Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223570.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.35 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2324726 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2020

Dystans całkowity:683.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:58:27
Średnia prędkość:25.63 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:6660 m
Maks. tętno maksymalne:193 (98 %)
Maks. tętno średnie:147 (75 %)
Suma kalorii:25048 kcal
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:68.30 km i 1h 49m
Więcej statystyk

Prezentacja roweru startowego na sezon 2020

Sobota, 22 lutego 2020 · dodano: 22.02.2020 | Komentarze 0


Przyszła pora na prezentację sprzętu startowego na 2020 rok. Rower złożyłem w zasadzie od podstaw na starych i nowych częściach. Podstawa roweru czyli rama i widelec jest ten sam co wcześniej. Dobrze jeździ mi się na tej ramie i nie widziałem sensu zmienić jej. Z starych części zostały jeszcze mostek, kierownica, siodło, sztyca, suport, stery i owijka. Dalej będę korzystał z zakupionych rok temu kół karbonowych. Miernik mocy i licznik również będą te same. Ale to już detale. W konfiguracji zaszło kilka istotnych zmian. Najważniejsza z nich to osprzęt nad wymianą którego myślałem już jakiś czas. Pierwsze kryterium jakie wziąłem pod uwagę to jakość. Zależało mi aby nowa grupa nie była gorsza niż wydłużona już Ultegra 6800. Na wstępie brałem pod uwagę następujące grupy osprzętu: Campagnolo Potenza, Sram Force 22, Sram Red 22, Shimano Ultegra 8000, Shimano Dura Ace 9000 i jedyną elektryczną grupę w tym zestawieniu - Shimano Ultegra 8050. Po pierwszym przeglądzie ofert i zabezpieczeniu środków finansowych stwierdziłem że lepiej zainwestować w lepszy osprzęt i zmniejszyłem pole manewru o jedną grupę - Shimano Ultegra 8000. Drugie kryterium jakie wziąłem pod uwagę to dostępność i cena części zamiennych. W tym punkcie najbardziej niekorzystnie wypadła Campagnolo Potenza i zdecydowałem się nie brać już tej grupy pod uwagę. Dużą uwagę przywiązałem do przeglądania ofert Shimano Dura Ace 9000. Niestety nie znalazłam żadnej oferty na pełną grupę i jedyną opcją było szukanie okazji na poszczególne komponenty. W atrakcyjnej cenie dałoby się złożyć cały osprzęt ale doliczenie kosztów wysyłki za każdy komponent spowodowało powstanie dużej sumy pieniędzy dzięki której zakup już nie był opłacalny. Wtedy zwróciłem uwagę na osprzęt Sram. W dobrej cenie mogłem mieć pełną grupę Sram Red w starszej wersji, produkt był wówczas niedostępny ale miał się pojawić w najbliższym czasie i kosztować mniej niż połowę ceny rynkowej. W podobnej cenie mogłem mieć Sram Force od ręki. Jedyny mankament to brak możliwości zmiany konfiguracji. Za każdą z nich była dopłata, zależało mi na przerzutce z długim wózkiem oraz na korbie o długości ramion 172,5 mm. Za to musiałbym dopłacić około 200 złotych. Zdecydowałem że zaczekam aż Sram Red będzie dostępny, tam te dwie rzeczy były w normalnej wersji. Niestety musiałem czekać aż do końca roku na dostępność tej grupy a jak się okazało była tylko wersja że standardową korbą i kasetą 11x26 co mnie nie zadowalało i już wcześniej zdecydowałem o zakupie grupy z elektrycznymi przerzutkami - Shimano Ultegra 8050.

Miałem szeroki wachlarz wyboru komponentów, kasety od 11x23 po 11x36. Korby od 165 po 180 mm z tarczami 50x34, 52x36, 53x39, przerzutkę tylną z krótkim lub długim wózkiem, przerzutkę przednią mocowaną na hak lub dwa rodzaje obejmy, suport typu Press-Fit lub Hoolwotech II. Wybrałem najlepszą dla mnie konfigurację bez dodatkowych opłat. Ostatecznie zapłaciłem za osprzęt nieco więcej niż połowę ceny rynkowej. Musiałem dokupić jedynie obejmę do przedniej przerzutki, ale nie był to duży koszt. Poniżej tabela z cenami wybranych przeze mnie grup osprzętu w dogodnej konfiguracji:

Wybór elektrycznej grupy to kolejny krok naprzód w kontekście modernizacji sprzętu. Osprzęt zakupiłem w listopadzie i przez dwa miesiące leżał i czekał na pierwszy test. Drugą zmiana to koła treningowe. Wydłużone Vissiony z wąskimi obręczami i 30 mm stożkami zastąpiłem nowymi, ponad 400 gram lżejszymi kołami. Zakupione jesienią koła Dt Swiss 1600 sprzedałem i złożyłem własny model kół. Nie chciałem kolejnych kół stożkowych i to był główny powód zmiany. Koła zbudowane zostały na obręczach Dt Swiss R460, szprych Richman - dokładnie takich samych jak mam w drugich kołach i piastach z łożyskami ceramicznymi. Waga kół z taśmami Tubless, bez zacisków wynosi około 1660 gram czyli o ponad 400 mniej niż wiążą Vissiony i prawie 400 gram więcej niż karbonowe No-Limited.
Osprzęt i koła treningowe to dwie najistotniejsze zmiany w konfiguracji sprzętu. Długo zabierałem się do złożenia roweru. Podzieliłem sobie ten proces na kilka etapów. Pierwszy z nich to sprawdzenie działania osprzętu. Wyjąłem cały osprzęt z pudełka i w pierwszej kolejności połączyłem baterię z łącznikiem A i zacząłem ładowanie baterii. Po niespełna 2 godzinach bateria była już naładowana i mogłem przystąpić do połączenia reszty elementów. Nie miałem pod ręką komputera a na telefonie nie otwierał mi się dokument z informacji o schematach połączenia przewodów. Zastosowałem więc metodę prób i błędów i po kilkunastu minutach stworzyłem właściwy schemat połączenia. Wszystko działało jak należy i bawiłem się chwilę zmieniając przełożenia. Ponumerowałem przewody, narysowałem prosty schemat, rozłączyłem przewody i schowałem wszystko do pudełka. Tydzień później wziąłem się za składanie roweru. Pierwsze zrobiłem spis narzędzi jakie będą mi potrzebne. Operacje takie jak montaż łożysk suportu czy sterów oraz prostowanie haka tylnej przerzutki nie będą przeprowadzane i część narzędzi nie jest koniecznych. Poniżej spis wszystkich narzędzi jakie użyłem podczas prac przy rowerze:
1. Zestaw kluczy imbusowych
2. Skuwacz do łańcucha
3. Narzędzie do obcinania linek i pancerzy
4. Kleszcze
5. Taśma miernicza
6. Czarna taśma i nożyczki
7. Klej
8. Około 50 cm pancerza rowerowego
9. Około 50 cm zwykłej plastikowej lub gumowej rurki o średnicy pozwalającej zmieścić pancerz
10. Stara szprycha
11. Olej do łańcucha
12. Płyn do mycia naczyń
13. Około 3 litry ciepłej wody
14. Ręcznik papierowy
15. Miękka gąbka
16. Szmatka chłonąca wodę
17. Klucz dynamometryczny
18. Pojemniki: na wodę, narzędzia, śmieci i odpady.
19. Wiertarka i wiertło 6
20. Odpad z izolacji do rur
Mając wszystko przygotowane mogłem zabrać się do pracy. Prace podzieliłem na kilka około godzinnych etapów. Pierwszy z nich to czyszczenie ramy, widelca, kierownicy, mostka, sztycy i siodła. Potrzebny jest pojemnik z ciepłą wodą i odrobiną płynu do mycia naczyń, to wystarczy aby wyczyścić wszystkie już zamontowane elementy roweru. Na początek siodełko a później kolejno rama i widelec oraz sztyca, mostek i kierownica. Pozostałości wody czyścimy szmatką i zarówno pojemnik z wodą i wilgotną szmatkę można odstawić na bok. Dokładne czyszczenie zajęło mi około 30 minut. Mogłem przejść do kolejnego etapu jakim jest montaż przewodów wewnątrz ramy. Moja rama jest przystosowana do prowadzenia przewodów wewnątrz co nie wymaga dużej ilości wiercenia otworów. Nie przemyślałem zbyt dobrze sprawy i wziąłem się za robotę od drugiej strony niż powinienem. Na początek schowałem baterię w sztycy. W tym celu wykorzystałem odpad z izolacji którym owinąłem baterię na długości około 2 centymetrów i zabezpieczyłem wszystko taśmą. Dzięki temu bateria idealnie zmieściła się w rurze i trudno było ją przesunąć co ma zapobiec zmianom położenia w czasie jazdy. Przy pomocy specjalnego przyrządu połączyłem odpowiedni przewód z baterią. Następnie wziąłem szprychę i włożyłem jej koniec do pancerza. Gdy nie mogłem już nią ruszać włożyłem pancerz do ramy i bez problemu mogłem go wyciągnąć z drugiej strony. Wziąłem rurkę, z jednej strony włożyłem pancerz i zabezpieczyłem taśmą a z drugiej włożyłem przewodów i również zakleiłem taśmą wlot. Z jednej strony szprycha i pancerz, z drugiej przewód i w szybki sposób udało się przeciągnąć to przez ramę i pierwszy przewód był gotowy do połączenia z łącznikiem B. Wyjąłem rurkę i pancerz oraz zabezpieczyłem końcówkę przewodu i prowizorycznie przyczepiłem do ramy aby przypadkiem spowrotem nie schował się w otworze. Zamontowałem sztycę w ramie i dokręcałem do momentu aż sztyca nie będzie mogła zmienić położenia. Kolejny krok to doprowadzenie przewodu do tylnej przerzutki. Na początku musiałem odkręcić hak i identycznie jak wcześniej sprawdziłem drożność otworu w ramie. Tutaj już tak lekko nie było i udało się dopiero za 3 podejściem. Kiedy byłem już pewien że przewód bez problemu przejdzie przez ramę włożyłem właściwy do rurki, z drugiej strony pancerz że szprychą i udało się po kilku minutach przeprowadzić przewodów. Zabezpieczyłem oba końce i na tym skończyłem.

Drugi dzień zacząłem od montażu łącznika A i przewodu którym miały być połączone łączniki. Wprowadzenie przewodu przez otwór którym zawsze wchodziła linka nie było możliwe. Miałem dwie opcje, jedną był zakup przelotki z większym otworem lub powiększenie otworu w posiadanej już przelotce. Zdecydowałem się na drugą opcję. Na wolnych obrotach przewierciłem otwór i bez problemu wszedł w niego kabel z wtyczką. Kolejny krok to przeprowadzenie przewodu przez ramę. W tym celu użyłem sprawdzonego dzień wcześniej rozwiązania. Szybko poszło ale równie szybko zaczęły się schody. Przewód od przedniej przerzutki zdecydowałem się zamontować później. Wcześniej chciałem połączyć wszystkie przewody łącznikiem B. Okazało się że nie ma miejsca na łącznik, wszystkie otwory były za małe. Mogłem wiercić i zrobić miejsce i dogodnie podłączyć wszystkie przewody lub zdecydować się na inne, trudniejsze do zrealizowania rozwiązanie. W grę wchodziło umiejscowienie łącznika wewnątrz ramy albo w rurze podsiodłowej albo skośnej. Rozwiązanie o tyle trudne że wymagało podłączenia na starcie już dwóch przewodów, między łącznikami i najlepiej od tylnej przerzutki. Wymagało to wyciągnięcie już włożonego przewodu z ramy i przeciągnięcie go najpierw przez skośną rurę i ponownie przez tylny widelec. Zdecydowałem się na inne rozwiązanie bo nie chciałem drugi raz przeciągać przewodu do tylnej przerzutki. Zamiast tego przewodu podłączyłem przewód do przedniej przerzutki i łącznika A i szybko uporałem się z umiejscowieniem łącznika B w ramie. Bez problemu podłączyłem przewody do baterii i tylnej przerzutki do łącznika B. Było to rozwiązanie dobre ponieważ przewód od przedniej przerzutki idealnie starczał a pozostałe były za długie. Z przeprowadzeniem przewodu przedniej przerzutki miałem problem bo musiałem zrobić to od drugiej strony ale w końcu się udało. Następny krok to instalacja klamki kamerek. Prowizorycznie przykręciłem manetki do kierownicy i połączyłem z łącznikiem A. Nie umiałem sobie poradzić z zamocowaniem łącznika pod mostkiem i zdecydowałem się na użycie nieoryginalnej gumki i opasek zaciskowych. Później wziąłem się za przerzutki. Najpierw przykręciłem obejmę do ramy, następnie przerzutkę przednią do obejmy i podłączyłem przewód.

Naciśnięcie guzika na klamkomanetce spowodowało ruch przerzutki. Z tylną przerzutką też szybko sobie poradziłem i również sprawdziłem jej działanie. Jak wszystko było podłączone jak należy zabezpieczyłem miejsce dostępu do ramy i schowałem wszystkie przewody wewnątrz. Miałem jeszcze czas i wziąłem się za montaż kasety, łańcucha i korby. Najpierw Zamontowałem korbę i tylko prowizorycznie ją dokręciłem. Montaż kasety na nowe koło nie sprawił mi problemu. Gorzej z łańcuchem, skróciłem go za bardzo i musiałem przedłużyć. Nie miałem już czasu na ustawienie przerzutek i zostawiłem to sobie na kolejny dzień. Trzeci dzień zacząłem od sprawdzenia działania przerzutek. Musiałem ustawić zarówno przednią jak i tylną, do przedniej nie miałem zastrzeżeń a nad tylną musiałem popracować. Kilka minut regulacji i napęd chodził jak w zegarku.

Nie chciałem się przemęczać i przyciągnąłem tylko linki hamulcowe przez klamkomanetki. Przy użyciu taśmy mierniczej wyrównałem położenie klamkomanetek i dokręciłem do momentu w którym nie mogły zmienić położenia. Po dniu przerwy przystąpieniem do dalszej pracy. Na początek zamontowałem nowe hamulce a następnie pancerz przedniego hamulca. Był za długi, przed przycięciem zamontowałem pancerz tylnego hamulca. Również był za długi i przyciąłem go na wymaganą długość. Odpad idealnie pasował do przedniego hamulca i tam go wykorzystałem. Ułożyłem pancerze i przewody wzdłuż kierownicy i lekko przymocowałem taśmą. Sprawnie nawinąłem owijkę i na tym mój czas się skończył.

Ostatni dzień prac przy rowerze zacząłem od montażu opon i dętek do kół. Gdy koła były gotowe i napompowane do 5 bar zamontowałem je do roweru z odpowiednią siłą dokręciłem zaciski. Rower mógł już stanąć na kółkach ale zdecydowałem się jeszcze raz na sprawdzenie działania przerzutek i ustawienie hamulców. Gdy były już ustawione obciąłem linki na odpowiednią długość i zacisnąłem kleszczami końcówki. Ostatnią rzeczą było dokręcenie wszystkich śrub przy pomocy klucza dynamometrycznego. Gdy rower stanął na kołach ustawiłem i dokręciłem stery. Zapomniałem wcześniej o wyczyszczeniu łańcucha i zrobiłem to teraz. Przed pierwszą jazdą konieczne będzie jeszcze przykręcenie pedałów, napompowane kół i na smarowanie łańcucha.

Z ciekawości zważyłem rower. W tej konfiguracji, z jednym koszykiem na bidon, bez pedałów i licznika ważył 8,1 kg. Poprzedni treningowy zestaw był o 400 gram cięższy. Na kołach karbonowych, bez szytek waga pokazała niespełna 7,1 kg. Z szytkami, pedałami i licznikiem wyjdzie około 8 kg. W sumie wszystkie prace przy rowerze zajęły mi niecałe 5 godzin. Zrobiłem wszystko sam, nie potrzebowałem ingerencji profesjonalnego mechanika. Do zdjęć założyłem stare szytki bo rower znacznie lepiej prezentuje się na kołach karbonowych.

Pełna specyfikacja roweru:




  • DST 100.00km
  • Czas 03:37
  • VAVG 27.65km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 158 ( 81%)
  • HRavg 140 ( 71%)
  • Kalorie 1549kcal
  • Podjazdy 800m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 12

Sobota, 22 lutego 2020 · dodano: 22.02.2020 | Komentarze 0

Na starcie już komplikacje z powodu których wyjechałem dopiero po 10 i miałem niecałe 4 godziny na trening. Było to o tyle ważne, że z każdą godziną miało mocniej wiać co dla mnie ma kolosalne znaczenie. W dalszym ciągu korzystam z zimowych ciuchów rowerowych w których o komforcie jazdy nie może być mowy i jedyne co można powiedzieć o tym stroju to, że skutecznie chroni przed wiatrem i zimnem. Wyjazd z Bielska w kierunku Międzyrzecza już tradycyjnie utrudniony. Po raz kolejny skorzystałem ze ścieżki rowerowej, zaraz po wjeździe na nią z impetem wjechałem w kupkę rozbitego szkła, na całe szczęście nie złapałem w tym miejscu gumy. Dalsza jazda ścieżką już bezpieczna ale niezbyt szybka. Samochodów było umiarkowanie dużo i sprawnie przedostałem się przez dwa ronda. Pierwszy podjazd zweryfikował moje możliwości. Nogi dzisiaj nie tak dobre jakbym mógł się spodziewać ale nie zamierzałem się poddawać. Jazda z wiatrem zawsze jest przyjemna ale co dobre, kiedyś się kończy. Takim miejscem w którym musiałem nastawić się na walkę z żywiołem było rondo w Ligocie. Starałem się trzymać stałą moc, często zmieniałem biegi, nie potrafiłem utrzymać stałej kadencji. Jechało się coraz ciężej a powód szybko zlokalizowałem. Prędkość jazdy spadała wraz z ciśnieniem w tylnym kole. Byłem pewny, że to skutek wcześniejszej jazdy po szkle. Gdy zdjąłem oponę to stwierdziłem, że zakładając łataną dętkę trafiłem jak kulą w płot, łata puściła a opona była cała, założyłem nową dętkę. To był pierwszy ze starych błędów jakie znowu popełniłem. Wymiana w wietrznych warunkach i kilku stopniach na termometrze nie była niczym przyjemnym i ostatni raz musiałem bawić się w wymianę dętki w takich warunkach kilka lat temu. Straciłem sporo czasu ale nie zamierzałem zbytnio skracać trasy. Gdy już ruszyłem to nie mogłem się rozkręcić, mało piłem, dosyć regularnie jadłem, przez warunki wietrzne droga dłużyła się strasznie. Przez kilkanaście kilometrów walczyłem z bocznym lub czołowym wiatrem i dopiero po krótkim, przymusowym postoju w Kaczycach mogłem przez chwile poczuć wiatr wiejący w plecy. Wtedy również zmieniłem trasę, zamiast jechać na Karwinę i Cieszyn pojechałem przez Kaczyce w kierunku Pogwizdowa i Cieszyna. W dalszym ciągu starałem się jechać równo co w takich warunkach nie było łatwym zadaniem, w końcu dotarłem do Cieszyna gdzie musiałem się zatrzymać. Na moment wjechałem do Czech. Szybko zrezygnowałem z jazdy drogami na rzecz ścieżki rowerowej i właśnie ścieżką dostałem się znowu do Polski. Zbliżał się moment w którym wiatr miał już nie przeszkadzać. Czułem już zmęczenie w nogach i ostatnie kilka kilometrów na południe strasznie mi się dłużyło. W drodze do Bielska czekało na mnie kilka podjazdów. Ubite już nogi nie pozwalały na harce ale mimo to nie było najgorzej. Wiatr w znacznym stopniu wpłynął na prędkość jazdy w ostatniej części trasy. Momentami boczne podmuchy wybijały z rytmu ale na ogół podmuchy wiatru sprzyjały szybszej jeździe. Ostatecznie nie zmieściłem się w założonym czasie, myślałem, że uda się przejechać trasę poniżej 3,5 godziny, zabrakło 7 minut. Jakiś wpływ miał defekt i mniejsze ciśnienie w tylnym kole a także kierunek i siła wiatru. Trasa też była najtrudniejsza w tym roku. Kolejna setka wpadła na konto. Niestety to był ostatni trening w tym tygodniu, niedziela ma być deszczowa i szykuje się pierwsza w tym roku dłuższa sesja na trenażerze.





  • Czas 01:01
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 126 ( 64%)
  • HRavg 113 ( 57%)
  • Kalorie 529kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trenażer 42

Piątek, 21 lutego 2020 · dodano: 22.02.2020 | Komentarze 0

Dzień po badaniach wydolnościowych wciąż odczuwałem zmęczenie, uzupełniłem wszystkie niedobory energii, witamin czy białka i zdecydowałem się na lekką jazdę, pogoda wymusiła skorzystanie z trenażera. Gdy już zjadłem na rower to zmęczenie nie było tak odczuwalne a gdy ruszyłem to noga całkiem nieźle podawała. Przez prawie godzinę utrzymywałem się w górnej części 1 strefy i trzymałem równą kadencję w okolicy 95. Godzina szybko zleciała i dobrze mi zrobiła przed objętościowym weekendem. Myślę że jeden trening uda się zrealizować na szosie a drugi na trenażerze, to chyba najbardziej optymistyczny wariant.



Kategoria Trenażer, Zima, Zima 2020


  • Czas 01:01
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 193 ( 98%)
  • HRavg 137 ( 70%)
  • Kalorie 679kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Badania wydolnościowe

Czwartek, 20 lutego 2020 · dodano: 22.02.2020 | Komentarze 0

Długo czekałem na ten moment. Możliwość przystąpienia do badań wysokościowych otrzymałem już jakiś czas temu. Pierwszy wolny termin był w lutym więc zarezerwowałem go sobie. Badania zbiegły się akurat z tygodniem regeneracyjnym więc zmian w planie treningowym nie musiałem wprowadzać. Poprzedni raz na badaniach wydolnościowych byłem w 2014 i wtedy wypadłem bardzo przeciętnie. Od tego czasu sporo się zmieniło i moja wydolność jest na pewno lepsza. Najbardziej zależało mi na określeniu Vo2Max a także na pomiarze stopnia zakwaszenia organizmu czego w warunkach domowych nie jestem w stanie zbadać. Poprzednie badania robiłem w Diagnostix w Wiśle a obecne w Gabinecie Medycyny Sportowej w Tychach. Według zaleceń przed badaniami dostarczyłem ośrodkowi danych o wadze i jej zmianach w ostatnich miesiącach, zestawienie danych o pulsie spoczynkowym i ciśnieniu krwi które badam codziennie również za ostatnich kilka miesięcy a także informacje o poprzednich testach jakie robiłem w warunkach domowych i aktualnych strefach mocy. Pozwoliło to określić moc początkową i progi jakie będą się pojawiać w trakcie testu. Mój poziom wytrenowania określono jako wysoki. Zgodnie z zaleceniami dzień przed badaniami nie przemęczałem się i uzupełniłem zapasy energii. Rano zjadłem lekkie śniadanie, zważyłem się, wziąłem torbę z wszystkimi potrzebby mi rzeczami, rower już był w samochodzie i mogłem jechać. Po drodze zorientowałem się , że nie wziąłem licznika który podłączyłem do ładowania i o nim zapomniałem. Byłem przed czasem na miejscu a tam pełno ludzi. Na szczęście do gabinetu w którym miałem przejść badania żadna kolejka nie obowiązywała i kilka minut przed 9 zamknąłem za sobą drzwi. Zamocowanie roweru w urządzeniu do pomiaru zajęło chwilę. Po wypełnieniu dokumentów nastąpiła pierwsza część badania. Na profesjonalnej wadze określono wszystkie parametry które jestem w stanie określić w domu na mojej wadze. Zapewne dane różnią się od tych które rano pokazała moja waga. Drugi etap to dobór maski. Dopiero ostatnia z kilku jakie były do wyboru idealnie przylegała do mojej twarzy. Przed testem wydolnościowym musiałem się odpowiednio rozgrzać. Obciążenie na jakim się rozgrzewałem to 105 Wat. Utrzymywałem kadencję ponad 90 przez cały czas, brakowało Garmina aby mieć podgląd na dane z mojego pomiaru mocy. Włączyłem jakąś aplikację w telefonie aby mieć jakiś ślad. Obciążenie było stałe i na wykresie była prosta kreska. Po rozgrzewce odsapnąłem na moment, ubrałem maskę, podłączono mnie do aparatury i ogień. Ustalono, że test zacznę od 130 Wat i co 3 minuty obciążenie będzie wzrastać o 25 Wat. Dziwnie czułem się w tej maskę, dawno nie miałem okazji trenować w temperaturze około 20 stopni. W garażu temperatura to około 10 stopni a na zewnątrz jeszcze mniej. Gdy byłem gotowy uniosłem rękę do góry i już na starcie pobrano pierwszą próbkę krwi z mojego palca. Dosyć wyraźnie odczułem wbijanie mikro igły. Obciążenie było tak małe, że obecność kwasu mlekowego w organizmie nie przekraczała 0,15 %. Przez chwilę zastanawiałem się po co z lewej strony leży materac ale konieczność obserwacji kadencji sprowadziła mnie na ziemię. Po 3 minutach wzrosło obciążenie, przegapiłem ten moment i dopiero po kilku sekundach wskoczyłem na właściwą kadencję. Drugi pobór krwi nie był już tak odczuwalny jak pierwszy, obciążenie jeszcze było niskie i ani pobór tlenu ani zakwaszenie organizmu nie bardzo wzrosły. Gapiłem się w ekran jak zahipnotyzowany. Dokładnie wyczułem moment w którym obciążenie wzrosło do 180 Wat, miałem za sobą dopiero 6 minut testu i wiele przez ten czas się nie zmieniło. Kadencja była prawie stała, raz to było 89, raz 91 czy 90 i tak cały czas. Kolejne progi mocy nie przynosiły większych zmian. Dopiero gdy moc zbliżała się do progu to czułem, że jest już ciężko. Od tego momentu piekące mięśnie pozwoliły zapomnieć o bólu w innych miejscach. Przy przekroczeniu granicy 300 Wat maska zaczynała przeszkadzać, czułem że potrzebuje wyraźnie więcej tlenu niż wcześniej ale nie miałem problemu z utrzymaniem założonej kadencji i walczyłem dalej z bólem. Przy 330 Watach czas dłużył się niemiłosiernie. Tętno już osiągnęło wartości jakie widziałem po raz ostatni jesienią ubiegłego roku podczas czasówek czy wyścigów i stale rosło. Przy przeskoku na 355 Wat bólu nóg już był tak duży że nie poczułem igły pobierającej krew z palca. Czułem że chyba nie wytrzymam 3 minut na tym obciążeniu, z trudem utrzymywałem kadencję. Obraz zaczął mi się zwężać, głowa powoli się wyłączała, tętno osiągnęło wartości ekstremalne. Nie wiem jak przetrwałem 3 minuty ale przeskok na 380 Wat już był zabójczy dla mnie, nie potrafiłem utrzymać kadencji, walczyłem przez około 30 sekund ale poległem. Dałem z siebie wszystko i po prostu mnie odcięło, moc 380 Wat i tętno 193 okazało się zabójcze. Spadłem z roweru na materac i dopiero po ponad 2 minutach zacząłem kontaktować. Kilka minut wykorzystałem na uzupełnienie płynów a później miałem jeszcze czas na 10 minut jazdy na 105 Watach. Nawet tak spokojna jazda po takim wysiłku nie należała do przyjemności. Później szybki prysznic, odbiór zestawu regeneracyjnego składającego się z butelki wody, tabliczki czekolady deserowej oraz dwóch pączków. Podpisałem dokumenty i odpuściłem gabinet. Szybko skonsumowałem pączki, wypiłem połowę butelki wody i ruszyłem w kierunku domu.
Zostało czekanie na wyniki badań, pierwsze wrażenie jest takie, że test wyszedł dobrze i mój organizm pozwoli na harce w najbliższym sezonie. Sam pomiar tętna i mocy z tego testu niewiele mi mówi bo nie mam z czym tego porównać.





  • Czas 01:00
  • Aktywność Pływanie

Basen 15

Środa, 19 lutego 2020 · dodano: 22.02.2020 | Komentarze 0


Kategoria Zima, Zima 2020


  • DST 41.00km
  • Czas 01:31
  • VAVG 27.03km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 155 ( 79%)
  • HRavg 136 ( 69%)
  • Kalorie 812kcal
  • Podjazdy 280m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 11

Wtorek, 18 lutego 2020 · dodano: 22.02.2020 | Komentarze 0

Pierwszy od dawna wyjazd poza weekendowy. Zapomniałem już ile samochodów może być na drogach. Trasę wybrałem niezbyt długą ale wymagającą. Już wyjazd z miasta pomimo wiatru wiejącego centralnie w plecy był problemem. Najpierw ścieżki rowerowe na których musiałem kilka razy hamować i przepuszczać samochody które powinny się zatrzymać przed ścieżką a nie na niej a później spory korek przez który nie dało się przedostać sprawnie i szybko. Dopiero po pokonaniu krótkiego podjazdu zrobiło się luźniej na drodze. Przez kilka kilometrów mogłem korzystać z pomocy wiatru ale gdy tylko skręciłem na zachód to zaczęła się walka z czołowymi lub bocznymi podmuchami i tak aż do Skoczowa. Później było lepiej i szybciej pokonałem odcinek z kilkoma podjazdami niż zawierający zaledwie kilka hopek odcinek z Landeka do Skoczowa. Noga nie była taka zła i dobrze zrobiła mi przejażdżka, lepsze to niż kolejna godzina trenażera. 




  • DST 60.00km
  • Czas 02:37
  • VAVG 22.93km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Kalorie 1190kcal
  • Podjazdy 880m
  • Sprzęt Zimówka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto 8

Poniedziałek, 17 lutego 2020 · dodano: 06.03.2020 | Komentarze 0


Kategoria Miasto


  • Czas 00:45
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 117 ( 60%)
  • HRavg 74 ( 37%)
  • Kalorie 75kcal
  • Aktywność Ciężary

Siłownia 31

Poniedziałek, 17 lutego 2020 · dodano: 22.02.2020 | Komentarze 0

Lekki trening siłowy. Zmniejszyłem ilość ćwiczeń, serii, powtórzeń i partii nad którymi pracowałem jednocześnie pozostając przy obciążeniu z poprzedniego treningu. Krótszy trening wiązał się z krótszym czasem jaki musiałem przeznaczyć na regeneracje. 


Kategoria Zima, Zima 2020


  • Aktywność Jazda na rowerze

Podsumowanie 7 tygodnia 2020

Niedziela, 16 lutego 2020 · dodano: 17.02.2020 | Komentarze 0

Trudny tydzień wreszcie się skończył. Brakowało czasu na wiele rzeczy ale pracy ani treningu nie zaniedbałem. Najbardziej odbiło się to na regeneracji która nie przebiegała tak płynnie jak zwykle i do dwóch treningów przystępowałem na zmęczeniu co odbiło się na jakości oraz odczuciach które nie były najlepsze. Dotrwałem do momentu w którym mogę zacząć kolejny tydzień regeneracyjny. Ostatni tydzień pokazał moje braki w wytrzymałości oraz skłonił do drobnych zmian w kontekście żywienia, regeneracji a także drobnych modyfikacji odnośnie treningów. Pogoda w tym tygodniu dopisała, czas pozwolił na tylko jeden trening szosowy ale udało się go wykorzystać także do treningu techniki, planowałem dopiero w marcu skupić się na tym aspekcie ale z drugiej strony, zaczynając wcześniej mam więcej czasu na poprawę mojej słabej techniki jazdy.
1.Waga w ostatnim czasie:

2.Obciążenie treningowe:

Dobry tydzień spowodował wyraźny wzrost ATL i CTL. Odnotowane wartości są najwyższe w tym roku. Przez trzy tygodnie trenowałem na rosnącym TSS w każdym tygodniu. Przez ten czas zanotowałem 1176 z planowanych 1200. To jedyny minus jaki mogę znaleźć. Tydzień zawsze liczę od poniedziałku a gdyby pierwszy liczyć od niedzieli to byłoby 1271 i dlatego nie przerzucam tych zaległych TSS do kolejnego cyklu.
3.Czas aktywności:

4.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:

Najbliższy kilka dni poświęcam na odpoczynek przed czwartkowymi badaniami wydolnościowymi. Zależy mi wyłącznie na profesjonalnym określeniu Vo2Max i głównie dlatego decyduje się na badania. Po testach wracam do treningów. Na początek treningi wytrzymałościowe a od następnego tygodnia wracam do mocniejszych jednostek treningowych. Biorę się także za budowę roweru startowego na nowy sezon. Jak czas pozwoli to sprzęt będę mógł już przetestować w piątek.




  • DST 116.00km
  • Czas 04:02
  • VAVG 28.76km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 160 ( 82%)
  • HRavg 143 ( 73%)
  • Kalorie 1777kcal
  • Podjazdy 660m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 10

Niedziela, 16 lutego 2020 · dodano: 16.02.2020 | Komentarze 0

Ciężki trening po słabo przespanej nocy. Nie był to najlepszy pomysł ale nie chciałem się od razu poddawać i zdecydowałem się chociaż wyjechać z domu. O skutecznie regeneracji nie było mowy, nogi rano były słabe ale liczyłem, że na trasie się rozkręcą, mówiąc delikatnie, przeliczyłem się. Nie bardzo miałem inne wyjście niż wyjazd o świcie bo najpóźniej po 11 musiałem już być spowrotem. Wczoraj przygotowałem sprzęt, przełożyłem koło, dopompowałem powietrza, sprawdziłem hamulce i przerzutki. Przygotowałem także bidon i bukłak do napełnienia i jedzenie oraz ciuchy. Pozwoliło to rano uniknąć niepotrzebnego stresu i pośpiechu. Niestety nie było tak pięknie, byłem gotowy do jazdy już o 6:40 i wyciągając rower zauważyłem kapcia w tylnym kole, okazało się, że wczoraj pompując uleciał wentyl i powietrze zeszło. Szybciej było zmienić dętkę niż robić przekładkę kasety i opony w drugim kole. Miałem w rezerwie jeszcze nowe koło do drugiego roweru ale nie chciałem go na razie używać. Wyjechałem około 10 minut później, jedyny plus tej sytuacji był taki, że nie musiałem włączać świateł bo było już dostatecznie jasno.
Już po wyjeździe stwierdziłem, że wieje bardzo mocno z południa i jedyny słuszny wybór to trening na rundzie gdzie styczność z czołowym wiatrem występuje cyklicznie co kilkanaście minut a nie jest ciągła. Szybki dojazd do głównej i pierwszy powiew wiatru spowalniający mnie skutecznie. Wtedy jednoznacznie stwierdziłem, że nogi są wczorajsze i w takich warunkach oznaczało to męczarnię a nie jazdę, tak też było. Dojazd do rundy był raczej z bocznym i momentami sprzyjającym wiatrem. Dopiero w Bielowicku gdy odbiłem na południe zostałem zatrzymany przez wiatr i nawet na zjeździe musiałem kręcić i generować prawie 200 Wat aby w jakimś tempie poruszać się do przodu. Ruch był niewielki wiec nie obawiałem się samochodów pojawiających się w najmniej sprzyjających momentach. W końcu dojechałem do dziurawego Pierśćca gdzie wjechałem na pierwszą z pięciu prawie 17 kilometrowych rund. Na dobrą sprawę do tych okoliczności które powodują, że mecze się na rowerze brakowało tylko deszczu, nierówne drogi, silny wiatr którego gdy wieje w plecy nie umiem wykorzystać, gdy wieje w twarz spowalnia mnie znacznie a także temperatura wymagająca ubierania grubych ciuchów działają na moją niekorzyść a w połączeniu z słabszą nogą powodują mieszankę wybuchową. Postanowiłem mimo wszystko jechać swoje, na dziurach modliłem się o przetrwanie, z wiatrem szybko dotarłem do Landeka szukając optymalnego toru jazdy na krętej drodze. Przez las do Chyba szukałem optymalnego przełożenia a później chciałem jak najmniejszym pokładem sił dotrzeć do końca rundy. Na krętym odcinku często zmieniałem biegi a wiejący z różnych kierunków wiatr powodował, że czułem się jak pionek na szachownicy który raz po raz zmienia swoje położenie. Pierwsza runda była na rozeznanie i na kolejnych chciałem coś poprawić w swojej jeździe, noga cały czas daleka od oczekiwanej i nie chciałem nic dokładać jeżeli chodzi o tempo. Kilka razy obierałem zły tor jazdy wymuszający hamowanie przed zakrętami, kierowcy też raczej nie byli moimi sprzymierzeńcami i pojawiali się najczęściej w niesprzyjających momentach i kilka razy musiałem z dużej prędkości hamować do zera. Postanowiłem robić przerwy tylko wtedy kiedy naprawdę ich potrzebuje i na 5 rundach dwa razy zatrzymywałem się tracąc w sumie 5 minut. Ostatnia runda była najlepsza, kosztowała mnie dużo sił ale pod względem techniki nie miałem sobie wiele do zarzucenia, szybkie wchodzenie w zakręty, brak dohamowań przed nimi i dobra sylwetka podczas jazdy pod wiatr trochę wynagrodziły słabą nogę i starte czasu na początku gdy na dziurach musiałem przepuszczać samochody. Powrót do domu to już prawdziwa droga przez mękę, na 10 kilometrach 80 % czasu jechałem pod wiatr. Trzymając założoną moc rzadko przekraczałem 20 km/h a 30 km/h tylko na zjeździe. Po dotarciu do głównej wiatr już był boczny i mogłem trochę zluzować. Byłem ujechany, o wytrzymałości na razie mogę pomarzyć a podczas dzisiejszego treningu wyszły wszystkie błędy jakie popełniłem w ostatnim czasie. Ostatni kilometr do domu jechałem prawie 10 minut. Wiatr z 2% podjazdu zrobił taki który ma ok. 8 % i regeneracja w takich warunkach przy takim zmęczeniu organizmu to nic przyjemnego. Jeszcze sporo pracy mnie czeka nad poprawą dyspozycji na dystansach. Do 2 godzin jest dobrze a później zaczynają się schody.