Wpisy archiwalne w kategorii
50-100
Dystans całkowity: | 90857.50 km (w terenie 1680.50 km; 1.85%) |
Czas w ruchu: | 3331:11 |
Średnia prędkość: | 26.62 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 967996 m |
Maks. tętno maksymalne: | 202 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 179 (89 %) |
Suma kalorii: | 1868942 kcal |
Liczba aktywności: | 1331 |
Średnio na aktywność: | 68.26 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
Trening 101
Sobota, 7 września 2019 Kategoria No Limited 2019, Trening 2019, Szosa, Cube 2019, avg>30km\h, 50-100, Samotnie
Km: | 66.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:02 | km/h: | 32.46 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 154154 ( 78%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 816kcal | Podjazdy: | 300m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Weekend nie zapowiadał się najlepiej, sobota praktycznie cała zajęta i jedyna opcja treningu to godziny wczesnodopołudniowe. Po głowie chodził wcześniej m.in. Uphill na Magurkę, miałem okazje pożyczyć profesjonalny rower MTB i sprawdzić się w trochę innych warunkach. Długość treningu zależała wyłącznie od godziny wyjazdu. Nie byłem w stanie położyć się odpowiednio wcześnie a poprzednich nocy spałem mniej niż powinienem i nie byłem w stanie wyjechać szybciej niż o 7 co dawało zaledwie 2 godziny na trening. Byłem niewyspany i bardzo niechętny do jazdy i o mocnym treningu mogłem zapomnieć. Na wyjazd w góry nie liczyłem bo nie miałem tyle czasu, objazd po raz kolejny rundy GMP też odrzuciłem i wybrałem się na prawie płaską trasę wokół Jeziora Goczałkowickiego. Poranek był zimny i chwile straciłem na wyborze odpowiedniego stroju a samo ubieranie także zajęło więcej czasu niż w ostatnich miesiącach. Gdy już wyjechałem to byłem pewny, że ubrałem się idealnie do warunków. Przez miasto szybko przejechałem, zaryzykowałem i nie skorzystałem ze ścieżki rowerowej. Po wyjeździe z Bielska pojawił się pierwszy podjazd. Starałem się wjechać spokojnie a gdy nachylenie spadło to pojawił się wiatr który miał duży wpływ na tempo. Pagórkowaty odcinek to Mazańcowic poszedł jako tako a dalej to już walka z bocznymi podmuchami wiatru. Mimo to udało się jechać całkiem dobrym tempem. Z zapasem czasowym dotarłem do Zabrzega i musiałem się przedostać przez zaporę do Goczałkowic. Na moje szczęście bramki były otwarte a deptak zupełnie pusty i nie musiałem hamować. Gdy skręciłem na zachód to byłem nieco rozczarowany, wiatr znowu wiał bardziej z boku niż w plecy i nie miał zbyt korzystnego wpływu na jazdę. Trzymałem dobry rytm przez całą drogę do Strumienia i dzięki temu byłem w stanie sprawniej walczyć z wiatrem jadąc w kierunku Chybia. Miałem jeszcze prawie godzinę czasu i postanowiłem wrócić dłuższą drogą przez Pierściec. Niestety nie udało się przejechać przez Zaborze bo trafiłem na zamkniętą drogę i musiałem zawrócić, bocznymi drogami dojechałem do głównej i skręciłem w prawo na Jasienicę. Podjazd w Rudzicy wjechałem nieco mocniej ale później wróciłem do 2 strefy i trzymałem ją aż do wjazdu do Bielska gdzie zluzowałem i z nogi na nogę dojechałem do domu. Fajny trening, szkoda, że nie miałem więcej czasu i już wtedy przeczuwałem, ze może to być ostatni wyjazd w tym tygodniu.




Trening 100
Czwartek, 5 września 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 65.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:20 | km/h: | 27.86 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 954kcal | Podjazdy: | 800m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ogólny plan na ten dzień zakładał mocny trening. Nie wiedziałem dokładnie ile będę miał czasu ale okazało się, że na tyle dużo, że nawet 3 godzinny trening wchodził w grę. Nie chcąc po raz kolejny podjeżdżać kilkakrotnie na Przegibek ruszyłem w kierunku Równicy. Dawno mnie tam nie było a na tym podjeździe zawsze udaje mi się wydobyć wszystkie pokłady mocy. Pogoda była niemal identyczna jak wczoraj, bezchmurne niebo i dosyć niska temperatura skłoniła mnie do schowania do kieszonki kurtki oraz ubranie potówki i rękawiczek. Wiało znowu z południa i dojazd do Ustronia to miała być ciągła walka z wiatrem. Najważniejszą rzeczą dla mnie było przeprowadzenie jak najlepszej rozgrzewki. Rozgrzewka to jedyna rzecz jaką miałem rozpisaną przed treningiem. Wyjeżdżając czułem, że noga nie jest tak dobra jak dzień wcześniej. Wiedziałem, ze będzie ciężko ale o to chodzi w trenowaniu, im jest ciężej tym są lepsze efekty. Rozgrzewkę podzieliłem na kilka części. Pierwsza z nich to 30 minut spokojnej jazdy w strefie 1 ze stopniowym zwiększaniem mocy do strefy 2. Zacząłem spokojnie i na hopkach starałem się jechać mocniej. Noga się rozkręcała i mogłem przystąpić do 2 części rozgrzewki. Zaplanowane dwa minutowe akcenty w 3 strefie z 2 minutowym odpoczynkiem w 1 strefie nie wyszły za dobrze. Podczas pierwszego napotkałem na skrzyżowanie na którym musiałem skręcić w prawo i na moment puścić korby. Drugi sprint już był lepszy a później 10 minut w strefie 1-2 przed najważniejszą częścią rozgrzewki. W ostatnim czasie wprowadziłem do swoich treningów powtórzenia metodą schodkową. W ramach rozgrzewki zwiększam, moc co minutę. Tym razem zaczynałem z 4 strefy a kończyłem w 5. Po dwukrotnym zwiększeniu mocy i 3 minutach wysiłku odpuściłem i spokojnie dojechałem do początku podjazdu na Równice. Już wtedy podjąłem decyzje, że spróbuje utrzymać jak najwyższą moc w czasie 10 minut. Na początku podjazdu powtórzyłem schodki z trzeciej części rozgrzewki. Noga już była dobrze rozgrzana i pierwsze trzy minuty podjazdu poszły gładko. Następnie odpuściłem na 3 minuty, trzymałem się 4 strefy a gdy tylko przejechałem odcinek brukowy to ruszyłem dużo mocniej. Noga podawała jak szalona, dawno tak dobrze się nie czułem i kolejne metry szybko mijały. Po 7 minutach mocnej jazdy miałem jeszcze spore rezerwy mocy a do szczytu pozostał tylko kilometr. Ostatnie 3 minuty były jeszcze mocniejsze ale trochę brakowało do końca podjazdu wiec zagiąłem się jeszcze na 10 sekund i zafiniszowałem. Byłem ujechany ale szybko doszedłem do siebie, na szczycie było chłodno i ubrałem kurtkę, zjazd nie należał do przyjemnych, od strony technicznej był poprawny ale wolny. Po zjeździe musiałem uzupełnić bidon, zabrałem tylko jeden a był już pusty i zatrzymałem się w sklepie, rozebrałem kurtkę, zakupiłem wodę i ruszyłem w dalszą drogę. Wybrałem dłuższą i bardziej pagórkowatą trasę, na podjazdach robiłem jeszcze minutowe akcenty w 6 strefie. Pod koniec brakowało już sił, trening fajnie wszedł w nogi. Po raz kolejny udało się zaliczyć 10 minutowy podjazd z mocą około 5,5 W/kg, coraz częściej się to udaje ale wątpię abym zdołał zrobić dwa takie powtórzenia podczas jednego treningu. Forma na razie się utrzymuje i być może uda się jeszcze ją wykorzystać podczas jesiennych wojaży treningowych czy wyścigowych.



Informacje o podjazdach:




Informacje o podjazdach:

Trening 99
Środa, 4 września 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 61.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:06 | km/h: | 29.05 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 155155 ( 79%) | HRavg | 126( 64%) |
Kalorie: | 760kcal | Podjazdy: | 610m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po weekendzie przyszło małe załamanie pogody. W poniedziałek przestało padać dopiero w południe gdy wychodziłem do pracy a wtorkowy poranek również był mokry i musiałem zrezygnować z zaplanowanego treningu. W deszczu nie miałem ochoty jechać a na zastępczą aktywność nie byłem przygotowany i wpadł dodatkowy dzień wolnego. Miałem napięty grafik na ten dzień i wtedy kiedy nie było już czasu na jazdę zrobiło się lepiej. Tak wiec miałem dwa dni wolnego z rzędu, nie pamiętam kiedy ostatni raz spotkała mnie taka sytuacja, pogodziłem się z nią ale wiedziałem, że może mieć wpływ na moją formę.
Po dwóch dniach wolnych udało się wyjechać na około 2 godzinny trening. Pogoda była zupełnie inna, ani jednej chmury, słońce i przyjemny chłodek, z czasem robiło się cieplej. Po mocnej niedzieli i braku przynajmniej godzinnej jazdy w poniedziałek lub wtorek żaden mocny trening nie wchodził w grę wiec pojechałem po raz kolejny objechać rundę GMP. Wyjechałem nieco później niż myślałem ale miałem odpowiedni zapas czasu, wiało znowu bardziej z południa i na początek czekała mnie walka z bocznym ale dosyć ciepłym i umiarkowanie silnym wiatrem. Do Skoczowa dojechałem sprawnie i postanowiłem tym razem przejechać przez miasto a nie pchać się na Harbutowice i Nierodzim gdzie ostatnio trafiłem na roboty drogowe. Dawno nie byłem w centrum Skoczowa i zaskoczyło mnie nowe rondo o charakterystycznym kształcie znacznie ułatwiające komunikację. Na moment się zawahałem gdzie mam skręcić ale szybko przypomniałem sobie jak wyglądało skrzyżowanie przed przebudową i znalazłem właściwy zjazd. Bez przygód dojechałem do początku rundy w Kisielowie. Warunki pozwoliły na szybki początek ale później sporo samochodów a zwłaszcza podjazdy ostudziły moje zapędy. Nie chciałem pokonywać rundy maksymalnym możliwym tempem tylko trzymać się właściwych stref mocy i dlatego na podjazdach jechałem wolno z niską kadencją. Pomimo wcześniejszych obaw noga kręciła nieźle, dużo lepiej niż w zeszłym tygodniu gdy męczyłem się strasznie na treningach. Na rundzie wiatr wiał chyba mocniej niż na początku jazdy bo odczuwałem jego wpływ na długiej prostej przed Kostkowicami. Mały kryzys przytrafił mi się na pagórkowatym odcinku poprzedzającym wjazd na główną drogę w kierunku Cieszyna. Przyczyna była jedna – nieodpowiednia ilość jedzenia na trasie, szybko nadrobiłem braki i jeszcze przed końcem rundy siły wróciły. Przy dużo lepszej i spokojniejszej jeździe poprawiłem swój czas na rundzie o około 40 sekund. Po dwukrotnym przejeździe najważniejszy wniosek jaki mi się nasuwa jest taki, że mała tarcza w korbie jest niepotrzebna, podjazdy są krótkie niezbyt strome i przy tempie wyścigowym wszystkie hopki są do pokonania na blacie, nawet ostatni podjazd na Górę Chełm nie jest na tyle trudny aby konieczna była mała tarcza w korbie. Przy takim układzie trasy największe szanse na medale mają osoby lubiące techniczne i pagórkowate trasy a nie typowi górale dobrze czujący się na dłuższych podjazdach lub typowych ściankach preferujących niską wagę zawodnika a nie moc jaką potrafi wygenerować. Nie zdecydowałem się na sprawdzenie odcinka dojazdowego do mety i ruszyłem w kierunku Bielska tą samą drogą którą przyjechałem. Po drodze jeden postój i problemy z parującymi szkłami w okularach, nie przejmowałem się tym, bo akurat miałem jedne najgorszych okularów jakie posiadam ale było to denerwujące. Do domu wróciłem w całkiem niezłym tempie i niezłym czasie dzięki czemu miałem więcej czasu na regenerację.


Po dwóch dniach wolnych udało się wyjechać na około 2 godzinny trening. Pogoda była zupełnie inna, ani jednej chmury, słońce i przyjemny chłodek, z czasem robiło się cieplej. Po mocnej niedzieli i braku przynajmniej godzinnej jazdy w poniedziałek lub wtorek żaden mocny trening nie wchodził w grę wiec pojechałem po raz kolejny objechać rundę GMP. Wyjechałem nieco później niż myślałem ale miałem odpowiedni zapas czasu, wiało znowu bardziej z południa i na początek czekała mnie walka z bocznym ale dosyć ciepłym i umiarkowanie silnym wiatrem. Do Skoczowa dojechałem sprawnie i postanowiłem tym razem przejechać przez miasto a nie pchać się na Harbutowice i Nierodzim gdzie ostatnio trafiłem na roboty drogowe. Dawno nie byłem w centrum Skoczowa i zaskoczyło mnie nowe rondo o charakterystycznym kształcie znacznie ułatwiające komunikację. Na moment się zawahałem gdzie mam skręcić ale szybko przypomniałem sobie jak wyglądało skrzyżowanie przed przebudową i znalazłem właściwy zjazd. Bez przygód dojechałem do początku rundy w Kisielowie. Warunki pozwoliły na szybki początek ale później sporo samochodów a zwłaszcza podjazdy ostudziły moje zapędy. Nie chciałem pokonywać rundy maksymalnym możliwym tempem tylko trzymać się właściwych stref mocy i dlatego na podjazdach jechałem wolno z niską kadencją. Pomimo wcześniejszych obaw noga kręciła nieźle, dużo lepiej niż w zeszłym tygodniu gdy męczyłem się strasznie na treningach. Na rundzie wiatr wiał chyba mocniej niż na początku jazdy bo odczuwałem jego wpływ na długiej prostej przed Kostkowicami. Mały kryzys przytrafił mi się na pagórkowatym odcinku poprzedzającym wjazd na główną drogę w kierunku Cieszyna. Przyczyna była jedna – nieodpowiednia ilość jedzenia na trasie, szybko nadrobiłem braki i jeszcze przed końcem rundy siły wróciły. Przy dużo lepszej i spokojniejszej jeździe poprawiłem swój czas na rundzie o około 40 sekund. Po dwukrotnym przejeździe najważniejszy wniosek jaki mi się nasuwa jest taki, że mała tarcza w korbie jest niepotrzebna, podjazdy są krótkie niezbyt strome i przy tempie wyścigowym wszystkie hopki są do pokonania na blacie, nawet ostatni podjazd na Górę Chełm nie jest na tyle trudny aby konieczna była mała tarcza w korbie. Przy takim układzie trasy największe szanse na medale mają osoby lubiące techniczne i pagórkowate trasy a nie typowi górale dobrze czujący się na dłuższych podjazdach lub typowych ściankach preferujących niską wagę zawodnika a nie moc jaką potrafi wygenerować. Nie zdecydowałem się na sprawdzenie odcinka dojazdowego do mety i ruszyłem w kierunku Bielska tą samą drogą którą przyjechałem. Po drodze jeden postój i problemy z parującymi szkłami w okularach, nie przejmowałem się tym, bo akurat miałem jedne najgorszych okularów jakie posiadam ale było to denerwujące. Do domu wróciłem w całkiem niezłym tempie i niezłym czasie dzięki czemu miałem więcej czasu na regenerację.


Miasto 22
Poniedziałek, 2 września 2019 Kategoria 50-100, b'Twin 2019, blisko domu, Miasto, Samotnie, Szosa
Km: | 61.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1210kcal | Podjazdy: | 1190m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trening 96
Środa, 28 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 65.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:14 | km/h: | 29.10 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 27.0°C | HRmax: | 160160 ( 82%) | HRavg | 139( 71%) |
Kalorie: | 1160kcal | Podjazdy: | 580m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po mocnym treningu nie doszedłem do siebie i dlatego następna jazda miała być spokojniejsza. Na wstępie popełniłem kilka błędów w efekcie czego całą drogę męczyłem się i nie czułem mocy pod nogą. Czasami takie dni się zdarzają, zwłaszcza w upale od którego w ostatnim czasie odwykłem. Luźniejszy dzień wykorzystałem na objazd trasy GMP. Wyjechałem tak szybko jak mogłem, około 10 minut po obiedzie i to był jeden z błędów, powinienem odczekać więcej czasu bo przez pewien czas czułem obiad w żołądku. Zabrałem dwa pełne bidony i wiedziałem, że postój w sklepie będzie konieczny. Ciężko było określić z jakiego kierunku wieje i dopiero po kilku kilometrach zorientowałem się, że centralnie z południa i dlatego jechałem z wiatrem bocznym i szybko znalazłem się w Skoczowie. Ominąłem najbardziej newralgiczne miejsca i bocznymi drogami dojechałem do Kisielowa. Miejscami nawierzchnia była fatalna i musiałem uważać aby nie złapać kapcia bo na wymianę dętki w ponad 30 stopniowym upale nie miałem ochoty. W końcu po około 40 minutach jazdy wjechałem na rundę GMP. Obrałem taką taktykę, że jechałem spokojnie pod górę i technicznie w dół. Na podjazdach męczyłem się, a na zjazdach poza nierówną nawierzchnią przeszkadzał szwankujący napęd i dlatego skupiłem się tylko na technice a szybkość mogła być większa. Odcinek do Kostkowic dał mi najbardziej w kość, niby było tylko lekko pod górę ale wiało centralnie w twarz i męczyłem się okrutnie. Kolejny techniczny odcinek poszedł mi nieźle ale kolejny podjazd znowu dał się we znaki. Krótki odcinek równej nawierzchni poprzedził nierówny i sfrezowany od kilku lat zjazd do Ogrodzonej, na skrzyżowaniu bardzo niebezpieczny żwirek na którym niewiele brakowało abym się wyłożył. Końcówka rundy to walka z niesprzyjającym wiatrem na pagórkowatym odcinku do Kisielowa. Niby jechałem spokojnie ale czułem delikatne zmęczenie. Pokonanie tej rundy 5 razy w tempie wyścigowym to będzie wyzwanie, trasa przeznaczona do typowych klasykowców lubiących krótkie 2-3 minutowe podjazdy i techniczne i wąskie zjazdy, podjazd pod Chełm też jest krótki aby typowy góral mógł się wykazać. Trasa trochę rozczarowująca ale biorąc pod uwagę to co dzieje się na beskidzkich drogach: remonty, objazdy, zwężenia oraz wszystkie wymagania organizacyjne dla imprezy rangi MP to chyba jedyna słuszna opcja przeprowadzenia zawodów w tym regionie.
Po przejechaniu rundy skierowałem się w stronę Bielska jadąc tą samą drogą którą dojechałem do Kisielowa. W bidonach praktycznie picia już nie było i zatrzymałem się w pierwszym napotkanym sklepie. Po postoju czułem delikatny przypływ mocy ale nie na tyle aby jechać szybciej i mocniej. W drodze powrotnej piłem jeszcze więcej i całą 65 kilometrową trasę przejechałem na ponad 2 litrach płynów. Nie czułem abym pił za dużo ale dzięki temu o żadnym odwodnieniu i skutkach za tym idących nie było mowy. Dobrze wykorzystałem jedyny jak na razie w tym tygodniu zupełnie bezdeszczowy dzień.


Po przejechaniu rundy skierowałem się w stronę Bielska jadąc tą samą drogą którą dojechałem do Kisielowa. W bidonach praktycznie picia już nie było i zatrzymałem się w pierwszym napotkanym sklepie. Po postoju czułem delikatny przypływ mocy ale nie na tyle aby jechać szybciej i mocniej. W drodze powrotnej piłem jeszcze więcej i całą 65 kilometrową trasę przejechałem na ponad 2 litrach płynów. Nie czułem abym pił za dużo ale dzięki temu o żadnym odwodnieniu i skutkach za tym idących nie było mowy. Dobrze wykorzystałem jedyny jak na razie w tym tygodniu zupełnie bezdeszczowy dzień.


Miasto 21
Poniedziałek, 26 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, b'Twin 2019, blisko domu, Miasto, Samotnie, Szosa
Km: | 73.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1450kcal | Podjazdy: | 1440m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trening 93
Sobota, 24 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 66.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:25 | km/h: | 27.31 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 153153 ( 78%) | HRavg | 129( 66%) |
Kalorie: | 1055kcal | Podjazdy: | 810m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po długim i wymagającym tygodniu cieszyłem się, ze już weekend. Niestety znowu musiałem zmodyfikować plany, wcześniej planowałem krótką jazdę w sobotę a mocniejszą w niedziele. Czas na jazdę znalazłem tylko rano i wyjechałem na spokojną rundę po płaskim. Już w Mazańcowicach zweryfikowałem plany i wybrałem się na bardziej pagórkowatą trasę. Noga w dalszym ciągu słaba, gorsza dyspozycja utrzymuje się już drugi dzień i ciekaw jestem co jest tego powodem. Jechałem zgodnie z założeniami w strefie 2, na podjazdach starałem się nie wykraczać poza 3 strefę. Nie czułem mocy pod nogą i każdy podjazd i trudniejszy fragment dawał mi mocno w kość. Na zjazdach starałem się dokręcać ale nie zawsze się dało. W połowie trasy gdy odrobine pomagał wiatr to moja jazda wyglądała lepiej, przez dłuższy moment czułem się nieźle, przy okazji przejechałem przez dawno nie odwiedzony Bukowiec. Pod górę noga nieźle pracowała a zjazd do Porąbki pokonałem bardzo dobrze technicznie. Dobra jazda zakończyła się w Międzybrodziu gdy zaczął się podjazd na Przegibek. Przemęczyłem jakoś cały podjazd zaliczając jeden z najgorszych czasów w tym roku. Pod koniec dojechałem do dwójki kolarzy ale w samej końcówce przyśpieszyli i odjechali. Na szczycie na moment się zatrzymałem przed próbą zjazdu. Znowu od strony technicznej wszystko wyglądało dobrze ale brakło po raz kolejny szybkości. W Straconce dojechałem do dwójki kolarzy, jednym z nich był Mirek. Zjechaliśmy razem do ul. Żywieckiej gdzie towarzysze zawrócili a ja pojechałem w kierunku domu tym razem głównymi drogami. Byłem nieco szybciej ale znacznie lepiej jeździ mi się bocznymi drogami.
Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki to taka trasa w tym tempie była idealna na ten dzień. Na niedziele planowałem bardzo wymagającą trasę i nie chciałem się wyżyłować.


Informacje o podjeździe:

Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki to taka trasa w tym tempie była idealna na ten dzień. Na niedziele planowałem bardzo wymagającą trasę i nie chciałem się wyżyłować.


Informacje o podjeździe:

Trening 92
Czwartek, 22 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 54.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:09 | km/h: | 25.12 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 178178 ( 91%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 953kcal | Podjazdy: | 1030m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczorajszy dzień w całości poświeciłem na odpoczynek i doprowadzenie roweru do stanu używalności. Piasek był wszędzie, w ramie, w pancerzach a nawet miedzy oponami a dętkami i musiałem rozkręcić sprzęt na części pierwsze, wyczyścić, nasmarować i na nowo poskręcać, zajęło to trochę czasu i nie było możliwości pojeździć. Inną sprawą jest, że wtedy co byłem w domu to padało a lepiej zrobiło się dopiero gdy musiałem iść do pracy. Pomimo dodatkowego dnia odpoczynku nie było chęci aby wstać rano z łóżka i gdy się zwlokłem to czasu pozostało już tylko na wyjazd na Przegibek. Na początek dobra rozgrzewka, zmieniłem nieco trasę dojazdową do podjazdu i od razu udało się zrobić dokładniejszą rozgrzewkę i dzięki temu do właściwego treningu przystępowałem odpowiedni przygotowany. Wszystkie 5 powtórzeń w strefie 5 poszło gładko, bez najmniejszych problemów, pomimo wcześniejszych obaw noga podawała całkiem dobrze. Po ostatniej tempówce wjechałem już spokojniejszym tempem na Przegibek i chciałem jak najszybciej zjechać w dół. Ruszyłem mocno ale sprzęt nie chciał współpracować, całkiem nieźle wyglądał ten zjazd, niestety swoje dołożył wiatr który skutecznie mnie spowalniał, musiałem szukać optymalnej pozycji pomiędzy aerodynamiczną a taka która pozwalała na efektywne dokręcanie. Od strony technicznej był to chyba mój najlepszy zjazd ale nie było odpowiedniej szybkości i dlatego nie jestem całkiem usatysfakcjonowany. Ciągle musze pracować nad zjazdami tak aby nie tracić nic do rywali. Po zjeździe już spokojnie wróciłem do domu. Trening znowu niedługi ale intensywny z dobrze wykonanymi założeniami. Na dłuższe treningi na razie mogę pozwolić sobie w weekendy i muszę się zadowolić krótkimi ale intensywnymi sesjami treningowymi.



Informacje o podjeździe:




Informacje o podjeździe:

Trening 90
Niedziela, 18 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 60.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:56 | km/h: | 31.03 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 145145 ( 74%) | HRavg | 127( 65%) |
Kalorie: | 896kcal | Podjazdy: | 500m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny wyjazd bez chęci. Zrezygnowałem z wyjazdu w góry i wybrałem dosyć łatwą trasę. Nie chciało mi się jechać wcześnie rano i wyjechałem dopiero po 8. Na drogach był już straszny ruch, kilka razy musiałem hamować by nie dopuścić do bardzo niebezpiecznej sytuacji. Noga podawała całkiem nieźle i trochę żałowałem, że nie pojechałem wcześniej zaplanowanej trasy. Było miło i przyjemnie do około 20 kilometra. Zjeżdżając z wiaduktu w Pogórzu po raz kolejny stałem się ofiarą wymuszenia pierwszeństwa przez kierowcę samochodu. Nie jechałem szybko, kierowca miał dużo czasu aby włączyć się do ruchu, przede mną nic nie jechało i było wolne ale on włączył się na tyle późno, że nawet awaryjne hamowanie nie wystarczyło. Miałem kilka sekund na reakcje, nie wiem jak udało się uniknąć zderzenia z tylnym zderzakiem samochodu i zminimalizować straty. Zatrzymałem się na metalowej barierze oddzielającej jezdnie drogi od chodnika uderzając dosyć mocno nadgarstkiem i kolanem. Kierowca oczywiście odjechał, jadący za mną zwymyślał mnie od idiotów i bez mózgów a ja cieszyłem się, że nic poważniejszego mi się nie stało. Ruszyłem od razu w dalszą drogę, rower nie działał jak trzeba, przy tym incydencie rozciąłem przednią szytkę i powietrze powoli uchodziło. Jechałem spokojnie w kierunku Brennej walcząc z silnym wiatrem. Nie czułem się już tak dobrze jak na początku jazdy a dodatkowo blokowały mnie samochody i zamiast do Centrum skręciłem na Leśnicę. Jechało się całkiem przyjemnie ale coraz ciężej, powietrze z przedniego koła uciekało i opór był coraz większy. Trzymałem się założonego tempa i tak dojechałem do końca głównej drogi. Po drodze było wiele bocznych dróg z różną nawierzchnią, kiedyś się wybiorę i posprawdzam wszystkie możliwe dróżki. Zjazd w dół był szybki, gdy zauważyłem otwarty sklep to stanąłem po wodę. Powietrza w przodzie było już bardzo mało ale spokojnie miało wystarczyć do stacji benzynowej. Gdy dojechałem do skrzyżowania i dostałem się na stacje benzynową to okazało się, że kompresor nie działa jak należy i więcej niż 3 atmosfery nie napompuje. Dopompowałem ile byłem w stanie małą pompką, ciśnienie z około 4 podskoczyło do 6 i mogłem jechać dalej w kierunku kolejnej stacji benzynowej. Niestety trochę się zawiodłem, byłem pewny, że pojadę z wiatrem a musiałem walczyć z bocznymi a nawet przeciwnymi podmuchami. Dojechałem do Górek gdzie chciałem dopompować powietrza ale nie było kompresora na stacji. Ruszyłem dalej ale po kilku minutach znowu musiałem się zatrzymać, dopompowałem znowu powietrza i ruszyłem do kolejnej stacji benzynowej. Tam w końcu trafiłem na działający kompresor, dopompowałem ile trzeba i ruszyłem spokojnie w kierunku domu. Po drodze jeszcze krótki postój w sklepie i mocno zrezygnowany dojechałem do domu. Nie spodziewałem się takiego dnia, noga niby dobra ale przygody i duża ilość pecha w ten weekend mocno zniechęciła mnie do dalszych treningów.




Road Trophy 2019
Sobota, 17 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig, Zawody 2019
Km: | 81.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:51 | km/h: | 28.42 |
Pr. maks.: | 92.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 188188 ( 96%) | HRavg | 163( 83%) |
Kalorie: | 1874kcal | Podjazdy: | 1660m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie planowałem startu w Road Trophy. Po opublikowaniu i aktualizacji tras zmieniłem zdanie i postanowiłem spróbować swoich sił chociaż nie miałem pełnego przekonania o tym czy jest to dobra decyzja. Same chęci nie wystarczyły i nie byłem w stanie pojawić się w piątek na starcie pierwszego etapu. Wtedy zdecydowałem się wystartować tylko w 2 etapie z bardzo trudną końcówką w sam raz dla mnie.
Pojawiłem się przed startem w Istebnej. Chwile czekałem na otwarcie biura zawodów. Miałem swój numer startowy i wcale nie musiałem opłacać startu tylko sobie przejechać trasę bo i tak nie byłem klasyfikowany a opłata za jeden etap w odniesieniu do świadczeń jakie za to miałem jest zbyt duża i tylko dlatego, że chciałem zachować się fair-play wobec innych uczestników wyścigu zapłaciłem za start. Po dobrej rozgrzewce stanąłem na starcie w dalszej części sektora, była to całkiem dobra decyzja.
Początek był jak zwykle słaby, nie umiałem się rozkręcić, dopiero przed początkiem trudniejszej części podjazdu na Koczy Zamek zaskoczyłem i ruszyłem wyraźnie do przodu. Tłok trochę ostudził moje zapędy i nie nadrobiłem tyle ile byłem w stanie. Niezłą sytuacją była niewielka starta do czołówki i prawie pusta droga na zjeździe, ostatnie kilka tygodni pracy nad zjazdami przyniosło efekt, zjechałem szybko i dobrze technicznie wyprzedzając kilka osób a z tyłu nikt mnie nie dogonił. Czołówka w zasięgu wzroku i równym tempem zacząłem gonić, po kilkuset metrach wyprzedził mnie Joachim Mikler, jeden z najlepiej zjeżdżających zawodników w stawce. Chwile trwało zanim się zebrałem ale już chwile później byłem na jego kole i dzięki temu szybciej znalazłem się w czołówce. Niestety nie na długo, po 10 kilometrach od startu gdy chciałem przesunąć się bardziej do przodu znowu miałem problem z łańcuchem, niestety gdy myślałem, że tylko spadł to okazało się, ze się rozpiął. Musiałem się zatrzymać, czołówka odjechała, gdy się wracałem to zaledwie dwie osoby zdążyły przejechać a nad kolejną grupką była już większa różnica. Byłem bardzo zły, sfrustrowany, gdyby nie wysoka opłata startowa jaką poniosłem to nie jechałbym dalej. Na szczęście łańcuch leżał na drodze i nie musiałem go szukać w krzakach, wyjąłem nowiutką spinkę z torebki, profilaktycznie także skuwacz i wziąłem się za naprawę. Miejsce nie było zbyt dobre, przejeżdżający z dużą prędkością kolarze a także samochody nie sprzyjały skupieniu się na tym co mam zrobić. Pierwszy problem jaki się pojawił to odpowiednie ułożenie łańcucha, nie byłem w stanie stwierdzić w jakim kierunku ułożyć łańcuch aby napęd działał poprawnie. W końcu po kilku minutach prób wybrałem najbardziej pasujące według mnie ułożenie i wyjąłem spinkę i próbowałem ją założyć. Ciężko szło, około 10 minut męczyłem się i spinka dopiero wskoczyła. W końcu ruszyłem w dalszą drogę, byłem na szarym końcu stawki z ogromną startą. Po kilku obrotach korby spinka wskoczyła na swoje miejsce i mogłem jechać, już wiedziałem, ze źle założyłem łańcuch bo napęd pracował bardzo głośno. Początek jazdy był ciężki, nogi zastane i nie mogłem się rozkręcić. Pierwszy kilometr z wiatrem lekko w dół a później zaczął się podjazd. Ruszyłem mocno aby przepalić trochę nogę. Przy jeździe z mocą ponad 300 Wat nic niepokojącego z łańcuchem się nie działo i jechałem mocno. Już na początku podjazdu w kierunku Lalik wyprzedziłem pierwszą osobę a kolejnych w drugiej części podjazdu. Na krótkim zjeździe odpuściłem, pusta droga na podjeździe w Suchem pozwoliła na równą i mocną jazdę. Tam też niestety przestał działać miernik mocy i zaczęła się jazda na tętnie i na wyczucie. Po podjeździe straciłem trochę czasu na wyciągniecie żela i dopiero w drugiej części zjazdu do ronda w Lalikach mogłem skupić się tylko na jeździe. Później brakowało trochę współtowarzysza do jazdy, na odcinku prowadzącym lekko w dół jechałem mocno ale na pewno tam straciłem dużo czasu. Gdy zaczął się kolejny podjazd to znowu dałem z siebie dużo. Jedynie w takich momentach mogłem nadrabiać i sprawdzić się na tle zawodników z czołówki. Jechałem mocno ale w pewnym momencie musiałem zwolnić podczas wyprzedzania innych osób. Przed zjazdem dojechałem do kolejnego ale na zjeździe nie byłem w stanie go wyprzedzić, zjeżdżał kiepsko ale ciężko było znaleźć miejsce na bezpieczne wyprzedzanie. Dopiero po zjeździe mogłem jechać swoje. Dobrze przejechałem krótki podjazd ale później musiałem hamować, na drodze pojawił się najpierw samochód a później pieszy i musiałem ich przepuścić. Na najbardziej znienawidzonym przeze mnie odcinku tym razem walczyłem z wiatrem i traciłem na pewno kolejne cenne minuty do najlepszych. Dopiero na ostatnim kilometrze przed wjazdem na Słowację dałem z siebie dużo więcej i w dobrym tempie wjechałem podjazd. Na początku zjazdu dogoniłem samotnie jadącą Dominikę Hanke, zdziwiłem się, że nie ma obok niej nikogo z Drużyny, nie przypominam sobie żebym mijał kogokolwiek po drodze. Narzuciłem takie tempo aby nie było za mocne i jechałem tak aż do wjazdu do Polski. Przed samym dojazdem do Jaworzynki pomyliłem się i skręciłem o jedną drogę za wcześnie. Szybko naprawiłem ten błąd i zacząłem się zastanawiać czy jeszcze kogoś dogonię bo nie chciałem zostawiać towarzyszki samej a na trudniejszym odcinku nie byłbym w stanie jej pomóc. W Jaworzynce zauważyłem zawodnika stojącego na poboczu z dziurawą dętką, nie chciał od nikogo pomocy wiec pojechałem dalej. Na horyzoncie pojawiła się kilkuosobowa grupka. Nie chciałem przyśpieszać i dogonić udało się dopiero przed bufetem. Na trudniejszym odcinku ruszyłem mocniej i swobodnie odjechałem. Od tego momentu jechałem już swoim tempem. Pierwszy podjazd był na sprawdzenie czy w nogach jeszcze jest odrobinę mocy. Wjechałem dosyć mocno i szybko i rozpędziłem się przed kolejnym, krótkim ale bardzo stromym podjazdem następującym po zjeździe. Podjazd poszedł nieźle, być może na poziomie najlepszych ale na wypłaszczeniu znowu nie byłem w stanie jechać odpowiednio mocno. Kolejny krótki podjazd znowu mocniejszy a później znowu spokojniej i tak w kółko aż do wjazdu na główną drogę. Po drodze wyprzedziłem jedną zawodniczkę, nie chciałem dawać jej zmiany bo wcześniej pracowałem na inną, być może jej rywalkę i nie byłoby to do końca sprawiedliwe. Musiałem się zmotywować do mocniejszej jazdy ale już po zjeździe do Milówki miałem bezpieczną przewagę. Długi, nudny odcinek przez Kamesznicę dłużył mi się strasznie, chciałem zażyć jeszcze magnez ale zabrałem się za to odrobinę za późno bo już zaczynał się decydujący, finałowy, trudny i ciekawy podjazd. Na początku jechałem zachowawczo, pierwszą stromiznę pokonałem z rezerwą. Po wypłaszczeniu na którym wziąłem potężny łyk z bidonu ruszyłem mocniej. Mijałem wielu ludzi, część z nich już prowadziło rower a inni jechali dużo wolniej. Jechałem już bardzo mocno, na tyle ile pozwoliły nogi, sprzęt a także odległość pozostała do końca. Na wypłaszczeniu po skręcie w kierunku Tynioka nieco zluzowałem i nie rozpędziłem się na tyle ile mogłem. Kolejną ściankę wjechałem w dobrym tempie, wyprzedziłem kolejne kilka osób, już wtedy przypomniałem sobie, że najgorsze dopiero przede mną, krótki zjazd był zasłoną dymną przed dwoma bardzo trudnymi ściankami kończącymi podjazd na Tyniok. Na pierwszej poszedłem na maksa i gdy zorientowałem się, że jest jeszcze druga to ciężko już było znaleźć więcej sił. Wykorzystał to zawodnik do którego zbliżyłem się na przedostatniej ściance. Ja byłem już wyjechany na maksa, on jechał dużo wolniej cały podjazd i na sam koniec zachował więcej sił, z drugiej strony to finisz o odległe miejsce nie miał żadnego sensu. Dałem z siebie na ostatnim podjeździe dużo, gdyby stawką było wysokie miejsce to może wycisnąłbym z siebie więcej, za bardzo odpuszczałem na wypłaszczeniach a i początek był słaby wiec rezerwa jeszcze była.
Zaprezentowałem bardzo dobrą formę tego dnia, los chciał, ze nie byłem w stanie przełożyć tego na rezultat startowy i nie wiem w którym miejscu stawki się znajduję. Czas z samej jazdy pozwoliłby na miejsce w 3 dziesiątce OPEN, jak na jazdę SOLO, przez część dystansu dużo luźniej niż pozwoliły na to nogi to nie jest taki zły rezultat. Celu na ten dzień nie zrealizowałem, nie sprawdziłem się na tle czołówki, czasy podjazdów nie mówią wiele a biorąc pod uwagę wszystkie czynniki i okoliczności to nie mogę być zadowolony bo wiele rzeczy nie wyszło, po raz kolejny mając styczność z Road Trophy spotyka mnie pech i ogromny zawód, nie wiem czy zdecyduje się na start za rok bo zbyt dużo mnie to kosztuje a nie jest to tego warte.


Informacje o podjazdach:

Pojawiłem się przed startem w Istebnej. Chwile czekałem na otwarcie biura zawodów. Miałem swój numer startowy i wcale nie musiałem opłacać startu tylko sobie przejechać trasę bo i tak nie byłem klasyfikowany a opłata za jeden etap w odniesieniu do świadczeń jakie za to miałem jest zbyt duża i tylko dlatego, że chciałem zachować się fair-play wobec innych uczestników wyścigu zapłaciłem za start. Po dobrej rozgrzewce stanąłem na starcie w dalszej części sektora, była to całkiem dobra decyzja.
Początek był jak zwykle słaby, nie umiałem się rozkręcić, dopiero przed początkiem trudniejszej części podjazdu na Koczy Zamek zaskoczyłem i ruszyłem wyraźnie do przodu. Tłok trochę ostudził moje zapędy i nie nadrobiłem tyle ile byłem w stanie. Niezłą sytuacją była niewielka starta do czołówki i prawie pusta droga na zjeździe, ostatnie kilka tygodni pracy nad zjazdami przyniosło efekt, zjechałem szybko i dobrze technicznie wyprzedzając kilka osób a z tyłu nikt mnie nie dogonił. Czołówka w zasięgu wzroku i równym tempem zacząłem gonić, po kilkuset metrach wyprzedził mnie Joachim Mikler, jeden z najlepiej zjeżdżających zawodników w stawce. Chwile trwało zanim się zebrałem ale już chwile później byłem na jego kole i dzięki temu szybciej znalazłem się w czołówce. Niestety nie na długo, po 10 kilometrach od startu gdy chciałem przesunąć się bardziej do przodu znowu miałem problem z łańcuchem, niestety gdy myślałem, że tylko spadł to okazało się, ze się rozpiął. Musiałem się zatrzymać, czołówka odjechała, gdy się wracałem to zaledwie dwie osoby zdążyły przejechać a nad kolejną grupką była już większa różnica. Byłem bardzo zły, sfrustrowany, gdyby nie wysoka opłata startowa jaką poniosłem to nie jechałbym dalej. Na szczęście łańcuch leżał na drodze i nie musiałem go szukać w krzakach, wyjąłem nowiutką spinkę z torebki, profilaktycznie także skuwacz i wziąłem się za naprawę. Miejsce nie było zbyt dobre, przejeżdżający z dużą prędkością kolarze a także samochody nie sprzyjały skupieniu się na tym co mam zrobić. Pierwszy problem jaki się pojawił to odpowiednie ułożenie łańcucha, nie byłem w stanie stwierdzić w jakim kierunku ułożyć łańcuch aby napęd działał poprawnie. W końcu po kilku minutach prób wybrałem najbardziej pasujące według mnie ułożenie i wyjąłem spinkę i próbowałem ją założyć. Ciężko szło, około 10 minut męczyłem się i spinka dopiero wskoczyła. W końcu ruszyłem w dalszą drogę, byłem na szarym końcu stawki z ogromną startą. Po kilku obrotach korby spinka wskoczyła na swoje miejsce i mogłem jechać, już wiedziałem, ze źle założyłem łańcuch bo napęd pracował bardzo głośno. Początek jazdy był ciężki, nogi zastane i nie mogłem się rozkręcić. Pierwszy kilometr z wiatrem lekko w dół a później zaczął się podjazd. Ruszyłem mocno aby przepalić trochę nogę. Przy jeździe z mocą ponad 300 Wat nic niepokojącego z łańcuchem się nie działo i jechałem mocno. Już na początku podjazdu w kierunku Lalik wyprzedziłem pierwszą osobę a kolejnych w drugiej części podjazdu. Na krótkim zjeździe odpuściłem, pusta droga na podjeździe w Suchem pozwoliła na równą i mocną jazdę. Tam też niestety przestał działać miernik mocy i zaczęła się jazda na tętnie i na wyczucie. Po podjeździe straciłem trochę czasu na wyciągniecie żela i dopiero w drugiej części zjazdu do ronda w Lalikach mogłem skupić się tylko na jeździe. Później brakowało trochę współtowarzysza do jazdy, na odcinku prowadzącym lekko w dół jechałem mocno ale na pewno tam straciłem dużo czasu. Gdy zaczął się kolejny podjazd to znowu dałem z siebie dużo. Jedynie w takich momentach mogłem nadrabiać i sprawdzić się na tle zawodników z czołówki. Jechałem mocno ale w pewnym momencie musiałem zwolnić podczas wyprzedzania innych osób. Przed zjazdem dojechałem do kolejnego ale na zjeździe nie byłem w stanie go wyprzedzić, zjeżdżał kiepsko ale ciężko było znaleźć miejsce na bezpieczne wyprzedzanie. Dopiero po zjeździe mogłem jechać swoje. Dobrze przejechałem krótki podjazd ale później musiałem hamować, na drodze pojawił się najpierw samochód a później pieszy i musiałem ich przepuścić. Na najbardziej znienawidzonym przeze mnie odcinku tym razem walczyłem z wiatrem i traciłem na pewno kolejne cenne minuty do najlepszych. Dopiero na ostatnim kilometrze przed wjazdem na Słowację dałem z siebie dużo więcej i w dobrym tempie wjechałem podjazd. Na początku zjazdu dogoniłem samotnie jadącą Dominikę Hanke, zdziwiłem się, że nie ma obok niej nikogo z Drużyny, nie przypominam sobie żebym mijał kogokolwiek po drodze. Narzuciłem takie tempo aby nie było za mocne i jechałem tak aż do wjazdu do Polski. Przed samym dojazdem do Jaworzynki pomyliłem się i skręciłem o jedną drogę za wcześnie. Szybko naprawiłem ten błąd i zacząłem się zastanawiać czy jeszcze kogoś dogonię bo nie chciałem zostawiać towarzyszki samej a na trudniejszym odcinku nie byłbym w stanie jej pomóc. W Jaworzynce zauważyłem zawodnika stojącego na poboczu z dziurawą dętką, nie chciał od nikogo pomocy wiec pojechałem dalej. Na horyzoncie pojawiła się kilkuosobowa grupka. Nie chciałem przyśpieszać i dogonić udało się dopiero przed bufetem. Na trudniejszym odcinku ruszyłem mocniej i swobodnie odjechałem. Od tego momentu jechałem już swoim tempem. Pierwszy podjazd był na sprawdzenie czy w nogach jeszcze jest odrobinę mocy. Wjechałem dosyć mocno i szybko i rozpędziłem się przed kolejnym, krótkim ale bardzo stromym podjazdem następującym po zjeździe. Podjazd poszedł nieźle, być może na poziomie najlepszych ale na wypłaszczeniu znowu nie byłem w stanie jechać odpowiednio mocno. Kolejny krótki podjazd znowu mocniejszy a później znowu spokojniej i tak w kółko aż do wjazdu na główną drogę. Po drodze wyprzedziłem jedną zawodniczkę, nie chciałem dawać jej zmiany bo wcześniej pracowałem na inną, być może jej rywalkę i nie byłoby to do końca sprawiedliwe. Musiałem się zmotywować do mocniejszej jazdy ale już po zjeździe do Milówki miałem bezpieczną przewagę. Długi, nudny odcinek przez Kamesznicę dłużył mi się strasznie, chciałem zażyć jeszcze magnez ale zabrałem się za to odrobinę za późno bo już zaczynał się decydujący, finałowy, trudny i ciekawy podjazd. Na początku jechałem zachowawczo, pierwszą stromiznę pokonałem z rezerwą. Po wypłaszczeniu na którym wziąłem potężny łyk z bidonu ruszyłem mocniej. Mijałem wielu ludzi, część z nich już prowadziło rower a inni jechali dużo wolniej. Jechałem już bardzo mocno, na tyle ile pozwoliły nogi, sprzęt a także odległość pozostała do końca. Na wypłaszczeniu po skręcie w kierunku Tynioka nieco zluzowałem i nie rozpędziłem się na tyle ile mogłem. Kolejną ściankę wjechałem w dobrym tempie, wyprzedziłem kolejne kilka osób, już wtedy przypomniałem sobie, że najgorsze dopiero przede mną, krótki zjazd był zasłoną dymną przed dwoma bardzo trudnymi ściankami kończącymi podjazd na Tyniok. Na pierwszej poszedłem na maksa i gdy zorientowałem się, że jest jeszcze druga to ciężko już było znaleźć więcej sił. Wykorzystał to zawodnik do którego zbliżyłem się na przedostatniej ściance. Ja byłem już wyjechany na maksa, on jechał dużo wolniej cały podjazd i na sam koniec zachował więcej sił, z drugiej strony to finisz o odległe miejsce nie miał żadnego sensu. Dałem z siebie na ostatnim podjeździe dużo, gdyby stawką było wysokie miejsce to może wycisnąłbym z siebie więcej, za bardzo odpuszczałem na wypłaszczeniach a i początek był słaby wiec rezerwa jeszcze była.
Zaprezentowałem bardzo dobrą formę tego dnia, los chciał, ze nie byłem w stanie przełożyć tego na rezultat startowy i nie wiem w którym miejscu stawki się znajduję. Czas z samej jazdy pozwoliłby na miejsce w 3 dziesiątce OPEN, jak na jazdę SOLO, przez część dystansu dużo luźniej niż pozwoliły na to nogi to nie jest taki zły rezultat. Celu na ten dzień nie zrealizowałem, nie sprawdziłem się na tle czołówki, czasy podjazdów nie mówią wiele a biorąc pod uwagę wszystkie czynniki i okoliczności to nie mogę być zadowolony bo wiele rzeczy nie wyszło, po raz kolejny mając styczność z Road Trophy spotyka mnie pech i ogromny zawód, nie wiem czy zdecyduje się na start za rok bo zbyt dużo mnie to kosztuje a nie jest to tego warte.


Informacje o podjazdach:
