Wpisy archiwalne w kategorii
50-100
Dystans całkowity: | 90857.50 km (w terenie 1680.50 km; 1.85%) |
Czas w ruchu: | 3331:11 |
Średnia prędkość: | 26.62 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 967996 m |
Maks. tętno maksymalne: | 202 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 179 (89 %) |
Suma kalorii: | 1868942 kcal |
Liczba aktywności: | 1331 |
Średnio na aktywność: | 68.26 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
Trening 76
Wtorek, 7 lipca 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 85.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:49 | km/h: | 30.18 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 139139 ( 71%) | HRavg | 120( 61%) |
Kalorie: | 1459kcal | Podjazdy: | 470m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy z porannych wyjazdów.
Tylko na takie mogę sobie pozwolić w tym tygodniu. Dawno nie jeździłem po
płaskim i stwierdziłem, że pojawił się odpowiedni moment. Przez ostatnie
kilkanaście dni jeździłem bez rękawków, potówki czy rękawiczek, pogoda zmieniła
się i temperatura wymusiła zaopatrzenie się w dodatkowe elementy garderoby.
Kilka dodatkowych minut na przygotowanie opóźniło nieco wyjazd ale nie miało to
absolutnie żadnego znaczenia. Na początek skierowałem się na Jaworze, na
głównej wciąż trwają prace drogowe, jest odcinek z ruchem wahadłowym i wolałem
to ominąć. Już od samego domu przez 1500 metrów miałem niemal cały czas pod górę,
to wystarczyło aby się rozgrzać i stwierdzić, że noga podaje. Po zjeździe do
ronda na Cieszyńskiej ruszyłem już w lepszym tempie, za bardzo nie miałem co się
rozpędzać bo już za moment musiałem pokonać kilka skrzyżowań. Na ostatnim z
nich sobie postałem przez kierowcę który chyba zasnął za kierownicą bo gdy
zapaliło się zielone nie ruszył się z miejsca, tylko on przejechał przed
zapaleniem się czerwonego świateł. Na szczęście zapaliła się warunkowa strzałka
i mogłem wjechać wraz z kilkoma samochodami na puste skrzyżowanie. Starty czasu
mogłem nadrobić na kolejnych szybkich kilometrach, trochę z rytmu wybiły mnie
podjazdy w Rudzicy ale później czekało mnie wiele płaskich kilometrów, aby mi się
nie nudziło musiałem zmagać się ze zmiennym wiatrem. Złapałem dobry rytm,
starałem się trzymać około 200 Wat i tak uciekały kolejne kilometry. Jedyne
urozmaicenie to skrzyżowania na których co jakiś czas musiałem się zatrzymywać.
Liczyłem na to, że w drugiej połowie trasy wiatr będzie bardziej sprzyjał. Cały
czas wiał bardziej z boku i więcej na tym traciłem niż zyskiwałem. Miałem
jeszcze sporo czasu i będąc w Goczałkowicach wybrałem dłuższą ale pełną
przeszkód drogę. Zupełnie nieznaną mi drogą dojechałem do torów w Goczałkowicach,
za tunelem zauważyłem, że zapory są zamknięte, myślałem, że wygrałem dobry los
na loterii a było zupełnie inaczej. Przyjechałem kilkanaście sekund za późno,
zapory zaczęły się podnosić i zanim dojechałem do skrzyżowania samochody na Szkolnej
już ruszyły. Musiałem czekać aż wszystkie przejadą, byłem cierpliwy czego nie
można było powiedzieć o kierowcach samochodów stojących za mną, po chwili już zaczęły
odzywać się klaksony. W końcu jednak mogłem jechać dalej w kierunku Uzdrowiska.
Chciałem minąć kostkę brukową znanym mi szlakiem. Gdy już dojeżdżałem do końca
i miałem wjechać na deptak w Goczałkowicach zatrzymała mnie blokada. Okazało się,
że teren Uzdrowiska jest odizolowany od osób trzecich i musiałem zawrócić. Nie
miałem za bardzo wyjścia i około 200 metrów pokonałem dwupasmówką. W tym czasie
jednak nie minął mnie żaden samochód wiec nie był to problem. Liczyłem na to,
że już nie będzie utrudnień ale w Czechowicach przypomniałem sobie o remoncie linii
kolejowej i występujących utrudnieniach w rejonie. Nie chciało mi się jechać
przez Czechowice i pojechałem na Zabrzeg, na drugą stronę torów dostałem się niewielkim
przejściem dla pieszych które mimo remontu jest czynne. Trochę czasu straciłem
na krążeniu po Goczałkowicach i Zabrzegu i musiałem się sprężyć. Wybrałem
najkrótszą drogę do domu, wiatr już tak nie przeszkadzał i szybko byłem w Międzyrzeczu.
Po podjeździe już zluzowałem, nawet jazda ścieżką była przyjemna. Wracając do
domu widziałem ciemne chmury nad górami, żadnego deszczu z nich jednak nie było
do popołudnia. Fajny trening zaliczony, nie zmienia to jednak faktu, że jazda
po płaskim nie należy do moich ulubionych ale czasami trzeba się pomęczyć.


Trening 75
Niedziela, 5 lipca 2020 Kategoria w grupie, Szosa, Samotnie, 50-100
Km: | 90.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:19 | km/h: | 27.14 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 182182 ( 93%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 2140kcal | Podjazdy: | 1300m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po kilku spokojniejszych treningach chciałem nieco przepalić
nogę i zaliczyć kilka podjazdów. Czasu nie miałem zbyt wiele i nie chciało mi
się wstawać po nocy aby zaliczyć dłuższy trening. Wyjechałem kilka minut po 7 i
skierowałem się na Jaworze. Zaliczyłem kilka pagórków i ruszyłem na Skoczów.
Dopiero w połowie drogi z Bielska do Skoczowa wjechałem na główną szosę.
Jechałem bardzo spokojnie, na skrzyżowaniu byłem o 7:50 ale dosyć długo
czekałem na zielone światło, przy niewielkim ruchu zwykle jest tam problem i
czasami zdarza się wjechać na czerwonym. Tym razem na szczęście dojechał jakiś
samochód i zapaliło się zielone. Przed wiaduktem czekały już 3 osoby. Chwila
jeszcze minęła zanim dojechała grupa. Na początku nie umiałem się odnaleźć i
dopiero po kilku minutach poczułem się pewniej w grupie. Wtedy też dołączyłem
do szyku który jechał po zmianach. Tempo było równe i dosyć spokojne, nikt nie
narzekał a kilometry szybko mijały. W Ustroniu nastąpił podział na trzy grupki,
ja znalazłem się w tej najsilniejszej z najtrudniejszym wariantem trasy. Pierwszy
podjazd z założenia miał być spokojny, ruszyłem mocniej niż trójka towarzyszy i
jako pierwszy dojechałem do skrzyżowania na którym skręcaliśmy w lewo. Na
zjeździe nieco odpuściłem ale miałem w planie krótki postój i wszystko idealnie
zgrało się z momentem w którym dojechali towarzysze. Drugi podjazd na trasie
nie był już taki łatwy, nie chciałem już kalkulować i pojechać bardzo mocno.
Ruszyłem agresywnie ale ze zbyt twardego przełożenia, później chcąc zmienić
pomyliłem guziki i jeszcze pogorszyłem swoją sytuacje, zbyt siłowa jazda
poskutkowała wypięciem się bloku z prawego buta. Musze jednak kupić nowe bloki
bo te nie trzymają zbyt dobrze mimo, że są prawie nowe. Pozostał mi krótki
spacer do wypłaszczenia, straciłem na tym kilkadziesiąt sekund. Drugą połowę
podjazdu pokonałem już mocno, trochę z rytmu wybił mnie samochód a także
zanieczyszczona nawierzchnia w końcówce podjazdu. Mimo to na tym odcinku
urwałem kilka sekund i gdyby nie ta pechowa sytuacja na początku wspinaczki
mógłbym się cieszyć z nowego rekordu bo podjazd zacząłem efektywnie i szybko.
Na zjeździe musiałem bardzo uważać i jechałem wolno ale i tak szybciej niż
trójka towarzyszy, jeden z nich miał problemy z kołem i musiał jechać bardzo
asekuracyjnie. Chwile czekałem po zjeździe a następnie poprowadziłem grupkę
bocznymi drogami aby nie jechać przez Rynek czy wahadła na głównej drodze. Na
pewno trochę czasu udało się oszczędzić i dzięki temu szybciej zaczął się podjazd
dnia. Dojazd do Malinki był dosyć mocny, koledzy nieźle pracowali na zmianach,
nie chciałem być gorszy i również dawałem dobre zmiany. Niewielką zadyszkę
dostałem przed początkiem właściwego podjazdu. Odpuściłem lekko i kryzys szybko
minął. Ruszyłem mocno ale chyba zbyt asekuracyjnie, dopiero po wypłaszczeniu na
pierwszym kilometrze dołożyłem nieco mocy. Z każdym kilometrem jechałem mocniej
i ostatni pokonałem już na maksa, nie było rezerw w nogach. Dużą motywacją
stali się wyprzedzani zawodnicy. Do końca miałem nadzieje na rekordowy czas ale
ostatecznie zabrakło 10 sekund. Rezerwa była na początku podjazdu, wtedy trochę
straciłem a później urwanie więcej niż kilku sekund nie było by możliwe. Mimo
wszystko mogę być zadowolony, moce wracają do tych sprzed 2-3 tygodni a nogi
wyraźnie lepiej kręcą. Wszystko idzie w dobrą stronę. Nagrodą za mocne podjazdy
był bufet. Po uzupełnieniu płynów ruszyłem samotnie w kierunku Bielska, miałem
jeszcze trochę czasu ale nie zdecydowałem się na kolejny podjazd. Szczyrk przejechałem
dosyć sprawnie a później wróciłem dłuższą drogą do Bielska. Dzięki temu minąłem
kłopotliwy odcinek ze ścieżką rowerową, ostatnio jak tam jeździłem zwykle
napotykałem na patrol i zjeżdżałem na ścieżkę. W domu byłem o dobrej porze i dzięki
temu miałem więcej czasu na odpoczynek.


Podjazdy:


Podjazdy:

Trening 73
Środa, 1 lipca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 79.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:52 | km/h: | 27.56 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 30.0°C | HRmax: | 158158 ( 81%) | HRavg | 136( 69%) |
Kalorie: | 1873kcal | Podjazdy: | 960m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nowy miesiąc, nowe nadzieje, nowe możliwości. Z taką myślą wyjechałem na ten trening. Ostatnio bardzo nie lubię jazd tlenowych, są po prostu nudne, zazwyczaj staram się je urozmaicić podjazdami lub ciekawymi drogami i staram się nie dublować tras. Dzisiaj wyrysowałem ciekawie wyglądającą trasę którą nawigacja trochę poprawiła. Po raz pierwszy od dawna wgrałem ślad i zamierzałem się nim kierować. Miało być ciekawie również ze względu na warunki atmosferyczne a konkretnie wiatr który w pierwszej części trasy miał mnie spowalniać. Na starcie byłem już zmęczony wiec było jeszcze trudniej zwłaszcza, że miałem do wyboru basen lub prażenie się na rowerze. Zwykle łatwo się nie poddaje więc ruszyłem z niewielkim opóźnieniem na trasę. Już po starcie tętno osiągnęło wysokie wartości czyli norma zwłaszcza gdy wyjeżdżam w godzinach popołudniowych. Tętno było odwrotnie proporcjonalne do nogi, ta była całkiem niezła. Nawet silny wiatr w twarz przeszkadzał mniej niż zwykle, dużo większy problem to duży ruch na pierwszych kilometrach. Na szczęście w Jaworzu zniknęły kupy żwiru i można było bezpiecznie i pewnie przejechać. Całkiem nieźle radziłem sobie w tych warunkach, jedynie picia w bidonach szybko ubywało, to dobry znak, bo często odwadniałem się w wysokich temperaturach. Niestety na drogach panował istny chaos, kierowcy wyprzedzali się na centymetry, nawet na przejściach dla pieszych, dało się normalnie jechać chociaż z dużą ostrożnością i niezbyt wysoką prędkością aż do Skoczowa gdzie zauważyłem korek. Na skrzyżowaniu z drogą na Landek była stłuczka, postanowiłem ominąć newralgicznie miejsce bocznymi drogami i w tym celu musiałem zawrócić. Później też sporo utrudnień aż do wyjazdu ze Skoczowa. Podjazdy tego dnia były jeszcze trudniejsze, ze względu na silny wiatr. Musiałem się bardzo pilnować aby nie przekraczać progu FTP. Brakowało mi przełożeń aby pokonywać podjazdy z komfortową dla mnie kadencją. Gdy dojechałem do Iskrzyczyna zacząłem zastanawiać się czy wziąłem odpowiedni rower, jakość dróg pozostawiała sporo do życzenia, do tego sporo żwiru, żałowałem, że wziąłem koła na szytki. Taka nawierzchnia towarzyszyła mi przez wiele kilometrów z niewielkimi przerywnikami. Za Kostkowicami skręciłem w zupełnie nieznaną mi drogę, momentami wyglądało, że twardsza nawierzchnia jest podbudową do wierzchniej warstwy żwiru i kamieni, koła dostały nieźle w kość. Na zjeździe jechałem niewiele szybciej niż pod górę. Dwa rwące potoki przepływające przez drogę dodały uroku trasie. Z ulgą dojechałem do centrum Zamarsk, nawigacja kierowała mnie na Cieszyn wiec udałem się w tym kierunku. Po drodze jeszcze sporo słabej jakości nawierzchni a później znów większy ruch. Dojazd nad Olzę zajął mi dokładnie 7 minut więcej niż zakładałem, zacisnąłem żeby i ruszyłem w kierunku domu. Powrót wyglądał podobnie, pierwsze kilometry za Cieszynem to znów nierówna nawierzchnia a gdy tylko robiło się lepiej to pojawiało się więcej samochodów i tak w kółko. Już myślałem, że za mało pije, zwykle już po godzinie potrzebowałem się zatrzymać a tym razem dopiero 40 minut później pojawiły się sygnały. Bałem się, że moja wydajność w tych warunkach spadnie ale nic takiego nie zauważyłem. Po 2 godzinach zatrzymałem się na moment ale wiedziałem, ze kolejna przerwa jest blisko, w bidonie już były resztki. Nie musiałem wjeżdżać do centrum Ustronia wiec szybko przedostałem się przez Lipowiec do Brennej gdzie planowana przerwa na uzupełnienie płynów. Po kilku minutach ruszyłem na ostatnie 40 minut jazdy. Noga do końca podawała nieźle, delikatny kryzysy miałem na podjeździe ale to również skutek jazdy na wysokiej kadencji za czym także poszła wyższa moc i dlatego wydawało mi się, że idzie ciężej. Zbliżając się do domu zauważyłem, że niewiele mi brakuje do 3 godzin ale nie zdecydowałem się na krążenie po okolicy w celu dołożenia około 10 minut. Trening całkiem niezły, swoje zrobiły warunki, nawierzchnia na trasie oraz sprzęt który jeszcze ze mną nie współpracuje w 100 % i stąd dłuższy o kilka minut przejazd tej trasy.


Trening 70
Sobota, 27 czerwca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 56.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 27.10 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | 164164 ( 84%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 1369kcal | Podjazdy: | 820m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Słabszej dyspozycji ciąg dalszy. Nie wiem dlaczego ale wciąż nogi nie kręcą jak powinny. Nie chciało mi się za bardzo jechać ale już wczoraj niewiele pojeździłem i nie chciałem pozwolić na kolejną przerwę która znowu odbiłaby się czkawką. Wyjechałem dosyć późno ale rano to mogłem co najwyżej popływać, po kolejnej dawce deszczu ulice zamieniły się w rzeki. Nie miałem planu na trasę a czas również był mocno ograniczony więc pojechałem standardową pętlę przez Przegibek, Zarzecze, Wilkowice. Staram się nie dublować tras treningowych i musiałem zmodyfikować chociaż fragment aby różniła się od tej którą przejechałem dwa tygodnie temu. Nogi znów słabe, bez mocy i tak przez cały trening. Apogeum trafiło się na podjeździe pod Przegibek gdzie walczyłem z bezsilnością. Innym problemem tego dnia był brak współpracy, jechałem z kilkoma kolarzami fragmenty trasy i doczekałem się tylko dwóch zmian. Pierwszą z nich dostałem na finiszu podjazdu na Przegibek a drugą w Wilkowicach również na końcu podjazdu. Miałem jeszcze jeden cel treningu, sprawdzić czy jazda w bardzo jasnym i widocznym stroju coś zmieni w kulturze jazdy kierowców. Nic to nie dało, na trasie znowu przytrafiło się kilka bardzo niebezpiecznych sytuacji z których tylko jedna była moją winą a pozostałe powstały z winy kierowców łamiących przepisy ruchu drogowego. Po 2 godzinach jazdy w wysokiej jak na ostatnie tygodnie temperaturze wystarczyło abym wylał z siebie sporo potu mimo niezbyt mocnego tempa jakim jechałem. Nie na taką dyspozycje liczyłem na tym etapie sezonu i ciężko mi jest pogodzić się z tym, że jak inni szczytują ja zaczynam dołować.

Trening 67
Wtorek, 23 czerwca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 91.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:06 | km/h: | 29.35 |
Pr. maks.: | 66.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 159159 ( 81%) | HRavg | 138( 70%) |
Kalorie: | 2091kcal | Podjazdy: | 870m | Sprzęt: Litening C:62 Pro | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po kilku nieprzyjemnych dniach wreszcie wyszło słońce i można było z czystym sumieniem wyjechać na szosę. Czekałem na ten dzień z tego względu, że miałem w planie przetestowanie roweru na nowej ramie. Przed wyjazdem jeszcze kilka poprawek m.in. delikatna korekta ustawienia siodła czy montaż miernika mocy i w drogę. Nie mam ostatnio zaufania do prognoz pogody i wolałem ubrać się cieplej niż zmarznąć i dlatego ubrałem potówek, rękawki i rękawiczki których w okresie letnim zazwyczaj nie używam. Ostatnio wymieniałem bloki i coś jest z nimi nie tak bo potrafią się wypinać podczas jazdy w najmniej oczekiwanym momencie i już na starcie miałem z nimi problem. Pierwsze metry na tym rowerze wystarczyły aby stwierdzić, że rama jest niesamowicie sztywna, poprzednia w porównaniu z tą była miękka. Wiedziałem, że po drodze może mnie czekać wiele przerw na zmianę ustawień i pierwsza nastąpiła już po kilometrze. Za nisko ustawiłem siodło i musiałem podnieść sztycę o około 1 centymetr. Brak klucza dynamometrycznego spowodował, że musiałem bardzo ostrożnie dokręcać śrubę by zarówno trzymała sztycę jak i nie była dociągnięta za mocno. Udało się bo nie miałem już później problemów z opadającą sztycą. Znowu dopisało mi szczęście i od samego początku jechałem z wiatrem wiejącym w twarz. Dzielenie sobie radziłem z warunkami obserwując zachowanie roweru. Przez pierwsze 40 minut wyszły kolejne niedociągnięcia, zapomniałem sprawdzić zaciski kół przed jazdą a tylny nie trzymał zbyt dobrze i musiałem go poprawić. Drugi problem to poprowadzenie przewodu od Di2, musiałem go owinąć wokół pancerza bo latał na boki wydając irytujące dźwięki. Później nic się nie działo, wybrałem wymagającą trasę z wieloma podjazdami oraz odcinkami o złej nawierzchni. Kilka razy kierowcy podnieśli mi ciśnienie wykonując niebezpieczne manewry przez które musiałem awaryjnie hamować. Na kilku odcinkach dróg ruch był spory i żałowałem, że tamtędy jechałem. Noga nie była zbyt dobra i ogólnie jazda nie układała się po mojej myśli. Jadłem regularnie i dużo piłem przez co musiałem zrobić awaryjny postój w niezbyt komfortowym miejscu. Na jednym z wielu dziurawych odcinków najpierw wypadła mi pompka, zapomniałem zabezpieczenia i zdecydowałem się schować ją do kieszeni, później podczas konsumpcji batona jego połowa wylądowała na jezdni, podbiło mi rower i to wystarczyło, niby tylko połowa batona ale miałem wszystko wyliczone na styk i tego później brakowało. Kolejny dziurawy odcinek znowu mnie załatwił, popuściły stery a w dodatku wyprzedziło mnie kilku kolarzy z taką prędkością, ze wydawało mi się, że stoję w miejscu. Nim przedostałem się na drugą stronę Wisły zatrzymałem się ostatni raz i dokręciłem stery, widocznie zapomniałem dokręcić jedną ze śrub kluczem dynamometrycznym i przy pełnej nierównych i dziurawych odcinków trasie stery poluzowały się. Później mimo tego, że jeszcze towarzyszyły mi gorsze nawierzchnie nic się niepokojącego nie działo. Nie byłem zdecydowany którą drogą wrócić do domu i skierowałem się na Chybie. Po drodze dojechałem do ciągnika rolniczego, nie wiem czemu nie wyprzedziłem go, trochę odpocząłem jadąc za nim ale gdy skręcił na stacje benzynową przyśpieszyłem po to aby zwolnić przed skrzyżowaniem. Zjadłem ostatnią dawkę węglowodanów która musiała wystarczyć jeszcze na minimum 40 minut jazdy. Jechałem cały czas znanymi drogami, trochę na pamięć i dopiero gdy na rondzie w Ligocie skręciłem w prawo zorientowałem się, że lepiej było jechać na Mazańcowice. Pojechałem jednak na Międzyrzecze i później na Jasienicę. Dopiero
wtedy poczułem, że wiatr mi sprzyja, wcześniej walczyłem z bocznymi i
przeciwnymi podmuchami. Na podjeździe mocy już brakowało, czułem, ze bomba nadchodzi ale udało się bez niej dojechać do Jaworza skąd już blisko miałem do domu. Wracałem do domu z myślą, że za 2 godziny będę już w pracy a okazało się, że już dzisiaj mam wolne, gdybym wiedział to rano to wybrałbym się na dłuższą trasę. Po pierwszej jeździe jestem zadowolony, nie podoba mi się jedynie praca suportu i kilka mniejszych rzeczy które uda się poprawić. Po przyjeździe czyszczenie i dociągniecie śrub. Przez najbliższe dni zrobię kolejne testy ramy m.in. w górach czy na dłuższym dystansie. Ustawiona pozycja na początku jazdy okazała się optymalna i na razie nie będę w nią ingerował. Po dzisiejszej jeździe mam mieszane uczucia w odniesieniu do formy. Niby moc w nogach pozostała ale zmęczyłem się na tej trasie bardziej niż zwykle.

Trening 63
Sobota, 13 czerwca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 55.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:01 | km/h: | 27.27 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 155155 ( 79%) | HRavg | 127( 65%) |
Kalorie: | 1165kcal | Podjazdy: | 860m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dłuższego weekendu ciąg dalszy. Tym razem spokojniejsza 2 godzinna jazda. Nie miałem pomysłu na trasę wiec postanowiłem okrążyć Magurkę zaczynając od Przegibka. Dzień zaczął się nietypowo od urwanej linki tylnej przerzutki, dosyć częsta przypadłość której powodem była niesprawna klamkomanetka. Około 20 minut roboty i mogłem jechać. Byłem mocno ograniczony czasowo i nie planowałem żadnych przerw. Wyjechałem punktualnie o 7 i postanowiłem jechać najkrótszą drogą do Straconki. Na skrzyżowaniach zostałem kilka razy przytrzymany ale nie na wszystkich i nie straciłem za dużo czasu. Kilka kilometrów po mokrych drogach wystarczyło aby napęd nie pracował jak należy. Zapomniałem naoliwić łańcuch i już po kilku kilometrach piszczał. Podjazd na Przegibek poszedł bardzo sprawnie, na zjeździe również radziłem sobie nieźle. Później trzy grosze wtrącił wiatr i ciężko było jechać równym tempem. Odcinek wzdłuż jezior również był interwałowy, starałem się nie wykraczać poza 3 strefę mocy ale nie zawsze się dało. Na jednym z krótkich zjazdów musiałem się zatrzymać, samochody zablokowały drogę, jeden z nich gwałtowanie zahamował i zatrzymał się na środku drogi. Po chwili mogłem jechać dalej, z przyzwyczajenia skręciłem w prawo na Bierną i dołożyłem sobie dwa krótkie podjazdy. Dłuższy czekał mnie w Wilkowicach, na zjeździe z kolei puściłem się odważnie w dół, z wiatrem rozpędziłem się prawie do 60 km/h bez dokręcania, dobrze by było gdybym nie musiał hamować przed końcem zjazdu. Przynajmniej nie musiałem zatrzymywać się na skrzyżowaniu bo trafiłem na zielone, szybko pokonałem kilka rond i dotarłem do Bystrej gdzie już musiałem zwolnić. Do Bielska wjechałem ścieżką rowerową, jadąc traktem wyprzedziłem kilku rowerzystów korzystających z drogi. Trochę nerwów straciłem na skrzyżowaniu z łącznikiem miedzy ul. Bystrzańską a Żywiecką, zorientowałem się, że sygnalizacja nie działa jak należy i jadąc z południa można czekać sobie na zielone światło które zapali się dopiero wtedy gdy jedzie ktoś z przeciwka. Później już spokojniej ale ludzi na mieście już sporo a na zegarze dochodziła godzina 9. Kilka minut później byłem już w domu. Noga podawała całkiem nieźle ale na mocniejsze akcenty się nie zdecydowałem. Zabrakło motywacji aby wsiąść udział w rywalizacji BikesoreStravaChallenge gdzie stać mnie było na czas dający miejsce w TOP 10.

Trening 62
Piątek, 12 czerwca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 79.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:04 | km/h: | 25.76 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 1919kcal | Podjazdy: | 1080m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj poświeciłem wyjątkowo
dużo czasu na regeneracje wiec dzisiaj rano wstałem wypoczęty i zmotywowany.
Miałem dużo czasu wiec wyjechałem nieco później. Do Wisły tym razem chciałem
dojechać inną drogą niż zwykle. Skierowałem się na Skoczów a później bocznymi
drogami do Ustronia. Dawno tam nie byłem i na kilku odcinkach zwinięto asfalt.
Zamiast zaoszczędzić trochę czasu nieco nadłożyłem drogi. Liczyłem na szybki
przejazd przez Ustroń. Przed wjazdem do centrum zdążyłem zrobić trzy minutowe
sprinty a później straciłem dużo czasu na przejechanie Ustronia. Przed testem
chciałem jeszcze przepalić nogę na podjeździe pod Tokarnie, aby wygenerować moc
około 350 Wat nie musiałem się wysilać, na tak stromym podjeździe musiałem jechać
z kadencją poniżej 70 i założoną moc generowałem. Zjazd wolny, asekuracyjny, wśród
pieszych. Przejazd przez Wisłę to jeszcze większa walka z utrudnieniami niż w
Ustroniu, duży korek w centrum ale znalazłem fragment zatłoczonej ścieżki i nie
musiałem szukać luk koło samochodów. Przed skocznią zrobiłem krótki postój a
później ruszyłem już w kierunku Szczyrku. Mniej więcej w tym samym miejscu co
rok temu zacząłem test. Ruszyłem mocno ale nie za mocno, na łatwiejszej części trasy
jechałem trochę lżej ale gdy zrobiło się stromiej to moc poszła w górę. Przy
zajezdni miałem 5:20 czyli około 14:40 do szczytu, taki czas oznaczałby rekord
a warunki nie były najlepsze wiec nie groziło mi to. Cały czas jechałem równo,
głównie w siodle, od czasu do czasu wstając z siodełka. Ostatnie 5 minut
jechałem delikatnie mocniej ale zrezygnowałem z tradycyjnego sprintu na koniec
który zawyża zwykle wynik. Kończąc test brakowało mi około 200 metrów do szczytu,
nie dużo patrząc na to, że cały podjazd jechałem sporo wolniej niż rok temu na
teście generując zbliżoną moc. Ostatecznie wynik wyszedł nieznacznie lepszy ale
uzyskany przy niższej wadze i po raz kolejny ponad 5 W/kg. Oczywiście czas
mógłby być lepszy, rozpoczęcie testu około 300 metrów dalej pozwoliłoby
skończyć go na szczycie Salmopola. Wtedy czas wyniósłby około 15:20 czyli 30
sekund mniej niż udało się uzyskać. Kilka lat temu cieszyłem się z czasów
poniżej 17 minut a teraz są one normą a coraz częściej wjeżdżam poniżej 16
minut. Na szczycie spotkałem Patryka z którym dłuższą chwile rozmawiałem o
tematach głównie rowerowych i treningowych. Nie chciało mi się jechać już na
kolejne podjazdyi spokojnie zjechałem do Szczyrku, uzupełniłem bidony po czym ruszyłem w kierunku domu. Jechało się całkiem przyjemnie mimo walki z czołowym
wiatrem. W domu byłem przed 13. Chwile później odebrałem nową ramę, brakuje mi
jeszcze sterów i kilku innych drobiazgów aby złożyć rower i chyba dopiero po weekendzie
będę mógł go przetestować.




Trening 60
Wtorek, 9 czerwca 2020 Kategoria Szosa, Samotnie, 50-100
Km: | 57.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:06 | km/h: | 27.14 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 153153 ( 78%) | HRavg | 127( 65%) |
Kalorie: | 1199kcal | Podjazdy: | 780m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy wyjazd w tym tygodniu. Wczoraj nawet nie miałem czasu spojrzeć w kierunku roweru, dzisiaj było już więcej czasu ale musiałem trochę go poświęcić na przygotowanie roweru do jazdy. Założyłem lepsze koła do roweru treningowego, zamontowałem miernik mocy ale zapomniałem go skalibrować. Kilka rzeczy w tym rowerze wymagało jeszcze regulacji ale nie miałem na to zbytnio czasu, dało się jechać ale trochę mocy szło w gwizdek.
Wyjechałem dosyć późno bo około 17, nie była to zbyt optymalna pora Boruch na mieście spory. Udało się sprawnie przejechać przez Bielsko ale niezbyt szybko. Podjazd na Przegibek też wydawał mi się męczarnią ale sprzęt nie miał zbyt dużego znaczenia przy dobrej nodze. Z nieba zaczęło coś lecieć, drobny deszcz towarzyszył mi do końca treningu. Na zjeździe znowu odpuściłem, początkowo dało się szybko jechać a im bliżej centrum Międzybrodzia tym mocniej wiało. Nie przeszkadzało mi to bo dzięki takim warunkom byłem w stanie jechać równo i generować odpowiednią moc. Ruch na drodze do Kobiernic był duży ale wolałem jechać tą trasą niż przez Porąbkę i DK52. Później ze zmiennym szczęściem do warunków dojechałem do Kóz, momentami jechałem za mocno ale zbyt niego znaczenia to nie miało. Po wjeździe do Bielska znowu walczyłem z dużym ruchem, chciałem minąć Hałcnów ale również ulice Krakowską wiec trochę kluczyłem bocznymi drogami aby dostać się w kierunku Lotniska. Przedzierając się przez Centrum dojechał do mnie jakiś kolarz. Wspólnie przejechaliśmy kilka kilometrów, towarzysz dawał trochę za mocne zmiany, byłem w stanie się za nim utrzymać ale wychodziłem poza 3 strefę mocy. Ostatni zjazd i 1500 metrów pokonałem już w luźnym tempie. Przez całą drogę miałem włączone światła ale chyba nic to nie dało, nie czułem się bezpiecznie na drodze a kierowcy często nie zwracali na mnie uwagi i wyjeżdżali prosto pod moje koła mimo tego, że jechałem drogą z pierwszeństwem. Pogoda znowu zaczyna mieszać, mogę jeździć popołudniami gdy zwykle jest gorzej niż wtedy gdy jestem w pracy.

Wyjechałem dosyć późno bo około 17, nie była to zbyt optymalna pora Boruch na mieście spory. Udało się sprawnie przejechać przez Bielsko ale niezbyt szybko. Podjazd na Przegibek też wydawał mi się męczarnią ale sprzęt nie miał zbyt dużego znaczenia przy dobrej nodze. Z nieba zaczęło coś lecieć, drobny deszcz towarzyszył mi do końca treningu. Na zjeździe znowu odpuściłem, początkowo dało się szybko jechać a im bliżej centrum Międzybrodzia tym mocniej wiało. Nie przeszkadzało mi to bo dzięki takim warunkom byłem w stanie jechać równo i generować odpowiednią moc. Ruch na drodze do Kobiernic był duży ale wolałem jechać tą trasą niż przez Porąbkę i DK52. Później ze zmiennym szczęściem do warunków dojechałem do Kóz, momentami jechałem za mocno ale zbyt niego znaczenia to nie miało. Po wjeździe do Bielska znowu walczyłem z dużym ruchem, chciałem minąć Hałcnów ale również ulice Krakowską wiec trochę kluczyłem bocznymi drogami aby dostać się w kierunku Lotniska. Przedzierając się przez Centrum dojechał do mnie jakiś kolarz. Wspólnie przejechaliśmy kilka kilometrów, towarzysz dawał trochę za mocne zmiany, byłem w stanie się za nim utrzymać ale wychodziłem poza 3 strefę mocy. Ostatni zjazd i 1500 metrów pokonałem już w luźnym tempie. Przez całą drogę miałem włączone światła ale chyba nic to nie dało, nie czułem się bezpiecznie na drodze a kierowcy często nie zwracali na mnie uwagi i wyjeżdżali prosto pod moje koła mimo tego, że jechałem drogą z pierwszeństwem. Pogoda znowu zaczyna mieszać, mogę jeździć popołudniami gdy zwykle jest gorzej niż wtedy gdy jestem w pracy.

Trening 58
Sobota, 6 czerwca 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 79.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:17 | km/h: | 24.06 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 141( 72%) |
Kalorie: | 2289kcal | Podjazdy: | 1840m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Bardzo ważny dla mnie dzień. Dzisiaj zmierzyłem się z nielubianym przeze mnie podjazdem na Żar. Wczoraj znowu miałem dużo pecha, nie udało się przepalić nogi a w dodatku miałem bliskie spotkanie z podłożem, na szczęście wyszedłem z tego tylko poobijany i obolały. Bałem się, że nie będę w stanie wsiąść na rower ale nie było tak źle, w niektórych pozycjach nie mogłem jechać dłużej, miałem problemy ze snem i nie byłem w pełni zdeterminowany do walki z czasem. Opóźniałem godzinę wyjazdu, niepotrzebnie bo później były tłumy. Przed 7 siedziałem już ostatecznie na rowerze. Początek był ciężki ale gdy się rozkręciłem to już jakoś leciało dalej. Podjazd na Przegibek potraktowałem jako rozgrzewkę która dzisiaj były schodki, od 2 do 5 strefy mocy. Trzy serie zmieściły się na kilkunasto minutowym podjeździe, szybciej bym wjechał jadąc cały czas w 3 strefie mocy ale nie to było celem. Pierwszy poważny problem jaki się pojawił to zjazdy a dokładnie fatalna dyspozycja, spory fragment w lesie był mokry a przyjęcie pozycji aero nie było możliwe bo w momencie pojawiał się duży ból. Zjechałem bezpiecznie do Międzybrodzia, w normalnej sytuacji wjechałbym na Nowy Świat, bałem się, że na takiej ścianie przesilę rękę i będę do końca zmagał się z bólem nie mogąc jechać odpowiednim tempem. Spokojnie dojechałem do początku podjazdu na Żar. Nie byłem zaskoczony tym, że znowu wieje i to z takiego kierunku, że pierwszy kilometr miałem walczyć z przeciwnym wiatrem. Ruszyłem tak jak zamierzałem z poziomu FTP i w równym tempie dojechałem do pierwszego łuku w lewo. Byłem tam po ponad 3 minutach ale sporo szybciej niż zwykle i to już był duży zysk czasowy. W tym momencie zwiększyłem moc i trzymałem się w ulubionej w ostatnim czasie strefy 5. Rok temu jechałem tempówkę na Żar i po 16 minutach byłem przed zjazdem. To dobry punkt odniesienia, jechałem już nie kalkulując mimo, że to dopiero początek podjazdu, gdy nachylenie przekraczało 10 % to i moc szła w górę, na łatwiejszych fragmentach jechałem równo. Nie lubię tego podjazdu właśnie ze względu na bardzo zmienne nachylenie. Gdy wyjechałem z osłoniętych przez wiatr terenów czułem, że wiatr jest neutralny a nawet lekko sprzyjający, to co straciłem na początku udało się odrobić przed zjazdem. Na wypłaszczeniu pojawiłem się szybciej niż rok temu o 30 sekund. Miałem jeszcze rezerwy ale musiałem je zostawić na końcówkę wspinaczki. Na zjeździe odpuściłem lekko, złapałem drugi oddech, kilka sekund straciłem na tym, że wypiął mi się blok ale znaczenia to nie miało. Za mocno zacząłem ostatni odcinek i na finisz mnie brakło. Ostatecznie poprawiłem swój czas o ponad minutę, wskoczyłem do TOP 15 na tym podjeździe i wygenerowałem lepszą moc niż na ostatnim teście FTP. Dosyć szybko doszedłem do siebie i po krótkim postoju zacząłem zjeżdżać, zjazd znów nie wyglądał dobrze ale najważniejsze, że był bezpieczny. Zastanawiałem się gdzie dalej jechać, decydującym czynnikiem było TSS, nie chciałem przekraczać 200 do którego jednak brakowało. Zdecydowałem się na najbardziej ekstremalny wariant i ruszyłem w kierunku Łodygowic a następnie Magurki. Krótki postój zrobiłem na zaporze w Tresnej, po drodze zaliczyłem znowu ulice Akacjową tym razem spokojniej niż ostatnio. Nogi już nie pracowały jak wcześniej, pagórkowaty odcinek wzdłuż jeziora pod wiatr zmęczył mnie bardzo. Jednym z powodów utraty sił było przyjmowanie zbyt małej ilości płynów, nadrobiłem to nieco ale siły nie wróciły. Jeden z najtrudniejszych podjazdów w okolicy zacząłem spokojnie, zbyt spokojnie w odniesieniu do ostatnich 2500 metrów. Po około kilometrze miałem już dosyć przepychania i dołożyłem nieco mocy, niewiele to pomogło, brakowało minimum 2 zębów z tyłu do strefy komfortu. Niestety obolała ręka dawała o sobie znać na podjeździe i w końcówce czułem już wyraźny ból. Mimo słabego początku podjazdu końcówka poszła mi nieźle, jak na to co było w nogach. Od czasu sprzed 4 tygodni urwałem ponad minutę a drugie tyle jeszcze spokojnie jest do zyskania przy jeździe na maksa. Podjazd to był pikuś w porównaniu ze zjazdem, na mokrej, stromej, miejscami dziurawej i zanieczyszczonej, wąskiej drodze po raz pierwszy od dawna bałem się o swoje zdrowie, zjazd pokonałem na 3-4 razy kontrolując stan obręczy, na szczęście nie zagrzały się na tyle aby stracić właściwości. Od Wilkowic przeklinałem siebie, że nie wyjechałem 30 minut wcześniej, spory ruch był na drogach i wiele razy musiałem hamować, zatrzymywać się i denerwować. Na jednym ze skrzyżowań dwóch kierowców przeszło samych siebie, jadąc ścieżką rowerową dojeżdżałem do skrzyżowania, przed przejściem stało dwóch pieszych z wózkiem, jeden kierowca zjeżdżając z głównej przecinał ścieżkę i chodnik, drugi wyjeżdżał z podporządkowanej, obu tak się spieszyło, że na przejeździe dla rowerów i przejściu dla pieszych zderzyli się, według wszystkich przepisów jakie w tym miejscu obowiązywały, mieli oni obowiązek ustąpić pierwszeństwa pieszym i rowerzystom. Nikomu nic się nie stało i dlatego szybko opuściłem skrzyżowanie. Później jeszcze kilka mniejszych akcji dzięki którym odechciało mi się dalszej jazdy, do domu było blisko. Wreszcie dobra pogoda, noga dobra chociaż wiem, że nie był to mój dzień. Kolejny trening zaliczony, mam nadzieje, że kolejne będą równie dobre a niedyspozycja zdrowotna szybko minie bo jakiś wpływ na jakość tego treningu na pewno miał wczorajszy incydent. Był to również pierwszy trening gdy na dwóch podjazdach dałem z siebie wszystko, na Magurce zostały jeszcze niewielkie rezerwy a pod Żar wycisnąłem z siebiue maksa. Swoją drogą nie mam ostatnio szczęścia do ścieżek rowerowych, trzeba nimi jeździć a są coraz mniej bezpieczne i ciągle na nich coś niedobrego się dzieje.



Informacje o podjazdach:




Informacje o podjazdach:

Trening 56
Środa, 3 czerwca 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 85.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:44 | km/h: | 31.10 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 152152 ( 77%) | HRavg | 136( 69%) |
Kalorie: | 1802kcal | Podjazdy: | 620m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny trening typowo tlenowy na
dosyć płaskiej trasie. Wyjechałem dosyć wcześnie bo już o 15, udało się szybko
wrócić z pracy, uporać z obowiązkami i miałem prawie 3 godziny na trening co w
tygodniu rzadko się u mnie zdarza, mógłbym mieć nawet więcej czasu ale wzywał
mnie m.in. zarośnięty już ogródek a pogoda ostatnio zmienna i ponad godzinę
musiałem poświęcić na skoszenie części trawnika. Wyjechałem najszybszą drogą z
miasta i szybko pokonałem pierwszy podjazd. Później czekało mnie wiele
kilometrów płaskich dróg i jak się okazało walki z czołowym lub bocznym
wiatrem. Wybrałem najprostszy wariant dojazdu do Goczałkowic. Jak już rozwinąłem
niezłą jak na warunki prędkość w Międzyrzeczu to utrzymałem ją do Zabrzega, tam
trochę komplikacji które zabrały cenny czas ale w końcu dostałem się na Zaporę.
Kilka miesięcy tam nie jechałem a dzisiaj było dosyć tłoczno, dużo ludzi
również na ścieżce pieszo-rowerowej w Goczałkowicach wiec krótki odcinek do skrętu
na Łąkę pokonałem jezdnią. Po zjeździe z głównej miałem delikatny kryzys,
jechało się ciężko ale może to przez wiatr. Dopiero po kilku kilometrach i
pokonaniu pagórków w Łące jechało się lepiej, zamiast jechać na Strumień
odbiłem w prawo na Brzeźce, na kilku kilometrach walki z wiatrem nie minął mnie
żaden samochód, aż dziwne w tym rejonie ze względu na remonty dróg w okolicy
ten odcinek jest ważnym łącznikiem miedzy drogami 939 a 933. Liczyłem, że nie będę
musiał zatrzymywać się na wahadle ale niestety złapało mnie czerwone światło i
swoje musiałem odstać. Później wjechałem już na lepszej jakości szosy i jechało
się dużo lepiej. Wszystkie newralgiczne miejsca na trasie pokonałem sprawnie aż
do Skoczowa. Wcześniej musiałem pokonać kilka podjazdów na których dwóch gości pokazało
mi jak się jeździ, na elektrykach. Wyprzedzili mnie w takim tempie, jakbym stał
w miejscu. Na zjeździe do Skoczowa trochę sobie poszalałem, puściłem się odważnie
w dół i gdy wjechałem na bardziej dziurawy odcinek drogi musiałem wytracić sporo
prędkości. Wolno przedostałem się na drugą stronę Wisły. Ostatnie kilkanaście kilometrów
z kilkoma wzniesieniami pokonałem w dobrym tempie i przed czasem pojawiłem się w
domu. Mogłem wydłużyć trasę ale nie miałem zbytnio koncepcji a ruch na
okolicznych drogach był spory. Noga po raz kolejny podawała i moja jazda
wygląda coraz lepiej. Mimo tego, że nie lubię jazdy po płaskim, dzisiejsza
trasa była przyjemna i pokonana w równym tempie.

