Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 229777.38 kilometrów w tym 8243.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.36 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2421965 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Trening 2021

Dystans całkowity:6984.00 km (w terenie 97.00 km; 1.39%)
Czas w ruchu:263:46
Średnia prędkość:26.48 km/h
Maksymalna prędkość:81.00 km/h
Suma podjazdów:103620 m
Maks. tętno maksymalne:189 (179 %)
Maks. tętno średnie:164 (84 %)
Suma kalorii:174390 kcal
Liczba aktywności:95
Średnio na aktywność:73.52 km i 2h 46m
Więcej statystyk
  • DST 81.00km
  • Czas 03:16
  • VAVG 24.80km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 179 ( 91%)
  • HRavg 142 ( 72%)
  • Kalorie 2159kcal
  • Podjazdy 1770m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 36

Sobota, 1 maja 2021 · dodano: 06.05.2021 | Komentarze 0

Dłuższy weekend majowy podobnie jak w ubiegłym roku przyniósł bardzo złą pogodę która w sumie nie odbiegała od tego co było w ostatnich tygodniach. Była szansa na poprawę pogody po południu więc rano poświęciłem czas na obowiązki i prace domowe i o 14 mogłem już jechać. Zdecydowałem się na jazdę z błotnikami, po deszczu w wielu miejscach mogło być mokro, szkoda zarówno roweru jak i ciuchów, w tym miejscu popełniłem duży błąd bo błotniki były niepotrzebne i jeszcze dwa razy się musiałem zatrzymać bo gdzieś obcierało. Drugi wyraźny błąd to ubiór, mogłem ubrać lżejszy zestaw ciuchów i zabrać dodatkową warstwę do kieszonki, na pewno bym na tym nie ucierpiał a komfort by się poprawił, człowiek jednak jest mądry po szkodzie. Chciałem nieco przepalić nogę na podjazdach, miałem do wyboru kilka wariantów tras wyrysowanych wcześniej. Postawiłem na najbardziej optymalną trasę i ruszyłem w kierunku Szczyrku. Po drodze nie zrobiłem żadnej rozgrzewki co było kolejny błędem jaki popełniłem. Pierwszy podjazd poszedł mi dobrze, chociaż nie jechałem na maksa, poprawiłem swój czas o ponad minutę uzyskując najlepszy czas na segmencie. Kolejne podjazdy już nie poszły tak dobrze, nie umiałem się zregenerować po tym podjeździe a dodatkowo pojawił się problem z lewym blokiem i musiałem bardzo ostrożnie jechać aby nie wypinać co chwilę nogi. Ten problem towarzyszył mi już do końca treningu. Drugi podjazd również nie należy do popularnych, jechałem już go 3 raz i także poprawiłem swój najlepszy czas o ponad minutę. Na stromych fragmentach jechałem na granicy możliwości generując ponad 5,5 W/kg a momentami ponad 6 W/kg, na wypłaszczeniach nie byłem w stanie dawać z siebie odpowiednio dużo, nawierzchnia też nie pozwalała na wiele a tłumy pieszych skutecznie mnie spowalniały. Z podjazdu byłem zadowolony, zjazd był wolny i ostrożny. Później miałem do zaliczenia Salmopol, w tym roku jechałem go tylko raz, spokojnym tempem, teraz trzymałem moc na granicy 4 i 5 strefy. Po raz pierwszy od dawna czułem, że moc miała jakieś przełożenie na osiągnięty czas podjazdu, wyszedł całkiem niezły jak na okoliczności. Po wjeździe na przełęcz gdzie było pełno samochodów i ludzi nie zatrzymywałem się i od razu zjechałem do Wisły. Podjazd od południa zwykle bardziej mi odpowiadał ale teraz szło ciężko i zwłaszcza w końcówce dużo czasu straciłem. Wjechałem w najgorszym od prawie 2 lat czasie mimo niezłej mocy. Zjazd na Szczyrk to tragedia w moim wykonaniu, mijanie dziur zwykle mi idzie ciężko a w dodatku nie umiałem się ułożyć technicznie na lepszych jakościowo fragmentach i o tym zjeździe muszę prędko zapomnieć. Ostatnim daniem dnia a raczej głupotą z mojej strony był podjazd pod Orle Gniazdo. Planowałem wjechać tylko do Sanktuarium ale puściłem się dalej i zaliczyłem nieznany mi jeszcze wariant z łatwiejszą końcówką. Podjazd wjechałem już na oparach, przy próbie jazdy na stojąco znowu plecy dały o sobie znać, organizm sypie się coraz bardziej i nawet jak coś zaczyna wychodzić to zaraz inna rzecz przestaje działać i tak w kółko. Miałem już ten trening ocenić jako pozytywny ale ostatni podjazd powiedział całą prawdę o mojej dyspozycji i miejscu w jakim się aktualnie znajduję. Powrót pod silny wiatr do Bielska nie należał do przyjemnych, już w Szczyrku pojawił się komunikat o słabej baterii Di2, wracałem na małej tarczy z przodu ale tył działał do końca. Wybrałem inny wariant przejazdu przez Bielsko, ale nie był ani szybszy ani przyjemniejszy. Na przełamanie muszę jeszcze poczekać, pojawiają się przebłyski dobrej dyspozycji ale to za mało aby zaliczyć dobry, jakościowy i stabilny trening.




  • DST 53.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 26.28km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 157 ( 80%)
  • HRavg 138 ( 70%)
  • Kalorie 1404kcal
  • Podjazdy 820m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 35

Czwartek, 29 kwietnia 2021 · dodano: 03.05.2021 | Komentarze 0

Trzeci z rzędu trening rozpoczęty przed 6 rano, po wczorajszym wycisku chciałem zrobić coś spokojniejszego i wybrałem się na 2 godzinny trening w strefach 1-3. Wybrałem tradycyjnie trudną trasę z podjazdem na Przegibek. Obecnie muszę się liczyć z tym, że nie jestem tak szybki i dynamiczny jak w ubiegłym roku i postawiłem na najkrótszy wariant trasy z Przegibkiem. Wyjazd przed 6 ma swoje plusy i minusy, do tych pierwszych należy m.in. mniejszy ruch na drogach, osoby jadące do pracy na 6 już przejechały a kolejna dawka dopiero za pół godziny więc w mieście zatrzymywały mnie jedynie skrzyżowania z sygnalizacjami świetlnymi i ronda. Całkiem sprawnie przejechałem przez miasto, by wyjechać z Bielska musiałem pokonać wymagający podjazd który jednak bardzo mnie zmęczył. Trzymałem się jednak założeń i jechałem na określonej mocy nie przejmując się rosnącym coraz bardziej tętnem. Na głównej drodze w Kozach pojawiło się więcej samochodów ale to była już godzina w której więcej osób zaczyna pracę. Mimo wszystko odcinek drogi krajowej nie był taki straszny jak mogło się wydawać. Jazda tym odcinkiem zwykle jest szybka, bo więcej jest w dół niż pod górę. Nawet wiatr w twarz nie przeszkadzał zbytnio. Warunki wietrzne nawet płatały figla bo miało wiać bardziej z północy a dmuchało raczej z południa więc kolejne kilometry były znów walką z wiatrem. Jechałem jednak równym tempem i z niezłą mocą. Zakładałem, że po godzinie będę na głównym skrzyżowaniu w Międzybrodziu a byłem przy skręcie na Hrobaczą Łąkę. Nie miałem już żadnego zapasu czasowego i musiałem się śpieszyć. Podjazd na Przegibek z wiatrem był całkiem przyjemny, ostatnie kilometry to walka z nierówną kadencją i rosnącą temperaturą. Zjazd z Przegibka znowu całkiem niezły technicznie ale niezbyt szybki. W mieście straciłem trochę czasu na skrzyżowaniach, po 2 godzinach jazdy byłem w domu z niewielkim zapasem czasu. Dobry trening, szkoda, że nie miałem możliwości jeździć w wyższych temperaturach jakie pojawiły się popołudniu. W tym roku jakoś nie mam szczęścia do pogody, nie lubię jeździć w niskich temperaturach ale w tym roku już to tego przywykłem.




  • DST 41.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 24.12km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 181 ( 92%)
  • HRavg 137 ( 70%)
  • Kalorie 1148kcal
  • Podjazdy 810m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 34

Środa, 28 kwietnia 2021 · dodano: 03.05.2021 | Komentarze 0

Liczyłem na to, że poranek będzie cieplejszy niż dzień wcześniej ale tak nie było. Wyjechałem więc w kilku warstwach ciuchów. Już po kilku minutach jazdy temperatura spadła poniżej 0 i marzłem. Temperatura, pora dnia i stosunkowo mała ilość snu wpłynęła na to, że nie jechało mi się dobrze. Mocną rozgrzewkę rozpocząłem dopiero po ponad 20 minutach jazdy. Trzy minuty na rosnącym obciążeniu to było zdecydowanie za mało przed treningiem jaki mnie czekał. Zapowiadało się, że będzie bardzo ciężko ale nie myślałem o tym. Ten trening najlepiej robi się na podjeździe pod Przegibek, zazwyczaj czas na to nie pozwalał ale tym razem się udało. Treningów na krótkich powtórzeniach nie znoszę, zazwyczaj nie potrafię trzymać równej mocy i zaczynam zbyt mocno a kończę na zbyt niskiej mocy. Tym razem było inaczej, zacząłem spokojniej ale przez 40 sekund trzymałem równą moc i nie wychodziłem z 6 strefy i takie było założenie. Nie mogę przyzwyczaić się do przycisków w IGPSPORT i planowałem nie włączać kolejnych okrążeń ale mój mózg jeszcze nie pracował na odpowiednich obrotach i łatwiej było zaczynać kolejne okrążenia niż pilnować czasu na stoperze. Poza dwoma powtórzeniami gdzie spadłem nawet do 3 strefy przy zmianie nachylenia reszta wyglądała dobrze, może moc jaką utrzymywałem nie przekraczała 400 Wat ale byłem w stanie ją powtórzyć na kolejnych powtórzeniach. Przed zjazdem ubrałem jeszcze jedną warstwę i spokojnie zjechałem do Międzybrodzia skąd zwykle podjeżdża mi się lepiej. Drugi podjazd z 10 powtórzeniami był znacznie równiejszy niż pierwszy i ponad 90 % czasu spędziłem w 6 strefie a zwykle było to mniej niż 80 %. Na razie muszę zadowolić się dobrymi mocami które przekładają się na średnie czasy na podjazdach ale na to wpływu nie mam. Po mocnych podjazdach postanowiłem agresywniej zjechać w dół bo droga była całkiem sucha. Nie szło jednak tak jak powinno, mocno wiało i pojawiło się kilka samochodów i to w takich miejscach, że musiałem wytracić sporo prędkości. Powrót do domu już na dużym zmęczeniu ale z zapasem czasowym. W dalszym ciągu szybko się męczę i organizm nie może dojść do siebie, muszę jeszcze większy nacisk kłaść na regenerację, już znacznie ograniczyłem treningi ale to nie wystarcza. Jakbym miał 60 lat to byłoby to normalne ale przy tym, że jestem w najlepszym wieku do uprawiana sportu nie jest to absolutnie nic normalnego. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie moje doświadczenia jest to już kolejny trudny okres w moim życiu, po każdym takim poziom moich możliwości szedł do góry więc jakaś nadzieja wciąż pozostaje.




  • DST 134.00km
  • Czas 05:11
  • VAVG 25.85km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • HRmax 158 ( 81%)
  • HRavg 135 ( 69%)
  • Kalorie 3483kcal
  • Podjazdy 2140m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 33

Niedziela, 25 kwietnia 2021 · dodano: 27.04.2021 | Komentarze 0

Tradycyjnie na koniec tygodnia wybrałem się na dłuższy trening tlenowy, tym razem mimo niemal zimowych warunków pojechałem w góry podnosząc sobie poprzeczkę trudności trasy minimum poziom wyżej. Wyjechałem dosyć wcześnie w niskiej temperaturze, wczoraj wyczyściłem napęd w rowerze i zamontowałem błotniki w lepszym rowerze. Ciągnęło mnie bardzo w góry i skierowałem się na Salmopol. W nowym liczniku jest funkcja mówiąca o całkowitym dystansie pokonanym na podjazdach. Byłem ciekaw ile właściwie podjazdu jest na Salmopol z Bielska. Przejazd przez miasto był trudny, wybrałem najłatwiejszy wariant ale na wielu odcinkach asfalt pozostawiał do życzenia. Już po kilku kilometrach coś dziwnego zaczęło się dziać z rowerem. Okazało się, że kaseta nie była dostatecznie dokręcona i się odkręciła, od tego momentu na każdej nierówności rower dzwonił na każdej nierówności, z czasem przestało mi to przeszkadzać. Jakoś dziwnie lekko się jechało w kierunku Szczyrku, mimo małego ruchu skorzystałem ze ścieżki rowerowej która w pewnym momencie się zwężyła i musiałem zjechać na chodnik a później pokonać wysoki krawężnik. Na szczęście ścieżka wkrótce się skończyła i musiałem jechać drogą. Na rondzie w Buczkowicach byłem szybciej niż zakładałem, przejazd przez Szczyrk równie szybki a schody zaczęły się w momencie gdy zaczął się podjazd na Salmopol, wtedy też droga skręciła bardziej na zachód i poczułem boczny wiatr który dotąd wiał w plecy. To cała tajemnica względnie szybkiej dotychczasowej jazdy. Podjazd poszedł mi słabo ale więcej się po sobie nie spodziewałem. Przed zjazdem zdecydowałem się założyć kurtkę bo czekał mnie długi zjazd. Na 30 kilometrów jakie już pokonałem tylko 23 prowadziły pod górę, w tym czasie pokonałem już ponad 700 metrów przewyższenia. Zjazd do Wisły był zimny i w większości mokry, momentami jechałem całkiem nieźle technicznie i szybko a były fragmenty gdzie wyglądało to fatalnie. Chwila grozy miała miejsce w tunelu pod skocznią, wpadłem w dużą, niewidoczną dziurę i cudem uniknąłem gleby, na szczęście nie poważnego się nie stało i po chwili postoju ruszyłem dalej na walkę z wiatrem. Dmuchało nieźle w twarz, dzięki temu jednak lepiej było trzymać założoną moc ale kadencji nie byłem w stanie utrzymać. W Wiśle postanowiłem pojechać tak jak wskazują znaki, może gdyby ruch był mniejszy przejechałbym przez stację i zyskał prawie kilometr i kilka minut czasu. Za rondem zatrzymałem się rozebrać kurtkę, postój nie był jednak długi i szybko nadrobiłem stracony czas jadąc z wiatrem w plecy. Ostatnie 3500 metrów podjazdu na Kubalonkę przejechałem w równym tempie, jak na te warunki podjazd poszedł nie najgorzej, miałem w dodatku towarzystwo i podjeżdżało się łatwiej. Zjazd do Istebnej jednak znowu słabi i wolny a na końcu spadł łańcuch i kolejna przerwa. Nie rozebrałem jednak kurtki bo czekał mnie jeszcze jeden szybki zjazd a temperatura nie przekraczała 5 stopni. Podjazdy w Istebnej pokonałem bardzo spokojnie, przy okazji przyjąłem określoną porcję węglowodanów i sprawdziłem jaki mam czas. Miałem wciąż delikatny zapas ale nie przewidziałem tego, że ostanie 50 kilometrów będzie pod wiatr. Zjazd z Istebnej wcale taki szybki nie był ze względu na bardzo nierówną nawierzchnię i spory ruch. Ostatni dłuższy postój zrobiłem na rondzie w Jaworzynce, rozebrałem kurtkę, sprawdziłem, czy znów coś się nie stało z rowerem i ruszyłem w dalszą drogę. Wybranie trasy biegnącej przez Krężelkę miało swoje plusy i minusy. Momentami nawierzchnia była słabej jakości lub bardzo zanieczyszczona ale ruch samochodowy był niemal zerowy. Krótki postój znów musiałem zrobić w Lalikach gdzie nie byłem w stanie wrzucić na blat, byłem pewny, że bateria jest już słaba ale poziom naładowania wskazywał na 40 % więc problem leżał gdzie indziej. Jak się zatrzymałem to już bez problemu wrzuciłem na blat ale niepotrzebnie bo za chwilę czekał mnie kolejny podjazd. Jeszcze 30 minut mogłem cieszyć się jazdą z wiatrem w plecy, nawet podjazd na trasie do Rajczy dosyć lekko mi poszły. Od Rajczy już walka z wiatrem do samego Bielska, mimo to wybrałem trudniejszy wariant powrotu. Walka z wiatrem na płaskim była uciążliwa a podjazdy dały mi mocno w kość, w Lipowej skręciłem w drogę którą nie jechałem chyba 10 lat i zaliczyłem ciekawy podjazd. Momentami nie byłem w stanie jechać 30 km/h na zjeździe co mówiło wszystko o warunkach. W Bielsku kolejne postoje na skrzyżowanych czy przejściach do pieszych. Nazbierało się już ponad 2000 metrów w pionie więc wróciłem do domu najbardziej optymalną dla mnie drogą. Z dyspozycji na treningu jestem zadowolony, w tych warunkach nie byłem w stanie dać z siebie więcej. Rok temu już atakowałem podjazdy na czas a teraz nie ma na to szans i warunki nie mają z tym wiele wspólnego.




  • DST 89.00km
  • Czas 03:34
  • VAVG 24.95km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 178 ( 91%)
  • HRavg 137 ( 70%)
  • Kalorie 2424kcal
  • Podjazdy 1900m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 32

Sobota, 24 kwietnia 2021 · dodano: 26.04.2021 | Komentarze 0

Po ostatnim treningu zmieniłem kilka rzeczy w przygotowaniu do jazdy i chciałem je sprawdzić. Miałem jechać z samego rana ale miałem jeszcze trochę rzeczy do zrobienia i wolałem nie odkładać ich na później, trening mógł poczekać. Wyjechałem więc około 10 na lepszym sprzęcie który prawie dwa tygodnie stał i się kurzył. Na tapecie miałem jeden z ulubionych treningów czyli powtórzenia na FTP, w tym celu pojechałem do Ustronia, na Równicę. Nie mogłem zapomnieć o rozgrzewce więc po drodze zrobiłem kilka przepaleń, zacząłem od 30 sekundowych i minutowych a na koniec 5 minutowy na podjeździe pod Jelenicę. Mimo, że prawie połowę podjazdu przejechałem już spokojniej poprawiłem swój najlepszy czas na tym podjeździe, co jest jednym z niewielu pozytywnych akcentów w tym dniu. Na zjeździe też sobie trochę poszalałem, na więcej nie pozwoliły warunki. Przed podjazdem na Równicę zatrzymałem się na moment. Roboty drogowe w Jaszowcu dalej trwają i droga jest nieco zanieczyszczona, początek podjazdu jechałem spokojnie wiec mogłem skupić się na omijaniu przeszkód. Na łuku w lewo ruszyłem mocniej, pilnowałem się aby nie jechać za mocno, do końca ulicy Wczasowej wydawało mi się, że jadę dobrze i równo, później jednak coś nie grało, jechałem równo z dobrą, założoną mocą ale jechałem jakoś strasznie wolno, w tym tempie powinienem dojechać do kreski przed upływem 15 minut a potrzebowałem 15:40 od Jaszowca. Nie miałem jednak czasu na zastanawianie się, ubrałem się na zjazd i ruszyłem w dół. Gdyby nie samochody to byłbym zadowolony ze zjazdu ale kilka razy musiałem hamować, raz prawie do zera. Po zjeździe znowu postój, rozbieranie się i nawrót. Tym razem ruszyłem nieco później ale przełożyło się to jeszcze na gorszy czas. Moc z powtórzenia wyszła nieco lepsza ale nic to nie dało. Znowu musiałem się zatrzymać na szczycie, ubrałem się i tym razem nieco lepiej zjechałem. Ostatni wjazd najlepszy ze wszystkich ale tylko nieco lepszy niż poprzednie a moc znowu kilka Wat lepsza. Ten podjazd dał mi się już jednak bardziej we znaki. Przed zjazdem postanowiłem wjechać jeszcze Skibówkę, zaskoczył mnie śnieg i musiałem zawrócić i wjechać od Zbójnickiej chaty. Bez rozpędu ruszyłem mocno, nie dałem z siebie wszystkiego ale ponad 500 Wat byłem w stanie generować przez blisko 30 sekund co po trzech wymagających podjazdach nie jest takie oczywiste. Trzeci zjazd najlepszy ze wszystkich ale samochody i tak wtrąciły swoje trzy grosze. Wracając do domu zaliczyłem jeszcze kilak podjazdów w dobrym tempie. Noga cały czas była dobra. Coś jakby drgnęło ale pojawiły się dodatkowe zagadnienia do wyjaśnienia. Słabe czasy na podjazdach rzucam na barki warunków, ostatnio jak pokonywałem Równicę trzy razy było 10 stopni cieplej i nie wiało, to ma jednaj znaczenie. Pojechałem szukać wiosny, formy i odpowiedzi na pytanie co dzieje się z moim organizmem, formy wciąż nie ma, organizm powoli wraca na właściwe tory a wiosna nie chce wkroczyć na stałe i trzeba na nią czekać. Może już w maju będzie na tyle dobrze, że zacznę myśleć o wyścigach lub przynajmniej jakiś zrywach na podjazdach, na razie jestem jeszcze zbyt słaby i nie radzę sobie w trudnych warunkach.




  • DST 64.00km
  • Czas 02:28
  • VAVG 25.95km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • HRmax 177 ( 90%)
  • HRavg 139 ( 71%)
  • Kalorie 1619kcal
  • Podjazdy 1130m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 31

Czwartek, 22 kwietnia 2021 · dodano: 25.04.2021 | Komentarze 0

Co roku w kwietniu wybieram się do Rudzicy gdzie na okolicznych podjazdach sprawdzam nogę. Od 2015 roku jeździłem na tej samej pętli którą pokonywałem 2-4 razy. Ta trasa już mi się trochę znudziła a na jednym zjeździe jest tak fatalna nawierzchnia, że jazda jest zbyt niebezpieczna. Wymyśliłem więc nową, trudniejszą trasę z dużo mniejszą ilością płaskich odcinków. Gdybym przed planowaniem rundy wiedział jak wygląda nawierzchnia na wszystkich odcinkach trasa uległaby zmodyfikowaniu. Planowałem jechać na najlepszym sprzęcie, ale pogodowy Armagedon jaki znów się pojawił spowodował, że wybrałem ciężki rower z błotnikami co było chyba lepszym rozwiązaniem. Wyjechałem na dużym zmęczeniu, bez większej motywacji do jazdy. Ciężko znaleźć chęci jak na termometrze ledwie kilka stopni a moje warunki przy których zaczynam sobie lepiej radzić to minimum 15 stopni. Pora do jazdy również nie była najlepsza, musiałem wybrać taki wariant dojazdu do Rudzicy aby nie stać w korkach i nie tracić czasu na światłach czy skrzyżowaniach. Najlepszy wariant to boczne drogi i wyjazd na główną w Jasienicy. Chciałem jednak ominąć największe dziury i nierówności i wybrałem wariant pośredni omijający dwa ważne skrzyżowania w Jasienicy. Strasznie szarpana była to jazda ale nie myślałem o tym, pierwsze podjazdy na trasie powiedziały mi, ze nie jest ze mną najlepiej. Dopiero w Rudzicy wpadłem na pomysł aby przepalić nogę, krótki sprint ponad 600 Wat nie był szczytem moich możliwości ale noga zapiekła a o to chodziło. W centrum Rudzicy zatrzymałem się na moment, sprawdziłem jeszcze raz sprzęt, ustawiłem licznik na ekranie który dawał mi podstawowe informacje i ruszyłem. Podobnie jak poprzednia runda na początek był zjazd ale nie tak długi i stromy i już po 2 minutach czekała mnie krótka ścianka którą jednak odpuściłem tym razem. Na główną drogę na Wieszczęta wyjechałem w miejscu gdzie zaczyna się odcinek z nowym asfaltem, zjazd pod wiatr mogłem jechać mocniej i mieć wyższą prędkość na starcie pierwszego mocnego podjazdu. To jeden z najtrudniejszych podjazdów na trasie ale miał po drodze niebezpieczne skrzyżowanie na którym musiałem skręcić w lewo. Początek pokonałem bardzo mocno, na skrzyżowaniu wytraciłem dużo prędkości ale szybko rozkręciłem ponownie rower, na tym sprzęcie przyśpieszenia idą bardzo topornie i myślałem, że nic z tego nie będzie, miałem podgląd na moc wyrażoną w W/kg i cały czas cisnąłem 5,5 – 6,5 W/kg. Długi odcinek pod wiatr pokonałem równym tempem, po łuku w lewo wytraciłem dużo ale jechałem już z wiatrem, byłem w stanie ponownie dołożyć do pieca i cisnąłem już równym tempem nie spadając poniżej 5,8 W/kg. Około 3 i pół minutowy odcinek pokonałem z mocą 5,9 W/kg, jak na mnie nieźle ale chciałem potwierdzić ten poziom na kolejnych podjazdach. Trasa prowadziła okrężną drogą z dodatkowym podjazdem którego jednak nie atakowałem, po podjeździe zaczęły się schody, najpierw sporo samochodów, później dziurawy zjazd i brak nawierzchni po skręcie w prawo. Obecność stawów i ogólnie położona w dolinie droga została całkowicie zniszczona zapewne przez naturę, błotny odcinek był walką o przyczepność ale po 200 metrach męczarnia się skończyła. Druga część podjazdu do Grodźca miała już asfalt ale bardzo zanieczyszczony, później postanowiłem doładować energii i nieco spuściłem z tonu. Po zjeździe boczną drogą znalazłem się znów w Wieszczętach gdzie czekał mnie w sumie dosyć łatwy podjazd ale pod silny wiatr. Atakować go miałem na drugiej rundzie więc teraz jechałem spokojnie, dochodząc do 4 W/kg. Na zjeździe nie szalałem bo często jest tam spory ruch i ciężko później wyhamować na dole gdzie jest zakręt 90 stopni. Po tym zakręcie musiałem się zatrzymać, zmuszony byłem odkręcić przednie koło, wydłubać błoto z hamulców co zrobiłem niezbyt dokładnie i ruszyłem mocno na kolejny podjazd. Początek był bardzo mocny a później miałem problem z utrzymaniem mocy, nie umiałem dobrać przełożenia w momencie gdy nachylenie nie przekraczało 3 % przez kilkaset metrów. W momencie gdy zaczął się lekki zjazd odpuściłem, do tego momentu utrzymałem 5,9 W/kg przez około 3 i pół minuty czyli w zasadzie powtórka z pierwszego podjazdu. Do końca rundy czekał mnie jeszcze techniczny zjazd na którym sobie jednak nie poszalałem, na płaskim nie dałem z siebie zbyt wiele a ostatni chyba najtrudniejszy podjazd na rundzie pokonałem dużo spokojniej niż poprzedni. Do końca rundy czekał mnie jeszcze odcinek ze zmiennym nachyleniem prowadzący głównie w dół. Przed wjazdem na drugą rundę znowu doładowałem węglowodanów i dużo szybciej pokonałem pierwszy zjazd na pętli. Tym razem mocno pokonałem ściankę ale źle dobrałem przełożenie i była to straszna szarpanina na niskiej kadencji. Przez około 30 sekund utrzymałem ponad 500 Wat co nie jest złym wynikiem dla mnie. Podjazd który cisnąłem na pierwszej rundzie pokonałem spokojniej, zjazd też musiałem odpuścić, na błotnym odcinku dobrałem inny tor jazdy i mniej błota dostało się do hamulców. Bielowicki odcinek pokonałem dosyć spokojnie a podjazd który miałem cisnąć mocno nieco skopałem. Ruszyłem zbyt późno, gdy nachylenie było odczuwalne cisnąłem ponad 6 W/kg, na wypłaszczeniach się nie dało i odpuszczałem, druga równiejsza część podjazdu z czołowym wiatrem była szarpana, miałem cisnąć do końca podjazdu ale ze względów ode mnie niezależnych musiałem odpuścić końcówkę, do tego momentu utrzymywałem 5,8 W/kg przez niecałe 3 minuty, ostatecznie spadło do 5,7 W/kg. Zjazd tym razem bez zatrzymania, był nieco szybszy, podjazd z kolei odpuściłem. Techniczny zjazd będący ostatnim na trasie nie poszedł mi zbyt dobrze, koncentrowałem się już na ostatnim podjeździe na rundzie. Na początku z rytmu wybił mnie samochód, nie byłem w stanie efektywnie ruszyć, cisnąłem mocno cały czas ponad 6 W/kg, na łatwiejszych fragmentach moc była niższa, w końcówce już zaczynało mnie brakować, strasznie szarpałem i utrzymałem 6 W/kg przez 3 minuty a ostatnie kilkanaście sekund było już słabsze. Do końca rundy dojechałem już spokojniej i całą ponad 20 kilometrową pętlę pokonałem kilkadziesiąt sekund szybciej. Czułem te mocne zrywy w nogach, moja jazda była jednak zbyt szarpana i chimeryczna. Moc bezwzględna jaką byłem w stanie generować jest bardzo dobra ale nie przekłada się to na spektakularne rezultaty. Nie liczyłem jednak na więcej i jestem zadowolony z treningu. Powrót do domu to już walka ze zmęczeniem, znowu zdecydowałem się ominąć zakorkowane skrzyżowania w Jasienicy. Liczyłem, że uda się być w domu o 18 i tak się stało. Po tym treningu długo dochodziłem do siebie i jeszcze przed kolejnym odczuwałem zmęczenia. Regeneracja w dalszym ciągu trwa zbyt długo, coś z tym będę musiał zrobić.




  • DST 61.00km
  • Czas 02:21
  • VAVG 25.96km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 153 ( 78%)
  • HRavg 132 ( 67%)
  • Kalorie 1632kcal
  • Podjazdy 850m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 30

Wtorek, 20 kwietnia 2021 · dodano: 25.04.2021 | Komentarze 0

Pogoda w dalszym ciągu mało wiosenna ale nie zniechęciła mnie do wyjazdu na trening. Po raz kolejny wybrałem rower treningowy z błotnikami bo na trasie znajdował się jeden odcinek bardzo mokrej i zanieczyszczonej drogi. Przed wyjazdem na trening odebrałem nowy licznik i nie miałem czasu by go ustawić pod siebie, miałem wiec podgląd tylko na aktualne dane o prędkości, czasie, dystansie, tętnie, mocy czy kadencji. Nie mogłem kontrolować ilości TSS, przewyższenia czy aktualnego nachylenia. Nie patrząc na kierunek wiatru skierowałem się na Przegibek. Na starcie wydawało mi się, że noga lepiej kręci niż ostatnio ale podjazdy szybko zweryfikowały odczucia. Przejazd przez miasto jak zwykle o tej porze nie należał do przyjemnych i szybkich. Podjazd na Przegibek zacząłem spokojnie ale tętno szybko poszło do góry mimo utrzymywania mocy na podobnym poziomie. Oczywiście gdy tylko wjechałem w bardziej zalesiony teren droga była bardzo mokra. Z podjazdu absolutnie zadowolony być nie mogłem, nie byłem w stanie utrzymać nawet kadencji na równym i założonym poziomie. Przed zjazdem zatrzymałem się i ubrałem kamizelkę by móc zjeżdżać nieco szybciej. O tym jednak mogłem zapomnieć, droga była w fatalnym stanie, nie dość, że mokra to pełna żwiru, zjechałem dobrze technicznie ale wolno, w drugiej części zjazdu wiatr rozdawał karty, raz wiało bardziej w twarz, raz w plecy ale przeważał wiatr boczny. Po zjeździe już walczyłem z wiatrem na odcinku do Kobiernic. Tam musiałem się zatrzymać, zdjąłem nie potrzebną już kamizelkę i wydłubałem błoto z hamulców i błotników i mogłem jechać dalej. Znowu nie poszedłem na łatwiznę i dołożyłem kilka podjazdów w końcówce objeżdżając miasto od północnej strony. Noga była całkiem dobra ale do poziomu jaki prezentowałem już w tym roku jeszcze brakuje. Sporo czasu straciłem na skrzyżowaniach w mieście oraz zjazdach gdzie jechałem dużo wolniej niż byłbym w stanie przy lepszej jakości drodze czy mniejszej ilości samochodów. W końcu udało się pojeździć dłużej niż 2 godziny w tygodniu ale nie wiem czy to pojedynczy wyskok czy takie jazdy będą zdarzać się częściej.




  • DST 59.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 154 ( 78%)
  • HRavg 132 ( 67%)
  • Kalorie 1636kcal
  • Podjazdy 480m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 28

Środa, 14 kwietnia 2021 · dodano: 19.04.2021 | Komentarze 0

Trafiło się okno pogodowe więc wyjechałem na przejażdżkę po zupełnie mi nieznanych terenach. Po ostatniej jeździe mój licznik wyzionął ducha więc skorzystałem z rezerwowego, wysłużonego już Garmina Edge 800. Nakreśliłem jakąś trasę z jak najmniejszą ilością głównych dróg i ruszyłem. Mimo, że nie padało to mocno wiało a ruch na drogach spory. Nie czułem się pewnie na drodze, miałem do dyspozycji rower treningowy którego mi nie szkoda i w razie czego z czystym sumieniem mogłem uciekać na pobocze. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to spora ilość przejazdów kolejowych i tramwajowych czego w mojej okolicy nie ma. Jazda przez miasto nigdy nie jest przyjemna ale przynajmniej wiatr nie był w terenie zabudowanym tak odczuwalny jak w późniejszej części. Gdy tylko wyjechałem z Gdańska dojechało do mnie trzech kolarzy więc złapałem koło, o dziwo dobrze mi się jechało na kole ale gdy zaczął się podjazd to puściłem bo jazda miała być czysto tlenowa, w tym też momencie bardziej odczuwalny był zmienny wiatr więc cały czas mieszałem przełożeniami ale nie było to tak komfortowe jak w przypadku Di2. Podjazd skończył się w Kielnie gdzie miałem moment zawahania bo pojawił się drogowskaz Koleczkowo, gdzieś już słyszałem o tej miejscowości ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie. W Kielnie też wykonałem manewr którego po sobie się nie spodziewałem, nigdy nie brałem pod uwagę jazdy za ciężarówką a tutaj pojawiła się okazja i dzięki dosyć wolno jadącej ciężarówce miałem fajny tunel i przejechałem tak blisko kilometr, później ciężarówka odbiła ale droga lekko opadała i wcale wolniej nie jechałem. Trochę żałowałem, ze wybrałem taką trasę bo momentami droga nie wyglądała ciekawie, jakoś jednak przejechałem wszystkie złej jakości odcinki. Nie zwróciłem uwagi, że trasa prowadzi przez kilkukilometrowy odcinek głównej drogi numer 3. Nie znając okolic wolałem nie szukać alternatyw i dobrze, bo na tej drodze ruch był mniejszy niż na wielu lokalnych drogach. Bez nawigacji na pewno bym się zgubił a i tak prawie przeoczyłem duże skrzyżowanie na którym miałem skręcić w prawo. Po 2 godzinach byłem znów w miejscu startu. Wbrew pozorom teren w tej okolicy nie jest płaski, może nie ma długich i wymagających podjazdów ale prawie 500 metrów przewyższenia się nazbierało. Wiatr jest chyba bardziej odczuwalny niż na południu Polski, okolica sprawia wrażenie ciekawej ale drogi które wybrałem do takich nie należały.




  • DST 158.00km
  • Czas 05:39
  • VAVG 27.96km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 160 ( 82%)
  • HRavg 139 ( 71%)
  • Kalorie 3810kcal
  • Podjazdy 2080m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 27

Niedziela, 11 kwietnia 2021 · dodano: 17.04.2021 | Komentarze 0

Na koniec tygodnia a zarazem cyklu treningowego zafundowałem sobie ciekawą i długą trasę. Przed jazdą przygotowałem kilka wariantów podobnej pętli przebiegającej m.in. przez Lanckoronę ale tylko jedną z nich udało mi się wgrać do licznika. Był to chyba najgorszy wariant bo przebiega przez centrum Wadowic i prowadził przez spory odcinek bez asfaltu, po drodze jeszcze były inne podobne atrakcje. Wyjechałem kilka minut przed 8 i dzięki temu przez wiele kilometrów miałem niemal zupełnie puste drogi. Na początku wydawało mi się, że organizm jest w lepszym stanie niż w poprzednich dniach ale było to złudne wrażenie. Już pierwszy podjazd na trasie powiedział całą prawdę, dalej mój organizm jest osłabiony. Musiałem się pilnować aby nie jechać za mocno podjazdów co z kolei wiązało się z faktem, że pokonywałem je na niskiej kadencji. Kolejne złudzenie jakie miałem to słaby wiatr, jak tylko wyjechałem z Bielska pojawiły się mocniejsze podmuchy ale kierunek wiatru nie był stały, przejeżdżając przez kolejne miejscowości raz wiało bardziej z boku, raz w plecy, raz w twarz. Znana mi trasa przez Witkowice, Nidek czy Wieprz była zupełnie pusta co przy dobrej jakości nawierzchni pozwoliło czerpać przyjemność z jazdy. Przed Wadowicami coś mi nie pasowało bo powinienem gdzieś skręcić w lewo aby nie wjeżdżać do miasta. Jednak ślad jaki miałem wgrany w liczniku prowadził mnie na Wadowice, tym samym władowałem się w remont który nie bardzo dało się objechać ale jakoś trafiłem na właściwą trasę. Kawałek musiałem przejechać główną drogą na Kraków ale później znowu czekało mnie kilkanaście kilometrów zupełnie nieznanymi mi drogami, ich jakość w wielu miejscach pozostawiała do życzenia. W pewnym momencie nie byłem pewny czy dobrze jadę i zatrzymałem się na moment. Za bardzo trzymałem się śladu wgranego do licznika i trafiłem na kolejny odcinek bez asfaltu. Zyskałem na tym 50 metrów trasy ale straciłem dobre pół minuty. Później już bez tego typu przygód dojechałem do głównej drogi i nieznaną mi drogą z dosyć długim podjazdem dotarłem do Lanckorony. To był punkt zwrotny na trasie i dlatego zrobiłem tam kolejny postój, wyrzuciłem wszystkie nagromadzone śmieci, przelałem wodę do bidonu i ruszyłem w zupełnie nie znanym mi kierunku, na południe. Tam spotkało mnie kolejne rozczarowanie, po zaliczeniu ciekawego i wymagającego podjazdu asfalt się skończył i musiałem wrócić tą samą drogą, ślad prowadził przez kilka kilometrów terenu który jednak był podmokły i nawet rowerem MTB chyba bym nie pokonał tego odcinka. Bez kombinowania i szukania skrótów dojechałem do drogi 953 w kierunku Zembrzyc i w tym miejscu już zabawa się skończyła. Czekało mnie ponad 40 kilometrów walki z wiatrem a także podjazdami. Podmuchy jednak były zmienne, droga prowadziła najpierw głównie w dół a później po płaskim więc jakoś szybko przeleciało ponad 10 kilometrów. W bidonach już były pustki a zapasy jedzenia na wyczerpaniu więc szukałem bufetu. W tym celu zamiast na Tarnawę Górną pojechałem na Suchą Beskidzką gdzie zatrzymałem się na stacji. Po postoju starałem się trzymać równą moc, tętno już od dłuższego czasu było kosmiczne ale noga całkiem nieźle podawała więc nie sugerowałem się tym. Walcząc z wiatrem miałem problem z utrzymaniem właściwej kadencji i strasznie szarpałem. Po raz pierwszy od dawna podjąłem decyzję aby sobie ułatwić trasę i zamiast pagórkowatego odcinka do Żywca wybrałem ten bardziej płaski przez Ślemień. Wiatr jednak nie dawał za wygraną i walczyłem z nim jakby to był kolejny, długi podjazd. Moje męczarnie miały się skończyć w Żywcu ale zanim tam dojechałem czekało mnie jeszcze kilka utrudnień. Na zjeździe wzdłuż jeziora musiałem hamować, później musiałem przepuścić karetkę pogotowia a na koniec uciec z drogi aby uniknąć czołówki z samochodem z przeciwka, mi się udało uniknąć dzwona ale samochód jadący za mną nie miał tyle szczęścia. Nie zatrzymywałem się jednak tylko jechałem dalej. Za rondem w Żywcu wreszcie poczułem, że nie ma przeciągu w twarz. Szybko dojechałem do Bielska i ostatnie kilometry pokonałem już na luzie, udało się być szybciej niż zaplanowałem, trochę zmienioną trasę pokonałem w dobrym tempie. Powoli zaczynam się przekonywać do długich dystansów, dają one więcej radości niż wymagające treningi i wyścigi których zaliczyłem już dziesiątki. Nawet jakbym miał jeszcze mniej czasu i dał rady jeździć tylko w weekendy to takie trasy nie byłyby wyzwaniem a na wyścigi przygotować się nie byłbym w stanie. 




  • DST 66.00km
  • Czas 02:36
  • VAVG 25.38km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 184 ( 94%)
  • HRavg 144 ( 73%)
  • Kalorie 1848kcal
  • Podjazdy 1480m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 26

Sobota, 10 kwietnia 2021 · dodano: 15.04.2021 | Komentarze 0

Weekend miał przynieść przełamanie po kilku słabszych dniach. Z dużymi nadziejami wyjechałem na sobotni trening, już na starcie popełniłem kilka błędów, m.in. wybrałem zły ubiór. Miałem do wyboru w zasadzie dwie trasy albo Salmopol, zjazd do Wisły i powrót albo Żar. Długo się nie zastanawiałem i wybrałem opcję z trzema podjazdami na krótszym dystansie. Początek jazdy wyglądał obiecująco ale później już było coraz gorzej. Przepalenia przed pierwszym Przegibkiem powiedziały mi jedno, w nogach była moc ale nie miałem czym dotlenić mięśni, oddech był płytki i z trudem łapałem powietrze, taki stan oznaczał jedno – kosmicznie wysokie tętno utrzymujące się już w zasadzie od pierwszych minut treningu. Mimo to podjazd na Przegibek zacząłem według planu mocno i utrzymywałem moc 300 – 320 Wat, minąłem sporo kolarzy i nikt nie był w stanie utrzymać mojego tempa. Czas wyszedł najlepszy w tym roku i wreszcie adekwatny do moc, to co dodała waga, zabrał sprzyjający na większej części podjazdu wiatr. Zjazd do Międzybrodzia zdecydowałem się odpuścić, dopiero w drugiej części przypomniałem sobie, że powinienem coś zjeść. Wsunąłem całego banana ale mocy od tego nie przybyło. Dojazd do Czernichowa to najgorszy odcinek na trasie, nie dość, że nierówny i dziurawy to jeszcze pod czołowy wiatr. Jeszcze przed rozpoczęciem podjazdu na Żar byłem przekonany, że na szczyt nie dojadę i dlatego postanowiłem mocno pokonać najtrudniejsze 5 kilometrów, od pierwszego łuku w lewo do początku zjazdu wzdłuż zbiornika. Jechałem w większości z wiatrem ale tętno było kosmiczne, wiedziałem, że to jedynie kwestia układu oddechowego a nie braku mocy w nogach, utrzymywanie 300 – 320 Wat nie stanowiło jednak problemu i starałem się jechać równo. Tylu samochodów i pieszych na tym podjeździe jeszcze nie widziałem, nie stanowiło to problemu do momentu gdy pokonałem ostatni łuk w lewo i do końca podjazdu zostało jakieś 700 metrów po bardzo dziurawej drodze. Nie byłem w stanie uniknąć wszystkich dziur i wybiło mnie to z rytmu, końcówkę pokonałem za mocno ale nie byłem w stanie patrzeć w tym czasie na licznik. Czas na tym kontrolnym odcinku wyszedł bardzo dobry, tylko dwa razy pokonałem go szybciej ale duża w tym zasługa wiatru. Nie wiem co strzeliło mi do głowy i zjechałem w dół do miejsca w którym na drodze leżał śnieg, jak tak dalej pójdzie to przejazd będzie możliwy w maju. Zawróciłem i po raz pierwszy byłem bezradny w kontekście przełożeń i musiałem przepychać przez blisko 400 metrów sztywnego podjazdu. Zjazd musiałem znów odpuścić, samochody, piesi, dziury czy wiatr nie dawały szans na szybką jazdę a podjęcie ryzyka było zbyt niebezpieczne. Zjechałem bezpiecznie w dół i dosyć szybko dojechałem do Międzybrodzia. Ostatni podjazd dnia to Przegibek, dojazd od Międzybrodzia zwykle mnie męczy ale tym razem był ciekawszy. Szybko dojechał do mnie jakiś kolarz i z łatwością mnie wyprzedził. Utrzymywałem go w zasięgu wzroku i dzięki temu nie myślałem o tym ile mi zostało do najtrudniejszych 3 kilometrów podjazdu. Tam ruszyłem mocniej i szybko minąłem kolarza który jednak podjął próbę utrzymania się na moim kole. Nie wiem nawet kiedy został z tyłu, jadąc swoje liczyłem na to, że po 10 minutach będę na szczycie. Byłem jednak szybciej i odcinek mocnej jazdy skróciłem do 9 minut. Zjazd do Bielska znowu odpuściłem i wyszedł bardzo słabo. Chciałem jak najszybciej dojechać do domu, moc w nogach była ale za bardzo sugerowałem się tętnem i oszczędzałem siły. Samochody też nie ułatwiały jazdy i kilka razy byłem bliski dzwona. Jakoś jednak dojechałem do domu i byłem zadowolony z treningu bo założenia zrealizowałem. Problem z układem oddechowym i tętnem jest poważny, nie mogę go lekceważyć. Przyczyny problemu znam ale na razie nie mogę ich wyeliminować. Ten rok jest dla mnie trudny, jak jeden element udaje się poprawić, zaczyna szwankować następny i tak w kółko. Jak wszystko zacznie grać wtedy będę mógł myśleć o formie sportowej i stawiać sobie jakieś cele, może do lata uda się z tym uporać.