Wpisy archiwalne w kategorii
Zima
| Dystans całkowity: | 10117.87 km (w terenie 534.00 km; 5.28%) |
| Czas w ruchu: | 1500:41 |
| Średnia prędkość: | 20.59 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 122.00 km/h |
| Suma podjazdów: | 91770 m |
| Maks. tętno maksymalne: | 201 (102 %) |
| Maks. tętno średnie: | 175 (89 %) |
| Suma kalorii: | 700436 kcal |
| Liczba aktywności: | 1037 |
| Średnio na aktywność: | 46.20 km i 1h 27m |
| Więcej statystyk | |
Marszobieg 4
Niedziela, 22 listopada 2020 Kategoria Marszobieg, Zima
| Km: | 15.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:43 | min/km: | 6:52 |
| Pr. maks.: | Temperatura: | 1.0°C | HRmax: | 175175 ( 89%) | HRavg | 144( 73%) | |
| Kalorie: | 832kcal | Podjazdy: | 630m | Aktywność: Bieganie | |||
Po wczorajszym dniu szybko się pozbierałem, moje ciało mówi co innego ale jest to chwilowe. Wstałem z bólem barku, kolana i biodra ale niezbyt odczuwalnym. Postanowiłem więc nie zmieniać planów na niedzielne przedpołudnie, jedynie opóźniłem nieco wyjście z domu ale wpłynęło to chyba tylko na większy tłok na trasie. Po raz pierwszy wybrałem prawdziwie górską trasę z ulubionym Cyberniokiem. Po odpowiedniej rozgrzewce wyszedłem z domu, podczas marszu czułem szczególnie kolano ale nie był to raczej ból związany z urazem ale pozostałością po wczorajszych spotkaniach z ziemią. Gdy zacząłem biec bardziej czułem biodro ale dało się z tym biec. Tempo nie było zabójcze ale postanowiłem się nieco oszczędzać. Prawdziwy sprawdzian miał być dopiero na szlaku więc miałem ponad 20 minut na rozkręcenie się. Dawałem z siebie nieco mniej niż zwykle ale całkiem dobre tempo trzymałem aż do szlaku. Gdy tylko zrobiło się stromo zapomniałem o bólu i skupiłem się na tym aby nie tracić tempa. Pomogła w tym twarda dzisiaj ścieżka, błotne kałuże były zamarznięte i dobrze się biegło i nie było problemów z przyczepnością. Na Cybernioku podjąłem decyzję aby zbliżyć się jak najbliżej Szyndzielni bo wydawało mi się, że mam dobry czas. Zapomniałem jednak jak długi jest szlak w kierunku Dębowca którędy miałem wracać. Ostatecznie zawróciłem będąc już niedaleko kolejki linowej, planowałem dobiec maksymalnie do łączenia szlaków a dostałem się kilkaset metrów bliżej Szyndzielni. To wydłużyło także czas powrotu. Problemy zaczęły się jak ruszyłem w dół. Dopiero w końcówce zbiegu złapałem dobre tempo a wcześniej to była męczarnia i slalom między innymi przemierzającymi ten szlak. Już wtedy wiedziałem, że moja aktywność przedłuży się, po 90 minutach miałem już dość ale utrzymałem tempo aż do domu. Mimo lekkiej niedyspozycji zdrowotnej i zachowania rezerw sił zaliczyłem trudną trasę w dobrym tempie. Jak dla mnie to w górach nie musi być śniegu ani wyższych temperatur, twarde podłoże zapewnia dobrą przyczepność która dodaje mi pewności. Podczas kolejnych marszobiegów będę chciał utrzymywać tempo biegu na dłuższych odcinkach i stopniowo utrudniać trasy, nie koniecznie je wydłużając. Powoli widać efekty wcześniejszych treningów także tych na siłowni, bo czuję się coraz pewniej, moje ciało szybko się regeneruje, reaguje na bodźce co w sporcie jest niezbędne aby stawać się coraz lepszym.
Trening 1
Sobota, 21 listopada 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Zima, Trening 2021
| Km: | 50.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:54 | km/h: | 26.32 |
| Pr. maks.: | 54.00 | Temperatura: | 3.0°C | HRmax: | 163163 ( 83%) | HRavg | 144( 73%) |
| Kalorie: | 1438kcal | Podjazdy: | 350m | Sprzęt: Hercules | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Dokładnie po 22 dniach przerwy wsiadłem na rower, ostatnio tylko kilka krótkich jazd do pracy ale również po kilkunastu dniach zastoju. Sezonowy rower przygotowałem już do zimy a raczej do tego, że będzie stał przynajmniej do początku marca, treningowa szosa która służyła głównie jako rower dojazdowy do pracy lub rezerwowy w przypadku jakiś awarii lepszego sprzętu, czeka obecnie na przegląd więc w ruch poszedł rower zimowy. Zastanawiałem się nad zakupem roweru MTB, przełajowego lub gravela ale obecne ceny nawet rowerów używanych odstraszyły mnie skutecznie, bardzo trzyma mnie budżet i wolałem zrobić z tego co mam jakiś rower niż inwestować w kolejny. Ściągnąłem więc ze strychu rower który kiedyś przerobiłem na szosę po zniszczeniu pierwszej jaką posiadałem. Ma dokładnie 40 lat i stał co najmniej 8. Trochę trwało zanim doprowadziłem go do ładu, z poprzedniej zimówki w której stale odkręcał się suport wziąłem kilka rzeczy takich jak prowadnica do linek bo przerzutka która tutaj była miała zupełnie inne a musiałem ją wymienić. Tak naprawdę wymieniłem sporo rzeczy. Na początek korba, aby zastosować starą musiałem wymienić cały suport i oś korby. Znalazłem w sieci dokładnie taki suport jak potrzebuję z gwintem włoskiem ale osi odpowiedniej długości nie było nawet używanej. Kiedyś kupiłem omyłkowo suport z gwintem włoskim przystosowany do korb Hollowtech 2 i teraz się przydał. Wrzuciłem więc starą korbę trzyrzędową, tarcze przejechałem pilnikiem bo były już trochę zjechane. Wymieniałem łańcuch, koła nie nadawały się do niczego więc włożyłem jedne z tych które miałem w zapasie z 9 rzędową kasetą. Manetki na ramie spokojnie obsługiwały pełen zakres biegów i nie było problemów z regulacją. Do tego musiałem wymienić wszystkie linki i pancerze, tego akurat mam zawsze pod dostatkiem i nie musiałem nic dokupować, nasmarowałem stery, założyłem opony które kilka lat leżały w garażu o szerokości 32 mm, spokojnie do tej ramy weszłoby nawet 40 mm. Na starych kolach rower ważył prawie 16 kilogramów z błotnikami i bagażnikiem, nie wyrzucałem go bo dodatkowo stabilizował błotnik. Nie pozbyłem się dynama ale nie byłem w stanie go uruchomić bo nie znalazłem w domu żarówek. Po założeniu lepszych kół waga spadła o kilkaset gram i może wynosi teraz 15 kilogramów. Ten rower ma również jedną wadę, brak mocowania koszyków na bidon, mi to akurat nie przeszkadza bo zimą nigdy nie korzystam z bidonów. Pierwszy krótki test wypadł pomyślnie ale schody zaczęły się na dłuższej trasie. Przed jazdą wymieniłem jeszcze pedały na zatrzaskowe, miernik mocy nie był mi dzisiaj niezbędny i wolałem go nie ruszać. Uchwyt na licznik nie pasował do tego roweru ale poradziłem sobie z tym stosując adapter do kierownicy. Kolejny dylemat to montaż torebki podsiodłowej, nijak nie pasowała a nie wiem gdzie schowałem pozostałe wśród których była pasująca do tego roweru. Schowałem więc do plecaka w którym znalazł się m.in. bukłak z wodą. Plecak jak zwykle schowałem pod kurtkę, ubrałem się na około 0 stopni zabierając cieplejsze rękawiczki do plecaka. Samo ubieranie się i przygotowanie zajęło około 20 minut ale o tej porze roku inaczej być nie może. Chęć jazdy była tak duża, że w niczym to nie przeszkodziło. Upewniłem się czy wszystko mam i wyjechałem. Już na starcie problemy z przełożeniami, dopiero po chwili udało mi się dojść do tego jak je zmienić, zapomniałem już o tym, że gorzej zmienia się biegi przy pomocy manetek na ramie niż klamkomanetek bo trzeba to robić z wyczuciem a nie liczyć kliknięcia. Chwilę zajęło rozkulanie roweru ale jak już się udało to trzymanie prędkości nie było tak trudne. Szukałem punktu odniesienia ale brak miernika mocy nie ułatwiał zadania, trzymając się tętna powinienem znacznie zwolnić bo wartości były już wysokie. Nie mogłem skupić się na tego typu duperelach tylko musiałem orientować się co dzieje się na drodze. Bezpiecznie to było może na kilku odcinkach a tak to cały czas musiałem mieć ręce na klamkach hamulcowych. Pierwsza sytuacja już po kilku kilometrach gdy z pobocza wyjechał samochód wprost pod moje koła, gdyby kierowca z tyłu nie zahamował to uderzyłby w ten samochód a przy okazji zgniótł mnie i mój rower. Jedną taką sytuację idzie przeboleć i o niej zapomnieć ale chwilę później kolejna bardzo podobna. Po zjeździe na którym się rozpędziłem musiałem hamować niemal do zera bo z bocznej drogi wyjechał samochód który nie miał zamiaru się zatrzymywać, miałem jednak czas na reakcję i zwolniłem do zera przy okazji tracąc orientację przy zmianie przełożeń co skończyło się spadniętym łańcuchem. Przy okazji dowiedziałem się, że na kilku koronkach łańcuch przeskakuje a z małej tarczy 30 nie mogę korzystać bo również przeskakuje łańcuch. Miałem wiec do dyspozycji dwie tarcze z przodu i 6 koronek z tyłu co jednak w pełni mi wystarczyło i jechałem na dosyć dużej kadencji mimo tego, że czujnik który zamontowałem nie działał. Ta sytuacja wybiła mnie nieco z rytmu ale później już było lepiej. Nie czułem się bezpiecznie na drodze, przed każdym niewidocznym łukiem zwalniałem, nie puszczałem maksymalnie roweru na zjeździe, na nielicznych odcinkach byłem w stanie jechać równym tempem. Nie czułem zmęczenia ani żadnych oznak słabości które zwykle towarzyszyły mi podczas pierwszych jazd po przerwie. Myślałem, że najgorsze sytuacje mam już za sobą ale pomyliłem się, dojeżdżając do Landka na dosyć widocznym odcinku wyprzedzał mnie samochód który jednak od razu odbił maksymalnie w prawo, ja również ale miałem obok siebie rów pełny wody, aby nie wpaść do wody wykonałem najbardziej bezpieczny z możliwych manewr czyli zamortyzowałem upadek kładąc się na lewą stronę, rower wpadł do wody ale ja byłem suchy ale o centymetry od samochodu który wciąż się poruszał. Było mega niebezpiecznie ale żaden z nas nie był odpowiedzialny za tą sytuację, z przeciwka jechał samochód na czołówkę któremu gdzieś się śpieszyło. Po tym wszystkim chwilę dochodziłem do siebie, odjechało mi się dalszej jazdy ale jakoś musiałem dojechać do domu. Na ostatnich 8 kilometrach miały miejsce dwie kolejne podobne sytuacje. Po kilku spokojnych kilometrach gdzie walczyłem z wiatrem i często także przeskakującym łańcuchem znowu przeżyłem moment grozy. Na ostatnim szybkim zjeździe postanowiłem przełamać się i nieco rozpędzić ale znowu musiałem hamować aby uniknąć czołowego zderzenia z samochodem wyprzedzającym na trzeciego. Musiałem uciec z drogi, straciłem panowanie nad rowerem przy niemal zerowej prędkości i poleciałem na pobocze, wybrudziłem i tak brudne już ciuchy, poczułem lekki ból barku ale nic poważnego i szybko się pozbierałem. Ostatniej na trasie czołówki uniknąłem w podobny sposób ale miałem czas na reakcje i udało się utrzymać równowagę, nie chcę myśleć co byłoby gdybym jechał na karbonowej szosie z węższymi i bardziej łysymi oponami. Na moje szczęście wyszedłem z tych sytuacji ciało, roweru nie szkoda, ciuchy się wypierze, z głowy wyrzuci wszystkie myśli a ewentualne bóle szybko miną. Co rok jest mniej bezpiecznie na drogach, gdy mogę to uciekam na ścieżki lub boczne drogi ale nie zawsze się da. Niektórzy ludzie chyba stracili umiejętność myślenia bo pewnych sytuacji nie da się logicznie wytłumaczyć. Egoizm i zaspokojenie własnego ego bierze górę nad zdrowym rozsądkiem i bezpieczeństwem. Wszystkich decyzji i własnych błędów nie da się zwalić na Rząd co próbuje się robić w obecnej sytuacji. Od tego marasu medialnego i rządkowego staram się trzymać z daleka ale czasami nie da się tego uniknąć. Dobrze na tym Świecie już było, nie umieliśmy tego docenić i mamy to na co zasłużyliśmy.


Siłownia 4
Czwartek, 19 listopada 2020 Kategoria Zima
| Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:20 | min/km: | |
| Pr. maks.: | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 126126 ( 64%) | HRavg | 95( 48%) | |
| Kalorie: | 345kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary | |||
Pierwszy trening siłowy ukierunkowany na to co w kolarstwie jest najbardziej potrzebne czyli nogi. Rozgrzewka i ćwiczenia ogólnorozwojowe te same a później kilka sprawdzonych ćwiczeń z poprzednich lat oraz jedno nowe. Na rozgrzewce znów nie mogłem się skupić ale opóźnienie treningu nie wchodziło w grę bo musiałbym go skrócić. Gdy w końcu się skoncentrowałem jakoś to wyglądało. Po ogólnorozwojowe połączyłem przyjemne z pożytecznym i przetransportowałem 12 worków po 25 kilogramów z parteru na piętro. Do pokonania było m.in. 15 schodów. Biorąc naraz dwa worki wyszło dokładnie 6 kursów. Po każdym musiałem zejść w dół. Mimo dużego obciążenia podczas ćwiczenia byłem w stanie skupić się na poprawności jego wykonania i płynnie przenosiłem obciążenie z jednej na drugą nogę równomiernie je obciążając. Po tym ćwiczeniu zrobiłem przerwę bo musiałem dobrać odpowiednie obciążenie do kolejnych. Na początek dwie hantle po 12,5 kilogramów i proste ćwiczenie a mianowicie wykroki w przód do kąta prostego w kolanie z obciążaniem obu nóg naprzemiennie. Tutaj już były cztery serie po 5 powtórzeń na każdą nogę. Krótka przerwa i w ruch poszła 40 kilogramowa sztanga. Przy tym ćwiczeniu zdecydowałem się skorzystać z asysty jakbym nie wytrzymał obciążenia. Nie było jednak tak źle, półprzysiady wprowadziłem w ubiegłym roku i zostały na stałe w rozpisce ćwiczeń. Serie znów były cztery ale powtórzenia tylko trzy w każdej. Na początek wystarczy. Ostatnie ćwiczenie jakie wykonałem to martwy ciąg z 60 kilogramowym obciążeniem. Zdarzało się już większe ale nie na pierwszym treningu. Poszło całkiem sprawnie i poczułem ulgę bo na koniec nogi już piekły. Wydłużyłem w celu lepszej regeneracji czas rolowania i rozciągania mięśni. Wieczorem znów dłużej niż zwykle się rolowałem by kolejnego dnia wstać wypoczętym. Kolejny trening to pierwsza przejażdżka na rowerze po 3 tygodniowej przerwie.
Marszobieg 3
Środa, 18 listopada 2020 Kategoria Marszobieg, Zima
| Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:31 | min/km: | 6:30 |
| Pr. maks.: | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 174174 ( 89%) | HRavg | 144( 73%) | |
| Kalorie: | 771kcal | Podjazdy: | 250m | Aktywność: Bieganie | |||
Ciężki dzień zwieńczony całkiem dobrym marszobiegiem. Po pracy zdążyłem jeszcze przygotować i zjeść posiłek węglowodanowy, zagruntować 4 ściany w remontowanym pokoju, nastawić pranie i wiele innych rzeczy i dopiero mogłem ruszyć na trening, wszystko zajęło niecałe 3 godziny. Byłem zadowolony, ze udało się to wszystko pogodzić, inaczej myślał mój organizm który był zmęczony i po rozgrzewce przekonałem się, że łatwo nie będzie. Zmodyfikowałem wiec lekko trasę, rezygnując skracając podbiegi na trasie do minimum. Po ostatnim biegu miałem problem z lewą stopą a konkretnie piętą która bolała mnie przez kilka godzin. Zastosowałem prosty zabieg wymieniając wysłużone już wkładki na dokładnie takie same tylko nowe i liczyłem, że to pomoże. Poza trasą nie zmieniałem nic w założeniach. Po raz pierwszy zabrałem ze sobą plecak z bukłakiem, nie zapomniałem o lampkach czołowych ale odblaski zostały w domu. Już na starcie zbuntował się telefon który gubił sygnał GPS, zawsze mam ze sobą dwa urządzenia na wypadek jakby jedno z nich zawiodło. Długo zbierałem się do biegu, już na początku musiałem się zatrzymać i poprawić wkładkę w bucie bo ugniatała mnie dosyć boleśnie i dopiero mogłem ruszyć dalej. Jednym z plusów popołudniowego biegu w środku tygodnia było to, że w lasach było praktycznie pusto, na drogach spory ruch i w zasadzie każde miejsce przekroczenia drogi wiązało się z utratą tempa a nawet zatrzymaniem się. Mimo wyraźnego osłabienia moje tempo było całkiem niezłe. Powoli się rozkręcam, nowe wkładki dodawały komfortu i pewności siebie. Gdy tylko znalazłem się tam gdzie czuję się najlepiej czyli na podbiegu zapomniałem o bólu i zmęczeniu i rozwinąłem całkiem niezłe tempo. Nieco dłuższe wstawki biegu powodowały narastające zmęczenie ale nie poddawałem się. Na Dębowcu czyli najwyższym punkcie na trasie pojawiłem się prawie 2 minuty szybciej niż planowałem to pozwoliło na krótszą przerwę, załączyłem lampki i zacząłem to czego nie lubię czyli zbieg w dół. Nie potrafię rozwinąć mocniejszego tempa w dół ale nie zamierzam być maratończykiem więc nie ma sensu na siłę poprawiać tej słabej strony. W narastającym mroku kierowałem się w stronę domu. Na szlaku spotkałem kilka osób w żaden sposób nie przygotowanych na warunki jakie panowały na szlaku. Nie chciałem się zatrzymywać i zrobiłem to dopiero w momencie przekroczenia drogi asfaltowej. Po 12 kilometrach mój organizm już odmawiał posłuszeństwa ale mimo to nie poddałem się i musiałem dołożyć blisko 500 metrów trasy aby wypełnić plan na ten dzień. W domu byłem o zmroku, zmęczony ale zadowolony po dobrze wykorzystanych 90 minutach. Kolejnym zaskoczeniem było to, że już 2 godziny później czułem się dobrze a zwykle zmęczenie po marszobiegu odczuwałem jeszcze kilkanaście godzin później. Po spokojniejszych tygodniach powoli przyzwyczajam się do coraz dłuższych i intensywniejszych wysiłków nie zapominając przy tym o regeneracji organizmu. Są rzeczy które można zrobić lepiej, ale lepsze jest wrogiem dobrego więc czasami warto nic nie zmieniać.
Siłownia 3
Wtorek, 17 listopada 2020 Kategoria Zima
| Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:10 | min/km: | |
| Pr. maks.: | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 127127 ( 65%) | HRavg | 88( 45%) | |
| Kalorie: | 235kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary | |||
Pierwszy trening w nowym tygodniu to znów ćwiczenia ogólnorozwojowe i siłowe które będę powtarzał do oporu, przynajmniej do końca lutego. Przed rozgrzewką byłem bardzo rozkojarzony i nie umiałem się skupić. Opóźnienie treningu o kwadrans i zastosowanie zabiegu który pomógł mi uporządkować myśli pomogło i 20 minut później byłem zmotywowany i skupiony. Rozgrzewka jak zwykle była konsekwentna, rzetelna i dokładna. W tym roku zamierzam skupiać się na każdym najdrobniejszym szczególe bo w tym miejscu tkwią największe rezerwy jakie ma mój organizm. W zasadzie dołożyłem tylko jeden element do rozgrzewki w odniesieniu do poprzednich lat i trwa ona kilka minut dłużej co akurat jeszcze bardziej eliminuje podatność na kontuzje i urazy które łatwo złapać przy zbyt dużym obciążeniu i słabo rozgrzanym organizmie. Obecnie moje treningi są jeszcze chaotyczne ze względu na remont i konieczność korzystania z 3 pomieszczeń podczas treningu. Jak się z tym uporam to wszystko będzie w jednym miejscu. Po rozgrzewce przystąpiłem do ćwiczeń ogólnorozwojowych których ilość, serie oraz powtórzenia były takie same jak na ostatnim treningu. Po tych ćwiczeniach już właściwa część treningu czyli siła. Ostatnio pracowałem nad wzmocnieniem mięśni robiąc więcej serii i powtórzeń, teraz zrobiłem tyle samo ćwiczeń i serii ale z mniejszą ilością powtórzeń i 30 % większym obciążeniem. Skupiłem się dokładnie na jakości wykonywanych ćwiczeń i myślę, że pod tym względem wyszło nieźle. Problemu z wytrzymaniem na tych obciążeniach też nie było. Na razie wszystko wygląda bardzo dobrze. Łatwo wdrożyłem się w trening, łatwo wykonuję wszystkie ćwiczenia i mój organizm nie buntuje się gdy obciążenia idą do góry. Nie muszę się obawiać o kolejne tygodnie gdzie obciążenia będą już spore i dojdą także treningi specjalistyczne na trenażerze. Do sezonu daleko ale chcąc być mocny w sezonie trzeba teraz ciężko pracować. Po treningu tradycyjne zabiegi regeneracyjne z dodatkowym hydromasażem i kąpielą w wodzie z dodatkiem magnezu. Nic więcej mojemu organizmowi nie trzeba.
Siłownia 2
Sobota, 14 listopada 2020 Kategoria Zima
| Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:10 | min/km: | |
| Pr. maks.: | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 123123 ( 63%) | HRavg | 90( 46%) | |
| Kalorie: | 251kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary | |||
Trening bliźniaczy do poprzedniego. Po solidnej rozgrzewce i podstawowych ćwiczeniach zająłem się trzema partiami mięśni, powtórzyłem dwa ćwiczenia na barki a także po dwa ćwiczenia na biceps i triceps. Nad tymi partiami pracowałem ubiegłej zimy. Dużo łatwiej wykonywało się te ćwiczenia na niższych obciążeniach niż na koniec ubiegłej zimy. Po treningu czułem mięśnie ale odpowiednie rozciągnięcie i wyrolowanie bólu pomogło przywrócić organizm do normy.
Siłownia 1
Czwartek, 12 listopada 2020 Kategoria Zima
| Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | min/km: | |
| Pr. maks.: | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 124124 ( 63%) | HRavg | 85( 43%) | |
| Kalorie: | 190kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary | |||
Druga aktywność jaką będę w najbliższym czasie wykonywał to ćwiczenia siłowe w domowym zaciszu. Ostatnio zrobiłem kilka ćwiczeń imitacyjnych i zaadoptowałem organizm to konkretnego wysiłku. Nie jestem typem człowieka który pracuje nad jedną partią mięśni która pracuje podczas jazdy rowerem czyli nogami i staram się wzmacniać każdą partię. Ostatni sezon pokazał, że jest to wskazane. Nie miałem żadnych problemów podczas długich tras, nawet jeśli zmuszałem do wysiłku inne partie mięśni niż te które wprawiają rower w ruch. Wykonanie solidnej bazy przy pomocy treningu ogólnorozwojowego znacznie ułatwia mi budowanie formy i utrzymanie jej przez dłuższy czas, to jak budowanie domu opartego na silnym gruncie i fundamencie a sama jazda rowerem to jak zaczynanie budowy domu od ścian. Taki dom z reguły jest słabszy, mniej trwały i szybciej się rozpada jak forma rowerowa. Pierwszy trening poszedł gładko. Zacząłem tradycyjnie od rozgrzewki urozmaiconej 10 minutami na orbitreku. Później kilka ćwiczeń bez ciężarów i 30 minut właściwego treningu siłowego. Pracowałem nad tymi partiami które nieco zaniedbałem poprzedniej zimy. Po treningu tradycyjne rozciąganie i rolowanie partii mięśni nad którymi pracowałem. Początek jest obiecujący i oby tak dalej.
Marszobieg 1
Środa, 11 listopada 2020 Kategoria Marszobieg, Zima
| Km: | 9.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:07 | min/km: | 7:26 |
| Pr. maks.: | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 161161 ( 82%) | HRavg | 131( 67%) | |
| Kalorie: | 467kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Bieganie | |||
Pierwszy trening w okresie przygotowawczym do sezonu 2021. Przez ostatnie dwa tygodnie odpocząłem, zregenerowałem się po ciężkim i wymagającym sezonie i z nowymi siłami mogę zacząć trenować. Na pierwszy rzut poszedł marszobieg. Pamiętam jak rok temu ciężko było wdrożyć się do tej aktywności po wielu latach przerwy. Liczyłem, że teraz z ubiegłorocznym doświadczeniem będzie łatwiej. Nie chcąc przedobrzyć wolałem zacząć ostrożnie i zachowawczo. Na biegi w stałym tempie na razie się nie decyduję bo pamiętam jak to było kiedyś gdy nabawiłem się poważnej kontuzji po której nie umiałem się pozbierać. Ta aktywność ma być tylko dodatkiem, odskocznią i nie wypada abym sobie radził lepiej w biegach niż kolarstwie. Zacząłem więc spokojnie od marszu z minutowymi wstawkami biegu. Nim ruszyłem porządnie się rozgrzałem i dzięki temu było łatwiej. Trasę również wybrałem łatwą ale starałem się trzymać raczej leśnych, terenowych dróg bo nie lubię biegać po twardej nawierzchni. Początek był trudny ale z każdą chwilą szło lepiej. Po kilkunastu minutach stwierdziłem, że popełniłem błąd wychodząc z domu około południa, powinienem wyjść rano bo wtedy zazwyczaj było znacznie mniej ludzi na szlakach. Nawet czerpałem przyjemność z aktywności ale nie chciałem przedobrzyć i po zaplanowanych 70 minutach wróciłem do domu. Jedyny czynnik który mógłby mnie martwić to wysokie tętno podczas biegu ale to nie jest powód do niepokoju już wiele razy miałem podwyższone tętno i nie przeszkodziło mi to w niczym.
Siłownia 36
Czwartek, 26 marca 2020 Kategoria Zima, Zima 2020
| Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | min/km: | |
| Pr. maks.: | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 120120 ( 61%) | HRavg | 76( 38%) | |
| Kalorie: | 120kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary | |||
Trenażer 47
Środa, 25 marca 2020 Kategoria Trenażer, Zima, Zima 2020
| Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 0.00 |
| Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 166166 ( 85%) | HRavg | 134( 68%) |
| Kalorie: | 1168kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze | |||
Po wczorajszych przygodach nie miałem wystarczającej ilości czasu na doprowadzenie sprzętu do użytku i z dwojga złego wybrałem trenażer. Szybciej było przełożyć pomiar mocy do drugiego roweru który przystosowałem do trenażera niż bawić się w zmiany koła lub na szybko sprawdzać łańcuch. Czasu na jazdę też nie miałem dużo i nawet lepiej, że nie pojechałem na szosę bo raczej nie byłbym w stanie zrealizować wszystkich założeń treningowych. Na początku miałem drobne problemy z łącznością z czujnikami ale szybko się z tym uporałem i mogłem przystąpić bez przeszkód do treningu.
Zacząłem z wysokiej kadencji i dosyć dobrze noga podawała to utrzymywałem cały czas wysoki rytm. Musiałem jakoś rozgrzać nogę wiec po kilku minutach jazdy na stałej mocy zwiększyłem obciążenie i tak 4 razy aż doszedłem do mocy progowej. Później chwila na dostarczenie węglowodanów i byłem gotowy do pracy w 5 strefie. Chciałem trzymać kadencje w okolicy 70 ale nie byłem w stanie, zupełnie odzwyczaiłem się od niskich kadencji i nie lubię takiego przepychania, łatwiej wtedy utrzymać moc ale gorzej utrzymać koncentrację. Przedział 75-80 okazał się łatwiejszy do utrzymania. Początek to tradycyjne szukanie przełożenia na którym najlepiej utrzymać właściwą moc, po kilkudziesięciu sekundach się udało i mogłem się skupić na trzymaniu stałego tempa. Czas szybko leciał i już było po pierwszym powtórzeniu. Nie musiałem nawet zbytnio odpoczywać i do drugiego przystępowałem równie świeży jak do pierwszego. Zastosowałem lżejsze przełożenie ale większy opór trenażera i łatwiej było trzymać niższą kadencję, pod koniec odcinka już doszedłem do wyższej kadencji ale 80 nie przekroczyłem. Równie szybko jak wcześniej zregenerowałem siły przed ostatnimi 8 minutami w 5 strefie. Czas już się dłużył, obciążenie też zastosowałem większe przez co moc jaką generowałem była nieco wyższa niż podczas 2 pierwszych powtórzeń. Nie planowałem już żadnych akcentów ale brakowało mi do 100 TSS i dołożyłem dwa 60 sekundowe sprinty na bardzo wysokiej kadencji i mocy w okolicy FTP. Tętno podczas tych powtórzeń rosło dużo szybciej i różnica miedzy najniższym a najwyższym była większa niż w podczas wcześniejszych 8 minutowych prób. Kadencja ma wpływ na tętno, im wyższa tym zmiany tętna są większe. Ostatnie kilka minut to stopniowa redukcja obciążenia. Trening na papierze wyszedł mocny ale nie odczułem go zbytnio i pewnie gdybym trenował na zewnątrz obciążenie byłoby znacznie bardziej odczuwalne.

Zacząłem z wysokiej kadencji i dosyć dobrze noga podawała to utrzymywałem cały czas wysoki rytm. Musiałem jakoś rozgrzać nogę wiec po kilku minutach jazdy na stałej mocy zwiększyłem obciążenie i tak 4 razy aż doszedłem do mocy progowej. Później chwila na dostarczenie węglowodanów i byłem gotowy do pracy w 5 strefie. Chciałem trzymać kadencje w okolicy 70 ale nie byłem w stanie, zupełnie odzwyczaiłem się od niskich kadencji i nie lubię takiego przepychania, łatwiej wtedy utrzymać moc ale gorzej utrzymać koncentrację. Przedział 75-80 okazał się łatwiejszy do utrzymania. Początek to tradycyjne szukanie przełożenia na którym najlepiej utrzymać właściwą moc, po kilkudziesięciu sekundach się udało i mogłem się skupić na trzymaniu stałego tempa. Czas szybko leciał i już było po pierwszym powtórzeniu. Nie musiałem nawet zbytnio odpoczywać i do drugiego przystępowałem równie świeży jak do pierwszego. Zastosowałem lżejsze przełożenie ale większy opór trenażera i łatwiej było trzymać niższą kadencję, pod koniec odcinka już doszedłem do wyższej kadencji ale 80 nie przekroczyłem. Równie szybko jak wcześniej zregenerowałem siły przed ostatnimi 8 minutami w 5 strefie. Czas już się dłużył, obciążenie też zastosowałem większe przez co moc jaką generowałem była nieco wyższa niż podczas 2 pierwszych powtórzeń. Nie planowałem już żadnych akcentów ale brakowało mi do 100 TSS i dołożyłem dwa 60 sekundowe sprinty na bardzo wysokiej kadencji i mocy w okolicy FTP. Tętno podczas tych powtórzeń rosło dużo szybciej i różnica miedzy najniższym a najwyższym była większa niż w podczas wcześniejszych 8 minutowych prób. Kadencja ma wpływ na tętno, im wyższa tym zmiany tętna są większe. Ostatnie kilka minut to stopniowa redukcja obciążenia. Trening na papierze wyszedł mocny ale nie odczułem go zbytnio i pewnie gdybym trenował na zewnątrz obciążenie byłoby znacznie bardziej odczuwalne.









