Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

50-100

Dystans całkowity:88148.50 km (w terenie 1623.50 km; 1.84%)
Czas w ruchu:3226:42
Średnia prędkość:26.64 km/h
Maksymalna prędkość:92.00 km/h
Suma podjazdów:936418 m
Maks. tętno maksymalne:202 (103 %)
Maks. tętno średnie:179 (89 %)
Suma kalorii:1801136 kcal
Liczba aktywności:1288
Średnio na aktywność:68.44 km i 2h 33m
Więcej statystyk

Trening 31

Wtorek, 21 kwietnia 2020 Kategoria 50-100, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 50.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:00 km/h: 25.00
Pr. maks.: 58.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 179179 ( 91%) HRavg 137( 70%)
Kalorie: 1358kcal Podjazdy: 1080m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy trening z zasłoniętymi ustami i nosem. Byłem ciekaw czy dam rade jechać bez ściągania chusty nawet przy mocnym tempie. Przed treningiem byłem już mocno zmęczony, szkoda, że innych prac nie da się przeliczyć na TSS, wówczas trening nie byłby potrzebny. Wyjechałem przed 14 w kierunku Przegibka. Musiałem delikatnie pokombinować aby zrobić dobrą rozgrzewkę, ukształtowanie terenu Bielska nie sprzyja dłuższej jeździe równym tempem. Ostatecznie znalazłem odpowiednią drogę ale swoje trzy grosze dołożył wiatr który skrócił odcinek. Rozgrzewka ani mocna jazda z wiatrem nigdy mi nie podchodzi i tak było tym razem. Wystarczyło na 4 minuty jazdy wzrastającym tempem a później wile minut spokojnego dojazdu do Straconki. Przed pierwszym podjazdem zrobiłem jeszcze mocniejszą minutę. Myślałem, że ściągnę chustę już na początku pierwszego powtórzenia. Nie zrobiłem tego, nogi nie potrafiły wskoczyć na właściwy rytm, męczyłem się, wytrzymałem połowę, a ostatecznie całość w buffie na twarzy. Ostatnie 500 metrów podjazdu już na spokojnie i odpuszczony zjazd w dół. Chwile czekałem aby nawrócić boi straszny ruch pojazdów był w Międzybrodziu. Drugi podjazd zacząłem spokojnie i dopiero po kilkudziesięciu metrach zwiększyłem tempo. Jechało się jakby lżej, lubię ten podjazd i pewnie to też miało wpływ na komfort. Również drugi podjazd pokonałem cały w chuście na twarzy. Przerwy na jedzenie czy picie pozwalały na zaczerpniecie świeżego powietrza. Z przyzwyczajenia zjechałem do Straconki a myślałem drugi raz jechać od Międzybrodzia. Trzeci wjazd był najmocniejszy ale szarpany ze względu na brak komfortowego przełożenia. Wytrzymałem po raz kolejny bez odkrywania nosa i ust. Nogi zmęczone już przed treningiem były jeszcze bardziej ubite. Do domu wracałem głownie z wiatrem wiec dosyć szybko przejechałem przez Bielsko. Dyspozycja dobra, na świeżości nie byłoby wiele lepiej. Jeszcze nigdy nie pokonywałem w takim tempie podjazdu z zasłoniętymi ustami i nosem. To kolejne cenne doświadczenie i potwierdzenie tego, że da się tak jeździć niezależnie od tempa, przynajmniej w temperaturach około 15 stopni. Przy wyższych może być problem ale tylko przy mocniejszej jeździe.

Informacje o podjazdach:

Trening 28

Sobota, 28 marca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 57.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:02 km/h: 28.03
Pr. maks.: 60.00 Temperatura: 8.0°C HRmax: 151151 ( 77%) HRavg 130( 66%)
Kalorie: 1236kcal Podjazdy: 640m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Poranek chociaż chłodny zachęcał do wyjścia na rower. Mogłem jechać także przed 16 ale wtedy na pewno byłbym zmęczony już przed jazdą. Szybko się zebrałem i już przed 8 byłem gotowy do jazdy. Zaplanowałem trasę z dużą ilością krótkich podjazdów i niewielkimi płaskimi odcinkami. Wyjeżdżając było mi zimno w dłonie ale wiedziałem, że temperatura ma rosnąć wiec nie brałem dwóch par rękawic tylko od razu pojechałem w cienkich. Już po wyjeździe z domu czułem, że noga podaje bardzo dobrze i zamierzałem czerpać jak najwięcej przyjemności z jazdy. Po chwili jednak zszedłem na ziemię, zapominałem już jak się jeździ wśród dużej ilości samochodów bo w ostatnim czasie ruch był znacznie mniejszy niż zwykle. Już na pierwszym kilometrze dwukrotnie wymuszono na mnie pierwszeństwo a na jednym z zakrętów prawie zderzyłem się z ciężarówką, kierowca w porę zareagował i zjechał na prawą stronę, trochę strachu się najadłem ale bezpiecznie mogłem jechać dalej. Na głównej drodze było spokojniej ale parkingi przy sklepach wypełnione po brzegi i kolejki do wjazdów i znowu musiałem jechać bardzo ostrożnie. Im dalej od Bielska tym było spokojniej. Jechało się całkiem dobrze, teoretycznie jechałem pod wiatr ale nie był on odczuwalny. Trzymałem dobre tempo, nawet na podjazdach nie jechałem dużo mocniej. Od początku trzymałem wysoką kadencje i dlatego na podjazdach łańcuch lądował na największych koronkach kasety a rytm nie schodził poniżej 85. Na zjeździe za bardzo się rozpędziłem i tętno skoczyło do góry osiągając wyższe wartości niż wcześniej na podjazdach. Szybko się opamiętałem i jechałem swoim, wcześniej założonym i wypracowanym tempem. Ukształtowanie terenu wpływało na częste zmiany przełożeń, dzięki temu różnice kadencji i mocy były stosunkowo niewielkie. Wjeżdżając do Ustronia spodziewałem się większego ruchu samochodów i pieszych ale ku mojemu zaskoczeniu było pusto i spokojnie. Szybko przejechałem przez miasto, hopki przed Goleszowem dały mi w kość, na zjeździe przyjąłem bardziej aerodynamiczną pozycje, skupiłem się na drodze i przejechałem skrzyżowanie na którym miałem odbić w lewo. Odpadł jeden wymagający podjazd ale za to musiałem przejechać przez Goleszów gdzie ludzi było więcej niż w Ustroniu. W nagrodę dostałem pustą drogę na szybkim zjeździe gdzie zadzwonił telefon. Zjechałem w boczną uliczkę i zrobiłem krótką przerwę. Nawet w sobotę musiałem załatwić jedną sprawę służbową i dlatego wolałem się zatrzymać niż podczas jazdy skupiać się na rozmowie zamiast na obserwacji drogi. Okazało się, że niecałe 200 metrów dalej jest skrzyżowanie na którym chciałem skręcić w prawo a już byłem gotowy jechać tą drogą którą wróciłbym do Goleszowa a chciałem dostać się do Ogrodzonej. Bardzo przyjemnie jechało się wąską drogą wśród pól, tak skupiłem się na podziwianiu krajobrazów, że wjechałem w jedyną dziurę na tej trasie. Na szczęście była tak mała, że nic się nie stało. Na zjeździe już nie było tak przyjemnie, droga zanieczyszczona, ciasne zakręty i słaba widoczność skłoniły mnie do zmniejszenia prędkości. Gdy wjechałem na główną drogę to musiałem wyminąć dwie duże grupy pieszych idących wzdłuż drogi. Nie umiałem złapać rytmu na krótkim podjeździe i dopiero na wypłaszczeniu szło lepiej. Kombinowałem jak ominąć Skoczów aby mieć jak najmniejszy kontakt z samochodami i pieszymi i wybrałem najbardziej optymalną trasę. Przez ponad 5 kilometrów minął mnie zaledwie jeden samochód a kolejne 3 spotkałem już w Skoczowie. Na moście nad Wisłą spotkałem 2 pieszych i na tym się skończyło. Dalsza droga mimo kilku wymagających podjazdów była przyjemna. Jedyna niebezpieczna sytuacja spotkała mnie w Grodźcu gdzie samochód którego kierowca rozmawiał przez telefon znalazł się na moim pasie i w ostatniej chwili mnie zauważył i zmienił tor jazdy. Byłem gotowy już gwałtownie zahamować a nawet wjechać do rowu. Znowu na strachu się skończyło, mimo obecnej sytuacji i wyraźnie mniejszego ruchu dalej niebezpieczne sytuacje mają miejsce i to mnie trochę denerwuje, że przez czyjąś głupotę mogą wyniknąć większe niż zwykle problemy zwłaszcza zdrowotne. Nie zniechęciłem się do dalszej jazdy. Na szczęście kolejnych podobnych zdarzeń już nie było. Przed ostatnim podjazdem zrobiło mi się już gorąco. Do domu było blisko wiec nie myślałem nawet o rozbieraniu warstwy ciuchów. W dobrym tempie dojechałem do końca wzniesienia i już luźno kręcąc dojechałem do domu. Moja dyspozycja to dalej sinusoida, zdarzają się lepsze dni ale też takie w których noga nie chce kręcić. Na razie jest tak, że zazwyczaj dobrą nogę mam wtedy gdy jadę lżejszy trening, druga rzecz jaką zauważyłem jest taka, że wtedy gdy mam czas lub chce zrobić mocniejszy trening to zazwyczaj pogoda jest mniej sprzyjająca niż w inne dni. Może za kilka tygodni pogoda się ustabilizuje i nie będzie już takich wahań i wtedy nie będę zwracał uwagi na to.

Trening 27

Piątek, 27 marca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 83.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:14 km/h: 25.67
Pr. maks.: 59.00 Temperatura: 11.0°C HRmax: 182182 ( 93%) HRavg 144( 73%)
Kalorie: 2348kcal Podjazdy: 1640m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Czekałem na ten dzień z niecierpliwością, w końcu miała być pogoda i czas na zaliczenie konkretnego treningu na podjazdach. Poranek był chłodny ale szybko temperatura rosła i po 8 jak wyjeżdżałem to było 5 stopni i początkowo trochę marzłem. Niestety nogi dzisiaj nie były takie jak powinny. Męczyłem się nawet na płaskiej drodze z wiatrem. Wierzyłem, że po rozgrzewce nogi puszczą ale było to bardziej życzenie niż wiara we własne możliwości. Do Ustronia chciałem dojechać trzymając się możliwie daleko od miasta i dlatego wybrałem dojazd dwupasmówką która dodatkowo idealnie nadaje się na rozgrzewkę. Dosyć szybko dojechałem do tej drogi i postanowiłem sprawdzić nogę. Dosyć łatwo wskoczyłem na obroty i trzy minutowe strzały wyszły bardzo dobrze. Przed pierwszym podjazdem zatrzymałem się na moment. Zrobiło się dosyć ciepło i zdecydowałem się rozebrać kamizelkę. Nie pamiętałem dokładnie w którym miejscu mam zacząć powtórzenie aby skończyć go przed wypłaszczeniem. Coś mi świtało, że zwykle przy 15 minutowych powtórzeniach zaczynałem przed zakrętem. Tam właśnie ruszyłem mocniej a po chwili przypomniałem sobie, że wówczas byłem mocniejszy i nie zaszkodziłoby rozpocząć później. Chciałem utrzymać 300 Wat na całym odcinku, po 3 minutach, przed skrzyżowaniem z główną drogą miałem o 10 Wat więcej i postanowiłem utrzymać ten poziom do końca podjazdu. Jechałem równo trzymając kadencje 80 - 90. W jedynym miejscu w którym nawierzchnia pozostawia dużo do życzenia natrafiłem na grupkę pieszych i musiałem zwolnić i mało brakowało abym musiał się zatrzymać. Dalszą cześć podjazdu przejechałem już bez przeszkód. Do linii poboru opłat brakowało około 100 metrów w momencie gdy kończyłem pierwsze powtórzenie. Przed zjazdem zatrzymałem się tylko na momencik, ubrałem kamizelkę, wyciągnąłem coś do zjedzenia i bardzo wolno ruszyłem w dół. Tak wolno dawno nie zjeżdżałem, od strony technicznej zjazd wyglądał ja te z „najlepszych” lat. Po zjeździe znowu przerwa na rozebranie się i nawrót. Drugi wjazd wyglądał bliźniaczo podobnie do pierwszego. Zacząłem go kawałek dalej, tym razem szybciej złapałem rytm i dobrze się jechało do pierwszego łuku w prawo na którym znowu musiałem zmienić tor jazdy, tym razem przez samochód który akurat pojawił się w tym momencie. Do szczytu już bez przygód ale dosyć często zmieniałem przełożenia bo jakoś nie umiałem złapać rytmu. Przed zjazdem znowu krótki postój, ubranie kamizelki i wyciągniecie jedzenia. Zjazd chyba jeszcze gorszy niż za pierwszym razem. Ostatni podjazd zacząłem nieźle ale z czasem zaczęło brakować mocy, dłużyło się strasznie i był nawet moment, że chciałem odpuścić ale jakoś zebrałem się w sobie i dociagłem do końca w założonym tempie. Dokładnie w tym samym miejscu co wcześniej tym razem wyprzedziłem rowerzyste. Po trochę dłuższej przerwie ruszyłem w dół. Ten zjazd już miał jakieś ręce i nogi ale do dobrego mu daleko. Powrót do domu był drogą przez mękę Cały czas z wiatrem w twarz i na zmęczonych nogach, dołożyłem sobie kilka podjazdów ale chyba tylko na dobicie bo w dobrym tempie nie byłem w stanie ich wjechać. W domu byłem przed założonym czasem ale nie miałem ochoty dokręcać kilometrów. Być może to ostatni dłuższy wyjazd w tym tygodniu. Jutro czas nie pozwoli a w niedziele może już nie być odpowiedniej pogody.

Informacje o podjazdach:

Trening 22

Wtorek, 17 marca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 64.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:10 km/h: 29.54
Pr. maks.: 62.00 Temperatura: 13.0°C HRmax: 145145 ( 74%) HRavg 123( 63%)
Kalorie: 747kcal Podjazdy: 350m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Wczoraj odpuściłem jazdę ale dzisiaj nie mogłem sobie darować, szkoda było tej pięknej pogody. Udało się wygospodarować dwie godziny na jazdę. Dużo rzeczy miałem do zrobienia i to był jedyny moment w którym mogłem trochę pokręcić. Pierwszy raz pogoda była całkowicie wiosenna, przy wysokiej temperaturze nie było silnego wiatru wiec mogłem założyć wiosenne ciuchy. Wyjechałem przed 10 aby o 12 już być w domu. Nie chciałem znów wjeżdżać w korek wiec skierowałem się na Jaworze. Noga od początku kręciła dobrze, sprzęt też nie szwankował, przełożenia wchodziły płynnie i mogłem cieszyć się jazdą. Po zjeździe do ronda ruszyłem mocniej i starałem się jechać równo bez szarpania. Na dwóch skrzyżowaniach sterowanych sygnalizacją świetlną musiałem się zatrzymać i dopiero za Jasienicą ni było przeszkód. Zaskoczyły mnie tłumy przy zamkniętym Ośrodku Zdrowia w Jasienicy, ludzie chyba nie mają co w domu robić. Podjazdy wjechałem nawet nieźle a później musiałem przeciwstawić się podmuchom wiatru które na płaskim terenie były bardziej odczuwalne niż bliżej gór. Spodziewałem się mniejszego ruchu na drogach ale wielkiej tragedii nie było, kolejne miejsce w którym musiałem się zatrzymać to most w Strumieniu. Gdy skręciłem na wschód to jechało się dosyć ciężko, dopiero w Wiśle Wielkiej złapałem wiatr w żagle i w szybkim tempie dojechałem do Goczałkowic. Tam chciałem jechać ścieżką rowerową ale gdy zauważyłem zaparkowany na ścieżce samochód zjechałem na drogę. Myślałem, że szybko dostane się do Zabrzega i skierowałem się w stronę Zapory i dojechałem do zamkniętej bramki. Chcąc czy nie chcąc musiałem wrócić, straciłem kilka minut na tym odcinku ale nie było na skrzyżowaniu żadnej informacji o tym, że korona Zapory jest zamknięta. Nie miałem wyjścia i musiałem jechać dłuższą drogą a to oznaczało tylko tyle, że nie wyrobie się przed 12 do domu. Jechałem wcześniej założonym tempem i przed 12 byłem w Międzyrzeczu. Skręciłem w ul. Spacerową i co Bielska dojechałem inną drogą. O 12 zacząłem zjeżdżać i w luźnym tempie skierowałem się do domu. Ostatnie kilka kilometrów spędziłem z telefonem w ręku. Kilka razy doszło do niebezpiecznych sytuacji na ścieżce rowerowej. Ludziom wciąż się wydaje, że jak przez przypadek wejdą na ścieżkę rowerową to mogą nią iść a inni będą ustępować im pierwszeństwa. Wcale nie lubię jeździć tą ścieżką, nie dość, że często trzeba zwalniać, praktycznie na każdym wyjeździe z posesji to jeszcze jest tak zanieczyszczona, że trzeba dodatkowo uważać aby nie najechać na coś co może przebić dętkę. Na razie przez remonty dróg w okolicy nie ma za bardzo alternatywy i to najczęściej jedyny wariant powrotu z trasy do domu.

Trening 8

Sobota, 1 lutego 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 88.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:01 km/h: 29.17
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Nie planowałem takiego treningu w tym dniu. Przedpołudnie miałem zajęte i czas na trening zarezerwowałem dopiero popołudniu. Nie byłem przygotowany do takiej jazdy pod względem energetycznym, nie zjadłem odpowiednio zbilansowanych posiłków potrzebnych przy treningu wytrzymałościowym. Czynnikiem który zdecydował o wyjeździe była dużo gorsza prognoza pogody na niedziele. Zmieniłem niedzielny trening z sobotnim. Co prawda zjadłem odpowiedni posiłek przed jazdą ale brakowało węglowodanów w poprzednich dwóch i to dało o sobie znać na trasie. Wyjechałem dosyć późno i musiałem liczyć się z tym, że ostatnia godzina jazdy będzie już w zapadającym zmroku. Przygotowałem lampki i sprzęt do jazdy. Nie chciało mi się zmieniać opon i znów skorzystałem z rezerwowego koła. Drobny błąd popełniłem przy ubiorze, sądziłem, że odczuwalna temperatura będzie niższa i zamiast ubrać się na temperatury 4-8 stopni wybrałem ciuchy na 0-4 stopnie. To drobne błędy nie wpływające na jakość treningu.
Już po wyjeździe czułem, że nogi są „wczorajsze”, nie czułem mocy pod noga co w wietrznych warunkach jakie panowały zapowiadało bardzo ciekawy powrót do domu. Jechałem swoje, trzymałem się założeń czyli pilnowałem kadencje i moc. Już pierwszy podjazd na trasie pozwolił stwierdzić, że nie jest to optymalny dzień na jazdę. Po prawie 2 kilometrowym zjeździe zaczął się długi odcinek bez dłuższego podjazdu. Dobrałem przełożenie i jechałem w miarę równym tempem. Po chwili dojechałem do jakiegoś kolarza. Szybko go wyprzedziłem i nawet nie złapał koła, drugi był w zasięgu wzroku, systematycznie zmniejszałem dystans i w Chybiu do niego dojechałem. Przy sporym ruchu nie byłem w stanie wyprzedzić go od razu i jechałem kawałek za nim, obejrzał się do tyłu i mnie widział, mimo to mijając przeszkodę zrobił mi „ rybkę” i naprawdę milimetry dzieliły mnie od liźnięcia koła. Zjechałem na pobocze i musiałem się zatrzymać aby wrócić na szosę. Kolejny postój na przejeździe kolejowym. Drugi raz kolarza dogoniłem przed Zabłociem, złapał koło i jechał za mną do skrzyżowania z drogą na Drogomyśl. Dalej jechałem już sam, na odcinku kilkudziesięciu kilometrów straciłem sporo czasu. Najpierw kilka zwężeń na drodze Pawłowice-Pszczyna, później zakorkowana Pszczyna i przedzieranie się na drugą stronę „Gierkówki” aż w końcu delikatny defekt roweru. Jadąc drogą w kierunku Brzeszcz poczułem, że rower zaczyna pływać, pierwsza myśl była taka, że złapałem kapcia. Po zatrzymaniu okazało się, że przyczyny są inne. Pierwsza to luźny zacisk a druga szprychy. Dokręciłem zacisk i było lepiej. Zdecydowałem się już na załączenie lampek dla bezpieczeństwa. Skończyła się przyjemniejsza cześć treningu gdy wiatr w dużej mierze pomagał. Pierwsze 60 kilometrów przejechałem w czasie poniżej 2 godzin i zostało mi ponad godzinę czasu na niecałe 30 kilometrów. Dopiero wtedy poczułem jak silny jest wiatr, „niemoc” w nogach była bardziej zauważalna. Starałem się trzymać podobną moc i kadencje jak wcześniej i to się udawało. Około 20 kilometrów od domu przestała działać przednia lampka, nic z tym nie mogłem zrobić, podłączenie power-banka nic nie dało bo lampka nie może jednocześnie świecić i się ładować. Została mi jazda bez przedniego światła, zdjąłem opaskę odblaskową z roweru i dałem na kierownicę. Na tym nie koniec przygód, zacisk tylnego koła znów popuścił, nie wiem dlaczego. Kolejny przymusowy postój spowodowany nie tylko problemem z kołem ale także nieodpowiedzialnym kierowcą który postanowił w terenie zabudowanym z dużą ilością skrzyżowań jechać sobie 100 km/h na godzinę i gdybym nie odbił w prawo na chodnik to może by ze mnie nic nie zostało. Żeby wrócić na drogę musiałem czekać aż przejedzie około 40 samochodów. Chciałem jak najszybciej być w domu ale trzymałem się założeń, wybrałem już najłatwiejszą i najszybszą drogę i już bez przeszkód dotarłem do domu już po zmroku.
Mimo wszystko nie żałuje, że pojechałem. Nawet mimo słabego dnia i masy przygód zrobiłem dobry i całkiem przyjemny trening. Liczę, że w następnych tygodniach uda się również w weekend wyjechać na szosę. Niedzielny trening z czystym sumieniem mogę wykonać na trenażerze.


Trening 6

Sobota, 21 grudnia 2019 Kategoria 50-100, b'Twin 2019, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 70.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:24 km/h: 29.17
Pr. maks.: 64.00 Temperatura: 9.0°C HRmax: 159159 ( 81%) HRavg 132( 67%)
Kalorie: 942kcal Podjazdy: 350m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Kilka razy modyfikowałem plan na ten dzień. Długo zastanawiałem się też nad trasą, czynnikiem który zdecydował o wyborze ostatecznej były prognozy pogody, po 12 miał się zmienić kierunek wiatru z południowo-zachodniego na zachodni i to zdecydowało. Wyjechałem o 30 minut później niż zamierzałem. Ten dzień miał być dla mnie symboliczny, od blisko 18 lat zapisywałem wszystkie kilometry przejechane na rowerze i 39 brakowało do granicy 200000. Na drogach spory ruch, z miasta wyjechałem całkiem sprawnie ale dalej były problemy. Na początek wyprzedził mnie traktor którego dogoniłem na zjeździe i przez duży ruch nie byłem w stanie go wyprzedzić. Za Międzyrzeczem zacząłem pierwszą tempówkę. Robiłem ją na trzy razy, pierwszy raz zatrzymać się musiałem na rondzie w Ligocie, później zatrzymało mnie skrzyżowanie w Zabrzegu. Gdy skończyłem 14 minutową jazdę na wysokiej kadencji to z kolei trafiłem na zamknięty szlaban na przejeździe kolejowym. Trochę czasu tam straciłem, później nie mogłem się skoncentrować i kilka razy zgubiłem drogę próbując nadrobić stracony czas. W miarę sprawnie przedostałem się przez drogę krajową i zaczynałem myśleć o drugiej tempówce. Regularnie przyjmowałem ustalone dawki węglowodanów i nawadniałem organizm. Na bocznej drodze zacząłem drugą tempówkę tym razem na niższej kadencji, rzędu 75-80. Po kilku minutach pojawił się krótki podjazd wymuszający zmianę przełożenia. Przy wjeździe na drogę w kierunku Oświęcimia musiałem zwolnić, ale nie zatrzymywałem się. Zacząłem już odczuwać wpływ wiatru, aby trzymać się w 3 strefie mocy musiałem jechać 40-45 km/h. Sielanka trwała aż do mostu na Wiśle łączącym Śląsk z Małopolską. Później już odpuściłem, dalej byłem w stanie jechać szybko i dopiero gdy pojawił się delikatny podjazd zwolniłem znacznie. Przez Brzeszcze standardowo przejechałem boczną drogą i wyjechałem na drodze łączącej Jawiszowice z Kaniowem. Po około kilometrze pękła granica 200000 kilometrów. Zatrzymałem się na moment, sfotografowałem to miejsce i ruszyłem dalej. Chwile później zacząłem trzecią tempówkę. Nie było łatwo, prawie cały czas walczyłem z wiatrem w twarz, starałem się przy tym trzymać wysoką kadencje ale nie wychodziło to idealnie. Spory odcinek jazdy pod wiatr zaliczyłem podczas tempówki. Później zostało tylko 5 kilometrów morderczej walki z wiatrakami. W Czechowicach musiałem się zatrzymać co pozwoliło na krótki odpoczynek. Zwykle po prawie 2 godzinach jazdy już miałem dość a tym razem noga była chyba lepsza niż na początku, nieźle wyglądała moja jazda na ostatnich 15 kilometrach. Mimo niezłej nogi nie zrezygnowałem z tradycyjnej jazdy w 1 strefie na koniec treningu. Pod względem dyspozycji był to najlepszy trening w ostatnim czasie. Forma powoli idzie do góry, nie mam problemów z dostosowaniem się do obciążeń ale z drugiej strony nie czuje potrzeby zwiększania obciążenia treningowego. Mam jasny cel przed sobą, wymagający sezon mnie czeka i nie ma sensu za wszelką cenę zajeżdżać organizmu w grudniu.


Trening 2

Sobota, 16 listopada 2019 Kategoria 50-100, b'Twin 2019, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 57.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:01 km/h: 28.26
Pr. maks.: 64.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 158158 ( 81%) HRavg 137( 70%)
Kalorie: 1092kcal Podjazdy: 400m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Ten wyjazd stał pod dużym znakiem zapytania. Nie wiedziałem czy uda mi się wygospodarować przynajmniej dwie godziny w kawałku na trening i dopiero po zrobieniu pewnych rzeczy udało się znaleźć okienko miedzy 10:30 a 13:00 i wyjechać na około 2 godzinny trening. Po raz kolejny jedynym celem było trzymanie kadencji około 90. Przygotowanie roweru i ciuchów zajęło mi niewiele czasu, szybkie przygotowanie jedzenia i bidonu też nie było problemem. W sumie po 15 minutach spędzonych na potrzebnych zabiegach byłem gotowy do jazdy.
Pierwszą rzeczą jaka dała mi się we znaki to silny południowy wiatr. Już wcześniej postanowiłem, że jadę rundę wokół zbiornika Goczałkowickiego i nie miałem zamiaru nic zmieniać. Dzięki temu od początku jechałem bardzo szybko ale nie mocno. Momentami jazda 40 km/h nie była żadnym wyzwaniem. Pierwszy znaczący podjazd na trasie poszedł w tych warunkach gładko. Na zjeździe nie umiałem się dobrze ułożyć i wierciłem się strasznie nie mogąc rozwinąć szybkości. Po zjeździe zaczęła się już szarpanina, wiatr wiał z różną prędkością, z w miarę stałego kierunku ale trasa była dosyć kreta i kierunek wiatru miał ogromny wpływ na moje tempo. Często zmieniałem biegi, kadencja skakała od 80 do ponad 100 i tak szarpanym tempem dojechałem aż do Goczałkowic gdzie po skręcie w prawo zaczęła się prawdziwa jazda. Ponad 10 kilometrów z silnym wiatrem w twarz pozwoliło mi stwierdzić, że mimo wolnej jazdy byłem w stanie trzymać równą kadencje i dosyć wysoką moc. Żadnych oznak kryzysu, takie pojawiły się dopiero na podjeździe w Mazańcowicach. Do Bielska dojechałem już dosyć wolno. Warunki nie pozwalały na zbyt spokojną jazdę a na dodatek około 5 minut przed końcem treningu rozładowała się bateria w Garminie. Mimo wszystko całkiem przyjemna jazda, być może jedna z ostatnich w tym roku na zewnątrz.

Trening 1

Sobota, 9 listopada 2019 Kategoria 50-100, b'Twin 2019, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 53.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:53 km/h: 28.14
Pr. maks.: 55.00 Temperatura: 8.0°C HRmax: 159159 ( 81%) HRavg 137( 70%)
Kalorie: 982kcal Podjazdy: 330m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Nie wiedziałem czy w ogóle uda się wyjechać. Pierwsze pół dnia miałem kompletnie obłożone innymi sprawami. W sumie byłem zmęczony ale zachęciła mnie pogoda, brak deszczu i prawie suche drogi. Wyjechałem po 13:30 na około dwie godziny. Przerzutka już działa dobrze ale okazało się, że oprócz tylnej opony także przednia nie ułożyła się jak należy i znowu czułem drobny dyskomfort. Warunki do jazdy były trudne, z silnym wiatrem jakoś dawałem sobie rade ale z bardzo dużym ruchem pojazdów na drodze i masą bezmyślnych kierowców nie byłem w stanie sobie radzić. Cały czas walczyłem o bezpieczną jazdę i powrót do domu w jednym kawałku. Niby byłem zmęczony ale noga całkiem dobrze podawała. Nawet pod wiatr szło dosyć dobrze a drobny deszcz który pojawiał się w kilku miejscach nie miał większego wpływu na moje tempo. Prawdziwy szczyt inteligencji kierowców zauważyłem około 2 kilometry przed domem gdzie wyprzedziły mnie dwa samochody by po chwili skręcić w lewo na parking. Musiałem zwolnić praktycznie do zera. Od tego momentu jechałem już spokojniej. Gdyby nie jasny strój i włączone oświetlenie to nie wiem czy wróciłbym w jednym kawałku do domu. Dawno w takich warunkach nie jeździłem, z roku na rok przybywa samochodów na drodze ale to nie daje kierowcom żadnych podstaw do łamania przepisów ruchu drogowego.

Zakończenie sezonu z Jas-Kółkami

Sobota, 19 października 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: 84.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:53 km/h: 29.13
Pr. maks.: 70.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 188188 ( 96%) HRavg 148( 75%)
Kalorie: 1599kcal Podjazdy: 1060m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Każdy sezon kiedyś się kończy, jednym z wydarzeń kończących umownie ten okres jest tradycyjny wyścig na Zakończenie sezonu z Jas-Kółkami. W tym roku nie przywiązywałem dużej wagi do przygotowania a samą rywalizacje chciałem potraktować jako zabawę. Nie miałem nawet ochoty na rozgrzewkę i z domu wjechałem o takiej porze aby na starcie w Dębowcu być około 10-15 minut przed startem. Pogoda była bardzo dobra, dosyć ciepło ale żeby było ciekawiej to wiało. Ubrałem rękawki które miałem zamiar zdjąć przed startem. Nie wziąłem za dużo jedzenia ale miało to wystarczyć, zapomniałem o magnezie i o mały włos aby się przydał.
Spokojnym tempem dojechałem do Dębowca. Prawie cały czas jechałem z wiatrem i to pozwoliło dosyć szybko dojechać do celu. Na starcie zabrakło kilku mocnych zawodników ale mimo to zjawiło się około 20 osób. Start opóźnił się o kilka minut i nie było mocnego tempa na początku. Po chwili ruszył Marek, można powiedzieć, że tradycyjnie, podobnie wyglądał start GMJ i Rajdu z Metą na Równicy. Odtwarzając sobie w głowie poprzednie edycje wyścigu na których Marek po mocnym początku był w stanie wygrać wyścig, nie mogłem odpuścić. Jadąc równym tempem zacząłem przesuwać się do przodu, po około kilometrze byłem już na kole Marka, wyszedłem na czoło ale po chwili zmienił mnie Patryk. Nie wiedziałem co dzieje się z tyłu i ruszyłem mocniej, przed zjazdem jechałem z Patrykiem po zmianach a później na czoło wyszedł Marek i odjechał. Na zjeździe pod wiatr odstałem, Patryk również tracił dystans ale wszystko było do nadrobienia. Po wjeździe na główną drogę znowu znalazłem się na czele, jechałem dosyć mocno, nie wiedziałem ile osób jest na moim kole. Lekko obróciłem się do tyłu i zobaczyłem, że jestem sam. Nie wiem co się stało, ale Patryka nie było widać, Marek miał już kilka sekund starty a za nim kilkuosobowa grupka. Nie zastanawiałem się długo i ruszyłem mocno nie kalkulując. Będąc świadomym tego, że w tych warunkach nie mam większych szans na samotną ucieczkę i dojechanie do mety. Cisnąłem ile mogłem, na zjeździe zawahałem się na zanieczyszczonym liśćmi łuku i pewnie straciłem kilka sekund. Druga cześć zjazdu już dużo lepsza i dzięki temu z rozpędu wjechałem krótki podjazd do główniejszej drogi. Na zakrętach ryzykowałem, dawałem z siebie wszystko, dobrą moc udało się utrzymać na całym podjeździe w Kostkowicach. Dobre predyspozycje do jazdy na czas dodały mi skrzydeł na szybkim, prowadzącym lekko w dół odcinku do Dębowca. Na drugą rundę wjechałem w dobrym tempie nie oglądając się za siebie. Byłem bardzo zmotywowany do walki i dzięki temu dawałem z siebie jeszcze więcej, jechałem na 100 %. Miałem dużo szczęścia i na każdym skrzyżowaniu nie musiałem hamować. Nie zauważyłem spadku sił i postanowiłem jechać mocno aż do odcięcia. Wolałem padnąć na trasie po walce niż po raz kolejny jechać w grupce i czaić się na finisz jak to zwykle bywało. Zjazdy na drugiej rundzie wyglądały bardzo dobrze a na podjazdach nie brakowało mocy. Bałem się, że dobra współpraca w grupce goniącej pozwoli na zlikwidowanie mojej przewagi na odcinku do Dębowca. Cisnąłem tam ile mogłem, chwile wcześniej wziąłem żela który miał mi dodać energii na decydującą fazę wyścigu. Podjazd kończący drugą rundę ciągnął mi się a w dodatku zacząłem odczuwać zbliżające się skurcze w nogach. Na zjeździe do drogi Skoczów-Cieszyn rozluźniłem się trochę i prawie wypadłem z drogi, na podjeździe jechałem już na maksa i za zakrętem zobaczyłem zbliżającego się Patryka. Moja przewaga nie była duża i jedyną nadzieją na utrzymanie prowadzenia było zachowanie przewagi do początku finałowego podjazdu. Od tego momentu już nie kalkulowałem, jechałem na maksa mimo zbliżających się skurczy. Byłem już nieźle ujechany, znowu szczęście dopisało i miałem pustą drogę aż do Dębowca. Minął mnie tylko jeden samochód ale jechał za szybko by próbować się za niego złapać. Agresywnie wszedłem w ostatni newralgiczny zakręt na trasie, rozpędziłem się ile mogłem. Nie oglądałem się już za siebie, znalazłem jeszcze rezerwy mocy i ostatnie 3 minuty były bardzo mocne i równe. Podjazd bardzo mi spasował. Już w połowie byłem niemal pewny, że jak się nic nie wydarzy to zwycięstwo mam w kieszeni. Mimo to nie odpuściłem na chwile i linie mety minąłem jako pierwszy zawodnik. Zwycięstwo było zasłużone i zdecydowane. Na dobrą sprawę miałem tylko jednego rywala któremu tym razem nie dopisało szczęście. Lepszego zakończenia sezonu nie mogłem sobie wymarzyć. Przewaga nad kolejnymi zawodnikami była bardzo wyraźna. Warunki na trasie były trudne, niesprzyjające samotnej jeździe i dlatego to zwycięstwo jest dla mnie cenniejsze, to nagroda za ciężką prace wykonaną w tym roku na treningach a także zwieńczenie bardzo udanej końcówki sezonu.
Po wyścigu już spokojniejszym tempem wróciłem do domu. Sił już nie miałem ale wiatr się odwrócił i znowu pomagał.

Puchar Równicy 2019

Sobota, 12 października 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Wyścig, Zawody 2019
Km: 53.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:53 km/h: 28.14
Pr. maks.: 68.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: 188188 ( 96%) HRavg 170( 87%)
Kalorie: 1448kcal Podjazdy: 1220m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Nieplanowany wcześniej start. Pomysł na wystartowanie w tym wyścigu wpadł mi do głowy w czwartek ale wtedy jeszcze nie byłem do końca przekonany. Głównym czynnikiem który zdecydował to pogoda. Ze względu na to, że jestem w trakcie roztrenowania a formy pozwalającej na skuteczną jazdę w wyścigu nie ma już od ponad miesiąca a konkretnie od dnia w którym zdecydowałem się wykorzystać trenażer, musiałem poszukać innych celów na ten wyścig. Jednym z nich była eliminacja błędów i poprawa tego co jest moją pietą achillesową na wyścigach i powoduje, że dużo lepsze rezultaty notuje na czasówkach.
Prognoza pogody się sprawdziła i od rana było ciepło, ale wietrznie, co zapowiadało bardzo ciekawy przebieg rywalizacji. Ubrałem się zachowawczo, w końcu mamy październik i nawet prawie 20 stopni na termometrze nie jest takie same jak podobna temperatura latem, w górach też mogło być inaczej odczuwalne ciepło i dlatego postanowiłem jechać w rękawkach a na zjazd z mety zabrałem jeszcze kurtkę. Od kilku tygodniu próbuje zmienić nawyki żywieniowe, na razie udało się tak dobrać produkty aby nie podjadać nic między posiłkami, w pewnym stopniu wpłynęło to na redukcje tkanki tłuszczowej oraz wagi która w ostatnich dniach osiągnęła najniższy od blisko pół roku poziom. Dzięki temu nie miałem żadnych problemów z dobraniem produktów przedstartowych. Przed wyjazdem na rozgrzewkę zjadłem dwa solidne posiłki a trzeci jeszcze miałem skonsumować godzinę przed startem. Ostatnio również pojawił się problem z nawadnianiem, przyjmuje większe ilości wody i częściej muszę korzystać z toalety, w ciągu trzech godzin byłem w toalecie aż 5 razy i nie wiedziałem jak to będzie wyglądać podczas wyścigu. Nawet przed wyjazdem nie byłem jeszcze w 100 % pewny czy wystartuje wiec przygotowałem większą ilość jedzenia, jeden bidon wody a także gotówkę w dwóch walutach jakbym jednak wybrał się pojeździć po czeskich górkach.
Wyjechałem kilka minut wcześniej niż planowałem i już szybki zjazd do głównej drogi nie wróżył przyjemnej i lekkiej jazdy w kierunku Ustronia. Gdy tylko skręciłem w lewo to poczułem siłę wiejącego wiatru. Noga niby nie była najgorsza ale jazda była strasznie mecząca. Możliwie najkrótszą drogą dojechałem do Ustronia, starałem się jechać spokojnie ale w obecnej formie wymagałoby to jazdy z prędkością około 15 km/h i mocą rzędu 1 W/kg. Mając jeszcze lekki zapas czasowy postanowiłem sprawdzić warunki na trasie i skręciłem w lewo w ul. Lipowską a następnie w prawo w ul. Spokojną. Siła wiatru była ogromna i samotne pokonanie tego odcinka było meczące. Nieco mocniej pokonałem krótki podjazd wąską drogą gdzie usytuowany był punkt kontrolny i bufet. Dalszej części rundy już nie sprawdzałem i pojechałem w kierunku rynku gdzie było usytuowane biuro zawodów. Po kilku minutach rozmyślania zdecydowałem się na start. Szybkie załatwienie formalności i ostatni większy posiłek przed startem który miał nastąpić za około godzinę. Po krótkim odpoczynku ruszyłem na drugą, ważniejszą część rozgrzewki. Aby zrobić ją w spokoju, bez problemów pojechałem w kierunku podjazdu na Równicę. Cała właściwa rozgrzewka trwała 11 minut. Udało się zrobić dwa 2 minutowe powtórzenia na dobrej mocy ale bez przekonania czy stać mnie na więcej. Podczas jazdy w kierunku centrum zatrzymałem się w sklepie w celu uzupełnienia bidonu i ruszyłem już w kierunku startu. Tam małe zamieszanie i brak możliwości ustawienia się w sektorze. Czekałem dosyć długo, w końcu wszyscy zaczęli ustawiać się przed wjazdem do sektora, zrobiłem tak samo zajmując miejsce w pierwszej linii. Zgodę do wjazdu do sektora dostaliśmy kilka minut później, przede mną zaplątał się fotograf który nie wiedział co zrobić aby nie zostać potrącony przez rzucających się do przodu kolarzy. Przez to zamieszanie straciłem kilkanaście pozycji pozwalając słabszym zawodnikom na ustawienie się z przodu sektora. Kilka osób oczywiście weszło z przodu ale byli to czołowi kolarze wiec ich miejsce było z przodu. Start opóźnił się o kilka minut i dało się zauważyć coraz większe nerwy u kilku zawodników co już dawało dużo do myślenia.
Gdy ruszyliśmy to już jakiś zator zrobił się po lewej stronie, na szczęście byłem z prawej i udało się przeskoczyć kilka miejsc do przodu. Rondo bezpiecznie przejechałem, przed przejazdem kolejowym pierwsze hamowanie i rozpędzanie roweru, ja zastosowałem inną technikę i jechałem cały czas równo, może straciłem na tym kilka pozycji ale zachowałem cenne siły. Na ul. Sportowej tradycyjnie utrudnienia, tym razem był to autobus z przeciwka który spowodował zwężenie drogi i większy ścisk przede mną. Udało się bezpiecznie przejechać ten odcinek ale przy skręcie w prawo miałem już dużego stracha. Niewiele brakło abym uderzył w krawężnik i skończył swoją jazdę. Najważniejsze, że jeszcze czołówka nie zdołała odjechać, ominiecie pierwszego wjazdu na punkt kontrolny i ul. Źródlanej miało zarówno swoje plusy i minusy. Plusem było to, że nie straciłem od razu kontaktu z najlepszymi a minusem to, że duży peleton wjechał na pierwszą rundę. Po starcie ostrym wszyscy ruszyli mocno do przodu, ja nie miałem takich rezerw mocy i powoli ale sukcesywnie się rozpędzałem. Na początek straciłem kilkanaście pozycji a później powoli nadrabiałem chociaż ni było to takie łatwe, nogi nie pozwalały na wiele a wyprzedzanie innych przypominało slalom. W pewnym momencie nie byłem w stanie przedostać się przez 3 jadących obok siebie, podobną prędkością zawodników, na moje komendy nie reagowali i zrobiła się luka. Jak już mi się udało to dociągłem do rozciągniętego już peletonu tracąc dużo sił. Na zjeździe też nie mogłem pokazać 100 % możliwości jadąc za słabiej zjeżdżającymi ode mnie osobami. Zjazd rozciągnął peleton który podzielił się na grupy na ul. Spokojnej. Już wtedy miałem starte do najlepszej grupy ale zagiąłem się po raz kolejny i dociągłem, nie zdążyłem nawet porządnie złapać oddechu i już była kolejna dziura. Jedyne co byłem w stanie zrobić to wyprzedzić wszystkich co odpadli ale zaczął się zjazd i szansa na jakąś akcje była marna. Zaprzestałem prób do wjazdu na drugą rundę. Na pierwszym punkcie pomiaru czasu zameldowałem się jako jeden z ostatnich w grupie pościgowej. Gdy tylko zrobiło się szerzej ruszyłem mocniej i na moim kole utrzymał się tylko Marcin. Dosyć długo pracowałem na czele i straciłem kolejne siły ale czołówka wciąż była w zasięgu. Udało się dojechać do Darka który został za grupą i dzięki temu szybko pokonaliśmy zjazd. Na podjeździe jednak znowu zostałem tylko z Marcinem ale z przodu też pojawiły się pojedyncze osoby tracące kontakt z grupą i postanowiłem jechać na tyle mocno aby przed zjazdem dogonić. Nie udało się to w 100 % bo brakło kilkanaście metrów które zniwelowałem na zjeździe i początku ul. Spokojnej. Wtedy też wciągnąłem pierwszego żela i byłem gotowy do współpracy w grupce. Było nas mało ale dla mnie była to komfortowa sytuacja zwłaszcza, że każdy dawał zmiany i to dawało szanse na współprace także na kolejnych rundach. Na ul. Spokojnej zmiany były krótkie ale szyk wyglądał całkiem nieźle i można było po zejściu ze zmiany na chwile osłonić się przez wiatrem. Trochę posypało się na krótkim zjeździe gdzie nie czułem się komfortowo ale nadrobiłem niewielkie starty na dojeździe do kolejnej rundy. Tym razem na krótką ściankę wjechałem jako pierwszy z 5 osobowej grupki i dopiero po wjeździe na szerszą drogę odpuściłem. Nie miałem większych problemów z utrzymaniem koła na kolejnym ciekawym odcinku. Wiatr na podjeździe ul. Szpitalną był odczuwalny i jazda lewą stroną jezdni pozwalała na zaoszczędzenie większej ilości sił. Tutaj jeden z kolegów zbyt długo zwlekał ze swoją zmianą i Marcin próbował przeskoczyć z trzeciej pozycji na czoło tracąc bardzo dużo sił. Moja zmiana miała miejsce tuż za technicznym zakrętem w lewo. Mocno jechałem aż do ul. Źródlanej, to był idealny moment na sprawdzenie sytuacji. Pierwszej grupy już nie było widać ale z tyłu również nie było nikogo wiec nie pozostało nic innego jak trzymanie się tej grupy. Po szybkim zjeździe zauważyłem, że Marcin zaczyna mieć problemy z utrzymaniem tempa, miałem dylemat, zwolnić i jechać z nim pozwalając odjechać pozostałym 3 zawodnikom czy kontynuować współprace w grupie w której dobrze mi się jechało. Nie zastanawiałem się długo i kontynuowałem wcześniejszą jazdę. Zostało nas 4, na podjeździe trochę się rozjechaliśmy ale nikt nie chciał na razie odjeżdżać wiec po zjeździe znowu jechaliśmy wspólnie. Na szczęście problem z częstym odwiedzaniem toalety nie dawał o sobie znać i mogłem się skupić na jak najlepszym osłanianiu się od wiatru. Sił już było znacznie mniej i miałem już problemy z efektywną jazdą, coraz częściej traciłem zbyt dużo po zejściu ze zmiany i więcej sił na dociąganie. Mimo to byłem w stanie w tej grupie dojechać do kolejnej rundy. Na krótkim podjeździe jechałem z tyłu ale na szerszej drodze znów dałem zmianę chociaż już zacząłem kalkulować czy lepiej nie odpuścić i nie jechać własnym tempem ale cel w jakim przyjechałem na ten wyścig dał mi jeszcze motywacje do mocniejszej pracy. Na zjeździe znalazłem się na trzecim miejscu i utrzymując kontakt z dwójką jadącą z przodu dojechałem do kolejnego podjazdu. Po wjeździe na główną drogę odjechał jeden zawodnik, jakoś nie było zainteresowania gonitwą. Równym tempem jechaliśmy w kierunku zjazdu. Na krótkim odcinku przez las dogoniliśmy jeszcze Bartka który wcześniej jechał z najlepszymi. Na zjeździe narzuciłem niezłe tempo i jako pierwszy przyjąłem na siebie wiatr na ul. Spokojnej. Po zjechaniu na tył szybko wciągnąłem kolejnego żela którego konsumpcja zajęła mi trochę za dużo czasu i zaczynałem tracić kontakt z grupą. Udało się opanować sytuacje ale na zjeździe główną drogą znowu miałem problemy z utrzymaniem tempa. Na ostatnią rundę wjechałem w grupie i jeszcze byłem w stanie dawać zmiany. Na zjazdach nie traciłem, pod górę byłem w dalszym ciągu dawać zmiany wiec nic niepokojącego się nie działo. Dopiero po przyjęciu kolejnego żela i kilku krótkich zmianach zacząłem odczuwać zbliżające się skurcze. Decyzja była jedna, odpuściłem dalszą jazdę w tej grupie. Do mety około 9 kilometrów, jechałem swoim tempem, bliskość skurczów poczułem znowu na podjeździe przed punktem kontrolnym. Cały czas widziałem trójkę kolarzy w zasięgu wzroku ale nie goniłem ich chcąc jak najlepiej wjechać na Równicę. Na odcinku dojazdowym do trudniejszego fragmentu traciłem sporo czasu, nie byłem w stanie dogonić słabszych zawodników jadących tylko 4 rundy. Gdy wjechałem na główną drogę włączyłem stoper będąc ciekawym czasu jaki zajmie mi dojazd do mety. Jechałem na tyle mocno, na ile pozwalały nogi. Na razie nie czułem skurczów ale w każdej chwili mogły one wrócić. Odcinek z kostki brukowej męczył mnie strasznie, poczułem ulgę gdy się skończył i od tego momentu zacząłem nadrabiać czas. Byłem w stanie dogonić tą trójkę z którą jechałem przez ostatnie dwie rundy. Na podjeździe nawet dawaliśmy sobie zmiany co też mnie trochę odciążyło. Wiedziałem, że na finiszu nie mam większych szans ale do tego nawet nie doszło. Towarzysze omyłkowo ruszyli na ostatnich 200 metrach przed wypłaszczeniem jakby to był finisz. Wtedy też zdołałem wyprzedzić jeszcze jednego zawodnika, dwójka odjechała a nie było szans dogonić przez bardzo dużą ilość samochodów blokujących całą szerokość jezdni. Na ostatnich 300 metrach zacząłem finiszować zapominając na moment o skurczach które zaatakowały na moment moje nogi na linii mety wiec musiałem przestać kręcić korbami. Skurcze szybko minęły, wypiłem dosyć dużą ilość wody, coś zjadłem, ubrałem się na zjazd i ruszyłem w dół. Zjazd był chyba najwolniejszy w życiu, nie dało się na dłużej puścić klamek i około 10 minut zjeżdżałem z mety do początku kostki brukowej. Po zjechaniu do Jaszowca ruszyłem w kierunku Polany w bardzo wolnym tempie. Później postój po wodę, jazda na posiłek, kręcenie się po rynku i spokojny powrót do domu.
Podsumowując był to jeden z najlepszych wyścigów w moim wykonaniu. Jedyny element jaki tym razem nie zagrał była forma a raczej jej brak. Nie byłem w stanie odpowiednio mocno przejechać pierwszego podjazdu aby być wyżej przed zjazdem, nie byłem w stanie dać z siebie więcej na pierwszej rundzie aby załapać się do najlepszej grupy, nie byłem w stanie dać z siebie więcej na trasie i ostatnim podjeździe na Równice. Brakowało w każdym przypadku przynajmniej 20 Wat. Po okresie roztrenowania i dłuższym czasie bez treningów ukierunkowanych na wyścigi lepiej być nie mogło. Dałem z siebie wszystko na trasie i jedynie finisz zepsuty przez samochody pozostawił niedosyt bo 2 miejsca wyżej w klasyfikacji OPEN mógłbym być. Jestem zadowolony z tego dnia z wielu powodów:
  • 1.Rozgrzewka była odpowiednia i dzięki temu mogłem dać z siebie maksymalnie dużo na pierwszym podjeździe czego często brakowało. Nad tym elementem pracowałem dosyć długo i już robię go prawie jak z automatu i jestem w stanie dobrać obciążenie odpowiednie do formy, specyfiki i długości wyścigu czy czasówki.
  • 2.Siły były rozłożone idealnie, byłem w stanie jechać cały czas odpowiednio mocno, sił nie brakło na ostatni podjazd który zwykle jechałem już na oparach. Dałem z siebie wszystko, nie pozostawiając żadnych rezerw w nogach co skutkowało skurczami których by nie było gdybym inaczej podszedł do tzw. BPS.
  • 3.Bardzo dobrze czułem się na zjazdach, nie tracąc nic do rywali a nawet dyktując swoje warunki. W tym elemencie są jeszcze rezerwy ale w ciągu ostatnich miesięcy zrobiłem wyraźne postępy w tym elemencie.
  • 4.Coraz lepiej czuje się w grupie i peletonie. Oczywiście lepiej wyglądam wtedy jak jest mniej ludzie, w małej grupce jechało mi się dobrze, mogłem pracować nad odpowiednim ustawieniem się, wychodzeniem czy schodzeniem ze zmiany czy poczuć się swobodnie w grupie. Dużo pracy mnie czeka m tym elemencie ale cieszę się, że udało się zrobić malutki krok naprzód. W dużym peletonie wygląda to jeszcze gorzej, zwłaszcza gdy pojawiają się słabsi, mniej doświadczeni i gorzej jeżdżący zawodnicy ode mnie. Nad tym mam zamiar pracować na początku przyszłego sezonu.
  • 5.Dobrze dobrałem ilość jedzenia i picia zarówno przed, w trakcie jak i po wyścigu. Nie wiem czy większa ilość picia zapobiegłaby skurczom ale byłem dosyć solidnie nawodniony przed startem wiec o odwodnieniu nie mogło być mowy.
  • 6.Walczyłem od startu do mety bez większych chwil zwątpienia, zrealizowałem wszystkie cele na ten dzień i przekonałem się do tego, że w przyszłym roku warto wrócić do większej ilości startów choćby w celu poprawy techniki jazdy w której mam ogromne braki których nadrobienie da mi więcej niż tylko poprawa umiejętności.

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum