Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

w grupie

Dystans całkowity:48935.00 km (w terenie 762.00 km; 1.56%)
Czas w ruchu:1783:47
Średnia prędkość:27.29 km/h
Maksymalna prędkość:92.00 km/h
Suma podjazdów:553776 m
Maks. tętno maksymalne:205 (103 %)
Maks. tętno średnie:198 (101 %)
Suma kalorii:1017819 kcal
Liczba aktywności:540
Średnio na aktywność:90.62 km i 3h 20m
Więcej statystyk

Calpe Trening Camp 3

Piątek, 25 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 146.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:44 km/h: 25.47
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 163163 ( 83%) HRavg 123( 63%)
Kalorie: 3758kcal Podjazdy: 2320m Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi dzień w Caple przywitał nas nieco gorszą pogodą. Udało się wyjechać o podobnej porze jak wczoraj ale trzeba było ubrać się cieplej. Przez cały dzień mogły pojawiać się przelotne deszcze więc pelerynka znalazła się w kieszonce. Wyjechaliśmy w 3 osoby w kierunku Morairy, z wiaterkiem przyjemnie się jechało po zmianach. Tempo było spokojne, nie znając okolicy nie wyrywałem się do przodu. Po kilkunastu kilometrach ruchliwymi szosami wjechaliśmy w bardziej boczne drogi a w dalszej kolejności w bardzo przyjemny wąwóz między górami. Tam trochę odstałem od grupki ale trzymałem cały czas zbliżony dystans. Po godzinie jazdy zaczęło kropić ale nie na tyle aby zmoknąć. Po 40 kilometrze trasy wjechaliśmy już w drogi które znałem z pierwszego dnia. W grupce utrzymałem się do Fustery a na technicznym zjeździe już odpadłem i jechałem swoim rytmem. Zjazd do Caple nie był zbyt dobrym wyborem bo musiałem albo zawrócić albo przejechać całe Calpe i ruszyć w kierunku Altei. Druga opcja wydawała mi się ciekawszą bo tam jeszcze nie byłem. Niestety musiałem jechać bardzo ruchliwą główną drogą do Altei. Tam po niecałych 80 kilometarch zatrzymałem się na kawę. Wpadł mi do głowy pomysł aby wrócić górami do Calpe.

Tak też zrobiłem i ruszyłem na zachód, cały czas podjeżdżając dojechałem do miejsca skąd odbiłem na Col de Rates. Z głównej szosy zjechałem w boczną dróżkę, tak prowadził mnie GPS. Podjazd wąską dróżką był ciekawy, szczególnie z powodu nachylenia rzędu 15 % które towarzyszyło mi na dłuższym odcinku. Na końcu dojechałem do głównej drogi i hopkami dotarłem na opustoszałe Col de Rates. Zjazd z góry wolny, chodny i asekuracyjny i powrót do Caple znaną już drogą. Ostatnim wyzwaniem dnia była Fustera skąd mogłem zjechać bezpośrednio na kwaterę ale znowu przeoczyłem skręt i musiałem przejechać przez Calpe.

W sumie wyszedł ciekawy trening, w niepewnej pogodzie, noga kręciła lepiej niż pierwszego dnia ale nie nie było żadnego przepalenia więc odczucia nie są zbyt obiektywne.

Calpe Trening Camp 2

Czwartek, 24 lutego 2022 Kategoria 100-200, Calpe Trening Camp 2022, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 135.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:03 km/h: 26.73
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 186186 ( 95%) HRavg 142( 72%)
Kalorie: 3502kcal Podjazdy: 2010m Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy wyjazd w Calpe. Bez wprowadzenia ruszyłem w długą trasę. Na starcie miałem spory dylemat, jak się ubrać. Ostatecznie ubrałem się na około 15 stopni a było kilka więcej. Nie musiałem dokonywać korekt w ustawieniach roweru i mogłem skupić się na jeździe i czerpaniu przyjemności.

Na pierwszy rzut oka pomiar mocy wydawał się nieco zaniżać wskazania ale może to tylko moje złudzenie. W mieście spory ruch i kilka niebezpiecznych sytuacji. Po ponad 4 miesiącach przerwy od szosy nie czułem się całkiem pewnie na rowerze i podczas jazdy w grupie. Gdy tylko zaczął się podjazd od razu poczułem się jak ryba w wodzie. Noga się powoli rozkręcała, nie znając okolicy nie zakładałem tempa w jakim chcę jechać i dostosowałem się do grupy. Pierwsze 30 kilometrów prowadziło pagórkami a później rozpoczął się pierwszy konkretniejszy podjazd. Postanowiłem wjechać go możliwie mocno aby sprawdzić pomiar, nogę oraz ewentualnie zweryfikować strefy mocy. Ponad 6 kilometrów, równej i mocnej jazdy nie wystarczyło aby zaliczyć pełny 20 minutowy test. Zabrakło półtorej minuty a w końcówce musiałem nieco spuścić z tonu na trudnym technicznie odcinku. Przez ponad 18 minut utrzymałem super moc, równe 5 W/kg więc wydaje się, że pomiar dobrze działał na podjeździe a strefy nieco się zmieniły na korzyść. Regularność w treningach w ostatnim czasie przyniosła efekty w postaci mocniejszej nogi. Po podjeździe zjechałem jeszcze 2 kilometry w dół i już spokojniej wjechałem po raz drugi na Col de Rates. Test wypompował mnie konkretnie i gdy po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę męczyłem się niemiłosiernie. Na podjeździe jakoś dawałem radę ale zjazdy czy płaskie odcinki to była straszna męczarnia, miałem problem z utrzymaniem koła. Stawałem na rzęsach aby się utrzymać i walczyłem sam ze sobą. Tętno było wysokie ale nie przywiązywałem do tego większej wagi. Po ponad 20 kilometrach zjazdu zatrzymaliśmy się na kawę w restauracji. Przerwa zrobiła mi bardzo dobrze i lepiej mi się później jechało. Jako najmłodszy w grupie dostałem zadanie do wykonania i przez dłuższy czas prowadziłem grupę, tempo dostosowałem do innych, na podjazdach nie szalałem a na płaskim dokręcałem utrzymując podobną moc. Ślad GPS w Garminie prowadził nas wąskimi a nieraz drogami w które wjechać się nie dało. W sumie musieliśmy nadrobić z tego powodu 5 kilometrów. Nudno na pewno nie było, w Polsce na znanych mi trasach na pewno odczucia byłyby inne a tutaj krajobraz robi swoje i aż chciało się kręcić i poznawać kolejne drogi. Po 125 kilometrach domknęliśmy pętlę i do Calpe było już niemal cały czas w dół. W nagrodę za efektywny trening pojechaliśmy do przyjemnej restauracji położonej nad samym morzem skąd rozprzestrzeniał się widok na centrum Calpe a także otwarte morze.

Po godzinie regeneracji czekało nas jeszcze 5 kilometrów w tym wymagający podjazd przy resturacji. Po 2 godzinach w słońcu i na krótko ubrałem wiatrówkę która spełniła swoje zadanie na ostatnich kilometrach. Warto było tutaj przyjechać, przyjemność z jazdy jest ogromna. Długa przerwa od szosy zrobiła swoje i teraz jazda jest czystą poezją, nawet wiatr, spory ruch na głównych szosach i pożyczony rower nie są utrudnieniem. Jak na pierwszy raz mogę być zadowolony z jazdy. Solidny początek zapowiada całkiem efektywne treningi w kolejnych dniach i solidna podstawę pod treningi podporządkowane już wyścigom jakie planuję już realizować w marcu.

Roztrenowanie 4

Sobota, 9 października 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 82.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:44 km/h: 30.00
Pr. maks.: 76.00 Temperatura: 12.0°C HRmax: 183183 ( 93%) HRavg 142( 72%)
Kalorie: 2241kcal Podjazdy: 1300m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
W przerwie między zajęciami na uczelni ruszyłem na ostatni wyścig Jas-Kółkowy w tym roku. Długo wahałem się jak się ubrać i ostatecznie postawiłem na lżejszy strój i dodatkowe warstwy które można schować do kieszeni. O 12 byłem umówiony na wspólny dojazd do Dębowca na start ale oczywiście pojawiły się dodatkowe komplikacje w domu i ruszyłem w ostatniej chwili ale nie spóźniłem się. Warunki na trasie dyktował wiatr i bardzo szybko dojechaliśmy w trójkę po zmianach do Skoczowa, nie interesuje mnie średnia ale w oczekiwaniu na przejazd przez dwupasmówkę zerknąłem na licznik i było ponad 35 km/h, nawet nie chciałem myśleć o powrocie pod wiatr skoro przy lekkiej jeździe tak szybko znaleźliśmy się w Skoczowie. Było sporo czasu wiec już podjazd pod Simoradz i pagórkowaty odcinek do Dębowca przejechaliśmy spokojniej. W słońcu było fajnie, podczas jazdy nie było czuć zimna ale gdy się tylko zatrzymaliśmy w momencie odczucie chłody było większe. Jeszcze chwila minęła zanim zjechali się wszyscy zawodnicy i kolejne kilka minut zanim ruszyliśmy. Od startu poszedł dwójkowy atak, nikt nie był skory do pogoni więc nieśmiało wyszedłem na czoło i jechałem tempem które mi pasowało, na podjeździe udało się znacznie zmniejszyć stratę ale dopiero jak dano mi zmianę ucieczka została skasowana. Tempo nie było mocne ale nie czułem się komfortowo, na zjeździe oczywiście znalazłem się na tyle i musiałem próbować dostać się na przód podczas kolejnego podjazdu, nawet się to udało i byłem w stanie kontrolować sytuację ale chwilę później popełniłem duży błąd który kosztował mnie dużo i sprawił, że czołówka mi odjechała. Zamiast trzymać się środka jezdni jechałem z prawej strony i gdy poszło tempo nie byłem w stanie odpowiedzieć, w tym roku już kilka razy udawało mi się odpowiadać na takie atak generując nieco niższą moc w dłuższym czasie ale teraz strata była zbyt duża a na zjeździe jeszcze się powiększyła bo na jednym z łuków wyskoczył mi samochód z przeciwka, utrzymywałem kontakt wzrokowy, na kolejnym podjeździe nieco się zbliżyłem ale przy wjeździe na główną musiałem zwolnić bo znowu pojawił się samochód, zorientowałem się, że jestem sam i zdecydowałem się dalej gonić czołówkę, samemu nic nie dałem rady zrobić i liczyłem na to, że czołówka zwolni na drugiej rundzie. Tempo hednak było cały czas na tyle dobre, że nic z tego nie wyszło ale stworzyła się sytuacja w której doszło do podziału czołówki i goniłem już nie 6 a 2 osoby, jechaliśmy podobnym tempem i straty nadrabiałem powoli, podjazdy mi szły całkiem nieźle ale zjazdy tego dnia były słabe a po płaskim w tym roku kompletnie nie umiem jeździć, miałem nawet problem z ustawieniem dobrej pozycji aerodynamicznej więc szans na zniwelowanie strat nie było zbyt dużych. Dopiero na trzeciej rundzie dojechałem do dwójki i chwilę razem jechaliśmy, przed zjazdem jednak poczułem, że mnie braknie na końcówce więc sięgnąłem po żela i na zjeździe znowu zostałem z tyłu. Byłem pewny, że nie dogonię ale mimo to jechałem cały czas bardzo mocno. Na finałowym podjeździe dojechałem ponownie do dwójki i została mi walka na finiszu. W takich sytuacjach miałem najmniej do zaoferowania i liczyłem na to, że długi finisz da mi większe szanse. Nie wiem jakim cudem udało się wycisnąć z siebie jeszcze więcej i być minimalnie szybszy na finiszu. Jadąc w czołówce wcale lepiej być nie musiało, może zamiast niecałych 3 minut straciłbym minutę ale jestem zadowolony ze swojej jazdy, cisnąłem cały czas mocno, nie kalkulowałem, dobrze rozłożyłem siły a jadąc w grupie za dużo byłoby znowu kombinacji, kalkulacji i wówczas nie byłbym zadowolony z 5 miejsca. Wywalczyłem je jednak w sportowej walce a nie przegrywając podium na ostatnim podjeździe. Ten rok znowu pokazał moje inne oblicze, byłem aktywny na wyścigach, próbowałem odjeżdżać, spawać grupy i kontrolować sytuację na trasie z czym w ostatnich latach był problem. W tej sytuacji wynik sportowy schodzi na dalszy plan ale i tak miałem dobre wyniki w tym roku.

Małopolska Tatra Road Race 2021

Sobota, 11 września 2021 Kategoria Wyścig, w grupie, Szosa, Samotnie, Cube '21, 50-100
Km: 54.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:53 km/h: 28.67
Pr. maks.: 77.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 186186 ( 95%) HRavg 164( 84%)
Kalorie: 1803kcal Podjazdy: 1580m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Nadszedł dzień na który czekałem od dłuższego czasu. Już trzeci rok z rzędu najważniejszym wyścigiem w sezonie jest dla mnie Tatra Road Race. W tym roku na skutek wielu okoliczności na które w większości nie miałem w wpływu zdecydowałem się na krótszy wariant trasy. Po raz pierwszy zrobiłem książkowe BPS, bez żadnych błędów, jedynym był chyba zbyt późny wyjazd z Zakopanego i nie miałem już zapasu czasowego który jednak nie był konieczny. Zaskoczył mnie panujący chaos wokół startu, zawodnicy spóźniający się na start, zamieszania z sektorami startowymi, warunki drogowe i logistyczne były jakie były i organizator miał dobre intencje ale coś nie zagrało jak trzeba. Po rozgrzewce odstałem około 15 minut i obserwowałem przejazd dystansu Hell, gdy wyścig przejechał też nie od razu ruszyłem w dół bo należał mi się pierwszy sektor i mogłem zjechać jako ostatni. Ustawiłem się z samego przodu, nie wszyscy którzy stali obok mieli prawo do startu z pierwszego sektora ale przy tym chaosie było to nie do wyłapania. Gdy nastąpił sygnał ruszyłem pierwszy i przez kilka sekund byłem na prowadzeniu ale szybko zaczęli mnie wyprzedzać inni zawodnicy, brakowało mi mocy aby cisnąć w tempie najlepszych pierwszy podjazd, wyprzedziło mnie około 30 osób z czego część to typowi mistrzowie pierwszego podjazdu po którym radzą sobie już gorzej. Jechałem równym tempem ale nie na maksa wiedząc, że jeszcze kilka podjazdów mnie czeka w ciągu kilkunastu minut. Na zjeździe wyprzedziły mnie tylko 2 osoby ale ja wyprzedziłem 3 oraz dwie które zbierały się z pobocza po wypadnięciu z trasy. Drugi podjazd zaskoczył wiele osób i dwie z nich zatrzymały się na początku ścianki z łańcuchem na blacie, jakoś je wyminąłem i mocno cisnąłem do końca podjazdu, nikt nie był w stanie jechać moim tempem, wyprzedziłem kilka osób i do 4 osobowej grupki traciłem niewiele, na zjeździe zachowywałem kontakt wzrokowy i pod Ostrysz widziałem już czołówkę, zbliżyłem się do kolejnych zawodników ale wciąż brakowało kilku metrów, na zjeździe dojechałem do nich a kolejni już byli na widelcu, charakterystyka trasy mi sprzyjała i szybko dojechałem do grupki i pracując na jej czele doprowadziłem do kolejnej selekcji, w pewnym momencie zostało nas 3, przed samą premią nieco mi brakło mocy i odstałem kilka metrów, na zjeździe zaczekałem na grupkę w której dobrze się pracowało i znowu się zjechaliśmy w całość. Nie wiedziałem czy zawodnicy których mijamy jadą Hell czy Hard i grupa w pewnym momencie liczyła ponad 10 osób, tempo było mocne, na ściance pod Budz już trzeba było iść na maska, tam jeszcze się utrzymałem ale później pojawiły się skurcze, nigdy nie miałem ich już po godzinie i nie wiedziałem jak się zachować, na płaskim odstałem kilka metrów, pod Bachledówkę goniłem na siedząco bo jak tylko wstawałem z siodełka skurcze atakowały moje nogi. Wymieniłem bidon na pełny, wziąłem magnez i ogień, zbliżałem się do grupki ale wciąż brakowało kilku metrów, zjazdy musiałem odpuszczać, jak tylko próbowałem kręcić korbą lub przyjąć bardziej agresywną pozycję wracały skurcze, moim jedynym ratunkiem była jazda w trupa na podjazdach, to był dobry wybór bo znowu nadrobiłem stracony czas ale wciąż 10- 15 sekund traciłem do grupy. Ostatni dłuższy zjazd totalnie mnie pogrążył i przekreślił moje szanse w tym wyścigu, jechałem jednak bardzo dobrze i czułem, że skurcze powoli mijają i zamierzałem jechać mocno do końca. Na zjeździe musiałem puścić korby, skurcze były tak silne, że blokowało mi nogi i przez spory czas nie kręciłem tracąc sporo czasu do grupy która cisła tutaj bardzo mocno, straciłem kontakt wzrokowy i nawet dogonił mnie zawodnik jadący z niewielką startą od bufetu. Pod Ostrysz już skurczów nie było ale zachowywałem rezerwy, odezwały się za to plecy o których bólu już zapomniałem, widziałem znowu grupę ale to już były blisko 2 minuty starty, nie do nadrobienia na tak krótkim dystansie, pojechałem jednak dobrze podjazd, zjazd był możliwie bezpieczny ale całkiem szybki. Ostatnie 5 kilometrów prowadziło głównie pod górę po niezłej nawierzchni, jechałem mocno, z przodu ani z tyłu nikogo nie było więc jedynym uatrakcyjnieniem nudnej jazdy było przełączanie ekranów w liczniku, dystans powoli mijał, gdy robiło się stromiej dokręcałem ale nie na maksa, meta coraz bliżej, noga całkiem nieźle podawała i byłem zły na to, że skurcze ustawiły ten wyścig bo mogło być naprawdę dobrze, przed metą postawiłem na jedną kartę i potrafiłem nieźle zafiniszować z samym sobą, po przejeździe przez metę miałem mieszane uczucia, wiedziałem, że pojechałem dobry wyścig ale jakiś niedosyt pozostał. Odebrałem medal za ukończenie i pojechałem do Zakopanego, podobnie jak rano przez Ząb.
Po sprawdzeniu wyników byłem zaskoczony, nigdy tak dobrze nie przejechałem żadnego wyścigu, gdyby nie skurcze byłoby naprawdę dobrze, nie popełniłem żadnego błędu, dobrze się rozgrzałem, ustawiłem z przodu na starcie, idealnie rozłożyłem siły, regularnie jadłem i piłem, wiedziałem kiedy docisnąć a kiedy popuścić, byłem tam gdzie trzeba przez większą część wyścigu i byłem w stanie kontrolować sytuację na trasie, zwykle traciłem szanse już na starcie a teraz wyścig dla mnie trwał do bufetu i zatrzymały go jedynie skurcze a nie jakieś moje błędy czy głupie decyzje. Zupełnie odciąłem głowę i to przyniosło rezultat. Najlepszy dotychczas wynik open to 15 miejsce w wyścigu ze startu wspólnego, teraz niby jest tylko oczko wyżej ale w mocniej obsadzonym i trudniejszym wyścigu na którym naprawdę trzeba być przygotowanym i nic nie dzieje się przez przypadek. Jestem bardzo zadowolony bo ten rok nie układał się po mojej myśli ale ten wyścig przeważył szalę na drugą stronę, już teraz mogę uznać ten sezon za udany. Za rok chciałbym znowu być na tym wyścigu i chyba pozostanę przy dystansie Hard gdzie jestem w stanie dać z siebie wszystko a na dłuższych trasach zwykle prędzej czy później łapie mnie mniejszy lub większy kryzys. Gdzie są osoby które na każdym kroku udowadniają mi, że jestem słaby, walczą o Komy na Stravie czy nie schodzą poniżej 30 km/h podczas treningów, dla mnie jest to poziom nie do przejścia a gdy przychodzi wyścig zwykle jest tak samo, z łatwością objeżdżam wszystkie takie „Gwiazdy”. Nie patrzę jednak na ten wyścig pod kątem wyniku, musiałbym się ścigać w innych kategoriach, ciężko znaleźć wśród tych co szybciej pokonali trasę osobę która pracuje tyle co ja lub więcej, brakuje jej snu, regularności w jedzeniu i cały rok ma jakieś problemy, m.in. zdrowotne. Pod tym względem jestem wygranym, nawet to co inni sądzą o mnie nie ma znaczenia. Nie przejmuję się tym, że na mecie pierwsze co usłyszałem to pytanie, dlaczego nie pojechałem na dłuższy dystans, to jest moja sprawa i mam argumenty za tym, że wybrałem krótki. Mi też nie podoba się wiele rzeczy ale nie mam na nie wpływu dlatego inni też nie powinni za mnie podejmować decyzji, udowodniłem swoje na trasie czym potwierdziłem to, że to była słuszna decyzja. Na tym wyścigu kończę sezon, jeszcze kilka czasówek chciałbym pojechać wykorzystując dobrą formę która pojawiła się na początku września.

Trening 95

Niedziela, 5 września 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 64.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:26 km/h: 26.30
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 178178 ( 91%) HRavg 129( 66%)
Kalorie: 1257kcal Podjazdy: 900m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny ważny dzień w sezonie. Zwykle Rajd z Metą na Równicy wyzwala we mnie wszystkie siły , nawet wtedy jak nic nie wychodzi. Przed wyjazdem miałem sporo problemów, m.in. dwa razy wracałem się do domu. Gdy już wyjechałem to jechałem dosyć mocno aby nie tracić już czasu i trochę się rozgrzać. W Skoczowie byłem na czas i niczym już nie musiałem się martwić. Przerwa pod Równicą się trochę przedłużyła i postanowiłem jechać w rękawkach bo było mi naprawdę zimno. Już początek podjazdu zwiastował, że nic z tego nie będzie, nie byłem w stanie przekroczyć pewnego poziomu a inni jechali wyraźnie szybciej, do czasu. W końcu jednak złapałem rytm i utrzymałem równe tempo na całym podjeździe co innym się nie udało, w końcówce próbowałem finiszować ale nic z tego nie wyszło. Jestem zadowolony z podjazdu, warunki nie sprzyjały rekordom, w tym roku nieco brakuje mi do poziomu sprzed roku gdy wjechałem ponad 40 sekund szybciej. Stwierdziłem, że jeden podjazd na Równicę mi wystarczy bo planowałem jeszcze popołudniowy wypad na MTB. Do domu wróciłem bocznymi drogami nie szarpiąc tempa. Wygląda na to, że znowu na jesień mam bardzo dobrą nogę i wreszcie mogę powiedzieć, że złapałem jakąś formę. Szkoda, że tak późno.

Górskie Mistrzostwa Jas-Kółek 2021

Niedziela, 22 sierpnia 2021 Kategoria 0-50, Cube '21, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 44.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:50 km/h: 24.00
Pr. maks.: 71.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: 173173 ( 88%) HRavg 128( 65%)
Kalorie: 1221kcal Podjazdy: 1030m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
W tym roku udało się dojechać na start Górskich Mistrzostw Jas-Kółek mimo napiętego grafiku dnia. Przed jazdą niezbyt dokładnie sprawdziłem rower a konkretnie przez myśl mi nie przeszło aby przygotować rezerwowy zestaw kół. Ruszyłem więc na najlepszych jakie posiadam i już po kilku kilometrach pierwsze problemy, najpierw na stromym podjeździe zgubiłem zawartość torebki podsiodłowej którą zapomniałem zapiąć. Później wpadłem w jedną z wielu dziur w drodze i zauważyłem, że koło bije na boki, nie był to jednak największy problem, jechało się ciężko ale nie zauważyłem aby koło ocierało o klocki hamulcowe. Całą drogę do Istebnej zastanawiałem się w czym tkwi problem. Dojechałem jednak na start i postanowiłem jechać mimo wszystko. Z kołem nic nie dało się zrobić więc liczyłem, że nie będzie to utrudniało jazdy. O lepszej rozgrzewce mogłem zapomnieć, nie liczyłem na wiele mając z tyłu głowy niesprawny sprzęt. Ruszyłem jednak z przodu trzymając cały czas pozycję gdy zaczął się pierwszy podjazd znalazłem się w 3 osobowej czołówce, miałem jeszcze rezerwy i czułem, że jestem w stanie pojechać z najlepszymi, do czasu. Po kilkuset metrach trzymając równą i wysoką moc zacząłem tracić dystans, koło skrzypiało coraz bardziej, nie byłem w stanie normalnie jechać, utrzymałem się między dwóją na czele a goniącą grupką na pierwszym podjeździe ale na zjeździe już się nie udało, nie straciłem również kontaktu w Istebnej. Na podjeździe jechałem cały czas z przodu ale niezbyt mocnym tempem, moja walka ze sprzętem trwała dalej i w Koniakowie koło już tak tarło, że nie byłem w stanie jechać dalej, zatrzymałem się, stwierdziłem, że na drodze jic z tym nie zrobię więc już spokojnie dowlokłem się na Ochodzitą i zrezygnowałem z dalszej jazdy. Ten weekend jest dla mnie pechowy, tak czasem bywa, najważniejsze, że byłem w stanie chociaż przez chwilę pojechać z najlepszymi na co innych nie było stać. W domu gdy na spokojnie przyjrzałem się problemowi z kołem, stwierdziłem, że do wymiany jest kilka szprych i piasta, która była przyczyną wszystkich problemów, dwa wewnętrzne łożyska padły, jedno udało się wyjąć a drugie zostało w środku i nie opłaca się go wyciągać bo na tej pieśćcie nie warto już zaplatać nowego koła. Mimo problemów jestem zadowolony, bo im bliżej jesieni tym jestem mocniejszy a pech kiedyś się musi skończyć.

Road Trophy 2021 Etap 2

Niedziela, 15 sierpnia 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 90.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:14 km/h: 27.84
Pr. maks.: 74.00 Temperatura: 29.0°C HRmax: 180180 ( 92%) HRavg 152( 77%)
Kalorie: 2595kcal Podjazdy: 1940m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi dzień rywalizacji na górskich trasach w okolicy Rajczy wyglądał gorzej niż pierwszy. Rano odezwały się plecy z którymi co jakiś czas mam problem. Przyczyny wszystkie znam i niestety nie jestem w stanie zrezygnować z rzeczy które bardzo obciążają mój kręgosłup. Noga była nieco lepsza, byłem wypoczęty ale plecy dyktowały swoje warunki. Było mniej czasu na rozgrzewkę więc ją skróciłem ale mięśnie były odpowiednio rozgrzane aby cisnąć już od samego startu. Ruszyłem tym razem z dalszej pozycji ale ją utrzymałem do podjazdu który zaczynałem z okolicy TOP 20. Wiedziałem, że muszę starać się szukać optymalnego toru jazdy aby nie tracić kontaktu z czołówką co jednak nastąpiło dosyć szybko, ktoś puścił koło i nie byłem w stanie przeskoczyć do czołówki która nie jechała zbyt mocno. Plecy już dawały o sobie znać i nie wiedziałem czy jechać na stojąco czy siedząco, zostałem z tyłu i po podjeździe miałem niewielką stratę do grupy osób z którymi jechałem wczoraj. Nie udało się jednak doścignąć i jechałem sam. Nie byłem w stanie przyjąć pozycji na zjeździe, próbowałem dokręcać ale nic to nie dało. Przed Milówką już odpuściłem i czekałem na kolejną grupę która szybko mnie dogoniła, nie wiem ile było osób bo całą Kamesznicę jechałem z przodu. Na podjeździe mimo przeciętnej jak na mnie jazdy nadrobiłem sporo by później stracić na zjeździe. Drugi raz w Kamesznicy już jechaliśmy po zmianach i dalszy przebieg rywalizacji stał się przewidywalny. Każda kolejna runda dzieliła bardziej grupę, po 3 podjeździe już bardzo mnie bolało i zdecydowałem się zatrzymać i ulżyć tym cierpieniom. W tym czasie dojechało kilka osób ale współpraca już nie układała się jak wcześniej. Z każdym kolejnym podjazdem szło mi gorzej, moc cały czas była ale ciągłe zmiany pozycji i próba przeniesienia bólu w inne miejsce odbiła się na jakości podjazdów. Z ulgą wjechałem na ostatnią rundę którą już jednak przecierpiałem, na zjazdach nie byłem w stanie utrzymać się za innymi, na podjeździe pod metę nie byłem w stanie nic nadrobić. Nie było skurczy ale znowu nie przejechałem przez metę w stylu jakiego oczekiwałem. Był to bardzo trudny dzień, trasa nudna i trening nie był już tak dobry jak w sobotę. Założyłem jednak koszulkę finiszera więc mogę być z siebie zadowolonym, nieznacznie poprawiłem najwyższe miejsce Open na tym wyścigu co jednak nie było celem.

Road Trophy 2021 Etap 1

Sobota, 14 sierpnia 2021 Kategoria 50-100, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021, w grupie, Wyścig
Km: 84.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:50 km/h: 29.65
Pr. maks.: 72.00 Temperatura: 28.0°C HRmax: 189189 ( 96%) HRavg 164( 84%)
Kalorie: 2300kcal Podjazdy: 1890m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
W końcu udało się wystartować w wyścigu. W tym trudnym dla mnie roku, pełnym dziwnych i tragicznych zdarzeń gdy nic się nie układa i brakuje wszystkiego od zdrowia, przez czas po formę rowerową byłem bardzo zadowolony, że pojawiłem się na starcie kolejnej już edycji Road Trophy. Jak dotąd miałem styczność z każdą, w 2010 roku przejechałem turystycznie wszystkie etapy, w latach 2011 – 2018 ukończyłem rywalizację, w 2019 roku miałem możliwość startu tylko w jednym etapie a rok temu zawody miały inną formułę więc nie wypada traktować ich jako Road Trophy. Zwykle przynajmniej jeden etap miałem słabszy z jakiegoś powodu, od 2015 roku gdy byłem co roku dobrze przygotowany zawodził sprzęt więc chciałem przełamać tą niedobrą passę. W tym roku trasy mi pasowały, idealna runda honorowa, selektywny pierwszy podjazd po którym następowały techniczne sekcje. Cały lipiec solidne trenowałem a ostanie trzy tygodnie były najlepsze treningowo od maja więc byłem spokojny przed startem. Zwykle kilka nocy poprzedzających ten wyścig nie mogłem spać a tym razem obudził mnie dopiero trzeci budzik nastawiony i tak ze sporym zapasem. W odróżnieniu od wszystkich edycji które ukończyłem w całości tym razem nie nocowałem w okolicy startu tylko dojeżdżałem na etapy z domu. Powodów było sporo, m.in. praca w której zobowiązałem się pojawić nawet w dniu startu na 3 godziny czy bardzo wysokie ceny noclegów. Nie było to jednak złe rozwiązanie, spałem we własnym łóżku i miałem wszystko pod ręką, wyjeżdżając na kilka dni z domu musiałem pamiętać o tym by wszystkiego starczyło na kilka dni. Już przed startem popełniłem kilka zasadniczych błędów, pierwszy z nich to mała ilość odpoczynku, zwykle na wyścig przyjeżdżałem w trakcie urlopu a nie po 350 godzinach pracy od początku lipca, mogłem więcej uwagi poświecić mięśniom, np. goląc nogi przed wyścigiem. Pierwszego dnia nie czułem się najlepiej przed startem i nawet obawiałem się czy dam radę. Nie przyjechałem do Rajczy po to aby łatwo rezygnować więc po rozmowach z osobami których nie widziałem rok czy dwa ruszyłem na solidną rozgrzewkę. Wyraźnie brakowało mi mocy ale wszystko zrobiłem tak jak zaplanowałem. Kolejny punkt to znalezienie odpowiedniej pozycji na starcie, nie miałem wyjścia i stanąłem z przodu więc po starcie jechałem tuż za samochodem, obok zawodników zajmujących z reguły miejsca w TOP 10 Open większości wyścigów. Starałem się utrzymać z przodu ale jednak głowa robiła swoje i trochę straciłem na rundzie honorowej, pierwszy konkretny podjazd na trasie pojechałem możliwe mocno, w końcówce zaczynało mnie brakować ale zacisnąłem zęby i znalazłem się w kilku osobowej grupie pościgowej za czołówką. Niestety znowu głowa zawodziła i na zjeździe zostałem, już wtedy zastanawiałem się czy dalsze starty w wyścigach szosowych mają sens, przy ponad 70 km/h nie jestem w stanie utrzymać się w grupie, po raz kolejny nie zrozumiałem organizatora który prosił by nie ścigać się na zjazdach, starty ze zjazdów nadrabiałem na dwóch kolejnych podjazdach i dopiero się udało ale miałem coraz większe problemy by utrzymać się w tej grupie. Zacisnąłem jednak zęby i jechałem dalej dając nawet zmiany. Niestety nieco odstałem przed zjazdem i podjazdem na bufet, tam się zatrzymałem by pożyczyć imbusa i grupa pojechała, przez moment jeszcze goniłem ale uznałem, że nie ma to sensu i odpuściłem. Czekając na kolejną grupę złapałem nieco oddechu, gdy dałem się doścignąć przybrałem inną taktykę, nigdy jej nie stosowałem ale przyniosła efekty. Przez blisko dwie rundy nie wychylałem się do przodu, tempo mi pasowało, nawet jak odstawałem na zjazdach czy trudniejszych technicznie odcinkach niwelowałem różnice na podjazdach. Problemów na trasie jednak nie brakowało, zaczęło się doganianie słabszych i próby bezpiecznego wyprzedzania. W pewnym momencie byłem pewny, że odpadnę od grupy bo musiałem hamować nie mając miejsca na szosie. Dogoniłem jednak dosyć pewnie ale już czułem zbliżające się skurcze, dojazd z Lalików do Soli minął na rozciąganiu mięśni i ciągłych zmianach pozycji. Znając ostatni podjazd wiedziałem, że muszę być z przodu. W idealnym momencie znalazłem się na czele grupy i nie zastanawiając się skoczyłem do przodu, początkowo nikt nie pojechał za mną. Nie wytrzymałem jednak własnego tempa, skurcze były już dosyć duże, nie wiedziałem czy lepiej będzie jechać na stojąco czy siedząco. Ostatecznie musiałem odpuścić na 300 metrów do mety i z grupki podzielonej całkowicie na podjeździe wjechałem trzeci na metę. Dałem z siebie wszystko, ujechałem się i zrobiłem konkretny trening. Na wynik się nie nastawiałem ale lekka złość pojawiła się gdy przy swoim nazwisku zobaczyłem cyfrę 4 a trójka była ledwie 5 sekund z przodu. Na ten moment nie stać mnie na więcej, gdyby ten rok wyglądał inaczej mógłbym być zawiedziony, na wszystko spoglądam jednak inaczej i jestem zadowolony z pierwszego dnia rywalizacji.

Rozjazd 21

Poniedziałek, 26 lipca 2021 Kategoria w grupie, Szosa, Samotnie, Cube '21, 0-50
Km: 10.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:27 km/h: 22.22
Pr. maks.: 42.00 Temperatura: 13.0°C HRmax: 138138 ( 70%) HRavg 108( 55%)
Kalorie: 163kcal Podjazdy: 110m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Krótki wyjazd regeneracyjny, z przerwą na lody. Jechałem w kilkuosobowej grupce, dla mnie był to wyjazd spokojny, dla innych niekoniecznie. 

Trening 71

Niedziela, 11 lipca 2021 Kategoria 100-200, Cube '21, Samotnie, Szosa, Trening 2021, w grupie
Km: 122.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:27 km/h: 27.42
Pr. maks.: 70.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 3209kcal Podjazdy: 2300m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Niedzielny trening na podjazdach połączony z Rozpoczęciem Sezonu Jas-Kółkowego. Niestety nogi w niczym nie przypominały tych z 2 ostatnich dni. Planowałem zaliczyć 6-8 podjazdów w różnym tempie. Popełniłem kilka błędów które odbiły się później czkawką. Pierwszy z nich to podłączenie się do Twomarka który jechał w kierunku Wisły. Założeniem była spokojna jazda do Szczyrku. Dla innych może była spokojna, ja miałem spore problemy z utrzymaniem koła, nie mówiąc już o wyjściu na zmianę. W końcu stwierdziłem, że nie ma to sensu i puściłem koło tracąc dobre 5 minut na kilku kilometrach. Salmopol wjechałem spokojnie ale niczego to nie zmieniło, na zjeździe znów zostałem na kilkaset metrów, nic nie układało się jak trzeba. Żadnej poprawy nie było i kolejne wspólne kilometry to pokazały, podjazd pod zaporę w Czarnem znów odseparował mnie od grupy, tak źle zemną nie było już dawno. Na Zameczku postanowiłem nieco przepalić nogę, początek jechałem jeszcze spokojnie ale od górnej bramy już dołożyłem do pieca, kiedyś taki podjazd byłem w stanie cisnąć ponad 370 Wat a teraz 340 było maksimum jakie byłem w stanie utrzymać, przełożenia nie brakowało ale nie mogłem być z siebie zadowolony. Miałem jeszcze czas i gdybym wiedział jak później rozwiną się sprawy zaliczyłbym jeszcze jeden podjazd przed rywalizacją z Jas-Kółkami. Byłem kilka minut przed czasem a oczekiwanie przedłużyło się do blisko 30 minut. Do rywalizacji podszedłem na spokojnie, bez specjalnego przygotowania, parcia na wynik czy oczekiwań. Wiedziałem, że w tym roku jestem znacznie słabszy niż przez ostatnie 2 lata i dlatego nie liczyłem nawet na nawiązanie walki z czołówką. Od rana czułem się niezbyt dobrze a gdy siadłem na rower moje przypuszczenia potwierdziły się. Gdy przez różne sprawy losowe start się opóźniał zacząłem zajmować się innymi sprawami. Gdy usłyszałem słowo start byłem kompletnie nieprzygotowany, ustawiłem się tradycyjnie z tyłu aby inni nie mówili, że nie dałem im szansy. Zanim wystartowałem, pierwsi mieli już kilkanaście sekund przewagi. Po starcie kolejny zawód, moc którą w zeszłym roku utrzymywałem bez problemu przez ponad 15 minut byłem w stanie utrzymać ledwie kilkadziesiąt sekund. Początek jechało mi się wręcz fatalnie, z trudem dojechałem do grupy numer 4, długo trwało zanim dociągnąłem do kolejnej a przez pół podjazdu zbliżałem się do grupki pościgowej. Przez kilka sekund wiozłem się na kole ale później jechałem już swoje, oczywiście na tyle ile było mnie stać. Po chwili na kole został już tylko Marcin a odległość do samotnie jadącego Otfina stopniowo się zmniejszała. Na Kubalonce brakowało dosłownie kilku metrów które udało się zniwelować na zjeździe. Zależało mi przede wszystkim na tym aby nikt z tyłu już nie dojechał, zjazdu nie mogłem odpuścić ale ryzykować też nie zamierzałem. Do Otfina i Marcina miałem kilka metrów starty po zjeździe które niestety powiększyły się po tym jak zaliczyłem dwie duże, widoczne dziury po skręcie z głównej drogi. Obrałem zły tor jazdy i dlatego tak się stało, zrobiło się za to ciekawiej bo nie potrafiłem zniwelować niewielkiej straty na płaskim . Na szczęście nie zapomniałem jak się podjeżdża i na ostatnim podjeździe dałem już z siebie wszystko co miałem pod nogą. Nie było tego dużo ale wystarczyło na selekcję dzięki której każdy wjechał w bezpiecznej odległości. Przez moment widziałem nawet podium na horyzoncie ale starta była zbyt duża. Podjazd na Olecki poszedł mi znacznie lepiej niż Kubalonka ale i tak poniżej tego na co mnie stać, nie wspominając już o najlepszych latach. W końcówce trochę się pogubiłem, słyszałem, że meta jest na końcu ostatniej ściany ale nikogo tam nie było, odpuściłem ostatni odcinek ale na ostatnie 200 metrów znów się zagiąłem bo nie byłem pewny, czy zza pleców ktoś mi nie wyskoczy i przegram 4 miejsce jak frajer. Dowiozłem jednak pozycję do mety, powinienem być niezadowolony z 4 miejsca ale tym razem musiałem o nie ostro walczyć a zwykle przegrywałem podium nieznacznie mając znacznie większą przewagę nad kolejnymi miejscami. W tym roku jednak jestem słaby, od życiowej formy dzieli mnie przepaść, nie potrafię wyjść z przeciętności i muszę cieszyć się z tego co jest bo równie dobrze mógłbym nie zmieścić się w TOP 10 patrząc na to ile osób właśnie teraz jest w życiowej formie. Nie traktowałem tych zawodów jako wyścigu sezonu tylko dobrego treningu przed tym co czeka mnie w kolejny weekend.
Po rywalizacji szybko się zebrałem i zjechałem do Istebnej by wjechać po raz czwarty na Kubalonkę, podjazd pokonałem spokojnie czując jeszcze zmęczenie po dwóch poprzednich. Na przełęczy jeszcze czekałem na resztę Jas-Kółek, ci co mnie mijali mieli inne plany i nie zatrzymali się przy karczmie. Gdy dotarła grupa która miała zamiar się zatrzymać byłem już spragniony i dlatego zamówiłem sporo płynów. Po 30 minutowym postoju ruszyłem w 3 osobowej grupce w dół, zjazd odpuściłem, po wizycie w sklepie już byłem przygotowany na deszcz ale takiego rozwoju sytuacji się nie spodziewałem. W ciągu 15 minut spadło tyle deszczu ile normalnie przez kilka godzin ciągłych opadów. Byłem przemoknięty, nie było już motywacji, nogi nie chciały kręcić. Podjazd pod Salmopol szedł strasznie topornie i dlatego jechałem go tak długo, w żaden sposób nie potrafiłem się zagrzać i postój na przełęczy tylko pogłębił ten stan. Zjazd nie był miłym przeżyciem ale w tych warunkach jamie panowały dojazd do domu z Salmopolu zajął niecałą godzinę, zwykle jadąc identyczną drogą nie mieściłem się w tym czasie. Jazda grupką też miała w tym swój udział. Ogólnie nie był to mój najlepszy dzień ale założenia treningowe zrealizowałem, zszedłem też na ziemię widząc ile mi brakuje do najlepszych a w zeszłym roku deptałem im już po piętach. Strasznie przewrotny jest ten sport, ze szczytu łatwo spaść w dół, gorzej jest się podnieść. Cieszę się z tego co jest bo wiem ile kosztowało mnie czasu i zdrowia aby w ogóle wrócić do mocnych aktywności, jeżeli prawdą jest, że po kilku dobrych sezonach każdemu trafia się słabszy a później jest znów lepiej to mogę stwierdzić, że w moim przypadku może być tylko lepiej. Walczyłem do końca o swoje i myślę, że dałem z siebie wszystko. Będąc w formie często nie byłem w stanie wycisnąć z siebie wszystkich rezerw a miałem już dni kiedy będąc bez formy robiłem rzeczy wydające się niemożliwe do wykonania, np. Rajd z Metą na Równicy w 2014 roku. Spory czas bez treningu, dobry rajd a tydzień później umieranie na trasie Rajczy Tour. Oceniam ten dzień jednak tylko jako dobry trening co było najważniejszym celem.

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 10148 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 12644 km
Evo 2 8629 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum