Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 229777.38 kilometrów w tym 8243.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.36 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2421965 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Trening 2021

Dystans całkowity:6984.00 km (w terenie 97.00 km; 1.39%)
Czas w ruchu:263:46
Średnia prędkość:26.48 km/h
Maksymalna prędkość:81.00 km/h
Suma podjazdów:103620 m
Maks. tętno maksymalne:189 (179 %)
Maks. tętno średnie:164 (84 %)
Suma kalorii:174390 kcal
Liczba aktywności:95
Średnio na aktywność:73.52 km i 2h 46m
Więcej statystyk
  • DST 61.00km
  • Czas 02:06
  • VAVG 29.05km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 155 ( 79%)
  • HRavg 134 ( 68%)
  • Kalorie 1359kcal
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 5

Środa, 24 lutego 2021 · dodano: 28.02.2021 | Komentarze 0

Po najdłuższym tegorocznym dniu w pracy który trwał 13 godzin nie miałem siły na nic, specjalnej ochoty na trening nie było ale pogoda zachęcała do jazdy więc po obiedzie podjąłem decyzję o tym by jednak jechać. Zaplanowałem jedną ze standardowych tras zahaczającą o Chybie czy Pierściec ale już po wyjeździe musiałem ją wyraźnie skorygować. Wybrałem dosyć ciepły strój mimo wysokich wskazań temperatury która jednak o tej porze roku jest bardzo zdradliwa i lepiej przegrzać się niż zmarznąć. Ostatecznie wybrany zestaw ciuchów okazał się bardzo optymalny na panujące warunki. Po raz kolejny przekonałem się, że popołudniowe wyjazdy mają coraz mniejszy sens ze względu na dużą ilość samochodów na drogach i spore utrudnienia które wpływają w dużym stopniu na bezpieczeństwo. Już po pierwszym kilometrze zdecydowałem się na zmianę trasy, kolejny raz wprowadzono ruch wahadłowy na ulicy Cieszyńskiej i utworzył się spory korek więc postanowiłem od razu skręcić w boczną drogę co oznaczało zmianę trasy. Przez moment miałem trochę spokoju ale po około minucie już pojawiło się kilka samochodów. Boczne dróżki bywają strasznie zdradliwe i w dwóch miejscach trafiłem na spore kałuże i mimo zwolnienia ubrudziłem rower. Po kilku kilometrach bocznych i mniej głównych dróg znalazłem się na trasie w kierunku Strumienia. Tutaj dało się już jechać szybciej a samochody mimo dużej ilości nie były uciążliwe. Podjazd przy wyższej wadze szedł znowu bardzo topornie ale do połowy udało się wjechać z rozpędu po zjeździe. Następnie mimo odczuwalnego, przeszkadzającego wiatru jechało się całkiem przyjemnie, nie miałem problemów z utrzymaniem kadencji, moc momentami była za niska, momentami za wysoka ale starałem się opanować ten problem i ustabilizować wskazania na poziomie 190 – 210 Wat. Nieco szczęścia miałem w Chybiu gdzie trafiłem na otwarty przejazd kolejowy czego się nie spodziewałem. Zatrzymał mnie za to sygnalizator przed mostem na Wiśle w Strumieniu. Kiedyś tam wahadła nie było ale od tego czasu jest kilka razy więcej samochodów na drogach i pewnie nie jedna kolizja by miała tam miejsce gdyby nie sygnalizacja świetlna. Postój nie trwał jednak zbyt długo, ruszyłem spokojnie i wolno ponieważ jechałem za radiowozem który jednak w Strumieniu skręcił w lewo a ja skierowałem się na Pszczynę. Nie planowałem tej trasy ale jakoś samo tak wyszło. Czułem , że jadę z wiatrem więc momentami było bardzo szybko. Zauważyłem, że ścięte drzewa przy drodze powoli znikają ale prace postępują wolno i takim tempem to sprzątanie tego pobojowiska potrawa dłużej niż miesiąc. Gdzieś po drodze wyłączyło mi się myślenie i zamiast jechać przez rondo w Pszczynie i tamę w Goczałkowicach skręciłem w boczną drogę przez pola w Łące która okazała się być rzeką. Mimo wolnej jazdy cały byłem brudny a dodatkowo trafiłem na sporą ilość samochodów. Na ścieżce w Goczałkowicach musiałem użerać się z wolno jadącymi rowerzystami do których nie trafiały żadne uwagi i dopiero po 300 metrach udało się ich wyprzedzić. Miałem spory zapas czasowy wiec postanowiłem jechać przez centrum Goczałkowic, w tym celu skręciłem w pierwszą ulicę w lewo i trafiłem na kolejne miejsca z dużą ilością wody. Byłem już cały brudny więc specjalnie nie zwalniałem. Trochę żałowałem, że wybrałem akurat tą drogę ale gdy dojechałem do tunelu pod torami i przedostałem się na drugą stronę to zauważyłem, że przejazd kolejowy jest zamknięty i musiałbym czekać a tak mogłem jechać dalej. Chyba jedyny plus jaki przyniosła wyższa waga to lepsza niż zwykle jazda po kostce brukowej. Szybko i pewnie pokonałem cały 500 metrowy odcinek, gdyby na końcu dostawczak nie wymusił na mnie pierwszeństwa a później nie wlekł się 20 km/h to byłoby naprawdę dobrze. Jeszcze mało głupich rzeczy zrobiłem tego dnia więc dołożyłem kolejną. Zamiast cierpliwie czekać na otwarcie przejazdu kolejowego skręciłem w boczną drogę która przechodzi pod torami. Zapomniałem o jednym, że w zeszłym roku cała linia kolejowa była remontowana a znak droga bez przejazdu nie dał mi do myślenia. Wpakowałem się po uszy, nie chciało mi się wracać i postanowiłem krótki odcinek bez asfaltu pokonać pieszo. Gdy podniosłem rower aby nie nabiło się błota we wszystkie newralgiczne miejsca w rowerze, zanurzyłem się na kilka centymetrów w błocie, momentami było lepiej ale musiałem prowadzić rower aby błoto i woda nie wlały mi się do butów od góry. Musiałem się zatrzymać po pokonaniu tego toru przeszkód, chwilę trwało oczyszczenie bloków abym w ogóle mógł się wpiąć. Nowy smar do łańcucha spowodował, że jechałem dużo wolniej a sama jazda była toporna. Liczyłem na to, że uda się przejechać trasę w 2 godziny. Niestety zabrudzony sprzęt oraz wymagający podjazd na trasie skutecznie mi to utrudniły ale z całej jazdy mogę być zadowolony. Pierwsze oznaki wiosny wykorzystane w możliwy sposób, pracując po 12 godzin już któryś tydzień z rzędu ciężko znaleźć motywację do treningów w domu i taki przerywnik sprawdził się idealnie.






  • DST 26.00km
  • Czas 01:04
  • VAVG 24.38km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 150 ( 76%)
  • HRavg 126 ( 64%)
  • Kalorie 608kcal
  • Podjazdy 270m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 4

Wtorek, 23 lutego 2021 · dodano: 28.02.2021 | Komentarze 0

Krótki wyjazd po 12 godzinach pracy. Żal było marnować pogodę i mimo tego że nie planowałem wybrałem się na rundkę po okolicznych drogach. Rower po niedzieli wyczyściłem ale zupełnie niepotrzebnie bo już po paru minutach wyglądał podobnie jak przed czyszczeniem. Ostatnio chyba zapoczątkowałem nową tradycję bo znowu zaliczyłem odcinek bez asfaltu. Miałem problem z przejazdem i ugrzęzłem w kilku centymetrowej warstwie błota. Rower przestał działać płynnie i jazda była jeszcze mniej przyjemna. Liczyłem na to że zaznam trochę spokoju ale przy tym co działo się na drogach było to niemożliwe. Nie było dłuższego odcinka niż 100 metrów na którym nie minęło mnie przynajmniej kilka samochodów. Trochę zrekompensowały to skrzyżowania gdzie w większości przypadków nie musiałem się zatrzymywać. Większy ścisk przy dwupasmówce minąłem ładując się na ścieżkę rowerową. Ostatni odcinek nieco spokojniejszy ale nie na tyle aby całkowicie wyłączyć głowę. Nie żałuję że pojechałem bo nawet taka jazda jest lepsza niż jej brak.






  • DST 100.00km
  • Czas 03:22
  • VAVG 29.70km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Kalorie 2429kcal
  • Podjazdy 590m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 3

Niedziela, 21 lutego 2021 · dodano: 25.02.2021 | Komentarze 0

Pierwszy od 7 tygodni trening na szosie. Dzień wcześniej przygotowałem dwa rowery do jazdy, stalowy z błotnikami oraz aluminiową szosę czekającą co prawda na wiosenny przegląd ale jej stan pozwala na normalną jazdę. Długo zastanawiałem się który rower wybrać, piękne słońce i suche drogi wokół domu przekonały mnie aby wyjechać na „szybszym rowerze”. Już zapomniałem ile czasu potrzeba na przygotowanie się do jazdy. Świadomie zrezygnowałem z bidonu zabierając plecak z bukłakiem, jedzenia zabrałem na maksymalnie 3 godziny jazdy i nie planowałem postojów po drodze. Wybór ubrania zajął chwilę ale już jego zakładanie trwało dłużej. Gdy w końcu byłem gotowy zorientowałem się, że nie zabrałem pompki. Musiałem się po nią wrócić bo nigdy nie wyjeżdżam nieprzygotowany. Podczas ostatniego sprawdzania roweru przed jazdą załączyłem tylną lampkę dla bezpieczeństwa. Gdy ruszyłem to żałowałem, że wybrałem ten rower bo drogi nie wyglądały tak dobrze jak widać to było z okna. Po kilku minutach zorientowałem się, że zapomniałem zmienić kasetę w kole i na niektórych koronkach łańcuch przeskakuje. Nie przeszkadzało mi to ani nie wpływało na jakość jazdy. Kolejny rok z rzędu potwierdziło się zjawisko które trwa już wiele lat. Z każdym rokiem przybywa samochodów na drogach i nawet w tym trudnym czasie nic się w tej kwestii nie zmieniało. Kiedyś w niedzielę można było spokojnie pojeździć na szosie w bardzo małym ruchu a obecnie takiej opcji nie ma. Szybko pogodziłem się z myślą, że spokojnie nie będzie i bezpieczeństwo jest najważniejsze. Zapomniałem o tym, że na drogach miejscami jest woda i po kilku kilometrach rower był już do mycia. Po drodze wydarzyło się jeszcze kilka niecodziennych sytuacji. Jedną z nich było zaskoczenie po widoku jaki zobaczyłem na drodze przed Pszczyną. Ponad 20 drzew rosnących przy drodze zostało wykopanych z korzeniami, krajobraz jak pobojowisku, niestety to coraz częsty obraz w naszym jakże pięknym kraju. Nie wiem czemu ma to służyć, jedyne co przychodzi mi do głowy to modernizacja drogi. Gdyby nie remont drogi 933 to w ogóle bym tamtędy nie jechał i nie widział tego. Planując maksymalnie trzy godzinną jazdę, każda zmiana trasy oznaczała kombinowanie aby szybciej nie wrócić do domu. Nie byłem przygotowany na dłuższą trasę ale coraz częściej wydłużam trasy i później cierpię z tego powodu. Tym razem typowej bomby głodowej nie było, jedyna oznaka zbliżającego się kryzysu to podwyższone tętno oraz problemy z utrzymywanie wysokiej kadencji. Wydłużając trasę trafiłem na odcinek bez asfaltu, na tym krótkim fragmencie trasy jeszcze bardziej wybrudziłem rower. Mimo wydłużenia trasy zakładałem, ze uda się być w domu o 13. Dojechałem nawet z lekkim zapasem który na wjeździe do miasta wynosił 5 minut. Jak na pierwszy wyjazd oraz zważając na to, ze jest dopiero luty to noga całkiem solidnie podawała. Każdy kolejny wyjazd u mnie jest zwykle coraz lepszy więc jestem spokojny o sezon mimo tego, że czasu w tym roku mam znacznie mniej. Na trasie spotkałem wielu rowerzystów lub kolarzy, niewielu z nich odwzajemniło pozdrowienia a tylko jeden już blisko domu jako pierwszy zawołał „cześć”. Wzajemny szacunek wśród kolarzy zanika, czasy są trudne ale nie można zamykać się w sobie i we własnych myślach




  • DST 60.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 02:23
  • VAVG 25.17km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 160 ( 82%)
  • HRavg 147 ( 75%)
  • Kalorie 1870kcal
  • Podjazdy 310m
  • Sprzęt Hercules
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 2

Sobota, 2 stycznia 2021 · dodano: 03.01.2021 | Komentarze 0

Nowy rok rozpocząłem w dobry sposób od treningu poza domem. Przed jazdą miałem bardzo mało czasu na przygotowanie sprzętu i decyzję o wyjeździe podjąłem w zasadzie w jednej chwili, nie zastanawiając się nad niczym. Przygotowanie sprzętu na szybko wpłynęło na kilka drobiazgów które sprawiły, że jazda nie należała do przyjemności. Tym razem nie popełniłem błędów w przygotowaniu do jazdy i nie zapomniałem niczego. Wyjechałem dokładnie o tej godzinie kiedy planowałem przy całkiem niezłej pogodzie. Już po starcie czułem, że nogi są całkiem dobre ale widząc tętno w okolicy 130 już po kilkuset metrach mogłem myśleć inaczej. Jechałem jednak swoje trzymając się wskazań mocy i przede wszystkim kadencji. Z tym nie było problemu, utrzymywanie 90-100 obrotów na minutę jeszcze kilka miesięcy temu było problemem a teraz nawet bez pilnowania jechałem na takiej kadencji. Tętno utrzymywało się na przełomie 2 i 3 strefy, moc zazwyczaj w 2 strefie. Krajobraz na trasie się zmieniał, raz było mokro, raz sucho, raz mgła, potem chmury, słońce, raz dało się oddychać bez maski by chwilę później mieć problem z swobodnym oddychaniem. Nie miałem zaplanowanej trasy i chciałem się trzymać raczej bocznych dróg, ostatni wyjazd sprzed 7 tygodni wyrzuciłem już z pamięci ale mimo to nie czułem się bezpiecznie. W pewnym momencie skręcając w zapomniane kompletnie drogi pogubiłem się i wybrałem złą dróżkę, dojechałem do zamkniętej bramy i musiałem zawrócić. Wiązało się to z dwukrotnym przejazdem przez głęboką kałużę w której za drugim razem koło straciło przyczepność. Wybrnąłem z tej sytuacji dosyć sprawnie i trafiłem na właściwą ścieżkę. Dojeżdżając do wału nad Wisłą zauważyłem problem z siodełkiem, okazało się, że sztyca opadła o kilka centymetrów i jechało się bardzo niekomfortowo. Poprawiłem to ustawienie ale liczyłem się, z faktem, że z tego powodu jeszcze kilka razy będę musiał się zatrzymać. Wał nad Wisłą był najtrudniejszym technicznie odcinkiem, na tym rowerze przejechałem całkiem sprawnie ale niezbyt szybko. Mimo braku pieszych i innych rowerzystów kilka razy musiałem zwalniać i raz nawet się zatrzymać. Nie jestem zwolennikiem postojów po drodze a dzisiaj było ich całkiem sporo. Ścieżka do Ochab okazała się na kilku odcinkach bardzo zatłoczona i raz nawet zjeżdżając na pobocze utraciłem przyczepność, ratując się przed upadkiem. Później przez wiele kilometrów nie minął mnie żaden samochód. Gdyby nie kolejny przymusowy postój byłoby całkiem znośnie. Cały czas mimo wysokiego tętna trzymałem wysoką kadencję i moc w 2 strefie mocy. Po kolejnym postoju przez 5 kilometrów jechało się komfortowo a później coraz gorzej i mniej więcej 10 kilometrów było dystansem jaki pokonywałem bez postoju. Jestem daleki od formy i nawet droga prowadząca lekko w górę przez Mazańcowice okazała się wymagająca. Trudniejszy podjazd ominąłem jadąc najkrótszą drogą z kilometrowym odcinkiem rozmokniętej drogi terenowej gdzie koło buksowało kilkukrotnie. Po około 2 godzinach miałem już dość i mimo redukcji mocy nie zwiększył się komfort jazdy. Niby nie było źle ale z taką jazdą nie mam czego szukać na treningach grupowych gdzie nawet najsłabsi jeżdżą 2 klasy lepiej ode mnie. Nie stać mnie na razie na więcej ale mając wybierać miedzy przyjemną jazdą w zimie czy formą latem wybieram tą drugą opcję. Już z głębszego dna wychodziłem na wysokie szczyty formy i dlatego uważam, że może być tylko lepiej.







  • DST 50.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 26.32km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 163 ( 83%)
  • HRavg 144 ( 73%)
  • Kalorie 1438kcal
  • Podjazdy 350m
  • Sprzęt Hercules
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 1

Sobota, 21 listopada 2020 · dodano: 22.11.2020 | Komentarze 0

Dokładnie po 22 dniach przerwy wsiadłem na rower, ostatnio tylko kilka krótkich jazd do pracy ale również po kilkunastu dniach zastoju. Sezonowy rower przygotowałem już do zimy a raczej do tego, że będzie stał przynajmniej do początku marca, treningowa szosa która służyła głównie jako rower dojazdowy do pracy lub rezerwowy w przypadku jakiś awarii lepszego sprzętu, czeka obecnie na przegląd więc w ruch poszedł rower zimowy. Zastanawiałem się nad zakupem roweru MTB, przełajowego lub gravela ale obecne ceny nawet rowerów używanych odstraszyły mnie skutecznie, bardzo trzyma mnie budżet i wolałem zrobić z tego co mam jakiś rower niż inwestować w kolejny. Ściągnąłem więc ze strychu rower który kiedyś przerobiłem na szosę po zniszczeniu pierwszej jaką posiadałem. Ma dokładnie 40 lat i stał co najmniej 8. Trochę trwało zanim doprowadziłem go do ładu, z poprzedniej zimówki w której stale odkręcał się suport wziąłem kilka rzeczy takich jak prowadnica do linek bo przerzutka która tutaj była miała zupełnie inne a musiałem ją wymienić. Tak naprawdę wymieniłem sporo rzeczy. Na początek korba, aby zastosować starą musiałem wymienić cały suport i oś korby. Znalazłem w sieci dokładnie taki suport jak potrzebuję z gwintem włoskiem ale osi odpowiedniej długości nie było nawet używanej. Kiedyś kupiłem omyłkowo suport z gwintem włoskim przystosowany do korb Hollowtech 2 i teraz się przydał. Wrzuciłem więc starą korbę trzyrzędową, tarcze przejechałem pilnikiem bo były już trochę zjechane. Wymieniałem łańcuch, koła nie nadawały się do niczego więc włożyłem jedne z tych które miałem w zapasie z 9 rzędową kasetą. Manetki na ramie spokojnie obsługiwały pełen zakres biegów i nie było problemów z regulacją. Do tego musiałem wymienić wszystkie linki i pancerze, tego akurat mam zawsze pod dostatkiem i nie musiałem nic dokupować, nasmarowałem stery, założyłem opony które kilka lat leżały w garażu o szerokości 32 mm, spokojnie do tej ramy weszłoby nawet 40 mm. Na starych kolach rower ważył prawie 16 kilogramów z błotnikami i bagażnikiem, nie wyrzucałem go bo dodatkowo stabilizował błotnik. Nie pozbyłem się dynama ale nie byłem w stanie go uruchomić bo nie znalazłem w domu żarówek. Po założeniu lepszych kół waga spadła o kilkaset gram i może wynosi teraz 15 kilogramów. Ten rower ma również jedną wadę, brak mocowania koszyków na bidon, mi to akurat nie przeszkadza bo zimą nigdy nie korzystam z bidonów. Pierwszy krótki test wypadł pomyślnie ale schody zaczęły się na dłuższej trasie. Przed jazdą wymieniłem jeszcze pedały na zatrzaskowe, miernik mocy nie był mi dzisiaj niezbędny i wolałem go nie ruszać. Uchwyt na licznik nie pasował do tego roweru ale poradziłem sobie z tym stosując adapter do kierownicy. Kolejny dylemat to montaż torebki podsiodłowej, nijak nie pasowała a nie wiem gdzie schowałem pozostałe wśród których była pasująca do tego roweru. Schowałem więc do plecaka w którym znalazł się m.in. bukłak z wodą. Plecak jak zwykle schowałem pod kurtkę, ubrałem się na około 0 stopni zabierając cieplejsze rękawiczki do plecaka. Samo ubieranie się i przygotowanie zajęło około 20 minut ale o tej porze roku inaczej być nie może. Chęć jazdy była tak duża, że w niczym to nie przeszkodziło. Upewniłem się czy wszystko mam i wyjechałem. Już na starcie problemy z przełożeniami, dopiero po chwili udało mi się dojść do tego jak je zmienić, zapomniałem już o tym, że gorzej zmienia się biegi przy pomocy manetek na ramie niż klamkomanetek bo trzeba to robić z wyczuciem a nie liczyć kliknięcia. Chwilę zajęło rozkulanie roweru ale jak już się udało to trzymanie prędkości nie było tak trudne. Szukałem punktu odniesienia ale brak miernika mocy nie ułatwiał zadania, trzymając się tętna powinienem znacznie zwolnić bo wartości były już wysokie. Nie mogłem skupić się na tego typu duperelach tylko musiałem orientować się co dzieje się na drodze. Bezpiecznie to było może na kilku odcinkach a tak to cały czas musiałem mieć ręce na klamkach hamulcowych. Pierwsza sytuacja już po kilku kilometrach gdy z pobocza wyjechał samochód wprost pod moje koła, gdyby kierowca z tyłu nie zahamował to uderzyłby w ten samochód a przy okazji zgniótł mnie i mój rower. Jedną taką sytuację idzie przeboleć i o niej zapomnieć ale chwilę później kolejna bardzo podobna. Po zjeździe na którym się rozpędziłem musiałem hamować niemal do zera bo z bocznej drogi wyjechał samochód który nie miał zamiaru się zatrzymywać, miałem jednak czas na reakcję i zwolniłem do zera przy okazji tracąc orientację przy zmianie przełożeń co skończyło się spadniętym łańcuchem. Przy okazji dowiedziałem się, że na kilku koronkach łańcuch przeskakuje a z małej tarczy 30 nie mogę korzystać bo również przeskakuje łańcuch. Miałem wiec do dyspozycji dwie tarcze z przodu i 6 koronek z tyłu co jednak w pełni mi wystarczyło i jechałem na dosyć dużej kadencji mimo tego, że czujnik który zamontowałem nie działał. Ta sytuacja wybiła mnie nieco z rytmu ale później już było lepiej. Nie czułem się bezpiecznie na drodze, przed każdym niewidocznym łukiem zwalniałem, nie puszczałem maksymalnie roweru na zjeździe, na nielicznych odcinkach byłem w stanie jechać równym tempem. Nie czułem zmęczenia ani żadnych oznak słabości które zwykle towarzyszyły mi podczas pierwszych jazd po przerwie. Myślałem, że najgorsze sytuacje mam już za sobą ale pomyliłem się, dojeżdżając do Landka na dosyć widocznym odcinku wyprzedzał mnie samochód który jednak od razu odbił maksymalnie w prawo, ja również ale miałem obok siebie rów pełny wody, aby nie wpaść do wody wykonałem najbardziej bezpieczny z możliwych manewr czyli zamortyzowałem upadek kładąc się na lewą stronę, rower wpadł do wody ale ja byłem suchy ale o centymetry od samochodu który wciąż się poruszał. Było mega niebezpiecznie ale żaden z nas nie był odpowiedzialny za tą sytuację, z przeciwka jechał samochód na czołówkę któremu gdzieś się śpieszyło. Po tym wszystkim chwilę dochodziłem do siebie, odjechało mi się dalszej jazdy ale jakoś musiałem dojechać do domu. Na ostatnich 8 kilometrach miały miejsce dwie kolejne podobne sytuacje. Po kilku spokojnych kilometrach gdzie walczyłem z wiatrem i często także przeskakującym łańcuchem znowu przeżyłem moment grozy. Na ostatnim szybkim zjeździe postanowiłem przełamać się i nieco rozpędzić ale znowu musiałem hamować aby uniknąć czołowego zderzenia z samochodem wyprzedzającym na trzeciego. Musiałem uciec z drogi, straciłem panowanie nad rowerem przy niemal zerowej prędkości i poleciałem na pobocze, wybrudziłem i tak brudne już ciuchy, poczułem lekki ból barku ale nic poważnego i szybko się pozbierałem. Ostatniej na trasie czołówki uniknąłem w podobny sposób ale miałem czas na reakcje i udało się utrzymać równowagę, nie chcę myśleć co byłoby gdybym jechał na karbonowej szosie z węższymi i bardziej łysymi oponami. Na moje szczęście wyszedłem z tych sytuacji ciało, roweru nie szkoda, ciuchy się wypierze, z głowy wyrzuci wszystkie myśli a ewentualne bóle szybko miną. Co rok jest mniej bezpiecznie na drogach, gdy mogę to uciekam na ścieżki lub boczne drogi ale nie zawsze się da. Niektórzy ludzie chyba stracili umiejętność myślenia bo pewnych sytuacji nie da się logicznie wytłumaczyć. Egoizm i zaspokojenie własnego ego bierze górę nad zdrowym rozsądkiem i bezpieczeństwem. Wszystkich decyzji i własnych błędów nie da się zwalić na Rząd co próbuje się robić w obecnej sytuacji. Od tego marasu medialnego i rządkowego staram się trzymać z daleka ale czasami nie da się tego uniknąć. Dobrze na tym Świecie już było, nie umieliśmy tego docenić i mamy to na co zasłużyliśmy.