Wpisy archiwalne w kategorii
Szosa
Dystans całkowity: | 176758.50 km (w terenie 619.00 km; 0.35%) |
Czas w ruchu: | 6527:23 |
Średnia prędkość: | 26.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 750.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1954597 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (179 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 3659879 kcal |
Liczba aktywności: | 2604 |
Średnio na aktywność: | 67.88 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
Trening 86
Czwartek, 8 sierpnia 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 120.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:46 | km/h: | 25.17 |
Pr. maks.: | 66.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 2110kcal | Podjazdy: | 2420m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny solidny trening zaliczony. Od dawna planowałem tą trasę, jak był czas to nie było pogody, itp. W końcu się udało i zaliczyłem ciekawą ale i bardzo wymagającą trasę.
Wyjechałem nieco później niż myślałem, wszystko przez nocne opady deszczu, mokre drogi i ogólnie niepewną aurę. Od początku jechało się bardzo ciężko, nie mogłem się rozkręcić, nawet mocna jazda na kilku hopkach nie pomogła. Nieco lepiej było po dojeździe do podjazdu na Przegibek. Podjechałem spokojnym tempem, zbliżając się do szczytu próbowałem wyciągnąć banana z kieszeni i wyciągając jednego drugi wypadł na drogę. Musiałem się zatrzymać, wrócić po zgubę i dopiero dokończyć podjazd. Na zjeździe tradycyjnie skupiłem się na technice i całkiem dobrze pokonałem pierwszą cześć zjazdu a gdy wyjechałem na łatwiejszy fragment to postanowiłem zjechać jak najlepszym tempem. Wiatr w plecy pomógł w bardzo szybkim pokonaniu dalszej części zjazdu. Powoli się rozkręcałem, odcinek wzdłuż jeziora wyglądał nieźle chociaż to także zasługa dobrego wiatru. Na pagórkach męczyłem się ale udzielała mi się atmosfera TDP i szło łatwiej. Pierwszy sprawdzian tego dnia to podjazd na Rychwałdek. Po dojeździe do skrzyżowania z drogą do Sanktuarium w Rychwałdzie ruszyłem mocniej. Starałem się jechać równym tempem ale gdy tylko zrobiło się stromiej generowałem lepszą moc niż na samym początku. Momentami nachylenie przekraczało 10 % i było to odczuwalne. W dobrym tempie wjechałem na szczyt i gdy zaczynałem zjazd to znowu miałem problem z łańcuchem i cały zjazd pokonałem bez kręcenia. Przez to nie był on ani dobry technicznie, ani szybki. Po zjeździe zatrzymałem się i chwile trwało zanim nałożyłem łańcuch i mogłem jechać dalej. Skierowałem się w stronę dawno nie odwiedzonej Pewli Ślemeńskiej, w górę jechałem tą drogą tylko raz, 13 lat temu. Zupełnie zapomniałem jak wygląda ten odcinek. Już na początku utrudnienia drogowe i zwężenie. Szybko i sprawnie udało się minąć to wahadło a podjazd ciągnie się przez kilka kilometrów bez specjalnych trudności. Po prawie 5 kilometrach drogi lekko wznoszącej się do góry nachylenie gwałtownie wzrasta i na około 400 metrach średnie nachylenie wynosi ponad 10 % a maksymalne nawet 15 %. Wjechałem dosyć spokojnie, podjazd nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia a długi ciągnący się zjazd w stronę Ślemienia nie wyglądał lepiej. Później miałem drobne problemy nawigacyjne i dosyć długo szukałem właściwej drogi prowadzącej do Huciska przez Czeretnik. Gdy już trafiłem na właściwy podjazd to ruszyłem dosyć spokojnie ale szybko zrobiło się stromo i moc wzrosła. Podjazd jest trudny, nie ma jednostajnego nachylenia i trafił się nawet fragment na którym nachylenie przekroczyło 20 %. Próbując utrzymać się w siodle podnosiło mi koło do góry i musiałem stanąć w korby, na szczęście droga była w miarę czysta i przyczepność dobra. Na najtrudniejszych fragmentach dawałem z siebie prawie maksa. Noga już podawała całkiem dobrze i całkiem przyjemnie się podjeżdżało. Niestety po niecałych 2 kilometrach wspinaczki gdy nachylenie spadło pogorszył się znacznie stan nawierzchni. Ostatnie kilkaset metrów prowadziło nierówną, dziurawą i częściowo żwirową drogą, do tego doszło bardzo nierówne nachylenie i ciężko było złapać jakiś rytm, po dobrej pierwszej części podjazdu końcówka była słaba w moim wykonaniu. Ciężko mi było określić gdzie jest dokładnie szczyt i początek zjazdu. Zjazd do Huciska wyglądał lepiej, lepsza droga, kilka trudnych i technicznych sekcji i nieco krócej. Szybko znalazłem się na dole i zrobiłem krótka przerwę. Po kilku minutach ruszyłem w kierunku domu dokładnie tą samą drogą co jechałem. Na podjeździe dałem z siebie dużo, na trudnych sekcjach jechałem na prawie maksymalnej intensywności a na łatwiejszych też nie odpuszczałem. Dzięki temu mój wjazd wyglądał lepiej a na odcinkach o nachyleniu ponad 10 % czułem się bardzo dobrze. Nie zdecydowałem się na jazdę w siodle i najtrudniejsze fragmenty pokonałem na stojąco. Nie wiem co było bardziej meczące, podjazd czy zjazd do Ślemienia. Zjeżdżałem bardzo wolno, topornie ale na szczęście bezpiecznie a w drugiej części gdy droga wyglądała lepiej zdecydowałem się nawet na bardziej odważną jazdę. Nie miałem wiele czasu na regeneracje przed kolejnym podjazdem. Zaledwie kilometr od zakończenia zjazdu zacząłem wspinaczkę na Jasną Górkę. Bardzo wymagające 1200 metrów pokonałem mocnym tempem a kolejne bardzo łagodne 1500 metrów już dużo spokojniej. Na zjeździe do Pewli nie szalałem, na zwężeniu musiałem się zatrzymać a później przegapiłem skręt na Rychwałdek. Wracałem się ponad kilometr do skrzyżowania i skręciłem w właściwą drogę. Po chwili odbiłem z głównej drogi w prawo i zaliczyłem alternatywny podjazd przez Rychwałdek. Początek łatwy a ostatnie 600 metrów to ściana o nachyleniu ponad 10 %. Pomimo wysokiej temperatury, braku cienia i pustki w bidonach wjechałem dobrym tempem. Na zjeździe nie rozpędziłem się zbytnio ale sklep w Rychwałdzie minąłem i musiałem jechać aż do Okrajnika. Nawodniłem się, napełniłem bidony i ruszyłem pagórkowatą drogą w kierunku ostatniego tego dnia bardziej wymagającego podjazdu na Przegibek. Noga podawała całkiem dobrze i gdy dojechałem do Międzybrodzia to wpadłem na najgłupszy od dawna pomysł i skręciłem na Nowy Świat. Zacząłem dosyć spokojnie ale z czasem jechałem coraz mocniej. Gdy zbliżałem się do płyt to jechałem już na maksa. Na odcinku płyt musiałem ominąć dużą grupę pieszych, niewiele brakowało abym musiał się zatrzymać. Ostatkiem sił dotarłem do końca podjazdu i dłuższą chwile dochodziłem do siebie. Na zjeździe zbyt odważnie się puściłem i mało brakowało abym wypadł z drogi. Pulsacyjnie hamując bezpiecznie dotarłem do końca zjazdu. Obręcze cierpiały a okładzin w przednim hamulcu już prawie nie było. Na szczęście koła całe i mogłem jechać dalej. Po wypaleniu wszystkich zapałek na Nowym Świecie nie miałem już sił jechać, byłem ujechany i nie jechało mi się za dobrze. Tętno było już podwyższone ale jakoś przemęczyłem podjazd na Przegibek. Na zjeździe był zbyt duży ruch aby poćwiczyć technikę i zjechałem spokojnie do Straconki. Przejazd przez miasto w dosyć dużym ruchu nie był najlepszym rozwiązaniem. Jakoś dojechałem do domu czując w nogach ciężką trasę i duże obciążenia jakie sobie zadałem.


Informacje o podjazdach:

Zaliczyłem trzy nowe podjazdy a na 4 poprawiłem swoje najlepsze czasy, tylko jeden z nich był dosyć wyśrubowany a pozostałe trzy to była tylko formalność.
Wyjechałem nieco później niż myślałem, wszystko przez nocne opady deszczu, mokre drogi i ogólnie niepewną aurę. Od początku jechało się bardzo ciężko, nie mogłem się rozkręcić, nawet mocna jazda na kilku hopkach nie pomogła. Nieco lepiej było po dojeździe do podjazdu na Przegibek. Podjechałem spokojnym tempem, zbliżając się do szczytu próbowałem wyciągnąć banana z kieszeni i wyciągając jednego drugi wypadł na drogę. Musiałem się zatrzymać, wrócić po zgubę i dopiero dokończyć podjazd. Na zjeździe tradycyjnie skupiłem się na technice i całkiem dobrze pokonałem pierwszą cześć zjazdu a gdy wyjechałem na łatwiejszy fragment to postanowiłem zjechać jak najlepszym tempem. Wiatr w plecy pomógł w bardzo szybkim pokonaniu dalszej części zjazdu. Powoli się rozkręcałem, odcinek wzdłuż jeziora wyglądał nieźle chociaż to także zasługa dobrego wiatru. Na pagórkach męczyłem się ale udzielała mi się atmosfera TDP i szło łatwiej. Pierwszy sprawdzian tego dnia to podjazd na Rychwałdek. Po dojeździe do skrzyżowania z drogą do Sanktuarium w Rychwałdzie ruszyłem mocniej. Starałem się jechać równym tempem ale gdy tylko zrobiło się stromiej generowałem lepszą moc niż na samym początku. Momentami nachylenie przekraczało 10 % i było to odczuwalne. W dobrym tempie wjechałem na szczyt i gdy zaczynałem zjazd to znowu miałem problem z łańcuchem i cały zjazd pokonałem bez kręcenia. Przez to nie był on ani dobry technicznie, ani szybki. Po zjeździe zatrzymałem się i chwile trwało zanim nałożyłem łańcuch i mogłem jechać dalej. Skierowałem się w stronę dawno nie odwiedzonej Pewli Ślemeńskiej, w górę jechałem tą drogą tylko raz, 13 lat temu. Zupełnie zapomniałem jak wygląda ten odcinek. Już na początku utrudnienia drogowe i zwężenie. Szybko i sprawnie udało się minąć to wahadło a podjazd ciągnie się przez kilka kilometrów bez specjalnych trudności. Po prawie 5 kilometrach drogi lekko wznoszącej się do góry nachylenie gwałtownie wzrasta i na około 400 metrach średnie nachylenie wynosi ponad 10 % a maksymalne nawet 15 %. Wjechałem dosyć spokojnie, podjazd nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia a długi ciągnący się zjazd w stronę Ślemienia nie wyglądał lepiej. Później miałem drobne problemy nawigacyjne i dosyć długo szukałem właściwej drogi prowadzącej do Huciska przez Czeretnik. Gdy już trafiłem na właściwy podjazd to ruszyłem dosyć spokojnie ale szybko zrobiło się stromo i moc wzrosła. Podjazd jest trudny, nie ma jednostajnego nachylenia i trafił się nawet fragment na którym nachylenie przekroczyło 20 %. Próbując utrzymać się w siodle podnosiło mi koło do góry i musiałem stanąć w korby, na szczęście droga była w miarę czysta i przyczepność dobra. Na najtrudniejszych fragmentach dawałem z siebie prawie maksa. Noga już podawała całkiem dobrze i całkiem przyjemnie się podjeżdżało. Niestety po niecałych 2 kilometrach wspinaczki gdy nachylenie spadło pogorszył się znacznie stan nawierzchni. Ostatnie kilkaset metrów prowadziło nierówną, dziurawą i częściowo żwirową drogą, do tego doszło bardzo nierówne nachylenie i ciężko było złapać jakiś rytm, po dobrej pierwszej części podjazdu końcówka była słaba w moim wykonaniu. Ciężko mi było określić gdzie jest dokładnie szczyt i początek zjazdu. Zjazd do Huciska wyglądał lepiej, lepsza droga, kilka trudnych i technicznych sekcji i nieco krócej. Szybko znalazłem się na dole i zrobiłem krótka przerwę. Po kilku minutach ruszyłem w kierunku domu dokładnie tą samą drogą co jechałem. Na podjeździe dałem z siebie dużo, na trudnych sekcjach jechałem na prawie maksymalnej intensywności a na łatwiejszych też nie odpuszczałem. Dzięki temu mój wjazd wyglądał lepiej a na odcinkach o nachyleniu ponad 10 % czułem się bardzo dobrze. Nie zdecydowałem się na jazdę w siodle i najtrudniejsze fragmenty pokonałem na stojąco. Nie wiem co było bardziej meczące, podjazd czy zjazd do Ślemienia. Zjeżdżałem bardzo wolno, topornie ale na szczęście bezpiecznie a w drugiej części gdy droga wyglądała lepiej zdecydowałem się nawet na bardziej odważną jazdę. Nie miałem wiele czasu na regeneracje przed kolejnym podjazdem. Zaledwie kilometr od zakończenia zjazdu zacząłem wspinaczkę na Jasną Górkę. Bardzo wymagające 1200 metrów pokonałem mocnym tempem a kolejne bardzo łagodne 1500 metrów już dużo spokojniej. Na zjeździe do Pewli nie szalałem, na zwężeniu musiałem się zatrzymać a później przegapiłem skręt na Rychwałdek. Wracałem się ponad kilometr do skrzyżowania i skręciłem w właściwą drogę. Po chwili odbiłem z głównej drogi w prawo i zaliczyłem alternatywny podjazd przez Rychwałdek. Początek łatwy a ostatnie 600 metrów to ściana o nachyleniu ponad 10 %. Pomimo wysokiej temperatury, braku cienia i pustki w bidonach wjechałem dobrym tempem. Na zjeździe nie rozpędziłem się zbytnio ale sklep w Rychwałdzie minąłem i musiałem jechać aż do Okrajnika. Nawodniłem się, napełniłem bidony i ruszyłem pagórkowatą drogą w kierunku ostatniego tego dnia bardziej wymagającego podjazdu na Przegibek. Noga podawała całkiem dobrze i gdy dojechałem do Międzybrodzia to wpadłem na najgłupszy od dawna pomysł i skręciłem na Nowy Świat. Zacząłem dosyć spokojnie ale z czasem jechałem coraz mocniej. Gdy zbliżałem się do płyt to jechałem już na maksa. Na odcinku płyt musiałem ominąć dużą grupę pieszych, niewiele brakowało abym musiał się zatrzymać. Ostatkiem sił dotarłem do końca podjazdu i dłuższą chwile dochodziłem do siebie. Na zjeździe zbyt odważnie się puściłem i mało brakowało abym wypadł z drogi. Pulsacyjnie hamując bezpiecznie dotarłem do końca zjazdu. Obręcze cierpiały a okładzin w przednim hamulcu już prawie nie było. Na szczęście koła całe i mogłem jechać dalej. Po wypaleniu wszystkich zapałek na Nowym Świecie nie miałem już sił jechać, byłem ujechany i nie jechało mi się za dobrze. Tętno było już podwyższone ale jakoś przemęczyłem podjazd na Przegibek. Na zjeździe był zbyt duży ruch aby poćwiczyć technikę i zjechałem spokojnie do Straconki. Przejazd przez miasto w dosyć dużym ruchu nie był najlepszym rozwiązaniem. Jakoś dojechałem do domu czując w nogach ciężką trasę i duże obciążenia jakie sobie zadałem.


Informacje o podjazdach:

Zaliczyłem trzy nowe podjazdy a na 4 poprawiłem swoje najlepsze czasy, tylko jeden z nich był dosyć wyśrubowany a pozostałe trzy to była tylko formalność.
Trening 85
Środa, 7 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 54.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:43 | km/h: | 31.46 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 148148 ( 75%) | HRavg | 127( 65%) |
Kalorie: | 756kcal | Podjazdy: | 340m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Luźny trening przed kibicowaniem
na trasie kolejnego etapu TDP. Po ostatnim mocnym treningu czułem dosyć wyraźne
nogi i trening w strefie 2 był idealny na ten dzień. Wyjechałem o takiej porze
aby spokojnie wrócić i bezstresowo przygotować się do wyjazdu na metę TDP w
Bielsku-Białej. Niestety taka pora nie sprzyjała przyjemnej jeździe bo ruch na
drogach był spory.
Już na początku miałem problem z jazdą ustalonym tempem. Dopiero gdy ruszyłem mocniej i wyjechałem na bardziej otwarty teren gdzie musiałem zmagać się z silniejszym wiatrem to moja jazda była efektywniejsza. Do Skoczowa dojechałem bez większych problemów ale miałem dylemat gdzie jechać, ostatecznie odbiłem na Ustroń i w dosyć dobrym tempie przejechałem odcinek drogi zasłoniętej ekranami przed wpływem wiatru. Im bliżej ustronia tym silniejszy wiatr i wolniejsza jazda. Trzymałem założoną moc a prędkość nie miała dla mnie znaczenia. Niestety na każdym skrzyżowaniu trafiałem na czerwone światło i stąd aż 3 postoje przed nawrotem w Ustroniu Polanie. Na nawrocie też musiałem stanąć ale za to później wiało w plecy i trochę czasu mogłem nadrobić. Niestety po wjeździe do Ustronia zaczęły się korki, spowolnienia ale trafiłem na moment tuż po przejeździe pociągu i akurat szlaban się otworzył i udało się wjechać na przejazd przed samochodami. Droga do Skoczowa to wielokrotne przyśpieszanie i hamowanie, dobra metoda na ćwiczenie koncentracji. Od Skoczowa już nieco lżejszym tempem ale na podjazdach znów mocniej. Dopiero w Jasienicy trafiłem na pierwsze tego dnia skrzyżowanie na którym nie musiałem czekać na zielone światło i dzięki temu szybko i efektywnie przejechałem ten odcinek ale rondo w Jaworzu znów skutecznie wybiło mnie z rytmu. Ostatnie kilka kilometrów główną drogą zleciało szybko głownie dzięki sprzyjającym podmuchom wiatru. Po zjeździe z głównej drogi odpuściłem w celu rozjechania nóg.


Już na początku miałem problem z jazdą ustalonym tempem. Dopiero gdy ruszyłem mocniej i wyjechałem na bardziej otwarty teren gdzie musiałem zmagać się z silniejszym wiatrem to moja jazda była efektywniejsza. Do Skoczowa dojechałem bez większych problemów ale miałem dylemat gdzie jechać, ostatecznie odbiłem na Ustroń i w dosyć dobrym tempie przejechałem odcinek drogi zasłoniętej ekranami przed wpływem wiatru. Im bliżej ustronia tym silniejszy wiatr i wolniejsza jazda. Trzymałem założoną moc a prędkość nie miała dla mnie znaczenia. Niestety na każdym skrzyżowaniu trafiałem na czerwone światło i stąd aż 3 postoje przed nawrotem w Ustroniu Polanie. Na nawrocie też musiałem stanąć ale za to później wiało w plecy i trochę czasu mogłem nadrobić. Niestety po wjeździe do Ustronia zaczęły się korki, spowolnienia ale trafiłem na moment tuż po przejeździe pociągu i akurat szlaban się otworzył i udało się wjechać na przejazd przed samochodami. Droga do Skoczowa to wielokrotne przyśpieszanie i hamowanie, dobra metoda na ćwiczenie koncentracji. Od Skoczowa już nieco lżejszym tempem ale na podjazdach znów mocniej. Dopiero w Jasienicy trafiłem na pierwsze tego dnia skrzyżowanie na którym nie musiałem czekać na zielone światło i dzięki temu szybko i efektywnie przejechałem ten odcinek ale rondo w Jaworzu znów skutecznie wybiło mnie z rytmu. Ostatnie kilka kilometrów główną drogą zleciało szybko głownie dzięki sprzyjającym podmuchom wiatru. Po zjeździe z głównej drogi odpuściłem w celu rozjechania nóg.


TDP Bielsko- Biała 2019
Środa, 7 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, b'Twin 2019, blisko domu, Miasto, Samotnie, Szosa
Km: | 17.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:57 | km/h: | 17.89 |
Pr. maks.: | 49.00 | Temperatura: | 28.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 516kcal | Podjazdy: | 220m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wyjazd na metę TDP w cywilnych ciuchach i na gorszym sprzęcie. Spotkałem wielu znajomych i zobaczyłem ciekawą rywalizacje. Miałem dosyć dobre miejsce i widziałem wszystko co trzeba. Pojawiło się sporo ludzi z których spora część to niedzielni kibici, widać to było szczególnie po liczbie gadżetów jakie zabierali. Niektórzy mieli całe torby gadżetów a ściganie i rywalizacja na trasie ich zupełnie nie interesowała. Po przejechaniu wyścigu dosyć szybko się ewakuowałem współczując tym którzy mieli sprzątać bajzel pozostawiony przez kibiców. Na ziemie leżało pełno dziurawych balonów i ulotek a także innych śmieci. Organizacja wyścigu stała na wysokim poziomie ale kibice na pewno nie byli wzorem do naśladowania.


Trening 84
Wtorek, 6 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 87.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:09 | km/h: | 27.62 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 140( 71%) |
Kalorie: | 1671kcal | Podjazdy: | 1480m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mocny trening połączony z kibicowaniem na trasie TDP. Niestety poniedziałkowe zdarzenie na trasie z udziałem młodego kolarza z Belgii i jego skutki wpłynęły na skrócenie etapu i jego neutralizacje wic z jednego z najciekawszych etapów tegorocznej edycji TDP stał się smutny przejazd kolarzy z Jaworzna na Kocierz tempem wycieczkowym, z punktu widzenia typowego kibica nie było w tym nic ciekawego.
Przed wyjazdem miałem trochę rzeczy do zrobienia i na trening ruszyłem trochę spóźniony. Wiedziałem, że cześć dróg będzie pozamykana i może być problem z przejazdem i postanowiłem jechać możliwie mocno cały czas aby jak najdalej dojechać przed przejazdem Kolumny Reklamowej. Przez Bielsko przejechałem szybko i sprawnie, w kilku momentach jechałem naprawdę mocno i dobrze rozgrany dotarłem do początku podjazdu na Przegibek. Tempo jakie narzuciłem było mocne, cały czas trzymałem się w 5 strefie, mijałem sporą liczbę kolarzy i rowerzystów, około 500 metrów do szczytu dojechałem do jakiegoś kolarza który natychmiast złapał moje koło i dowiozłem go prawie do szczytu gdzie poszedł dużo mocniej i mnie zostawił. Nie przejąłem się tym tak jak jego nieodpowiedzialnym zachowaniem na początku zjazdu. Nie zatrzymywałem się na szczycie i po dojechaniu do pierwszego zakrętu musiałem mocno hamować, wspomniany kolarz postanowił zawrócić zaraz za zakrętem, ledwo wyhamowałem a tętno skoczyło mi o 20 uderzeń. Nie byłem w stanie jechać normalnie i cały zjazd był słaby, po dojeździe do skrzyżowania w Międzybrodziu zauważyłem, że droga już jest zamknięta. Pozwolono mi jechać, jechałem odrobine za mocno, mój organizm odpowiadał na to bardzo wysokim tętnem. Bez kłopotów dojechałem do zapory w Tresnej gdzie zostałem po raz pierwszy zatrzymany przez Policję. Po kilku minutach czekania puszczono mnie i jechałem dalej zupełnie pustą drogą aż do Łękawicy gdzie musiałem przekonać kierujących ruchem żeby mnie puścili. Dojechałem do szkoły w Kocierz Moszczenickim i na tym koniec. Zatrzymałem się w miejscu w którym stali Strażacy i tam oczekiwałem na przejazd kolarzy. Spora grupa kolarzy zlekceważyła polecenia Policji i Straży Pożarnej i przedostała się dalej w kierunku Kocierza. Mi to nie przeszkadzało, byłem w miejscu z którego bardzo dobrze było widać przejazd peletonu. Spodziewałem się, że będą tam po 15 i się nie pomyliłem. Ich przejazd był bardzo spokojny, jechali zwartą grupą którą prowadzili zawodnicy teamu Lotto. Po przejeździe kolarzy i samochodów zabezpieczających koniec wyścigu można było jechać w kierunku mety na Kocierzu. Odczekałem chwile i ruszyłem z wieloma innymi osobami. Postój nie wpłynął na mnie dobrze, męczyłem się, nie byłem w stanie jechać na wyższej mocy a dodatkowo miałem delikatny problem z tylnym kołem. Gdy dojechałem do początku właściwego podjazdu to ruszyłem mocno. Jechałem bardzo dobrym i równym tempem, mniej więcej w połowie podjazdu gdy nachylenie było już mniejsze to dojechałem do końca wyścigu. Trzymając dobrą moc jechałem dalej, doping stojących wzdłuż drogi ludzi pomógł i zmotywował mnie do mocnej jazdy do końca. W mocnym tempie dojechałem do miejsca z którego do bramy na teren ośrodka na Kocierzy brakowało 100 metrów i musiałem odpuścić bo droga była zablokowana przez samochody i innych kolarzy którzy jechali tak jak ja za peletonem. Ostatnie 400 metrów do mety wjechałem już bardzo wolnym tempem lawirując miedzy pieszymi i innymi przeszkodami. Dałem z siebie bardzo dużo na podjeździe i od razu skierowałem się w stronę bufetu. Kufel złocistego płynu podziałał na mnie bardzo orzeźwiająco i po krótkiej przerwie zacząłem szukać miejsca z którego dobrze będzie widać wjazd kolarzy na metę a także telebim aby monitorować na bieżąco sytuacje na trasie. Po wjeździe kolarzy na metę minuta ciszy i wszyscy naraz zaczęli opuszczać Miasteczko Sportowe. Mi udało się wyjechać w miarę z przodu w niewielkim tłoku. Na zjeździe musiałem uważać na dużą ilość rowerzystów i dopiero w drugiej połowie zjazdu mogłem jechać szybciej i lepiej technicznie. Na dużą liczbę rowerzystów natknąłem się także na podjeździe z Targanic w kierunku Porąbki. Na najtrudniejszym fragmencie dałem z siebie dużo ale podjazd był za krótki aby poczuć zmęczenie. Na zjeździe nie poszalałem, dojazd do Porąbki nie wyglądał źle, nikt mnie nie wyprzedził a mi udało się dojechać do kilkuosobowej grupki która później odbiła na Czaniec a ja w kierunku Międzybrodzia. W bidonach już było pusto, najbliższy sklep dopiero w Międzybrodziu od którego dzieliło mnie jeszcze kilka kilometrów. Po drodze korciło mnie aby skręcić w kierunku Hrobaczej Łąki ale bez wody w bidonie mogłoby się to źle skończyć. W końcu dojechałem do upragnionego wodopoju. Napełniłem bidony, wypiłem dodatkowo małą butelkę wody i puszkę coli i ruszyłem w kierunku Przegibka. Na dojeździe już czułem, że jestem zmęczony a chciałem jeszcze mocno wjechać ostatnie 3 kilometry przed przełęczą. Ruszyłem mocno ale wiedziałem, ze będzie ciężko utrzymać tempo do końca podjazdu. Dawałem z siebie ile mogłem, w nogach zostało jeszcze trochę sił i udało się dojechać w założonym tempie do samego szczytu. Na zjeździe musiałem odpocząć a to nie sprzyjało szybkiej i technicznej jeździe. Przez Bielsko przejechałem sprawnie ale z dużym zmęczeniem które dawało się we znaki. Nie byłem w stanie się zregenerować podczas jazdy i męczyłem się do samego końca.
Bardzo fajny trening zaliczony. Mocne tempo pod górę i co najważniejsze powtarzalność która cieszy bardziej niż poziom jaki prezentowałem podczas podjeżdżania pod górę. Zabrakło weryfikacji formy na podjeździe pod Kocierz przez najlepszych kolarzy ale na to nie miałem żadnego wpływu.


Informacje o podjazdach:

Przed wyjazdem miałem trochę rzeczy do zrobienia i na trening ruszyłem trochę spóźniony. Wiedziałem, że cześć dróg będzie pozamykana i może być problem z przejazdem i postanowiłem jechać możliwie mocno cały czas aby jak najdalej dojechać przed przejazdem Kolumny Reklamowej. Przez Bielsko przejechałem szybko i sprawnie, w kilku momentach jechałem naprawdę mocno i dobrze rozgrany dotarłem do początku podjazdu na Przegibek. Tempo jakie narzuciłem było mocne, cały czas trzymałem się w 5 strefie, mijałem sporą liczbę kolarzy i rowerzystów, około 500 metrów do szczytu dojechałem do jakiegoś kolarza który natychmiast złapał moje koło i dowiozłem go prawie do szczytu gdzie poszedł dużo mocniej i mnie zostawił. Nie przejąłem się tym tak jak jego nieodpowiedzialnym zachowaniem na początku zjazdu. Nie zatrzymywałem się na szczycie i po dojechaniu do pierwszego zakrętu musiałem mocno hamować, wspomniany kolarz postanowił zawrócić zaraz za zakrętem, ledwo wyhamowałem a tętno skoczyło mi o 20 uderzeń. Nie byłem w stanie jechać normalnie i cały zjazd był słaby, po dojeździe do skrzyżowania w Międzybrodziu zauważyłem, że droga już jest zamknięta. Pozwolono mi jechać, jechałem odrobine za mocno, mój organizm odpowiadał na to bardzo wysokim tętnem. Bez kłopotów dojechałem do zapory w Tresnej gdzie zostałem po raz pierwszy zatrzymany przez Policję. Po kilku minutach czekania puszczono mnie i jechałem dalej zupełnie pustą drogą aż do Łękawicy gdzie musiałem przekonać kierujących ruchem żeby mnie puścili. Dojechałem do szkoły w Kocierz Moszczenickim i na tym koniec. Zatrzymałem się w miejscu w którym stali Strażacy i tam oczekiwałem na przejazd kolarzy. Spora grupa kolarzy zlekceważyła polecenia Policji i Straży Pożarnej i przedostała się dalej w kierunku Kocierza. Mi to nie przeszkadzało, byłem w miejscu z którego bardzo dobrze było widać przejazd peletonu. Spodziewałem się, że będą tam po 15 i się nie pomyliłem. Ich przejazd był bardzo spokojny, jechali zwartą grupą którą prowadzili zawodnicy teamu Lotto. Po przejeździe kolarzy i samochodów zabezpieczających koniec wyścigu można było jechać w kierunku mety na Kocierzu. Odczekałem chwile i ruszyłem z wieloma innymi osobami. Postój nie wpłynął na mnie dobrze, męczyłem się, nie byłem w stanie jechać na wyższej mocy a dodatkowo miałem delikatny problem z tylnym kołem. Gdy dojechałem do początku właściwego podjazdu to ruszyłem mocno. Jechałem bardzo dobrym i równym tempem, mniej więcej w połowie podjazdu gdy nachylenie było już mniejsze to dojechałem do końca wyścigu. Trzymając dobrą moc jechałem dalej, doping stojących wzdłuż drogi ludzi pomógł i zmotywował mnie do mocnej jazdy do końca. W mocnym tempie dojechałem do miejsca z którego do bramy na teren ośrodka na Kocierzy brakowało 100 metrów i musiałem odpuścić bo droga była zablokowana przez samochody i innych kolarzy którzy jechali tak jak ja za peletonem. Ostatnie 400 metrów do mety wjechałem już bardzo wolnym tempem lawirując miedzy pieszymi i innymi przeszkodami. Dałem z siebie bardzo dużo na podjeździe i od razu skierowałem się w stronę bufetu. Kufel złocistego płynu podziałał na mnie bardzo orzeźwiająco i po krótkiej przerwie zacząłem szukać miejsca z którego dobrze będzie widać wjazd kolarzy na metę a także telebim aby monitorować na bieżąco sytuacje na trasie. Po wjeździe kolarzy na metę minuta ciszy i wszyscy naraz zaczęli opuszczać Miasteczko Sportowe. Mi udało się wyjechać w miarę z przodu w niewielkim tłoku. Na zjeździe musiałem uważać na dużą ilość rowerzystów i dopiero w drugiej połowie zjazdu mogłem jechać szybciej i lepiej technicznie. Na dużą liczbę rowerzystów natknąłem się także na podjeździe z Targanic w kierunku Porąbki. Na najtrudniejszym fragmencie dałem z siebie dużo ale podjazd był za krótki aby poczuć zmęczenie. Na zjeździe nie poszalałem, dojazd do Porąbki nie wyglądał źle, nikt mnie nie wyprzedził a mi udało się dojechać do kilkuosobowej grupki która później odbiła na Czaniec a ja w kierunku Międzybrodzia. W bidonach już było pusto, najbliższy sklep dopiero w Międzybrodziu od którego dzieliło mnie jeszcze kilka kilometrów. Po drodze korciło mnie aby skręcić w kierunku Hrobaczej Łąki ale bez wody w bidonie mogłoby się to źle skończyć. W końcu dojechałem do upragnionego wodopoju. Napełniłem bidony, wypiłem dodatkowo małą butelkę wody i puszkę coli i ruszyłem w kierunku Przegibka. Na dojeździe już czułem, że jestem zmęczony a chciałem jeszcze mocno wjechać ostatnie 3 kilometry przed przełęczą. Ruszyłem mocno ale wiedziałem, ze będzie ciężko utrzymać tempo do końca podjazdu. Dawałem z siebie ile mogłem, w nogach zostało jeszcze trochę sił i udało się dojechać w założonym tempie do samego szczytu. Na zjeździe musiałem odpocząć a to nie sprzyjało szybkiej i technicznej jeździe. Przez Bielsko przejechałem sprawnie ale z dużym zmęczeniem które dawało się we znaki. Nie byłem w stanie się zregenerować podczas jazdy i męczyłem się do samego końca.
Bardzo fajny trening zaliczony. Mocne tempo pod górę i co najważniejsze powtarzalność która cieszy bardziej niż poziom jaki prezentowałem podczas podjeżdżania pod górę. Zabrakło weryfikacji formy na podjeździe pod Kocierz przez najlepszych kolarzy ale na to nie miałem żadnego wpływu.


Informacje o podjazdach:

Rozjazd 21
Poniedziałek, 5 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 32.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 21.33 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | 131131 ( 67%) | HRavg | 105( 53%) |
Kalorie: | 432kcal | Podjazdy: | 480m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na początek tygodnia tradycyjny rozjazd i Przegibek. Po tygodniu w Zakopanem bębenek w tylnym kole treningowym zaczął domagać się serwisu i zdecydowałem się na zmianę kół na lepsze. Wyjechałem o innej niż zwykle porze i to był duży błąd, ruch na drogach strasznie duży, pieszych na przejściach sporo, ścieżki rowerowe też przyblokowane. Trochę żałowałem, że nie pojechałem wieczorem bo wtedy zazwyczaj jest spokojniej. Przez miasto musiałem jechać bardzo uważnie, lawirowałem miedzy pieszymi, zaparkowanymi na ścieżkach rowerowych samochodami, wolniej jadącymi rowerzystami a także rolkarzami korzystającymi ze ścieżek ze względu na równiejszą nawierzchnie nić chodnik. Na Przegibek jechało się całkiem nieźle mimo dosyć trudnych warunków atmosferycznych w postaci ciepłego powietrza które spowodowało, że piłem więcej niż zwykle. Po wjechaniu na szczyt od razu zawróciłem i zacząłem zjazd który znam już na pamięć. Zjechałem nieźle technicznie, bez zbędnego hamowania, tylko wolno, bez żadnego dokręcania na prostych odcinkach. Przejazd przez miasto w kierunku domu również trochę kłopotliwy a na koniec brakło mi picia w bidonie.

Informacje o podjeździe:



Informacje o podjeździe:

Trening 83
Niedziela, 4 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 56.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 27.10 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 151151 ( 77%) | HRavg | 125( 64%) |
Kalorie: | 849kcal | Podjazdy: | 780m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po dniu wolnym i powrocie z Zakopanego wybrałem się na spokojny trening. Na trasie oczywiście musiał znaleźć się podjazd na Przegibek. Wyjechałem przed 10 i pierwsze co zauważyłem to wiatr który dawał się we znaki. Wiało z zachodu i dlatego przejazd przez miasto był szybki i całkiem przyjemny. Ruch nie był zbyt duży i mogłem skupić się na jak najrówniejszej jeździe. Pod Przegibkiem byłem w bardzo dobrym czasie ale mocną jazdę pod górę odpuściłem. Jechałem cały czas na pograniczu 2 i 3 strefy, na trudniejszych fragmentach mocniej a na łatwiejszych słabiej. W całkiem niezłym tempie wdrapałem się na szczyt i zacząłem zjazd. Początkowo nie czułem się pewnie ale z każdym kolejnym zakrętem było coraz lepiej. Gdy wyjechałem z lasu i pokonałem techniczny fragment zjazdu to postanowiłem wykorzystać wiatr wiejący w plecy i w jak najlepszym tempie zjechać do skrzyżowania w Międzybrodziu. Udało się jechać równo i całkiem szybko co zaowocowało poprawą czasu na odcinku z Przegibka do Międzybrodzia o kilka sekund. Po skręcie w prawo dalej byłem w stanie jechać w dobrym tempie ale im bliżej Tresnej tym większy wpływ niekorzystnych podmuchów wiatru. Po wdrapaniu się na Zaporę i przejechaniu sekcji brukowej zaczęła się walka z wiatrem aż do końca treningu. Często musiałem zmieniać przełożenia aby nie jechać za mocno lub za spokojnie i tak aż do Zarzecza. Przez Łodygowice przejechałem w dosyć ślimaczym tempie, na więcej nie pozwoliły warunki, gdy zaczął się podjazd w Huciskach to postanowiłem pojechać trochę mocniej. Podjazd nie jest trudny i długi wiec szybko się skończył a później kolejny zjazd, tym razem pod silny wiatr. Przybrałem maksymalnie aerodynamiczną pozycje jaką potrafiłem i cały czas dokręcając zjechałem do Wilkowic. Ostatnie kilkanaście kilometrów było szarpanych, na podjazdach dawałem z siebie dużo a na odcinkach prowadzących w dół odpuszczałem. Po pokonaniu ostatniego podjazdu z małym finiszem na końcu odpuściłem zupełnie i na zupełnym luzie dojechałem do domu.
Fajny trening na rozkręcenie nóg po ciężkich dniach.


Informacje o podjazdach:

Fajny trening na rozkręcenie nóg po ciężkich dniach.


Informacje o podjazdach:

Trening 82
Piątek, 2 sierpnia 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 141.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:14 | km/h: | 26.94 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 175175 ( 89%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 2445kcal | Podjazdy: | 2490m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zdecydowanie najdłuższy i najbardziej wymagający trening w tym tygodniu. Pogoda zapowiadała się najlepiej od początku tygodnia i postanowiłem to wykorzystać i wybrać się na Śląski Dom, najtrudniejszy podjazd szosowy w Tatrach. Wyjechałem przed 9 i było bardzo przyjemnie, niezbyt ciepło ale słonecznie i dlatego jechało się całkiem fajnie. Pomimo okropnego bólu nóg jaki mi towarzyszył od rana noga podawała całkiem dobrze. Na początek czekał mnie przejazd przez Zakopane. Droga prowadziła cały czas pod górę i dlatego dobrze się rozgrzałem przed pierwszym dłuższym i bardziej wymagającym podjazdem do Cyrchli. Wiedziałem co mnie czeka i dlatego jechałem z dużą rezerwą sił. Pierwszy podjazd szybko zaliczyłem i już wiedziałem, że następne kilkanaście kilometrów będzie pod wiatr. Na zjeździe z Brzezin nie byłem w stanie jechać zbyt szybko, przyjąłem aerodynamiczną pozycje i od czasu do czasu dokręcając dotarłem do początku podjazdu w kierunku ronda pod Głodówką. Na podjeździe też nie narzuciłem mocnego tempa i jadąc bardzo równo znalazłem się w całkiem dobrym czasie na rondzie i skręciłem w prawo a tam zaczęły się problemy. Całe 3500 metrów jakie dzieliły mnie od Łysej Polany przejechałem w korku, na szczęście z przeciwka nie było dużego ruchu i udało się sprawnie minąć utrudnienia. Po wjeździe na Słowacje zaczął się kolejny, niezbyt trudny i krótki podjazd. Po raz kolejny wjechałem go równym, podobnym tempem jak poprzednie podjazdy. Na zjeździe odpuściłem techniczną i szybką jazdę a kolejny podjazd na Siodło pod Przysłopem chciałem pojechać mocniej. Dobrałem idealne przełożenie i starałem się trzymać około 300 Wat. Udało się to bez najmniejszych problemów i już wtedy wiedziałem, że jest to idealne tempo które w ten dzień pozwoli wjechać równo i bez kryzysów pod Śląski Dom. Po wjeździe na szczyt zaczął się długi zjazd przez Zdziar aż do Tatrzańskiej Kotliny. Niestety cały czas towarzyszył mi silny wiatr w twarz, wysiłek wynagrodził nowy asfalt na kilku kilometrach. Nie pamiętam jak wyglądała ta droga przed wymianą nawierzchni ale każdy odcinek równej drogi jest na miarę złota. W końcu dotarłem do skrętu w prawo w kierunku Smokowca. Zatrzymałem się na moment, przy okazji przelałem wodę z butelki do bidonu a przypadkowo napotkani turyści z Polski zabrali pustą butelkę do samochodu, żebym nie musiał jej wieść w kieszonce. Po długim zjeździe czekało na mnie 15 kilometrów drogi prowadzącej prawie cały czas w górę. Wiatr na tym odcinku był w miarę sprzyjający, nie wiał idealnie w plecy ale przynajmniej nie przeszkadzał. Wolnym tempem posuwałem się do przodu. Ruch na drogach był niewielki, więcej samochodów i pieszych było tylko przy wejściach do Dolin, parkingach czy miejscowościach mijanych po drodze. Na niebie zaczęły pojawiać się chmury, prognozy nic nie mówiły o deszczach wiec nie przejąłem się tym faktem i zbliżając się do pierwszego od wielu kilometrów bardziej wymagającego podjazdu przyjąłem większą dawkę energii i na moment zatrzymałem się by sprawdzić gdzie dokładnie mam skręcić. Gdy trafiłem na właściwą drogę i zacząłem podjazd na Hrebienok to na drodze pojawił się szlaban i Policjanci. Okazało się, że wjazd na górę rowerem jest możliwy tylko w godzinach miedzy 17 a 9 rano. Byłem tam przed 11 i wjechać nie mogłem, trudno, mam nadzieje, że niedługo nie stanie się tak jak w przypadku Morskiego Oka i pojawi się całkowity zakaz jazdy rowerem na tym odcinku. Byłem trochę zawiedziony, chciałem się delikatnie przepalić przed podjazdem na Śląski Dom ale się nie udało. Do początku podjazdu dnia musiałem jeszcze przejechać dwa kilometry. Nie miałem ochoty na mocną jazdę i spokojnie dotarłem do początku wzniesienia. Korciło aby zjechać do miejscowości Gerlachów i zaliczyć dodatkowe 3 kilometry podjazdu ale nie zdecydowałem się na ten ruch. Zacząłem podjazd dosyć spokojnie, po chwili przede mną pojawił się zamknięty szlaban. Musiałem zejść z roweru, przejść kawałek piechotą i dopiero wsiąść spowrotem na rower. Na całe szczęście na tym podjeździe żaden zakaz nie obowiązywał i spokojnie mogłem jechać. Nie wiem skąd dokładnie mierzyłem ostatnio czas. Za szlabanem miałem około 1:15 i nie zerowałem stopera. Ruszyłem mocniej ale już po chwili pojawiły się pierwsze przeszkody, bardzo dużo pieszych przemierzało ten odcinek, sporą cześć podjazdu jechałem slalomem lawirując miedzy ludźmi. Starałem się jechać równym tempem bez szarpania ale nie zawsze to wychodziło. Gdzieś w połowie podjazdu dojechałem do jakiegoś kolarza który od razu złapał moje koło, długo próbował się utrzymać ale w końcu został. Myślałem, że w końcówce będzie trochę więcej luzu, niestety do dużej liczby pieszych dołączyła bardzo zła nawierzchnia, na pewno gorsza niż rok temu, momentami nie było kawałka asfaltu na szerokości jezdni co w znacznym stopniu wpływało na moją motywację do jazdy. Wydawało mi się, że jadę dużo słabiej niż w zeszłym roku, czułem rezerwy ale nie chciałem jechać na maksa bo czekało mnie jeszcze ponad 60 kilometrów drogi do Zakopanego. Gdy w końcu zobaczyłem w niedalekiej odległości szczyt to postanowiłem trochę podkręcić tempo. Udało się dojechać na szczyt po 31 minutach podjazdu. Czas wyszedł na pewno lepszy niż w ubiegłym roku chociaż stać mnie było na więcej. Na szczycie również pełno ludzi, nie zabawiłem tam długo, po raz pierwszy zdecydowałem się na ubranie kurtki na zjazd. Zjazd po złej nawierzchni był drogą przez mękę, chciałem zjechać bezpiecznie, bez defektu i przegrzania obręczy. Gdy dotarłem do lepszej nawierzchni w drugiej części zjazdu to odetchnąłem z ulgą. Sama końcówka zjazdu była szybsza i prawie zapomniałem o szlabanie na dole ale na szczęście nie musiałem awaryjnie hamować. Zjazd głównie przez nawierzchnie a także pieszych nie należał do szybkich i udanych w moim wykonaniu. Na dole rozebrałem kurtkę i ruszyłem w kierunku Tatrzańskiej Kotliny. Droga prowadziła prawie cały czas w dół. Musiałem się zmagać z podmuchami wiatru które skutecznie udaremniały, równą, szybką i efektywną jazdę. W kilku miejscach wystąpiły utrudnienia drogowe, łatanie dziur, zamiatanie zanieczyszczonych żwirem dróg, wszystko dla zwiększenia bezpieczeństwa jazdy na tym odcinku. Gdy dotarłem do skrzyżowania z drogą w kierunku Polski to zatrzymałem się na moment a później wjechałem na ścieżkę rowerową która po około 2 kilometrach się skończyła. Droga cały czas pięła się do góry. Nie było zbyt stromo wiec jechałem dosyć szybko. Gdy wjechałem na odcinek z nową nawierzchnią to zauważyłem świeżo namalowane linie których kilka godzin wcześniej nie było. Pasy ruchu były dodatkowo oddzielone pachołkami po to aby nie najeżdżać na linie. Po dojechaniu do Zdziaru zaczął się bardziej wymagający podjazd. W dobrym tempie wjechałem na szczyt i pomimo prawie 100 kilometrów w nogach noga podawała całkiem nieźle. Zjazd niestety musiałem odpuścić i spokojnie zjechać do skrzyżowania na którym pojechałem w lewo za główną drogą. Zaczął się kolejny, niezbyt trudny podjazd. Zorientowałem się, że nie mam już wody, do Polski było niedaleko i postanowiłem dojechać do granicy i tam spróbować kupić wodę. Sprawnie wjechałem na szczyt, na zjeździe znowu nie radziłem sobie najlepiej a gdy wjechałem do Polski to jedyną szansa na zakup wody był dojazd do Parkingu przy drodze prowadzącej do Morskiego Oka. Około kilometrowy odcinek dłużył mi się strasznie i w końcu dotarłem do wodopoju. Z dużej butelki wody połowę wypiłem na miejscu a drugą przelałem do bidonu. Do Zakopanego miałem jeszcze ponad 20 kilometrów z dwoma podjazdami. Postanowiłem pojechać oba mocno, podobnie jak Śląski Dom. Minąłem Łysą Polane i gdy tylko nachylenie wzrosło to podkręciłem znacznie tempo. Jechałem cały czas równo i mocno w tempie prawie wyścigowym. Po drodze minąłem kilka grupek kolarzy ale żaden nie zareagował i nawet nie próbował łapać mojego koła. Bardzo lubię ten podjazd ale jest krótki i szybko się skończył. Na rondzie odbiłem w kierunku Zakopanego, na zjeździe musiałem kilka razy hamować, ale przynajmniej krótkie odcinki przejechałem nieźle technicznie. Ostatnim wymagającym podjazdem były Brzeziny. Ruszyłem mocno i trzymałem założoną moc, pod koniec nogi się już buntowały ale nie poddałem się i w założonym tempie przejechałem cały podjazd. Później już zluzowałem, czułem w nogach cały tydzień wymagających treningów a także sporą ilość kilometrów pokonanych pieszo przez ostatnie dni. Po dobrym technicznie zjeździe do Zakopanego w jako takim tempie pokonałem ostatni odcinek prowadzący w górę i w bardzo rozjazdowym tempie zjechałem do Centrum Zakopanego.
Idealny trening na zakończenie ciężkiego cyklu treningowego. Najbardziej lubię takie treningi, kilkugodzinne z mocnymi akcentami na podjazdach. Bardzo dobrze podjazdy pomimo dużego i narastającego w trakcie jazdy zmęczenia a także próba zjazdów po nieznanych i zapomnianych szosach. Szkoda, że nie udało się wjechać na Hrebienok ale nie było to zależne ode mnie.


Informacje o podjazdach:

Wychodzi na to, że był to dzień rekordów czasowych na podjazdach. Z 9 zaliczonych segmentów, na 7 poprawiłem swoje najlepsze czasy. Wszystkie czasy poprawiłem o więcej niż 20 sekund a na żadnym nie jechałem na 100 % możliwości. To najlepsza wizytówka mojej obecnej formy.
Idealny trening na zakończenie ciężkiego cyklu treningowego. Najbardziej lubię takie treningi, kilkugodzinne z mocnymi akcentami na podjazdach. Bardzo dobrze podjazdy pomimo dużego i narastającego w trakcie jazdy zmęczenia a także próba zjazdów po nieznanych i zapomnianych szosach. Szkoda, że nie udało się wjechać na Hrebienok ale nie było to zależne ode mnie.


Informacje o podjazdach:

Wychodzi na to, że był to dzień rekordów czasowych na podjazdach. Z 9 zaliczonych segmentów, na 7 poprawiłem swoje najlepsze czasy. Wszystkie czasy poprawiłem o więcej niż 20 sekund a na żadnym nie jechałem na 100 % możliwości. To najlepsza wizytówka mojej obecnej formy.
Trening 81
Czwartek, 1 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 52.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:01 | km/h: | 25.79 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 167167 ( 85%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 978kcal | Podjazdy: | 1140m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Początek miesiąca nie przyniósł zmian w pogodzie, w dalszym ciągu pochmurno, niezbyt ciepło a w prognozach deszcze i burze. Ten dzień wyglądał inaczej niż poprzednie ale nie z powodu pogody. Zamiast treningu na rowerze wybraliśmy się na pieszą wędrówkę w Tatry. Gorsza pogoda spowodowała, że nie było tłumów na szlakach i można było ruszyć trochę później. Było dla mnie ważne aby być właśnie tam tego dnia niekoniecznie przy takiej pogodzie. Przynajmniej było mniej świadków. Był to moment który będę pamiętał przez całe życie. Samo wejście nie było długie a trasa wydała się łatwiejsza niż wskazywały na to drogowskazy. Niestety po wejściu na szczyt pogoda się załamała, zrobiło się zimno i szybko trzeba szybko się ewakuować. Podczas zejścia w dół zaczęło padać, z przerwami padało aż do Doliny Strążyska. Na dole zauważyłem, że na butach jest pełno błota a ubrania nie wyglądały lepiej. Zejście było bardzo trudne, na mokrych, wyślizganych kamieniach ciężko było złapać przyczepność. Ciepła herbata po zejściu ze szlaku postawiła Nas na nogi i kolejne 3 kilometry do Zakopanego były przyjemniejsze.
Po południu pogoda poprawiła się znacznie, miałem trochę wolnego czasu wiec wybrałem się na kolejną około 2 godzinną rundkę po okolicznych podjazdach. Nogi po pieszej wędrówce bolały ale żal było marnować pogody i czasu. Wydostanie się z Zakopanego było tradycyjnie kłopotliwe ale jakoś się udało. Na początek szybki ale i nieprzyjemny dojazd do Poronina wśród sporej ilości samochodów, na rondzie tym razem skręciłem w kierunku Bukowiny. Pierwsze kilka kilometrów przez Poronin wiodło lekko w górę, dopiero za skrętem na Murzasichle nachylenie wzrosło ale tak naprawdę ostatnie 2 kilometry były wymagające. Noga podawała całkiem nieźle i z dobrą mocą pokonałem końcowy fragment podjazdu i znalazłem się na rondzie w Bukowinie. Na zjeździe do Białki same spowolnienia, najpierw autobus który w końcu zjechał na pobocze a następnie traktor który udało się wyprzedzić dopiero w połowie zjazdu. Ostatnie 2 kilometry to była walka przede wszystkim z silnym wiatrem wiejącym w twarz. Próbowałem przybrać maksymalnie aerodynamiczną pozycje, zjazd był całkiem szybki jak na warunki. Za sobą miałem najłatwiejszą część trasy, czekało na mnie jeszcze ponad 30 kilometrów z trzema wymagającymi podjazdami. Na pierwszy rzut poszedł Wierch Rusiński. Podjazd którego nigdy jeszcze nie jechałem od początku do końca. Najtrudniejsze sekcje występują w pierwszej części i to tam też pojechałem najmocniej. Udało się dosyć sprawnie dojechać do wypłaszczenia przed drugą łatwiejszą częścią podjazdu. Szybko pokonałem ten odcinek i myślałem, że nie będzie większych trudności przed zjazdem do Białego Dunajca. Na trasie czekały na mnie jeszcze dwie krótkie ścianki ponad 10 procentowe i niespodzianka w postaci zamkniętej drogi w kierunku Białego Dunajca. Chcąc czy nie chcąc musiałem zjechać Ścianą Bukowina. O szybkiej jeździe nie było mowy bo przede mną było sporo samochodów których wyprzedzić się nie dało. Jakoś dotarłem do Białego Dunajca gdzie sprawnie przejechałem dwa zakręty 90 stopni i przedostałem się na drugą stronę Zakopianki gdzie zaczął się kolejny podjazd. Odcinek który pokonywałem wielokrotnie w dół ma nową nawierzchnie wiec jedzie się przyjemniej. Na początek krótka ścianka około 20 % a później zmienne nachylenie, długi odcinek prawie płaski i trochę trudniejsza końcówka. Po wjeździe na główną drogę do Zebu ciągle jest pod górę. Dalej kilka zjazdów i krótkich podjazdów przed dłuższym odcinkiem prowadzącym w dół do Nowego Bystrego. Na zjeździe nie byłem w stanie jechać szybko i dobrze technicznie ale bezpiecznie dostałem się do początku ostatniego już podjazdu pod Butorowy Wiech. Narzuciłem dosyć dobre tempo które udało mi się utrzymać aż do samego szczytu. Zjazd do Kościeliska znów niezbyt szybki i dobry technicznie. Na szczęście dojazd do Zakopanego bez spowolnień i dopiero po przejechaniu pierwszego ronda pojawiły się utrudnienia. Ostatni kilometr potraktowałem jako rozjazd.
Całkiem dobry trening, bardzo fajne podjazdy w dobrym tempie ale słabe zjazdy, jakoś nie umiałem zjeżdżać szybko a i technicznie nie wyglądało to lepiej. Idealna trasa i długość treningu przed królewskim dystansem jaki planowałem na piątek.


Informacje o podjazdach:

Po południu pogoda poprawiła się znacznie, miałem trochę wolnego czasu wiec wybrałem się na kolejną około 2 godzinną rundkę po okolicznych podjazdach. Nogi po pieszej wędrówce bolały ale żal było marnować pogody i czasu. Wydostanie się z Zakopanego było tradycyjnie kłopotliwe ale jakoś się udało. Na początek szybki ale i nieprzyjemny dojazd do Poronina wśród sporej ilości samochodów, na rondzie tym razem skręciłem w kierunku Bukowiny. Pierwsze kilka kilometrów przez Poronin wiodło lekko w górę, dopiero za skrętem na Murzasichle nachylenie wzrosło ale tak naprawdę ostatnie 2 kilometry były wymagające. Noga podawała całkiem nieźle i z dobrą mocą pokonałem końcowy fragment podjazdu i znalazłem się na rondzie w Bukowinie. Na zjeździe do Białki same spowolnienia, najpierw autobus który w końcu zjechał na pobocze a następnie traktor który udało się wyprzedzić dopiero w połowie zjazdu. Ostatnie 2 kilometry to była walka przede wszystkim z silnym wiatrem wiejącym w twarz. Próbowałem przybrać maksymalnie aerodynamiczną pozycje, zjazd był całkiem szybki jak na warunki. Za sobą miałem najłatwiejszą część trasy, czekało na mnie jeszcze ponad 30 kilometrów z trzema wymagającymi podjazdami. Na pierwszy rzut poszedł Wierch Rusiński. Podjazd którego nigdy jeszcze nie jechałem od początku do końca. Najtrudniejsze sekcje występują w pierwszej części i to tam też pojechałem najmocniej. Udało się dosyć sprawnie dojechać do wypłaszczenia przed drugą łatwiejszą częścią podjazdu. Szybko pokonałem ten odcinek i myślałem, że nie będzie większych trudności przed zjazdem do Białego Dunajca. Na trasie czekały na mnie jeszcze dwie krótkie ścianki ponad 10 procentowe i niespodzianka w postaci zamkniętej drogi w kierunku Białego Dunajca. Chcąc czy nie chcąc musiałem zjechać Ścianą Bukowina. O szybkiej jeździe nie było mowy bo przede mną było sporo samochodów których wyprzedzić się nie dało. Jakoś dotarłem do Białego Dunajca gdzie sprawnie przejechałem dwa zakręty 90 stopni i przedostałem się na drugą stronę Zakopianki gdzie zaczął się kolejny podjazd. Odcinek który pokonywałem wielokrotnie w dół ma nową nawierzchnie wiec jedzie się przyjemniej. Na początek krótka ścianka około 20 % a później zmienne nachylenie, długi odcinek prawie płaski i trochę trudniejsza końcówka. Po wjeździe na główną drogę do Zebu ciągle jest pod górę. Dalej kilka zjazdów i krótkich podjazdów przed dłuższym odcinkiem prowadzącym w dół do Nowego Bystrego. Na zjeździe nie byłem w stanie jechać szybko i dobrze technicznie ale bezpiecznie dostałem się do początku ostatniego już podjazdu pod Butorowy Wiech. Narzuciłem dosyć dobre tempo które udało mi się utrzymać aż do samego szczytu. Zjazd do Kościeliska znów niezbyt szybki i dobry technicznie. Na szczęście dojazd do Zakopanego bez spowolnień i dopiero po przejechaniu pierwszego ronda pojawiły się utrudnienia. Ostatni kilometr potraktowałem jako rozjazd.
Całkiem dobry trening, bardzo fajne podjazdy w dobrym tempie ale słabe zjazdy, jakoś nie umiałem zjeżdżać szybko a i technicznie nie wyglądało to lepiej. Idealna trasa i długość treningu przed królewskim dystansem jaki planowałem na piątek.


Informacje o podjazdach:

Trening 80
Środa, 31 lipca 2019 Kategoria 0-50, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 34.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:33 | km/h: | 21.94 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 146( 74%) |
Kalorie: | 839kcal | Podjazdy: | 1060m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Szybki trening przed zapowiadanymi opadami deszczu. Wczoraj wymieniłem baterie w czujnikach ale nie chciały zaskoczyć i długo szukałem nowych baterii w zakopiańskich sklepach. Ostatecznie nie kupiłem i rano miernik zaczął działać i mogłem wyjechać na trening. Zapomniałem podładować Garmina i awaryjnie włączyłem aplikacje Stravy w telefonie. Znowu zapomniałem o konfiguracji czujników i dane się nie zapisywały. Jakoś długo się zbierałem i wyjechałem dopiero po 9. Z dłużej trasy musiałem zrezygnować i postanowiłem zrobić krótki trening na podjeździe pod Salamandrę. Dosyć sprawnie wydostałem się z Zakopanego i przystąpiłem do rozgrzewki. Już podczas rozgrzewki czułem, że nie jest to mój najlepszy dzień, mimo to przystąpiłem do treningu.
Pierwszy podjazd był bardziej na rozpoznanie, nie wiedziałem jak długo będę podjeżdżał i stwierdziłem, że idealną długością powtórzenia będzie dokładnie 7 i pół minuty. Nie byłem w stanie dawać z siebie tyle ile oczekiwałem. Brakowało około 10 Wat na każdym powtórzeniu. Po czterech powtórzeniach zrobiłem zaplanowaną 10 minutową przerwę. Po zjeździe do Kościeliska zaczęło kropić. Nie czułem się na tyle dobrze aby zrobić kolejne cztery powtórzenia i postanowiłem wjechać raz ale znacznie mocniej. Dałem z siebie prawie wszystko a na koniec zjechałem kawałek w kierunku Nowego Bystrego i na podjeździe generowałem jeszcze lepszą moc niż wcześniej przez 2 minuty. Zjeżdżając natrafiłem na drogowców którzy naprawiali nawierzchnie i na kolejne wjazdy nie miałem co liczyć. Na 30 kilometrach podjechałem aż 1000 metrów w górę oraz uzyskałem ponad 100 TSS. Nie miałem ochoty zmoknąć po raz trzeci w tym tygodniu i spokojnie wróciłem do Zakopanego. Był to najkrótszy ale zdecydowanie najmocniejszy trening w ostatnim czasie.



Informacje o podjazdach:

Tak się złożyło, że za każdym kolejnym razem poprawiałem poprzedni czas.
Pierwszy podjazd był bardziej na rozpoznanie, nie wiedziałem jak długo będę podjeżdżał i stwierdziłem, że idealną długością powtórzenia będzie dokładnie 7 i pół minuty. Nie byłem w stanie dawać z siebie tyle ile oczekiwałem. Brakowało około 10 Wat na każdym powtórzeniu. Po czterech powtórzeniach zrobiłem zaplanowaną 10 minutową przerwę. Po zjeździe do Kościeliska zaczęło kropić. Nie czułem się na tyle dobrze aby zrobić kolejne cztery powtórzenia i postanowiłem wjechać raz ale znacznie mocniej. Dałem z siebie prawie wszystko a na koniec zjechałem kawałek w kierunku Nowego Bystrego i na podjeździe generowałem jeszcze lepszą moc niż wcześniej przez 2 minuty. Zjeżdżając natrafiłem na drogowców którzy naprawiali nawierzchnie i na kolejne wjazdy nie miałem co liczyć. Na 30 kilometrach podjechałem aż 1000 metrów w górę oraz uzyskałem ponad 100 TSS. Nie miałem ochoty zmoknąć po raz trzeci w tym tygodniu i spokojnie wróciłem do Zakopanego. Był to najkrótszy ale zdecydowanie najmocniejszy trening w ostatnim czasie.



Informacje o podjazdach:

Tak się złożyło, że za każdym kolejnym razem poprawiałem poprzedni czas.
Trening 79
Wtorek, 30 lipca 2019 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 104.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:56 | km/h: | 26.44 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 176176 ( 90%) | HRavg | 140( 71%) |
Kalorie: | 1950kcal | Podjazdy: | 2120m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Drugi dzień tygodnia zaczął się obiecująco, całkiem dobra pogoda i dosyć ciepło. Tak było do około 8, później się rozpadało i nie widać było jakiejś poprawy aury. Lepiej zrobiło się po 9 i gdy tylko trochę drogi obeschły wyjechałem na około 4 godzinny trening. Z planowanej trasy na Słowacje musiałem zrezygnować. Nie miałem na tyle czasu aby zaliczyć wszystkie planowane podjazdy, trasa jaką chciałem przejechać nie była trudna ale zapowiadała się ciekawie. Postanowiłem zaliczyć dwa nowe podjazdy na Słowacji w okolicy Spiskiej Magury. Wyjechałem w kierunku Centrum i w górę Zakopanego. Musiałem jechać objazdem przez Drogę do Olczy, pomimo dużego ruchu sprawnie wydostałem się z Zakopanego. Pierwszy podjazd przejechałem spokojnie, z drogi rozprzestrzeniał się fajny widok na Zakopane ale nie chciało mi się zatrzymywać aby zrobić zdjęcie. Po kilku minutach podjazdu zrobiło się prawie płasko ale do zjazdu było jeszcze ponad kilometr drogi prowadzącej raz lekko w dół, raz w górę. Sprawnie przejechałem ten odcinek a na zjeździe próbowałem przyjąć możliwie najlepszą pozycje aerodynamiczną i technicznie pokonać kilka zakrętów które były później. Ostatnie kilka miesięcy pracy nad zjazdami przyniosły efekty, na zjazdach złożonych z długich prostych połączonych z ciasnymi zakrętami radze sobie znacznie lepiej niż wcześniej. Po zjeździe zaczął się kolejny podjazd, dobrze mi znana Głodówka. Podobnie jak wcześniej starałem się jechać spokojnie a mimo to szybko znalazłem się na rondzie na którym skręciłem w prawo, po krótkim zjeździe i niedługim łagodnym podjeździe byłem na Głodówce. Na 20 kilometrach pokonałem już 500 metrów w pionie co rzadko zdarza mi się podczas treningów w okolicach domu. Zjazd po nie najlepszej nawierzchni z dużym ruchem samochodowym nie należał do najprzyjemniejszych, mało brakowało abym przegapił skręt w prawo na Brzegi. Tam nawierzchnia jeszcze gorsza, trzęsło strasznie a zjazd ciągnął się ponad 4 kilometry. Po zjeździe skorzystałem po raz pierwszy z mapy by upewnić się którą dróżką jechać aby trafić na podjazd pod Rzepiska. Lepiej było jechać główną i tak też zrobiłem. Po około dwóch kilometrach łatwej drogi skręciłem w prawo, już wtedy wiedziałem, że może braknąć mi picia w bidonach a czekało mnie ponad 20 kilometrów jazdy po słowackich szosach. Początek podjazdu pod Rzepiska jest łagodny, później robi się coraz trudniej i tak aż do rozwidlenia dróg. Po raz pierwszy wybrałem krótszy ale bardziej wymagający wariant. Nachylenie nie spada poniżej 10 %, podjazd jest krótszy i nieco łatwiejszy niż ściana Bukowina w Gliczarowie ale potrafi dać w kość. Jechałem takim tempem aby mieć komfortową dla mnie kadencję. Zapomniałem jak wygląda końcówka podjazdu w kierunku Łapszanki, po drodze jeszcze dwa trudniejsze fragmenty które dały mi w kość. Po wjeździe na Słowację miałem problem na zjeździe, najpierw prawie wyprostowałem jeden zakręt próbując minąć psa który szwendał się po drodze a kawałek dalej na nierównej szosie zgubiłem bidon. Musiałem się po niego wrócić ale nie straciłem dużo czasu na szukanie zguby. Po dojeździe do Ostruni skręciłem w lewo w zupełnie nieznaną mi drogę. Pierwsze kilka kilometrów prowadzi prawie cały czas w dół a po dojeździe do miejscowości Wielka Frankowa zaczyna się kilkukilometrowy podjazd. Zupełnie nie znałem tego odcinka a był bardzo ciekawy, na podjeździe dałem z siebie dużo więcej niż na wcześniejszych wzniesieniach. W dobrym tempie wjechałem na szczyt i zacząłem kilkukilometrowy zjazd do Spiskich Hanuszowic. Po dojeździe do skrzyżowania z drogą prowadzącą w kierunku przejścia Granicznego z Polską lub Magurskiego Siodła zawróciłem. Na południowym wschodzie zbierały się ciemne chmury, miałabym jeszcze czas aby zaliczyć podjazd na Magurskie Siodło od północnej strony ale aura spowodowała, że wolałem zawrócić. Podjazd w kierunku Frankowskiej Góry od wschodniej strony wygląda ciekawiej niż wersja zachodnia. Pojechałem odrobinę mocniej a na szczycie zatrzymałem się i zrobiłem kilka zdjęć. Na zjeździe znowu poćwiczyłem trochę technikę a później czekał mnie długi i łagodny podjazd do Ostruni. Jazda była dosyć męcząca a odcinek dłużył się niemiłosiernie. Później wpadłam na pomysł powrotu przez Przełęcz Zdziarską, w jej kierunku prowadzi długi, ciekawy i widokowy podjazd. Dzisiaj widoków nie było a na podjeździe zacząłem walczyć z początkami kryzysu. Picia już prawie nie miałem, najbliższy sklep kilka kilometrów dalej i żeby tam dojechać trzeba było najpierw wjechać pod górę a później zjechać bardzo zniszczoną drogą w kierunku głównej szosy łączącej Polskę ze Spiszem. Bezpiecznie dotarłem na główną szosę a na zjeździe próbowałem po raz kolejny skupić się na technice, niestety był tak duży ruch, że przed każdym zakrętem musiałem hamować. Po skręcie w kierunku Jurgowa zaczynało kropić, w lekkim deszczu dojechałem do Polski i zacząłem szukać sklepu. Znalazłem go w Jurgowie. W międzyczasie zaczęło padać mocniej i wychodząc ze sklepu musiałem odczekać na chwilę a później zrobiło się lepiej. Na podjeździe przez Brzegi dałem z siebie dużo, w końcówce wyczerpała się bateria w mierniku mocy. Od poniedziałku pojawiał się komunikat o słabej baterii ale go zlekceważyłem. Po dojeździe do Bukowiny obserwowałem niebo by wybrać taki kierunek aby nie zmoknąć. Lepiej wyglądało niebo na południu niż na zachodzie i nie chcąc znów jechać przez Głodówkę zjechałem do Poronina i skręciłem w nieznaną mi drogę przez Murzasichle. Niebo robiło się coraz ciemniejsze, szansa na dojechani suchym malała z każdą minutą. Podjazd jechałem dosyć mocno z kilkoma spowolnieniami spowodowanymi przez pieszych czy samochody zatrzymujące się na środku drogi. Dosyć ciekawy odcinek prowadzi aż do drogi prowadzącej od Głodówki do Zakopanego. Po wjechaniu na tą drogę było już mokro a gdy tylko wjechałem do Zakopanego to zaczęło padać. Na drodze coraz więcej wody, samochodów sporo i jeszcze ten objazd który wydłużył dojazd do kwatery o kilka minut. W Zakopanem padało jakby mniej ale rower był w bardzo złym stanie, drugi komplet ciuchów całkiem mokry i brudny a w butach basen.
Drugi raz dojechałem w podobnych warunkach i znowu musiałem poświecić czas na doprowadzenie roweru do porządku a buty suszyły się dłużej niż dzień wcześniej. W sumie całkiem dobry trening, były wyraźne oznaki kryzysu, chyba niezbyt dobrze się zaaklimatyzowałem w otoczeniu bo nogi nie pracują na tyle dobrze abym czuł 100 % satysfakcję z jazdy.


Informacje o podjazdach:

Zaliczyłem aż cztery nowe dla mnie podjazdy a dodatkowo poprawiłem najlepsze czasy na dwóch podjazdach. Nie byłem zbytnio zadowolony ze swojej jazdy. Czułem, że nie jest najlepiej ale nie było tak źle o czym świadczą wyniki.
Drugi raz dojechałem w podobnych warunkach i znowu musiałem poświecić czas na doprowadzenie roweru do porządku a buty suszyły się dłużej niż dzień wcześniej. W sumie całkiem dobry trening, były wyraźne oznaki kryzysu, chyba niezbyt dobrze się zaaklimatyzowałem w otoczeniu bo nogi nie pracują na tyle dobrze abym czuł 100 % satysfakcję z jazdy.


Informacje o podjazdach:

Zaliczyłem aż cztery nowe dla mnie podjazdy a dodatkowo poprawiłem najlepsze czasy na dwóch podjazdach. Nie byłem zbytnio zadowolony ze swojej jazdy. Czułem, że nie jest najlepiej ale nie było tak źle o czym świadczą wyniki.