Wpisy archiwalne w kategorii
avg>30km\h
Dystans całkowity: | 21367.00 km (w terenie 1.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 676:36 |
Średnia prędkość: | 31.58 km/h |
Maksymalna prędkość: | 87.00 km/h |
Suma podjazdów: | 156298 m |
Maks. tętno maksymalne: | 201 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 185 (92 %) |
Suma kalorii: | 429052 kcal |
Liczba aktywności: | 322 |
Średnio na aktywność: | 66.36 km i 2h 06m |
Więcej statystyk |
Trening 107
Środa, 18 września 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 57.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:54 | km/h: | 30.00 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 6.0°C | HRmax: | 181181 ( 92%) | HRavg | 140( 71%) |
Kalorie: | 989kcal | Podjazdy: | 420m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wolnym dniu od roweru nie chciało się zbytnio wychodzić na zewnątrz. Temperatura oscylująca w okolicy 6 stopni nie była odpowiednim motywatorem ale w końcu wziąłem się za szukanie ciepłych ciuchów w szafie i skompletowanie odpowiedniego zestawu zajęło mi 15 minut. Musiałem ubrać kilka warstw i obrany zestaw okazał się odpowiedni do warunków: koszulka, bluza i kamizelka dawała uczucie komfortu, spodenki i ocieplane nogawki stwarzały pewien dyskomfort ale z czasem przestałem zwracać na to uwagę. Inne dodatki typu rękawiczki z długimi placami, ochraniacze na buty, buff, bandana czy nakładka na kask chroniły przed zimnem pozostałe części ciała. Zestaw okazał się idealny na 5-10 stopni, z taką temperaturą musiałem się dzisiaj zmierzyć.
Jak już udało się wyjechać to nie mogłem się rozkręcić. Z miasta wyjechałem ścieżka rowerową, dużo razy musiałem hamować, zwalniać do zera a na bardziej równą i efektywniejszą jazdę musiałem poczekać aż do wyjazdu z Bielska. Na podjeździe zrobiłem tradycyjne schodki, tym razem tylko dwa razy zwiększałem tempo. Po tym krótkim przerywniku wróciłem do jazdy w strefie 1-2, organizm męczył się strasznie a ciężko miało być dopiero później. Dawno nie robiłem tempówek na płaskiej drodze z dużym wpływem wiatru, gdyby nie planowany start w płaskiej czasówce to nie zdecydowałbym się na taki trening. Po kilkunastu minutach walki z wiatrem ruszyłem mocno, nie umiałem się rozkręcić, ciężko było utrzymać moc na poziomie FTP. Z czasem szło lepiej ale do dobrego brakowało. Po 6 minutach siłowni z wiatrem zwolniłem do strefy 2 i powoli wracałem do pełni sił. Po dojeździe do Chybia zacząłem drugą tempówkę, tym razem chciałem jechać trochę mocniej w czasie 5 minut. Już początek był obiecujący a później gdy wiatr był boczny jechałem już dużo szybciej utrzymując stałą moc. Na koniec tempówki znowu zmagałem się z przeciwnym i bardzo silnym wiatrem. Jazda z bocznym wiatrem wyglądała nieźle, krety odcinek wzdłuż stawów do Ochab nie dawał szans na równą jazdę i dlatego przed trzecią tempówką nie byłem całkiem zregenerowany. Była ona zdecydowanie najtrudniejsza, do silnego wiatru, zmęczenia i chłodu doszła jeszcze nierówna nawierzchnia. Nie byłem w stanie jechać odpowiednio mocno i równo a gdy z przeciwka pojawił się samochód i musiałem zwolnić to odpuściłem po 4 minutach. Moc z tempówki wyszła niemal identyczna jak podczas wcześniejszej 5 minutowej próby, powinno wyjść więcej i dlatego nie byłem zadowolony. Kolejne tempówki były już dużo łatwiejsze bo na podjazdach i każda kolejna była krótsza. Po krótkim postoju w Dębowcu ruszyłem w kierunku Skoczowa z wiatrem wiejącym w plecy. Pierwszy podjazd odpuściłem i dopiero po przejechaniu drugiego newralgicznego i technicznego odcinka w Simoradzu ruszyłem mocniej. Jechałem cały czas równo trzymając moc na przełomie 5 i 6 strefy. Mogłem dać z siebie więcej ale takiej mocy nie utrzymałbym do końca tempówki a w końcówce nachylenie znacząco spadło co też znacznie utrudniało sprawę. Wiatr wiejący w plecy spowodował, ze musiałem jechać dosyć szybko. Ostatnie trzy odcinki testowe czekały na mnie na podjazdach w kierunku Bielska. Szybka jazda po płaskiej drodze za Skoczowem uświadomiła mi jak mocno wieje i dlatego start 2 minutowej próby był bardzo szybki. Jechałem cały czas równo aż do momentu gdy nachylenie spadło poniżej 3 % i musiałem dobrać bardziej odpowiednie przełożenie i nie byłem w stanie jechać już tak mocno. Zmęczenie było już duże a czas pomiędzy kolejnymi zrywami był coraz krótszy. Po kilku minutach lżejszej jazdy ruszyłem mocno, przyśpieszyłem już na zjeździe i z dużą prędkością zacząłem krótki i niewymagający podjazd. W końcówce już miałem problem aby utrzymać właściwą moc. Przed ostatnią próbą odpoczynek był bardzo krótki i popełniłem także mały błąd nie włączając okrążenia w liczniku. Po kilkunastu sekundach sprintu zorientowałem się i odpuściłem dalszą szarpaninę. Może i dobrze, bo moje wyniki na bardzo krótkich odcinkach są fatalne a rezultaty osiągane podczas kolejnych powtórzeń mówią o tym, że na wyścigach nie mam czego szukać. Nie jestem w stanie generować takich samych mocy na kolejnych powtórzeniach i ratuje mnie tylko skracanie czasu kolejnych akcentów. Jedna próba na maksa jeszcze wygląda u mnie nieźle i dlatego ten trening przekonał mnie do tego, że obrana droga i zaplanowanie startu w kilku czasówkach to był dobry pomysł na zakończenie tego sezonu. Duży wpływ na moją dyspozycje miała także pogoda, nigdy dobrze nie czułem się w niskich temperaturach a kilka warstw ubrań powoduje, że jeżdżę dużo gorzej niż przy kilkunastostopniowych temperaturach.
Jak już udało się wyjechać to nie mogłem się rozkręcić. Z miasta wyjechałem ścieżka rowerową, dużo razy musiałem hamować, zwalniać do zera a na bardziej równą i efektywniejszą jazdę musiałem poczekać aż do wyjazdu z Bielska. Na podjeździe zrobiłem tradycyjne schodki, tym razem tylko dwa razy zwiększałem tempo. Po tym krótkim przerywniku wróciłem do jazdy w strefie 1-2, organizm męczył się strasznie a ciężko miało być dopiero później. Dawno nie robiłem tempówek na płaskiej drodze z dużym wpływem wiatru, gdyby nie planowany start w płaskiej czasówce to nie zdecydowałbym się na taki trening. Po kilkunastu minutach walki z wiatrem ruszyłem mocno, nie umiałem się rozkręcić, ciężko było utrzymać moc na poziomie FTP. Z czasem szło lepiej ale do dobrego brakowało. Po 6 minutach siłowni z wiatrem zwolniłem do strefy 2 i powoli wracałem do pełni sił. Po dojeździe do Chybia zacząłem drugą tempówkę, tym razem chciałem jechać trochę mocniej w czasie 5 minut. Już początek był obiecujący a później gdy wiatr był boczny jechałem już dużo szybciej utrzymując stałą moc. Na koniec tempówki znowu zmagałem się z przeciwnym i bardzo silnym wiatrem. Jazda z bocznym wiatrem wyglądała nieźle, krety odcinek wzdłuż stawów do Ochab nie dawał szans na równą jazdę i dlatego przed trzecią tempówką nie byłem całkiem zregenerowany. Była ona zdecydowanie najtrudniejsza, do silnego wiatru, zmęczenia i chłodu doszła jeszcze nierówna nawierzchnia. Nie byłem w stanie jechać odpowiednio mocno i równo a gdy z przeciwka pojawił się samochód i musiałem zwolnić to odpuściłem po 4 minutach. Moc z tempówki wyszła niemal identyczna jak podczas wcześniejszej 5 minutowej próby, powinno wyjść więcej i dlatego nie byłem zadowolony. Kolejne tempówki były już dużo łatwiejsze bo na podjazdach i każda kolejna była krótsza. Po krótkim postoju w Dębowcu ruszyłem w kierunku Skoczowa z wiatrem wiejącym w plecy. Pierwszy podjazd odpuściłem i dopiero po przejechaniu drugiego newralgicznego i technicznego odcinka w Simoradzu ruszyłem mocniej. Jechałem cały czas równo trzymając moc na przełomie 5 i 6 strefy. Mogłem dać z siebie więcej ale takiej mocy nie utrzymałbym do końca tempówki a w końcówce nachylenie znacząco spadło co też znacznie utrudniało sprawę. Wiatr wiejący w plecy spowodował, ze musiałem jechać dosyć szybko. Ostatnie trzy odcinki testowe czekały na mnie na podjazdach w kierunku Bielska. Szybka jazda po płaskiej drodze za Skoczowem uświadomiła mi jak mocno wieje i dlatego start 2 minutowej próby był bardzo szybki. Jechałem cały czas równo aż do momentu gdy nachylenie spadło poniżej 3 % i musiałem dobrać bardziej odpowiednie przełożenie i nie byłem w stanie jechać już tak mocno. Zmęczenie było już duże a czas pomiędzy kolejnymi zrywami był coraz krótszy. Po kilku minutach lżejszej jazdy ruszyłem mocno, przyśpieszyłem już na zjeździe i z dużą prędkością zacząłem krótki i niewymagający podjazd. W końcówce już miałem problem aby utrzymać właściwą moc. Przed ostatnią próbą odpoczynek był bardzo krótki i popełniłem także mały błąd nie włączając okrążenia w liczniku. Po kilkunastu sekundach sprintu zorientowałem się i odpuściłem dalszą szarpaninę. Może i dobrze, bo moje wyniki na bardzo krótkich odcinkach są fatalne a rezultaty osiągane podczas kolejnych powtórzeń mówią o tym, że na wyścigach nie mam czego szukać. Nie jestem w stanie generować takich samych mocy na kolejnych powtórzeniach i ratuje mnie tylko skracanie czasu kolejnych akcentów. Jedna próba na maksa jeszcze wygląda u mnie nieźle i dlatego ten trening przekonał mnie do tego, że obrana droga i zaplanowanie startu w kilku czasówkach to był dobry pomysł na zakończenie tego sezonu. Duży wpływ na moją dyspozycje miała także pogoda, nigdy dobrze nie czułem się w niskich temperaturach a kilka warstw ubrań powoduje, że jeżdżę dużo gorzej niż przy kilkunastostopniowych temperaturach.
Trening 106
Poniedziałek, 16 września 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 58.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:56 | km/h: | 30.00 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 129129 ( 66%) | HRavg | 158( 81%) |
Kalorie: | 859kcal | Podjazdy: | 520m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po mocnej niedzieli powinienem zrobić rozjazd. Żal mi było marnować słonecznego i dosyć ciepłego dnia i wybrałem się na około 2 godzinny trening tlenowy. Całkiem nie zaufałem pogodzie i pomimo przyjemnej temperatury pozwalającej na jazdę na krótko ubrałem rękawki. Nie zaplanowałem wcześniej trasy wiec jechałem całkiem spontanicznie. Czułem się nieźle co potwierdzała dobrze kręcąca noga. Jazda pod wiatr nie była uciążliwa i nie miałem żadnych problemów z utrzymaniem tempa. Zupełnie inaczej mogło być na podjazdach, pierwsze wzniesienia przed Skoczowem szły opornie ale już w kierunku Górek jechało się lepiej a całkiem dobrze wyglądał podjazd w kierunku Lipowca gdzie pomimo wiatru wiejącego w twarz byłem w stanie jechać efektywnie i trzymać dobre tempo. Na zjeździe puściłem się dosyć odważnie i mogę być zadowolony z przejazdu tego technicznego i wymagającego odcinka. Dobrze kręcąca noga spowodowała, że szybko znalazłem się w miejscu w którym zmieniłem kierunek na taki z sprzyjającym wiatrem. Krótka przerwa w Kisielowie wydłużyła się do kilku minut ale dzięki temu miałem pustą drogę i bez żadnych przeszkód dojechałem do zakorkowanego Skoczowa. Tam podjąłem szybką decyzje o skorzystaniu z przejazdu pod dwupasmówką. Sprawnie dostałem się na drugą stronę omijając długi korek do skrzyżowania. Mając jeszcze dużo czasu skręciłem na Pierściec. Szybko przejechałem kilka kilometrów do przejazdu kolejowego a później już pojawiły się schody, najpierw gorsza nawierzchnia a później dosyć wymagający podjazd w Roztropicach. Wjechałem go spokojnie głównie dzięki podmuchom wiatru w plecy. Wpływ tego czynnika zaobserwowałem także później gdy bardzo szybko pokonywałem odcinek z Rudzicy do Międzyrzecza. Podjazd też nie był tak wymagający jak wskazywał jego profil i czekał mnie już tylko zjazd do Bielska i ciągnący się odcinek prowadzący lekko w górę. Ostatnie kilka kilometrów odpuściłem. Dobre tempo spowodowało, że trasa okazała się krótka i zajęła mi niecałe 2 godziny.
Trening 104
Czwartek, 12 września 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 66.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:05 | km/h: | 31.68 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 158158 ( 81%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 1061kcal | Podjazdy: | 300m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dużo lepszy dzień niż dwa poprzednie. Mimo to nie zdecydowałem się na mocny trening i wybrałem prawie płaską trasę. Przed jazdą wyeliminowałem problem z miernikiem mocy i działał już poprawnie. Wyjechałem o niezbyt dobrej porze i już po kilku kilometrach spokojnej jazdy władowałem się w korek. Byłem tak zamyślony, że zamiast skręcić w prawo i minąć zakorkowany węzeł w Jasienicy pojechałem prosto w kolejny korek. Straciłem trochę czasu który starałem się nadrobić przed Rudzicą. Było prawie bezwietrznie wic szybko dojechałem do pierwszego zauważalnego podjazdu na trasie. Pokonałem go dosyć spokojnie i znowu musiałem się zatrzymać, za skrzyżowaniem w kierunku Centrum pojawiły się znowu światła, nie tak dawno ta droga była remontowana i znowu drogowcy wkroczyli do akcji. Po chwili stwierdziłem, że nie ma sensu czekać na zmianę światła i skierowałem się na Centrum i dojechałem do ronda z innej strony. Na zjeździe po raz pierwszy poczułem podmuchy wiatru, wiało z północy i czekało mnie najpierw kilka kilometrów pod wiatr a później kilkanaście z bocznym wiatrem. Na szczęście nie musiałem więcej zatrzymywać się, co prawda trzy razy dojeżdżałem do kolejki samochodów ale za każdym razem już wszystko posuwało się do przodu. Odcinek do Pszczyny był interwałowy, pagórkowaty charakter i minimalna zmiana kierunku wiatru powodowała duże wahania mocy i prędkości. Chcąc minąć zawalony pieszymi wał na Zaporze w Goczałkowicach ruszyłem w kierunku Czechowic starą drogą. Udało się minąć prawie cały odcinek brukowy i sprawnie przejechać także przez krótki fragment trasy prowadzącej przez Czechowice. Od tego momentu walczyłem z bocznym lub przeciwnym wiatrem. Wtedy też zorientowałem się, że zabranie jednego bidonu to był błąd i musiałem się zatrzymać przy sklepie. Idealny moment trafił się w Ligocie bo wahałem się czy jechać wyremontowaną, zamkniętą jeszcze dla ruchu drogą do Międzyrzecza czy skierować się na Mazańcowice. Po krótkim postoju wybrałem tą bezpieczniejszą opcje. Czekał mnie po drodze jeden wymagający podjazd i ciągnący się w nieskończoność odcinek z Międzyrzecza do nowego wiaduktu w Wapienicy. W niezłym tempie dojechałem do Wapienicy a ostatnie 3 kilometry to już zupełnie luźna jazda z powoli spadającym tempem. Całkiem niezły trening przy dobrej pogodzie. Niby było lepiej niż przez ostatnie dni ale i tak nie jest to dyspozycja startowa i na tym etapie sezonu ciężko oczekiwać wyraźnej poprawy.
Trening 101
Sobota, 7 września 2019 Kategoria No Limited 2019, Trening 2019, Szosa, Cube 2019, avg>30km\h, 50-100, Samotnie
Km: | 66.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:02 | km/h: | 32.46 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 154154 ( 78%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 816kcal | Podjazdy: | 300m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Weekend nie zapowiadał się najlepiej, sobota praktycznie cała zajęta i jedyna opcja treningu to godziny wczesnodopołudniowe. Po głowie chodził wcześniej m.in. Uphill na Magurkę, miałem okazje pożyczyć profesjonalny rower MTB i sprawdzić się w trochę innych warunkach. Długość treningu zależała wyłącznie od godziny wyjazdu. Nie byłem w stanie położyć się odpowiednio wcześnie a poprzednich nocy spałem mniej niż powinienem i nie byłem w stanie wyjechać szybciej niż o 7 co dawało zaledwie 2 godziny na trening. Byłem niewyspany i bardzo niechętny do jazdy i o mocnym treningu mogłem zapomnieć. Na wyjazd w góry nie liczyłem bo nie miałem tyle czasu, objazd po raz kolejny rundy GMP też odrzuciłem i wybrałem się na prawie płaską trasę wokół Jeziora Goczałkowickiego. Poranek był zimny i chwile straciłem na wyborze odpowiedniego stroju a samo ubieranie także zajęło więcej czasu niż w ostatnich miesiącach. Gdy już wyjechałem to byłem pewny, że ubrałem się idealnie do warunków. Przez miasto szybko przejechałem, zaryzykowałem i nie skorzystałem ze ścieżki rowerowej. Po wyjeździe z Bielska pojawił się pierwszy podjazd. Starałem się wjechać spokojnie a gdy nachylenie spadło to pojawił się wiatr który miał duży wpływ na tempo. Pagórkowaty odcinek to Mazańcowic poszedł jako tako a dalej to już walka z bocznymi podmuchami wiatru. Mimo to udało się jechać całkiem dobrym tempem. Z zapasem czasowym dotarłem do Zabrzega i musiałem się przedostać przez zaporę do Goczałkowic. Na moje szczęście bramki były otwarte a deptak zupełnie pusty i nie musiałem hamować. Gdy skręciłem na zachód to byłem nieco rozczarowany, wiatr znowu wiał bardziej z boku niż w plecy i nie miał zbyt korzystnego wpływu na jazdę. Trzymałem dobry rytm przez całą drogę do Strumienia i dzięki temu byłem w stanie sprawniej walczyć z wiatrem jadąc w kierunku Chybia. Miałem jeszcze prawie godzinę czasu i postanowiłem wrócić dłuższą drogą przez Pierściec. Niestety nie udało się przejechać przez Zaborze bo trafiłem na zamkniętą drogę i musiałem zawrócić, bocznymi drogami dojechałem do głównej i skręciłem w prawo na Jasienicę. Podjazd w Rudzicy wjechałem nieco mocniej ale później wróciłem do 2 strefy i trzymałem ją aż do wjazdu do Bielska gdzie zluzowałem i z nogi na nogę dojechałem do domu. Fajny trening, szkoda, że nie miałem więcej czasu i już wtedy przeczuwałem, ze może to być ostatni wyjazd w tym tygodniu.
Trening 90
Niedziela, 18 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 60.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:56 | km/h: | 31.03 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 145145 ( 74%) | HRavg | 127( 65%) |
Kalorie: | 896kcal | Podjazdy: | 500m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny wyjazd bez chęci. Zrezygnowałem z wyjazdu w góry i wybrałem dosyć łatwą trasę. Nie chciało mi się jechać wcześnie rano i wyjechałem dopiero po 8. Na drogach był już straszny ruch, kilka razy musiałem hamować by nie dopuścić do bardzo niebezpiecznej sytuacji. Noga podawała całkiem nieźle i trochę żałowałem, że nie pojechałem wcześniej zaplanowanej trasy. Było miło i przyjemnie do około 20 kilometra. Zjeżdżając z wiaduktu w Pogórzu po raz kolejny stałem się ofiarą wymuszenia pierwszeństwa przez kierowcę samochodu. Nie jechałem szybko, kierowca miał dużo czasu aby włączyć się do ruchu, przede mną nic nie jechało i było wolne ale on włączył się na tyle późno, że nawet awaryjne hamowanie nie wystarczyło. Miałem kilka sekund na reakcje, nie wiem jak udało się uniknąć zderzenia z tylnym zderzakiem samochodu i zminimalizować straty. Zatrzymałem się na metalowej barierze oddzielającej jezdnie drogi od chodnika uderzając dosyć mocno nadgarstkiem i kolanem. Kierowca oczywiście odjechał, jadący za mną zwymyślał mnie od idiotów i bez mózgów a ja cieszyłem się, że nic poważniejszego mi się nie stało. Ruszyłem od razu w dalszą drogę, rower nie działał jak trzeba, przy tym incydencie rozciąłem przednią szytkę i powietrze powoli uchodziło. Jechałem spokojnie w kierunku Brennej walcząc z silnym wiatrem. Nie czułem się już tak dobrze jak na początku jazdy a dodatkowo blokowały mnie samochody i zamiast do Centrum skręciłem na Leśnicę. Jechało się całkiem przyjemnie ale coraz ciężej, powietrze z przedniego koła uciekało i opór był coraz większy. Trzymałem się założonego tempa i tak dojechałem do końca głównej drogi. Po drodze było wiele bocznych dróg z różną nawierzchnią, kiedyś się wybiorę i posprawdzam wszystkie możliwe dróżki. Zjazd w dół był szybki, gdy zauważyłem otwarty sklep to stanąłem po wodę. Powietrza w przodzie było już bardzo mało ale spokojnie miało wystarczyć do stacji benzynowej. Gdy dojechałem do skrzyżowania i dostałem się na stacje benzynową to okazało się, że kompresor nie działa jak należy i więcej niż 3 atmosfery nie napompuje. Dopompowałem ile byłem w stanie małą pompką, ciśnienie z około 4 podskoczyło do 6 i mogłem jechać dalej w kierunku kolejnej stacji benzynowej. Niestety trochę się zawiodłem, byłem pewny, że pojadę z wiatrem a musiałem walczyć z bocznymi a nawet przeciwnymi podmuchami. Dojechałem do Górek gdzie chciałem dopompować powietrza ale nie było kompresora na stacji. Ruszyłem dalej ale po kilku minutach znowu musiałem się zatrzymać, dopompowałem znowu powietrza i ruszyłem do kolejnej stacji benzynowej. Tam w końcu trafiłem na działający kompresor, dopompowałem ile trzeba i ruszyłem spokojnie w kierunku domu. Po drodze jeszcze krótki postój w sklepie i mocno zrezygnowany dojechałem do domu. Nie spodziewałem się takiego dnia, noga niby dobra ale przygody i duża ilość pecha w ten weekend mocno zniechęciła mnie do dalszych treningów.
Trening 89
Wtorek, 13 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 60.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:57 | km/h: | 30.77 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 150150 ( 76%) | HRavg | 129( 66%) |
Kalorie: | 861kcal | Podjazdy: | 370m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Skończył się urlop a wraz z nim większa ilość czasu wolnego. Jeden dzień musiałem zrobić zupełnie wolny bo czas miałem dopiero po 20 a chęci do jazdy nie było. Po ostatnich treningach w górach wybrałem dla odmiany trasę bez dłuższego podjazdu. Jakoś specjalnie nie chciało mi się jechać ale na drugi dzień bez roweru z rzędu nie mogłem sobie pozwolić.
Wyjechałem o niezbyt dobrej porze gdy na drogach było sporo samochodów. Już po wyjeździe wiedziałem, że głównym bohaterem będzie wiatr. Pomimo braku chęci i ogólnego rozluźnienia noga podawała całkiem nieźle. Po kilku minutach spokojnej jazdy ruszyłem mocniej, niesprzyjający wiatr pozwolił na trzymanie właściwej mocy. Mimo sporej ilości samochodów i wiatru wpływającego na moją jazdę największym problemem były skrzyżowania z sygnalizacją świetlną. Na pierwszym musiałem stanąć i nie widziałem w tym niczego złego, w Skoczowie znowu musiałem się zatrzymać. Za Skoczowem pojawił się pierwszy bardziej wymagający podjazd, dobrałem przełożenie i wjechałem założonym wcześniej tempem. Później kolejne utrudnienia, remont drogi w Dębowcu też mnie spowolnił ale jazda po nowej, równej nawierzchni w miejscu dosyć zużytej i nierównej drogi w kierunku Kończyc pozwoliła zyskać trochę czasu. Niestety warunki wietrzne zmieniały się z minuty na minutę i nie było dłuższego odcinka z wiatrem sprzyjającym. Szarpanym tempem dojechałem do Pruchnej gdzie na moment poczułem wiatr w plecy ale nie na długo. Po kilku minutach jazdy znowu musiałem się zatrzymać, kolejny remont drogi i zwężenie z ruchem wahadłowym. Później już wiatr był niesprzyjający. Nie przeszkadzało mi to bo noga podawała całkiem nieźle ale po prostu jechałem wolniej. Na ostatnich kilkunastu kilometrach noga podawała jeszcze lepiej i nawet podjazdy poszły gładko i przyjemnie mimo bardzo oszczędnej jazdy. Żeby było ciekawiej na ostatnich dwóch skrzyżowaniach trafiłem znowu na czerwone światła. Poza straconym czasem na skrzyżowaniach straciłem także motywację, nie jestem zwolennikiem zbyt dużej liczby przerw podczas jazdy i nie wpływają one dobrze na moją motywację i dyspozycję.
Wyjechałem o niezbyt dobrej porze gdy na drogach było sporo samochodów. Już po wyjeździe wiedziałem, że głównym bohaterem będzie wiatr. Pomimo braku chęci i ogólnego rozluźnienia noga podawała całkiem nieźle. Po kilku minutach spokojnej jazdy ruszyłem mocniej, niesprzyjający wiatr pozwolił na trzymanie właściwej mocy. Mimo sporej ilości samochodów i wiatru wpływającego na moją jazdę największym problemem były skrzyżowania z sygnalizacją świetlną. Na pierwszym musiałem stanąć i nie widziałem w tym niczego złego, w Skoczowie znowu musiałem się zatrzymać. Za Skoczowem pojawił się pierwszy bardziej wymagający podjazd, dobrałem przełożenie i wjechałem założonym wcześniej tempem. Później kolejne utrudnienia, remont drogi w Dębowcu też mnie spowolnił ale jazda po nowej, równej nawierzchni w miejscu dosyć zużytej i nierównej drogi w kierunku Kończyc pozwoliła zyskać trochę czasu. Niestety warunki wietrzne zmieniały się z minuty na minutę i nie było dłuższego odcinka z wiatrem sprzyjającym. Szarpanym tempem dojechałem do Pruchnej gdzie na moment poczułem wiatr w plecy ale nie na długo. Po kilku minutach jazdy znowu musiałem się zatrzymać, kolejny remont drogi i zwężenie z ruchem wahadłowym. Później już wiatr był niesprzyjający. Nie przeszkadzało mi to bo noga podawała całkiem nieźle ale po prostu jechałem wolniej. Na ostatnich kilkunastu kilometrach noga podawała jeszcze lepiej i nawet podjazdy poszły gładko i przyjemnie mimo bardzo oszczędnej jazdy. Żeby było ciekawiej na ostatnich dwóch skrzyżowaniach trafiłem znowu na czerwone światła. Poza straconym czasem na skrzyżowaniach straciłem także motywację, nie jestem zwolennikiem zbyt dużej liczby przerw podczas jazdy i nie wpływają one dobrze na moją motywację i dyspozycję.
Trening 85
Środa, 7 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 54.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:43 | km/h: | 31.46 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 148148 ( 75%) | HRavg | 127( 65%) |
Kalorie: | 756kcal | Podjazdy: | 340m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Luźny trening przed kibicowaniem
na trasie kolejnego etapu TDP. Po ostatnim mocnym treningu czułem dosyć wyraźne
nogi i trening w strefie 2 był idealny na ten dzień. Wyjechałem o takiej porze
aby spokojnie wrócić i bezstresowo przygotować się do wyjazdu na metę TDP w
Bielsku-Białej. Niestety taka pora nie sprzyjała przyjemnej jeździe bo ruch na
drogach był spory.
Już na początku miałem problem z jazdą ustalonym tempem. Dopiero gdy ruszyłem mocniej i wyjechałem na bardziej otwarty teren gdzie musiałem zmagać się z silniejszym wiatrem to moja jazda była efektywniejsza. Do Skoczowa dojechałem bez większych problemów ale miałem dylemat gdzie jechać, ostatecznie odbiłem na Ustroń i w dosyć dobrym tempie przejechałem odcinek drogi zasłoniętej ekranami przed wpływem wiatru. Im bliżej ustronia tym silniejszy wiatr i wolniejsza jazda. Trzymałem założoną moc a prędkość nie miała dla mnie znaczenia. Niestety na każdym skrzyżowaniu trafiałem na czerwone światło i stąd aż 3 postoje przed nawrotem w Ustroniu Polanie. Na nawrocie też musiałem stanąć ale za to później wiało w plecy i trochę czasu mogłem nadrobić. Niestety po wjeździe do Ustronia zaczęły się korki, spowolnienia ale trafiłem na moment tuż po przejeździe pociągu i akurat szlaban się otworzył i udało się wjechać na przejazd przed samochodami. Droga do Skoczowa to wielokrotne przyśpieszanie i hamowanie, dobra metoda na ćwiczenie koncentracji. Od Skoczowa już nieco lżejszym tempem ale na podjazdach znów mocniej. Dopiero w Jasienicy trafiłem na pierwsze tego dnia skrzyżowanie na którym nie musiałem czekać na zielone światło i dzięki temu szybko i efektywnie przejechałem ten odcinek ale rondo w Jaworzu znów skutecznie wybiło mnie z rytmu. Ostatnie kilka kilometrów główną drogą zleciało szybko głownie dzięki sprzyjającym podmuchom wiatru. Po zjeździe z głównej drogi odpuściłem w celu rozjechania nóg.
Już na początku miałem problem z jazdą ustalonym tempem. Dopiero gdy ruszyłem mocniej i wyjechałem na bardziej otwarty teren gdzie musiałem zmagać się z silniejszym wiatrem to moja jazda była efektywniejsza. Do Skoczowa dojechałem bez większych problemów ale miałem dylemat gdzie jechać, ostatecznie odbiłem na Ustroń i w dosyć dobrym tempie przejechałem odcinek drogi zasłoniętej ekranami przed wpływem wiatru. Im bliżej ustronia tym silniejszy wiatr i wolniejsza jazda. Trzymałem założoną moc a prędkość nie miała dla mnie znaczenia. Niestety na każdym skrzyżowaniu trafiałem na czerwone światło i stąd aż 3 postoje przed nawrotem w Ustroniu Polanie. Na nawrocie też musiałem stanąć ale za to później wiało w plecy i trochę czasu mogłem nadrobić. Niestety po wjeździe do Ustronia zaczęły się korki, spowolnienia ale trafiłem na moment tuż po przejeździe pociągu i akurat szlaban się otworzył i udało się wjechać na przejazd przed samochodami. Droga do Skoczowa to wielokrotne przyśpieszanie i hamowanie, dobra metoda na ćwiczenie koncentracji. Od Skoczowa już nieco lżejszym tempem ale na podjazdach znów mocniej. Dopiero w Jasienicy trafiłem na pierwsze tego dnia skrzyżowanie na którym nie musiałem czekać na zielone światło i dzięki temu szybko i efektywnie przejechałem ten odcinek ale rondo w Jaworzu znów skutecznie wybiło mnie z rytmu. Ostatnie kilka kilometrów główną drogą zleciało szybko głownie dzięki sprzyjającym podmuchom wiatru. Po zjeździe z głównej drogi odpuściłem w celu rozjechania nóg.
Trening 71
Środa, 17 lipca 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 58.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:52 | km/h: | 31.07 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 150150 ( 76%) | HRavg | 130( 66%) |
Kalorie: | 1143kcal | Podjazdy: | 300m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy od jakiegoś czasu trening na bardziej płaskiej trasie. Żeby nie było tak łatwo to cały czas towarzyszył mi dający w kość wiatr. Zdecydowałem się na wyjazd zaraz po pracy i dzięki temu już o 15:30 siedziałem na rowerze. Pierwsze utrudnienia pojawiły się już w Jasienicy gdzie na zakorkowanym węźle przy MC Donaldzie straciłem trochę czasu. Właściwy trening mogłem zacząć dopiero po przejechaniu problematycznego odcinka. Starałem się jechać z równą mocą i pagórkowaty odcinek w Rudzicy przystopował mnie dosyć mocno. Na zjeździe nie byłem w stanie jechać mocno i równą prace zacząłem dopiero w Landeku. Silny wiatr w twarz nie przeszkadzał mi tak bardzo, noga podawała całkiem dobrze i dlatego przyjemność z jazdy była większa. Odcinek z przejazdami kolejowymi i zwężeniami przejechałem bez postojów a schody zaczęły się za Strumieniem gdy okazało się, ze wiatr zmienił kierunek i zamiast wiać w plecy to był boczny. W żaden sposób nie zdemotywowało mnie to do dalszej jazdy. Siłę wiatru odczułem dopiero w Łące gdzie by jechać z odpowiednią mocą musiałem jechać ponad 40 km/h. Niestety w Goczałkowicach znowu musiałem się zatrzymać. Straciłem tam trochę czasu ale za to Zapora była prawie pusta i mogłem bez problemów dostać się do Zabrzega. Warunki pozwoliły na szybką jazdę aż do Mazańcowic gdzie pojawił się podjazd. Przed Bielskiem stopniowo zmniejszałem tempo a ostatni kilometr przejechałem już na luzie. Fajny, szybki trening był idealną odskocznią od ciężkich sesji treningowych z podjazdami w roli głównej.
Trening 70
Środa, 3 lipca 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019, w grupie, avg>30km\h
Km: | 90.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:43 | km/h: | 33.13 |
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 180180 ( 92%) | HRavg | 144( 73%) |
Kalorie: | 1475kcal | Podjazdy: | 770m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni trening przed Pętlą Beskidzką. Tym razem udało się wygospodarować więcej czasu i trening podzieliłem na dwie części. Pierwsza miała być seria powtórzeń w 7 strefie mocy a drugą mocne rundy z TwomarkSport. Wyjeżdżając z domu czułem się nieźle, noga całkiem dobrze podawała. Gdy przyszło do powtórzeń to zaczęły się schody. Postanowiłem zrealizować trening w Dolinie Wapienicy. Na początek źle dobrałem odcinek testowy i zacząłem zdecydowanie zbyt późno. Po pierwszym sprincie i odpowiedniej przerwie drugi zryw był fatalny. Nie udało się wytrzymać 30 sekund a wpływ na to miał zbyt duży ruch pieszych w Dolinie. Zrezygnowałem z dalszych powtórzeń ale gdy wjechałem na ostatni asfaltowy fragment to zrobiłem jednak dwa kolejne, ale nie za dobre sprinty. Po spokojnym zjeździe w dół ostatnie dwa powtórzenia zrobiłem na ulicy Dębowiec. Podsumowując ten trening to nie był to zbyt dobry dzień na tak mocne akcenty. Miałem problem z utrzymaniem mocy powyżej 500 Wat co później miało swoje skutki na treningu z Twomark. Po zjeździe do Wapienicy sporo czasu straciłem na przedostanie się przez rozkopane skrzyżowanie.
Na treningu zjawiło się dosyć dużo osób ale tych najsilniejszych nie było tak dużo. To dawało mi jakieś szanse na dłuższe utrzymanie w czołówce. Tym razem już od początku trzymałem się bliżej przodu i przy spokojnej jeździe nie miałem problemów z utrzymaniem dobrej pozycji. Schody zaczęły się gdy przed Rudzicą tempo wzrosło, nie czułem się zbyt pewnie w dużej grupce i trzymałem się bardziej z nawietrznej strony przez co traciłem niepotrzebnie siły. Na podjazdach zbliżyłem się do przodu i na rundę wjechałem jako jeden z pierwszych. Na zjeździe oczywiście straciłem i znalazłem się w drugiej części rozciągniętej grupy. Po skręcie w prawo na Bronów poszło tempo i zaczęło się wszystko rwać. W końcu zrobiła się dosyć duża dziura i zdecydowałem się na próbę przeskoczenia do około 10 osobowej czołówki. Goniłem około kilometra generując około 400 Wat i po skręcie w kierunku Międzyrzecza dołączyłem do czołówki. Było nas ponad 10 osób i w takim składzie dojechaliśmy do podjazdu. Pomimo długiej gonitwy znalazłem siły na zmianę. Bezpiecznie przejechaliśmy zwężenie z sygnalizacją świetlną i gdy tylko zaczął się podjazd to znowu wszystko się porozrywało. Miałem problemy z jazdą powyżej 500 Wat i trochę straciłem. Po wypłaszczeniu zebraliśmy się w 3 i dołączyliśmy do najlepszej trójki. Po zmianach dotarliśmy do ronda i kolejna runda. Wtedy też zaczęły się schody, źle się czułem w grupie i sporo sił traciłem na próbach utrzymania koła, mimo wszystko dawałem tak samo długie i mocne zmiany jak reszta. Na podjeździe znowu trójka odjechała a nas zostało dwóch i znowu po kilkuset metrach pogoni dojechaliśmy do czołówki. Na trzeciej rundzie odpadły dwie osoby a moja jazda wyglądała nieco lepiej. To co najważniejsze wydarzyło się przed wjazdem na ostatnią rundę. Na podjeździe swobodnie odjechał Janek i utrzymywał przewagę do końca rundy. Na rondzie mieliśmy około 5 sekund starty i wtedy pojawiło się kilku zawodników którzy wcześniej nie jechali. Odskoczyli nam na zjeździe i ciężko było myśleć o pogoni. Około 200 metrów przewagi było nie do odrobienia. W pewnym momencie odpuściłem ale mój towarzysz dzielnie walczył i postanowiłem mu pomóc i znowu zacząłem mocniej pracować. Z czołówki odpadł jeden zawodnik i dołączył do nas. Na bardzo nierównym odcinku przed Międzyrzeczem pękło mi mocowanie licznika. Zdążyłem tylko wypiąć licznik i schować do kieszeni. Ostatnie 5 kilometrów jechałem bez patrzenia na dane ale i bez żadnej kalkulacji. Na zwężeniu trafiliśmy na zielone światło a czołówka zapewne miała czerwone a co za tym idzie gorsze warunki przejazdu i wtedy pojawiła się nadzieja na odrobienie strat. Na podjeździe zostałem sam i zacząłem się zbliżać do dwójki która odpadła od najlepszych. Ostatnie 2 kilometry przejechaliśmy razem i ku mojemu zdziwieniu koledzy również dawali zmiany i do końca przewaga malała i zabrakło bardzo niewiele. Jest to pierwszy od ponad dwóch lat trening grupowy na którym praktycznie do końca utrzymywałem się w czołówce. Najczęściej pękałem po pierwszym zjeździe lub jednej czy dwóch rundach. Zaskoczony byłem swoją mocą a także sposobem w jaki zdołałem dołączyć do czołówki i przy tej ilości sił straconych na niewłaściwej jeździe w grupie bardzo mnie to podbudowało przed najbliższymi wyścigami.
Potrzebowałem takiego sprawdzenia się w warunkach wyścigowych co tylko potwierdziło moją obecną formę i było zwieńczeniem długiego i intensywnego okresu przygotowań do TRR.
Na treningu zjawiło się dosyć dużo osób ale tych najsilniejszych nie było tak dużo. To dawało mi jakieś szanse na dłuższe utrzymanie w czołówce. Tym razem już od początku trzymałem się bliżej przodu i przy spokojnej jeździe nie miałem problemów z utrzymaniem dobrej pozycji. Schody zaczęły się gdy przed Rudzicą tempo wzrosło, nie czułem się zbyt pewnie w dużej grupce i trzymałem się bardziej z nawietrznej strony przez co traciłem niepotrzebnie siły. Na podjazdach zbliżyłem się do przodu i na rundę wjechałem jako jeden z pierwszych. Na zjeździe oczywiście straciłem i znalazłem się w drugiej części rozciągniętej grupy. Po skręcie w prawo na Bronów poszło tempo i zaczęło się wszystko rwać. W końcu zrobiła się dosyć duża dziura i zdecydowałem się na próbę przeskoczenia do około 10 osobowej czołówki. Goniłem około kilometra generując około 400 Wat i po skręcie w kierunku Międzyrzecza dołączyłem do czołówki. Było nas ponad 10 osób i w takim składzie dojechaliśmy do podjazdu. Pomimo długiej gonitwy znalazłem siły na zmianę. Bezpiecznie przejechaliśmy zwężenie z sygnalizacją świetlną i gdy tylko zaczął się podjazd to znowu wszystko się porozrywało. Miałem problemy z jazdą powyżej 500 Wat i trochę straciłem. Po wypłaszczeniu zebraliśmy się w 3 i dołączyliśmy do najlepszej trójki. Po zmianach dotarliśmy do ronda i kolejna runda. Wtedy też zaczęły się schody, źle się czułem w grupie i sporo sił traciłem na próbach utrzymania koła, mimo wszystko dawałem tak samo długie i mocne zmiany jak reszta. Na podjeździe znowu trójka odjechała a nas zostało dwóch i znowu po kilkuset metrach pogoni dojechaliśmy do czołówki. Na trzeciej rundzie odpadły dwie osoby a moja jazda wyglądała nieco lepiej. To co najważniejsze wydarzyło się przed wjazdem na ostatnią rundę. Na podjeździe swobodnie odjechał Janek i utrzymywał przewagę do końca rundy. Na rondzie mieliśmy około 5 sekund starty i wtedy pojawiło się kilku zawodników którzy wcześniej nie jechali. Odskoczyli nam na zjeździe i ciężko było myśleć o pogoni. Około 200 metrów przewagi było nie do odrobienia. W pewnym momencie odpuściłem ale mój towarzysz dzielnie walczył i postanowiłem mu pomóc i znowu zacząłem mocniej pracować. Z czołówki odpadł jeden zawodnik i dołączył do nas. Na bardzo nierównym odcinku przed Międzyrzeczem pękło mi mocowanie licznika. Zdążyłem tylko wypiąć licznik i schować do kieszeni. Ostatnie 5 kilometrów jechałem bez patrzenia na dane ale i bez żadnej kalkulacji. Na zwężeniu trafiliśmy na zielone światło a czołówka zapewne miała czerwone a co za tym idzie gorsze warunki przejazdu i wtedy pojawiła się nadzieja na odrobienie strat. Na podjeździe zostałem sam i zacząłem się zbliżać do dwójki która odpadła od najlepszych. Ostatnie 2 kilometry przejechaliśmy razem i ku mojemu zdziwieniu koledzy również dawali zmiany i do końca przewaga malała i zabrakło bardzo niewiele. Jest to pierwszy od ponad dwóch lat trening grupowy na którym praktycznie do końca utrzymywałem się w czołówce. Najczęściej pękałem po pierwszym zjeździe lub jednej czy dwóch rundach. Zaskoczony byłem swoją mocą a także sposobem w jaki zdołałem dołączyć do czołówki i przy tej ilości sił straconych na niewłaściwej jeździe w grupie bardzo mnie to podbudowało przed najbliższymi wyścigami.
Potrzebowałem takiego sprawdzenia się w warunkach wyścigowych co tylko potwierdziło moją obecną formę i było zwieńczeniem długiego i intensywnego okresu przygotowań do TRR.
Mamut Tour 2019
Sobota, 25 maja 2019 Kategoria Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Wyścig, Zawody 2019, avg>30km\h
Km: | 143.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:20 | km/h: | 33.00 |
Pr. maks.: | 75.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 196196 (100%) | HRavg | 159( 81%) |
Kalorie: | 2298kcal | Podjazdy: | 2050m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Długo czekałem na ten start. Wyścig o którym myślałem już dwa lata temu był idealną okazją do sprawdzenia swojej aktualnej formy. Do końca nie wiedziałem czy uda się wystartować a w dodatku przez kilka dni walczyłem z przeziębieniem którego do końca nie zdołałem wyleczyć. Mając do wyboru trzy dystanse wybrałem ten średni z wysokim poziomem i dużą liczbą uczestników. Będąc na miejscu zaskoczyła mnie baza w której zlokalizowane było miasteczko zawodów, teren dosyć spory, dużo miejsc parkingowych, dostęp do kilku toalet, pryszniców, bufetów. Trasa wyścigu zaczynała się i kończyła około 200 metrowym odcinkiem kostki brukowej. Załatwienie formalności w biurze było chwilą, każdy wiedział w której kolejce się ustawić i dlatego wszystko szło szybko i sprawnie. Na starcie wszystkich dystansów oraz maratonu MTB i wyścigów dla poszczególnych kategorii młodych kolarzy zebrało się około 800 osób. Organizacyjnie było to załatwione perfekcyjnie. Na początek startował dystans C ( 80 km ) później łączony A ( 220 km ) i B ( 143 km ) a następnie MTB i Gravel. Dopiero po wystartowani u głównych wyścigów do boju ruszyli młodzi miłośnicy kolarstwa. Z pierwszego pozoru wydawało mi się, że dystanse A i B powinny startować przed dystansem C ale rozwidlenie dróg na trasie było w takim miejscu, że wyprzedzenie słabszych zawodników z wyścigu startującego wcześniej w przyjętym układzie startów było bezkolizyjne.
Przed startem przygotowałem odpowiednią ilość jedzenia oraz dwa bidony picia. Pojechałem na rozgrzewkę i nie zdążyłem z niej wrócić a już startował pierwszy dystans. Już po starcie się podzielił na kilka grup a tempo nie było jakoś ekstremalnie wysokie. Gdy dojechałem już na start to sektor już był pełny i podobnie jak około 80 osób musiałem stanąć w drugiej części. Gdy ruszyliśmy to od razu tempo było wysokie, chyba za wysokie jak dla mnie. Męczyłem się strasznie i musiałem być maksymalnie skupiony bo w ponad 200 osobowym peletonie o kraksę nie było trudno. Udało się przedostać kilka pozycji do przodu ale na większy zysk nie było co liczyć. Skupiłem się na utrzymaniu pozycji w peletonie, runda nie była zamknięta i co jakiś czas pojawiały się samochody co powodowało tzw. Efekt sprężyny. Nawierzchnia nie była najlepsza a po około 10 kilometrach pojawiła się kostka brukowa. Dłuższego i trudniejszego podjazdu nie było widać i tak było jeszcze przez wiele kilometrów. Po około 15 kilometrów pojawił się lekki zjazd i tam miałem delikatne problemy i zostałem za peletonem. Zebrało się nas kilka osób i udało się dogonić główną grupę. Na około 20 kilometrach popuściła śruba od mocowania licznika, wypadła gumowa uszczelka która zabezpieczała uchwyt przed przesunięciem się i uchwyt był całkiem luźny. Przesunąłem go w prawo na nieco grubszą cześć kierownicy ale przeszkodą były linki i przy całkiem równej drodze może zdałoby to egzamin ale na tej trasie ciężko było o super nawierzchnie i nie ryzykowałem takiego rozwiązania. Chcąc czy nie chcąc licznik wylądował w kieszeni i to było już dla mnie poważne utrudnienie. Jestem przyzwyczajony do jazdy z czujnikami i nie bardzo byłem pewny jazdy „na oko”. Największym problemem jaki się pojawił było mierzenie czasu w którym miałem przyjmować kolejne dawki energii. Przestałem się tym przejmować i znowu skupiłem się na trzymaniu w grupie. Peleton dzielił się i łączył wiele razy, powoli przesuwałem się do przodu ale czub był za daleko. Gdy pojawił się fajny fragment a stawka była przerzedzona na tyle, że swobodnie mogłem przeskoczyć kilkanaście miejsc do przodu to wydarzyła się kraksa i przede mną pojawili się zawodnicy którzy chcieli ją minąć. Ucierpiało 4 zawodników a kilkunastu musiało się zatrzymać. Pojawiła się dziura którą zacząłem spawać, na szczęście droga prowadziła lekko w górę i miałem łatwiej. Udało się doskoczyć i dociągnąć za sobą kilku zawodników a kilkunastu kolejnych miało problemy. Do pierwszego dłuższego podjazdu coraz mniej czasu a peleton znowu się podzielił na kilka grupek. Byłem w trzeciej z nich, różnice były małe i szybko znowu się połączyliśmy. Nie wiem co działo się z przodu ale wiedziałem, że na tym pierwszym odcinku trasy straciłem sporo sił. Przed podjazdem byłem w peletonie który zaczął się dzielić na podjeździe. Z przodu szło mocne tempo a moja jazda pozwoliła coś nadrobić i na szczycie znaleźć się za drugą grupą. Zjazd był bardzo niepewny, momentami mokro, żwir i wyrwy. Gdy nachylenie spadło to przeleciała koło mnie kilkuosobowa grupa i nie miałem szans na reakcję. Nie lubię takich zjazdów gdy nachylenie nie przekracza 3 %. Po zjeździe i skręcie w prawo dogoniła mnie dosyć duża grupa zawodników i udało się do niej załapać. Na początku nie pracowałem a później dałem dwie bardzo mocne zmiany co zaowocowało dogonieniem najpierw jednej a później drugiej dużej grupy. Nie wiem kiedy minęliśmy bufet a w bidonach picia ubywało. Przez brak ciągłego podglądu na licznik nie jadłem regularnie. Jechało się bardzo dobrze, wiedziałem, że znalazłem się w właściwym towarzystwie. Mając już pewne doświadczenia z krajowych wyścigów nie pchałem się na czoło a jazda w peletonie nie sprawiała mi tak dużych problemów jak jeszcze rok temu. Dobrą dla mnie sytuacją był fakt, że w grupie było po kilku zawodników z tych samych grup i to właśnie oni głównie nadawali tempo. W połowie trasy pojawił się krótki ale ciekawy podjazd na którym grupa się podzieliła, kilku zawodników odpadło, ja czułem, że nie jadę na maksa a i tak wjechałem z przodu. Początek zjazdu nie wyglądał dobrze a druga część już dużo lepiej i dzięki temu nie puściłem grupy. Za późno zjadłem żela i w dalszej części wyścigu za to zapłaciłem. Do następnego podjazdu nie działo się nic ciekawego, tempo nie tak wysokie jak na początku wyścigu i dlatego nie musiałem skupiać się na utrzymaniu koła grupy. Przed podjazdem kilku zawodników się zatrzymało, nastąpiło rozluźnienie i wykorzystałem ten fakt do przesunięcia się do przodu. Przegapiłem moment podkręcenia tempa i kilku zawodników odjechało. Ja jechałem swoje i na szczycie stawka była dosyć rozciągnięta. Na zjeździe nieco zaryzykowałem ale przed jednym z zakrętów się zawahałem i wytraciłem zbyt dużo prędkości. Przed ostatnim, najdłuższym podjazdem dojechało do mnie kilku zawodników. Dwóch zawodników przy dużej prędkości się zderzyło, bardzo nieciekawie to wyglądało ale nie było czasu aby się zatrzymać. Wcześniej zdążyłem skonsumować kolejnego żela i myślałem, że starczy energii na cały podjazd. Na początku pojawiło się dosyć duże nachylenie i zaczynałem zbliżać się do osób które były z przodu. Gdy skończył się teren zabudowany i krótki odcinek w lesie to wyjechało się na otwartą polane i pojawiała się ściana do nieba. Bardzo ciekawy widok, kilkadziesiąt różnych koszulek na tle nieba i trawy wyglądało bardzo ładnie. Jechałem cały czas dosyć dobrym tempem. Wyprzedzałem kolejnych zawodników i przed wypłaszczeniem dojechałem do zawodników którzy mi odjechali na poprzednim podjeździe. Do początku zjazdu prowadził jeszcze odcinek z bardzo zmiennym nachyleniem. W tym momencie dopadł mnie spory kryzys z którym później długo walczyłem. Zaczynałem tracić kontakt z nimi a z tyłu nie było nikogo. Jeden z zawodników minął mnie na początku zjazdu, kolejny kawałek dalej i dopiero gdy trzeci mnie minął to udało mi się złapać koło. Zjechałem dosyć dobrze ale jazda bez grupy w względnie łatwym terenie nie miała większego sensu. Szybko dojechała do mnie mała grupa i w sumie było nas około 10 osób. Kryzys nie chciał mnie opuścić ale walczyłem dzielnie i zawziąłem się na tyle aby w dobrze współpracującej grupie dojechać do bufetu. W tej grupce wszyscy pracowali i o to chodziło. Niestety na bufecie musiałem się zatrzymać. W bidonach było już zupełnie pusto, jedzenia na styk. Zatrzymało się nas kilku a reszta pojechała. Postój był szybki i sprawny, napełnienie dwóch bidonów i zabranie banana zajęło mi około 40 sekund. W oddali było widać dwie grupy, samotnie ciężko było dogonić. Zaczynałem tracić motywację i włączyłem tryb ekonomiczny. Dojechał do mnie zawodnik który jechał na 220 kilometrów. Nie miałem ambicji aby za wszelką cenę jechać jego tempem i po kilku minutach odpuściłem. Minąłem rozwidlenie dróg skąd do mety pozostało 21 kilometrów. Samotnie walczyłem z trasą, z tyłu nie było widać nikogo. Dopiero po kilku kilometrach jazdy równym tempem dojechało do mnie trzech zawodników, chwile z nimi jechałem a później zostałem z jednym z zawodników i już we dwóch do mety. Najpierw po równych zjazdach a później gdy widziałem, że kolega nie daje rady wychodzić na zmian to popuściłem lekko i w równym tempie dojechaliśmy do kostki brukowej prowadzącej do mety. Nie byłbym sobą gdybym nie próbował zafiniszować. Ruszyłem mocno i bez problemu byłem w stanie wygenerować ponad 700 Wat. Nie byłem przesadnie zmęczony, ostatnie 30 kilometrów po bufecie mogłem pojechać mocniej, lepiej i wtedy pewnie bardziej czułbym nogi.
Z przebiegu wyścigu jestem zadowolony. Do zwycięzcy straciłem około 25 minut, do zawodników z którymi się trzymałem przez większą część wyścigu około 10 minut. Pojechałem dobrze, na miarę obecnych możliwości. Taktyka jaką obrałem była dobra, siły wyższe spowodowały, że mój wynik był nieco gorszy. Sprzęt przygotowałem perfekcyjne, poza uchwytem do licznika nic nie zawiodło. Koła spisały się dobrze, przetrwały tą trasę a w najbliższym okresie wysyłam je na serwis w celu sprawdzenia naciągu szprych i stanu bębenka. Najbardziej żałuję, że nie miałem stałego podglądu na licznik. Mając dostęp do danych a w szczególności do czasu byłbym w stanie dokładnie rozplanować siły, wiedzieć kiedy mam jeść i może tego kryzysu by nie było. Przegapiłem pierwszy bufet a na drugim nie było już bidonów do zabrania i musiałem się zatrzymać. Wiele zawodników miało przewagę w postaci własnych bufetów i samochodów technicznych co było dozwolone.
Organizacja tego wyścigu stała na bardzo wysokim poziomie, wszystkie szczegóły dopięte na ostatni guzik. Super zabezpieczona trasa pomimo faktu, że wyścig odbywał się w otwartym ruchu a zabezpieczone były wszystkie skrzyżowania. W Polsce nieraz po przejechaniu czołówki znikają także osoby zabezpieczające trasę a na tym wyścigu służby stały jeszcze długo po przejechaniu czołówki. Przed czołowymi zawodnikami jechał radiowóz policyjny a dalsze grupy były pilnowane przez motocykl. Jeden z nich filmował cały wyścig, dzięki dobrej jeździe w pierwszej części wyścigu dosyć często byłem filmowany. Bufety dobrze zaopatrzone, szybka obsługa, na podobnym poziomie co w Polsce. Poziom zawodów bardzo wysoki, czołowi zawodnicy w Polsce mieli problem z utrzymaniem czołowej grupy a liczba zawodników w poszczególnych kategoriach i prezentującej wysoki poziom jest bardzo duża. O przynależności do poszczególnych grup decydowały detale. Jedynym elementem który mógł wyglądać lepiej to drogi, sporo nierównych, wąskich dróg z niezbyt dobrą nawierzchnią. Bogate pakiety startowe, atrakcyjne nagrody i wiele innych decydują, że wyścig ten doczekał się już fajnego jubileuszu – 25 lat. W Polsce na palcach jednej ręki można policzyć takie wyścigi.
Wszystkie osoby które narzekają na wysoki poziom kolarstwa amatorskiego w Polsce polecam ten wyścig jako porównanie. Zawodnicy którzy w Polsce nie mają konkurencji tutaj ją znajdą. Ciekawostką dotyczącą tego wyścigu jest fakt, że w poprzednich latach na starcie pojawiali się zawodnicy którzy mają w swoim CV także starty w wyścigach World Tour i niekoniecznie wygrywali ten wyścig.
Wracając do celu w jakim pojechałem do Czech mogę stwierdzić, że w mniejszym lub większym stopniu zrealizowałem wszystkie zadania. Najważniejszym celem było sprawdzenie swojej aktualnej formy. Profil trasy i tempo w pierwszej części spowodowały weryfikacje założeń, na początku straciłem sporo sił i na podjazdach nie pokazałem rzeczywistych możliwości. Dobrze czułem się w peletonie, byłem w stanie trzymać się wyżej niż na samym ogonie a gdyby tempo było lżejsze to być może byłoby jeszcze lepiej. Dużo lepiej zjeżdżam, już nie tracę tyle sił na doganianie grupy po zjazdach. Brak podglądu na licznik spowodował, że nie rozłożyłem dobrze sił, nie jadłem regularnie i doprowadziłem do niepotrzebnego kryzysu który sprawił, że w drugiej części wyścigu nie szło mi już tak dobrze. Pewien wpływ miało także przeziębienie z którym walczyłem w ostatnich dniach, zwykle taki stan odbierał mi znaczne pokłady energii a tym razem osłabienie nie było tak widoczne. Moja forma na tym etapie sezonu jest dobra. Lepiej czuję się w dużej grupie a zjazdy wyglądają dużo lepiej. Wiem nad czym mam pracować aby poprawić swoją dyspozycję wyścigową.
Przed startem przygotowałem odpowiednią ilość jedzenia oraz dwa bidony picia. Pojechałem na rozgrzewkę i nie zdążyłem z niej wrócić a już startował pierwszy dystans. Już po starcie się podzielił na kilka grup a tempo nie było jakoś ekstremalnie wysokie. Gdy dojechałem już na start to sektor już był pełny i podobnie jak około 80 osób musiałem stanąć w drugiej części. Gdy ruszyliśmy to od razu tempo było wysokie, chyba za wysokie jak dla mnie. Męczyłem się strasznie i musiałem być maksymalnie skupiony bo w ponad 200 osobowym peletonie o kraksę nie było trudno. Udało się przedostać kilka pozycji do przodu ale na większy zysk nie było co liczyć. Skupiłem się na utrzymaniu pozycji w peletonie, runda nie była zamknięta i co jakiś czas pojawiały się samochody co powodowało tzw. Efekt sprężyny. Nawierzchnia nie była najlepsza a po około 10 kilometrach pojawiła się kostka brukowa. Dłuższego i trudniejszego podjazdu nie było widać i tak było jeszcze przez wiele kilometrów. Po około 15 kilometrów pojawił się lekki zjazd i tam miałem delikatne problemy i zostałem za peletonem. Zebrało się nas kilka osób i udało się dogonić główną grupę. Na około 20 kilometrach popuściła śruba od mocowania licznika, wypadła gumowa uszczelka która zabezpieczała uchwyt przed przesunięciem się i uchwyt był całkiem luźny. Przesunąłem go w prawo na nieco grubszą cześć kierownicy ale przeszkodą były linki i przy całkiem równej drodze może zdałoby to egzamin ale na tej trasie ciężko było o super nawierzchnie i nie ryzykowałem takiego rozwiązania. Chcąc czy nie chcąc licznik wylądował w kieszeni i to było już dla mnie poważne utrudnienie. Jestem przyzwyczajony do jazdy z czujnikami i nie bardzo byłem pewny jazdy „na oko”. Największym problemem jaki się pojawił było mierzenie czasu w którym miałem przyjmować kolejne dawki energii. Przestałem się tym przejmować i znowu skupiłem się na trzymaniu w grupie. Peleton dzielił się i łączył wiele razy, powoli przesuwałem się do przodu ale czub był za daleko. Gdy pojawił się fajny fragment a stawka była przerzedzona na tyle, że swobodnie mogłem przeskoczyć kilkanaście miejsc do przodu to wydarzyła się kraksa i przede mną pojawili się zawodnicy którzy chcieli ją minąć. Ucierpiało 4 zawodników a kilkunastu musiało się zatrzymać. Pojawiła się dziura którą zacząłem spawać, na szczęście droga prowadziła lekko w górę i miałem łatwiej. Udało się doskoczyć i dociągnąć za sobą kilku zawodników a kilkunastu kolejnych miało problemy. Do pierwszego dłuższego podjazdu coraz mniej czasu a peleton znowu się podzielił na kilka grupek. Byłem w trzeciej z nich, różnice były małe i szybko znowu się połączyliśmy. Nie wiem co działo się z przodu ale wiedziałem, że na tym pierwszym odcinku trasy straciłem sporo sił. Przed podjazdem byłem w peletonie który zaczął się dzielić na podjeździe. Z przodu szło mocne tempo a moja jazda pozwoliła coś nadrobić i na szczycie znaleźć się za drugą grupą. Zjazd był bardzo niepewny, momentami mokro, żwir i wyrwy. Gdy nachylenie spadło to przeleciała koło mnie kilkuosobowa grupa i nie miałem szans na reakcję. Nie lubię takich zjazdów gdy nachylenie nie przekracza 3 %. Po zjeździe i skręcie w prawo dogoniła mnie dosyć duża grupa zawodników i udało się do niej załapać. Na początku nie pracowałem a później dałem dwie bardzo mocne zmiany co zaowocowało dogonieniem najpierw jednej a później drugiej dużej grupy. Nie wiem kiedy minęliśmy bufet a w bidonach picia ubywało. Przez brak ciągłego podglądu na licznik nie jadłem regularnie. Jechało się bardzo dobrze, wiedziałem, że znalazłem się w właściwym towarzystwie. Mając już pewne doświadczenia z krajowych wyścigów nie pchałem się na czoło a jazda w peletonie nie sprawiała mi tak dużych problemów jak jeszcze rok temu. Dobrą dla mnie sytuacją był fakt, że w grupie było po kilku zawodników z tych samych grup i to właśnie oni głównie nadawali tempo. W połowie trasy pojawił się krótki ale ciekawy podjazd na którym grupa się podzieliła, kilku zawodników odpadło, ja czułem, że nie jadę na maksa a i tak wjechałem z przodu. Początek zjazdu nie wyglądał dobrze a druga część już dużo lepiej i dzięki temu nie puściłem grupy. Za późno zjadłem żela i w dalszej części wyścigu za to zapłaciłem. Do następnego podjazdu nie działo się nic ciekawego, tempo nie tak wysokie jak na początku wyścigu i dlatego nie musiałem skupiać się na utrzymaniu koła grupy. Przed podjazdem kilku zawodników się zatrzymało, nastąpiło rozluźnienie i wykorzystałem ten fakt do przesunięcia się do przodu. Przegapiłem moment podkręcenia tempa i kilku zawodników odjechało. Ja jechałem swoje i na szczycie stawka była dosyć rozciągnięta. Na zjeździe nieco zaryzykowałem ale przed jednym z zakrętów się zawahałem i wytraciłem zbyt dużo prędkości. Przed ostatnim, najdłuższym podjazdem dojechało do mnie kilku zawodników. Dwóch zawodników przy dużej prędkości się zderzyło, bardzo nieciekawie to wyglądało ale nie było czasu aby się zatrzymać. Wcześniej zdążyłem skonsumować kolejnego żela i myślałem, że starczy energii na cały podjazd. Na początku pojawiło się dosyć duże nachylenie i zaczynałem zbliżać się do osób które były z przodu. Gdy skończył się teren zabudowany i krótki odcinek w lesie to wyjechało się na otwartą polane i pojawiała się ściana do nieba. Bardzo ciekawy widok, kilkadziesiąt różnych koszulek na tle nieba i trawy wyglądało bardzo ładnie. Jechałem cały czas dosyć dobrym tempem. Wyprzedzałem kolejnych zawodników i przed wypłaszczeniem dojechałem do zawodników którzy mi odjechali na poprzednim podjeździe. Do początku zjazdu prowadził jeszcze odcinek z bardzo zmiennym nachyleniem. W tym momencie dopadł mnie spory kryzys z którym później długo walczyłem. Zaczynałem tracić kontakt z nimi a z tyłu nie było nikogo. Jeden z zawodników minął mnie na początku zjazdu, kolejny kawałek dalej i dopiero gdy trzeci mnie minął to udało mi się złapać koło. Zjechałem dosyć dobrze ale jazda bez grupy w względnie łatwym terenie nie miała większego sensu. Szybko dojechała do mnie mała grupa i w sumie było nas około 10 osób. Kryzys nie chciał mnie opuścić ale walczyłem dzielnie i zawziąłem się na tyle aby w dobrze współpracującej grupie dojechać do bufetu. W tej grupce wszyscy pracowali i o to chodziło. Niestety na bufecie musiałem się zatrzymać. W bidonach było już zupełnie pusto, jedzenia na styk. Zatrzymało się nas kilku a reszta pojechała. Postój był szybki i sprawny, napełnienie dwóch bidonów i zabranie banana zajęło mi około 40 sekund. W oddali było widać dwie grupy, samotnie ciężko było dogonić. Zaczynałem tracić motywację i włączyłem tryb ekonomiczny. Dojechał do mnie zawodnik który jechał na 220 kilometrów. Nie miałem ambicji aby za wszelką cenę jechać jego tempem i po kilku minutach odpuściłem. Minąłem rozwidlenie dróg skąd do mety pozostało 21 kilometrów. Samotnie walczyłem z trasą, z tyłu nie było widać nikogo. Dopiero po kilku kilometrach jazdy równym tempem dojechało do mnie trzech zawodników, chwile z nimi jechałem a później zostałem z jednym z zawodników i już we dwóch do mety. Najpierw po równych zjazdach a później gdy widziałem, że kolega nie daje rady wychodzić na zmian to popuściłem lekko i w równym tempie dojechaliśmy do kostki brukowej prowadzącej do mety. Nie byłbym sobą gdybym nie próbował zafiniszować. Ruszyłem mocno i bez problemu byłem w stanie wygenerować ponad 700 Wat. Nie byłem przesadnie zmęczony, ostatnie 30 kilometrów po bufecie mogłem pojechać mocniej, lepiej i wtedy pewnie bardziej czułbym nogi.
Z przebiegu wyścigu jestem zadowolony. Do zwycięzcy straciłem około 25 minut, do zawodników z którymi się trzymałem przez większą część wyścigu około 10 minut. Pojechałem dobrze, na miarę obecnych możliwości. Taktyka jaką obrałem była dobra, siły wyższe spowodowały, że mój wynik był nieco gorszy. Sprzęt przygotowałem perfekcyjne, poza uchwytem do licznika nic nie zawiodło. Koła spisały się dobrze, przetrwały tą trasę a w najbliższym okresie wysyłam je na serwis w celu sprawdzenia naciągu szprych i stanu bębenka. Najbardziej żałuję, że nie miałem stałego podglądu na licznik. Mając dostęp do danych a w szczególności do czasu byłbym w stanie dokładnie rozplanować siły, wiedzieć kiedy mam jeść i może tego kryzysu by nie było. Przegapiłem pierwszy bufet a na drugim nie było już bidonów do zabrania i musiałem się zatrzymać. Wiele zawodników miało przewagę w postaci własnych bufetów i samochodów technicznych co było dozwolone.
Organizacja tego wyścigu stała na bardzo wysokim poziomie, wszystkie szczegóły dopięte na ostatni guzik. Super zabezpieczona trasa pomimo faktu, że wyścig odbywał się w otwartym ruchu a zabezpieczone były wszystkie skrzyżowania. W Polsce nieraz po przejechaniu czołówki znikają także osoby zabezpieczające trasę a na tym wyścigu służby stały jeszcze długo po przejechaniu czołówki. Przed czołowymi zawodnikami jechał radiowóz policyjny a dalsze grupy były pilnowane przez motocykl. Jeden z nich filmował cały wyścig, dzięki dobrej jeździe w pierwszej części wyścigu dosyć często byłem filmowany. Bufety dobrze zaopatrzone, szybka obsługa, na podobnym poziomie co w Polsce. Poziom zawodów bardzo wysoki, czołowi zawodnicy w Polsce mieli problem z utrzymaniem czołowej grupy a liczba zawodników w poszczególnych kategoriach i prezentującej wysoki poziom jest bardzo duża. O przynależności do poszczególnych grup decydowały detale. Jedynym elementem który mógł wyglądać lepiej to drogi, sporo nierównych, wąskich dróg z niezbyt dobrą nawierzchnią. Bogate pakiety startowe, atrakcyjne nagrody i wiele innych decydują, że wyścig ten doczekał się już fajnego jubileuszu – 25 lat. W Polsce na palcach jednej ręki można policzyć takie wyścigi.
Wszystkie osoby które narzekają na wysoki poziom kolarstwa amatorskiego w Polsce polecam ten wyścig jako porównanie. Zawodnicy którzy w Polsce nie mają konkurencji tutaj ją znajdą. Ciekawostką dotyczącą tego wyścigu jest fakt, że w poprzednich latach na starcie pojawiali się zawodnicy którzy mają w swoim CV także starty w wyścigach World Tour i niekoniecznie wygrywali ten wyścig.
Wracając do celu w jakim pojechałem do Czech mogę stwierdzić, że w mniejszym lub większym stopniu zrealizowałem wszystkie zadania. Najważniejszym celem było sprawdzenie swojej aktualnej formy. Profil trasy i tempo w pierwszej części spowodowały weryfikacje założeń, na początku straciłem sporo sił i na podjazdach nie pokazałem rzeczywistych możliwości. Dobrze czułem się w peletonie, byłem w stanie trzymać się wyżej niż na samym ogonie a gdyby tempo było lżejsze to być może byłoby jeszcze lepiej. Dużo lepiej zjeżdżam, już nie tracę tyle sił na doganianie grupy po zjazdach. Brak podglądu na licznik spowodował, że nie rozłożyłem dobrze sił, nie jadłem regularnie i doprowadziłem do niepotrzebnego kryzysu który sprawił, że w drugiej części wyścigu nie szło mi już tak dobrze. Pewien wpływ miało także przeziębienie z którym walczyłem w ostatnich dniach, zwykle taki stan odbierał mi znaczne pokłady energii a tym razem osłabienie nie było tak widoczne. Moja forma na tym etapie sezonu jest dobra. Lepiej czuję się w dużej grupie a zjazdy wyglądają dużo lepiej. Wiem nad czym mam pracować aby poprawić swoją dyspozycję wyścigową.