Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrKukla2 z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 223532.38 kilometrów w tym 7915.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.36 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 92.00km
  • Czas 03:54
  • VAVG 23.59km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 2229kcal
  • Podjazdy 1210m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto 25

Poniedziałek, 3 sierpnia 2020 · dodano: 30.12.2020 | Komentarze 0


Kategoria Miasto


Podsumowanie 30 tygodnia 2020

Niedziela, 2 sierpnia 2020 · dodano: 05.08.2020 | Komentarze 0

Po bardzo intensywnym poprzednim tygodniu ten był po prostu słaby. Bardzo dużo czynników wpłynęło na ten fakt. Mało czasu poświęcałem na trening i praktycznie tylko w jedynym dniu nie miałem żadnych przygód. Dawno nie trafił mi się tak fatalny okres, różnie wcześniej bywało i dlatego wiedziałem co zrobić aby było lepiej. Przede wszystkim w całej tej sytuacji szukałem pozytywów i udało się kilka znaleźć. Wiele razy znajdowałem się nawet w gorszej sytuacji i z czasem zawsze z tego wychodziłem. Najbardziej frustrujący jest fakt, że nowy sprzęt cały czas nie działa jak należy, w końcu wziąłem się za remont uszkodzonej przerzutki która raz działała lepiej raz gorzej. Na koniec tygodnia wystartowałem w zawodach gdzie spisałem się przeciętnie. Musiałem startować na gorszym sprzęcie co jednak nie miało znaczenia w porównaniu ze słabą techniką jazdy w grupie. Mimo to było to najlepsze otwarcie sezonu a zarazem najgorszy start w Cyklu Spac podczas kilkuletniej styczności z tym pucharem. Nie brakuje mi motywacji aby dokończyć ten sezon w jak najlepszej formie i w dobrym stylu. Niestety nie wszystko zależy ode mnie i coraz ciężej jest utrzymywać reżim treningowy z czym wcześniej większych problemów nie miałem. Ostatnio brakowało czasu i być może to przyczyna wszystkich nieszczęść jakie mnie spotkały. Zostawiam to za sobą, wyrzucam z głowy i liczy się tylko to co przyniesie przyszłość.
1.Waga w ostatnich dniach:

2.Obciążenie treningowe:

Zanotowałem wyraźny spadek obciążeń treningowych. Widać to po wartościach ATL i CTL.
3.Najlepsze moce:

W ostatnim tygodniu zanotowałem najlepszą od 6 tygodni moc na 20 minut. Być może to tylko przebłysk czerwcowej formy a może oznaka wzrostu poziomu sportowego.
4.Intensywność treningów:

Jeździłem codziennie ale w moich treningach nie było większego ładu i składu. Zadowolony mogę być zaledwie z 2-3 wyjazdów.
5.Dane liczbowe:

Czas w strefach:

Dane szczegółowe:

6.Podjazdy:

Zaliczyłem mało podjazdów z jednym rekordowym czasem. Czas chyba trochę odpuścić góry i zająć się pracą nad techniką.
7.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:
W dalszym ciągu nie trzymam się planu treningowego. Sporo ostatnio się działo i nie miałem głowy do takich spraw. Na razie wyłapuje braki w swoim przygotowaniu i w drugiej połowie sierpnia znowu będę trzymał się planu treningowego.




  • DST 21.00km
  • Czas 00:38
  • VAVG 33.16km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 170 ( 87%)
  • HRavg 128 ( 65%)
  • Kalorie 349kcal
  • Podjazdy 130m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewka i rozjazd

Niedziela, 2 sierpnia 2020 · dodano: 03.08.2020 | Komentarze 0




  • DST 11.00km
  • Czas 00:31
  • VAVG 21.29km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 188 ( 96%)
  • HRavg 175 ( 89%)
  • Kalorie 510kcal
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

SPAC O Cenu Verge 2020

Niedziela, 2 sierpnia 2020 · dodano: 03.08.2020 | Komentarze 0

Pierwszy start w tym roku. Od ostatniego minęło 10 miesięcy i to wystarczyło aby zrobić kilka kroków wstecz, takie niestety są fakty. Nie miałem żadnych oczekiwań wobec siebie, wiedziałem, że poziom zawodów jest bardzo wysoki, mój najlepszy rower stoi w domu i czeka na nowy wózek i hak przerzutki a w ostatnim tygodniu niewiele trenowałem a większość wyjazdów kończyła się albo poważnym defektem albo niedyspozycją organizmu. Postawiłem przed sobą dwa cele: jak najdłużej utrzymać się w czołówce i dać z siebie wszystko na ostatnich 5 kilometrach trasy. Z dobrym nastawieniem jechałem do Frenstatu gdzie znajdował się start. Byłem na miejscu dosyć późno ale wystarczyło aby załatwić formalności w biurze oraz się rozgrzać. Rozgrzewkę rozpisałem sobie wczoraj, trochę zbyt późno na nią wyjechałem i była nieco krótsza. Nie robiłem żadnych sprintów tylko tradycyjne schodki od 240 do 340 Wat. Po rozgrzewce udałem się na miejsce startu. Ustawiłem się w środku stawki, start się przeciągał. Żel który przyjąłem przed starem jeszcze nie działał. Około 4 minuty obsuwy nie zrobiły mi różnicy. Gdy nastąpił start to trochę zaspałem, ruszyłem mocno ale na kostce brukowej zacząłem tracić pozycje. Później było rondo gdzie zaryzykowałem i pojechałem lewą stroną, później musiałem zwolnić ale nie miało to już znaczenia, strata już była i musiałem gonić. Po 2 minutach średnia moc to prawie 370 Wat, zbyt mocno jak dla mnie. Aby niwelować starty musiałem generować grubo ponad 400 Wat, mimo to nie byłem w stanie się zbliżyć i widziałem jak czołówka oddala się w oczach. Demony przeszłości powróciły, znów nie radze sobie w peletonie i nawet na podjeździe tracę. Pierwszy cel nie został zrealizowany, utrzymałem się w peletonie na 200 metrach i byłem jednym z pierwszych którzy odpadli. Pierwszy „sukces” tego dnia został osiągnięty. Przez jakiś czas jeszcze walczyłem o niwelowanie start ale była to walka z wiatrakami, nie miałem żadnych szans z przeciwnym wiatrem i traciłem coraz więcej. Nie wiedziałem ile osób jest z przodu i co dzieje się w czołówce, jechałem już własny wyścig, daleko za czołówką. Co jakiś czas ktoś odpadał i na krótszą lub dłuższą chwile łapał moje koło. Stawka się mocno rozciągnęła, wiatr zrobił swoje i najmocniejsi byli w stanie oderwać się od grupy. Po ponad 12 minutach dojechałem do momentu w którym zaczyna się trudniejszy podjazd. Usłyszałem, ze tracę ponad półtorej minuty do pierwszego to jest przepaść. Od tego momentu przestałem kalkulować, złapałem swój dobry rytm i jechałem mocno licząc, że nie osłabnę. Łapałem kolejnych zawodników, niewielu było w stanie utrzymać moje tempo. Byłem pewny, że jadę na 32-33 minuty i ciężko mi było złapać motywacje. Z każdym kilometrem jechało mi się lepiej, dawałem z siebie więcej i nadrabiałem pozycje. Z tego podjazdu byłem zadowolony, potwierdził, że noga jest dobra a ostatnie dni były po prostu słabsze. Przed metą dojechałem do większej grupki, udało się wyprzedzić ale gdy inni zaczęli finiszować pokazali mi miejsce w szeregu. Nie zależało mi na wyniku, za dużo straciłem na początku i kilka miejsc w jedną czy drugą stronę to żadna różnica a sprinter ze mnie bardzo słaby. Kiedyś byłbym zły na mecie, obecnie zmieniłem podejście i znalazłem dużo pozytywów a słaby wynik nie jest powodem do frustracji bo i tak nie wypadłem tragicznie a przejmowanie się opiniami innych osób zwłaszcza tych które o takich wynikach mogą tylko pomarzyć jest ostatnią rzeczą na którą chcę sobie pozwolić. Czeka mnie dużo pracy, na czasówkach wciąż jestem bardzo mocny a wyścigi w dalszym ciągu mi nie leżą. Starych błędów nie da się wyeliminować w kilka tygodni czy miesięcy. W moim przypadku potrzebne jest znacznie więcej czasu. Dałem z siebie maksa w drugiej połowie trasy i zbliżyłem się do najlepszej mocy na 20 minut co cieszy. Na mecie nie byłem specjalnie zmęczony, musiałem zaczekać aż większość osób wjedzie na metę aby w spokoju zjechać. Zjazd nie był przyjemny, cały czas na klamkach i z dużą ostrożnością aby nie rozjechać pieszych których było pełno. Był to ważny sprawdzian, wiem na czym stoję i nad czym mam pracować w najbliższym czasie.




  • DST 20.00km
  • Czas 00:58
  • VAVG 20.69km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 425kcal
  • Podjazdy 250m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 26

Sobota, 1 sierpnia 2020 · dodano: 03.08.2020 | Komentarze 0

Krótki wyjazd w celu przetestowana roweru przed niedzielnymi zawodami. Przy okazji podjechałem po korony czeskie. Rower działa jak należy ale przy karbonowym Cube się chowa. Rama jest już stara, aluminium nie posiada już tych właściwości co kilka lat temu i przy każdym zrywie czuć jakby rower pływał. Chcąc coś zmienić musiałbym wymienić m.in. suport czy korbę ale wiele to by nie dało. Po niespełna godzinnej jeździe wróciłem do domu.




Podsumowanie Lipca

Piątek, 31 lipca 2020 · dodano: 02.08.2020 | Komentarze 0

Lipiec był bardzo dziwnym miesiącem. Niby trenowałem dużo ale bez większego ładu i składu. Forma wahała się dosyć znacznie i ciężko stwierdzić na jakim właściwie jestem poziomie. Wielokrotnie brakowało motywacji aby wziąć się za siebie, wiosna pod tym względem wyglądała dużo lepiej. Przyczyn dużych zmian formy i braku stabilizacji jest wiele, nie wszystkie dałoby się wyeliminować ale w dużym stopniu wszystkie decyzje jakie podjąłem mogły być inne. Przede wszystkim brakowało jakiegoś wyraźnego celu, kierunku w którym miałem iść i to mnie trochę zgubiło. Wraz ze zmianami formy pojawiły się wahania wagi a nawet słabsze dni w których nie miałem sił na nic. W poprzednich latach też się takie momenty zdarzały, było ich nawet więcej. Obecnie już wyznaczyłem sobie cele dzięki którym mój trening być może będzie bardziej spójny i jesienią poziom sportowy będzie równy i na dobrym poziomie. Moim celem jest Tatra Road Race, wiem czego mi brakuje aby być w formie umożliwiającej pokazanie swoich możliwości i do tego będę dążył. Cały czas pracuje nad zjazdami, w sierpniu duży nacisk położę na jazdę w grupie a także prace w wyższych strefach mocy. Aby złapać rytm startowy wystartuje w kilku zawodach, wyścigach pod górę lub czasówkach. Powrót do sprawdzonych metod powinien pomóc i może głowa będzie spokojniejsza. Coś trzeba zrobić aby pozostać przy sporcie, jak nie idzie to różne myśli chodzą po głowie m.in. rzucenie roweru w kąt. Ten sezon ułożył się jak się ułożył i może gdyby od wiosny była możliwość bezpośredniej konfrontacji z rywalami byłbym w innym miejscu, miałbym inne nastawienie i spojrzenie na wszystko. Może zaspokojenie głodu rywalizacji będzie kluczowym elementem układanki i wszystko znów zatrybi jak trzeba. Nie od dziś wiem, że jestem chimerycznym kolarzem i czasami jeden element decyduje o tym, że jestem w formie czy nie. Zwykle byłem zniechęcony słabymi wynikami a obecnie brakuje bodźców treningowych i wiele decyzji jakie podjąłem nie było trafnych a skutkami były m.in. kolejne poważne defekty sprzętu które w końcówce lipca znacznie wpłynęły na moją stronę psychiczną. Już w zeszłym roku wszystko szło w dobrą stronę, pech mnie opuścił, poprawiałem swoje słabe strony i wyniki były coraz lepsze, to dobry kierunek którego nie powinienem zmieniać. Przed każdym starem stawiam sobie jakieś cele, małe i staram się je realizować. W żadnym wypadku nie mogą być to cele wynikowe bo wtedy nic z tego nie ma. Wciąż czuje zapas energii i liczę, że starczy jej do końca sezonu, do tego momentu muszę utrzymywać organizm w dobrej formie fizycznej i duży nacisk kłaść na regeneracje a wtedy pewnie nie raz sam siebie zaskoczę.
1.Waga w lipcu:

Wahania wagi były spore, największe od wielu miesięcy. Na koniec lipca waga osiągnęła najniższe od kilku miesięcy wartości.
2.Obciążenie treningowe:

Początkiem miesiąca mniej trenowałem, po czerwcowych problemach odpuściłem mocne treningi i dopiero w drugiej połowie lipca zacząłem więcej trenować. Ostatni tydzień to znów spadek objętości. Mimo to najwyższe wartości ATL i CTL osiągnąłem właśnie w lipcu.
3.Najlepsze moce:

Wraz ze spadkiem wagi spadła moc. Jedyna próba z jakiej mogę być zadowolony to moc 20 minutowa będąca fragmentem dłużej próby czasowej.
4.Intensywność treningów:

Objętość i intensywność treningów zmieniała się jak w kalejdoskopie. Każdy tydzień był inny, ciężko porównywać te dane ze sobą.
5.Dane liczbowe:

Niewiele brakowało aby w lipcu przekroczyć 2000 kilometrów. Udało się za to zaliczyć ponad 3000 TSS oraz 30 kilometrów przewyższeń.
Czas w strefach:

Dane szczegółowe:

6.Podjazdy:

Pod tym względem był to dobry miesiąc. Zaliczyłem nowy podjazd oraz poprawiłem kilka rekordów na znanych podjazdach. Wiele z nich jest jeszcze do poprawienia ale są też takie gdzie czas jest już mocno wyśrubowany.




  • DST 29.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 24.86km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 171 ( 87%)
  • HRavg 121 ( 62%)
  • Kalorie 581kcal
  • Podjazdy 390m
  • Sprzęt Triban 5
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 91

Piątek, 31 lipca 2020 · dodano: 01.08.2020 | Komentarze 0

Rower nie nadaje się na razie do jazdy. Musiałem przygotować rower treningowy, zajęło mi to trochę czasu i na sam trening miałem około 90 minut. Dawno nie trenowałem w wyższych strefach mocy i chciałem to nadrobić. Miałem duże problemy aby prawidłowo ustawić i skalibrować miernik mocy i nie działał poprawnie wiec wartości mocy musiałem brać z przymrużeniem oka. Już na rozgrzewce wiedziałem, że moc jest dosyć niska. Nie przejmowałem się tym zbytnio bo właściwy trening i sprinty miały dać odpowiedź na pytanie w jakiej właściwie jestem dyspozycji. Czułem się dosyć dobrze i dlatego liczyłem na to, że jeżeli miernik nie działa poprawnie to zaniża wartości. Po rozgrzewce byłem nastawiony pozytywnie. Nie chciałem robić sprintów na podjeździe wiec wybrałem drogę do Nałeża gdzie dopiero w drugiej części pojawia się wyższe nachylenie. Pierwszy sprint był słaby, na rozpoznanie, kolejne coraz lepsze, wszystko zależało od tego kiedy włączyłem i wyłączyłem okrążenie. Przy czwartym już wyglądało to całkiem dobrze technicznie ale brakowało mocy. Ostatni sprint zakończyłem wypchaniem roweru czego jeszcze nigdy nie robiłem. Przed drugą serią 5 sprintów zrobiłem ponad 10 minut przerwy. Musiałem ją wydłużyć i zaczekać aż będzie pusta droga. Technika sprintów drugiej serii wyglądała nieźle, dwa lub trzy razy wypchałem rower do przodu ale mocy znów brakowało, mogło to być spowodowane tym, że ponad 60 % mocy szło z prawej nogi a niecałe 40 % z lewej i tak cały czas. Różnica we wskazaniach to nawet 120 Wat i więcej. Nigdy nie byłem dobry w sprincie i dlatego zwisało mi jakie wartości wyszły, to na czym się skupiłem zrealizowałem i dlatego mogłem wrócić z czystą głową do domu. Idealny trening przed niedzielnym startem w zawodach.





  • DST 28.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 21.00km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 486kcal
  • Podjazdy 480m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd 25

Czwartek, 30 lipca 2020 · dodano: 01.08.2020 | Komentarze 0

Po dwóch treningach dałem nogom odpocząć. Kiedyś bym zafundował jeszcze trzeci trening pod rząd ale obecnie stawiam na więcej odpoczynku. Długo biłem się z myślami czy jechać po raz kolejny na Przegibek czy wybrać trasę z pagórkami i krótkimi zjazdami. Wszystkie jazdy regeneracyjne staram się łączyć z nauką techniki zjazdu która u mnie kuleje i zwykle wybieram Przegibek z technicznym zjazdem. Po poniedziałkowym pechowym zjeździe liczyłem na przełamanie, wyjeżdżając z domu miałem jasną wizje zjazdu a także chciałem na każdym odcinku w dół ćwiczyć technikę. Po pierwszym podjeździe czułem, że jest to dobry dzień na ćwiczenie zjazdów. Już pierwszy z nich wyglądał obiecująco i szybko, na końcu musiałem przyhamować ale niewiele na tym straciłem. Drugi podjazd był szarpany, w połowie musiałem zjechać ze ścieżki na jezdnie i to wybiło mnie z rytmu. Kolejne zjazdy nie były gorsze niż ten pierwszy. Momentami brakowało szybkości i kilka razy musiałem zwalniać. Nigdy tak szybko nie dojechałem do Straconki ale na tym kończą się pozytywy. Podjazd na Przegibek zacząłem w dobrym tempie, później jechało się coraz ciężej. W połowie zaczęły się problemy z napędem i w pewnym momencie łańcuch zablokował się, pociągnął wózek który pękł ostatecznie uszkadzając hak i jazda się skończyła. Na szczęście rama jest cała i to jedyny pozytyw. Z kołem nic się nie stało, skróciłem łańcuch, pozbierałem wszystko oprócz resztki łańcucha i ruszyłem dalej. Postanowiłem dojechać do końca podjazdu, zjeżdżając w dół zatrzymałem się aby pozbierać resztki łańcucha. Po zjeździe zaczęły się dalsze problemy z napędem, łańcuch samoczynnie wskoczył na większą zębatkę. Nie działało to najlepiej, kilka razy zatrzymywałem się by przełożyć łańcuch. Na szczęście na trasie były podjazdy i zjazdy wiec momentami nie musiałem kręcić. Około 3 kilometry od domu niezbyt dobrze skuty łańcuch się urwał i postanowiłem dojść do domu pieszo niż po raz kolejny po łepkach skuwać łańcuch. Byłem mega zły, po raz kolejny znalazłem się na dnie, mam nadzieje, że jest ono dosyć twarde żeby szybko się z niego odbić.





  • DST 61.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 30.25km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 146 ( 74%)
  • HRavg 130 ( 66%)
  • Kalorie 1228kcal
  • Podjazdy 530m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 90

Środa, 29 lipca 2020 · dodano: 01.08.2020 | Komentarze 0

Nie miałem dzisiaj zbytnio czasu na rower. Miałem wyjechać rano ale moje nogi jednoznacznie dawały sygnały, że nie nadają się do jazdy. Przez moment chodził mi po głowie trening z TwomarkSport ale szybko odpuściłem ten pomysł. Nie wyrobiłbym się czasowo a z takimi nogami jechałbym tak czy siak solo za grupą. Kolejny dzień z rzędu organizm się nie zregenerował. Coraz więcej czynników mówi, że prawdopodobnie jestem przetrenowany, zeszły tydzień był naprawdę intensywny ale w poprzednich latach zdarzały się intensywniejsze. Nie chciałem bardziej ubijać nóg i postawiłem na trening typowo tlenowy i to na dosyć łatwej trasie, dla odmiany po kilkunastu dniach rzeźbienia podjazdów. Wyjeżdżałem w najcieplejszym momencie dnia, grzało strasznie, dzień wcześniej takie warunki mnie sponiewierały i bałem się, że może być podobnie. Mój organizm ostatnio jest strasznie rozregulowany i zaczyna mnie to coraz bardziej irytować. Przestałem o tym myśleć i ruszyłem w trasę. Początek cały czas pod górę wyglądał nieźle, nawet tętno było umiarkowane jak na profil trasy, bywało już gorzej. Ruch na trasie również umiarkowany i dzięki temu było przyjemniej. Mały zator na skrzyżowaniu w Jasienicy spowodował, że pojechałem na Skoczów, zamiast na Strumień. Tym samym zamiast 350 metrów przewyższenia miałem do pokonania 600 metrów. Dla mnie nie miało to znaczenia, prawie pustą drogę miałem do Skoczowa. Kilka dodatkowych podjazdów na trasie nie stanowiło najmniejszej trudności mimo wiatru w twarz. W Skoczowie tradycyjnie kolejka samochodów, tym razem miedzy rondem a skrzyżowaniem z Wiślanką. Na moje szczęście wszystkie samochody czekały na lewym pasie a prawy był zupełnie pusty. Szybko i sprawnie wiec pokonałem skrzyżowanie. Duży ruch był także w okolicy dworca autobusowego, momentami robiło się niebezpiecznie. Musiałem mocno zwolnić ale nie zatrzymywałem się, podjazd w kierunku Simoradza zupełnie odpuściłem, mimo wszystko jechało się nieźle, bałem się zjazdów i próbowałem się przełamać. Już pierwszy zjazd za Skoczowem wyglądał nieźle, z rozpędu wjechałem kolejny podjazd, z kolejnym już nie było tak łatwo. Zawsze jadąc przez Dębowiec narzekam na nawierzchnie, wybija z rytmu a zwykle wtedy przychodzi pora na jedzenie. Przemęczyłem ten odcinek po którym wiatr już miał być bardziej sprzyjający. Najbliższe 25 kilometrów zapowiadało się na szybie a zarazem nudne i tak też było. Kilka zmarszczek pokonywałem z rozpędu na dużej kadencji i dosyć równej mocy a na płaskim rozwinąłem większą prędkość. Jedynie w Chybiu musiałem mocno zwolnić w kilku miejscach a później znowu szybki odcinek aż do Rudzicy. Urozmaiceniem trasy był niespełna 2 kilometrowy podjazd do ronda. Złapałem dobry rytm i w niezłym tempie wjechałem cały odcinek. Później już jakoś nie szło tak dobrze. Lubię jeździć w trudniejszym terenie ale jakoś to nie wychodziło. Po 2 godzinach byłem w domu, nie spodziewałem się, że jest to ostatni tak długi wyjazd w tym tygodniu. Niestety ten tydzień w dalszym ciągu nie układa się po mojej myśli, chyba lepiej chodzić do pracy niż być na urlopie bo wtedy zwykle mam czas na rower a teraz przy innych obowiązkach w dużym stopniu go brakuje. Mimo wszystko nogi pracowały całkiem nieźle, dużo lepiej niż we wtorek.


Kategoria 50-100, avg>30km\h, Szosa


  • DST 85.00km
  • Czas 03:43
  • VAVG 22.87km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 139 ( 71%)
  • Kalorie 2514kcal
  • Podjazdy 2060m
  • Sprzęt Litening C:62 Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening 89

Wtorek, 28 lipca 2020 · dodano: 30.07.2020 | Komentarze 0

Po wczorajszych przygodach wróciłem do starych opon. Nie miałem popołudniu czasu aby ogarnąć rower wiec zrobiłem to rano i dopiero o 8:30 mogłem wyjechać z domu. Miałem do wyboru kilka tras w tym pełną koronę Beskid Małego i taki cel obrałem. Nogi na starcie całkiem niezłe, przejazd przez miasto też nie wyglądał najgorzej. Jedyny problem był taki, że gotowałem się strasznie. Na trasie było 10 podjazdów z czego 2 chciałem pojechać mocno a resztę możliwie spokojnie. Rozpocząłem od najtrudniejszej na trasie Magurki. Ten podjazd zawsze wyciska ze mnie siódme poty, jest trudny, zwłaszcza te fragmenty z nachyleniem ponad 15 %. Dojechałem spokojnie do Wilkowic skąd zaczyna się ponad 3500 metrowy podjazd. Rozpocząłem dosyć spokojnie ale już po chwili jechałem mocno, nie monitorowałem czasu ale miałem cichą nadzieję na nowy rekord. Tętno stale szło do góry, moc powoli spadała, mimo jazdy w lesie było gorąco a wokół pełno różnych owadów. Ludzi było mniej niż ostatnim razem i nie przeszkadzali w jeździe. W czarnym dla mnie punkcie na tym podjeździe gdzie ostatnio zostałem zablokowany przez pieszych zostałem użądlony przez jakiegoś owada. Nie wiem czy to była pszczoła czy coś innego ale żądło zostało w moim ciele. Piekło, nie byłem w stanie usunąć go podczas jazdy i musiałem się zatrzymać, zanim znów ruszyłem to minęło sporo czasu. Już nie liczyłem na poprawę czasu z 2017 roku i chciałem w możliwie dobrym tempie dojechać do końca. Nogi już nie pracowały jak należy i gdy dojeżdżałem do końca asfaltu miałem dobry czas który nawet z doliczonym postojem był rekordowy. Poprawiłem czas o 3 sekundy a na postoju straciłem 20. Była szansa na 16:45 co w dzisiejszych warunkach byłoby dobrym czasem. Moc nie wyszła najgorsza. Na zjeździe nie szalałem, zjechałem bezpiecznie nie zagrzewając obręczy, opanowałem już to do perfekcji. Zjazd był długi i w końcówce już bolały mnie dłonie, dopiero na samym dole mogłem coś zjeść i się napić. Czułem, że nie jest to mój dzień co w połączeniu z upałem jaki doskwierał coraz bardziej nie wróżyło niczego dobrego. Drugi podjazd na trasie to Góra Żar. Od dyspozycji na nim zależało czy pojadę dalej zaplanowaną trasa czy wrócę do domu. Już hopki w Biernej czy Zarzeczu męczyły mnie bardzo, mimo wiatru wiejącego w plecy. Krótki podjazd przed Żarem też był straszną męczarnią, niejako zapowiadał to co wydarzy się jakiś czas później. Płaski początek nie wyglądał jeszcze źle, z każdym kilometrem jednak byłem coraz słabszy. Przed zjazdem już miałem ochotę zejść z roweru, po krótkim odpoczynku przemęczyłem jeszcze ostatni odcinek i wjechałem na szczyt pełnej ludzi Góry Żar. Dawno tak nie męczyłem żadnego podjazdu, podjeżdżając na Żar już wielokrotnie miałem kryzys ale czy aż taki to nie wiem. Odechciało misie dalszej jazdy, po słabym zjeździe zatrzymałem się by uzupełnić bidony, zjadłem coś, wypiłem ponad 500 ml płynów i ruszyłem w kierunku domu. Korona Beskidu małego będzie musieć poczekać na lepszy dla mnie dzień. Po tej dobrej decyzji kolejna była najgorsza z możliwych. W Międzybrodziu zamiast jechać na Przegibek skręciłem w prawo na Nowy Świat. Podjazd był walką o przetrwanie, jechałem możliwie mocno ale sporo słabiej niż na Magurkę. Końcówka wyjątkowo dała mi w kość, że po dotarciu do końca podjazdu zszedłem z roweru i położyłem się na trawie. Butelka wody którą miałem na zapas nie wystarczyła aby schłodzić ciało oraz zwilżyć usta. Szybko się jednak zebrałem i ruszyłem w dół. Poczułem ulgę gdy bezpiecznie dostałem się do skrzyżowania. Od tego momentu toczyłem się w kierunku Bielska. Podjazd na Przegibek dawno nie wyglądał tak fatalnie jak dzisiaj. Dopiero w końcówce poczułem, że żyje, nogi zaczęły boleć. Zjazd odpuściłem i miasto przejechałem również spokojnie i bezpiecznie. Ostatnie kilka kilometrów już bez picia. Jedzenia starczyło na styk. Spalanie miałem wyjątkowo wysokie, nogi nie współpracowały a w końcówce i głowa się wyłączyła. Ogólnie nie najlepszy dzień, wczoraj zastrajkował sprzęt, dzisiaj organizm, ciągle coś a okres w którym mam więcej czasu na rower powoli dobiega końca.


Kategoria 50-100, Szosa