Wpisy archiwalne w kategorii
50-100
Dystans całkowity: | 88148.50 km (w terenie 1623.50 km; 1.84%) |
Czas w ruchu: | 3226:42 |
Średnia prędkość: | 26.64 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 936418 m |
Maks. tętno maksymalne: | 202 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 179 (89 %) |
Suma kalorii: | 1801136 kcal |
Liczba aktywności: | 1288 |
Średnio na aktywność: | 68.44 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
Trening 70
Sobota, 27 czerwca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 56.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 27.10 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | 164164 ( 84%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 1369kcal | Podjazdy: | 820m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Słabszej dyspozycji ciąg dalszy. Nie wiem dlaczego ale wciąż nogi nie kręcą jak powinny. Nie chciało mi się za bardzo jechać ale już wczoraj niewiele pojeździłem i nie chciałem pozwolić na kolejną przerwę która znowu odbiłaby się czkawką. Wyjechałem dosyć późno ale rano to mogłem co najwyżej popływać, po kolejnej dawce deszczu ulice zamieniły się w rzeki. Nie miałem planu na trasę a czas również był mocno ograniczony więc pojechałem standardową pętlę przez Przegibek, Zarzecze, Wilkowice. Staram się nie dublować tras treningowych i musiałem zmodyfikować chociaż fragment aby różniła się od tej którą przejechałem dwa tygodnie temu. Nogi znów słabe, bez mocy i tak przez cały trening. Apogeum trafiło się na podjeździe pod Przegibek gdzie walczyłem z bezsilnością. Innym problemem tego dnia był brak współpracy, jechałem z kilkoma kolarzami fragmenty trasy i doczekałem się tylko dwóch zmian. Pierwszą z nich dostałem na finiszu podjazdu na Przegibek a drugą w Wilkowicach również na końcu podjazdu. Miałem jeszcze jeden cel treningu, sprawdzić czy jazda w bardzo jasnym i widocznym stroju coś zmieni w kulturze jazdy kierowców. Nic to nie dało, na trasie znowu przytrafiło się kilka bardzo niebezpiecznych sytuacji z których tylko jedna była moją winą a pozostałe powstały z winy kierowców łamiących przepisy ruchu drogowego. Po 2 godzinach jazdy w wysokiej jak na ostatnie tygodnie temperaturze wystarczyło abym wylał z siebie sporo potu mimo niezbyt mocnego tempa jakim jechałem. Nie na taką dyspozycje liczyłem na tym etapie sezonu i ciężko mi jest pogodzić się z tym, że jak inni szczytują ja zaczynam dołować.
Trening 67
Wtorek, 23 czerwca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 91.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:06 | km/h: | 29.35 |
Pr. maks.: | 66.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 159159 ( 81%) | HRavg | 138( 70%) |
Kalorie: | 2091kcal | Podjazdy: | 870m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po kilku nieprzyjemnych dniach wreszcie wyszło słońce i można było z czystym sumieniem wyjechać na szosę. Czekałem na ten dzień z tego względu, że miałem w planie przetestowanie roweru na nowej ramie. Przed wyjazdem jeszcze kilka poprawek m.in. delikatna korekta ustawienia siodła czy montaż miernika mocy i w drogę. Nie mam ostatnio zaufania do prognoz pogody i wolałem ubrać się cieplej niż zmarznąć i dlatego ubrałem potówek, rękawki i rękawiczki których w okresie letnim zazwyczaj nie używam. Ostatnio wymieniałem bloki i coś jest z nimi nie tak bo potrafią się wypinać podczas jazdy w najmniej oczekiwanym momencie i już na starcie miałem z nimi problem. Pierwsze metry na tym rowerze wystarczyły aby stwierdzić, że rama jest niesamowicie sztywna, poprzednia w porównaniu z tą była miękka. Wiedziałem, że po drodze może mnie czekać wiele przerw na zmianę ustawień i pierwsza nastąpiła już po kilometrze. Za nisko ustawiłem siodło i musiałem podnieść sztycę o około 1 centymetr. Brak klucza dynamometrycznego spowodował, że musiałem bardzo ostrożnie dokręcać śrubę by zarówno trzymała sztycę jak i nie była dociągnięta za mocno. Udało się bo nie miałem już później problemów z opadającą sztycą. Znowu dopisało mi szczęście i od samego początku jechałem z wiatrem wiejącym w twarz. Dzielenie sobie radziłem z warunkami obserwując zachowanie roweru. Przez pierwsze 40 minut wyszły kolejne niedociągnięcia, zapomniałem sprawdzić zaciski kół przed jazdą a tylny nie trzymał zbyt dobrze i musiałem go poprawić. Drugi problem to poprowadzenie przewodu od Di2, musiałem go owinąć wokół pancerza bo latał na boki wydając irytujące dźwięki. Później nic się nie działo, wybrałem wymagającą trasę z wieloma podjazdami oraz odcinkami o złej nawierzchni. Kilka razy kierowcy podnieśli mi ciśnienie wykonując niebezpieczne manewry przez które musiałem awaryjnie hamować. Na kilku odcinkach dróg ruch był spory i żałowałem, że tamtędy jechałem. Noga nie była zbyt dobra i ogólnie jazda nie układała się po mojej myśli. Jadłem regularnie i dużo piłem przez co musiałem zrobić awaryjny postój w niezbyt komfortowym miejscu. Na jednym z wielu dziurawych odcinków najpierw wypadła mi pompka, zapomniałem zabezpieczenia i zdecydowałem się schować ją do kieszeni, później podczas konsumpcji batona jego połowa wylądowała na jezdni, podbiło mi rower i to wystarczyło, niby tylko połowa batona ale miałem wszystko wyliczone na styk i tego później brakowało. Kolejny dziurawy odcinek znowu mnie załatwił, popuściły stery a w dodatku wyprzedziło mnie kilku kolarzy z taką prędkością, ze wydawało mi się, że stoję w miejscu. Nim przedostałem się na drugą stronę Wisły zatrzymałem się ostatni raz i dokręciłem stery, widocznie zapomniałem dokręcić jedną ze śrub kluczem dynamometrycznym i przy pełnej nierównych i dziurawych odcinków trasie stery poluzowały się. Później mimo tego, że jeszcze towarzyszyły mi gorsze nawierzchnie nic się niepokojącego nie działo. Nie byłem zdecydowany którą drogą wrócić do domu i skierowałem się na Chybie. Po drodze dojechałem do ciągnika rolniczego, nie wiem czemu nie wyprzedziłem go, trochę odpocząłem jadąc za nim ale gdy skręcił na stacje benzynową przyśpieszyłem po to aby zwolnić przed skrzyżowaniem. Zjadłem ostatnią dawkę węglowodanów która musiała wystarczyć jeszcze na minimum 40 minut jazdy. Jechałem cały czas znanymi drogami, trochę na pamięć i dopiero gdy na rondzie w Ligocie skręciłem w prawo zorientowałem się, że lepiej było jechać na Mazańcowice. Pojechałem jednak na Międzyrzecze i później na Jasienicę. Dopiero
wtedy poczułem, że wiatr mi sprzyja, wcześniej walczyłem z bocznymi i
przeciwnymi podmuchami. Na podjeździe mocy już brakowało, czułem, ze bomba nadchodzi ale udało się bez niej dojechać do Jaworza skąd już blisko miałem do domu. Wracałem do domu z myślą, że za 2 godziny będę już w pracy a okazało się, że już dzisiaj mam wolne, gdybym wiedział to rano to wybrałbym się na dłuższą trasę. Po pierwszej jeździe jestem zadowolony, nie podoba mi się jedynie praca suportu i kilka mniejszych rzeczy które uda się poprawić. Po przyjeździe czyszczenie i dociągniecie śrub. Przez najbliższe dni zrobię kolejne testy ramy m.in. w górach czy na dłuższym dystansie. Ustawiona pozycja na początku jazdy okazała się optymalna i na razie nie będę w nią ingerował. Po dzisiejszej jeździe mam mieszane uczucia w odniesieniu do formy. Niby moc w nogach pozostała ale zmęczyłem się na tej trasie bardziej niż zwykle.
Trening 63
Sobota, 13 czerwca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 55.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:01 | km/h: | 27.27 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 155155 ( 79%) | HRavg | 127( 65%) |
Kalorie: | 1165kcal | Podjazdy: | 860m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dłuższego weekendu ciąg dalszy. Tym razem spokojniejsza 2 godzinna jazda. Nie miałem pomysłu na trasę wiec postanowiłem okrążyć Magurkę zaczynając od Przegibka. Dzień zaczął się nietypowo od urwanej linki tylnej przerzutki, dosyć częsta przypadłość której powodem była niesprawna klamkomanetka. Około 20 minut roboty i mogłem jechać. Byłem mocno ograniczony czasowo i nie planowałem żadnych przerw. Wyjechałem punktualnie o 7 i postanowiłem jechać najkrótszą drogą do Straconki. Na skrzyżowaniach zostałem kilka razy przytrzymany ale nie na wszystkich i nie straciłem za dużo czasu. Kilka kilometrów po mokrych drogach wystarczyło aby napęd nie pracował jak należy. Zapomniałem naoliwić łańcuch i już po kilku kilometrach piszczał. Podjazd na Przegibek poszedł bardzo sprawnie, na zjeździe również radziłem sobie nieźle. Później trzy grosze wtrącił wiatr i ciężko było jechać równym tempem. Odcinek wzdłuż jezior również był interwałowy, starałem się nie wykraczać poza 3 strefę mocy ale nie zawsze się dało. Na jednym z krótkich zjazdów musiałem się zatrzymać, samochody zablokowały drogę, jeden z nich gwałtowanie zahamował i zatrzymał się na środku drogi. Po chwili mogłem jechać dalej, z przyzwyczajenia skręciłem w prawo na Bierną i dołożyłem sobie dwa krótkie podjazdy. Dłuższy czekał mnie w Wilkowicach, na zjeździe z kolei puściłem się odważnie w dół, z wiatrem rozpędziłem się prawie do 60 km/h bez dokręcania, dobrze by było gdybym nie musiał hamować przed końcem zjazdu. Przynajmniej nie musiałem zatrzymywać się na skrzyżowaniu bo trafiłem na zielone, szybko pokonałem kilka rond i dotarłem do Bystrej gdzie już musiałem zwolnić. Do Bielska wjechałem ścieżką rowerową, jadąc traktem wyprzedziłem kilku rowerzystów korzystających z drogi. Trochę nerwów straciłem na skrzyżowaniu z łącznikiem miedzy ul. Bystrzańską a Żywiecką, zorientowałem się, że sygnalizacja nie działa jak należy i jadąc z południa można czekać sobie na zielone światło które zapali się dopiero wtedy gdy jedzie ktoś z przeciwka. Później już spokojniej ale ludzi na mieście już sporo a na zegarze dochodziła godzina 9. Kilka minut później byłem już w domu. Noga podawała całkiem nieźle ale na mocniejsze akcenty się nie zdecydowałem. Zabrakło motywacji aby wsiąść udział w rywalizacji BikesoreStravaChallenge gdzie stać mnie było na czas dający miejsce w TOP 10.
Trening 62
Piątek, 12 czerwca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 79.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:04 | km/h: | 25.76 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 1919kcal | Podjazdy: | 1080m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj poświeciłem wyjątkowo
dużo czasu na regeneracje wiec dzisiaj rano wstałem wypoczęty i zmotywowany.
Miałem dużo czasu wiec wyjechałem nieco później. Do Wisły tym razem chciałem
dojechać inną drogą niż zwykle. Skierowałem się na Skoczów a później bocznymi
drogami do Ustronia. Dawno tam nie byłem i na kilku odcinkach zwinięto asfalt.
Zamiast zaoszczędzić trochę czasu nieco nadłożyłem drogi. Liczyłem na szybki
przejazd przez Ustroń. Przed wjazdem do centrum zdążyłem zrobić trzy minutowe
sprinty a później straciłem dużo czasu na przejechanie Ustronia. Przed testem
chciałem jeszcze przepalić nogę na podjeździe pod Tokarnie, aby wygenerować moc
około 350 Wat nie musiałem się wysilać, na tak stromym podjeździe musiałem jechać
z kadencją poniżej 70 i założoną moc generowałem. Zjazd wolny, asekuracyjny, wśród
pieszych. Przejazd przez Wisłę to jeszcze większa walka z utrudnieniami niż w
Ustroniu, duży korek w centrum ale znalazłem fragment zatłoczonej ścieżki i nie
musiałem szukać luk koło samochodów. Przed skocznią zrobiłem krótki postój a
później ruszyłem już w kierunku Szczyrku. Mniej więcej w tym samym miejscu co
rok temu zacząłem test. Ruszyłem mocno ale nie za mocno, na łatwiejszej części trasy
jechałem trochę lżej ale gdy zrobiło się stromiej to moc poszła w górę. Przy
zajezdni miałem 5:20 czyli około 14:40 do szczytu, taki czas oznaczałby rekord
a warunki nie były najlepsze wiec nie groziło mi to. Cały czas jechałem równo,
głównie w siodle, od czasu do czasu wstając z siodełka. Ostatnie 5 minut
jechałem delikatnie mocniej ale zrezygnowałem z tradycyjnego sprintu na koniec
który zawyża zwykle wynik. Kończąc test brakowało mi około 200 metrów do szczytu,
nie dużo patrząc na to, że cały podjazd jechałem sporo wolniej niż rok temu na
teście generując zbliżoną moc. Ostatecznie wynik wyszedł nieznacznie lepszy ale
uzyskany przy niższej wadze i po raz kolejny ponad 5 W/kg. Oczywiście czas
mógłby być lepszy, rozpoczęcie testu około 300 metrów dalej pozwoliłoby
skończyć go na szczycie Salmopola. Wtedy czas wyniósłby około 15:20 czyli 30
sekund mniej niż udało się uzyskać. Kilka lat temu cieszyłem się z czasów
poniżej 17 minut a teraz są one normą a coraz częściej wjeżdżam poniżej 16
minut. Na szczycie spotkałem Patryka z którym dłuższą chwile rozmawiałem o
tematach głównie rowerowych i treningowych. Nie chciało mi się jechać już na
kolejne podjazdyi spokojnie zjechałem do Szczyrku, uzupełniłem bidony po czym ruszyłem w kierunku domu. Jechało się całkiem przyjemnie mimo walki z czołowym
wiatrem. W domu byłem przed 13. Chwile później odebrałem nową ramę, brakuje mi
jeszcze sterów i kilku innych drobiazgów aby złożyć rower i chyba dopiero po weekendzie
będę mógł go przetestować.
Trening 60
Wtorek, 9 czerwca 2020 Kategoria Szosa, Samotnie, 50-100
Km: | 57.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:06 | km/h: | 27.14 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 153153 ( 78%) | HRavg | 127( 65%) |
Kalorie: | 1199kcal | Podjazdy: | 780m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy wyjazd w tym tygodniu. Wczoraj nawet nie miałem czasu spojrzeć w kierunku roweru, dzisiaj było już więcej czasu ale musiałem trochę go poświęcić na przygotowanie roweru do jazdy. Założyłem lepsze koła do roweru treningowego, zamontowałem miernik mocy ale zapomniałem go skalibrować. Kilka rzeczy w tym rowerze wymagało jeszcze regulacji ale nie miałem na to zbytnio czasu, dało się jechać ale trochę mocy szło w gwizdek.
Wyjechałem dosyć późno bo około 17, nie była to zbyt optymalna pora Boruch na mieście spory. Udało się sprawnie przejechać przez Bielsko ale niezbyt szybko. Podjazd na Przegibek też wydawał mi się męczarnią ale sprzęt nie miał zbyt dużego znaczenia przy dobrej nodze. Z nieba zaczęło coś lecieć, drobny deszcz towarzyszył mi do końca treningu. Na zjeździe znowu odpuściłem, początkowo dało się szybko jechać a im bliżej centrum Międzybrodzia tym mocniej wiało. Nie przeszkadzało mi to bo dzięki takim warunkom byłem w stanie jechać równo i generować odpowiednią moc. Ruch na drodze do Kobiernic był duży ale wolałem jechać tą trasą niż przez Porąbkę i DK52. Później ze zmiennym szczęściem do warunków dojechałem do Kóz, momentami jechałem za mocno ale zbyt niego znaczenia to nie miało. Po wjeździe do Bielska znowu walczyłem z dużym ruchem, chciałem minąć Hałcnów ale również ulice Krakowską wiec trochę kluczyłem bocznymi drogami aby dostać się w kierunku Lotniska. Przedzierając się przez Centrum dojechał do mnie jakiś kolarz. Wspólnie przejechaliśmy kilka kilometrów, towarzysz dawał trochę za mocne zmiany, byłem w stanie się za nim utrzymać ale wychodziłem poza 3 strefę mocy. Ostatni zjazd i 1500 metrów pokonałem już w luźnym tempie. Przez całą drogę miałem włączone światła ale chyba nic to nie dało, nie czułem się bezpiecznie na drodze a kierowcy często nie zwracali na mnie uwagi i wyjeżdżali prosto pod moje koła mimo tego, że jechałem drogą z pierwszeństwem. Pogoda znowu zaczyna mieszać, mogę jeździć popołudniami gdy zwykle jest gorzej niż wtedy gdy jestem w pracy.
Wyjechałem dosyć późno bo około 17, nie była to zbyt optymalna pora Boruch na mieście spory. Udało się sprawnie przejechać przez Bielsko ale niezbyt szybko. Podjazd na Przegibek też wydawał mi się męczarnią ale sprzęt nie miał zbyt dużego znaczenia przy dobrej nodze. Z nieba zaczęło coś lecieć, drobny deszcz towarzyszył mi do końca treningu. Na zjeździe znowu odpuściłem, początkowo dało się szybko jechać a im bliżej centrum Międzybrodzia tym mocniej wiało. Nie przeszkadzało mi to bo dzięki takim warunkom byłem w stanie jechać równo i generować odpowiednią moc. Ruch na drodze do Kobiernic był duży ale wolałem jechać tą trasą niż przez Porąbkę i DK52. Później ze zmiennym szczęściem do warunków dojechałem do Kóz, momentami jechałem za mocno ale zbyt niego znaczenia to nie miało. Po wjeździe do Bielska znowu walczyłem z dużym ruchem, chciałem minąć Hałcnów ale również ulice Krakowską wiec trochę kluczyłem bocznymi drogami aby dostać się w kierunku Lotniska. Przedzierając się przez Centrum dojechał do mnie jakiś kolarz. Wspólnie przejechaliśmy kilka kilometrów, towarzysz dawał trochę za mocne zmiany, byłem w stanie się za nim utrzymać ale wychodziłem poza 3 strefę mocy. Ostatni zjazd i 1500 metrów pokonałem już w luźnym tempie. Przez całą drogę miałem włączone światła ale chyba nic to nie dało, nie czułem się bezpiecznie na drodze a kierowcy często nie zwracali na mnie uwagi i wyjeżdżali prosto pod moje koła mimo tego, że jechałem drogą z pierwszeństwem. Pogoda znowu zaczyna mieszać, mogę jeździć popołudniami gdy zwykle jest gorzej niż wtedy gdy jestem w pracy.
Trening 58
Sobota, 6 czerwca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 79.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:17 | km/h: | 24.06 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 141( 72%) |
Kalorie: | 2289kcal | Podjazdy: | 1840m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Bardzo ważny dla mnie dzień. Dzisiaj zmierzyłem się z nielubianym przeze mnie podjazdem na Żar. Wczoraj znowu miałem dużo pecha, nie udało się przepalić nogi a w dodatku miałem bliskie spotkanie z podłożem, na szczęście wyszedłem z tego tylko poobijany i obolały. Bałem się, że nie będę w stanie wsiąść na rower ale nie było tak źle, w niektórych pozycjach nie mogłem jechać dłużej, miałem problemy ze snem i nie byłem w pełni zdeterminowany do walki z czasem. Opóźniałem godzinę wyjazdu, niepotrzebnie bo później były tłumy. Przed 7 siedziałem już ostatecznie na rowerze. Początek był ciężki ale gdy się rozkręciłem to już jakoś leciało dalej. Podjazd na Przegibek potraktowałem jako rozgrzewkę która dzisiaj były schodki, od 2 do 5 strefy mocy. Trzy serie zmieściły się na kilkunasto minutowym podjeździe, szybciej bym wjechał jadąc cały czas w 3 strefie mocy ale nie to było celem. Pierwszy poważny problem jaki się pojawił to zjazdy a dokładnie fatalna dyspozycja, spory fragment w lesie był mokry a przyjęcie pozycji aero nie było możliwe bo w momencie pojawiał się duży ból. Zjechałem bezpiecznie do Międzybrodzia, w normalnej sytuacji wjechałbym na Nowy Świat, bałem się, że na takiej ścianie przesilę rękę i będę do końca zmagał się z bólem nie mogąc jechać odpowiednim tempem. Spokojnie dojechałem do początku podjazdu na Żar. Nie byłem zaskoczony tym, że znowu wieje i to z takiego kierunku, że pierwszy kilometr miałem walczyć z przeciwnym wiatrem. Ruszyłem tak jak zamierzałem z poziomu FTP i w równym tempie dojechałem do pierwszego łuku w lewo. Byłem tam po ponad 3 minutach ale sporo szybciej niż zwykle i to już był duży zysk czasowy. W tym momencie zwiększyłem moc i trzymałem się w ulubionej w ostatnim czasie strefy 5. Rok temu jechałem tempówkę na Żar i po 16 minutach byłem przed zjazdem. To dobry punkt odniesienia, jechałem już nie kalkulując mimo, że to dopiero początek podjazdu, gdy nachylenie przekraczało 10 % to i moc szła w górę, na łatwiejszych fragmentach jechałem równo. Nie lubię tego podjazdu właśnie ze względu na bardzo zmienne nachylenie. Gdy wyjechałem z osłoniętych przez wiatr terenów czułem, że wiatr jest neutralny a nawet lekko sprzyjający, to co straciłem na początku udało się odrobić przed zjazdem. Na wypłaszczeniu pojawiłem się szybciej niż rok temu o 30 sekund. Miałem jeszcze rezerwy ale musiałem je zostawić na końcówkę wspinaczki. Na zjeździe odpuściłem lekko, złapałem drugi oddech, kilka sekund straciłem na tym, że wypiął mi się blok ale znaczenia to nie miało. Za mocno zacząłem ostatni odcinek i na finisz mnie brakło. Ostatecznie poprawiłem swój czas o ponad minutę, wskoczyłem do TOP 15 na tym podjeździe i wygenerowałem lepszą moc niż na ostatnim teście FTP. Dosyć szybko doszedłem do siebie i po krótkim postoju zacząłem zjeżdżać, zjazd znów nie wyglądał dobrze ale najważniejsze, że był bezpieczny. Zastanawiałem się gdzie dalej jechać, decydującym czynnikiem było TSS, nie chciałem przekraczać 200 do którego jednak brakowało. Zdecydowałem się na najbardziej ekstremalny wariant i ruszyłem w kierunku Łodygowic a następnie Magurki. Krótki postój zrobiłem na zaporze w Tresnej, po drodze zaliczyłem znowu ulice Akacjową tym razem spokojniej niż ostatnio. Nogi już nie pracowały jak wcześniej, pagórkowaty odcinek wzdłuż jeziora pod wiatr zmęczył mnie bardzo. Jednym z powodów utraty sił było przyjmowanie zbyt małej ilości płynów, nadrobiłem to nieco ale siły nie wróciły. Jeden z najtrudniejszych podjazdów w okolicy zacząłem spokojnie, zbyt spokojnie w odniesieniu do ostatnich 2500 metrów. Po około kilometrze miałem już dosyć przepychania i dołożyłem nieco mocy, niewiele to pomogło, brakowało minimum 2 zębów z tyłu do strefy komfortu. Niestety obolała ręka dawała o sobie znać na podjeździe i w końcówce czułem już wyraźny ból. Mimo słabego początku podjazdu końcówka poszła mi nieźle, jak na to co było w nogach. Od czasu sprzed 4 tygodni urwałem ponad minutę a drugie tyle jeszcze spokojnie jest do zyskania przy jeździe na maksa. Podjazd to był pikuś w porównaniu ze zjazdem, na mokrej, stromej, miejscami dziurawej i zanieczyszczonej, wąskiej drodze po raz pierwszy od dawna bałem się o swoje zdrowie, zjazd pokonałem na 3-4 razy kontrolując stan obręczy, na szczęście nie zagrzały się na tyle aby stracić właściwości. Od Wilkowic przeklinałem siebie, że nie wyjechałem 30 minut wcześniej, spory ruch był na drogach i wiele razy musiałem hamować, zatrzymywać się i denerwować. Na jednym ze skrzyżowań dwóch kierowców przeszło samych siebie, jadąc ścieżką rowerową dojeżdżałem do skrzyżowania, przed przejściem stało dwóch pieszych z wózkiem, jeden kierowca zjeżdżając z głównej przecinał ścieżkę i chodnik, drugi wyjeżdżał z podporządkowanej, obu tak się spieszyło, że na przejeździe dla rowerów i przejściu dla pieszych zderzyli się, według wszystkich przepisów jakie w tym miejscu obowiązywały, mieli oni obowiązek ustąpić pierwszeństwa pieszym i rowerzystom. Nikomu nic się nie stało i dlatego szybko opuściłem skrzyżowanie. Później jeszcze kilka mniejszych akcji dzięki którym odechciało mi się dalszej jazdy, do domu było blisko. Wreszcie dobra pogoda, noga dobra chociaż wiem, że nie był to mój dzień. Kolejny trening zaliczony, mam nadzieje, że kolejne będą równie dobre a niedyspozycja zdrowotna szybko minie bo jakiś wpływ na jakość tego treningu na pewno miał wczorajszy incydent. Był to również pierwszy trening gdy na dwóch podjazdach dałem z siebie wszystko, na Magurce zostały jeszcze niewielkie rezerwy a pod Żar wycisnąłem z siebiue maksa. Swoją drogą nie mam ostatnio szczęścia do ścieżek rowerowych, trzeba nimi jeździć a są coraz mniej bezpieczne i ciągle na nich coś niedobrego się dzieje.
Informacje o podjazdach:
Informacje o podjazdach:
Trening 56
Środa, 3 czerwca 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 85.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:44 | km/h: | 31.10 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 152152 ( 77%) | HRavg | 136( 69%) |
Kalorie: | 1802kcal | Podjazdy: | 620m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny trening typowo tlenowy na
dosyć płaskiej trasie. Wyjechałem dosyć wcześnie bo już o 15, udało się szybko
wrócić z pracy, uporać z obowiązkami i miałem prawie 3 godziny na trening co w
tygodniu rzadko się u mnie zdarza, mógłbym mieć nawet więcej czasu ale wzywał
mnie m.in. zarośnięty już ogródek a pogoda ostatnio zmienna i ponad godzinę
musiałem poświęcić na skoszenie części trawnika. Wyjechałem najszybszą drogą z
miasta i szybko pokonałem pierwszy podjazd. Później czekało mnie wiele
kilometrów płaskich dróg i jak się okazało walki z czołowym lub bocznym
wiatrem. Wybrałem najprostszy wariant dojazdu do Goczałkowic. Jak już rozwinąłem
niezłą jak na warunki prędkość w Międzyrzeczu to utrzymałem ją do Zabrzega, tam
trochę komplikacji które zabrały cenny czas ale w końcu dostałem się na Zaporę.
Kilka miesięcy tam nie jechałem a dzisiaj było dosyć tłoczno, dużo ludzi
również na ścieżce pieszo-rowerowej w Goczałkowicach wiec krótki odcinek do skrętu
na Łąkę pokonałem jezdnią. Po zjeździe z głównej miałem delikatny kryzys,
jechało się ciężko ale może to przez wiatr. Dopiero po kilku kilometrach i
pokonaniu pagórków w Łące jechało się lepiej, zamiast jechać na Strumień
odbiłem w prawo na Brzeźce, na kilku kilometrach walki z wiatrem nie minął mnie
żaden samochód, aż dziwne w tym rejonie ze względu na remonty dróg w okolicy
ten odcinek jest ważnym łącznikiem miedzy drogami 939 a 933. Liczyłem, że nie będę
musiał zatrzymywać się na wahadle ale niestety złapało mnie czerwone światło i
swoje musiałem odstać. Później wjechałem już na lepszej jakości szosy i jechało
się dużo lepiej. Wszystkie newralgiczne miejsca na trasie pokonałem sprawnie aż
do Skoczowa. Wcześniej musiałem pokonać kilka podjazdów na których dwóch gości pokazało
mi jak się jeździ, na elektrykach. Wyprzedzili mnie w takim tempie, jakbym stał
w miejscu. Na zjeździe do Skoczowa trochę sobie poszalałem, puściłem się odważnie
w dół i gdy wjechałem na bardziej dziurawy odcinek drogi musiałem wytracić sporo
prędkości. Wolno przedostałem się na drugą stronę Wisły. Ostatnie kilkanaście kilometrów
z kilkoma wzniesieniami pokonałem w dobrym tempie i przed czasem pojawiłem się w
domu. Mogłem wydłużyć trasę ale nie miałem zbytnio koncepcji a ruch na
okolicznych drogach był spory. Noga po raz kolejny podawała i moja jazda
wygląda coraz lepiej. Mimo tego, że nie lubię jazdy po płaskim, dzisiejsza
trasa była przyjemna i pokonana w równym tempie.
Trening 54
Sobota, 30 maja 2020 Kategoria Szosa, Samotnie, 50-100
Km: | 84.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:24 | km/h: | 24.71 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 174174 ( 89%) | HRavg | 143( 73%) |
Kalorie: | 2418kcal | Podjazdy: | 2240m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Konkretny, jeden z najlepszych treningów w tym roku. Pogoda bardzo niepewna, bardziej pewne było to, że będzie padać niż to, że uda się przejechać trasę na sucho dlatego zmodyfikowałem swoje plany i to dosyć znacząco. W planie miałem różne podjazdy w Beskidzie Śląskim, około 120 kilometrów i 3000 metrów w pionie. Prognozy zmieniały się co kilka godzin i ostateczną decyzje miałem podjąć rano przed wyjazdem. Nie chciało mi się wstawać i na nogach byłem dopiero po 6, w sam raz aby wyjechać po 7 i tak w niskiej temperaturze, rower po wczoraj z grubsza wyczyściłem ale niedokładnie bo wiedziałem, że w niektórych miejscach będzie mokro. Zabrałem sporo jedzenia, ciepły zestaw ubrań i kurtkę na zjazdy i ewentualny deszcz. Nie było tak źle jak wyglądało na termometrze i przez okno. Już o wyjeździe wiedziałem, że noga nie jest najgorsza i pierwszy podjazd to potwierdził. Nie byłem zdecydowany gdzie jechać i trochę krążyłem po Bielsku a następnie ruszyłem na Przegibek. Podjazd zacząłem dosyć mocno, nie było taryfy ulgowej bo chciałem nabić jak najwięcej TSS. Warunki były trudne i dlatego podjazd zajął mi ponad 10 minut a potrafiłem z tą mocą wjechać ponad 40 sekund szybciej ale nie w takiej temperaturze i przy tej sile wiatru. Przed zjazdem przerwa na ubranie kurtki i dosyć asekuracyjny zjazd do Międzybrodzia, było mokro a miejscami woda płynęła przez drogę. Sielanka nie trwała długo bo gdy dojechałem do skrzyżowania czekał mnie drugi ale dużo trudniejszy podjazd. Znowu przerwa na rozebranie kurtki i ruszyłem na Nowy Świat. Już kilka tygodni temu myślałem o tym podjeździe ale jakoś nie było okazji by tam wjechać. Podjazd dał mi w kość, do pełni komfortu brakowało 30 lub 32 zębów na kasecie i na 28 trochę przepychałem. Czas wyszedł niezły, jak na warunki bardzo dobry. Dojeżdżając do szczytu stało się to czego się obawiałem, zaczęło padać. Zatrzymałem się pod drzewami by się ubrać, zjazd w deszczu nie należał do przyjemnych, mimo asekuracji szybko znalazłem się na dole. Padało cały czas, mimo to ruszyłem w kierunku Góry Żar. Przed podjazdem wahałem się czy rozebrać kurtkę czy jechać w niej ryzykując przegrzanie. Odpowiedź przyszła sama, intensywność opadów wzrosła i pierwsza połowa podjazdu minęła pod znakiem deszczu. Po wyjeździe z lasu i fragmencie z 15 % nachyleniem przestało padać a im bliżej szczytu tym droga bardziej sucha, jechałem swoje ale zacząłem się gotować. Nie wpadłem na pomysł aby się zatrzymać i rozebrać kurtkę, bez komfortu pokonałem resztę podjazdu, czas wyszedł mocno średni ale warunki zrobiły swoje, po 3 wspinaczkach miałem już ponad 100 TSS i 1100 metrów w pionie na zaledwie 38 kilometrach. Nie padało, ludzi nie było i zatrzymałem się na moment, rozebrałem kurtkę, przyjąłem 20 gram węglowodanów i ruszyłem w dół. Po krótkim podjeździe przed dalszą częścią zjazdu ubrałem jednak kurtkę bo nie było zbyt ciepło a zjazd miał 7 kilometrów. Po zjeździe oceniłem sytuacje na niebie, nie była jednoznaczna wiec nie skierowałem się od razu w kierunku domu ale również nie oddalałem się bardziej od Bielska. Postanowiłem zaliczyć kilka lokalnych dróżek „do nikąd”, tydzień temu zaliczyłem Groniaki i zrezygnowałem z tego podjazdu ale zaliczyłem 5 innych odcinków prowadzących w górę. Pierwszy z nich znajdował się w sąsiedztwie Żaru, nigdy tam nie byłem, domyślałem się dokąd prowadzi ta droga i intuicja mnie nie zawiodła. Jadąc wzdłuż jeziora miałem do wyboru dwie drogi, z pierwszeństwem ciągnącą się wzdłuż wybrzeża lub zjazd w prawo, zjechałem z głównej i nachylenie od razu wzrosło. Momentami dochodziło do 15 %, nawierzchnia nie była najgorsza ale podjazd szybko się skończył, droga skończyła się przy dolnej stacji elektrowni szczytowo-pompowej Porąbka-Żar. Zjazd był szybki, w międzyczasie przybyło chmur na niebie, kolejne wzywania czekały mnie w Międzybrodziu Bialskim, na początek ulica Wiosenna. Podjazd o bardzo zmiennym nachylaniu, momentami około 15 ?ragmentami nawet lekko w dół. Jak to w tej okolicy bywa, droga skończyła się nagle i trzeba było zawrócić. Jechałem ten podjazd już około 2 lata temu, osiągnięty wówczas czas poprawiłem o 10 sekund, symbolicznie bo spokojnie jest jeszcze 30 do urwania. Na zjeździe trochę się zagapiłem i zamiast trzymać się drogi którą przyjechałem przestrzeliłem skrzyżowanie i zjechałem do głównej bardzo stromą drogą. Po krótkiej przerwie ruszyłem już w stronę Przegibka, po drodze jednak zauważyłem podjazd który również już mam w swojej kolekcji ale dawno tam nie byłem. To już była ściana, porównywalna do nowego Świata ale sporo krótsza. Tam również symbolicznie poprawiłem swój rekord jadąc najmocniejszym tempem z dzisiejszych podjazdów. Zanim wjechałem na przełęcz Przegibek zaliczyłem jeszcze dwie lokalne dróżki. Pierwsza z nich prowadziła do jednego z wielu szlaków na Magurkę, nachylenie dochodziło do 10 % a podjazd był krótki, trwał ledwie 3 minuty. Kolejny znajdujący się bliżej Bielska był jeszcze krótszy, miał również strome fragmenty ale trwał krócej niż 3 minuty. Po zjeździe już zaczął się najtrudniejszy odcinek podjazdu na Przegibek. Na ostatnich 3 kilometrach dałem z siebie dużo, jechałem cały czas w okolicy progu, mając już prawie 70 kilometrów i 2000 metrów pionu w nogach nogi cały czas pracowały jak należy. Na szczycie krótkie spotkanie z Jas-Kółkami spragnionymi gór których w okolicy Jastrzębia nie ma, nie było czasu na dłuższą rozmowę i każdy ruszył w swoją stronę. Przez Bielsko przejechałem już spokojniej, po względnie suchych drogach bez opadów deszczu. Uzbierało się ponad 230 TSS i kolejny trening z 2 kilometrami w pionie wpadł do kolekcji. Udało się wycisnąć sporo z tej pogody i zaliczyć wymagający trening. Koła mnie nie zawiodły, nie było problemów na zjazdach, na ściankach łatwiej było utrzymać moc, jedynie zabrakło lepszych czasów na podjazdach ale warunki nie pozwoliły na więcej, dołożenie mocy mogłoby sprawić, że na ostatnich podjazdach nie miałbym już z czego jechać. Idealnie rozłożyłem siły i dane z treningu spokojnie mógłbym porównać do któregoś z wyścigów zaliczonych w przeszłości. Po tym treningu przeznaczam ponad 48 godzin na zregenerowanie sił i w poniedziałek powtórka, znowu 200 TSS i prawie 2000 metrów przewyższenia i być może 2 ataki na rekordy na podjazdach. Wszystko będzie zależeć od dyspozycji dnia.
Informacje o podjazdach:
Informacje o podjazdach:
Trening 53
Piątek, 29 maja 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 82.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:42 | km/h: | 30.37 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 149149 ( 76%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 1745kcal | Podjazdy: | 530m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Czwarty trening z rzędu. Dawno nie miałem takiej serii ale biorąc pod uwagę prognozy pogody na weekend zdecydowałem się wykorzystać moment lepszej aury. Przy okazji przetestowałem koła w kolejnych warunkach. Były już podjazdy, pagórki i mocne zrywy, tym razem przyszła kolej na warunki typowo klasyczne czyli wąskie, mokre drogi oraz bruk. Byłem znowu trochę ograniczony czasowo i wyjechałem po 16:30 ale o 19:30 już musiałem być w domu, jakbym się postarał to dałbym rade wyjechać wcześniej ale wtedy padał deszcz. Nie planowałem trasy tylko miałem jechać przed siebie obserwując niebo. Pierwszy ruch jaki wykonałem to jazda na Jaworze czyli na zachód od Bielska. Po dojeździe do głównej nad górami były ciemniejsze chmury niż na północy ale sytuacja zmieniała się szybko i za kilkanaście minut mogłoby być już inaczej. Walcząc z wiatrem dojechałem do Skoczowa, na tych kołach szło jakoś lżej, jak już się rozkulałem to dużo łatwiej utrzymywałem prędkość, zwłaszcza po zjeździe przed Skoczowem. Wiało dosyć mocno z północy i tam też pojechałem, na wietrze czułem mniejszy opór niż na kołach z oponami, sztywność roweru na tych kołach jest nie do opisania. Na dziurawych i wąskich drogach za Pierśćcem też jechałem pewniej i szybciej. Gdy zwalniałem to jakoś ciężko było się znów rozpędzić ale utrzymanie prędkości nie stanowiło już takich trudności. Różnej jakości, szerokości i trudności drogami dojechałem do głównej drogi na Strumień. Dobrze znany mi odcinek wzdłuż jeziora Goczałkowickiego znów jechałem z bocznym, momentami przeciwnym wiatrem, brakowało prędkości. Zupełnie zapomniałem o utrudnieniach w Pszczynie i zamiast skręcić w ulice Wiejską w łące pojechałem główną do Pszczyny., Ponad 500 metrowy korek udało się minąć miedzy samochodami i pustą drogą z wiatrem w plecy dojechałem do Goczałkowic. Tam kolejny test, dosyć długi odcinek brukowy. Jechałem dosyć mocno, koła radziły sobie nieźle ale z moją wagą nie był to szybki przejazd. Później musiałem się na moment zatrzymać i wtedy podjąłem decyzje o wydłużeniu trasy o kolejne boczne drogi tym razem w Zabrzegu. Raz jechałem z bocznym, raz przeciwnym, raz sprzyjającym wiatrem, na stożkach był odczuwalny ale nie na tyle abym musiał walczyć o utrzymanie optymalnego toru jazdy. Na prostce do Międzyrzecza jechałem dosyć szybko mijając po drodze peletonik Jafi jadący z przeciwka. Wybrałem dłuższy wariant powrotu przez Jasienicę, nie miałem tego w planach wiec wjechałem w ulice Spacerową. Na podjeździe jechało się ciężko i to chyba jedyny słabszy moment na trasie. Po zjeździe w kierunku Bielska przypominałem sobie, że czeka mnie kilka kilometrów ścieżką rowerową, na karbonowych kołach nie jest to nic przyjemnego i bezpiecznego wiec skręciłem w prawo i wzdłuż ekspresówki dojechałem do Jasienicy. Dołożyłem jeszcze Jaworze z kolejnym podjazdem. Zjazd już odpuściłem, na szczęście na trasie nie było nerwowych sytuacji z kierowcami, gdyby było sucho i cieplej to przyjemność byłaby większa. Koła sprawdziły się w kolejnych warunkach, z dobrą nogą w parze ciężko mi znaleźć jakieś wady. Po treningu czułem już zmęczenie, ostatnie dni były wymagające a czekał mnie jeszcze jeden, najbardziej wyczerpujący trening i test kół w warunkach typowo górskich.
Trening 51
Środa, 27 maja 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 72.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:36 | km/h: | 27.69 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 154154 ( 78%) | HRavg | 136( 69%) |
Kalorie: | 1679kcal | Podjazdy: | 1020m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy dzień lepszej i pewniejszej pogody w tym tygodniu. Szybko wróciłem z pracy i wpadłem na pomysł aby przetestować nowe koło i szytki. Przełożenie kół, wymiana klocków i ustawienie hamulców zajęło mi około 20 minut, miałem delikatny problem z dopompowaniem powietrza ale ostatecznie znalazłem inną przejściówkę która nie puszczała powietrza i napompowałem ponad 8 bar. Nie była to strata czasu, dzisiejsze warunki i zaplanowana trasa była idealna na test kół. Ubrałem się cieplej mimo słońca i wysokiej temperatury, tempo jakim miałem jechać nie było zbyt mocne i nie było mowy o przegrzaniu a dzięki temu nie musiałem zatrzymywać się przed zjazdami. Wyjechałem przed 16 na około 2 i pół godziny, później mogło znowu padać i miałem jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Na tych kołach nie chciałem jeździć po dziurach i bezdrożach, przez miasto też nie chciałem jechać i wybrałem dłuższą drogę bez ścieżek rowerowych i złej jakości asfaltów. Już po starcie koła przeszły pierwszy test, na jednym z łuków było mokro i wjechałem tam z dosyć dużą prędkością, później kawałek nierównego asfaltu i dosyć głęboka kałuża która musiałem wjechać. Zrobiłem to z minimalną prędkością i bezpiecznie przejechałem, pierwszy podjazd pokonałem bardzo spokojnie, szło wyraźnie lżej niż na obręczach o niskim profilu i oponach. Na zjeździe musiałem cały czas hamować, nie potrafiłem wyprzedzić wolniej jadących rowerzystów. Nie wpłynęło to na mnie de motywująco i już drugi podjazd na trasie pokonałem lepszym tempem, zjazd znowu nieudany, musiałem hamować i użerać się z niepoważnymi kierowcami. Powetowałem to sobie na kolejnym odcinku prowadzącym w dół. Całkiem sprawnie dostałem się na ulicę Górską. Podjazd na Przegibek pokonałem spokojnym tempem, trzymałem się na pograniczu 2 i 3 strefy, momentami wchodziłem na kilka sekund do 4 strefy. Na podjeździe koła sprawowały się dobrze, wiele nie zyskałem ale duży wpływ dzisiaj miał silny wiatr wiejący z północnego-zachodu. Na zjeździe nie szalałem, pierwszy fragment asekuracyjnie a później już odważniej, z wiatrem w plecy szybko zjechałem do skrzyżowania. Na głównej drodze był niewielki ruch ale im bardziej na południe tym samochodów coraz więcej. Na zaporze w Tresnej zatrzymałem się na moment. Był to jedyny postój na trasie, niepotrzebny ale złapałem na moment oddech. Znowu miałem delikatny problem z dostarczeniem odpowiedniej ilości tlenu ale myślę, że to minie za jakiś czas. Prawdziwy dramat na drodze był dopiero za Oczkowem gdy jechałem w kierunku Żywca, samochód za samochodem a przed samym szczytem jeszcze Ambulans i samochód Sanepidu. Całe szczęście, że był tam kawałek nierównego pobocza i mogłem zrobić miejsce. Na zjeździe rozpędziłem się zbyt mocno i musiałem ostro hamować, zmieściłem się miedzy samochodami i bez większych problemów pokonałem pierwsze rondo. Na kolejnych dwóch musiałem przepuścić po jednym samochodzie. Już żałowałem, że wybrałem wariant trasy przez Moszczanicę i Lipową a nie przez Rychwałd i Łodygowice. Od ronda w Żywcu do skrzyżowania wyprzedziło mnie kilka samochodów a na drodze do Lipowej nie było chwili gdyby nie mijał mnie przynajmniej jeden. Byłem zmęczony już tym ruchem i zacząłem szukać alternatywnych dróg niewydłużających trasy. Wiatr utrudniał jazdę ale nie przejmowałem się tym pilnując wskazań mocy. Jedyny odcinek który wybrałem jako alternatywny to droga przez Słotwinę omijająca centrum Godziszki. Ruch tam był niewielki a w Godziszce i Buczkowicach znowu wzmożony. Mimo tego, że jechałem głownie w dół musiałem cały czas kręcić, w innym wypadku prędkość spadała o 10 km/h. Przed wjazdem do Bielska musiałem się zatrzymać kilka razy, głównie przez nieodpowiednie manewry kierowców, którzy nic na tym nie zyskali a tylko utrudnili ruch na drodze. W Bielsku nie było z tym lepiej, na jednym ze skrzyżowań była kolizja dwóch samochodów, na szczęście ruch odbywał się normalnie. Byłem już zmęczony tym ruchem i wybrałem najkrótszą drogę do domu. Po drodze musiałem jeszcze pokonać kilka przeszkód. Gdy tylko wszedłem do domu to było krótkie oberwanie chmury, może bym nie zmoknął, rower i tak do czyszczenia mimo tego, że nie jechałem w deszczu ale zaliczyłem kilka miejsc z mokrą nawierzchnią. Dzisiaj noga była dużo lepsza niż wczoraj ale nie miałem głowy do mocnej jazdy.