Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścig

Dystans całkowity:5946.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:201:54
Średnia prędkość:29.72 km/h
Maksymalna prędkość:92.00 km/h
Suma podjazdów:104220 m
Maks. tętno maksymalne:202 (103 %)
Maks. tętno średnie:181 (92 %)
Suma kalorii:145648 kcal
Liczba aktywności:82
Średnio na aktywność:75.27 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Gatta Prestige Race 2018 - Porażka na całej linii

Sobota, 19 maja 2018 Kategoria 100-200, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018, Wyścig
Km: 119.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:21 km/h: 35.52
Pr. maks.: 58.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 175175 ( 89%) HRavg 159( 81%)
Kalorie: 3082kcal Podjazdy: 520m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Bardzo pechowy dzień, myślałem, że na ostatnich wyścigach wyczerpałem limit pecha na cały sezon a nawet kilka do przodu. Po dobrej rozgrzewce i sprawdzeniu sprzętu ustawiłem się na starcie i byłem dobrej myśli. W sektorze nie było nas dużo, maksymalnie 50 osób i zapowiadało się solidne ściganie, na rozgrzewce czułem się dobrze i miałem spore szanse przejechać cały wyścig w peletonie. Ruszyliśmy z około minutowym opóźnieniem i przez pierwsze 500 metrów nic się nie działo. Przed rondem nagle poczułem, że blokuje mi łańcuch i dobrze, że zdążyłem się zatrzymać. Okazało się, że bębenek popuścił, nie wiem jak to się mogło stać, koła są po serwisie, bębenek jest nowy i poluzować się to nie mogło. Z takim kołem nie mogłem jechać dalej i w głowie miałem już jedną myśl, rezygnacja. Po chwili jednak wziąłem się w garść i zacząłem myśleć, co zrobić by jechać dalej. Szukałem jakiejś pomocy technicznej, nie znalazłem. Na innych wyścigach był wóz techniczny z zapasowymi kołami i zestawem narzędzi, tutaj go zabrakło. Błąkałem się po okolicy startu dosyć długo, gdy byłem już zupełnie bezradny zjawił się niezawodny Mirek i oddał mi swoje koło. Miał jakiś defekt i nie mógł jechać dalej, poświęcił się dla mnie i wtedy już nie miałem wyjścia, musiałem podjąć walkę z trasą.
Ruszyłem ponad 30 minut później niż powinienem, już po kilometrze kierujący ruchem skierował mnie w lewo a miałem jechać prosto. Kolejne dziesięć minut w plecy, później mnie przeprosił ale i to mi w niczym nie pomogło i dalej mnie znowu źle skierowano. Zorientowałem się, że źle pojechałem i pozwolono mi jechać dalej. Miałem przed sobą 3-4 osobową ucieczkę z grupy M40/M50. Samotnie nie byłem w stanie ich dogonić i po szybszym odcinku wjechałem na fragment z wiatrem w twarz. Już po chwili dogoniła mnie duża grupa, już na dzień dobry kilka obelg, że mam ustąpić miejsca, zjechać z trasy, itp. Nie było to sportowe zachowanie, co prawda złapałem się z tyłu tej grupy, ale nie pchałem się do przodu bo wiem, że nie byłbym tam mile widziany. Tempo było różne, przy przyśpieszeniach łańcuch przeskakiwał na kasecie i traciłem kilka metrów, kilka razy udało się utrzymać w grupie ale w pewnym momencie brakło i straciłem tyle, że już nie dogoniłem grupy. Te 20 kilometrów było jedynymi na których mogłem jechać osłoniętym od wiatru, pozostałe 100 byłem narażony na działanie wiatru. Musiałem lekko odpuścić, miałem jeszcze sporo do przejechania a nogi nie chciały kręcić tak jak powinny. Po przejechaniu prawie 2 rund zwolniłem przy punkcie kontrolnym i upewniłem się, że mogę przejechać jeszcze regulaminowe 2 rundy, zapewniono mnie, że będę klasyfikowany a to było dla mnie najważniejsze, liczyły się punkty dla Drużyny a tych mogłem zdobyć dużo, bo frekwencja w mojej kategorii wiekowej nie była duża. Jechałem cały czas z myślą o bezpiecznym dojechaniu do mety. Tempo było coraz słabsze, nogi już nie chciały kręcić, ale starałem się jak najszybciej dotrzeć do mety. Na trzeciej rundzie jeszcze doganiałem zawodników, czwartą już przejechałem samotnie, wielokrotnie się zatrzymując, jechałem w otwartym ruchu a kierowcy nie byli zbyt wyrozumiali i kilka razy musiałem hamować i ustępować pierwszeństwa pomimo jazdy główną drogą z pierwszeństwem. W końcu przejechałem ostatni punkt kontrolny i do mety zostało niecałe 5 kilometrów. Pojechałem już ile mogłem i minąłem linię mety. Od razu poszedłem do Obsługi Mety zorientować się czy będę klasyfikowany, zapewniono mnie, że tak i byłem zadowolony, że mój upór, wysiłek i siły włożone w jazdę nie poszły na marnę. Nie po to jechałem spory kawałek Polski by odpuścić po 2 minutach wyścigu.
Kiedy zobaczyłem wyniki to się załamałem dosłownie, wszystkie zapewnienia Sędziów okazały się tylko słowami, jakbym wiedział, że tak będzie to bym to olał i nie męczył się ponad trzy godziny. Jak dla mnie to nie był wyścig dla amatorów, wyścig zaliczany do cyklu Road Maraton powinien mieć zasady takie jak obowiązują na innych wyścigach Road Maraton a nie typowe dla wyścigów Masters.
Ja wiem, że większość osób uważa mnie za mięczaka, cieniasa, osobę która nie ma pojęcia o kolarstwie i jeździ na rowerze tylko przez przypadek. Ja mam to w nosie, ale jadąc na wyścig „amatorski” chcę być traktowany jak amator a wszystko idzie nie w tą stronę co powinno. Niedługo za odpadnięcie z peletonu zaczną wyrzucać zawodników z trasy i peletonu a w tych zawodach powinno bardziej chodzić o zabawę i promocję kolarstwa a tutaj liczy się tylko ściganie. Ja nie czułem żadnej przyjemności z jazdy podczas tego wyścigu i gdyby nie zależało mi na Klasyfikacji Drużynowej to nie chciałbym za wszelką cenę ukończyć wyścigu. Czuję się rozczarowany postawą sędziów i zostałem przez nich oszukany. Po co zapewniano mnie, że będę klasyfikowany jak w rzeczywistości w wynikach mam DNF. Numer startowy za który musiałem zapłacić mogę spokojnie wyrzucić do kosza, na nic mi się nie przyda i nie mam ochoty na niego patrzeć.
Mam nadzieję, że znalazłem się już na dnie i teraz będzie tylko lepiej i szybko wrócę na swój poziom i pokażę to na zawodach.

Podhale Tour 2018 1 etap

Niedziela, 13 maja 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Wyścig
Km: 85.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:45 km/h: 30.91
Pr. maks.: 72.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 176176 ( 90%) HRavg 154( 78%)
Kalorie: 2439kcal Podjazdy: 1280m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Ciężki dzień, na koniec tygodniowego obozu treningowego zafundowałem sobie start w zawodach. Od początku nie układało się wszystko tak jak powinno i dopiero po kilku wskazówkach udało się znaleźć biuro zawodów. Samo załatwianie formalności poszło sprawnie i bez zastrzeżeń.
Start w tym wyścigu wcześniej wchodził w grę, ale sprzętowo nie byłem przygotowany i pojechałem na treningowym rowerze, mogłem zmienić opony ale jakoś mi się nie chciało.
Podczas rozgrzewki pojawił się promyk nadziei na dobra jazdę, noga kręciła dużo lepiej niż dzień wcześniej. Zrobiłem kilka mocniejszych akcentów i przyjechałem na start. Na linii startu chaos, żadnego sektora i ciasno, większość osób ustawiło się na trawie i po starcie oczywiście trzeba było ich puścić przodem. Ledwo ruszyliśmy i już hamowanie, było niebezpiecznie ale nie na tyle by powstała kraksa. Po wyjeździe na główną drogę trzymałem się bliżej prawej strony. Wszystko wyglądało dużo lepiej niż na ostatnich Road Maratonach, do czasu. Znowu zaczęło się zwalnianie i jedna sytuacja której nie jestem w stanie zrozumieć, tempo było równe i nie było obaw o jakieś upadki czy kraksy a jeden starszy zawodnik nagle odbił w lewo i wylądował w rowie, za nim jechały 2 osoby i musiały odbić w lewo, ja miałem wybór, wjechać w nich lub zwolnić i spróbować wjechać w lukę po lewej stronie jezdni. Wytraciłem prędkość i znalazłem się na końcu peletonu. Nie byłoby problemu gdyby nie powstające dziury i po chwili byłem już za peletonem. Noga nie szła jakoś super i nie byłem w stanie podkręcić tempa. Rozciągło się wszystko na tyle, że jadąc na czele "grupetto" miałem przed sobą około 400 metrów wolnej drogi. Chcąc współpracować z kimkolwiek musiałbym zwolnić. Zmobilizowałem się na tyle, że zacząłem się zbliżać. Pogoń zakończyłaby się sukcesem gdyby nie dwa ronda i skrzyżowanie na których musiałem się zatrzymać. Zaczynając pierwszy podjazd miałem około 50 metrów straty do zawodników którzy już na początku podjazdu odpadli. Straciłem sporo sił na pogoni a podjazd też jechałem bardzo mocno, musiałem zaryzykować by nie być zupełnym przegranym tego dnia. Nie myślałem, że będę miał kolejną czasówkę. Co prawda na podjeździe dogoniłem sporo osób ale nie takich z którymi powinienem rywalizować na równi. Kiedy zaczął się zjazd to chciałem trochę odpocząć, to był błąd, o odpoczynku nie było mowy i musiałem cisnąć ile sił. Pomimo dokręcania, wyprzedziły mnie 2 grupy i dalej jechałem sam. Dojazd do rundy też był bardzo szybki i traciłem kolejne sekundy. Początek rundy płaski a nawet lekko w dół z wiatrem w twarz. Jechałem dosyć mocno i dopiero na podjeździe zacząłem nieco odrabiać, w nogach było mniej mocy niż powinno i szło bardzo ciężko. Co prawda na podjeździe pod Budz wyprzedziłem 3 osoby ale na zjeździe mnie minęli jakbym stał. Początek drugiej rundy odpuściłem i dopiero na podjazdach zacząłem się bardziej starać. Przy bufecie kolejna niebezpieczna sytuacja która mogłaby się skończyć tragicznie, kolejny starszy zawodnik podjeżdżając zakosami prawie władował się w mój rower, jeszcze się tłumaczył, że nie słyszał mnie i nie widział którą stroną jadę. Wtedy już byłem niemal pewny, że nikogo nie dogonię i do mety dojadę sam. Na zjeździe starałem się dokręcić na tyle ile mogę i zjechałem szybciej, przed wjazdem na trzecią rundę musiałem zwolnić niemal do zera. Podkręciłem tempo i jechałem już na tyle by tym tempem dojechać do końca. Sił już brakowało i na podjazdach dawałem z siebie niemal wszystko. Wyprzedziłem kilka osób i na zjeździe nie dałem się dogonić. Po skręcie w kierunku mety byłem przekonany, że nie będzie już podjazdu i zostałem zaskoczony. Około kilometrowy podjazd pojechałem bardzo mocnym tempem, wyprzedziłem kilka osób ale moje tempo było i tak dalekie od najlepszych. Do mety gnałem już ile sił w nogach i na dziwnie usytuowaną metę wjechałem ujechany. Ja jestem zadowolony z jazdy, po 6 dniach solidnych treningów nie byłem w stanie dać z siebie więcej. Żałuję tylko tego, że po raz kolejny nie mogłem pooglądać najlepszych na trasie i zaliczyłem kolejną czasówkę.
Wiem, że nie był to mój najlepszy dzień, wiem na o mnie stać w normalnych warunkach i okolicznościach. Liczę, że kolejne starty będą już dużo lepsze i pokażą moje rzeczywiste miejsce w szeregu. Poziom prezentowany przez czołówkę jest jak dla mnie nieosiągalny, przynajmniej w najbliższym czasie. Dużo mi brakuje do najlepszych nie tylko w kwestii treningu ale także sprzętu, przygotowania organizmu do wysiłku a także gospodarowania czasem. Ten wyścig zaskoczył mnie pozytywnie, poza kilkoma małymi rzeczami które są łatwe do poprawy nie ma się do czego przyczepić, poziom na pewno wyższy niż w Road Maraton, praktycznie poza kilkoma nazwiskami wszyscy najlepsi wystartowali. Cieszy także fakt, że wygrał znowu inny zawodnik i tak powinno być, wyniki mówią same za siebie i w czołówce nie znalazł się nikt przypadkowy, nie lubię osób które osiągają dobre wyniki dzięki cwaniactwu i szczęściu. 
Po ciężkim tygodniu a nawet trzech należy się kilka dni zasłużonego odpoczynku przed kolejnymi dwoma startami w następny weekend.

Road Maraton Góra Świętej Anny

Sobota, 5 maja 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Wyścig
Km: 75.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:18 km/h: 32.61
Pr. maks.: 62.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 186186 ( 95%) HRavg 165( 84%)
Kalorie: 1889kcal Podjazdy: 1000m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Wolałbym o tym wyścigu nie pisać nic, dla mnie przyniósł więcej szkody niż pożytku. Takie jest kolarstwo, ale czasami naprawdę nie warto się wysilać i starać jak organizacja startu i runda honorowa pozostawia wiele do życzenia. Przyjeżdżając pół godziny przed czasem na start i zastając pełny sektor to jest jakieś nieporozumienie. Jeszcze większym "nonsensem" był sektor dla dwudziestu najlepszych zawodników, nie wiem jaki był klucz przyznawania miejsc w tym sektorze, ale robiąc jeden sektor powinni zrobić także kolejne by wszyscy mocni zawodnicy mieli równe szanse. Jest to cykl amatorski i promowanie "Gwiazd" nie powinno mieć miejsca, większość osób wie kto zawsze wygrywa i nie trzeba tego powtarzać przy każdej najmniejszej okazji. Brak sektorów powoduje, że doświadczeni w startach zawodnicy muszą przepychać się przez turystów czy osoby które dopiero kupiły rowery za nawet pięciocyfrowe sumy, nie mające pojęcia o jeździe w grupie a tym bardziej peletonie. 
Start nastąpił z opóźnieniem i startując praktycznie z końca peletonu ruszyłem wtedy gdy czołówka miała już za sobą 200 metrów. Już po starcie nerwowo, pierwsi pechowcy nie wyjechali nawet z Leśnicy a ci którym się to udało nie wiedzieli co czeka ich kawałek za miastem. Runda niby honorowa a tempo ponad 40 km/h, to jest nieporozumienie, to nie jest promocja kolarstwa jak niby ma być tylko normalne rozciąganie peletonu które ma nastąpić po starcie ostrym. Do tego startu już nie dojechałem, około 2 kilometry od startu mając przed sobą dobrego zawodnika który mógłby mnie przeciągnąć do przodu peletonu przy prędkości 45 km/h nagle ktoś zahamował, do tego momentu czułem się bardzo pewnie w peletonie. W panice wszyscy zaczęli hamować, udało mi się zatrzymać kiedy z tyłu centralnie w moją tylną przerzutkę wjechał inny rowerzysta, sytuacja identyczna jak na ubiegłorocznej Pętli Beskidzkiej, tym razem nie miałem tyle szczęścia i poleciałem wywracając jeszcze jednego kolarza. Chwila minęła zanim wstałem, wydawało mi się, że jeszcze jedna Jas-Kółka ucierpiała ale skupiłem się na sobie. Nie wiem jak udało mi się wyjść z tego cało i na nodze mam tylko lekki szlif, niestety rower wyglądał dużo gorzej i jedną nogą byłem już w samochodzie serwisowym. Rozwalone zapięcie buta udało się jakoś zastąpić, wyprostowałem kierownicę, nałożyłem łańcuch, obejrzałem czy nie ma poważniejszych usterek i chciałem jechać dalej, okazało się, że tylne koło bije na tyle mocno, że musiałem nieco poluzować hamulec. Jak ruszyłem to miałem stratę około 4 minut na samym postoju. Nadrobić się nie dało, bo był takich ruch samochodowy, że musiałem się przeciskać między pojazdami i traciłem kolejne sekundy. Wypatrywałem strzałek na jezdni, na próżno i zaufałem intuicji i trafiłem na właściwą drogę nadrabiając przy okazji trochę dystansu. Już po przejechaniu ronda jadąc w kierunku Góry Świętej Anny minąłem ostatnią zawodniczkę. Sam podjazd też był raczej slalomem pomiędzy samochodami niż nadrabianiem czasu. Parę osób wyprzedziłem a większą grupę dogoniłem dopiero przed skrętem na kostkę. Moc z podjazdu niezła, jedyny plus tego jest taki, że straciłem mniej niż na płaskim do czołówki. Sama kostka poszła tak sobie, musiałem się przepychać przez innych i nie bardzo widziałem sens dalszej jazdy w tym "wyścigu". Na zjeździe wyszedł problem z tylną przerzutką i kolejne starty czasowe. Po zjeździe ciężko mi było się zmotywować do mocniejszej jazdy i dopiero przed bufetem ruszyłem mocniej. Od tego momentu jechałem równym tempem, jak na samotną jazdę tempo było mocne, przy jeździe w grupie byłoby bardzo słabe. Mijałem kolejnych zawodników, pojedynczo czy grupami, tylko jeden zawodnik był w stanie na parę sekund wyjść na zmianę. Pod górę jechałem dosyć mocno, nie na maksa ale dobrym tempem. Kolejne rundy wyglądały podobnie, mijałem kolejne grupki, nie zwalniałem ani na moment i jedyne momenty w których ktoś z tyłu mógł się zbliżyć to były zjazdy. Przez 4 rundy sukcesywnie doganiałem zawodników a na ostatniej to poza tymi których mijałem już 2 raz nie wyprzedziłem chyba nikogo. W połowie względnie płaskiego odcinka prowadzącego do podnóża podjazdu wyprzedził mnie Krzysiek Sikora i od razu zostałem w tyle, nie goniłem go tylko jechałem swoim tempem. Na podjeździe wyprzedziłem jeszcze 2 Jas-Kółki, zrozumiałem, że jadą już poza wyścigiem i ruszyłem mocno na ostatni podjazd. Krzyśka szybko wyprzedziłem i z mocnego finiszu nic nie wyszło z powodu sporej ilości samochodów. Na trasie to była istna plaga,nie wiem ile razy przez nich musiałem zwalniać, wiem, że czołówka nie miała takich "luksusów". Na mecie byłem około 2 minut po dużej grupie, przy obecnym poziomie wytrenowania raczej nie byłbym w stanie ich dogonić. Dałem z siebie wszystko, więcej raczej bym nie wycisnął, wynik jak na czasówkę 75 km jest niezły i przy jeździe w grupie, współpracy i tej samej mocy byłbym około 100 miejsc wyżej. Może mój dzisiejszy rezultat nie jest dobry, ale osób które będąc w mojej sytuacji i jadąc cały czas samemu byłyby w stanie pojechać takim tempem cały wyścig nie byłoby dużo. Nie mam szczęścia w tym roku i jeszcze żaden start nie potwierdził moich rzeczywistych możliwości, znawcy powiedzą, że pojechałem słabo ale nie zawsze wynik jest najważniejszy. Wożąc się na kole i kombinować to każdy potrafi a jak trzeba jechać i pracować to już robią się schody, dla niektórych nie do przejścia.

Puchar Równicy 2018

Sobota, 21 kwietnia 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 56.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:02 km/h: 27.54
Pr. maks.: 66.00 Temperatura: °C HRmax: 190190 ( 97%) HRavg 175( 89%)
Kalorie: 1833kcal Podjazdy: 1260m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy poważny sprawdzian w tym roku. Mam mieszane uczucia po wyścigu, wyciągnąłem sporo wniosków i wiem, że trochę rzeczy muszę poprawić. Organizacyjnie nie było tragedii, ale runda honorowa i miejsce startu ostrego to jest według mnie nieporozumienie. Wpuszczenie rozpędzonego peletonu na wąską dróżkę mija się z celem, to jest dobre dla maksymalnie kilkudziesięcioosobowej grupy o zbliżonym poziomie sportowym, a nie dla ponad 200 osobowego peletonu o bardzo zróżnicowanych możliwościach.
Po dobrej rozgrzewce przyjechałem na start. Było niecałe 30 minut do startu a sektor już w połowie pełny, wracając z rozgrzewki zauważyłem kilka osób z czołówki jeszcze się rozgrzewających, nie wiem jakim trafem znaleźli się na starcie z przodu, widać dalej w peletonie są równi i równiejsi. Dla mnie pozostało miejsce w 2/3 stawki i nie była to komfortowa pozycja startowa. Większość rywali była z przodu i czekała mnie jak zwykle bywa przepychanka do przodu po starcie.
Start nastąpił z minutowym opóźnieniem i od razu nie mogłem się wpiąć, kilka pozycji w plecy, wyjazd z rynku też nie najlepszy i utrata kolejnych pozycji, kiedy w końcu wyjechaliśmy z centrum, mijając rondo, przejazd kolejowy, znalazłem lukę i zaczynałem przesuwać się do przodu aż w pewnym momencie pojawił się samochód jadący z naprzeciwka, nie mam pojęcia skąd on się tam wziął, wiem tylko tyle, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Nadrobiłem ponad 10 miejsc a przy zwężeniu straciłem 20 i byłem już prawie w ogonie stawki. Później też nerwowo i tak dojechaliśmy do startu ostrego. Czołówka już była na krótkim podjeździe a ja i kilka innych mocnych zawodników jeszcze nie skręciła w boczną drogę. Jak zwykle na tym krótkim podjeździe był zator i musiałem się nawet zatrzymać, był to mój najwolniejszy wjazd na ten krótki podjazd a dla większości osób był najszybszy. Na wąskiej dróżce ciężko było wyprzedzić kogokolwiek i odrabiać mogłem dopiero na ul. Szpitalnej. Przyśpieszyłem ile mogłem, tętno od razu ponad 180, moc wysoka ale na początku to nic dziwnego. Patrząc na to kogo wyprzedzam to mogłem od razu zjechać z trasy i nie męczyć się na rundach, bo szans na rezultat odpowiadający moim obecnym możliwościom nie miałem żadnych. Po przejechaniu maty znajomy wołał, że tracimy już minutę do czołówki. Minuta straty na dosłownie 3 kilometrach wyścigu jest już raczej nie do odrobienia. Z mojej taktyki musiałem zrezygnować i goniłem dalej, gdy było lekko w górę to odrabiałem, na zjeździe o dziwo nie straciłem i na dłuższym podjeździe też przesuwałem się do przodu. Wyprzedzałem kolejne osoby w tym takie co na metę dojechały nawet około 30 minut za mną, na tym podjeździe dogoniłem 2 grupę a moje tempo zbytnio nie odbiegało od czołówki. Na chwilę chciałem odpocząć z tyłu to od razu zrobiła się przerwa i nie miał kto spawać, znowu zacząłem pracować i zniwelowałem starty. Na zjeździe stawka się rozciągnęła i po skręcie na ul. Spokojną udało się połączyć w jedną grupę. Przed wjazdem na rundę 2 starałem się przesunąć bliżej czoła grupy by na podjeździe spróbować coś odrobić do czołówki. Podkręciłem tempo na tyle, że zostało nas może 5 czy 6 i przejeżdżając drugi raz matę pomiarową starta wynosiła około półtorej minuty. Widziałem niedaleko z przodu około 20 osobową grupę i miałem kolejny cel, dogonić. Na zjeździe nie poszalałem, nie patrzyłem za siebie, z przodu nie było nikogo w bliskiej odległości. Na zjeździe nie straciłem wiele i na podjeździe znowu podkręciłem tempo, udało się dogonić tą większą grupę i na moment odpocząć. Trzymałem się bliżej środka grupy i dopiero na podjeździe znalazłem się z przodu. Kiedy wyjechaliśmy na szerszą drogę, przypominałem sobie, że jeszcze nic nie jadłem a w bidonie też wody nie ubyło znacznie. Wiedziałem, że później za to zapłacę, wiec zrobiłem solidny łyk wody i w tym czasie wyprzedził mnie Darek, jechał cały czas blisko mnie, moje tempo było jednak niższe niż jego i nawet jakbym chciał to nie byłem w stanie jechać za nim. Później trochę do niego nadrobiłem i razem zjechaliśmy w kierunku bufetu. Tam jednak spory tłok i zrobiło się parę metrów różnicy, współpracy też nie było i wykorzystałem ten podjazd na uzupełnienie zapasów energii. Po podjeździe byłem sam i dosyć szybko zjechałem, dojechałem do kilku osób i chyba w 7 jechaliśmy dalej, współpraca nie była wzorowa, w 2-3 pracowaliśmy, z czego moje zmiany były najdłuższe. Na podjeździe odpuściłem lekko i trzymałem się z tyłu. Czwarte okrążenie było ciężkie, zaczynało brakować sił, motywacji i zaczynało wychodzić zmęczenie. Mimo to za bufetem udało się przeskoczyć do grupy wcześniejszej i w 5 osób jechaliśmy dalej, miałem problemy z trzymaniem koła ale jakoś udało się przetrwać ten trudniejszy okres. Na 5 rundę wjeżdżałem już w lepszej kondycji i znowu na podjazdach zaczynałem odjeżdżać rywalom. Po zjeździe złapałem butelkę wody na bufecie i ponad połowę wypiłem, złapaliśmy jeszcze dwie osoby i było nas 7. Wciągnąłem żela i miałem nadzieję, że pomoże, do pełni szczęścia brakowało tylko lepszej współpracy w grupie. Ciągnąłem niemal cały czas do momentu ataku Marcina Burzawy, nie miałem ochoty ani sił by spawać a reszta też widocznie nie była tym zainteresowana. Do podnóża Równicy dojechaliśmy razem a dalej już się podzieliło. Moje tempo było słabsze od oczekiwanego, biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenie czyli ponad 4/5 trasy narzucając tempo a zaledwie około 1/5 na kole to nic dziwnego. Wyszarpałem się nieźle i ten podjazd na metę był już tylko na dobicie. Zaraz po przejechaniu kostki skasowałem atak Marcina Burzawy i wyprzedziłem już 2 osoby z mojej kategorii wiekowej. Po chwili jednak wydarzyło się coś czego się nie spodziewałem i wolałem uniknąć. Złapał mnie skurcz w lewej nodze, lekki i krótkotrwały, ale musiałem się zatrzymać na ponad 20 sekund i dopiero mogłem jechać dalej. Jedyna rzecz z której mogłem być zadowolony na podjeździe to szybsza jazda od innych. Do wypłaszczenia dojechałem po równych 2 godzinach od startu i na oparach. Dwie osoby które dogoniłem przed samym szczytem zdołały złapać koło i zapowiadał się finisz z 3 osobowej grupki. Wyglądało to tak, że ja ich rozprowadziłem i nie miałem sił na finisz a towarzysze tylko wyszli z mojego koła. Finisz był idealnym podsumowaniem całego wyścigu, po raz kolejny stwierdzenie: "Po co dawać zmiany na trasie jak można na mecie" zostało potwierdzone, ja się napracowałem jak głupi na trasie a na finiszu zostałem zniszczony.
Z formy i nawet jazdy jestem zadowolony, przy takiej sytuacji na trasie nic więcej zrobić nie mogłem, dobry trening wyszedł a na lepsze wyścigi przyjdzie jeszcze czas, nie jest powiedziane, że osoby które teraz są w czołówce będą w niej za miesiąc czy dwa. Poziom w mojej kategorii wiekowej na tym wyścigu nie był wysoki i to 7 miejsce pozostawia niedosyt. Normalnie musiałbym zakręcić się około 10 OPEN by zająć takie miejsce. Przy lepszym początku, pewnie jechałbym pierwszą rundę w czołowej grupie, może współpraca byłaby lepsza, zachowałbym więcej sił i przy odrobinie szczęścia powalczył o podium. To są tylko moje przypuszczenia, najważniejsze, że forma idzie powoli do góry i rywale są w moim zasięgu.
Na mecie też mały chaos, zaczynało brakować wody na bufecie wiec trzeba było uzupełnić braki płynów w schronisku. Na zjeździe korki, ciągłe hamowanie i przegrzana przednia obręcz. Dobrze, że ta guma zdarzyła się już po wyścigu. Musiałem pożyczyć pompkę i wymiana trwała trochę dłużej niż zwykle.


Przełomy Wisłoka 2017

Sobota, 29 lipca 2017 Kategoria 100-200, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 103.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:04 km/h: 33.59
Pr. maks.: 69.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 182182 ( 93%) HRavg 157( 80%)
Kalorie: 2507kcal Podjazdy: 1300m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Wyścig o którym chciałbym szybko zapomnieć, nic nie zagrało jak powinno i przez większość trasy walczyłem z samym sobą. Do tego jakieś lekkie przeziębienie. Ogólnie to ta impreza zrobiła na mnie dosyć dobre wrażenie,mimo wszystko opłacało się jechać prawie pół Polski. Organizacyjnie też to sobie nieźle ogarnąłem, nie byłem do końca pewny czy czegoś nie wymyślą w pracy i wolałem jechać na własny rachunek. Znalazłem atrakcyjne połączenie autobusowe z Rymanowem i się skusiłem. Musiałem jedynie być o 14 w piątek w Katowicach. Jak tylko wsiadłem to zadzwonił kolega, że będzie miał miejsce w samochodzie. Mając już zarezerwowany nocleg odmówiłem mu. Całą podróż przespałem, był to przyśpieszony kurs z 3 postojami po drodze i po trochę ponad 4 godzinach byłem w Rymanowie. W nocy nie umiałem spać, nie wiem czemu i rano byłem trochę niewyspany, nogi też zmęczone, nie wiem dlaczego, jak trenowałem dużo nie miałem takich problemów, ostatnio jeżdżę sporo mniej i zmęczenie występuje. Rano po śniadaniu pojechałem do biura zawodów. Miałem do przejechania ponad 10 kilometrów i wybrałem wariant bocznych dróg, w przeciwnym kierunku do trasy. Po spokojnej jeździe dojechałem do biura zawodów i tam już trochę ludzi. Ogólnie nazbierało się około 120 zawodników. Z początku myślałem, że to nie jest Road Maraton. Sektor startowy został tak skonstruowany, że wjechać dało się tylko od tyłu a na przodzie była mata pomiarowa. Po krótkiej rozgrzewce stanąłem w sektorze. Na 15 minut przed startem zostało mi miejsce w 2 połowie stawki, jednak widok m.in Piotra Tomany w środku sektora był bezcenny. Skończyło się cwaniactwo. Jedynie zawodnicy Rogelli team znaleźli sposób jak znaleźć się z przodu. Po starcie czekał nas 15 kilometrowy odcinek honorowy. Tempo było wycieczkowe i całą grupą dojechaliśmy do momentu startu ostrego. Na rundzie honorowej nic ciekawego się nie działo, jednak przetasowania były cały czas, ja raz byłem bliżej z przodu, chwilę później w środku i tak w kółko. W pewnym momencie pilot odjechał i zanim cokolwiek zaczęło się dziać, znalazłem lukę w peletonie i przesunąłem się na sam przód i zacząłem dyktować tempo. Na moment była lekka dziura za mną, jednak po chwili usłyszałem trzask, duża kraksa miała miejsce na przodzie peletonu, dobrze, że byłem z przodu i bezpiecznie mogłem przejechać ten nerwowy odcinek. Nie puścili mnie, byłem wręcz pewny, że pozwolą mi odjechać, bo podobno jestem "cienias". Tempo dyktowałem dosyć mocne, tak mi się wydawało, w pewnym momencie poszedł atak, dwójka zawodników z mojej kategorii odjechało, nie goniłem ich a gdy różnica była już duża z tyłu zaczęli mnie wyprzedzać kolejni zawodnicy. Nastąpiło zwolnienie i znowu wszystko się zjechało, byłem nawet za kilkoma emerytami i to takimi których potrafiłem dublować na wyścigach z rundami. Kiedy zrobiło się nieco stromiej to nastąpiło podkręcenie tempa, peleton zaczął się naciągać i rozrywać. Byłem bardzo daleko z tyłu a zawodników z czołówki już nie widziałem. Dałem z siebie prawie maksa i na szczycie byłem tuż za 2 grupą z dużą przewagą nad 3 grupą. Na zjeździe goniłem i po kilku płaskich kilometrach dzięki współpracy m.in. z Jackiem Piątkiem byłem w 2 grupie która była podzielona na 2. Szybko się to połączyło i w niedalekiej odległości było widać czołówkę. Tempo było bardzo mocne i pomimo tego faktu nie udało się zbliżyć do najlepszych. Mogłem trochę złapać oddech i przesunąłem się bliżej czuba i próbowałem dawać zmiany. Dwa razy się udało i to na tyle mojej pracy. Za pierwszym bufetem złapał mnie kryzys, cierpiałem i chciałem zejść z trasy. Nie wiem jakim cudem utrzymałem się w grupie. Po chwili trochę odżyłem ale próba przejścia do przodu była nieskuteczna i skupiłem się na jak najlepszej osłonie przed wiatrem z tyłu grupy. Słabłem z każdym kilometrem i na około 30 kilometrów przed metą zaczynało mnie przytykać. Na jednej z krótkich i wrednych hopek już nie wytrzymałem i puściłem koło. Kilka kilometrów nieco spokojniejszej jazdy trochę sił wróciło i postanowiłem jechać do mety ile mogę. Były momenty, że widziałem grupę niedaleko z przodu. Ponad 15 kilometrów samotnej szarpaniny z wiatrem czekało mnie ostatnie 10 kilometrów niby z wiatrem. Co z tego, jak sił już nie było i do tego czułem już zbliżające się skurcze w nogach. Maskara,ledwo 20 stopni, regularne odżywianie i nawadnianie i skurcze.  Ostatni odcinek przed metą chciałem przejechać mocno, nie udało się, przed metą mnie ścięło ostatecznie i dowlekłem się do mety. Do tej grupki straciłem 4 minuty. Chyba nie dużo jak na samotną czasówkę prawie 30 kilometrową. Na mecie długo dochodziłem do siebie, mam nadzieję, że to tylko chwilowy kryzys i na Road Trophy będzie lepiej. Pierwsze miejsce już niemal na pewno przegrałem, na podium jeszcze są szanse. Gdybym przyjechał w tej grupce to byłbym zadowolony, a tak to nie jestem do końca usatysfakcjonowany tym wynikiem. Trasa była kompletnie nie dla mknie, będąc w super formie to pewnie bym nie musiał się przejmować trasą, nie mogłem urwać się na podjeździe bo takie górki to nawet słabi górale są w stanie przejechać w dobrym tempie. Cały czas szedł gaz i moim zdaniem nawet w Wilczycach są trudniejsze podjazdy. Trudno przyjmuję to jak kolejną lekcję i trenuję dalej. Parę osób nie dawało zmian i się chwalili na mecie, że objechali innych a o tym, że nie pracowali to już nie wspomnieli. Po wyścigu dobre jedzenie i grill w Puławach Górnych. Podczas jedzenie miałem okazję się przysłuchiwać rozmowie Piotrka Tomany z komentatorem Jerzym. Sposób w jaki ten "amator" opowiadał o kolarstwie trochę mnie rozbił. Nie każdy może zajmować się tylko rowerem, wyścigami, itp. Jak ktoś normalny może z nim wygrać, ja przez całe życie nie włożyłem tyle w rower co on wkłada w niecały sezon. Już nie mówiąc, że ja bym musiał kupić 7 rowerów dobrej klasy by mieć równowartość jego jednego. Odszedłem w momencie kiedy zaczął opowiadać o taktyce. On powinien ścigać się z Elitą a nie z amatorami, chociaż raz dał wygrać komuś innemu świadomie i to było spore zaskoczenie. Szkoda, że tylko garstka osób została do końca. Tyle dobrego jedzenia się zmarnowało.

FORCE SPAC - Tour de Javorovy 2017

Niedziela, 18 czerwca 2017 Kategoria 0-50, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 8.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:23 km/h: 20.87
Pr. maks.: 36.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 192192 ( 98%) HRavg 179( 91%)
Kalorie: 404kcal Podjazdy: 500m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Na ten dzień nie szykowałem się jakoś specjalnie. Na starcie kilka niezbyt sprzyjających aspektów, zmieniona godzina startu, "twarde nogi" oraz nienajlepsza pogoda. Po rozgrzewce przyjechaliśmy na start. Sporo ludzi i start prawie z końca. W ostatniej chwili zdjąłem rękawki, okularów już nie zdążyłem i w pośpiechu wystartowaliśmy. Nogi nie pracowały najlepiej ale koło jakoś trzymałem, Jarek przesunął się do przodu, mi to ciężko szło i przed właściwym podjazdem musiałem skorzystać z pobocza, komuś spadł łańcuch, drugi kolarz go omijał i dla mnie brakło miejsca. Nie straciłem na tym wiele, gdy zrobiło się wężej to byłem prawie na końcu. Na szczęście były luki i przesuwałem się do przodu. Kiedy w końcu zaczął się trudniejszy fragment to wszyscy zaczęli zrzucać z blatu. Ja zrobiłem to wcześniej i na początku ścianki wyprzedziłem sporo osób. Jarek od początku jechał swoim tempem, z przodu było jeszcze sporo osób. Jechałem cały czas równo, po drodze wyprzedziłem Kamila Białończyka i po pierwszym trudniejszym fragmencie miałem wyraźną stratę do czołówki. Na wypłaszczeniu uformowała się 4 osobowa grupka i w niej we 2 dawaliśmy zmiany. Jedną z osób wiozących się na kole był kolarz którego pamiętam z jednego treningu z Twomark Sport. Kiedy skręciliśmy w lewo to będąc na zmianie lekko podkręciłem tempo, po chwili byłem są, zaczęły mi przeszkadzać okulary, zdjąłem je i w tym momencie 2 zawodników dojechało. Nie trwało to długo, na następnym wystromieniu znowu odjechałem tym razem na dobre. Z przodu widziałem 5 osób. Trzy z nich wyprzedziłem dosyć szybko. Trzymałem dosyć mocne tempo i okazało się, że nadrabiam do rywali. Przed szczytem stał Wojtek i dopingował, zebrałem się w sobie i postanowiłem pojechać już na maksa. Mając 200 metrów do mety wyprzedziłem 2 osoby i z przodu widziałem kolejną dwójkę. Na ostatniej ściance wrzuciłem ząbek niżej i ogień do mety. Zabrakło 100 może 200 metrów podjazdu i pewnie bym ich wyprzedził. Ich tempo było niższe niż moje. Na finiszu miałem 20 km/h.  Na kreskę wpadłem po niecałych 23 minutach od startu. Czas o ponad minutę lepszy niż w tamtym roku, na górze było 5-6 osób. Do zwycięscy ponad minuta straty a do podium całe 6 sekund. Gdyby to była czasówka to kto wie. Poziom wyższy niż w ubiegłym roku. Na starcie ponad 140 kolarzy i miejsce w 10 OPEN w takiej stawce jest bardzo dobre. 
Na szczycie nie potrzebowałem zbyt dużo czasu by dojść do siebie. Szybko się ubrałem by nie wychłodnąć zbytnio. Dojechał Jarek a później Andrzej i wspólnie stanęliśmy przed kreską by dopingować Angelikę. Była pierwszą z kobiet i dosyć szybko pokonała ostatnią ściankę. Poczekaliśmy aż wszyscy wjadą na górę i powoli zjechaliśmy do biura zawodów. Posiłek i czekanie na dekorację. W tym roku bez przygód z wynikami i szybka i sprawna dekoracja. Na szybko przejrzałem wyniki i z takim czasem byłbym 3 w kategorii B a wystarczył na 5 miejsce w kategorii A i 7 OPEN. Forma dobra, przed Pętlą Beskidzką kilka rzeczy do poprawy i można walczyć. Myślałem, że będzie to spokojny maraton a zapowiada się niezłe ściganie. 

Rajcza Tour 2017

Sobota, 3 czerwca 2017 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 90.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:47 km/h: 32.34
Pr. maks.: 80.00 Temperatura: °C HRmax: 190190 ( 97%) HRavg 165( 84%)
Kalorie: kcal Podjazdy: 1630m Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny wyścig przejechany, mogę stwierdzić, że był to chyba najlepszy jaki przejechałem, praktycznie wszystko zagrało jak trzeba i nie miałem pecha, zabrakło jedynie trochę "cwanictwa" z mojej strony przed startem i mogłoby być jeszcze lepiej. Ogólnie to cała drużyna pojechała rewelacyjnie, wygrany wyścig OPEN wśród mężczyzn i kobiet i kilka dobrych miejsc, jednak na te lokaty pracowała cała drużyna. 
Po krótkiej rozgrzewce stanąłem na starcie, ustawiłem się na samiutkim końcu i wiedziałem, że sporo będę musiał zyskać już przed podjazdem. Jeszcze przed wyjazdem z sektora już miałem minutę w plecy, zyskałem kilka miejsc i później do Milówki jazda "w stylu Masters" gaz-hamulec-gaz-hamulec... . Sporo zyskałem na tym odcinku i podjazd zaczynałem już z lepszej pozycji. Nawet byłem zaskoczony, że większość osób mnie puszczała i sukcesywnie przesuwałem się bliżej czuba. Na szczyt Kotelnicy wjechałem około 20 pozycji. Po szybkim zjeździe byłem w środku około 10 osobowej grupy, z przodu było 15 osób. Jazda w drugiej grupie, w której jechał m.in Kamil Maj już dawała do myślenia, że jest dobrze. W Tarlicznem dojechało jeszcze kilkanaście osób i była spora grupa. Jechałem kawałek na czele dyktując tempo i później schodząc ze zmiany prawie wpadłem na kolarza z MTB Pressing Team i musiałem zjechać na pobocze. Spadłem na drugi koniec grupy i tak jechałem przez cały podjazd i zjazd. Pod górę mogłem jechać ze sporą rezerwą i tak bez problemu trzymałem tempo grupy. Zjazd wzdłuż ekspresówki dał mi odpowiedź co do dyspozycji na zjazdach, nie straciłem  praktycznie nic do reszty i z tego byłem zadowolony. Później dawałem jakieś zmiany na podjazdach i kolejne kilometry uciekały. Odpadło kilka osób, m.in. szalejący na zjazdach Marek Adamczyk który na każdym podjeździe odstawał mocno od reszty. Na zjeździe do Skalitego miałem problemy, jazda na wysokiej kadencji i cudem się utrzymałem w grupie, jednak muszę zmienić korbę na 52 z przodu. Odcinek dziur bez problemów, chociaż Jacek Piątek złapał gumę i selekcyjny podjazd pod granicę. Odpadło kilka osób i zostało nas około 15. Strata do czołówki oscylowała w granicach 2 minut i zdarzały się momenty, że widzieliśmy grupę. Na zjeździe do Soli znowu lekko odstałem ale nie na tyle by stracić kontakt z grupą. Odbiłem sobie na dojeździe do Kiczory dając zmianę i od tego momentu starałem się trzymać bliżej przodu grupy. Cały czas noga kręciła bardzo dobrze i nie martwiłem się niczym. Przy ekspresówce na atak zdecydował się Kamil Maj, zastanawiałem się czy jechać za nim czy nie, dobrze się czułem, ale taki stan mógł się szybko zmienić i nie reagowałem. Nikt nie gonił i przed bufetem się trochę podzieliliśmy, dwie osoby odjechały, dwie odpadły od grupy i w takim składzie dojechaliśmy do dziurawego odcinak na Słowacji. Tam niestety upadek zaliczył Bogusław Kramarczyk, na szczęście nic poważnego mu się nie stało, zwolniłem nawet ale machnął ręką, że da sobie radę i dojechałem do grupy przed podjazdem. Tam było podkręcenie tempa i dosyć mocno musiałem pracować by wjechać w grupie na szczyt. Przez Sól bardzo szybko przejechaliśmy i później wyszedłem na zmianę i dojechałem na czele do skrętu na metę. Tam nagle poszedł mocny zaciąg i 5 osób odjechało, nie chciałem ich gonić, jeszcze w niedzielę jadę czasówkę i trochę trzeba sił zaoszczędzić, jechałem swoim tempem, wiedziałem, że jeden zawodnik z mojej kategorii jedzie w tej grupce i jechałem swoim tempem, równa jazda pozwoliła wyprzedzić jeszcze 1 osobę a resztę grupy zostawiłem na ponad pół minuty. Jestem zadowolony z jazdy, formy i wyniku. Przed startem taki wynik brałby w ciemno. Najważniejsze, że zwycięzca w kategorii M2 z Radkowa przyjechał ponad 10 minut po mnie na metę.
https://www.strava.com/activities/1019360030

Puchar Równicy 2016

Sobota, 24 września 2016 Kategoria 50-100, Samotnie, w grupie, Wyścig
Km: 51.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:05 km/h: 24.48
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 161( 82%)
Kalorie: 1894kcal Podjazdy: 1500m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatni wyścig w tym sezonie, jak to można nazwać wogóle wyścigiem, na trasie panował  starszny haos, nikt nie wiedział gdzie ma jechać, zabezpieczenie też nie było dobre jak na krótką rundę, cwanictwo też jakby się powiększa i jakby nie patrzeć to 70% zawodników powinna zostać zdyskwalifikowana za jazdę po chodniku, przepisy ruchu drogowego zakazują jazdy rowerem po chodniku, chyba, że występują sytuacje wyjątkowe, a takich dzisiaj nie było, z tego powodu się śmiano ze mnie na mecie, że jak głupek jechałem po kostce brukowej a nie po chodniku, albo jeżdżę zgodnie z regulaminem i przepisami albo nie jeżdżę wcale. Po tym wyścigu a konkretnie po kilku głupich komentarzach osób których uważałem za sprzymierzeńców odechciało mi się ścigania, jeżeli to tak ma wyglądać to ja nie widzę w tym sensu, nie wyszedł mi dzisiejszy wyścig ale ja się nie poddaję i jeszcze kiedyś może takie osoby odszczekają swoje i zobaczymy kto jest lepszy.
Do Ustronia przyjechałem z Bartkiem z Jaworza który debiutował w wyścigu i sam mówił, że to chyba jego pierwszy i ostatni raz. Na miejscu byliśmy tuż po 8, na początek do biura załatwić formalności, później przygotowanie i na rozgrzewkę. Zrobiłem długą rozgrzewkę i po 9, wróciłem do biura zawodów na herbatę bo było mi zimno. Później pojechałem poszukać kogoś z JAS-KÓŁEK, bo jeszcze nikogo nie spotkałem i po krótkim postoju pojechałem jeszcze na krótką pętlę i ustawiłem się na starcie, miałem dobrą pozycję, ale okazało się, że już tradycyjnie na Road Maraton cwaniaki ustawiły się poza sektorem i miały lepszą pozycję startową niż osoby które musiały stać i marznąć w sektorze. Po starcie tradycyjnie nerwówka i dwa razy prawie leżałem i przez długi czas jechałem pomiędzy dwoma kolarzami i nie mogłem nawet drgnąć kierownicą by się nie wysypać. Na dojeździe do podjazdu na Równicę straciłem sporo pozycji i byłem ostatni z JAS-KÓŁEK a za mną było około 50 osób, w sektorze przede mną było 30, po starcie już 70 i straciłem sporo na początkowych kilometrach. Kiedy zaczął się podjazd na Równicę to zacząłem stopniowo nadrabiać pozycje, jechało się o dziwo bardzo dobrze a tętno nie było wcale takie wysokie i jadąc równo cały czas nadrobiłem sporo i kiedy znalazłem się w grupie z którą jechałem na Road Trophy to trochę odpuściłem ale i tak im odjechałem i na nawrót wjechałem w trzeciej grupce, m.in. z Jankiem Grzempą i Mirkiem Sólnicą, po nawrocie lekko odstałem i musiałem gonić, na początku zjazdu ktoś wyleciał z drogi i musiałem sporo zwolnić by go minąć, wyprzedziło mnie kilka osób a później znowu ktoś się wlekł i musiałem hamować i dopiero w połowie zjazdu go wyprzedziłem a w tym czasie miałem już nma kole dużą grupę i na zjeździe do Jaszowca jechałem cały czas z nimi ale na podjeździe stało się coś co spowodowało, że już mi się odechciało ścigania, wszyscy skręcili na chodnik, kilku pieszych szło i ledwo zdążyli uciec by nie zostać potrąconym. Szkoda, że nie mam kamery bo gdybym to nagrał to byłby to fajny materiał dowodowy na permanentne łamanie przepisów, ten manewr spowodował, że straciłem sporo do tej grupy i musiałem jechać samotnie dalej. Na drugim okrążeniu lekko tracę a dodatkowo łapie mnie sporo osób w tym jedna JAS-KÓŁKA i wszyscy skręcają na chodnik, ja jadę swoje i nie kombinując jadę cały kilometrowy odcinek po kostce na końcu której będąc w grupce, część osób przez pomyłkę pojechała na trzecią rundę, ja się w porę kapnąłem i skręciłem w lewo, na tym zawahaniu znowu straciłem kilka pozycji. Nogi dalej podawły ale tempo na zjeździe to paranoja, jadąc prawie 70km/h nie potrafiłem złapać koła grupki i później po zakręcie jakoś cudem dospawałem i w tej grupie jechałem prawie 3 okrążenia. Okrążenie krótkie i dla mnie bardzo nieciekawe, niebezpieczny zjazd i znak stop na którym ledwo się utrzymałem bo kierowca nie patrzył wogóle na kolarzy i jechał, dobrze, że za mną nikogo nie było bo cudem się zmieściłem. Przez dwie rundy nic szczególnego się nie działo, jedynie nie miałem za bardzo kiedy jeść i jadłem mało i to pewnie była jedna z przyczyn tego nagłego zasłabnięcia. Na początku trzeciego okrążenia zjechały się dwie grupy i część była słabsza, na zjeździe w boczną uliczkę o mało co nie leżałem, jadący bez numeru Przemek Szlagor wyprzedził mnie zaraz przed zakrętem i tak skręcił, że prawie zahaczyłem o jego tylne koło. Po zjeździe zostałem z tyłu i okazało się, że zrobiła się luka i grupa z którą jechałem jest z przodu i próbując ich gonić tylko się zajechałem. Na podjeździe zdublowałem kilka osób w tym jednego z Road Maraton Team i dwie JAS-KÓŁKI, grupy już nie dogoniłem i czułem, że będzie dalej ciężko jechać tym tempem i zacząłem odpuszczać. Dwie ostatnie rundy już przejechałem niby spokojniej ale sił  już nie było i cierpiałem.  Przed Równicą wyprzedził mnie Marek i widząc jak on jedzie wiedziłem, że na podjeździe stracę wiele minut. Do kostki brukowej jakoś dojechałem, w połowie odcinka bruku musiałem stanąć, na chwilę straciłem obraz przed oczami i miałem chwilę zwątpienia, biłem się z myślami, zwrócić czy jechać dalej. Pojechałem i jadąć bardzo wolno(był to jeden z wolniejszych moich wjazdów na Równicę) dokulałem się do mety. Po drodze wyprzedziło mnie jakieś 30 osób w tym kilka JAS-KÓŁEK. Gdybym nie jeździł w JAS-KÓŁKACH to bym nie ukończył tego wyścigu. Zrobiłem to dla drużyny.
Na mecie długo dochodziłem do siebie i już sobie postanowiłem, że muszę się wsiąść za siebie i coś zrobić ze sobą, muszę przyznać, że ostatnio się trochę zaniedbałem, nie tylko treningi ale także odżywianie i odpoczynek i dobrze, że tak się to skończyło, zawsze mogłoby być gorzej. Na mecie nasłuchałem się sporo uwag na swój temat, mam to w nosie co mówią inni, jeżdżę głównie dla siebie i ja wiem co mogę w danym momencie a nie inni, zawodowcem już nie będę, wiele osób zachowuje się jak zawodowcy, z tym już nic nie zrobię, różni są ludzie. Z jednym tylko mogę się zgodzić, że nudne robi się to, że każdy wyścig wygrywa ta sama osoba. 
W przyszłym sezonie chyba sobie odpuszczę ściganie, przestało mi się podobać a także mnie bawić, szkoda zdrowia, nerwów i pieniędzy, są inne, piękniejsze dziedziny kolarstwa i może przerzucę się na turystykę i zacznę jeździć długie dystanse. 
Jutro chyba tylko przejadę czasówkę, wątpię, że będę miał siły walczyć, jestem w dołku formy i się do tego przyznaję a nie szukam wymówek. 
https://www.strava.com/activities/723255247

Pętla Beskidzka 2016

Sobota, 2 lipca 2016 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 100.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:48 km/h: 26.32
Pr. maks.: 73.00 Temperatura: 31.0°C HRmax: 192192 ( 98%) HRavg 165( 84%)
Kalorie: 3500kcal Podjazdy: 2500m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Bardzo fajny wyścig w sezonie. 10 jubileuszowa Pętla Beskidzka przeszła do historii. Moim zdaniem pojechałem dobry wyścig, chociaż mój wynik wygląda marnie przy wynikach kolegów ale ja się tym nie przejmuję, przecież nie jestem zawodowcem i jeżdżę dla siebie a nie dla wyników. Ogólnie to jestem trochę zawiedziony, to co wydarzyło się na i po starcie to spowodowało spadek mojej motywacji do zera. Zaryzykowałem i ustawiłem się na starcie już o 9:40. Miałem fajną pozycję startową i co z tego. Gotowałem się przez 20 minut a inni przyjechali kilka  minut przed startem i wepchnęli się do przodu przed samochód organizatora. Po starcie udało się wpiąć ale okazało się, że jestem za połową stawki i jadąć lewą stroną musiałem zjechać na chodnik, po kilkuset metrach ledwo uniknąłem zderzenia z koszem na śmieci a później jakiś kolarz wjechał mi w tylną przerzutkę która od razu się rozregulowała i wiedziałem, że będę miał problemy z napędem. Dodatkowo spadł mi łańcuch i musiałem się zatrzymać. Zanim uporałem się  z usterką to zostałem sam na końcu peletonu. Do czołówki strata była już spora jednak się nie poddałem i jechałem swoje cały czas. Pierwszych zawodników dogoniłem zaraz po wyjeździe na główną drogę i cały czas nadrabiałem. Przed Zameczkiem nie byłem na dobrej pozycji ale równa jazda w czasie 7:40 dała mi spory awans i dogoniłem m.in. Tomka Matogę. Kolejne kilometry przejechałem chyba trochę za mocno i pomimo dobrej pozycji na Kubalonce, po lekkim zgapieniu na zjeździe odstałem od grupy i próbując ich dojść w Dolinie Czarnej Wisełki  zagotowałem się i nogi nie chciały podawać. Druga runda to była istna katorga, woda z bufetu, prysznic na Połomiu i pomoc mojej koleżanki Ani na Kubalonce sprawiły, że odżyłem i na 4 rundzie oderwałem się od grupy i do mety jechałem równym tempem łapiąc zawodników z grup poprzedzających. Na ostatnim podjeździe pod Kubalonkę złapałem Tomka Matogę i od razu siadł mi na koło, nie dawał zmian aż do kreski gdzie wyszedł mi z koła. Ostatecznie byłem 11 w kategorii A i 33 w OPEN, na takim wyścigu to jest dobry wynik, wyprzedziłem ponad 90 osób, pomimo tego, że patrząc na wyniki byłem jednym z gorszych JAS-KÓŁEK to jestem zadowolony. Niewiele straciałem do zawodników którzy zwykle są w czołówce i wiem, że pojechałem dobry wyścig. Co prawda na początku trochę straciłem przez pecha i cwaniactwo, ale w końcu to jest Road Maraton i tutaj uczciwi ludzie głosu nie mają. Jutro czasówka i mam spore nadzieje na podium ale pewnie to tylko marzenia. Po drugiej rundzie chciałem zejść z trasy.

Dolina Opatówki 2016

Niedziela, 26 czerwca 2016 Kategoria 100-200, avg>30km\h, Samotnie, w grupie, Wyścig
Km: 102.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:54 km/h: 35.17
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 35.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: 820m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Bardzo fajny wyścig w okolicach Sandomierza. W tym roku przyciągnął więcej kolarzy niż rok temu, trzy grosze dołożyła pogoda i dla wielu zawodników była to walka o przetrwanie. Pomimo faktu, że nie miałem tego wyścigu w planach postanowiłem jednak pojechać i zrobić mocny trening przed Pętlą Beskidzką. 
Na miejscu w Sandomierzu byliśmy już w sobotę wczesnym popołudniem i był czas na odpoczynek, mecz, zakupy i sprawdzenie sprzętu i organizmu przed wyścigiem. W tym tygodniu i sprzęt i mój organizm uległ uszczerbku i nie wiedziałem czy wogóle pojadę na ten wyścig. Na szczęście ze sprzętem zdążyłem na czas a rany po upadku już nie bolały i mogłem skupić się na jeździe. Po przejażdżce zauważyłem problem z przednią przerzutką który towarzyszył mi do końca wyścigu. Podczas wyścigu doszedł problem z wypinającym się blokiem. Pogoda była niezbyt sprzyjająca do jazdy, ponad 30 stopni i słońce. Dla mnie nie była to duża przeszkoda. Na start dojechaliśmy rowerami w dosyć mocnym tempie co potraktowałem jako pierwszą część rozgrzewki. Przed startem jeszcze szukaliśmy cienia i dopiero 30 minut przed startem pojechałem na rozgrzewkę. Pojechałem w przeciwnym kierunku trasy wyścigu i tak sobie jechałem a czas uciekał, kiedy byłem pewny, że już nie zdążę na start udało się znaleźć szybszą drogę i byłem na około 10 minut przed 11 na miejscu startu. Do sektora wjechałem razem z Krzyśkiem Sikorą, stanąłem uczciwie z tyłu a on jakoś dostał się na przód, to kolejne cwane zagranie z jego strony. 
Startowałem z samego końca peletonu i zaraz po starcie ktoś przede mną leżał i zanim na dobre ruszyłem to czołówka już była na końcu podjazdu. Odechciało mi się ścigania a nawet jazdy, byłem pewny, że będę jednym z ostatnich na mecie. Powoli się rozkręcałem i mijałem, nie zabrałem pulsometru i jechałem na oko, wyprzedzałem kolejnych zawodników, jechałem mocno i w końcu udało sie znaleźć w peletonie. Było nas około 60-70 osób, tempo było strasznie szarpane, miałem problemy by nawet sięgnąć po bidon, przy mocniejszym naciśnięciu na pedały blok mi się wypinał i znowu traciłem. Nie byłem w stanie nawet regularnie sięgać po bidon by nie tracić dystansu. Trzymałem tyły peletonu a przejście do przodu nawet nie wchodziło w grę, po pierwszym kółku już wiedziałem, że będzie ciężko, nie dało się jechać równo cały czas i przez to traciłem sporo sił, jazda na samym końcu nie należy do łatwych. Pod koniec drugiego okrążenia na zjeździe mała kraksa i wtedy odpadłem od peletonu, do końca okrążenia dojechałem w grupie 4 zawodników a ostatnie okrążenie już jechałem sam, jechałem sobie równo i dystans szybko mijał, gdyby nie strażacy to ostatnie 20 kilometrów przejechałbym bez picia. W końcu meta. Ciężki wyścig i warunki ale dobry trening i wynik też wyszedł fajny. Kolejne miejsce w 10 w tym sezonie cieszy. 
Po wyścigu jedzenie, picie, dekoracja i na kwaterę pod prysznic. Powrót do domu bez przygód. Teraz czas na odpoczynek przed Pętlą Beskidzką, czeka mnie dystans PRO i czasówka na Zameczek. Forma jakaś jest i spróbuję powalczyć przynajmniej na czasówce.
Ostatecznie udało się zająć 5 miejsce w kategorii A i 22 w OPEN.
https://www.strava.com/activities/621816606

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 12407 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 15106 km
Evo 2 8672 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum