Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

No Limited 2019

Dystans całkowity:4001.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:146:33
Średnia prędkość:27.30 km/h
Maksymalna prędkość:92.00 km/h
Suma podjazdów:52914 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:171 (87 %)
Suma kalorii:65985 kcal
Liczba aktywności:59
Średnio na aktywność:67.81 km i 2h 29m
Więcej statystyk

Trening 102

Wtorek, 10 września 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 76.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:45 km/h: 27.64
Pr. maks.: 59.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 181181 ( 92%) HRavg 135( 69%)
Kalorie: 1136kcal Podjazdy: 910m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po deszczowym początku tygodnia przyszła poprawa pogody która stała się bardziej sprzyjająca do jazdy. Niestety to jedyna sprzyjająca okoliczność. Po ostatnich ciągłych zmianach pogody przyplątało się do mnie jakieś przeziębienie, na razie jestem osłabiony i szybko się męczę. Na tym etapie sezonu ma to wyraźny wpływ na moją formę a konkretnie jej ucieczkę. Przed wyjazdem na ostatni trening decydujący o moim stracie w GMP popełniłem kilka błędów, m.in. nie zmieniłem kół na treningowe. Nie był to jedyny problem, miałem problem z uruchomieniem licznika i kilka minut walczyłem z tym aż w końcu się udało. Wyjechałem z kilkuminutowym poślizgiem i wtedy się okazało że nie działa miernik mocy a czujnik tętna ciągle gubi sygnał. Nie wróżyło to niczego dobrego a na tym się nie skończyło. Po kilku minutach jazdy czułem, że noga nie podaje jak należy. Do tego doszły problemy z znowu spadającym łańcuchem i blokującą się klamkomanetką. W sumie było dosyć powodów aby wrócić do domu ale miałem nadzieję że coś dobrego tego dnia mnie jeszcze spotka. Starałem się jechać spokojnie ale nie wychodziło to zbyt dobrze bo na start rundy GMP przyjechałem zmęczony. Jechałem podobnym tempem jak poprzednim razem. Moja dyspozycja na pojazdach pozostawiła sporo do życzenia a na zjazdach czułem się fatalnie. Niby poprawiłem czas i kilka sekund ale nie byłem z tego zadowolony. Na dokładkę dołożyłem sobie jeszcze podjazd na Chełm. Początek podjazdu ma fatalną nawierzchnię a dalej z kolei nie ma zbyt dużego nachylenia. Im bliżej końcowego fragmentu podjazdu rosła moja motywacja do mocnej jazdy. Gdy już obrałem optymalny tor jazdy to przede mną pojawił się niedzielny rowerzystka zjeżdżający z góry zakosami aż w końcu wylądował w rowie. Poza tym, że musiałem się zatrzymać i zaczynać podjazd od rozpędzenia roweru to nic się nie stało. Nie mając podglądu na moc nie wiedziałem ile z siebie daję .Podjazd pokonałem równym tempem a na szczycie byłem wykończony. Już wtedy byłem bliski rezygnacji z GMP a to co stało się później ostatecznie pomogło mi podjąć decyzję. Zjazd odpuściłem, chciałem wrócić tą samą drogą do Godziszowa i gdy skręciłem w lewo to zobaczyłem tego samego rowerzystę co miał problem z utrzymaniem prostego toru jazdy leżącego na jezdni . Odbiłem w boczną dróżkę z bardziej złą nawierzchnią i bardzo wolno i ostrożnie dojechałem do głównej. Czułem zmęczenie po podjeździe mimo fakty, że od końca mocnej jazdy minęło już 5 minut. Kolejne kilkanaście minut to walka z słabymi nogami i wysokim tętnem. Na podjeździe w Lipowcu przestałem się tym przejmować a zdecydowanie najgorszy moment dopiero nadchodził. Zamiast jechać w kierunku Brennej skręciłem w lewo na skróty. Po kilkudziesięciu metrach tuż za zakrętem musiałem minąć się z traktorem i zjechałem maksymalnie na prawo i nie zauważyłem kamienia leżącego na jezdni i najechałem na niego tylnym kołem. Coś strzeliło ale nie zatrzymywałem się, nic niepokojącego się nie działo przez kilka minut. Później jechało się coraz ciężej , okazało się że znowu ucieka powietrze z przedniego koła. Doszedłem do wniosku że to jest skutek tego strzału i skupiłem się na bezpiecznym dojeździe do stacji benzynowej w celu dopompowania powietrza. Zupełnie bez chęci dojechałem do domu. Był to zdecydowanie najgorszy i najbardziej pechowy dzień w tym roku. Brakowało jedynie upadku który mógłby przyśpieszyć koniec sezonu. Wszystkie wątpliwości jakie miałem zostały rozwiane, mój start w GMP nie ma najmniejszego sensu. Gdybym nie był kandydatem do ostatnich miejsc, miał sprawny sprzęt oraz dyspozycję pozwalającą na przejechanie 100 kilometrów w dobrym tempie to bym podjął wyzwanie. Już w tym roku zdecydowałem się na jeden start który przyniósł mi prawie same straty i nie chcę powtórki. Do końca sezonu będę próbował sił w czasówkach bo tylko tam stać mnie na pokazanie choćby odrobiny możliwości.


Trening 101

Sobota, 7 września 2019 Kategoria No Limited 2019, Trening 2019, Szosa, Cube 2019, avg>30km\h, 50-100, Samotnie
Km: 66.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:02 km/h: 32.46
Pr. maks.: 57.00 Temperatura: 12.0°C HRmax: 154154 ( 78%) HRavg 132( 67%)
Kalorie: 816kcal Podjazdy: 300m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Weekend nie zapowiadał się najlepiej, sobota praktycznie cała zajęta i jedyna opcja treningu to godziny wczesnodopołudniowe. Po głowie chodził wcześniej m.in. Uphill na Magurkę, miałem okazje pożyczyć profesjonalny rower MTB i sprawdzić się w trochę innych warunkach. Długość treningu zależała wyłącznie od godziny wyjazdu. Nie byłem w stanie położyć się odpowiednio wcześnie a poprzednich nocy spałem mniej niż powinienem i nie byłem w stanie wyjechać szybciej niż o 7 co dawało zaledwie 2 godziny na trening. Byłem niewyspany i bardzo niechętny do jazdy i o mocnym treningu mogłem zapomnieć. Na wyjazd w góry nie liczyłem bo nie miałem tyle czasu, objazd po raz kolejny rundy GMP też odrzuciłem i wybrałem się na prawie płaską trasę wokół Jeziora Goczałkowickiego. Poranek był zimny i chwile straciłem na wyborze odpowiedniego stroju a samo ubieranie także zajęło więcej czasu niż w ostatnich miesiącach. Gdy już wyjechałem to byłem pewny, że ubrałem się idealnie do warunków. Przez miasto szybko przejechałem, zaryzykowałem i nie skorzystałem ze ścieżki rowerowej. Po wyjeździe z Bielska pojawił się pierwszy podjazd. Starałem się wjechać spokojnie a gdy nachylenie spadło to pojawił się wiatr który miał duży wpływ na tempo. Pagórkowaty odcinek to Mazańcowic poszedł jako tako a dalej to już walka z bocznymi podmuchami wiatru. Mimo to udało się jechać całkiem dobrym tempem. Z zapasem czasowym dotarłem do Zabrzega i musiałem się przedostać przez zaporę do Goczałkowic. Na moje szczęście bramki były otwarte a deptak zupełnie pusty i nie musiałem hamować. Gdy skręciłem na zachód to byłem nieco rozczarowany, wiatr znowu wiał bardziej z boku niż w plecy i nie miał zbyt korzystnego wpływu na jazdę. Trzymałem dobry rytm przez całą drogę do Strumienia i dzięki temu byłem w stanie sprawniej walczyć z wiatrem jadąc w kierunku Chybia. Miałem jeszcze prawie godzinę czasu i postanowiłem wrócić dłuższą drogą przez Pierściec. Niestety nie udało się przejechać przez Zaborze bo trafiłem na zamkniętą drogę i musiałem zawrócić, bocznymi drogami dojechałem do głównej i skręciłem w prawo na Jasienicę. Podjazd w Rudzicy wjechałem nieco mocniej ale później wróciłem do 2 strefy i trzymałem ją aż do wjazdu do Bielska gdzie zluzowałem i z nogi na nogę dojechałem do domu. Fajny trening, szkoda, że nie miałem więcej czasu i już wtedy przeczuwałem, ze może to być ostatni wyjazd w tym tygodniu.



Trening 100

Czwartek, 5 września 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 65.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:20 km/h: 27.86
Pr. maks.: 64.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 132( 67%)
Kalorie: 954kcal Podjazdy: 800m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Ogólny plan na ten dzień zakładał mocny trening. Nie wiedziałem dokładnie ile będę miał czasu ale okazało się, że na tyle dużo, że nawet 3 godzinny trening wchodził w grę. Nie chcąc po raz kolejny podjeżdżać kilkakrotnie na Przegibek ruszyłem w kierunku Równicy. Dawno mnie tam nie było a na tym podjeździe zawsze udaje mi się wydobyć wszystkie pokłady mocy. Pogoda była niemal identyczna jak wczoraj, bezchmurne niebo i dosyć niska temperatura skłoniła mnie do schowania do kieszonki kurtki oraz ubranie potówki i rękawiczek. Wiało znowu z południa i dojazd do Ustronia to miała być ciągła walka z wiatrem. Najważniejszą rzeczą dla mnie było przeprowadzenie jak najlepszej rozgrzewki. Rozgrzewka to jedyna rzecz jaką miałem rozpisaną przed treningiem. Wyjeżdżając czułem, że noga nie jest tak dobra jak dzień wcześniej. Wiedziałem, ze będzie ciężko ale o to chodzi w trenowaniu, im jest ciężej tym są lepsze efekty. Rozgrzewkę podzieliłem na kilka części. Pierwsza z nich to 30 minut spokojnej jazdy w strefie 1 ze stopniowym zwiększaniem mocy do strefy 2. Zacząłem spokojnie i na hopkach starałem się jechać mocniej. Noga się rozkręcała i mogłem przystąpić do 2 części rozgrzewki. Zaplanowane dwa minutowe akcenty w 3 strefie z 2 minutowym odpoczynkiem w 1 strefie nie wyszły za dobrze. Podczas pierwszego napotkałem na skrzyżowanie na którym musiałem skręcić w prawo i na moment puścić korby. Drugi sprint już był lepszy a później 10 minut w strefie 1-2 przed najważniejszą częścią rozgrzewki. W ostatnim czasie wprowadziłem do swoich treningów powtórzenia metodą schodkową. W ramach rozgrzewki zwiększam, moc co minutę. Tym razem zaczynałem z 4 strefy a kończyłem w 5. Po dwukrotnym zwiększeniu mocy i 3 minutach wysiłku odpuściłem i spokojnie dojechałem do początku podjazdu na Równice. Już wtedy podjąłem decyzje, że spróbuje utrzymać jak najwyższą moc w czasie 10 minut. Na początku podjazdu powtórzyłem schodki z trzeciej części rozgrzewki. Noga już była dobrze rozgrzana i pierwsze trzy minuty podjazdu poszły gładko. Następnie odpuściłem na 3 minuty, trzymałem się 4 strefy a gdy tylko przejechałem odcinek brukowy to ruszyłem dużo mocniej. Noga podawała jak szalona, dawno tak dobrze się nie czułem i kolejne metry szybko mijały. Po 7 minutach mocnej jazdy miałem jeszcze spore rezerwy mocy a do szczytu pozostał tylko kilometr. Ostatnie 3 minuty były jeszcze mocniejsze ale trochę brakowało do końca podjazdu wiec zagiąłem się jeszcze na 10 sekund i zafiniszowałem. Byłem ujechany ale szybko doszedłem do siebie, na szczycie było chłodno i ubrałem kurtkę, zjazd nie należał do przyjemnych, od strony technicznej był poprawny ale wolny. Po zjeździe musiałem uzupełnić bidon, zabrałem tylko jeden a był już pusty i zatrzymałem się w sklepie, rozebrałem kurtkę, zakupiłem wodę i ruszyłem w dalszą drogę. Wybrałem dłuższą i bardziej pagórkowatą trasę, na podjazdach robiłem jeszcze minutowe akcenty w 6 strefie. Pod koniec brakowało już sił, trening fajnie wszedł w nogi. Po raz kolejny udało się zaliczyć 10 minutowy podjazd z mocą około 5,5 W/kg, coraz częściej się to udaje ale wątpię abym zdołał zrobić dwa takie powtórzenia podczas jednego treningu. Forma na razie się utrzymuje i być może uda się jeszcze ją wykorzystać podczas jesiennych wojaży treningowych czy wyścigowych.



Informacje o podjazdach:

Górskie Mistrzostwa Jas-Kółek 2019

Niedziela, 1 września 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 132.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:46 km/h: 27.69
Pr. maks.: 69.00 Temperatura: 25.0°C HRmax: 182182 ( 93%) HRavg 160( 82%)
Kalorie: 2608kcal Podjazdy: 2300m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Długo czekałem na ten dzień. Podczas Road Trophy nie byłem w stanie sprawdzić swoich możliwości i porównać się z kolarzami z czołówki a także miałem sobie coś do udowodnienia. Zmiana terminu miała zarówno swoje plusy jak i minusy. Musiałem zweryfikować swoje plany na dwa weekendy a także nieco skorygować układ treningów aby być jak najlepiej przygotowany. Obrona tytułu jest zawsze wyzwaniem nawet wtedy gdy forma jest bardzo dobra. Przesuniecie zawodów o tydzień wpłynęło na obsadę zawodów a także moje podejście. Moje szanse na utrzymanie Tytułu GMJ znacznie spadły co wywołało dużo luźniejsze podejście do tych jak i kolejnych klubowych zawodów. Przygotowany byłem dobrze, zarówno pod względem fizycznym i sprzętowym a także miałem odpowiedni zapas jedzenia i picia. Po dobrej rozgrzewce stanąłem na starcie. Jedyny minus jest taki, że rozgrzewkę skończyłem 30 minut przed startem i nie wiem czy była ona skuteczna.
Już na początku próby odjazdu od peletonu, nie chciałem nadawać szaleńczego tempa ale jechaliśmy wolno i wyszedłem na czoło. Szybko dojechałem do przodu i zacząłem dyktować tempo. Po chwili na czoło wyszedł Darek i powoli zaczął odjeżdżać. Nie zależało mi na szybkim skasowaniu odjazdu i Darek odjechał a doskoczyły do niego jeszcze dwie osoby. Innym tez najwyraźniej na pogoni nie zależało i trójka zrobiła różnice. Gdy zrobiło się stromiej to do głosu doszli najmocniejsi czyli Patryk i Amadeusz. Ich odpuścić nie mogłem i zaczęliśmy się zbliżać do ucieczki stopniowo odczepiając kolejnych zawodników. Po kilku minutach ucieczka się podzieliła, dwójka szybko została z tyłu a Darek bronił się do połowy podjazdu. Gdy znowu zrobiło się stromiej zaczynało mnie delikatnie brakować, Darek również miał problemy z trzymaniem tempa a z tyłu nikogo nie było już widać. Koledzy delikatnie popuścili i do szczytu dojechaliśmy we trzech. Przed samą przełęczą Patryk odrobinę odjechał i jako pierwszy minął szczyt. Koledzy wymienili bidony a ja w tym czasie wyszedłem na czoło i zacząłem odważnie gnać w dół. Był to jeden z najlepszych zjazdów w moim wykonaniu, czułem się pewnie a fakt, że nikt mnie nie wyprzedził jeszcze dodał mi skrzydeł. Po wjeździe do Międzybrodzia znowu jechaliśmy razem, po zmianach, dosyć spokojnym tempem aż do skrzyżowania. Tam padła decyzja o czekaniu na goniąca nas grupę 5 osób. Była to dobra sytuacja bo zamiast 3 było aż 8 osób do współpracy. Do Porąbki pracowałem, na zjeździe z zapory zjechałem na tył z zamiarem odpoczynku. Już wtedy nie podobała mi się jazda kilku osób, nie wszyscy chcieli dawać zmiany i to trochę burzyło szyk grupy. Jechałem w środku grupy próbując złapać swój rytm, nie bardzo to wychodziło a tempo było dosyć konkretne. Swoją zmianę dałem już prawie na końcu odcinka dojazdowego do ścianki łączącej Wielką Puszcze z Targanicami. Kończąc zmianę nie chcąc popełnić błędu nie zjechałem na sam tył, wpuściłem przed siebie tylko Patryka i Amadeusza którzy jechali zaraz za mną i nie chciałem stracić z nimi kontaktu. Na podjeździe szybko zrobiły się różnice, Patryk i Amadeusz odjechali na kilkanaście metrów a z tylu również nie było zwartej grupy. Zachowując rezerwy sił wjechałem na szczyt kilka sekund za Patrykiem i Amadeuszem z bezpieczną przewagą nad Darkiem i resztą. Na zjeździe znowu rozluźnienie, wykorzystując sytuacje na małym rondzie dla autobusów w Targanicach gdzie jadąc prosto wyszedłem na czoło i jako pierwszy zjechałem do skrzyżowania. Niezbyt mocne tempo pozwoliło odpocząć a osoby które straciły na podjeździe dzięki włożeniu dużo większych sił w zjazd zdołali dojechać do naszej trójki. Nie dyktowałem szaleńczego tempa aby każdy mógł złapać oddech przed podjazdem na Kocierz. Gdy tylko zrobiło się stromiej tempo znów poszło do góry a utrzymać je zdołali Patryk i Amadeusz. Po kilkuset metrach jazdy na przodzie zostałem wyprzedzony przez Patryka a po chwili także Amadeusza. Tempo dyktowane przez kolegów było mocne i w miarę równe, momentami dla mnie za mocne. Starałem się utrzymać chociaż nie była to taka łatwa sprawa. Przed szczytem Patryk odskoczył na kilka metrów, ale moja starta była minimalna. Zjazd zaczęliśmy spokojnie, gdy zrobiło się stromiej to zniwelowałem różnice i po zjeździe jechaliśmy już razem. Z tyłu nikogo nie było widać, koledzy wykorzystali ten moment na krótki postój. Samotna jazda nic by mi nie dała i także się zatrzymałem a w tym czasie zdołał dojechać Darek. Spokojnie ruszyliśmy dalej a goniące nas osoby zdołały dojechać jeszcze przed skrzyżowaniem z drogą w kierunku Suchej Beskidzkiej. Ruszyłem znowu jako pierwszy, na zjeździe narzuciłem mocne tempo a później popełniłem drobny błąd nawigacyjny. Skręciłem o jedną drogę za wcześnie, nie wpłynęło to na długość jazdy, droga była wąska i w pewnym momencie trzeba było przejechać przez mały mostek. Szybko znaleźliśmy się na właściwej drodze a tempo nie było jakieś zawrotne. Kontynuowaliśmy jazdę w 8 osób i chyba dopiero ostatni podjazd na Żar miał mieć decydujący wpływ na klasyfikację. Szybko mijały kolejne kilometry, jazda po zmianach w dobrym tempie przybliżała nas do kolejnego już podjazdu. Jedyny minus to aż 3 osoby nie dające zmian. Dla mnie nie miało to znaczenia, już na początku podjazdu najmocniejsi znowu włączyli wyższy bieg. Patryk znowu odjechał na kilka metrów a ja starałem się utrzymać koło Amadeusza. Po około kilometrze wspinaczki Amadeusz odjechał na kilka metrów i zaczął niwelować starte do Patryka. Ja się zawahałem, myślałem, że koledzy poczekają przed zjazdem. W połowie wypłaszczenia ruszyłem mocniej ale było już za późno, do mety zostały jeszcze dwa podjazdy i był to właściwy moment na podzielenie grupki. Już wiedziałem, że przez to, że puściłem Amadeusza straciłem szanse na zwycięstwo ale sprawa 3 miejsca wciąż była otwarta. Nie oglądając się co się dzieje z tyłu ruszyłem w dół. Na zjeździe jechałem dosyć mocno, dwa razy musiałem hamować, nie wiedziałem jaką mam przewagę nad Darkiem czy Otfinem ale gdy znalazłem się na skrzyżowaniu przed podjazdem na Rychwałdek nie było ich na moim kole. Najlepsza dwójka wciąż była w zasięgu wzroku ale różnica około 30 sekund była nie do zniwelowania. Jechałem mocno cały podjazd, trzymałem moc podobną jak na wcześniejszych podjazdach. Na szczycie nie czekałem aby zmusić goniących mnie zawodników do mocniejszej jazdy, nie zamierzałem im oddawać 3 miejsca bo ciężko na nie pracowałem i byłem tym który najdłużej utrzymywał się z najlepszą dwójką. Na zjeździe nie szło, sporo samochodów, dwa razy musiałem hamować, na skrzyżowaniach musiałem się zatrzymać a mimo to nie czułem nikogo na swoich plecach. Pagórkowaty odcinek wzdłuż jeziora pokonałem mocnym tempem, po najtrudniejszym podjeździe złapałem jakiegoś kolarza który siadł na koło, nie potrafiłem go zgubić a cykający napęd w jego rowerze bardzo mnie zdenerwował. Dużo straciłem na zjeździe po kostce, karbonowe koła i gumy 23 milimetrowe nie są idealnym rozwiązaniem na bruk. Równym tempem dojechałem do początku podjazdu na Żar gdzie dojechał do mnie samotnie goniący Darek. Początek podjazdu jechaliśmy wspólnie ale gdy tylko zrobiło się stromiej Darek zaczął tracić dystans. Nie wiedziałem co dzieje się z tyłu i czy któryś z goniących zawodników nie dostał skrzydeł i nie zbliża się do mnie. Ruszyłem mocniej i starałem się trzymać tempo, na wypłaszczeniach odpuszczałem , na trudniejszych fragmentach podkręcałem tempo i tak mijał podjazd. Noga cały czas podawała nieźle, zachowywałem rezerwy na energiczny i skuteczny finisz. Nie patrzyłem na czas a jedynym parametrem jaki mnie interesował to aktualna moc. Podgląd czasu włączyłem dopiero przed zjazdem poprzedzającym ostatni fragment podjazdu. Tam też dojechały do mnie dwa motocykle za którymi musiałem zjeżdżać tracąc cenny czas. Po zjeździe stopniowo podkręcałem tempo a na finiszu dałem z siebie wszystko i z ponad 3 minutową startą minąłem linie mety.
Ze swojej jazdy jestem zadowolony, idealnie rozłożyłem siły, regularnie jadłem i piłem, byłem w stanie jechać tempem czołówki przez spory dystans. Byłem w stanie przejechać wszystkie podjazdy podobnym tempem i zachować siły na finisz. Pojechałem na miarę obecnych możliwości i przegrałem tylko z dwójką zawodników do których moje straty z każdym tygodniem maleją. Kapitalnie czułem się na zjazdach co pozwoliło na utrzymanie się z innymi a nawet drobne zyski czasowe.
Po wyścigu krótki rozjazd z zaliczeniem ostatniego fragmentu podjazdu i długi odpoczynek po którym nie bardzo chciało się wracać do domu. Powrót był bardzo spokojny z dużą ilością picia.


Informacje o podjazdach:


Trening 98

Sobota, 31 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 34.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:19 km/h: 25.82
Pr. maks.: 72.00 Temperatura: 27.0°C HRmax: 166166 ( 84%) HRavg 126( 64%)
Kalorie: 570kcal Podjazdy: 500m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po ostatnich problemach sprzętowych poświęciłem więcej czasu na czyszczenie i smarowanie roweru a także kolejna regulację przerzutek, stwierdziłem także konieczność wymiany korby a przynajmniej tarcz bo nie są już idealnie proste i to jedna z przyczyn częstego spadania łańcucha. Przygotowałem rower perfekcyjnie i ruszyłem na krótką przejażdżkę. Planowałem maksymalnie godzinną jazdę z dwoma mocnymi zaciągami ale jadąc przez miasto skierowałem się w stronę Przegibka. Na podjeździe przepaliłem delikatnie nogę, byłem zaskoczony, po kilku ostatnich słabszych dniach noga podawała całkiem nieźle. Na szczycie zawróciłem i chciałem jak najlepiej zjechać w dół. Ruszyłem mocno, od strony technicznej wszystko wyglądało dobrze, początek szybki jak na mnie i spora szansa na poprawienie czasu. Niestety w połowie zjazdu zobaczyłem przed sobą samochód, zbliżałem się do niego i na końcu bardziej technicznej części zjazdu dojechałem do niego, to wymusiło hamowanie i wytracenie prędkości. Straciłem sporo sił a także czasu na ponowne rozpędzenie roweru i do najlepszego czasu brakło niewiele. Chyba potrzebuje zupełnie pustej drogi na zjeździe aby poprawić swój najlepszy czas. Jadąc do domu zastanawiałem się do czego to doszło aby taki zawodnik jak ja, przez lata jeden z najgorzej zjeżdżających w peletonie osób walczył o jak najlepszy czas na zjeździe. Do domu wróciłem w dobrym tempie, głównie w S2. Dawno przed wyścigiem nie robiłem tak długiej i mocnej jazdy i nie wiedziałem jak to przełoży się na moją dyspozycję. 





Trening 90

Niedziela, 18 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 60.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:56 km/h: 31.03
Pr. maks.: 58.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 145145 ( 74%) HRavg 127( 65%)
Kalorie: 896kcal Podjazdy: 500m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny wyjazd bez chęci. Zrezygnowałem z wyjazdu w góry i wybrałem dosyć łatwą trasę. Nie chciało mi się jechać wcześnie rano i wyjechałem dopiero po 8. Na drogach był już straszny ruch, kilka razy musiałem hamować by nie dopuścić do bardzo niebezpiecznej sytuacji. Noga podawała całkiem nieźle i trochę żałowałem, że nie pojechałem wcześniej zaplanowanej trasy. Było miło i przyjemnie do około 20 kilometra. Zjeżdżając z wiaduktu w Pogórzu po raz kolejny stałem się ofiarą wymuszenia pierwszeństwa przez kierowcę samochodu. Nie jechałem szybko, kierowca miał dużo czasu aby włączyć się do ruchu, przede mną nic nie jechało i było wolne ale on włączył się na tyle późno, że nawet awaryjne hamowanie nie wystarczyło. Miałem kilka sekund na reakcje, nie wiem jak udało się uniknąć zderzenia z tylnym zderzakiem samochodu i zminimalizować straty. Zatrzymałem się na metalowej barierze oddzielającej jezdnie drogi od chodnika uderzając dosyć mocno nadgarstkiem i kolanem. Kierowca oczywiście odjechał, jadący za mną zwymyślał mnie od idiotów i bez mózgów a ja cieszyłem się, że nic poważniejszego mi się nie stało. Ruszyłem od razu w dalszą drogę, rower nie działał jak trzeba, przy tym incydencie rozciąłem przednią szytkę i powietrze powoli uchodziło. Jechałem spokojnie w kierunku Brennej walcząc z silnym wiatrem. Nie czułem się już tak dobrze jak na początku jazdy a dodatkowo blokowały mnie samochody i zamiast do Centrum skręciłem na Leśnicę. Jechało się całkiem przyjemnie ale coraz ciężej, powietrze z przedniego koła uciekało i opór był coraz większy. Trzymałem się założonego tempa i tak dojechałem do końca głównej drogi. Po drodze było wiele bocznych dróg z różną nawierzchnią, kiedyś się wybiorę i posprawdzam wszystkie możliwe dróżki. Zjazd w dół był szybki, gdy zauważyłem otwarty sklep to stanąłem po wodę. Powietrza w przodzie było już bardzo mało ale spokojnie miało wystarczyć do stacji benzynowej. Gdy dojechałem do skrzyżowania i dostałem się na stacje benzynową to okazało się, że kompresor nie działa jak należy i więcej niż 3 atmosfery nie napompuje. Dopompowałem ile byłem w stanie małą pompką, ciśnienie z około 4 podskoczyło do 6 i mogłem jechać dalej w kierunku kolejnej stacji benzynowej. Niestety trochę się zawiodłem, byłem pewny, że pojadę z wiatrem a musiałem walczyć z bocznymi a nawet przeciwnymi podmuchami. Dojechałem do Górek gdzie chciałem dopompować powietrza ale nie było kompresora na stacji. Ruszyłem dalej ale po kilku minutach znowu musiałem się zatrzymać, dopompowałem znowu powietrza i ruszyłem do kolejnej stacji benzynowej. Tam w końcu trafiłem na działający kompresor, dopompowałem ile trzeba i ruszyłem spokojnie w kierunku domu. Po drodze jeszcze krótki postój w sklepie i mocno zrezygnowany dojechałem do domu. Nie spodziewałem się takiego dnia, noga niby dobra ale przygody i duża ilość pecha w ten weekend mocno zniechęciła mnie do dalszych treningów.


Road Trophy 2019

Sobota, 17 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig, Zawody 2019
Km: 81.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:51 km/h: 28.42
Pr. maks.: 92.00 Temperatura: 21.0°C HRmax: 188188 ( 96%) HRavg 163( 83%)
Kalorie: 1874kcal Podjazdy: 1660m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Nie planowałem startu w Road Trophy. Po opublikowaniu i aktualizacji tras zmieniłem zdanie i postanowiłem spróbować swoich sił chociaż nie miałem pełnego przekonania o tym czy jest to dobra decyzja. Same chęci nie wystarczyły i nie byłem w stanie pojawić się w piątek na starcie pierwszego etapu. Wtedy zdecydowałem się wystartować tylko w 2 etapie z bardzo trudną końcówką w sam raz dla mnie.
Pojawiłem się przed startem w Istebnej. Chwile czekałem na otwarcie biura zawodów. Miałem swój numer startowy i wcale nie musiałem opłacać startu tylko sobie przejechać trasę bo i tak nie byłem klasyfikowany a opłata za jeden etap w odniesieniu do świadczeń jakie za to miałem jest zbyt duża i tylko dlatego, że chciałem zachować się fair-play wobec innych uczestników wyścigu zapłaciłem za start. Po dobrej rozgrzewce stanąłem na starcie w dalszej części sektora, była to całkiem dobra decyzja.
Początek był jak zwykle słaby, nie umiałem się rozkręcić, dopiero przed początkiem trudniejszej części podjazdu na Koczy Zamek zaskoczyłem i ruszyłem wyraźnie do przodu. Tłok trochę ostudził moje zapędy i nie nadrobiłem tyle ile byłem w stanie. Niezłą sytuacją była niewielka starta do czołówki i prawie pusta droga na zjeździe, ostatnie kilka tygodni pracy nad zjazdami przyniosło efekt, zjechałem szybko i dobrze technicznie wyprzedzając kilka osób a z tyłu nikt mnie nie dogonił. Czołówka w zasięgu wzroku i równym tempem zacząłem gonić, po kilkuset metrach wyprzedził mnie Joachim Mikler, jeden z najlepiej zjeżdżających zawodników w stawce. Chwile trwało zanim się zebrałem ale już chwile później byłem na jego kole i dzięki temu szybciej znalazłem się w czołówce. Niestety nie na długo, po 10 kilometrach od startu gdy chciałem przesunąć się bardziej do przodu znowu miałem problem z łańcuchem, niestety gdy myślałem, że tylko spadł to okazało się, ze się rozpiął. Musiałem się zatrzymać, czołówka odjechała, gdy się wracałem to zaledwie dwie osoby zdążyły przejechać a nad kolejną grupką była już większa różnica. Byłem bardzo zły, sfrustrowany, gdyby nie wysoka opłata startowa jaką poniosłem to nie jechałbym dalej. Na szczęście łańcuch leżał na drodze i nie musiałem go szukać w krzakach, wyjąłem nowiutką spinkę z torebki, profilaktycznie także skuwacz i wziąłem się za naprawę. Miejsce nie było zbyt dobre, przejeżdżający z dużą prędkością kolarze a także samochody nie sprzyjały skupieniu się na tym co mam zrobić. Pierwszy problem jaki się pojawił to odpowiednie ułożenie łańcucha, nie byłem w stanie stwierdzić w jakim kierunku ułożyć łańcuch aby napęd działał poprawnie. W końcu po kilku minutach prób wybrałem najbardziej pasujące według mnie ułożenie i wyjąłem spinkę i próbowałem ją założyć. Ciężko szło, około 10 minut męczyłem się i spinka dopiero wskoczyła. W końcu ruszyłem w dalszą drogę, byłem na szarym końcu stawki z ogromną startą. Po kilku obrotach korby spinka wskoczyła na swoje miejsce i mogłem jechać, już wiedziałem, ze źle założyłem łańcuch bo napęd pracował bardzo głośno. Początek jazdy był ciężki, nogi zastane i nie mogłem się rozkręcić. Pierwszy kilometr z wiatrem lekko w dół a później zaczął się podjazd. Ruszyłem mocno aby przepalić trochę nogę. Przy jeździe z mocą ponad 300 Wat nic niepokojącego z łańcuchem się nie działo i jechałem mocno. Już na początku podjazdu w kierunku Lalik wyprzedziłem pierwszą osobę a kolejnych w drugiej części podjazdu. Na krótkim zjeździe odpuściłem, pusta droga na podjeździe w Suchem pozwoliła na równą i mocną jazdę. Tam też niestety przestał działać miernik mocy i zaczęła się jazda na tętnie i na wyczucie. Po podjeździe straciłem trochę czasu na wyciągniecie żela i dopiero w drugiej części zjazdu do ronda w Lalikach mogłem skupić się tylko na jeździe. Później brakowało trochę współtowarzysza do jazdy, na odcinku prowadzącym lekko w dół jechałem mocno ale na pewno tam straciłem dużo czasu. Gdy zaczął się kolejny podjazd to znowu dałem z siebie dużo. Jedynie w takich momentach mogłem nadrabiać i sprawdzić się na tle zawodników z czołówki. Jechałem mocno ale w pewnym momencie musiałem zwolnić podczas wyprzedzania innych osób. Przed zjazdem dojechałem do kolejnego ale na zjeździe nie byłem w stanie go wyprzedzić, zjeżdżał kiepsko ale ciężko było znaleźć miejsce na bezpieczne wyprzedzanie. Dopiero po zjeździe mogłem jechać swoje. Dobrze przejechałem krótki podjazd ale później musiałem hamować, na drodze pojawił się najpierw samochód a później pieszy i musiałem ich przepuścić. Na najbardziej znienawidzonym przeze mnie odcinku tym razem walczyłem z wiatrem i traciłem na pewno kolejne cenne minuty do najlepszych. Dopiero na ostatnim kilometrze przed wjazdem na Słowację dałem z siebie dużo więcej i w dobrym tempie wjechałem podjazd. Na początku zjazdu dogoniłem samotnie jadącą Dominikę Hanke, zdziwiłem się, że nie ma obok niej nikogo z Drużyny, nie przypominam sobie żebym mijał kogokolwiek po drodze. Narzuciłem takie tempo aby nie było za mocne i jechałem tak aż do wjazdu do Polski. Przed samym dojazdem do Jaworzynki pomyliłem się i skręciłem o jedną drogę za wcześnie. Szybko naprawiłem ten błąd i zacząłem się zastanawiać czy jeszcze kogoś dogonię bo nie chciałem zostawiać towarzyszki samej a na trudniejszym odcinku nie byłbym w stanie jej pomóc. W Jaworzynce zauważyłem zawodnika stojącego na poboczu z dziurawą dętką, nie chciał od nikogo pomocy wiec pojechałem dalej. Na horyzoncie pojawiła się kilkuosobowa grupka. Nie chciałem przyśpieszać i dogonić udało się dopiero przed bufetem. Na trudniejszym odcinku ruszyłem mocniej i swobodnie odjechałem. Od tego momentu jechałem już swoim tempem. Pierwszy podjazd był na sprawdzenie czy w nogach jeszcze jest odrobinę mocy. Wjechałem dosyć mocno i szybko i rozpędziłem się przed kolejnym, krótkim ale bardzo stromym podjazdem następującym po zjeździe. Podjazd poszedł nieźle, być może na poziomie najlepszych ale na wypłaszczeniu znowu nie byłem w stanie jechać odpowiednio mocno. Kolejny krótki podjazd znowu mocniejszy a później znowu spokojniej i tak w kółko aż do wjazdu na główną drogę. Po drodze wyprzedziłem jedną zawodniczkę, nie chciałem dawać jej zmiany bo wcześniej pracowałem na inną, być może jej rywalkę i nie byłoby to do końca sprawiedliwe. Musiałem się zmotywować do mocniejszej jazdy ale już po zjeździe do Milówki miałem bezpieczną przewagę. Długi, nudny odcinek przez Kamesznicę dłużył mi się strasznie, chciałem zażyć jeszcze magnez ale zabrałem się za to odrobinę za późno bo już zaczynał się decydujący, finałowy, trudny i ciekawy podjazd. Na początku jechałem zachowawczo, pierwszą stromiznę pokonałem z rezerwą. Po wypłaszczeniu na którym wziąłem potężny łyk z bidonu ruszyłem mocniej. Mijałem wielu ludzi, część z nich już prowadziło rower a inni jechali dużo wolniej. Jechałem już bardzo mocno, na tyle ile pozwoliły nogi, sprzęt a także odległość pozostała do końca. Na wypłaszczeniu po skręcie w kierunku Tynioka nieco zluzowałem i nie rozpędziłem się na tyle ile mogłem. Kolejną ściankę wjechałem w dobrym tempie, wyprzedziłem kolejne kilka osób, już wtedy przypomniałem sobie, że najgorsze dopiero przede mną, krótki zjazd był zasłoną dymną przed dwoma bardzo trudnymi ściankami kończącymi podjazd na Tyniok. Na pierwszej poszedłem na maksa i gdy zorientowałem się, że jest jeszcze druga to ciężko już było znaleźć więcej sił. Wykorzystał to zawodnik do którego zbliżyłem się na przedostatniej ściance. Ja byłem już wyjechany na maksa, on jechał dużo wolniej cały podjazd i na sam koniec zachował więcej sił, z drugiej strony to finisz o odległe miejsce nie miał żadnego sensu. Dałem z siebie na ostatnim podjeździe dużo, gdyby stawką było wysokie miejsce to może wycisnąłbym z siebie więcej, za bardzo odpuszczałem na wypłaszczeniach a i początek był słaby wiec rezerwa jeszcze była.
Zaprezentowałem bardzo dobrą formę tego dnia, los chciał, ze nie byłem w stanie przełożyć tego na rezultat startowy i nie wiem w którym miejscu stawki się znajduję. Czas z samej jazdy pozwoliłby na miejsce w 3 dziesiątce OPEN, jak na jazdę SOLO, przez część dystansu dużo luźniej niż pozwoliły na to nogi to nie jest taki zły rezultat. Celu na ten dzień nie zrealizowałem, nie sprawdziłem się na tle czołówki, czasy podjazdów nie mówią wiele a biorąc pod uwagę wszystkie czynniki i okoliczności to nie mogę być zadowolony bo wiele rzeczy nie wyszło, po raz kolejny mając styczność z Road Trophy spotyka mnie pech i ogromny zawód, nie wiem czy zdecyduje się na start za rok bo zbyt dużo mnie to kosztuje a nie jest to tego warte.


Informacje o podjazdach:


Rozgrzewka i rozjazd

Sobota, 17 sierpnia 2019 Kategoria Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: 82.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:33 km/h: 23.10
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 23.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 1630kcal Podjazdy: 1000m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze

Przepalenie nogi

Piątek, 16 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: 21.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:50 km/h: 25.20
Pr. maks.: 48.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 171171 ( 87%) HRavg 123( 63%)
Kalorie: 341kcal Podjazdy: 280m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjazd mający na celu sprawdzenie sprzętu i nogi przed planowanym startem w sobotnim etapie Road Trophy. Niestety nie byłem w stanie wystartować we wszystkich etapach i wybrałem tylko ten najciekawszy. Rower od strony technicznej działał poprawnie, dokładnie sprawdziłem stan wszystkich części i byłem pewny, że żadna poważniejsza awaria nie powinna się przytrafić.
Wyjechałem późnym wieczorem po deszczu, było chłodno, mokro i wilgotno. Nie bardzo lubię takie warunki i nie wiedziałem jak moje nogi na to zareagują. Okazało się, że moje obawy były bezpodstawne. Noga podawała całkiem nieźle. Kilka mocnych akcentów fajnie weszło w nogi i przygotowało organizm do wyścigu. Po niecałej godzinie wróciłem do domu i musiałem wyczyścić rower.




Rozjazd 24

Czwartek, 15 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: 32.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:30 km/h: 21.33
Pr. maks.: 62.00 Temperatura: 21.0°C HRmax: 130130 ( 66%) HRavg 106( 54%)
Kalorie: 445kcal Podjazdy: 500m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Znowu luźna jazda. Tym razem wybrałem się na Przegibek. Był to jubileuszowy, 50 wyjazd na tą Przełęcz w tym roku. Nogi tego dnia nie były najlepsze. Męczyłem się strasznie jadąc przez miasto a na podjeździe brakowało przełożeń aby czuć się komfortowo. Na zjeździe również nie było warunków na szybką i techniczną jazdę i zjazd nie był najlepszy w moim wykonaniu. W drodze powrotnej również nie było warunków na ćwiczenie jakiś technicznych aspektów.


kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum