Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 229777.38 kilometrów w tym 8243.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.36 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2421965 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Cube '21

Dystans całkowity:7447.00 km (w terenie 3.00 km; 0.04%)
Czas w ruchu:282:11
Średnia prędkość:26.39 km/h
Maksymalna prędkość:81.00 km/h
Suma podjazdów:116490 m
Maks. tętno maksymalne:189 (179 %)
Maks. tętno średnie:178 (91 %)
Suma kalorii:184790 kcal
Liczba aktywności:110
Średnio na aktywność:67.70 km i 2h 33m
Więcej statystyk
  • DST 100.00km
  • Czas 04:21
  • VAVG 22.99km/h
  • VMAX 70.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 164 ( 84%)
  • HRavg 141 ( 72%)
  • Kalorie 2698kcal
  • Podjazdy 2500m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 51

Czwartek, 3 czerwca 2021 · dodano: 09.06.2021 | Komentarze 0

Nie mogąc trenować mocno podjąłem decyzję aby zająć się czymś co nawet w dobrych czasach nie wychodziło mi za dobrze czyli zjazdami. Postanowiłem poćwiczyć to na odcinku który znam bardzo dobrze czyli zjeździe z Przegibka. Wyjechałem dosyć wcześnie aby uniknąć dużego ruchu i tłoku na podjeździe czy zjeździe z Przegibka. Całą drogę do Straconki zastanawiałem się czy dam radę i czy ma to w ogóle sens przy osłabieniu jakie towarzyszy mi w ostatnich dniach. Pierwszy podjazd szedł bardzo topornie, starałem się trzymać wysoką kadencję i się udało. Skupiałem się na zjazdach więc czas podjazdu nie miał jakiegokolwiek znaczenia. Zjazd potraktowałem rozpoznawczo, nie wiedziałem jak wygląda droga i jakie są warunki, na szczęście było sucho, czystko a wiatr nieodczuwalny więc mogłem się skupić wyłącznie na technice. Nawet ruchu nie było i samochody ani inni rowerzyści czy kolarze nie przeszkadzali ale tylko na początku. Drugi podjazd już poszedł łatwiej, z automatu trzymałem wysoką kadencję i nawet nie musiałem tego pilnować. Zjazd do Bielska ponownie wziąłem na rozpoznanie i dopiero kolejny poświeciłem na ćwiczenie techniki. Skupiłem się na tym w którym momencie rozpocząć oraz w jakim skończyć hamować. Każdy kolejny pod tym względem był lepszy oraz szybszy. Po 8 podjazdach nogi odmówiły posłuszeństwa ale przemęczyłem jeszcze dwa tylko dlatego aby mieć więcej okazji do zjazdu. Tylko jeden zjazd mi nie wyszedł, nie maiłem wpływu na zachowanie innych na zjeździe a szarpać się na podjeździe by za wszelką cenę wjechać szybciej od innych nie miałem zamiaru, na ostatnim zjeździe tylko dwa razy musiałem delikatnie dotknąć klamek. Nie dokręcałem na prostych, w łuki wchodziłem płynnie i całkiem szybko. W Straconce musiałem zwolnić bo partol kontrolował prędkość, wracając do domu dołożyłem kilka podjazdów po to aby dokręcić do 2500 metrów w pionie, przy okazji dokręciłem do setki. Dawno po treningu nie bolały mnie nogi, teraz nadrobiłem za wszystkie czasy. Zdecydowanie przedobrzyłem z długością i trudnością treningu, mimo tego, że nie zbliżyłem się do FTP byłem zmęczony jak po wyścigu. Powrót do zdrowia jest ciężki ale szukanie formy jeszcze gorsze. Po tej przerwie ogólnie czuję się lepiej ale na rowerze zupełnie odwrotnie. Musi minąć jakiś czas aby wszystko wróciło do normy.





  • DST 44.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 22.76km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 138 ( 70%)
  • HRavg 115 ( 58%)
  • Kalorie 922kcal
  • Podjazdy 610m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 12

Środa, 2 czerwca 2021 · dodano: 07.06.2021 | Komentarze 0

Po dwóch dniach w łóżku, wypoceniu około kilograma i wypluciu sporej ilości wydzieliny z płuc czułem się już dużo lepiej ale dałem organizmowi jeszcze 36 godzin zanim zdecydowałem się wsiąść na rower. Obecnie rower ma mi służyć tylko jako forma rehabilitacji dla płuc a nie narzędzie treningowe więc muszę się bardzo pilnować i przedłużyć czas kiedy jeżdżę sam bo tylko w ten sposób jestem w stanie się całkowicie kontrolować. Bardzo ciągło mnie na Przegibek więc nie odmówiłem sobie tej przyjemności. Nogi niestety zapominały jak się kręci, czułem się jak po kilkutygodniowym roztrenowaniu a nie kilku dniach przerwy. Wystarczyło spojrzeć na tętno które przy lekkiej jeździe wskazywało przynajmniej strefę wyżej niż zazwyczaj. Podjazd na Przegibek przemęczyłem, inaczej tego nazwać nie można, zjazd też musiałem odpuścić. Wiedziałem, że lekko nie będzie ale było gorzej niż myślałem. Przed powrotem do domu dołożyłem jeszcze trzy pętelki wokół lotniska, tutaj jechało się już lepiej. Tak się złożyło, że wszystkie pętle pokonałem w identycznym czasie. Nie chciało mi się już dokręcać do 2 godzin ale wróciłem dłuższą drogą. Dużo pracy mnie czeka i najbliższe tygodnie to będzie raczej praca nad układem oddechowym ale mogę to robić nawet podczas jazd trwających kilka godzin byle nie jeździć za mocno bo wtedy może być znowu gorzej.




  • DST 24.00km
  • Czas 01:02
  • VAVG 23.23km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 660kcal
  • Podjazdy 190m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 10

Czwartek, 27 maja 2021 · dodano: 30.05.2021 | Komentarze 0

Krótki wyjazd po wczorajszej trasie. Nie czułem w nogach tego co przejechałem, spokojne tempo i wysoka kadencja zrobiły swoje. Mój organizm jednak jest w złej kondycji. Marnuję drugi tydzień urlopu na wizyty u specjalistów, testy Covidove i inne zabiegi szukając rozwiązania problemów z którymi zmagam się już blisko 2 miesiące. Przy spokojnych jazdach nie ma problemu, mocny wysiłek jednak stwarza znaczne problemy. Nie chciałem znów przeforsować organizmu więc wybrałem możliwe prostą trasę, kilka okrążeń wokół lotniska było idealnym wyborem. Po trzech pętlach prawoskrętnych zmieniłem kierunek, warunki wietrzne bardziej sprzyjały na ostatnich 3 pętlach. Myślałem nad tym aby dołożyć jeszcze jedną ale rozmyśliłem się w trakcie i wróciłem do domu. Ponownie nie zabrałem opaski tętna i tylko jeden licznik, tym razem iGPSPORT.
Po tej jeździe zdecydowałem się na konkretniejsze badania i moje przypuszczenia zostały potwierdzone. Obecny stan to efekt silnych powikłań po zakażeniu Sars-Cov 2. Już chyba wolałbym przejść tą chorobę objawowo niż męczyć się z powikłaniami po czymś o czego istnieniu nie miałem pojęcia. Dla mnie jest to po prostu kolejna choroba z którą walczę, w zasadzie od małego nie byłem okazem zdrowia a to, że przez dłuższy czas zwykłe przeziębienia, grypy, itp. mnie omijały jest efektem solidnej odporności jaką udało mi się zbudować. Ostatnia choroba jaką musiałem leczyć w szpitalu była bardzo poważna i kolejnego jej nawrotu który może zdarzyć się w każdej chwili mój organizm może już nie przetrwać. Tym razem objawy jednak były inne, spadek odporności do zera, niewydolność układu oddechowego nie biorą się z niczego. Muszę ograniczyć aktywność fizyczną do minimum, poddać się leczeniu które przywróci mój organizm do pełni funkcjonalności. Przez kilka tygodni walczyłem z organizmem, szybko się męczyłem, nie potrafiłem złapać oddechu po wysiłku i znacznie dłużej dochodziłem do siebie. Gdyby nie to, że przez lata prowadziłem aktywny tryb życia nie leżę teraz w szpitalu pod tlenem czy respiratorem i to jest jasny punkt tej całej sytuacji.




  • DST 229.00km
  • Czas 08:11
  • VAVG 27.98km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 163 ( 83%)
  • HRavg 130 ( 66%)
  • Kalorie 4844kcal
  • Podjazdy 1250m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 50

Środa, 26 maja 2021 · dodano: 29.05.2021 | Komentarze 0

Już dawno planowałem odwiedzić Kraków, zwykle coś nie pasowało, teraz pojawiły się sprzyjające okoliczności i zdecydowałem się je wykorzystać. Już niedługo Kraków być może będzie mi bliższy niż obecnie ale do jazdy rowerem nie jest to najlepsze miejsce. Wyjeżdżając z domu nie przypuszczałem, że jazda skończy się już po 300 metrach. Miałem spory zapas czasowy, planowałem wyjechać o 8 ale byłem gotowy już 40 minut szybciej i ruszyłem. Był to pierwszy wyjazd po serwisie miernika mocy i ponownie na karbonowych kołach więc wyjazd miał także charakter testowy. Po 300 metrach wstałem z siodełka, mocniej nacisnąłem na pedał i coś strzeliło, sekundę później lewe ramię odpadło od reszty korby, śruba mocująca pękła i musiałem zawrócić. Ponad 30 minut walczyłem z wymianą, założyłem ponownie Ultegrę R8000, to duża zmiana, nie tylko mniejsza sztywność mechanizmu ale także krótsze ramię i mniejsze tarcze. Większy problem pojawił się w przypadku miernika mocy, nie umiał się połączyć z licznikiem, po kilku próbach się udało. Po około kilometrze miernik zaczął działać poprawnie, włączyłem więc pomiar na dwóch licznikach. Do Karkowa w zasadzie miało być cały czas z wiatrem więc nie miałem obaw, że nie zdążę na 12. Nie wziąłem pod uwagę tego, że na trasie mogą być korki a także pojawić się może jakiś defekt a cały zapas czasowy wykorzystałem startując blisko godzinę później. Początek jazdy dosyć szybki, dopiero za miastem na podjeździe musiałem wyraźnie zwolnić, moce nie były jakieś piorunujące ale składałem to na ramię silnego wiatru w plecy, starałem się jechać spokojnie i przez długi czas nie wchodziłem nawet do 2 strefy. Zaskoczeniem były niemal puste drogi aż do Zabrzega, przelot przez wał też był bezproblemowy. Gdy skręciłem na wschód już co jakiś czas pojawiały się boczne podmuchy wiatru co na stożkach oznaczało walkę o utrzymanie na szosie. Po 35 minutach jazdy wrzuciłem wyższy bieg i nawet nie musiałem się co chwila zatrzymywać na skrzyżowaniach. Z wiatrem jechało się lekko i przyjemnie, nie czułem żadnych oporów i w związku z tym był problem z utrzymaniem mocy, balansowałem między 1 a drugą strefą ale na wysokiej kadencji. Jazda z wiatrem miała swoje plusy, kilometry szybko uciekały. Już po 40 kilometrach od domu musiałem się zatrzymać, postój był wymuszony przez problemy zdrowotne. Trochę żałowałem, że wybrałem tą trasę bo już w Bieruniu pojawił się komunikat o zamkniętym przejeździe kolejowym w Chełmku, miałem jednak nadzieję, że da się to objechać nie nadkładając kilkunastu kilometrów przez Oświęcim lub Jaworzno. Nawigacja prowadziła mnie jakoś bokiem ale znowu trafiłem na zamkniętą drogę i tak czy siak dojechałem do przejazdu w remoncie. Dało się obejść to bokiem ale musiałem się zmagać z grupą emerytek mających sporo czasu i idących sobie bardzo wolno, próba zwrócenia uwag skończyła się tym, że dostałem solidny ochrzan, wolałem już nie dolewać kolejnej oliwy do ognia i przemęczyłem się jakoś. Gdy ostatni raz byłem w Krakowie, jakieś 10 lat temu wracałem do domu przez Kryspinów i Alwernię, kiedyś był to najlepszy wariant dojazdu i chyba nic się nie zmieniło. Zmienił się za to kierunek wiatru który wiał już coraz częściej z boku, szczególnie w lasku przed Babicami było to odczuwalne, nie skorzystałem tym razem z obwodnicy i jechałem cały czas prosto, koło zamku w Wygiełzowie. Od nowego ronda kończącego obwodnicę był drogowskaz, że do centrum Krakowa zostało jeszcze 36 kilometrów. Czasowo byłem na styk, nie wiedziałem jak dalej sytuacja będzie wyglądać na drogach więc nieco stresu się już pojawiło. Całkiem sprawnie pokonałem jednak pagórkowaty odcinek do Liszek. Po drodze zrobiłem drugi przymusowy postój, dokładnie 25 kilometrów przed Krakowem. Jak ruszałem miałem już tylko godzinę. Nie spodziewałem się dużego korka jaki zastałem w Liszkach, nie byłem tam lata więc trochę zdziwiony byłem wiejskim targiem jaki działał w centrum miejscowości. Musiałem szybko przedostać się przez korek więc slalomem między samochodami jakoś przejechałem. Z ulgą odetchnąłem gdy bezpiecznie dojechałem do Kryspinowa, skąd już tylko chwila do Karkowa. Tablicę z nazwą miasta minąłem mając ponad 20 minut czasu by dostać się na rynek. W mieście już szukałem ścieżek rowerowych i się ich trzymałem, popełniłem jeden błąd nawigacyjny który kosztował mnie sporo nerwów, w stresie włączyłem nawigację która uporczywie kierowała mnie do wyjazdu z Krakowa bo znalazłem się na ścieżce którą miałem wyjechać z miasta. Dostałem się pod Wawel a potem nieco błądząc dotarłem na rynek z kilkuminutowym opóźnieniem. Mając za sobą długą drogę nie było w tym nic dziwnego. Sprawy załatwiłem szybko, wypiłem szybko kawę, odpocząłem na chwilę na rynku i ruszyłem w drogę powrotną. Ponownie nawigacja nie działała jak trzeba i po kilku minutach zastanawiania się gdzie mam jechać trafiłem na właściwy trakt. Najpierw jechałem lewą stroną Wisły ale gdy szlak się skończył musiałem dostać się na prawo, po drodze nie trafiłem na otwarty sklep więc zatrzymałem się na stacji by uzupełnić puste już bidony. Kolejne minuty były nerwowe, kurs prowadził mnie po bezdrożach lub szutrach, na szytkach bałem się jechać takimi odcinkami wiec do Czernichowa dojechałem głównymi drogami ale bez dużego ruchu. Okolica okazała się bardzo ciekawa zarówno pod względem widoków jak i dróg których nie znałem. Powrót bocznymi drogami okazał się jednak dobrym wyborem bo na głównych o tej porze ruch jest ogromny. Za Czernichowem trafiłem na około 500 metrowy odcinek szutrowy ale przejechałem go całkiem pewnie, chwilę później znowu miałem kilkukilometrowy odcinek bez samochodów poprzedzający dojazd do ścieżki wzdłuż Wisły, nie wiem gdzie zaczyna się ten odcinek ale w pobliżu Krakowa próżno było szukać asfaltowej dróżki tuż przy Wiśle. Przed wjazdem na ścieżkę zrobiłem krótki postój po którym poczułem silniejsze podmuchy wiatru w twarz. Z żywiołem miałem walczyć aż do samego Bielska, jechało się jednak o dziwo dobrze, wiatr nie robi już na mnie wrażenia i nie ma dużego znaczenia, od niego zależy dobór przełożenia aby utrzymać założoną moc i kadencję. Jedyny problem jaki dawał o sobie znać to nawigacja, kurs robiłem na szybko, punkty znajdowały się poza ścieżką i kilka razy omyłkowo z niej zjechałem. Ścieżką jechało się przyjemnie ale wszystko co dobre szybko się kończy i w pobliżu Oświęcimia ścieżka kończy się nagle i ten kto ją projektował powinien siedzieć za to w kryminale, najpierw trzeba jechać pod prąd wzdłuż ruchliwej drogi a później przejechać na drugą stronę w niebezpiecznym i nieoznakowanym miejscu, ciekawe ile wypadków już w tym miejscu było. Ja na bezpieczne włączenie się do ruchu czekałem prawie 5 minut a później wlekłem się w korkach przez cały Oświęcim. Przejechałem bezpiecznie ale miłe przeżycie to nie było, w międzyczasie bidony znowu zrobiły się suche więc zatrzymałem się w pierwszym napotkanym sklepie. Postój nie był zbyt długi mimo dużego już zmęczenia, w dalszym ciągu musiałem zmagać się z dużą ilością samochodów. Raz nawet zatrzymałem się na moment ale niewiele to dało. Wiatr był coraz bardziej uciążliwy ale to chyba ze względu na zmęczenie i duży dystans w nogach. Po 205 kilometrach wysiadł mi tyłek, za mało jechałem na stojąco i nawet najlepsze spodenki nie pomogły. Ostatnie 20 kilometrów to była już walka o dojechanie do domu. Nogi już powoli miały dość, warunki na trasie były trudne, zdrowie i problemy jakie mi doskwierają miały w tym również swój udział. Najważniejsze, że przejechałem tą trasę bez większych problemów, taki stan przed wyjazdem mogłem brać w ciemno. Wyjazd do Karkowa był jednym z ostatnich punktów na mojej rozpisce które chciałem odwiedzić, w tym roku zacząłem odwiedzać miejsca gdzie nie było mnie x lat, w zasadzie od momentu jak zacząłem jeździć po wyścigach nie byłem w tych miejscach. Odwiedzić mi pozostało tylko okolice Ogrodzieńca i przypomnę sobie wszystkie sentymentalne miejsca. Ten rok jest idealny na tego typu wojaże, spinam w ten sposób klamrą ostatnie 11 lat bo być może do ścigania które zatruwało mi życie przez ostatnie lata już nie wrócę. Podczas jazdy znowu korzystałem z dwóch liczników, rozbieżność danych wyszła dosyć duża. Tym razem Garmin był połączony z wszystkimi czujnikami a IGPSORT pobierał dane o prędkości z GPS, w Garminie kilka razy włączyła się auto-pauza, m.in. wtedy gdy przechodziłem przez zamknięty przejazd w Chełmku czy krążąc po centrum Krakowa. Są to jednak różnice rzędu kilkuset metrów i 2-3 minut czasu pomiaru, reszta już zależy od licznika. Podobnie jak wcześniej pojawiły się odchyłki danych i są to % podobne różnice niż podczas wcześniejszych porównań.




  • DST 90.00km
  • Czas 03:43
  • VAVG 24.22km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 173 ( 88%)
  • HRavg 131 ( 67%)
  • Kalorie 2473kcal
  • Podjazdy 2020m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 49

Niedziela, 23 maja 2021 · dodano: 26.05.2021 | Komentarze 0

Po dniu przerwy postanowiłem nieco przepalić nogę i podjąć decyzję o dystansie podczas sobotniego Rajdu. W „dobrych czasach” jeden dzień wolny wystarczył aby zregenerować się po kilku treningach a obecnie to nie wystarczyło i nie byłem odpowiednio wypoczęty aby mocno jechać wszystkie zaplanowane podjazdy, a chciałem zaliczyć ich aż cztery co w zeszłym roku było normą. Wyjechałem w ostatniej chwili aby zdążyć do domu przed deszczem, nie skracając trasy. Już na pierwszy rzut zafundowałem sobie najtrudniejszy podjazd dnia i jeden z najtrudniejszych w okolicy zwany potocznie Beskidzkim Zoncolanem – Magurkę. Zanim dojechałem do podjazdu musiałem się pomęczyć z wiatrem. Noga nie była najgorsza ale nie zamierzałem się zajechać już na pierwszej górze. Przed zasadniczym podjazdem zatrzymałem się i rozebrałem zbędne ciuchy aby mieć pełen komfort na podjeździe. Z obecną wagą na całkiem luźną jazdę liczyć nie mogłem, podjąłem też ryzykowną decyzję i zachowałem sobie w rezerwie jedną koronkę więc jechałem dosyć twardo i sporo na stojąco. W połowie podjazdu wrzuciłem już co miałem do dyspozycji, sam podjazd szedł mi nieźle, lepiej by było gdybym nie musiał co chwilę mijać wolniej jadących rowerzystów. Pieszych nie było zbyt wielu i bez zbędnych postojów się obyło. Przed końcem podjazdu pierwszy raz spojrzałem na licznik, czas był całkiem niezły, moc ponad 300 Wat przy oszczędnej jeździe to jak najbardziej pozytywny akcent tego dnia. Zjazd oczywiście bardzo wolny, asekuracyjny, droga w strasznym stanie po zimie i skupiłem się na bezpiecznej jeździe. Udało się bez zatrzymywania, po wymianie kół na aluminiowe nie bałem się o przegrzanie obręczy. Po 3500 metrach zjazdu było mi zimno a kolejne kilometry również prowadziły w dół. Temperatura powoli szła do góry i dopiero po interwałowym odcinku do Tresnej trochę się rozgrzałem. Podjazd na Żar był najdłuższym na trasie i prawie tradycyjnie złapał mnie tam kryzys. Mimo niższej mocy i w miarę równej jazdy byłem na szczycie bardziej zmęczony niż po Magurce. Zjazd pod wiatr nie był przyjemny, kilka razy musiałem awaryjnie hamować, o tej porze już w górach były tłumy. Po Żarze miałem już tylko wrócić do domu przez Przegibek, podjazd chciałem pokonać równym tempem zaczynając już na skrzyżowaniu w Międzybrodziu. Początek był mocny i trzymałem poziom przez pierwsze 3 kilometry, na ostatnich 3 dołożyłem jednak 50 Wat, nie było to planowane, jakoś tak samo wyszło. Podobnie sytuacja wyglądała z dodatkowym podjazdem na Przegibek. Po zjeździe do Straconki który musiałem totalnie odpuścić zdecydowałem się na kolejny podjazd. Ilość kolarzy na tym podjeździe czy zjeździe to jakaś masakra, większość z nic to jednak niedzielni rowerzyści pokonujący podjazd slalomem. Nie patrząc na licznik wjechałem na przełęcz w równym tempie. Ostatni zjazd był dobry do momentu jak musiałem zjechać do krawędzi jezdni jak jakiś kierowca zajechał mi drogę wymijając szerokim łukiem niedzielnego rowerzystę. W tym momencie najechałem na duży kamień, na szczęście obyło się na strachu i gumy nie złapałem. W Straconce zatrzymałem się pod sklepem, postój był krótki bo zbliżał się deszcz. Do domu wróciłem niemal w ostatniej chwili bo 5 minut później już padało. Wyjazd jest niewielkim krokiem w dobrą stronę, po 4 podjazdach byłem zmęczony ale były momenty, że szybciej dochodziłem do siebie po wysiłku ale niewiele ich było. Jeszcze kilka takich wyjazdów potrzeba aby myśleć o jakiejś formie. Wyjazd potwierdził też, że na razie nadaję się tylko na rajdy rowerowe i dystans 151 kilometrów bez ścigania w sobotę będzie dla mnie idealny.




  • DST 109.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 26.16km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 159 ( 81%)
  • HRavg 131 ( 67%)
  • Kalorie 2549kcal
  • Podjazdy 1520m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 48

Piątek, 21 maja 2021 · dodano: 25.05.2021 | Komentarze 0

Kolejny wyjazd bez fajerwerków. Tym razem zrezygnowałem z dwóch liczników i zabrałem tylko Garmina. Udało się wyjechać już po 12 i dzięki temu miałem czas aby po drodze stanąć w bufecie. Już dawno miałem ochotę na najlepszą Szarlotkę w okolicy ale dopiero kilka dni temu otwarto lokale gastronomiczne i teraz już nic nie stało na przeszkodzie i była większa motywacja aby zaliczyć Ochodzitą gdzie pojawiam się stosunkowo rzadko. Przez Bielsko przejechałem głównymi drogami ale w dosyć dużym ruchu więc wcale szybciej i lepiej nie było niż jadąc dobrze znaną trasą przez Kamienicę. Tym razem podarowałem sobie podjazd pod Piekło w Bystrej i ruszyłem na Wilkowice. Gdy tylko wyjechałem z Bielska poczułem jak mocno dmucha z południa. Aby zasłużyć na ciasto i kawę musiałem się dwie godziny męczyć z wiatrem. Postanowiłem nie patrzeć na licznik i w dużej mierze się to udawało, włączyłem sobie różne komunikaty i sygnały dźwiękowe przypominały mi gdy moc wykraczała poza 3 strefę, gdy łańcuch z tyłu lądował na największej koronce, pojawił się problem z komunikatami z telefonu i niestety nie widziałem ich na liczniku. Wiatr nie zelżał ani na chwilę, w Szczyrku zaszła potrzeb krótkiego postoju więc się nie wahałem i stanąłem na około 2 minuty. Nic to nie pomogło i strasznie męczyłem się pod Salmopol, nie potrzebnie włączyłem segmenty Strava w liczniku, na przełęczy licznik powiadomił mnie o tym, że wykręciłem swój trzeci czas na Strava, od końca, gorzej tylko było podczas kryzysowych Pętli Beskidzkich w 2013 i 2015 roku. Nie miało to jednak znaczenia i po krótkim postoju ruszyłem w dół, wiatr nie pozwolił na zbyt wiele, przy silnych podmuchach nawet nie byłem w stanie dobrze ułożyć się technicznie o szybkości już nie wspominając i 6 minut na tym zjeździe to wciąż granica nie do przejścia dla mnie w tym roku. W Wiśle dojechałem do dwójki kolarzy którzy od razu pojawili się na moim kole, nie czułem się bezpiecznie ale musiałem przetrwać aż do skrętu na Czarne. Jazda po nowym asfalcie była przyjemna ale ostanie 1500 metrów przez Zameczkiem to już stare, dobrze znane dziury i wyboje. Podjazd na Zameczek z czystym sumieniem sobie odpuściłem i wybrałem najłatwiejszy wariant dojazdu do Istebnej czyli Czarną Wisełkę. W lesie wiatr nie był tak odczuwalny jak wcześniej i dopiero ostatnie 600 metrów po lepszej jakości nawierzchni było wymagające. Zjazd do Istebnej zanieczyszczony a zadania nie ułatwiały również rynny na wodę więc bezpiecznie zjechałem, inaczej się nie dało. Objeżdżanie Złotego Gronia sensu nie miało, pchanie się za wszelką cenę do Istebnej również, Koczy był za trudny jak na lekką jazdę więc została Jasiówka, tej wersji podjazdu nie jechałem już kilka lat. Po drodze do pokonania były dwie wymagające ścianki i musiałem pogodzić się z tym, że kadencja była niska. Na szczęście kolana i plecy nie protestowały i jakoś przetrwałem tą męczarnię. Ostatnie 1500 metrów główną drogą już szybko przeleciało, wiatr zaczął w końcu pomagać. Po ponad 2 i półgodzinnej walce z wiatrem i protestującym organizmem byłem na Ochodzitej. Widoczność była całkiem niezła i w oddali widać było Tatry. Przerwa na kawę nie była tak długa jak się spodziewałem. Zjadłem pyszną szarlotkę i ruszyłem w stronę Kamesznicy. Zjazd ściankami nie był najlepszym pomysłem, skupiłem się raczej na tym by nie zwiało mnie z drogi niż na rozwinięciu jak największej prędkości. Przejazd przez Kamesznicę za to był szybki, nie byłem w stanie dokręcać bardziej, wiatr miał być sprzyjający na 80 % trasy powrotnej ale nie wziąłem pod uwagę tego, że na drogach będą korki. Już w Milówce pojawił się ciągnik rolniczy i nie mogąc go wyprzedzić gdy z przeciwka był sznurek samochodów zatrzymałem się na chwilę. Jak na drodze zrobiło się pusto to ruszyłem, sielanka nie trwała długo, wjeżdżając do Węgierskiej Górki już był korek, jakoś go minąłem jadąc slalomem i uciekłem w kierunku Cięciny. Po drodze w końcu zdjąłem rękawki by złapać trochę opalenizny. Na dłuższe, szybsze odcinki liczyć nie mogłem, raz musiałem hamować po czym na moment była pusta droga. Przejazd przez Żywiec nie był przyjemny ale na dłuższe postoje się nie załapałem. Za Żywcem wiatr już bardziej wiał z boku i musiałem się znów męczyć. Uratował mnie postój pod sklepem gdzie musiałem zatankować bidony. Po krótkim odpoczynku jechałem dalej, nie spodziewałem się sparaliżowanego Bielska jakie zastałem kilkanaście minut później. Jak się okazało w okolicy było kilka poważnych zdarzeń drogowych i stąd większość dróg w okolicy Olszówki było zakorkowanych. Część utrudnień udało się minąć ścieżkami rowerowymi. Duży ruch i korki towarzyszyły mi już do końca. Gdyby nie to, że celem była Ochodzitą i postój na deser nie wyciągnął bym żadnych pozytywów z jazdy, podjazdy słabe, zjazdy fatalne a ogólna dyspozycja jeszcze gorsza niż w ostatnim czasie a już wtedy było źle. Nie wiem co w tym roku dzieje się z moim organizmem, nie pomaga pogoda, ogólna sytuacja i szczęście którego znowu mi brakuje. Mam nadzieję, że powoli sięgam dna, będę w stanie szybko się odbić i powoli wracać na właściwe tory chociaż na razie na to się nie zanosi.




  • DST 101.00km
  • Czas 03:53
  • VAVG 26.01km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 161 ( 82%)
  • HRavg 135 ( 69%)
  • Kalorie 2442kcal
  • Podjazdy 1700m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 47

Czwartek, 20 maja 2021 · dodano: 23.05.2021 | Komentarze 0

Po wczorajszym treningu szybko rozwiązałem problem z nieszczelnym zaworem w szytce, powietrze trzyma ale by go spuścić muszę odkręcać zawór bo naciskając jest bardzo duży opór, nie przeszkadza mi to ale tak chyba być nie powinno. Najważniejsze, że powietrze nie schodzi, resztą zajmę się w odpowiednim czasie. Wreszcie pogoda poprawiła się na tyle, że można cieszyć się jazdą a nie zastanawiać czy uda się objechać na sucho. Zasłużony urlop trzeba jak najlepiej wykorzystać bo w lecie nie będzie takiej możliwości. Mój organizm dalej nie działa jak trzeba i postawiłem na trening tlenowy ale na wymagającej trasie. Ostatnio udało się załatwić na testy licznik Garmin Edge 830 i chciałem przetestować go podczas jazdy. Od samego działania bardziej ciekawy byłem porównania z IGPSPORT z którego nie jestem zbytnio zadowolony. Wyjechałem w ostatniej chwili by uniknąć korków i spowolnień w Bielsku. Pomiar w licznikach uruchomiłem w jednej chwili i już po 2 kilometrach były rozbieżności. Jedyna różnica to pomiar prędkości, Garmina nie połączyłem z czujnikiem prędkości i dane pochodziły z GPS a IGPSORT pobierał je z czujnika prędkości. Rozbieżności w tym aspekcie nie były duże ale w czasie prawie 4 godzin jazdy widoczna była różnica. Od samego startu szwankował czujnik tętna, często pokazywał głupoty a chwilowe rozbieżności sięgały nawet 20 bpm przy równej mocy. Założeniem było nieskupianie się na cyferkach i jedyne co śledziłem to różnice wartości danych. Już po 30 minutach było wiadomo, że żaden z parametrów na obu urządzeniach nie zgadza się. IGPSPORT pokazywał więcej niż Garmin i tylko średnia wartość tętna na Garminie była wyższa niż na IGS 620. Przy okazji sprawdziłem wiele funkcji Garmina których nie posiada IGPSPORT IGS 620. Jest to urządzenie dużo bardziej rozbudowane i pozwalające przeprowadzić bardzo dokładny trening oraz zaoszczędzić sporo czasu na analizy po treningu które licznik wykonuje sam. Już po 2 godzinach jazdy byłem bardziej zadowolony z działania Garmina niż po 4 tygodniach z IGPSORT. Żeby nie okazało się, że jedynym celem jazdy był test licznika starałem się zjeżdżać jak najlepiej technicznie. Miałem do pokonania 3 podjazdy i zarazem zjazdy. Pierwszy z nich nie wyszedł najlepiej, drugi był już lepszy ale nie na tyle aby być z niego zadowolonym , ze swojej strony zrobiłem wszystko ale na czołowy wiatr i dużą ilość samochodów wpływu nie miałem. Po raz kolejny doceniłem karbonowe koła na końcówce zjazdu i dojeździe do Andrychowa, mimo walki z czołowym wiatrem nie miałem problemu z utrzymaniem prędkości, jedynym utrudnieniem po raz kolejny okazały się samochody. Mimo odpuszczenia przejazdu przez Wielką Puszczę zaliczyłem kilka krótszych podjazdów i już w Andrychowie miałem 1000 metrów w pionie. Różnica między urządzeniami wynosiła około 30 metrów na korzyść IGPSPORT. Po wyjeździe z Andrychowa złapał mnie lekki kryzys, jechało się ciężko ale gdy zaczął się zjazd problemy zniknęły. W Czańcu włączyłem nawigację po śladzie, skręciłem gdzieś w boczną dróżkę i objechałem cały Czaniec od północnej i zachodniej strony, drogi były wąskie ale całkiem dobrej jakości i co najważniejsze puste, wyjechałem w takim miejscu, ze jadąc główną byłbym tam po 500 metrach od zmiany kierunku a w tym czasie przejechałem ponad 4 kilometry. Kolejnym testem była nawigacja do punktu startu, nim do tego przystąpiłem przetestowałem jeszcze jedną rzecz, w tym samym momencie włączyłem kurs w Garminie i IGPSPORT, IGP od razu załapał trasę a Garmin przeliczał ją około 45 sekund. Jednak nie wszystkie funkcje lepiej działają w Garminie. Po drodze też cały czas Garmin gubił kontakt z telefonem i nie mogłem sprawdzać na bieżąco powiadomień. Jednak muszę jeździć cały czas z włączonym głosem w telefonie aby wiedzieć co się dzieje. W Porąbce zorientowałem się, że jeszcze nie miałem żadnego postoju, zatrzymałem się więc na moment rozprostować kości. To był chyba błąd bo później nie jechało się już tak dobrze a tętno osiągało wartości wręcz kosmiczne. Nie zmieniło to jednak nic w moich założeniach i dalej jechałem w podobnym tempie. Zjazd z Przegibka tym razem znowu był niezły technicznie ale szybkości brakowało, w Bielsku kilka razy musiałem hamować. Zdecydowałem się wrócić dłuższą drogą by trasa liczyła minimum 100 kilometrów. Około 500 metrów przed domem wyłączyłem pomiar w IGPSPORT a Garmina dopiero pod domem. Porównując wartości wyszły mniejsze lub większe rozbieżności. Na razie będę testował Garmina pod kątem treningowym i od czasu do czasu porównywał go z IGPSPORT. Ten test był wspaniałą odskocznią, nie myślałem tyle o tym co zrobić aby organizm wrócił na właściwe tory.
Porównanie danych z dwóch liczników:

Większość danych różni się między sobą. W Garminie Edge 830 prędkość pochodziła z GPS, średnia wartość kadencji nie uwzględniała zer, przy średniej mocy brane pod uwagę były również zera. Rozbieżność w wartościach spalonych kalorii czy temperaturze są znaczne. Pomiar tętna w obu urządzeniach jest identyczny i wartości wyszły takie same. Biorąc pod uwagę opinie użytkowników Garmina przewyższenia są nieco zaniżone wobec właściwych, pomiar z GPS jest dosyć dokładny. IGPSPORT z kolei zawyża nieco metry w pionie a długość odcinka pokonywanego przez koło podczas pełnego obrotu jest wpisywana ręcznie i wygląda na to, że jest zawyżona. Czas mimo dużych rozbieżności podczas jazdy jest niemal identyczny po prawie 4 godzinach jazdy. Rozbieżności w danych o mocy czy kadencji zależą pewnie tylko od tego jakie wartości są brane pod uwagę i stąd różnice w Watach, obrotach na minutę czy TSS. Pośrednio wpłynęło to na moc znormalizowaną. Pomiar mocy kalibrowany był za pomocą Garmina Edge 830, wartości mocy jakie pojawiały się na urządzeniach wydawały mi się za niskie, na podjazdach przy podobnych czasach jak ostatnio potrzebowałem 10 Wat mniej przy bardzo podobnej wadze. Warunki jakieś znaczenie miały ale po tym jak zacząłem używać Garmian Edge 830 wartości watów spadły ale ma to także swoje plusy, znacznie więcej czasu spędziłem w 2 strefie niż zwykle gdy sporo było 3 strefy. Kolejne porównanie nastąpi chyba na płaskie trasie lub treningu z przynajmniej jednym mocnym podjazdem na trasie.




  • DST 85.00km
  • Czas 03:15
  • VAVG 26.15km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 180 ( 92%)
  • HRavg 135 ( 69%)
  • Kalorie 2213kcal
  • Podjazdy 1410m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 46

Środa, 19 maja 2021 · dodano: 23.05.2021 | Komentarze 0

Pierwszy dzień urlopu w którym normalnie dało się wyjechać z domu bez większych obaw o pogodę. Przed wyjazdem popełniłem duży błąd dopompowując 0,5 bara do każdej szytki. Zawór w przedniej jest dalej wadliwy o czym boleśnie przekonałem się na trasie. Gdy tylko ruszyłem już zaczęło padać ale po chwili przestało. Nie umaiłem wskoczyć na obroty, jakoś dziwnie pusto było na drogach ale to tylko złudzenie bo gdy dostałem się bliżej centrum już samochodów i pieszych więcej. Po rozgrzewce nie byłem zadowolony ze swojej dyspozycji ale zaplanowany trening należy do moich ulubionych więc nie chciałem z niego rezygnować. Za pierwszym błędem poszły kolejne, wybierając trasę nie wziąłem pod uwagę tego, że na drodze z ograniczeniem prędkości może pojawić się więcej samochodów i przez dłuższy czas częściej hamowałem niż kręciłem korbami. Ostatni strzał przed Przegibkiem pokazał już lepszą nogę ale jakoś przekonania nie miałem. Pierwszy podjazd szedł ciężko, jechałem głównie z wiatrem ale nie było tego w ogóle czuć, starałem się jechać równo i nie miałem problemów z utrzymaniem kadencji co oznaczało, że było dobrze. Zjazdy kompletnie mi nie wychodziły ale nie było to nadrzędnym celem. Po pierwszym zjeździe krótki postój który jednak przedłużył się do kilku minut. Dałem sobie 2 minuty na rozkręcenie i dopiero przyłożyłem w korby. Początek był trochę zbyt mocny ale później już złapałem rytm i trzymałem założony pułap mocy. Idealnie wymierzyłem odcinek bo na Przegibku pojawiłem się dokładnie po 8 minutach mocnej jazdy. Jeszcze się wahałem czy zjeżdżać do bielska czy Międzybrodzia. Ostatecznie wybrałem Międzybrodzie skąd podjeżdża mi się zazwyczaj lepiej. Po zjeździe zauważyłem brak powietrza w przednim kole, musiałem się zatrzymać i dopompować, nie chciało mi się machać ręczną pompką więc nabiłem powietrza z naboju. Jak się okazało problemem był wciąż nieszczelny zawór, nie sprawdziłem go jednak dokładnie i powietrze dalej uchodziło. Ostatni podjazd szedł znacznie ciężej ale zaczynając z tego samego miejsca byłem na Przegibku ponad 10 sekund szybciej. Końcówkę już jednak pokonałem na oparach, nie zatrzymywałem się na Przegibku tylko zjechałem kolejny raz na Międzybrodzie. Po zjeździe już powietrza w szytce nie było, dopompowałem tym razem ręczną pompką do około 5 bar, dokręciłem zawór ile się dało i ostrożnie jechałem dalej. Powietrze już nie schodziło ale jechało się ciężko, byłem ujechany po 3 podjazdach w S5, zwykle po takim treningu wracałem prosto do domu, tym razem miałem czas, pogoda też była dobra więc żal było nie wykorzystać tej sytuacji. Po drodze oczywiście masa niespodzianek, m.in. roboty drogowe na wielu odcinkach, typowe dla Polski jest to, że znaki informujące o robotach pojawiają się dopiero 100 metrów przed utrudnieniami a na skrzyżowaniach nie ma informacji, że skręcając w lewo trafimy na drogę bez przejazdu lub objazd. Jadąc objazdem jednej z zamkniętych dróg trafiłem na szuter, przy małej ilości powietrza w szytce i kołach karbonowych nie chciałem ryzykować i wybrałem inną drogę. Trafiłem na główną i musiałem się męczyć wśród ciężarówek. Przejazd przez miasto też przyniósł niespodzianki, jedną z nich był odcinek brukowy na którym radziłem sobie jednak całkiem nieźle jak na moje możliwości. Gdyby nie to, że mam urlop mógłbym narzekać, że trening trwał zbyt długo przez te nieplanowane atrakcje ale w tej sytuacji nie miało to znaczenia. Zmęczenie na trasie i problemy z szytką sprawiły, że nie był to całkiem przyjemny dzień.




  • DST 25.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 25.00km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 140 ( 71%)
  • HRavg 121 ( 62%)
  • Kalorie 703kcal
  • Podjazdy 270m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 8

Wtorek, 18 maja 2021 · dodano: 22.05.2021 | Komentarze 0

Gdy pojawiło się pierwsze dłuższe okno pogodowe nie wahałem się i wyjechałem na pierwszą od miesiąca przejażdżkę regeneracyjną. Mając urlop jest więcej czasu i można obserwować przez okno jak deszcz pada. W tym czasie zacząłem nawet uczyć grać się w szachy, tutaj warunki atmosferyczne znaczenia nie mają. Liczyłem na to, że uda się dojechać na sucho ale było to zbyt duże życzenie. Już po wyjeździe zauważyłem wysokie tętno które utrzymało się do końca. Po 20 kilometrach zaczęło padać i z każdą minutą było coraz gorzej, ostatnie minuty już w intensywnym deszczu. Godzinka jazdy musiała wystarczyć, widać, że w tym roku nawet na urlopie nie jest dane mi normalnie trenować. Pora chyba jednak dać sobie z tym spokój, coraz gorzej to wygląda.




  • DST 58.00km
  • Czas 02:04
  • VAVG 28.06km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 156 ( 80%)
  • HRavg 132 ( 67%)
  • Kalorie 1428kcal
  • Podjazdy 810m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 45

Niedziela, 16 maja 2021 · dodano: 18.05.2021 | Komentarze 0

Po dwóch dniach testów odczuwałem duże zmęczenie. W dalszym ciągu organizm potrzebuje więcej czasu na regenerację, nie zakładałem żadnego treningu ale po południu pogoda się poprawiła i patrząc na prognozy na kolejne dni, szkoda było tego nie wykorzystać. Mimo zachodniego wiatru wybrałem się w innym kierunku co okazało się jednym, wielkim błędem. Na początku było fajnie bo jechałem z wiatrem i bez przeszkód przez pierwsze 10 minut. Gdy tylko dojechałem do terenów rekreacyjnych przy lotnisku zaczęły się problemy. Ludzi było jak mrówek a większość z nich zachowywało się jak bydło wypuszczone na wybieg po zimie. Po kilku minutach jazdy slalomem wśród pieszych miałem dość, na tym odcinku prawie wogóle nie kręciłem korbą. Później próbowałem nadrobić trochę czasu na zjazdach, z wiatrem nie było to trudne. Na tych kołach nie czuję się jeszcze pewnie ale na prostych zjazdach jestem w stanie już puścić całkiem hamulce, gdyby nie było samochodów kilka sekund jeszcze bym urwał na końcówce ale i tak kolejny podjazd wjechałem z rozpędu. Tradycyjnie zatrzymywały mnie skrzyżowania ale i kolejny zjazd pokonałem szybko i pewnie, na końcu jednak musiałem się zatrzymać. Zatrzymały mnie wszystkie większe skrzyżowania ale nieco szczęścia miałem na przejeździe kolejowym gdzie sygnał pojawił się w momencie jak przez nie przejechałem. Za Bielskiem ruch samochodów jakby mniejszy ale lepiej przez to się nie jechało. Nogi po wczorajszym treningu nie pozwalały na zbyt wiele na podjazdach, łatwiej było utrzymywać wysoką kadencję. Z wiaterkiem jechało się fajnie ale co dobre szybko miało się skończyć. Już w Zarzeczu zaciągało z boku i częste zmiany przełożenia stały się faktem, widoków nie było więc nie było jak się oderwać od śledzenia cyferek na liczniku, podjazdy szły nieźle ale utrzymywanie się w 2 czy 3 strefie nie pozwalało na dynamiczne i szybkie pokonywanie kolejnych hopek. Z rytmu wybił mnie skutecznie odcinek brukowy w Tresnej, jak już poczułem się pewniej samochody zaczęły mnie wyprzedzać na centymetry i musiałem zmienić optymalny tor jazdy. Nie miałem ochoty na postoje i szybko chciałem dojechać do Międzybrodzia. Słusznie bałem się tego odcinka wzdłuż jezior, dziur cała masa, samochodów jeszcze więcej i ciężko było wszystkie omijać. Jakoś przetrwałem ale na horyzoncie pojawił się kolejny problem. Cały podjazd na Przegibek walczyłem z wiatrem a w końcówce także z rowerzystami próbującymi mi odjechać co im się nie udało i jeszcze do mnie mieli o to pretensje, jadąc spokojnym, równym tempem pod górę nie patrzę co dzieje się wokół a to, że inni chcą mnie za wszelką cenę objechać to już inna sprawa. Na zjeździe chciałem poćwiczyć trochę technikę ale nie wyszło, za dużo samochodów i rowerzystów, wiatr też robił swoje. Gdy tylko wjechałem do Bielska znowu zaczął się horror, co rusz jakiś pieszy pojawił się na drodze, najczęściej poza przejściem dla pieszych. Nie było to bezpieczne ale oczywiście winny byłem ja bo niby miałem obowiązek się zatrzymać, jak kierowcy wymuszają pierwszeństwo to też nie jest ich wina. Ten kraj przez ostatni rok stał się jeszcze bardziej chory o ile w ogóle to jest możliwe. Postanowiłem wrócić inną niż zwykle drogą, przez wiele kilometrów miałem spokój z pieszymi ale skumulowało się to na ostatnich 4 kilometrach. Moja głowa już miała dość ale musiałem jakoś przetrwać w tym tłumie pieszych. Mimo wszystko byłem zadowolony ze swojej jazdy, podjazdy faktycznie wyglądają coraz lepiej, nad zjazdami muszę pracować ale ogólnie nie jest już tak źle jak było jeszcze 2 tygodnie temu.