Wpisy archiwalne w kategorii
w grupie
Dystans całkowity: | 48403.00 km (w terenie 756.00 km; 1.56%) |
Czas w ruchu: | 1765:29 |
Średnia prędkość: | 27.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 546056 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 1005146 kcal |
Liczba aktywności: | 533 |
Średnio na aktywność: | 90.81 km i 3h 21m |
Więcej statystyk |
Rozgrzewka i rozjazd
Sobota, 25 maja 2019 Kategoria Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 8.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:20 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 169169 ( 86%) | HRavg | 130( 66%) |
Kalorie: | 211kcal | Podjazdy: | 20m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rajcza Tour 2019
Sobota, 11 maja 2019 Kategoria Zawody 2019, Wyścig, w grupie, Szosa, No Limited 2019, Cube 2019, avg>30km\h, 50-100
Km: | 73.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:21 | km/h: | 31.06 |
Pr. maks.: | 75.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 184184 ( 94%) | HRavg | 164( 84%) |
Kalorie: | 1717kcal | Podjazdy: | 1400m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
W tym roku sezon startowy rozpocząłem nieco później niż zwykle. Pierwszy wyścig potraktowałem całkowicie treningowo. Miałem kilka celów na ten dzień i nie wszystkie udało się zrealizować. Z pewnych niezależnych ode mnie powodów prawie spóźniłem się na start. Rozgrzewka była dosyć dobra ale chcąc zachować się fair play w stosunku do innych zawodników stanąłem na końcu sektora. Po starcie starałem się przesunąć trochę bliżej przodu ale nie wychodziło to zbytnio. Runda honorowa przebiegła bez większych problemów, było kilka nerwowych sytuacji ale w porównaniu z tym co działo się w zeszłym roku wyglądało to dużo lepiej. Nie potrafiłem złapać dobrego rytmu i męczyłem się strasznie. Gdy zrobiło się stromo to zaczynało się wszystko dzielić. Moja jazda przypominała slalom miedzy innymi zawodnikami. Dopiero w samej końcówce włożyłem nieco więcej mocy i przeskoczyłem kilkanaście miejsc do przodu. Jako tako pokonałem ten podjazd a czołówki nie było już widać. Na zjeździe trochę traciłem ale nie na tyle aby nie złapać koła innych zawodników. Na bardziej technicznej części próbowałem trochę nadrobić ale nie miałem takiej możliwości i zjazd do Skalitego to była walka o przetrwanie. Jechałem bardzo mocno a ledwo trzymałem koło grupy. Przed wjazdem na główną drogę dojechaliśmy do czołówki. Po skręcie w prawo zaczynałem powoli przesuwać się do przodu. Tempo było wysokie, nie miałem zbyt dużo sił i nadrobiłem tylko kilkanaście pozycji. Na podjeździe pod Myto peleton podzielił się na kilka mniejszych grup. Nie miałem żadnych szans na złapanie jednej z czołowych i jechałem mocno ale nie na maksa. Znalazłem się w około trzeciej grupie w której było chyba 5 Jas-Kółek. Na bardzo dziurawym i nierównym zjeździe wpadłem w jedną z wielu dziur i usłyszałem trzask. Nie wiedziałem co to było, na szczęście koła całe, łańcuch też a rower działa poprawnie. Przestałem o tym myśleć i skupiłem się na utrzymaniu koła innych zawodników. Na rondzie byłem w grupie ale nie byłem w stanie przesunąć się do przodu i jadąc z wiatrem ledwo trzymałem się grupy. Na podjeździe przesunąłem się do przodu ale jazda była daleka od takiej na jaką mnie stać. Dopiero po wjeździe na rundę zmobilizowałem się do mocnej jazdy i mocno wjechałem najbardziej stromy podjazd na trasie. Grupa w której jechałem rozbiła się totalnie a nawet udało się dogonić kilku zawodników jadących z przodu. Po pierwszym podjeździe odpuściłem i czekałem aż dojadą inni, samotna jazda w tych warunkach i sytuacji nie miała sensu. Przed dojazdem do ekspresówki dojechało kilku zawodników, na zjeździe kolejni i kolejny, dłuższy i nieco łatwiejszy podjazd zaczęliśmy w kilkunastoosobowej grupce. Trzymałem się mniej więcej środka grupy w której jechał m.in. Marcin i nadawał dosyć dobre tempo. Gdybym czuł się lepiej to bym mu pomógł a tak musiałem się skupić na innych rzeczach. Na kolejnym stromym podjeździe byłem w stanie wyjść na czoło i dzięki temu przed zjazdem miałem dobrą pozycję. Grupa znowu uszczuplała a na zjeździe nie było szaleńczego tempa i spokojnie utrzymałem tempo. Wraz z przebiegiem wyścigu czułem się lepiej. Jazda po płaskim już nie sprawiała mi problemów jak za pierwszym razem a pod górę mogłem trochę zluzować. Po wjeździe na ostatnią rundę wyrzuciłem pusty bidon i nieco później zacząłem mocną jazdę. Pojechałem jeszcze mocniej niż za poprzednim razem. Grupa jeszcze bardziej się podzieliła. Jechałem dosyć spokojnie i pozwoliłem kilku zawodnikom na lekki odjazd. To był błąd z mojej strony i gdy zorientowałem się, że nad kolejnymi zawodnikami mam dużą przewagę to zrobiło się 20 sekund różnicy przed zjazdem. Tam nie mogłem nic zyskać a mocna jazda pod górę nie pozwoliłaby na dogonienie 5 osobowej grupki i zdecydowałem się poczekać na kolejnych zawodników. Od tego momentu jechałem takim samym tempem jak reszta, zarówno na podjeździe, zjeździe czy dojeździe do finałowej wspinaczki. Tam odjechał jeden zawodnik a nie było chętnych by go gonić. Byłem nieco zmęczony po zmianie i ostatni podjazd chciałem wjechać spokojniej. Dobrze się jechało i na metę wjechałem bez napinki jako 4 zawodnik z naszej 7 osobowej grupki.
Jestem zadowolony ze startu. Najważniejsze, że sprzęt nie zawiódł, koła spisały się dobrze a ja mogłem skupić się na jeździe. Dyspozycja dnia nie była najlepsza, generowałem słabsze moce niż na treningach, mimo to najlepiej wyglądałem na stromych podjazdach. Start z założenia miał być treningowy i taki też był, jadąc na wynik musiałbym ustawić się z przodu, jechać cały czas mocno i trzymać się mocniejszych zawodników. Dałem z siebie praktycznie wszystko, nie był to mój dzień a także trochę taktyka zawiodła ale nie skupiałem się na tym. Zacząłem sezon bardzo dobrze, podobnie jak dwa poprzednie, jednym z detali które zdecydowały o ocenie było podejście do startu. Zwykle chciałem być jak najwyżej w wynikach i wtedy pojawiały się różne błędy które rzutowały później na ostateczny wynik, jadąc treningowo rezultat wyszedł bardzo dobry.
Informacje o podjazdach:
Jestem zadowolony ze startu. Najważniejsze, że sprzęt nie zawiódł, koła spisały się dobrze a ja mogłem skupić się na jeździe. Dyspozycja dnia nie była najlepsza, generowałem słabsze moce niż na treningach, mimo to najlepiej wyglądałem na stromych podjazdach. Start z założenia miał być treningowy i taki też był, jadąc na wynik musiałbym ustawić się z przodu, jechać cały czas mocno i trzymać się mocniejszych zawodników. Dałem z siebie praktycznie wszystko, nie był to mój dzień a także trochę taktyka zawiodła ale nie skupiałem się na tym. Zacząłem sezon bardzo dobrze, podobnie jak dwa poprzednie, jednym z detali które zdecydowały o ocenie było podejście do startu. Zwykle chciałem być jak najwyżej w wynikach i wtedy pojawiały się różne błędy które rzutowały później na ostateczny wynik, jadąc treningowo rezultat wyszedł bardzo dobry.
Informacje o podjazdach:
Trening 40
Sobota, 4 maja 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019, w grupie
Km: | 164.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:33 | km/h: | 25.04 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 144( 73%) |
Kalorie: | 3373kcal | Podjazdy: | 3260m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Długo czekałem na dzień w którym będę mógł pojechać w góry i zaliczyć kilka podjazdów. Prognoza na weekend nie napawała optymizmem i jedynym dniem w którym możliwa byłaby jazda w miarę sprzyjających warunkach była sobota. Chcąc zaliczyć dobry trening musiałem wyjechać o 6 aby wrócić o rozsądnej porze przed załamaniem pogody jakie miało przyjść wczesnym popołudniem. Temperatura nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz, nie chciałem ubierać się na zimowo i wybrałem opcję z mniejszą ilością cieńszych warstw. Po wyjeździe okazało się, że zestaw jest optymalny i nie było mi zimno.
Po raz pierwszy w tym roku wybrałem się na grupowy trening z TwomarkSport. Pod sklepem zjawiło się mało osób i w trzyosobowym składzie ruszyliśmy w kierunku Bielska. Już czułem, że nie jest to mój dzień i męczyłem się strasznie. Przed Straconką dołączyło kilka osób i tempo nieco wzrosło. Podjazd zaczęliśmy wspólnie a z czasem towarzystwo zaczynało się rozjeżdżać. Prawie wszyscy mi odjechali, męczyłem się strasznie a mając w głowie kolejne podjazdy nie próbowałem na siłę gonić reszty. Wtoczyłem się na szczyt i prawie od razu zaczęliśmy zjeżdżać, nie czułem się pewnie i niezbyt odważnie wchodziłem w zakręty. Mimo wszystko był to jeden z szybszych zjazdów tą drogą od kilku lat. Mimo to byłem najwolniejszy i drugi tego dnia podjazd zaczynałem jako ostatni. Dawno nie pokonywałem tego odcinka i zapomniałem jak tam jest stromo. Postanowiłem jechać mocniejszym tempem z trochę wyższą kadencją i dosyć dobrze pokonywałem ten podjazd. Im bliżej końca tym jechałem lepiej. Do rekordu brakowało ale byłem zadowolony, pod koniec gdy dojeżdżaliśmy do płyt zacząłem się zbliżać do dwójki która jechała z przodu. Na szczycie byłem tylko raz, około 5 lat temu i zapomniałem, że te płyty ciągną się przez około 200 metrów. Pogoda nie była zbyt dobra i widoki nie były tak ładne jak przy słonecznej aurze. Po dojechaniu wszystkich osób i chwili przerwy ruszyliśmy w dół. Jechałem dosyć asekuracyjnie i cały zjazd pokonałem bez najmniejszych problemów. Podczas kolejnego postoju zacząłem marznąć, termometr wskazywał niecałe 4 stopnie a na szybki wzrost temperatury nie było co liczyć. Podczas dojazdu do Międzybrodzia Żywieckiego nie mogłem się rozgrzać. Podjazd na Górę Żar nie poszedł mi dobrze. Męczyłem się i nie mogłem złapać odpowiedniego rytmu. Jakoś wjechałem na szczyt przed upływem 30 minut, podjazd nie poszedł dobrze a dodatkowym utrudnieniem był ból lewej nogi który się pojawił podczas jazdy. Na szczycie było trochę cieplej i po krótkim postoju ruszyliśmy w dół. Ubrałem dodatkowo kurtkę by nie zmarznąć na długim zjeździe. Zjazd poszedł lepiej niż podjazd, nie byłem ostatni na dole i to był mały pozytyw. Gdy rozebrałem kurtkę to musiałem gonić resztę. Dogoniłem przed kostką brukową a później zacząłem coraz bardziej czuć nogę. Tempo szło niezłe i miałem problemy by utrzymać się w grupie. Przed Zarzeczem odpadłem i gdyby nie konieczność zatrzymania się przy głównej drodze to nie dojechałbym do grupy. Mocniejsze tempo przed Lipową spowodowało podzielenie grupy, na szczęście byłem w stanie utrzymać się i nie musiałem jechać na maksa. Miałem już odpuścić dalszą część treningu i wrócić do domu. Postanowiłem jechać dalej i sprawdzić jak poradzę sobie z podjazdem na Orle Gniazdo. Podczas krótkiego postoju rozprostowałem nogę i później nie czułem już bólu. Do Szczyrku tempo było dosyć spokojne i mogłem trochę odpocząć. Na Orle wjechaliśmy krótszym ale trudniejszym podjazdem. Podobnie jak pod Nowy Świat jechałem nieco mocniejszym tempem. Z ciekawości chciałem sprawdzić nachylenie na podjeździe i w maksymalnym momencie pokazało 28 %. Poniżej 10 nie spadło na większej części podjazdu. Wjechałem dosyć dobrze, do czasów z ostatnich sezonów nie brakowało tak dużo. Po dosyć dobrym zjeździe, już w mniejszym składzie ruszyliśmy w kierunku Salmopola. Wiało dosyć mocno w twarz więc jechaliśmy wolno. Od wyciągu już każdy jechał swoim tempem. Nie pamiętam kiedy tak spokojnie wjeżdżałem na tą przełęcz. Przed szczytem zaczęło mi się robić ciepło i musiałem rozpiąć bluzę. Na szczycie kolejny krótki postój, kilka osób dojechało i podzieliliśmy się na dwie mniejsze grupki. Nie skupiałem się na szybkim zjeździe ale nie było tak całkiem wolno. Był to kolejny dobry zjazd w tym dniu. Po zjeździe zdecydowałem, że zdejmę trochę ciuchów bo zrobiło się cieplej a jazda w kilku warstwach nie była przyjemna. Jako kolejny podjazd wybrałem Zameczek. Przed dojazdem kolejna niespodzianka, ruch wahadłowy w dwóch miejscach. Po krótkim podjeździe do zapory zatrzymałem się i rozebrałem nogawki i kamizelkę oraz rozpiąłem bluzę. Nogi były tak zagotowane, że z nich parowało. Spodziewałem się lepszej dyspozycji na podjeździe pod Zameczek. Nie pomyliłem się, jechało się całkiem dobrze, w drugiej części podkręciłem nieco tempo i zrzuciłem ząbek niżej aby podjeżdżać na nieco niższej kadencji. Męczyła mnie taka jazda i na samą końcówkę zmieniłem przełożenie na lżejsze i dojechałem do szczytu. Po krótkim podjeździe w kierunku Stecówki znowu się zatrzymałem by ubrać kamizelkę i ruszyłem w kierunku Istebnej. Mało ludzi na drodze spowodowało, że szybko dotarłem na Stecówkę i zjechałem w kierunku Leszczyny. Jako bonus dołożyłem sobie odcinek przez Połom. Już zapomniałem, jakie tam są ścianki. Dosyć dobrze je wjechałem i pomimo drobnej pomyłki i złego skrętu dojechałem tam gdzie chciałem i zjechałem dosyć zanieczyszczoną i zatłoczoną przez pieszych drogą do Zaolzia. Postój w sklepie na uzupełnienie płynów i kalorii trwał dosyć długo ale dzięki temu trochę odpocząłem przed kolejnym podjazdem. Podjazd na Kubalonkę od Istebnej należy do moich ulubionych, udało mi się go wjechać w całkiem dobrym tempie, pomimo spokojnej jazdy szybko byłem na szczycie. Z szybkiego zjazdu nici, musiałem cały czas jechać za samochodem który nie przekraczał 60 km/h i często hamował. Dopiero na ostatniej prostej udało się dokręcić. Odpuściłem dalszą część zjazdu i do ronda dojechałem już w korku. Remont drogi powoduje spore utrudnienia w ruchu i zamiast skręcić w prawo na rondzie i boczną drogą dojechać do ul. Olimpijskiej wjechałem w korek. Jakoś lawirując między samochodami przedostałem się do miejsca w którym mogłem zjechać na boczną drogę. Wpadłem na pomysł aby minąć utrudnienia bocznymi drogami i bezpośrednio dostać się na podjazd pod Tokarnię. Zapomniałem, że droga prowadzi przez hotel i tam spotkały mnie spore utrudnienia. Nie dało się przecisnąć i musiałem spokojnie przejechać ten odcinek. Po skręcie na kostkę nie było wcale lepiej, sporo samochodów zaparkowanych wzdłuż drogi i jadących w obu kierunkach. Dosyć spokojnie dojechałem do drugiej, bardzo wymagającej części podjazdu. Ten podjazd chyba nigdy nie był dla mnie tak wymagający, nie chodziło o trudność ale o ruch pojazdów. Nigdy nie widziałem tam tak dużo samochodów, poruszających się jeden za drugim. Nie wiem co działo się za moimi plecami ale podczas prawie 5 minutowej wspinaczki minęło mnie ponad 20 samochodów zjeżdżających z góry. Musiałem jechać idealnie prostym torem jazdy a i tak znaleźli się tacy którym to przeszkadzało i musieli mnie otrąbić. Na szczycie znowu ulubiona czynność czyli zakładanie kamizelki i zjazd wśród samochodów. Na dole odetchnąłem z ulgą, ze udało się bez przeszkód zjechać i ruszyłem w dalszą drogę. Nie miałem już czasu na kolejny podjazd i skierowałem się w stronę Bielska. Zamiast jechać obwodnicą to władowałem się do zatłoczonego Ustronia i straciłem tam trochę czasu. Dalsza droga już bez przeszkód, dołożyłem kilka podjazdów które pokonałem w dobrym tempie. Na koniec treningu spadło kilka kropel deszczu.
Trening uważam za udany. Nie czułem się dobrze, noga nie podawała jak trzeba, mocy brakowało, pogoda nie należała do moich ulubionych. Kolejny długi trening bez odcięcia prądu jest dobrym prognostykiem przed zbliżającymi się wyścigami. Musze teraz popracować nad podjazdami i wyższymi strefami mocy. Moja dyspozycja na podjazdach nie była najlepsza, czasy są adekwatne do moich odczuć i myślę, że może być tylko lepiej. Mam jeszcze rezerwy w organizmie i przy odpowiednim treningu jestem w stanie zbliżyć się do dyspozycji z poprzednich lat kiedy podjazd był przyjemnością a nie koniecznością i walką o przetrwanie. W najbliższym czasie czekają mnie jeszcze 3 - 4 takie treningi.
Informacje o podjazdach:
Po raz pierwszy w tym roku wybrałem się na grupowy trening z TwomarkSport. Pod sklepem zjawiło się mało osób i w trzyosobowym składzie ruszyliśmy w kierunku Bielska. Już czułem, że nie jest to mój dzień i męczyłem się strasznie. Przed Straconką dołączyło kilka osób i tempo nieco wzrosło. Podjazd zaczęliśmy wspólnie a z czasem towarzystwo zaczynało się rozjeżdżać. Prawie wszyscy mi odjechali, męczyłem się strasznie a mając w głowie kolejne podjazdy nie próbowałem na siłę gonić reszty. Wtoczyłem się na szczyt i prawie od razu zaczęliśmy zjeżdżać, nie czułem się pewnie i niezbyt odważnie wchodziłem w zakręty. Mimo wszystko był to jeden z szybszych zjazdów tą drogą od kilku lat. Mimo to byłem najwolniejszy i drugi tego dnia podjazd zaczynałem jako ostatni. Dawno nie pokonywałem tego odcinka i zapomniałem jak tam jest stromo. Postanowiłem jechać mocniejszym tempem z trochę wyższą kadencją i dosyć dobrze pokonywałem ten podjazd. Im bliżej końca tym jechałem lepiej. Do rekordu brakowało ale byłem zadowolony, pod koniec gdy dojeżdżaliśmy do płyt zacząłem się zbliżać do dwójki która jechała z przodu. Na szczycie byłem tylko raz, około 5 lat temu i zapomniałem, że te płyty ciągną się przez około 200 metrów. Pogoda nie była zbyt dobra i widoki nie były tak ładne jak przy słonecznej aurze. Po dojechaniu wszystkich osób i chwili przerwy ruszyliśmy w dół. Jechałem dosyć asekuracyjnie i cały zjazd pokonałem bez najmniejszych problemów. Podczas kolejnego postoju zacząłem marznąć, termometr wskazywał niecałe 4 stopnie a na szybki wzrost temperatury nie było co liczyć. Podczas dojazdu do Międzybrodzia Żywieckiego nie mogłem się rozgrzać. Podjazd na Górę Żar nie poszedł mi dobrze. Męczyłem się i nie mogłem złapać odpowiedniego rytmu. Jakoś wjechałem na szczyt przed upływem 30 minut, podjazd nie poszedł dobrze a dodatkowym utrudnieniem był ból lewej nogi który się pojawił podczas jazdy. Na szczycie było trochę cieplej i po krótkim postoju ruszyliśmy w dół. Ubrałem dodatkowo kurtkę by nie zmarznąć na długim zjeździe. Zjazd poszedł lepiej niż podjazd, nie byłem ostatni na dole i to był mały pozytyw. Gdy rozebrałem kurtkę to musiałem gonić resztę. Dogoniłem przed kostką brukową a później zacząłem coraz bardziej czuć nogę. Tempo szło niezłe i miałem problemy by utrzymać się w grupie. Przed Zarzeczem odpadłem i gdyby nie konieczność zatrzymania się przy głównej drodze to nie dojechałbym do grupy. Mocniejsze tempo przed Lipową spowodowało podzielenie grupy, na szczęście byłem w stanie utrzymać się i nie musiałem jechać na maksa. Miałem już odpuścić dalszą część treningu i wrócić do domu. Postanowiłem jechać dalej i sprawdzić jak poradzę sobie z podjazdem na Orle Gniazdo. Podczas krótkiego postoju rozprostowałem nogę i później nie czułem już bólu. Do Szczyrku tempo było dosyć spokojne i mogłem trochę odpocząć. Na Orle wjechaliśmy krótszym ale trudniejszym podjazdem. Podobnie jak pod Nowy Świat jechałem nieco mocniejszym tempem. Z ciekawości chciałem sprawdzić nachylenie na podjeździe i w maksymalnym momencie pokazało 28 %. Poniżej 10 nie spadło na większej części podjazdu. Wjechałem dosyć dobrze, do czasów z ostatnich sezonów nie brakowało tak dużo. Po dosyć dobrym zjeździe, już w mniejszym składzie ruszyliśmy w kierunku Salmopola. Wiało dosyć mocno w twarz więc jechaliśmy wolno. Od wyciągu już każdy jechał swoim tempem. Nie pamiętam kiedy tak spokojnie wjeżdżałem na tą przełęcz. Przed szczytem zaczęło mi się robić ciepło i musiałem rozpiąć bluzę. Na szczycie kolejny krótki postój, kilka osób dojechało i podzieliliśmy się na dwie mniejsze grupki. Nie skupiałem się na szybkim zjeździe ale nie było tak całkiem wolno. Był to kolejny dobry zjazd w tym dniu. Po zjeździe zdecydowałem, że zdejmę trochę ciuchów bo zrobiło się cieplej a jazda w kilku warstwach nie była przyjemna. Jako kolejny podjazd wybrałem Zameczek. Przed dojazdem kolejna niespodzianka, ruch wahadłowy w dwóch miejscach. Po krótkim podjeździe do zapory zatrzymałem się i rozebrałem nogawki i kamizelkę oraz rozpiąłem bluzę. Nogi były tak zagotowane, że z nich parowało. Spodziewałem się lepszej dyspozycji na podjeździe pod Zameczek. Nie pomyliłem się, jechało się całkiem dobrze, w drugiej części podkręciłem nieco tempo i zrzuciłem ząbek niżej aby podjeżdżać na nieco niższej kadencji. Męczyła mnie taka jazda i na samą końcówkę zmieniłem przełożenie na lżejsze i dojechałem do szczytu. Po krótkim podjeździe w kierunku Stecówki znowu się zatrzymałem by ubrać kamizelkę i ruszyłem w kierunku Istebnej. Mało ludzi na drodze spowodowało, że szybko dotarłem na Stecówkę i zjechałem w kierunku Leszczyny. Jako bonus dołożyłem sobie odcinek przez Połom. Już zapomniałem, jakie tam są ścianki. Dosyć dobrze je wjechałem i pomimo drobnej pomyłki i złego skrętu dojechałem tam gdzie chciałem i zjechałem dosyć zanieczyszczoną i zatłoczoną przez pieszych drogą do Zaolzia. Postój w sklepie na uzupełnienie płynów i kalorii trwał dosyć długo ale dzięki temu trochę odpocząłem przed kolejnym podjazdem. Podjazd na Kubalonkę od Istebnej należy do moich ulubionych, udało mi się go wjechać w całkiem dobrym tempie, pomimo spokojnej jazdy szybko byłem na szczycie. Z szybkiego zjazdu nici, musiałem cały czas jechać za samochodem który nie przekraczał 60 km/h i często hamował. Dopiero na ostatniej prostej udało się dokręcić. Odpuściłem dalszą część zjazdu i do ronda dojechałem już w korku. Remont drogi powoduje spore utrudnienia w ruchu i zamiast skręcić w prawo na rondzie i boczną drogą dojechać do ul. Olimpijskiej wjechałem w korek. Jakoś lawirując między samochodami przedostałem się do miejsca w którym mogłem zjechać na boczną drogę. Wpadłem na pomysł aby minąć utrudnienia bocznymi drogami i bezpośrednio dostać się na podjazd pod Tokarnię. Zapomniałem, że droga prowadzi przez hotel i tam spotkały mnie spore utrudnienia. Nie dało się przecisnąć i musiałem spokojnie przejechać ten odcinek. Po skręcie na kostkę nie było wcale lepiej, sporo samochodów zaparkowanych wzdłuż drogi i jadących w obu kierunkach. Dosyć spokojnie dojechałem do drugiej, bardzo wymagającej części podjazdu. Ten podjazd chyba nigdy nie był dla mnie tak wymagający, nie chodziło o trudność ale o ruch pojazdów. Nigdy nie widziałem tam tak dużo samochodów, poruszających się jeden za drugim. Nie wiem co działo się za moimi plecami ale podczas prawie 5 minutowej wspinaczki minęło mnie ponad 20 samochodów zjeżdżających z góry. Musiałem jechać idealnie prostym torem jazdy a i tak znaleźli się tacy którym to przeszkadzało i musieli mnie otrąbić. Na szczycie znowu ulubiona czynność czyli zakładanie kamizelki i zjazd wśród samochodów. Na dole odetchnąłem z ulgą, ze udało się bez przeszkód zjechać i ruszyłem w dalszą drogę. Nie miałem już czasu na kolejny podjazd i skierowałem się w stronę Bielska. Zamiast jechać obwodnicą to władowałem się do zatłoczonego Ustronia i straciłem tam trochę czasu. Dalsza droga już bez przeszkód, dołożyłem kilka podjazdów które pokonałem w dobrym tempie. Na koniec treningu spadło kilka kropel deszczu.
Trening uważam za udany. Nie czułem się dobrze, noga nie podawała jak trzeba, mocy brakowało, pogoda nie należała do moich ulubionych. Kolejny długi trening bez odcięcia prądu jest dobrym prognostykiem przed zbliżającymi się wyścigami. Musze teraz popracować nad podjazdami i wyższymi strefami mocy. Moja dyspozycja na podjazdach nie była najlepsza, czasy są adekwatne do moich odczuć i myślę, że może być tylko lepiej. Mam jeszcze rezerwy w organizmie i przy odpowiednim treningu jestem w stanie zbliżyć się do dyspozycji z poprzednich lat kiedy podjazd był przyjemnością a nie koniecznością i walką o przetrwanie. W najbliższym czasie czekają mnie jeszcze 3 - 4 takie treningi.
Informacje o podjazdach:
Trening 13
Niedziela, 17 marca 2019 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, w grupie, Cube 2019, Trening 2019
Km: | 154.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:40 | km/h: | 27.18 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 167167 ( 85%) | HRavg | 142( 72%) |
Kalorie: | 2699kcal | Podjazdy: | 950m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Najdłuższy i najtrudniejszy trening w tym roku. Wyjechałem już po 7 i było dosyć ciepło. Niecałe 10 stopni pozwoliło na wykorzystanie wiosennego zestawu ubrań. Nie zdecydowałem się na jazdę w nowych butach i w zupełnie letnim stroju. Przygotowałem dużo jedzenia i zapas picia i po raz pierwszy wybrałem się na dłuższą trasę na lepszym rowerze. Już po wyjeździe czułem, że nie jest to mój najlepszy dzień ale mimo wszystko nie martwiłem się zbytnio i jechałem w wyznaczonym kierunku i celu. Pierwsze podjazdy poszły słabo i dalej wcale nie było lepiej. Regularnie jadłem i piłem by nie doprowadzić do odcięcia które mogło by bardzo źle wpłynąć na dalszą jazdę. Starałem się jechać równym tempem i nie zawsze wychodziło to jak należy. Czułem duży komfort jazdy na tym sprzęcie, dużo lepiej się jechało niż na topornej treningówce. Po wjeździe do Czech szybko przejechałem przez Karwinę popełniając jeden mały błąd nawigacyjny który spowodował nadrobienie około 200 metrów. Dalej obrałem kierunek Bogumin i wiatr na tym odcinku był bardziej odczuwalny. Przed Boguminem skręciłem w boczną drogę by ominąć centrum miasta. Jechałem z włączoną nawigacją, dzięki temu byłem na bieżąco informowany o zjeździe z wyznaczonego śladu. Po kilku kilometrach walki z silnym wiatrem a także fragmencie ścieżki rowerowej zrobiłem postój. Po krótkiej pauzie ruszyłem dalej, byłem już blisko przejścia granicznego i zmiany kierunku jazdy. Po wjeździe do Polski skręciłem w kierunku Rybnika. Przez moment jazda była bardzo przyjemna, do momentu znaku informującego o zakazie jazdy rowerem. Wolałem nie ryzykować i zjechałem na jak się okazało bardzo szeroką i równą drogę rowerową i nie jechałem wcale wolniej jak po drodze. Ścieżka szybko się skończyła i wróciłem na drogę. Wiało dalej w plecy i jedyną ciekawą rzeczą na trasie były dwa podjazdy które na mnie czekały. Przekroczyłem już aktualne granice możliwości mojego organizmu i tętno przy podobnej mocy było o 10 uderzeń wyższe niż wcześniej. Nie przejmowałem się tym zbytnio i dalej trzymałem się strefy mocy. Dzięki mocnemu wiatrowi w plecy szybko dostałem się do Wodzisławia i skręciłem na Mszanę. Miałem jeszcze trochę czasu na dojazd do Jastrzębia. Jadąc dosyć nierówną i dziurawą drogą do Mszany skręciłem w lewo i dojechałem do głównej drogi w kierunku Jastrzębia. Wypatrywałem gdzieś otwartego sklepu ale nie znalazłem i po wjeździe do Jastrzębia od strony Moszczenicy uzupełniłem bidony na stacji benzynowej. Znalazłem jeszcze czas na szybki bufet i chwile odpoczynku. Po 11 w około 10 osób wyjechaliśmy w kierunku Pawłowic. Przed wjazdem na główną drogę tempo było spokojne. Później już było różnie, ktoś mocniejszy lub niepotrafiący jechać spokojnie tylko mający parcie na średnią przyśpieszył i zaczęło się rwać. Nie planowałem mocnej jazdy i zachowawczo zwolniłem chociaż tętno niebezpiecznie zbliżało się do 4 strefy. Do limitu było daleko ale na tym etapie staram się aby mocnych momentów było jak najmniej, w dodatku miałem już w nogach 100 kilometrów a do domu prawie 40 i dzięki takiej jeździe byłem jednym z najsłabszych ogniw w grupie. Przed Pawłowicami wszystko wyglądało dosyć słabo. Dużo dziur, cześć osób nie potrafiła się odnaleźć w sytuacji a jadący z przodu trochę przesadzali z tempem. Nieco lepiej wyglądała sytuacja po wjeździe na dwupasmówkę. Przez moment jazda była dobra, w miarę równe zmiany, brak dziur w szyku i dobra komunikacja. Kilka osób wolało pokazać swoją „moc” i znowu zaczęło się rwać. Słabsze osoby nie były w stanie współpracować i zrobił się chaos. Po zejściu ze zmiany nie wiedziałem jak się zachować i przez chwile zawahania straciłem kontakt z czołem grupy i nawet w tyle miałem problem się utrzymać. Jakoś przetrwałem do Zbytkowa i po zjeździe z dwupasmówki znowu wszystko się poskładało w logiczną całość. Praktycznie do Landeka udało się po zmianach bez większego szarpania dojechać a później znowu pokaz siły i całkowite rozerwanie grupy. Nie miałem już ochoty n gonitwę i ostałem z tyłu. Później trochę się uspokoiło i słabsi mogli dołączyć do grupy. Po krótkim spokojniejszym odcinku do Ochab odłączyłem się od grupy i bocznymi drogami wróciłem do Pierśćca. Zmęczenie zaczęło narastać i konieczny był kolejny postój. Postanowiłem rozebrać nogawki i poczułem lekką ulgę. Ostatni odcinek do domu był bardzo ciężki. Nie miałem już siły na jazdę.
Mocna i szarpana jazda w grupie nie miała na to większego wpływu. Problem leży gdzie indziej i jest złożony. Nie jestem jeszcze przygotowany na tak długie dystanse oraz na dosyć długie treningi dzień po dniu. Podobne problemy miałem już kilkukrotnie, musze wprowadzić pewne zmiany w kwestii żywienia oraz zwiększyć dawkę witamin i minerałów bo ich niedobór powoduje problemy z mięśniami które pozbawione energii nie są w stanie pracować jak należy. To jest tylko jedna z przyczyn słabszej dyspozycji, po dosyć długiej przerwie od regularnych treningów potrzebuje czasu aby wskoczyć na optymalny poziom. W moim przypadku różnica pomiędzy optymalną formą a poziomem który prezentuje na początku roku jest bardzo duża. Dzięki temu też jestem w stanie utrzymać optymalną formę przez dłuższy czas. Na razie zwiększę ilość przyjmowanych minerałów i witamin i zobaczę czy to pomoże. Jak nie to mam jeszcze kilka innych opcji które mogą pomóc.
Sam trening zaliczam mimo wszystko do udanych, nie miałem typowego odcięcia które pojawia się wtedy gdy jem za mało. Rower po serwisie działa jak należy a mimo wszystko jakąś przyjemność z jazdy miałem i to jest najważniejsze. Lepsza forma powinna przyjść z czasem i tego się będę trzymał.
Mocna i szarpana jazda w grupie nie miała na to większego wpływu. Problem leży gdzie indziej i jest złożony. Nie jestem jeszcze przygotowany na tak długie dystanse oraz na dosyć długie treningi dzień po dniu. Podobne problemy miałem już kilkukrotnie, musze wprowadzić pewne zmiany w kwestii żywienia oraz zwiększyć dawkę witamin i minerałów bo ich niedobór powoduje problemy z mięśniami które pozbawione energii nie są w stanie pracować jak należy. To jest tylko jedna z przyczyn słabszej dyspozycji, po dosyć długiej przerwie od regularnych treningów potrzebuje czasu aby wskoczyć na optymalny poziom. W moim przypadku różnica pomiędzy optymalną formą a poziomem który prezentuje na początku roku jest bardzo duża. Dzięki temu też jestem w stanie utrzymać optymalną formę przez dłuższy czas. Na razie zwiększę ilość przyjmowanych minerałów i witamin i zobaczę czy to pomoże. Jak nie to mam jeszcze kilka innych opcji które mogą pomóc.
Sam trening zaliczam mimo wszystko do udanych, nie miałem typowego odcięcia które pojawia się wtedy gdy jem za mało. Rower po serwisie działa jak należy a mimo wszystko jakąś przyjemność z jazdy miałem i to jest najważniejsze. Lepsza forma powinna przyjść z czasem i tego się będę trzymał.
Zakończenie Sezonu 2018
Sobota, 13 października 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 77.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:41 | km/h: | 28.70 |
Pr. maks.: | 71.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 189189 ( 96%) | HRavg | 151( 77%) |
Kalorie: | 1732kcal | Podjazdy: | 1090m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni mocny
dzień w tym sezonie. Po 8 godzinach pracy, bez solidnego posiłku
przed wyjazdem nie miałem co liczyć na nic szczególnego. Biorąc
pod uwagę dwa ostatnie ciężkie tygodnie oraz coraz częściej
dające o sobie znać problemy zdrowotne spodziewałem się, że będę
tłem dla najlepszych. Dojechałem na start chwilę przed startem,
zjawiło się ponad 20 osób w tym dwóch mocnych zawodników z
szerokiej czołówki amatorskiej w Polsce. Ich obecność podziałała
na mnie bardzo mobilizująco i postanowiłem walczyć jak lew do
samej mety. Po starcie zostałem lekko z tyłu, złapałem swój rytm
i pomimo cierpienia na pierwszym podjeździe byłem w około 10
osobowej czołówce na wjeździe na pierwszą pełną rundę. Na
zjeździe trzymałem się z tyłu robiąc wszystko by nie odpaść,
przy skręcie na główną drogę do Cieszyna miałem kilka metrów
starty. Narzuciłem dosyć dobre tempo, pozwoliło mi to wyjść na
czoło i dyktować swoje warunki. Grupa już trochę się
przerzedziła a część osób straciła już dużo sił by się
utrzymać w czołówce. Wykorzystałem okazję i przez dłuższy czas
nie wychodziłem na czoło. Na podjeździe kończącym rundę
narzuciłem mocniejsze tempo, Patrycjusz poprawił i zostało nas 5.
Współpraca nieźle się układała, ja dawałem zmiany na
podjeździe, ktoś inny na zjeździe i tak leciały kolejne
kilometry. Przed Dębowcem nagle odjechał Amadeusz, nikt nie chciał
gonić, ja tez nie wyszedłem przed szereg i tak zrobiło się około
30 sekund przewagi. Na podjeździe już różnica nie uległa zmianie
a na zjazdach łatwiej utrzymać przewagę. Na podjeździe w Łączce
dałem bardzo mocną zmianę, tempo zdołał utrzymać tylko
Patrycjusz. Po skręcie w prawo lekko zwolniliśmy i znowu było nas
4. Tempo było mocne cały czas ale dogonienie Amadeusza nie było
możliwe. Brakowało jednej osoby która narzuciła by mocne tempo na
odcinku do Dębowca. Została nam walka o 2 miejsce. Na ostatni
podjazd wjechaliśmy razem i początkowo nikt nie był skory do
bardzo mocnej jazdy. Przed pierwszym zakrętem ruszyłem mocniej,
szybko wyprzedził mnie Patryk i próbowałem się za nim utrzymać.
Nie wiedziałem co dziej e się z tyłu, byłem bardzo zmotywowany by
nie dać odjechać Patrycjuszowi. Zrobił kilka sekund przewagi i
utrzymał to na ostatniej prostej. Przybliżyliśmy się do Amadeusza
ale brakło kilkaset metrów podjazdu i może by kolejność na mecie
była inna. Udało mi się zająć 3 miejsce i po raz 4 zwyciężyć
w Końcowej Klasyfikacji. W tym roku nie było łatwo i zdołałem
odeprzeć ataki Otfina depczącego mi po piętach. Ujechałem się
nieźle, dałem z siebie wszystko a nawet więcej i muszę być
zadowolony. Gdyby mi ktoś powiedział przed wyścigiem, ze będę
się liczył w walce o podium to bym w to nie uwierzył. Po ściganiu
miłe spotkanie w bufecie i powrót do domu. Powrót był ciężki,
czułem w nogach mocną godzinę jazdy. Na wieczór jeszcze kolejna
niespodzianka, zostałem po raz pierwszy Wujkiem.
Rajcza Tour 2018
Sobota, 29 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: | 76.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:49 | km/h: | 26.98 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1916kcal | Podjazdy: | 1710m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni wyścig w tym sezonie będący idealnym podsumowaniem całego długiego sezonu. Przygotowany byłem bardzo dobrze, motywacja też na wysokim poziomie. Sprzęt był sprawdzony, na każdym treningu jeździłem na startowym rowerze i nic się nie działo, nawet wtedy gdy generowałem bardzo dużą moc.
Przed startem miałem kilka dylematów, m.in. jak się ubrać. Ostatecznie dopasowałem ubiór i sprawdziłem na szybko rower. Na starcie ustawiłem się blisko czuba, oczywiście kilka osób musiało wcisnąć się na sam przód. Po starcie jadąc wąską drogą udało mi się utrzymać pozycje ale gdy zrobiło się szerzej to sporo osób z tyłu przedostało się do przodu i straciłem. Trzymałem się około 20-30 miejsca cały czas, trochę straciłem ale później znowu zyskałem ale z przodu było kilku słabszych zawodników i po skręcie w prawo na wąską dróżkę zawodnicy będący z samego przodu narzucili mocne tempo, zaczęło się powoli blokować i już miałem problem z znalezieniem odpowiedniego toru jazdy, wrzuciłem największą koronkę na kasecie ale i to nie pomogło, stanąłem i poleciałem na lewą stronę, warstwa ciuchów ochroniła mnie przed szlifami, skończyło się na obolałym nadgarstku, biodrze i zdartym kolanie. Motywacja do jazdy spadła do minimum, przyjechałem walczyć o czołowe lokaty a już na początku wyścigu same problemy. Ten upadek to była moja wina, nie lubię takich sytuacji na wyścigach a dokładając to jeszcze mój uraz po niedawnych kraksach to nie jestem jakoś bardzo zdziwiony tym co się stało. Oczywiście na rower wsiąść się nie dało, miałem kilka różnych myśli w głowie, jedną z nich była rezygnacja ale chciałem ukończyć wszystkie tegoroczne imprezy z tego cyklu więc walczyłem dalej, dużych szans na dogonienie najlepszych nie było i myślałem żeby przeczekać najgorszy moment i ruszyć z samego dołu za ostatnimi zawodnikami. Widziałem, że jazda na rowerze nie była możliwa więc tak jak około 40 innych osób miałem kilkuminutowy spacer. Później jak już ruszyłem to jeszcze musiałem ustawić tylne koło, przy upadku zacisk się poluzował i koło nie było dostatecznie dokręcone. Trwało to krótko i na szczyt wjechałem już w dobrym tempie. Po szybkiej analizie sytuacji i trudnym technicznie zjeździe na którym kilka osób sprawdzało miękkość trawy na przydrożnej łące zaczął się dopiero wyścig. Nie wiem ile miałem straty do czołówki ale szybko udało się stworzyć fajną 4 osobową grupkę i jechać równym mocnym tempem. Cała nasza czwórka powinna naciskać na czołówkę przy normalnym początku wyścigu, mijaliśmy kolejnych zawodników, czasami ktoś łapał koło ale raczej nie na długo. Po mocno pokonanym podjeździe w kierunku Słowacji było nas chyba 6 i tak tez gnaliśmy w dół. Początkowo mocowałem się z tylną przerzutka, nie chciała zrzucić na sam dół i musiałem się namęczyć by nie zostać z tyłu. Dobra jazda spowodowała, że dogoniliśmy kolejną grupę i dalej dyktowaliśmy tempo. Na podjeździe przed Zwardoniem wyszedłem na czoło i rozerwałem grupę na tyle, że zostało nas 6 osób a z tyłu nadjechał Błażej Wojciechowski który też stracił na pierwszym podjeździe. Chciałem się za nim złapać i byłoby to możliwe, ale przy pierwszym bardzo mocnym naciśnięciu na pedały pękła mi spinka łańcucha. Odechciało mi się już wszystkiego, na początek musiałem obrócić rower i byłem w trochę niedogodnym miejscu. Nie wpadłem na to by podejść na znajdujące się 200 metrów dalej wypłaszczenie. W torebce podsiodłowej miałem spinkę, ale na samym dole i żeby ją wyciągnąć to musiałem wyjąć, m.in. dwie dętki. Też nie szło to jak powinno i z pozoru prosta czynność zabrała mi kilkadziesiąt sekund. Spinka oczywiście mi wypadła, jedna wpadła do leżącej rękawiczki a druga wbiła się w blok. Nadjechał najpierw Sebastian i zatrzymał się by mi pomóc, po chwili zatrzymał się Andrzej i poratował mnie spinką. Szybko spiąłem ale pojawił się problem z przednią przerzutką. Poluzowała się śrubka i jeszcze musiałem dokręcić przerzutkę. Sebastian pojechał a ja zorientowałem się, że nie zrzuca mi na małą tarczę, popuściłem linkę odrobinę za mocno i mogłem jechać. Przy okazji znalazłem nową spinkę i część pękniętej starej odbijającą się w słońcu. Byłem pewien, że jestem już ostatni, na postoju straciłem aż 15 minut,ja już tak mam, że na pozornie proste do usunięcia awarie zajmują mi zbyt dużo czasu. Powinienem już dojść do wprawy i robić to dużo szybciej. Ruszyłem już tylko w celu przejechania całej trasy, bez walki o cokolwiek. Byłem obolały i ciężko się jechało. Tętno wysokie a dobrej mocy już nie było, walczyłem z przednią przerzutką, by wrzucić na dużą tarczę musiałem jechać z tyłu na 2-3 zębatce od dołu. Zacząłem doganiać zawodników ale straty były ogromne. Po wjeździe na pierwszy podjazd kończący rundę podkręciłem tempo, na pewno jechałem dużo słabiej niż najlepsi ale i tak sporo szybciej niż zawodnicy których mijałem. Moja jazda trochę przypominała slalom. Po przekroczeniu linii mety mocowałem się znowu z przednią przerzutką i tak na każdym kolejnym zjeździe. Za bufetem zobaczyłem za sobą motocykl, co oznaczało, że pierwsi zawodnicy są już na drugiej rundzie. Przez te problemy z przerzutką jechałem wszystkie podjazdy bardzo mocno a na zjazdach traciłem sporo. Po wjechaniu na główną drogę w kierunku Zwardonia już zostałem zdublowany. Na zjeździe dwójka najlepszych zawodników jechała bardzo spokojnie i dlatego razem z nimi dojechałem do ronda ale nie byłem w stanie złapać koła po przyśpieszeniu za rondem i tylko widziałem jak się oddalają. Wyczekiwałem na moment kiedy dogoni mnie grupka pościgowa lub jakiś samotny zawodnik ale się nie doczekałem. Pilnowałem mocy i moje tempo było podobne na dwóch ostatnich rundach. Na drugim okrążeniu na jednym podjeździe zostałem minimalnie przyblokowany ale i tak to nic nie zmieniło. Bardzo mało piłem ale przez ostatnie kilka dni solidnie się nawadniałem i raczej nie wpłynęło to na moją dyspozycję. Najwięcej osób mijałem na podjazdach, nie miałem możliwości jechać z kimś chociaż przez moment bo na każdym podjeździe miałem taką przewagę, że na zjazdach nikt do mnie nie dojeżdżał. Przed wjazdem na ostatnie okrążenie dopingowano mnie jakbym już finiszował. Fajne uczucie ale musiałem się jeszcze męczyć na jednym okrążeniu. Krótko po wjechaniu na rundę zobaczyłem Jas-Kółkę na poboczu z rowerem. Zatrzymałem się i okazało się, że Maciek też urwał łańcuch i nie miał jak go spiąć. Dałem mu skuwacz i ruszyłem dalej, jadąc wąską dróżką nagle za zakrętem pojawili się dwaj kibice chcący wspomóc kolarzy napojem izotonicznym. Miałem ochotę sięgnąć ale czekało mnie jeszcze 20 minut jazdy. Przedostatni podjazd już poszedł mi słabo, wyprzedziłem kilka osób ale nie miałem już takiej przewagi i na zjeździe mnie dogoniła kilku osobowa grupka. Odpocząłem chwilę z tyłu i na ostatniej pozycji wjechałem na ostatni podjazd do mety. Szło ciężko, nie zamierzałem jechać na maksa, co prawda bez problemu odjechałem od grupki i wyprzedziłem jeszcze jedną osobę ale na metę wjechałem bez finiszu i żadnego uczucia zmęczenia. Po wjechaniu na metę długo nie stałem i ruszyłem w kierunku Rajczy. Trasa wyścigu była fajna, ciekawa tylko na początku został popełniony błąd, wcześniejszy start ostry załatwiłby sprawę, narzucenie bardzo mocnego tempa niebyłoby problemem a rozciągnięcie stawki rozwiązało by problem zatoru na podjeździe. Kolejny wyścig który nie potwierdził mojej obecnej formy. Chyba trzeba już kończyć ten bardzo nie szczęśliwy dla mnie sezon.
W nagrodę za poświecenie w tym roku odebrałem nagrody za 3 miejsce w Generalce Górskiej, 3 miejsce w Klasyfikacji punktowej oraz wraz z drużyną 2 miejsce w Klasyfikacji Drużynowej. Pod tym względem był to dobry rok, na wyciągnięcie konkretnych wniosków przyjdzie jeszce czas ale ten sezon nie był dla mnie całkiem udany.
Przed startem miałem kilka dylematów, m.in. jak się ubrać. Ostatecznie dopasowałem ubiór i sprawdziłem na szybko rower. Na starcie ustawiłem się blisko czuba, oczywiście kilka osób musiało wcisnąć się na sam przód. Po starcie jadąc wąską drogą udało mi się utrzymać pozycje ale gdy zrobiło się szerzej to sporo osób z tyłu przedostało się do przodu i straciłem. Trzymałem się około 20-30 miejsca cały czas, trochę straciłem ale później znowu zyskałem ale z przodu było kilku słabszych zawodników i po skręcie w prawo na wąską dróżkę zawodnicy będący z samego przodu narzucili mocne tempo, zaczęło się powoli blokować i już miałem problem z znalezieniem odpowiedniego toru jazdy, wrzuciłem największą koronkę na kasecie ale i to nie pomogło, stanąłem i poleciałem na lewą stronę, warstwa ciuchów ochroniła mnie przed szlifami, skończyło się na obolałym nadgarstku, biodrze i zdartym kolanie. Motywacja do jazdy spadła do minimum, przyjechałem walczyć o czołowe lokaty a już na początku wyścigu same problemy. Ten upadek to była moja wina, nie lubię takich sytuacji na wyścigach a dokładając to jeszcze mój uraz po niedawnych kraksach to nie jestem jakoś bardzo zdziwiony tym co się stało. Oczywiście na rower wsiąść się nie dało, miałem kilka różnych myśli w głowie, jedną z nich była rezygnacja ale chciałem ukończyć wszystkie tegoroczne imprezy z tego cyklu więc walczyłem dalej, dużych szans na dogonienie najlepszych nie było i myślałem żeby przeczekać najgorszy moment i ruszyć z samego dołu za ostatnimi zawodnikami. Widziałem, że jazda na rowerze nie była możliwa więc tak jak około 40 innych osób miałem kilkuminutowy spacer. Później jak już ruszyłem to jeszcze musiałem ustawić tylne koło, przy upadku zacisk się poluzował i koło nie było dostatecznie dokręcone. Trwało to krótko i na szczyt wjechałem już w dobrym tempie. Po szybkiej analizie sytuacji i trudnym technicznie zjeździe na którym kilka osób sprawdzało miękkość trawy na przydrożnej łące zaczął się dopiero wyścig. Nie wiem ile miałem straty do czołówki ale szybko udało się stworzyć fajną 4 osobową grupkę i jechać równym mocnym tempem. Cała nasza czwórka powinna naciskać na czołówkę przy normalnym początku wyścigu, mijaliśmy kolejnych zawodników, czasami ktoś łapał koło ale raczej nie na długo. Po mocno pokonanym podjeździe w kierunku Słowacji było nas chyba 6 i tak tez gnaliśmy w dół. Początkowo mocowałem się z tylną przerzutka, nie chciała zrzucić na sam dół i musiałem się namęczyć by nie zostać z tyłu. Dobra jazda spowodowała, że dogoniliśmy kolejną grupę i dalej dyktowaliśmy tempo. Na podjeździe przed Zwardoniem wyszedłem na czoło i rozerwałem grupę na tyle, że zostało nas 6 osób a z tyłu nadjechał Błażej Wojciechowski który też stracił na pierwszym podjeździe. Chciałem się za nim złapać i byłoby to możliwe, ale przy pierwszym bardzo mocnym naciśnięciu na pedały pękła mi spinka łańcucha. Odechciało mi się już wszystkiego, na początek musiałem obrócić rower i byłem w trochę niedogodnym miejscu. Nie wpadłem na to by podejść na znajdujące się 200 metrów dalej wypłaszczenie. W torebce podsiodłowej miałem spinkę, ale na samym dole i żeby ją wyciągnąć to musiałem wyjąć, m.in. dwie dętki. Też nie szło to jak powinno i z pozoru prosta czynność zabrała mi kilkadziesiąt sekund. Spinka oczywiście mi wypadła, jedna wpadła do leżącej rękawiczki a druga wbiła się w blok. Nadjechał najpierw Sebastian i zatrzymał się by mi pomóc, po chwili zatrzymał się Andrzej i poratował mnie spinką. Szybko spiąłem ale pojawił się problem z przednią przerzutką. Poluzowała się śrubka i jeszcze musiałem dokręcić przerzutkę. Sebastian pojechał a ja zorientowałem się, że nie zrzuca mi na małą tarczę, popuściłem linkę odrobinę za mocno i mogłem jechać. Przy okazji znalazłem nową spinkę i część pękniętej starej odbijającą się w słońcu. Byłem pewien, że jestem już ostatni, na postoju straciłem aż 15 minut,ja już tak mam, że na pozornie proste do usunięcia awarie zajmują mi zbyt dużo czasu. Powinienem już dojść do wprawy i robić to dużo szybciej. Ruszyłem już tylko w celu przejechania całej trasy, bez walki o cokolwiek. Byłem obolały i ciężko się jechało. Tętno wysokie a dobrej mocy już nie było, walczyłem z przednią przerzutką, by wrzucić na dużą tarczę musiałem jechać z tyłu na 2-3 zębatce od dołu. Zacząłem doganiać zawodników ale straty były ogromne. Po wjeździe na pierwszy podjazd kończący rundę podkręciłem tempo, na pewno jechałem dużo słabiej niż najlepsi ale i tak sporo szybciej niż zawodnicy których mijałem. Moja jazda trochę przypominała slalom. Po przekroczeniu linii mety mocowałem się znowu z przednią przerzutką i tak na każdym kolejnym zjeździe. Za bufetem zobaczyłem za sobą motocykl, co oznaczało, że pierwsi zawodnicy są już na drugiej rundzie. Przez te problemy z przerzutką jechałem wszystkie podjazdy bardzo mocno a na zjazdach traciłem sporo. Po wjechaniu na główną drogę w kierunku Zwardonia już zostałem zdublowany. Na zjeździe dwójka najlepszych zawodników jechała bardzo spokojnie i dlatego razem z nimi dojechałem do ronda ale nie byłem w stanie złapać koła po przyśpieszeniu za rondem i tylko widziałem jak się oddalają. Wyczekiwałem na moment kiedy dogoni mnie grupka pościgowa lub jakiś samotny zawodnik ale się nie doczekałem. Pilnowałem mocy i moje tempo było podobne na dwóch ostatnich rundach. Na drugim okrążeniu na jednym podjeździe zostałem minimalnie przyblokowany ale i tak to nic nie zmieniło. Bardzo mało piłem ale przez ostatnie kilka dni solidnie się nawadniałem i raczej nie wpłynęło to na moją dyspozycję. Najwięcej osób mijałem na podjazdach, nie miałem możliwości jechać z kimś chociaż przez moment bo na każdym podjeździe miałem taką przewagę, że na zjazdach nikt do mnie nie dojeżdżał. Przed wjazdem na ostatnie okrążenie dopingowano mnie jakbym już finiszował. Fajne uczucie ale musiałem się jeszcze męczyć na jednym okrążeniu. Krótko po wjechaniu na rundę zobaczyłem Jas-Kółkę na poboczu z rowerem. Zatrzymałem się i okazało się, że Maciek też urwał łańcuch i nie miał jak go spiąć. Dałem mu skuwacz i ruszyłem dalej, jadąc wąską dróżką nagle za zakrętem pojawili się dwaj kibice chcący wspomóc kolarzy napojem izotonicznym. Miałem ochotę sięgnąć ale czekało mnie jeszcze 20 minut jazdy. Przedostatni podjazd już poszedł mi słabo, wyprzedziłem kilka osób ale nie miałem już takiej przewagi i na zjeździe mnie dogoniła kilku osobowa grupka. Odpocząłem chwilę z tyłu i na ostatniej pozycji wjechałem na ostatni podjazd do mety. Szło ciężko, nie zamierzałem jechać na maksa, co prawda bez problemu odjechałem od grupki i wyprzedziłem jeszcze jedną osobę ale na metę wjechałem bez finiszu i żadnego uczucia zmęczenia. Po wjechaniu na metę długo nie stałem i ruszyłem w kierunku Rajczy. Trasa wyścigu była fajna, ciekawa tylko na początku został popełniony błąd, wcześniejszy start ostry załatwiłby sprawę, narzucenie bardzo mocnego tempa niebyłoby problemem a rozciągnięcie stawki rozwiązało by problem zatoru na podjeździe. Kolejny wyścig który nie potwierdził mojej obecnej formy. Chyba trzeba już kończyć ten bardzo nie szczęśliwy dla mnie sezon.
W nagrodę za poświecenie w tym roku odebrałem nagrody za 3 miejsce w Generalce Górskiej, 3 miejsce w Klasyfikacji punktowej oraz wraz z drużyną 2 miejsce w Klasyfikacji Drużynowej. Pod tym względem był to dobry rok, na wyciągnięcie konkretnych wniosków przyjdzie jeszce czas ale ten sezon nie był dla mnie całkiem udany.
Rozgrzewka i rozjazd
Niedziela, 16 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 53.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:10 | km/h: | 24.46 |
Pr. maks.: | 51.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 181181 ( 92%) | HRavg | 126( 64%) |
Kalorie: | 977kcal | Podjazdy: | 300m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Road Maraton Suszec 2018
Niedziela, 16 września 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: | 53.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:27 | km/h: | 36.55 |
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 174( 89%) |
Kalorie: | 1220kcal | Podjazdy: | 150m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po niezbyt spokojnej nocy, długo nie mogłem zasnąć a później
się obudzić, czułem się dużo lepiej niż dzień wcześniej. Po bólu gardła ani
śladu i czułem się wypoczęty. Analizując prognozy pogody oraz moje poprzednie
doświadczenia z wyścigów podjąłem decyzję o dojeździe na start rowerem, nie
miałem nic do stracenia, na odegranie pierwszoplanowych ról nie miałem co
liczyć, klasyfikację generalną miałem w kieszeni a przy okazji dobrze się
rozgrzałem. Na start przyjechałem przed czasem i miałem chwilę na spokojne
przejechanie trasy oraz uzupełnienie kalorii przed wyścigiem. Na rozgrzewce
dokładnie sprawdziłem sprzęt i wszystko działało jak należy.
Ustawienie się na starcie było kluczowe, co prawda zajmowanie pozycji w sektorze trwało chwilę i było opóźnione o 15 minut ale już wiem, że na tym etapie popełniłem błąd. Mogłem próbować wcisnąć się do samego przodu ale stanąłem z tyłu i z dosyć odległej pozycji startowałem. Wpiąłem się od razu, zawodnik przede mną nie zrobił tego dobrze i już straciłem kilka pozycji. Kolejna starta na pierwszym zakręcie, gdzie kilka osób nie potrafiło dobrze wejść w zakręt i już zrobiła się dziura, szybko zespawałem ale na następnym zakręcie powtórka, było wąsko, każdy jeszcze miał zapas sił i przejście do przodu było bardzo trudne. Zrobiła się dziura, kiedy przedostałem się na przód z zamiarem spawania to nagle kolejna sytuacja której nie mogę zrozumieć. Jeden z zawodników nagle zjechał z drogi w pole kukurydzy ciągnąc za sobą kolejnego a ja cudem się wyratowałem ale straciłem już bezpowrotnie szansę na walkę o cokolwiek na tym wyścigu. Nie poddałem się, próbowałem gonić, wyprzedziłem kilka mniejszych grupek i kilku pojedynczych zawodników ale złapanie grupy numer 2 nie było możliwe. Próbowałem przez 2 okrążenia, ale nie byłem w stanie zniwelować różnicy a jazda tym tempem na kolejnych okrążeniach nie była by możliwa i odpuściłem lekko. Do mety jechałem już cały czas sam trzymając tempo, dopiero przed finiszem dojechała do mnie dosyć duża grupa. Nie dałem się tak łatwo i wyprzedził mnie tylko jeden zawodnik. W dalszym ciągu mam problem z jazdą w peletonie, nie wiem jak długo potrwa wyeliminowanie tego problemu ale do tego czasu nie mam czego szukać na płaskich wyścigach. Tutaj nawet zawodnicy którzy możliwościami fizycznymi nie dosięgają mi do pięt, będą ode mnie lepsi jak tylko potrafią utrzymać się w peletonie.
Ja jestem zadowolony z formy na tym etapie sezonu, na tym wyścigu wygenerowałem najlepszą moc wyścigową w tym sezonie. Nie przełożyło się to na wynik ale sam fakt motywuje mnie do kolejnych mocnych treningów. Moje miejsce w szeregu jest zupełnie gdzie indziej i chciałbym to potwierdzić w Rajczy. Pomimo tego, że nie specjalizuję się w wyścigach płaskich to udało się wygrać Klasyfikację Nizinną. Kilka dobrych czasówek i obecność na wszystkich imprezach wystarczyła by wygrać z ponad 100 punktową przewagą, świadczy to bardziej o ogólnym poziomie rywalizacji niż o mojej formie.
Ustawienie się na starcie było kluczowe, co prawda zajmowanie pozycji w sektorze trwało chwilę i było opóźnione o 15 minut ale już wiem, że na tym etapie popełniłem błąd. Mogłem próbować wcisnąć się do samego przodu ale stanąłem z tyłu i z dosyć odległej pozycji startowałem. Wpiąłem się od razu, zawodnik przede mną nie zrobił tego dobrze i już straciłem kilka pozycji. Kolejna starta na pierwszym zakręcie, gdzie kilka osób nie potrafiło dobrze wejść w zakręt i już zrobiła się dziura, szybko zespawałem ale na następnym zakręcie powtórka, było wąsko, każdy jeszcze miał zapas sił i przejście do przodu było bardzo trudne. Zrobiła się dziura, kiedy przedostałem się na przód z zamiarem spawania to nagle kolejna sytuacja której nie mogę zrozumieć. Jeden z zawodników nagle zjechał z drogi w pole kukurydzy ciągnąc za sobą kolejnego a ja cudem się wyratowałem ale straciłem już bezpowrotnie szansę na walkę o cokolwiek na tym wyścigu. Nie poddałem się, próbowałem gonić, wyprzedziłem kilka mniejszych grupek i kilku pojedynczych zawodników ale złapanie grupy numer 2 nie było możliwe. Próbowałem przez 2 okrążenia, ale nie byłem w stanie zniwelować różnicy a jazda tym tempem na kolejnych okrążeniach nie była by możliwa i odpuściłem lekko. Do mety jechałem już cały czas sam trzymając tempo, dopiero przed finiszem dojechała do mnie dosyć duża grupa. Nie dałem się tak łatwo i wyprzedził mnie tylko jeden zawodnik. W dalszym ciągu mam problem z jazdą w peletonie, nie wiem jak długo potrwa wyeliminowanie tego problemu ale do tego czasu nie mam czego szukać na płaskich wyścigach. Tutaj nawet zawodnicy którzy możliwościami fizycznymi nie dosięgają mi do pięt, będą ode mnie lepsi jak tylko potrafią utrzymać się w peletonie.
Ja jestem zadowolony z formy na tym etapie sezonu, na tym wyścigu wygenerowałem najlepszą moc wyścigową w tym sezonie. Nie przełożyło się to na wynik ale sam fakt motywuje mnie do kolejnych mocnych treningów. Moje miejsce w szeregu jest zupełnie gdzie indziej i chciałbym to potwierdzić w Rajczy. Pomimo tego, że nie specjalizuję się w wyścigach płaskich to udało się wygrać Klasyfikację Nizinną. Kilka dobrych czasówek i obecność na wszystkich imprezach wystarczyła by wygrać z ponad 100 punktową przewagą, świadczy to bardziej o ogólnym poziomie rywalizacji niż o mojej formie.
Trening 97
Środa, 12 września 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018, w grupie
Km: | 79.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:25 | km/h: | 32.69 |
Pr. maks.: | 56.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 136( 69%) |
Kalorie: | 1171kcal | Podjazdy: | 460m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po mocnym wtorku nogi były słabe, nie wiedziałem czy jechać
na trening z TwomarkSport czy sobie odpuścić. Po około 40 minutowej rozgrzewce
pojechałem na miejsce zbiórki. Osób było mniej niż ostatnio i zapowiadało się,
że będzie bezpieczniej.
Od początku tempo było spokojne, jak nigdy i za peletonikiem zrobił się mały korek. Było około 30 osób i początkowo nie bardzo się to układało ale z czasem udało się ustawić dwójkami i jechać fajnie po zmianach. Do Strumienia dojechaliśmy wspólnie i tam zaczęła się zabawa. Byłem z przodu i gdy poszło tempo to wszyscy mnie zaczęli wyprzedzać i będąc zamkniętym nie byłem w stanie w porę zareagować i szybko znalazłem się na tyle. Szło mocne tempo i nie miałem możliwości przedostania się do przodu. Kilka razy próbowałem przejść do przodu ale nie udawało się, żeby skutecznie przedostać się do przodu to musiałbym jechać 50 km/h cały czas i najlepiej lewym pasem. Nie zdołali mnie urwać i do Pszczyny dojechałem w peletonie. Po skręcie w prawo udało mi się zbliżyć do czuba, część osób nie wytrzymywała tempa i tym samym zdołałem znaleźć się na przodzie i dać kilka zmian. Przed wjazdem na wał mały sprint, z moją mocą nie miałem szans na utrzymanie tempa kolegów i wjechałem jako ostatni z 6 osobowej czołówki. Po przedostaniu się na drugą stronę wału i krótkiej przerwie noga nie podawała najlepiej. Pomimo tego jechałem z przodu i byłem w stanie dać zmianę. Po zejściu ze zmiany nikt nie chciał mnie wpuścić do środka i zjechałem na tył. Później było rondo za którym już zaczęło się dzielić, musiałem spawać. Nic to nie dało, mając około 50 - 100 metrów straty do czołówki przez jakiś czas byłem w stanie utrzymać tą różnicę ale jak zaczęło mnie brakować to odpuściłem. Dojechali do mnie ci co zostali wcześniej i razem dojechaliśmy do Międzyrzecza. Dalsza jazda już spokojniejsza, nie popełniłem tego błędu co ostatnim razem i podjazd wjechałem na czele. Od Jasienicy do bielska dosyć mocne tempo i praktycznie równo ze zmrokiem dotarliśmy do Bielska. Był to jeden z ostatnich tygodniowych treningów z TwomarkSport. Dzień coraz krótszy a sezon ma się ku końcowi.
Moja jazda w peletonie wygląda lepiej, jeszcze rok temu za Strumieniem bym zapewne został urwany a już drugi raz z rzędu byłem w stanie się utrzymać pomimo bardzo mocnego tempa. Pomijając te kilka błędów jakie popełniłem to było dobrze. Jak będzie dobry dzień i taktyka to urwanie mnie na wyścigu nie będzie takie łatwe.
Od początku tempo było spokojne, jak nigdy i za peletonikiem zrobił się mały korek. Było około 30 osób i początkowo nie bardzo się to układało ale z czasem udało się ustawić dwójkami i jechać fajnie po zmianach. Do Strumienia dojechaliśmy wspólnie i tam zaczęła się zabawa. Byłem z przodu i gdy poszło tempo to wszyscy mnie zaczęli wyprzedzać i będąc zamkniętym nie byłem w stanie w porę zareagować i szybko znalazłem się na tyle. Szło mocne tempo i nie miałem możliwości przedostania się do przodu. Kilka razy próbowałem przejść do przodu ale nie udawało się, żeby skutecznie przedostać się do przodu to musiałbym jechać 50 km/h cały czas i najlepiej lewym pasem. Nie zdołali mnie urwać i do Pszczyny dojechałem w peletonie. Po skręcie w prawo udało mi się zbliżyć do czuba, część osób nie wytrzymywała tempa i tym samym zdołałem znaleźć się na przodzie i dać kilka zmian. Przed wjazdem na wał mały sprint, z moją mocą nie miałem szans na utrzymanie tempa kolegów i wjechałem jako ostatni z 6 osobowej czołówki. Po przedostaniu się na drugą stronę wału i krótkiej przerwie noga nie podawała najlepiej. Pomimo tego jechałem z przodu i byłem w stanie dać zmianę. Po zejściu ze zmiany nikt nie chciał mnie wpuścić do środka i zjechałem na tył. Później było rondo za którym już zaczęło się dzielić, musiałem spawać. Nic to nie dało, mając około 50 - 100 metrów straty do czołówki przez jakiś czas byłem w stanie utrzymać tą różnicę ale jak zaczęło mnie brakować to odpuściłem. Dojechali do mnie ci co zostali wcześniej i razem dojechaliśmy do Międzyrzecza. Dalsza jazda już spokojniejsza, nie popełniłem tego błędu co ostatnim razem i podjazd wjechałem na czele. Od Jasienicy do bielska dosyć mocne tempo i praktycznie równo ze zmrokiem dotarliśmy do Bielska. Był to jeden z ostatnich tygodniowych treningów z TwomarkSport. Dzień coraz krótszy a sezon ma się ku końcowi.
Moja jazda w peletonie wygląda lepiej, jeszcze rok temu za Strumieniem bym zapewne został urwany a już drugi raz z rzędu byłem w stanie się utrzymać pomimo bardzo mocnego tempa. Pomijając te kilka błędów jakie popełniłem to było dobrze. Jak będzie dobry dzień i taktyka to urwanie mnie na wyścigu nie będzie takie łatwe.
XV Rajd z Metą na Równicy
Niedziela, 2 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 62.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:25 | km/h: | 25.66 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 190190 ( 97%) | HRavg | 138( 70%) |
Kalorie: | 1263kcal | Podjazdy: | 790m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na koniec bardzo dobrego tygodnia treningowego nastąpił 15
już Rajd z Metą na Równicy. Zwykle był to dla mnie ważny sprawdzian, nawet jak
forma lub zdrowie nie dopisywały to potrafiłem z siebie wykrzesać dużo. Ten rok
jest zupełnie inny i nie nastawiałem się kompletnie na ten dzień. Treningi w
ostatnim czasie są ukierunkowane pod wyścigi na rundach i dlatego nastawienie
było nieco inne.
Przed wyjazdem z domu padało i nie wiedziałem jak się ubrać, ostatecznie wziąłem kurtkę do kieszonki i jechałem bez rękawków. Kombinezon z dwoma kieszeniami nadał się idealnie i przed 7:30 wyjechałem z domu. Jechałem spokojnie, w Jaworzu dołączył do mnie Piotr Jasiński i tak wspólnie dojechaliśmy do Skoczowa. Nie było trzeba czekać na Jas-Kołki i gdyby nie przedłużający się postój na skrzyżowaniu spotkalibyśmy się idealnie za skrzyżowaniem. Po kilku minutach czekania ruszyliśmy razem w kierunku Ustronia gdzie złapał nas deszcz. Padało dosyć mocno, ja ten czas wykorzystałem na uzupełnienie energii, myślałem, że znowu problem energetyczny da o sobie znać ale nie było tak źle. Noga podawała całkiem dobrze i jadąc w kierunku Równicy przestało padać. Oczekiwanie na start pod Równicę przedłużało się, byliśmy trochę wcześniej, ale warunki nie zachęcały do zbyt długiego stania w miejscu. Próbowałem się trochę rozgrzać ale nie była to zbyt długa i efektywna rozgrzewka. Na stracie byłem jak zwykle z tyłu i to nie był zbyt dobry pomysł. Ruszyłem dosyć mocno, ale noga nie była na tyle dobra by na początkowym odcinku jechać tempem najlepszych. Na stromiznę wjechałem już ze stratą i nie mogąc złapać swojego rytmu bardzo powoli, topornie jechałem pierwszy trudniejszy fragment. W stosunku do poprzednich lat straciłem na tym początkowym odcinku sporo czasu. Na kostce też nie szło tak jak powinno, później już było lepiej. Szybko znalazłem się za najlepszą czwórką a gdy w połowie podjazdu wyprzedziłem Marcina to złapałem już dobry rytm i jadąc cały czas równo i mocno zacząłem zmniejszać dystans do podium. Równa jazda do końca dała mi spory zysk czasowy ale nie wystarczyło to do 3 miejsca. Czas wyszedł dobry, co prawda sporo gorszy niż w ubiegłym roku, był to najlepszy czas wjazdu w tym roku i z tego jestem zadowolony. Patrząc na wszystkie dane to ciężko byłoby coś dodać z siebie. Jedynie tego początku szkoda bo będąc bliżej najlepszych może bym urwał trochę sekund. Znam swoje miejsce w szeregu i dzisiejsza jazda i czas tylko to potwierdziły. W Tym roku jestem trochę słabszy w górach a i warunki były inne niż rok temu, stąd pojawiła się różnica w czasie. Na górze szybko doszedłem do siebie, długi postój trochę mnie rozleniwił. Na zjeździe uważałem jak nigdy i bezpiecznie znalazłem się na dole. Nie minęły 2 minuty jak lunęło. Chwila schronienia pod mostem i decyzja o powrocie przez Górki. Do mostu na Wiśle w Zawodziu padało a później już tylko kropiło. W butach już było mokro, przez okulary nie widziałem nic a na drogach jedna wielka rzeka. Przed Świętoszówką złapała mnie krótkotrwała ulewa, po niebezpiecznym zjeździe już nie padało ale wody na drodze było jeszcze więcej. Nie byłem jeszcze przemoczony ale wszystko było przede mną. W Jasienicy wjechałem w dużą kałużę, wody było prawie do piast a dodatkowo z impetem w tą kałużę wjechał dostawczy bus. Prysznic jaki miałem przypominał wylanie solidnego wiadra wody i już byłem kompletnie przemoczony a w butach chlupało. Dalej już nie padało ale mokre ciuchy ciążyły bardzo i do domu dojechałem najkrótszą drogą. Z butów i skarpetek nazbierałem ponad 500 ml wody. Rower do czyszczenia, ciuchy do prania. Nie musiałem czyścić łańcucha, osuszyłem go i nałożyłem świeży smar, taki mały plus jazdy w takich warunkach.
Przed wyjazdem z domu padało i nie wiedziałem jak się ubrać, ostatecznie wziąłem kurtkę do kieszonki i jechałem bez rękawków. Kombinezon z dwoma kieszeniami nadał się idealnie i przed 7:30 wyjechałem z domu. Jechałem spokojnie, w Jaworzu dołączył do mnie Piotr Jasiński i tak wspólnie dojechaliśmy do Skoczowa. Nie było trzeba czekać na Jas-Kołki i gdyby nie przedłużający się postój na skrzyżowaniu spotkalibyśmy się idealnie za skrzyżowaniem. Po kilku minutach czekania ruszyliśmy razem w kierunku Ustronia gdzie złapał nas deszcz. Padało dosyć mocno, ja ten czas wykorzystałem na uzupełnienie energii, myślałem, że znowu problem energetyczny da o sobie znać ale nie było tak źle. Noga podawała całkiem dobrze i jadąc w kierunku Równicy przestało padać. Oczekiwanie na start pod Równicę przedłużało się, byliśmy trochę wcześniej, ale warunki nie zachęcały do zbyt długiego stania w miejscu. Próbowałem się trochę rozgrzać ale nie była to zbyt długa i efektywna rozgrzewka. Na stracie byłem jak zwykle z tyłu i to nie był zbyt dobry pomysł. Ruszyłem dosyć mocno, ale noga nie była na tyle dobra by na początkowym odcinku jechać tempem najlepszych. Na stromiznę wjechałem już ze stratą i nie mogąc złapać swojego rytmu bardzo powoli, topornie jechałem pierwszy trudniejszy fragment. W stosunku do poprzednich lat straciłem na tym początkowym odcinku sporo czasu. Na kostce też nie szło tak jak powinno, później już było lepiej. Szybko znalazłem się za najlepszą czwórką a gdy w połowie podjazdu wyprzedziłem Marcina to złapałem już dobry rytm i jadąc cały czas równo i mocno zacząłem zmniejszać dystans do podium. Równa jazda do końca dała mi spory zysk czasowy ale nie wystarczyło to do 3 miejsca. Czas wyszedł dobry, co prawda sporo gorszy niż w ubiegłym roku, był to najlepszy czas wjazdu w tym roku i z tego jestem zadowolony. Patrząc na wszystkie dane to ciężko byłoby coś dodać z siebie. Jedynie tego początku szkoda bo będąc bliżej najlepszych może bym urwał trochę sekund. Znam swoje miejsce w szeregu i dzisiejsza jazda i czas tylko to potwierdziły. W Tym roku jestem trochę słabszy w górach a i warunki były inne niż rok temu, stąd pojawiła się różnica w czasie. Na górze szybko doszedłem do siebie, długi postój trochę mnie rozleniwił. Na zjeździe uważałem jak nigdy i bezpiecznie znalazłem się na dole. Nie minęły 2 minuty jak lunęło. Chwila schronienia pod mostem i decyzja o powrocie przez Górki. Do mostu na Wiśle w Zawodziu padało a później już tylko kropiło. W butach już było mokro, przez okulary nie widziałem nic a na drogach jedna wielka rzeka. Przed Świętoszówką złapała mnie krótkotrwała ulewa, po niebezpiecznym zjeździe już nie padało ale wody na drodze było jeszcze więcej. Nie byłem jeszcze przemoczony ale wszystko było przede mną. W Jasienicy wjechałem w dużą kałużę, wody było prawie do piast a dodatkowo z impetem w tą kałużę wjechał dostawczy bus. Prysznic jaki miałem przypominał wylanie solidnego wiadra wody i już byłem kompletnie przemoczony a w butach chlupało. Dalej już nie padało ale mokre ciuchy ciążyły bardzo i do domu dojechałem najkrótszą drogą. Z butów i skarpetek nazbierałem ponad 500 ml wody. Rower do czyszczenia, ciuchy do prania. Nie musiałem czyścić łańcucha, osuszyłem go i nałożyłem świeży smar, taki mały plus jazdy w takich warunkach.