepiony a tym razem bez problemu trzymałem tempo grupy i nie męczyłem się nawet zbytnio. W Chybiu chwila wytchnienia na zamkniętym przejeździe kolejowym. Za torami od razu podkręcenie tempa i gdy widziałem, ze prędkość niebezpiecznie rośnie to już mogłem przewidzieć skutki tej sytuacji. Krzyki, hamowanie i trzask. Dwie lub trzy osoby leżały na asfalcie, ten trzask oznaczał pęknięcie, na szczęście ramy a nie kości i po około 2 minutowym postoju i zorientowaniu się czy wszyscy są cali jechaliśmy dalej. Nie wiem ile osób musiało zrezygnować z jazdy a peleton i tak był duży, za duży jak dla mnie. Po tej kraksie tempo na moment było umiarkowane ale tylko po skręcie w Strumieniu na Pszczynę poszedł ogień. Dobra robota szła po zmianach, ja nie pchałem się do przodu, tam miał kto pracować. Skupiłem się na całkowitej kontroli sytuacji w grupie i gdy tylko ktoś tracił pozycje w peletonie to szybko reagowałem i dzięki temu utrzymałem się w szyku. Gdy tylko pojawiał się podjazd to przesuwałem się do przodu. Na zjazdach trochę traciłem i ostatecznie do Goczałkowic dojechałem w dużej grupie. Niewiele osób odpadło i było nas ponad 40. Luźna jazda przez wał i postój spowodowała, że większość osób odczepionych od peletonu dojechało i znowu byliśmy wszyscy razem. Od Zabrzega znowu podkręcenie tempa i startując z odległej pozycji musiałem się nieźle namęczyć by najpierw utrzymać tempo a po przyśpieszeniu za rondem w Ligocie dospawać do czołówki dzielącego się peletonu. Udało mi się wywalczyć pozycję pozwalającą wyjść mi na zmianę. Ostatni kilometr to już fajna, mocna jazda na wachlarzu i poczułem ból w mięśniach. Przez większą część treningu się oszczędzałem wiec te ostanie kilka minut mocnej jazdy fajnie weszło w nogi. Zanim dojechali wszyscy to zdążyłem już ostygnąć i później ciężko mi się jechało. Towarzystwo postanowiło się jeszcze sprawdzić na podjeździe, ja sobie odpuściłem i ze startą dojechałem do Jasienicy. Myślałem, że poczekają ale miałem 20 sekund starty które nadrabiałem ponad 3 kilometry. Dopiero 2 ostanie kilometry przejechałem w grupie. Bardzo fajny trening, warunki prawie jak na wyścigu i takiego treningu mi było potrzeba. Kilka wyścigów mnie jeszcze czeka i chcę być do nich jak najlepiej przygotowany. Ten dzień był zupełnie inny niż poprzedni, noga lepsza i brak zmęczenia. Teraz chyba przed każdym treningiem, wyścigiem będę się zastanawiał jak będzie wyglądała moja jazda. Nie mogę być pewny swojej formy i to jest dodatkowy ciężar jaki na mnie obecnie spoczywa.
Trening 88
Wtorek, 28 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 81.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:20 | km/h: | 24.30 |
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 141( 72%) |
Kalorie: | 2287kcal | Podjazdy: | 1680m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny bardzo trudny dzień. Od rana znowu nie najlepiej się czułem, do tego pomimo ciągłego jedzenia cały czas czułem niedobór energii w organizmie. Jak siadłem na rower to na jakiś czas było lepiej, noga podawała dosyć dobrze ale cały czas musiałem dostarczać energii do pracujących mięśni. Nie była to zbyt komfortowa sytuacja. Pomimo takich dolegliwości jechałem tak jak zamierzałem. Planowałem kilka dłuższych podjazdów i w tym celu udałem się do Ustronia. Dojazd mocno utrudniony przez sporą liczbę samochodów. Jako pierwszy podjazd zaliczyłem Poniwiec. Mając na uwadze jeszcze kolejne podjazdy nie jechałem na maksa. Początek chyba zbyt zachowawczy a po około 500 metrach już złapałem odpowiedni rytm Jedynym utrudnieniem były tabuny pieszych przez które dwa razy musiałem lekko odpuścić. Ostatnie 500 metrów jechałem już bardzo mocno i równo 10 minut zajął mi około 3 kilometrowy podjazd. To był jedyny podjazd jaki pojechałem dobrze i z którego mogę być zadowolony. Na zjeździe bardzo niebezpieczna sytuacja, na króciutkim odcinku płyt podbiło mi kierownicę i na moment straciłem panowanie nad rowerem, na szczęście udało mi się utrzymać na drodze i bezpiecznie zjechać w dół. Kolejne podjazdy to już Równica. Dobrze mi znany i lubiany odcinek dzisiaj nie należał do przyjemnych. Przed pierwszym wjazdem rozpędziłem się mocno by kawałek wjechać z rozpędu, gdy tylko zrobiło się stromiej to mnie przystopowało i tyle było z szybkiej jazdy. Na samym starcie zyskałem kilkanaście sekund w odniesieniu do poprzednich wjazdów ale nic to nie dało. Dalsza część podjazdu szła już topornie, jechałem równo i starałem się trzymać wysoką kadencję. Wydawało mi się, że podjazd zajął mi wieki, 19 minut to co prawda bardzo przeciętny wynik ale przy takiej jeździe na nic więcej liczyć nie mogłem. Po zjeździe do Jaszowca szybki nawrót i od skrętu na ul.Stromą kolejna wspinaczka na szczyt. Po 16 minutach równej jazdy po raz drugi byłem na Równicy. Po zjeździe do Skalicy i krótkim postoju ostatnia tego dnia walka z Równicą. Tempo bardzo podobne jak przy poprzednich wjazdach i niecałe 13 minut wspinaczki. Po zjeździe musiałem zatrzymać się w sklepie, bidony puste, kanapek i bananów już brakło. Wracać miałem już na luzie, ale wcale tak nie było. Przy sklepie zjadłem o jeden batonik za dużo i w efekcie po chwili szukałem już toalety. Nie miałem drobnych a nie chciano mi rozmienić gotówki a 10 złotych za toaletę płacić nie zamierzałem. Ruszyłem więc spokojnie dalej ale przed Lipowcem już nie wytrzymałem i musiałem skręcić do lasu. Od tego momentu czułem się lepiej ale moje nogi nie chciały już współpracować, powoli kulałem się w stronę domu. Jakoś dojechałem ale nie czułem żadnej przyjemności. To nie pierwszy dzień z problemami, wiem, że coś mi dolega i potwierdza to lekarz który stwierdził kompleksowe badania. Dopiero na podstawie tych wyników będę wiedział w czym tkwi problem i poznam ewentualne sposoby jego wyeliminowania
Trening 87
Sobota, 25 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, blisko domu, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 61.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:17 | km/h: | 26.72 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 172172 ( 88%) | HRavg | 127( 65%) |
Kalorie: | 1278kcal | Podjazdy: | 800m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Chciałem trochę dłużej pojeździć, ale nic z tego nie wyszło.
Do południa dosyć mocno padało i wyjechałem dopiero przed 15. Myślałem nad 4
godzinną jazdą i zaliczeniem podjazdów w okolicy Terllicka. Po wyjeździe już
trochę zmodyfikowałem zamiary i już byłem pewny, że więcej niż 3 godziny nie
będzie trwał trening. Nie czułem się dobrze, chyba jeszcze gorzej niż w
czwartek i dlatego myślałem, czy w ogóle jazda ma jakiś sens. Pierwsze pagórki
w Jasienicy poszły tak sobie. W Łazach chciałem pojechać mocniej. Zakładałem 40
sekundowy sprint, chciałem się dobrze rozpędzić a mało co nie wylądowałem na
czyimś ogrodzeniu. W zakręt wszedłem dobrze a z przeciwka jechał mocno rozpędzony
samochód którego wyrzuciło na lewo i miałem dwie opcje do wyboru, czołówka lub
próba wyminięcia. Odbiłem w prawo a miałem tylko 10 cm asfaltu i około 50
pobocza i płot. Nie wiem jak się z tego uratowałem, ale zjechałem na pobocze i
jakoś udało mi się wrócić na drogę. Byłem blisko zderzenia się z betonowym
murkiem. Zaplanowany sprint zrobiłem ale rozpędzając się prawie od zera nie
wjechałem całego podjazdu. Krótki wysiłek a spowodował, że poczułem się jeszcze
gorzej. Nie byłem w stanie się zregenerować i męczyłem się bardzo. Kolejny
podjazd szedł topornie. Myślałem, że się rozkręcę i będzie lepiej. Po zjeździe
do Pierśćca zaczęło padać i zamiast jechać na Dębowiec skierowałem się na
Rudzicę. Padało cały czas, nie na tyle by zmoknąć, ale było czuć zimno. Drugi
dłuższy sprint zrobiłem na podjeździe z Roztropic. Tutaj już była klapa, słabe
nogi i brak motywacji. Po zaliczeniu kilku podjazdów kolejny wysiłek nie dał
znowu dobrego efektu. Trochę pokrążyłem po okolicy i znalazłem nieznaną mi
drogę. Cały czas padał lekki deszcz, drogi stawały się już mokre. Na kolejnym
stromym podjeździe zrobiłem ostatni tego dnia sprint. Dalej jechałem już siła
woli. Jakoś udało mi się dotrwać do końca treningu. Mam nadzieję, że był to
tylko gorszy dzień i moc wróci szybko.
Trening 86
Czwartek, 23 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 60.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:59 | km/h: | 30.25 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 168168 ( 86%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 1229kcal | Podjazdy: | 310m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny przedpołudniowy trening. Przed wyjazdem dużo cieplej
niż w poprzednich dniach ale samopoczucie nienajlepsze. Co prawda spałem dłużej
niż w ostatnich dniach ale to nie pomogło i czułem zmęczenie. Po wyjeździe
tętno bardzo niskie i to potwierdziło tylko wcześniejsze przypuszczenia. Pomimo
tego jechałem tak jak zamierzałem. Chciałem zrobić 5 minutowe tempówki ponad
progiem.
Nie chciałem kluczyć gdzieś bocznymi drogami i zaryzykowałem jadąc główną drogą na Strumień. Za Jasienicą droga zablokowana i drogowcy pracują w najlepsze. Nie chciano mnie puścić bo kładziono akurat warstwę ścieralną nawierzchni i dlatego nie kłócąc się ani nie przeszkadzając nikomu w pracy pojechałem przez Łazy. Za Rudzicą już nie było utrudnień i rozpocząłem pierwszą tempówkę. Nie mogłem złapać dobrego rytmu ale przecierpiałem jakoś te 5 minut. Tak się złożyło, że odpoczynek był krótszy niż wysiłek i kolejna tempówka poszła podobnie jak pierwsza. Dopiero gdy zacząłem walczyć z wiatrem w twarz to wyglądało to lepiej. Dwa kolejne 5 minutowe wysiłki były mocniejsze i z nich jestem zadowolony. Niestety ukształtowanie terenu było takie, że kolejną tempówkę musiałem zrobić dopiero po około 20 minutach spokojnej jazdy. Dwie próby jej rozpoczęcia zakończyły się porażką, najpierw z bocznej wyjechał samochód i jechał zbyt wolno a później pojawił się traktor i gdy mogłem zacząć to byłem pewny, że na przeszkodzie stanie mi rondo. Tak też się stało, brakło około 40 sekund. Ruch na rondzie był duży i jedyną opcją utrzymania tempa był skręt w prawo na Landek. Niestety i tam pojawił się zawalidroga i musiałem hamować. Gdybym miał pustą drogę to idealnie skończyłbym przed zamkniętym odcinkiem drogi a tak ostatnia tempówka nie wyszła. Od tego momentu nie chciało mi się już jechać. Spokojnym tempem dojechałem do Międzyrzecza gdzie próbując sprawdzić jedną z dróg którą jeszcze nie jechałem trafiłem na jakiś ślepy zaułek i wróciłem dobrze znaną drogą. Nie był to najlepszy dzień ale trening wyszedł niezły.
Nie chciałem kluczyć gdzieś bocznymi drogami i zaryzykowałem jadąc główną drogą na Strumień. Za Jasienicą droga zablokowana i drogowcy pracują w najlepsze. Nie chciano mnie puścić bo kładziono akurat warstwę ścieralną nawierzchni i dlatego nie kłócąc się ani nie przeszkadzając nikomu w pracy pojechałem przez Łazy. Za Rudzicą już nie było utrudnień i rozpocząłem pierwszą tempówkę. Nie mogłem złapać dobrego rytmu ale przecierpiałem jakoś te 5 minut. Tak się złożyło, że odpoczynek był krótszy niż wysiłek i kolejna tempówka poszła podobnie jak pierwsza. Dopiero gdy zacząłem walczyć z wiatrem w twarz to wyglądało to lepiej. Dwa kolejne 5 minutowe wysiłki były mocniejsze i z nich jestem zadowolony. Niestety ukształtowanie terenu było takie, że kolejną tempówkę musiałem zrobić dopiero po około 20 minutach spokojnej jazdy. Dwie próby jej rozpoczęcia zakończyły się porażką, najpierw z bocznej wyjechał samochód i jechał zbyt wolno a później pojawił się traktor i gdy mogłem zacząć to byłem pewny, że na przeszkodzie stanie mi rondo. Tak też się stało, brakło około 40 sekund. Ruch na rondzie był duży i jedyną opcją utrzymania tempa był skręt w prawo na Landek. Niestety i tam pojawił się zawalidroga i musiałem hamować. Gdybym miał pustą drogę to idealnie skończyłbym przed zamkniętym odcinkiem drogi a tak ostatnia tempówka nie wyszła. Od tego momentu nie chciało mi się już jechać. Spokojnym tempem dojechałem do Międzyrzecza gdzie próbując sprawdzić jedną z dróg którą jeszcze nie jechałem trafiłem na jakiś ślepy zaułek i wróciłem dobrze znaną drogą. Nie był to najlepszy dzień ale trening wyszedł niezły.