Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

avg>30km\h

Dystans całkowity:22396.00 km (w terenie 1.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:709:30
Średnia prędkość:31.57 km/h
Maksymalna prędkość:87.00 km/h
Suma podjazdów:165438 m
Maks. tętno maksymalne:201 (103 %)
Maks. tętno średnie:185 (92 %)
Suma kalorii:451800 kcal
Liczba aktywności:335
Średnio na aktywność:66.85 km i 2h 07m
Więcej statystyk

Trening 71

Środa, 17 lipca 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 58.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:52 km/h: 31.07
Pr. maks.: 63.00 Temperatura: 21.0°C HRmax: 150150 ( 76%) HRavg 130( 66%)
Kalorie: 1143kcal Podjazdy: 300m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy od jakiegoś czasu trening na bardziej płaskiej trasie. Żeby nie było tak łatwo to cały czas towarzyszył mi dający w kość wiatr. Zdecydowałem się na wyjazd zaraz po pracy i dzięki temu już o 15:30 siedziałem na rowerze. Pierwsze utrudnienia pojawiły się już w Jasienicy gdzie na zakorkowanym węźle przy MC Donaldzie straciłem trochę czasu. Właściwy trening mogłem zacząć dopiero po przejechaniu problematycznego odcinka. Starałem się jechać z równą mocą i pagórkowaty odcinek w Rudzicy przystopował mnie dosyć mocno. Na zjeździe nie  byłem w stanie jechać mocno i równą prace zacząłem dopiero w Landeku. Silny wiatr w twarz nie przeszkadzał mi tak bardzo, noga podawała całkiem dobrze i dlatego przyjemność z jazdy była większa. Odcinek z przejazdami kolejowymi i zwężeniami przejechałem bez postojów a schody zaczęły się za Strumieniem gdy okazało się, ze wiatr zmienił kierunek i zamiast wiać w plecy to był boczny. W żaden sposób nie zdemotywowało mnie to do dalszej jazdy. Siłę wiatru odczułem dopiero w Łące gdzie by jechać z odpowiednią mocą musiałem jechać ponad 40 km/h. Niestety w Goczałkowicach znowu musiałem się zatrzymać. Straciłem tam trochę czasu ale za to Zapora była prawie pusta i mogłem bez problemów dostać się do Zabrzega. Warunki pozwoliły na szybką jazdę aż do Mazańcowic gdzie pojawił się podjazd. Przed Bielskiem stopniowo zmniejszałem tempo a ostatni kilometr przejechałem już na luzie. Fajny, szybki trening był idealną odskocznią od ciężkich sesji treningowych z podjazdami w roli głównej.       

Trening 70

Środa, 3 lipca 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019, w grupie, avg>30km\h
Km: 90.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:43 km/h: 33.13
Pr. maks.: 68.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 180180 ( 92%) HRavg 144( 73%)
Kalorie: 1475kcal Podjazdy: 770m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatni trening przed Pętlą Beskidzką. Tym razem udało się wygospodarować więcej czasu i trening podzieliłem na dwie części. Pierwsza miała być seria powtórzeń w 7 strefie mocy a drugą mocne rundy z TwomarkSport. Wyjeżdżając z domu czułem się nieźle, noga całkiem dobrze podawała. Gdy przyszło do powtórzeń to zaczęły się schody. Postanowiłem zrealizować trening w Dolinie Wapienicy. Na początek źle dobrałem odcinek testowy i zacząłem zdecydowanie zbyt późno. Po pierwszym sprincie i odpowiedniej przerwie drugi zryw był fatalny. Nie udało się wytrzymać 30 sekund a wpływ na to miał zbyt duży ruch pieszych w Dolinie. Zrezygnowałem z dalszych powtórzeń ale gdy wjechałem na ostatni asfaltowy fragment to zrobiłem jednak dwa kolejne, ale nie za dobre sprinty. Po spokojnym zjeździe w dół ostatnie dwa powtórzenia zrobiłem na ulicy Dębowiec. Podsumowując ten trening to nie był to zbyt dobry dzień na tak mocne akcenty. Miałem problem z utrzymaniem mocy powyżej 500 Wat co później miało swoje skutki na treningu z Twomark. Po zjeździe do Wapienicy sporo czasu straciłem na przedostanie się przez rozkopane skrzyżowanie.
Na treningu zjawiło się dosyć dużo osób ale tych najsilniejszych nie było tak dużo. To dawało mi jakieś szanse na dłuższe utrzymanie w czołówce. Tym razem już od początku trzymałem się bliżej przodu i przy spokojnej jeździe nie miałem problemów z utrzymaniem dobrej pozycji. Schody zaczęły się gdy przed Rudzicą tempo wzrosło, nie czułem się zbyt pewnie w dużej grupce i trzymałem się bardziej z nawietrznej strony przez co traciłem niepotrzebnie siły. Na podjazdach zbliżyłem się do przodu i na rundę wjechałem jako jeden z pierwszych. Na zjeździe oczywiście straciłem i znalazłem się w drugiej części rozciągniętej grupy. Po skręcie w prawo na Bronów poszło tempo i zaczęło się wszystko rwać. W końcu zrobiła się dosyć duża dziura i zdecydowałem się na próbę przeskoczenia do około 10 osobowej czołówki. Goniłem około kilometra generując około 400 Wat i po skręcie w kierunku Międzyrzecza dołączyłem do czołówki. Było nas ponad 10 osób i w takim składzie dojechaliśmy do podjazdu. Pomimo długiej gonitwy znalazłem siły na zmianę. Bezpiecznie przejechaliśmy zwężenie z sygnalizacją świetlną i gdy tylko zaczął się podjazd to znowu wszystko się porozrywało. Miałem problemy z jazdą powyżej 500 Wat i trochę straciłem. Po wypłaszczeniu zebraliśmy się w 3 i dołączyliśmy do najlepszej trójki. Po zmianach dotarliśmy do ronda i kolejna runda. Wtedy też zaczęły się schody, źle się czułem w grupie i sporo sił traciłem na próbach utrzymania koła, mimo wszystko dawałem tak samo długie i mocne zmiany jak reszta. Na podjeździe znowu trójka odjechała a nas zostało dwóch i znowu po kilkuset metrach pogoni dojechaliśmy do czołówki. Na trzeciej rundzie odpadły dwie osoby a moja jazda wyglądała nieco lepiej. To co najważniejsze wydarzyło się przed wjazdem na ostatnią rundę. Na podjeździe swobodnie odjechał Janek i utrzymywał przewagę do końca rundy. Na rondzie mieliśmy około 5 sekund starty i wtedy pojawiło się kilku zawodników którzy wcześniej nie jechali. Odskoczyli nam na zjeździe i ciężko było myśleć o pogoni. Około 200 metrów przewagi było nie do odrobienia. W pewnym momencie odpuściłem ale mój towarzysz dzielnie walczył i postanowiłem mu pomóc i znowu zacząłem mocniej pracować. Z czołówki odpadł jeden zawodnik i dołączył do nas. Na bardzo nierównym odcinku przed Międzyrzeczem pękło mi mocowanie licznika. Zdążyłem tylko wypiąć licznik i schować do kieszeni. Ostatnie 5 kilometrów jechałem bez patrzenia na dane ale i bez żadnej kalkulacji. Na zwężeniu trafiliśmy na zielone światło a czołówka zapewne miała czerwone a co za tym idzie gorsze warunki przejazdu i wtedy pojawiła się nadzieja na odrobienie strat. Na podjeździe zostałem sam i zacząłem się zbliżać do dwójki która odpadła od najlepszych. Ostatnie 2 kilometry przejechaliśmy razem i ku mojemu zdziwieniu koledzy również dawali zmiany i do końca przewaga malała i zabrakło bardzo niewiele. Jest to pierwszy od ponad dwóch lat trening grupowy na którym praktycznie do końca utrzymywałem się w czołówce. Najczęściej pękałem po pierwszym zjeździe lub jednej czy dwóch rundach. Zaskoczony byłem swoją mocą a także sposobem w jaki zdołałem dołączyć do czołówki i przy tej ilości sił straconych na niewłaściwej jeździe w grupie bardzo mnie to podbudowało przed najbliższymi wyścigami.
Potrzebowałem takiego sprawdzenia się w warunkach wyścigowych co tylko potwierdziło moją obecną formę i było zwieńczeniem długiego i intensywnego okresu przygotowań do TRR.





Mamut Tour 2019

Sobota, 25 maja 2019 Kategoria Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Wyścig, Zawody 2019, avg>30km\h
Km: 143.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:20 km/h: 33.00
Pr. maks.: 75.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 196196 (100%) HRavg 159( 81%)
Kalorie: 2298kcal Podjazdy: 2050m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Długo czekałem na ten start. Wyścig o którym myślałem już dwa lata temu był idealną okazją do sprawdzenia swojej aktualnej formy. Do końca nie wiedziałem czy uda się wystartować a w dodatku przez kilka dni walczyłem z przeziębieniem którego do końca nie zdołałem wyleczyć. Mając do wyboru trzy dystanse wybrałem ten średni z wysokim poziomem i dużą liczbą uczestników. Będąc na miejscu zaskoczyła mnie baza w której zlokalizowane było miasteczko zawodów, teren dosyć spory, dużo miejsc parkingowych, dostęp do kilku toalet, pryszniców, bufetów. Trasa wyścigu zaczynała się i kończyła około 200 metrowym odcinkiem kostki brukowej. Załatwienie formalności w biurze było chwilą, każdy wiedział w której kolejce się ustawić i dlatego wszystko szło szybko i sprawnie. Na starcie wszystkich dystansów oraz maratonu MTB i wyścigów dla poszczególnych kategorii młodych kolarzy zebrało się około 800 osób. Organizacyjnie było to załatwione perfekcyjnie. Na początek startował dystans C ( 80 km ) później łączony A ( 220 km ) i B ( 143 km ) a następnie MTB i Gravel. Dopiero po wystartowani u głównych wyścigów do boju ruszyli młodzi miłośnicy kolarstwa. Z pierwszego pozoru wydawało mi się, że dystanse A i B powinny startować przed dystansem C ale rozwidlenie dróg na trasie było w takim miejscu, że wyprzedzenie słabszych zawodników z wyścigu startującego wcześniej w przyjętym układzie startów było bezkolizyjne.
Przed startem przygotowałem odpowiednią ilość jedzenia oraz dwa bidony picia. Pojechałem na rozgrzewkę i nie zdążyłem z niej wrócić a już startował pierwszy dystans. Już po starcie się podzielił na kilka grup a tempo nie było jakoś ekstremalnie wysokie. Gdy dojechałem już na start to sektor już był pełny i podobnie jak około 80 osób musiałem stanąć w drugiej części. Gdy ruszyliśmy to od razu tempo było wysokie, chyba za wysokie jak dla mnie. Męczyłem się strasznie i musiałem być maksymalnie skupiony bo w ponad 200 osobowym peletonie o kraksę nie było trudno. Udało się przedostać kilka pozycji do przodu ale na większy zysk nie było co liczyć. Skupiłem się na utrzymaniu pozycji w peletonie, runda nie była zamknięta i co jakiś czas pojawiały się samochody co powodowało tzw. Efekt sprężyny. Nawierzchnia nie była najlepsza a po około 10 kilometrach pojawiła się kostka brukowa. Dłuższego i trudniejszego podjazdu nie było widać i tak było jeszcze przez wiele kilometrów. Po około 15 kilometrów pojawił się lekki zjazd i tam miałem delikatne problemy i zostałem za peletonem. Zebrało się nas kilka osób i udało się dogonić główną grupę. Na około 20 kilometrach popuściła śruba od mocowania licznika, wypadła gumowa uszczelka która zabezpieczała uchwyt przed przesunięciem się i uchwyt był całkiem luźny. Przesunąłem go w prawo na nieco grubszą cześć kierownicy ale przeszkodą były linki i przy całkiem równej drodze może zdałoby to egzamin ale na tej trasie ciężko było o super nawierzchnie i nie ryzykowałem takiego rozwiązania. Chcąc czy nie chcąc licznik wylądował w kieszeni i to było już dla mnie poważne utrudnienie. Jestem przyzwyczajony do jazdy z czujnikami i nie bardzo byłem pewny jazdy „na oko”. Największym problemem jaki się pojawił było mierzenie czasu w którym miałem przyjmować kolejne dawki energii. Przestałem się tym przejmować i znowu skupiłem się na trzymaniu w grupie. Peleton dzielił się i łączył wiele razy, powoli przesuwałem się do przodu ale czub był za daleko. Gdy pojawił się fajny fragment a stawka była przerzedzona na tyle, że swobodnie mogłem przeskoczyć kilkanaście miejsc do przodu to wydarzyła się kraksa i przede mną pojawili się zawodnicy którzy chcieli ją minąć. Ucierpiało 4 zawodników a kilkunastu musiało się zatrzymać. Pojawiła się dziura którą zacząłem spawać, na szczęście droga prowadziła lekko w górę i miałem łatwiej. Udało się doskoczyć i dociągnąć za sobą kilku zawodników a kilkunastu kolejnych miało problemy. Do pierwszego dłuższego podjazdu coraz mniej czasu a peleton znowu się podzielił na kilka grupek. Byłem w trzeciej z nich, różnice były małe i szybko znowu się połączyliśmy. Nie wiem co działo się z przodu ale wiedziałem, że na tym pierwszym odcinku trasy straciłem sporo sił. Przed podjazdem byłem w peletonie który zaczął się dzielić na podjeździe. Z przodu szło mocne tempo a moja jazda pozwoliła coś nadrobić i na szczycie znaleźć się za drugą grupą. Zjazd był bardzo niepewny, momentami mokro, żwir i wyrwy. Gdy nachylenie spadło to przeleciała koło mnie kilkuosobowa grupa i nie miałem szans na reakcję. Nie lubię takich zjazdów gdy nachylenie nie przekracza 3 %. Po zjeździe i skręcie w prawo dogoniła mnie dosyć duża grupa zawodników i udało się do niej załapać. Na początku nie pracowałem a później dałem dwie bardzo mocne zmiany co zaowocowało dogonieniem najpierw jednej a później drugiej dużej grupy. Nie wiem kiedy minęliśmy bufet a w bidonach picia ubywało. Przez brak ciągłego podglądu na licznik nie jadłem regularnie. Jechało się bardzo dobrze, wiedziałem, że znalazłem się w właściwym towarzystwie. Mając już pewne doświadczenia z krajowych wyścigów nie pchałem się na czoło a jazda w peletonie nie sprawiała mi tak dużych problemów jak jeszcze rok temu. Dobrą dla mnie sytuacją był fakt, że w grupie było po kilku zawodników z tych samych grup i to właśnie oni głównie nadawali tempo. W połowie trasy pojawił się krótki ale ciekawy podjazd na którym grupa się podzieliła, kilku zawodników odpadło, ja czułem, że nie jadę na maksa a i tak wjechałem z przodu. Początek zjazdu nie wyglądał dobrze a druga część już dużo lepiej i dzięki temu nie puściłem grupy. Za późno zjadłem żela i w dalszej części wyścigu za to zapłaciłem. Do następnego podjazdu nie działo się nic ciekawego, tempo nie tak wysokie jak na początku wyścigu i dlatego nie musiałem skupiać się na utrzymaniu koła grupy. Przed podjazdem kilku zawodników się zatrzymało, nastąpiło rozluźnienie i wykorzystałem ten fakt do przesunięcia się do przodu. Przegapiłem moment podkręcenia tempa i kilku zawodników odjechało. Ja jechałem swoje i na szczycie stawka była dosyć rozciągnięta. Na zjeździe nieco zaryzykowałem ale przed jednym z zakrętów się zawahałem i wytraciłem zbyt dużo prędkości. Przed ostatnim, najdłuższym podjazdem dojechało do mnie kilku zawodników. Dwóch zawodników przy dużej prędkości się zderzyło, bardzo nieciekawie to wyglądało ale nie było czasu aby się zatrzymać. Wcześniej zdążyłem skonsumować kolejnego żela i myślałem, że starczy energii na cały podjazd. Na początku pojawiło się dosyć duże nachylenie i zaczynałem zbliżać się do osób które były z przodu. Gdy skończył się teren zabudowany i krótki odcinek w lesie to wyjechało się na otwartą polane i pojawiała się ściana do nieba. Bardzo ciekawy widok, kilkadziesiąt różnych koszulek na tle nieba i trawy wyglądało bardzo ładnie. Jechałem cały czas dosyć dobrym tempem. Wyprzedzałem kolejnych zawodników i przed wypłaszczeniem dojechałem do zawodników którzy mi odjechali na poprzednim podjeździe. Do początku zjazdu prowadził jeszcze odcinek z bardzo zmiennym nachyleniem. W tym momencie dopadł mnie spory kryzys z którym później długo walczyłem. Zaczynałem tracić kontakt z nimi a z tyłu nie było nikogo. Jeden z zawodników minął mnie na początku zjazdu, kolejny kawałek dalej i dopiero gdy trzeci mnie minął to udało mi się złapać koło. Zjechałem dosyć dobrze ale jazda bez grupy w względnie łatwym terenie nie miała większego sensu. Szybko dojechała do mnie mała grupa i w sumie było nas około 10 osób. Kryzys nie chciał mnie opuścić ale walczyłem dzielnie i zawziąłem się na tyle aby w dobrze współpracującej grupie dojechać do bufetu. W tej grupce wszyscy pracowali i o to chodziło. Niestety na bufecie musiałem się zatrzymać. W bidonach było już zupełnie pusto, jedzenia na styk. Zatrzymało się nas kilku a reszta pojechała. Postój był szybki i sprawny, napełnienie dwóch bidonów i zabranie banana zajęło mi około 40 sekund. W oddali było widać dwie grupy, samotnie ciężko było dogonić. Zaczynałem tracić motywację i włączyłem tryb ekonomiczny. Dojechał do mnie zawodnik który jechał na 220 kilometrów. Nie miałem ambicji aby za wszelką cenę jechać jego tempem i po kilku minutach odpuściłem. Minąłem rozwidlenie dróg skąd do mety pozostało 21 kilometrów. Samotnie walczyłem z trasą, z tyłu nie było widać nikogo. Dopiero po kilku kilometrach jazdy równym tempem dojechało do mnie trzech zawodników, chwile z nimi jechałem a później zostałem z jednym z zawodników i już we dwóch do mety. Najpierw po równych zjazdach a później gdy widziałem, że kolega nie daje rady wychodzić na zmian to popuściłem lekko i w równym tempie dojechaliśmy do kostki brukowej prowadzącej do mety. Nie byłbym sobą gdybym nie próbował zafiniszować. Ruszyłem mocno i bez problemu byłem w stanie wygenerować ponad 700 Wat. Nie byłem przesadnie zmęczony, ostatnie 30 kilometrów po bufecie mogłem pojechać mocniej, lepiej i wtedy pewnie bardziej czułbym nogi.
Z przebiegu wyścigu jestem zadowolony. Do zwycięzcy straciłem około 25 minut, do zawodników z którymi się trzymałem przez większą część wyścigu około 10 minut. Pojechałem dobrze, na miarę obecnych możliwości. Taktyka jaką obrałem była dobra, siły wyższe spowodowały, że mój wynik był nieco gorszy. Sprzęt przygotowałem perfekcyjne, poza uchwytem do licznika nic nie zawiodło. Koła spisały się dobrze, przetrwały tą trasę a w najbliższym okresie wysyłam je na serwis w celu sprawdzenia naciągu szprych i stanu bębenka. Najbardziej żałuję, że nie miałem stałego podglądu na licznik. Mając dostęp do danych a w szczególności do czasu byłbym w stanie dokładnie rozplanować siły, wiedzieć kiedy mam jeść i może tego kryzysu by nie było. Przegapiłem pierwszy bufet a na drugim nie było już bidonów do zabrania i musiałem się zatrzymać. Wiele zawodników miało przewagę w postaci własnych bufetów i samochodów technicznych co było dozwolone.
Organizacja tego wyścigu stała na bardzo wysokim poziomie, wszystkie szczegóły dopięte na ostatni guzik. Super zabezpieczona trasa pomimo faktu, że wyścig odbywał się w otwartym ruchu a zabezpieczone były wszystkie skrzyżowania. W Polsce nieraz po przejechaniu czołówki znikają także osoby zabezpieczające trasę a na tym wyścigu służby stały jeszcze długo po przejechaniu czołówki. Przed czołowymi zawodnikami jechał radiowóz policyjny a dalsze grupy były pilnowane przez motocykl. Jeden z nich filmował cały wyścig, dzięki dobrej jeździe w pierwszej części wyścigu dosyć często byłem filmowany. Bufety dobrze zaopatrzone, szybka obsługa, na podobnym poziomie co w Polsce. Poziom zawodów bardzo wysoki, czołowi zawodnicy w Polsce mieli problem z utrzymaniem czołowej grupy a liczba zawodników w poszczególnych kategoriach i prezentującej wysoki poziom jest bardzo duża. O przynależności do poszczególnych grup decydowały detale. Jedynym elementem który mógł wyglądać lepiej to drogi, sporo nierównych, wąskich dróg z niezbyt dobrą nawierzchnią. Bogate pakiety startowe, atrakcyjne nagrody i wiele innych decydują, że wyścig ten doczekał się już fajnego jubileuszu – 25 lat. W Polsce na palcach jednej ręki można policzyć takie wyścigi.
Wszystkie osoby które narzekają na wysoki poziom kolarstwa amatorskiego w Polsce polecam ten wyścig jako porównanie. Zawodnicy którzy w Polsce nie mają konkurencji tutaj ją znajdą. Ciekawostką dotyczącą tego wyścigu jest fakt, że w poprzednich latach na starcie pojawiali się zawodnicy którzy mają w swoim CV także starty w wyścigach World Tour i niekoniecznie wygrywali ten wyścig.
Wracając do celu w jakim pojechałem do Czech mogę stwierdzić, że w mniejszym lub większym stopniu zrealizowałem wszystkie zadania. Najważniejszym celem było sprawdzenie swojej aktualnej formy. Profil trasy i tempo w pierwszej części spowodowały weryfikacje założeń, na początku straciłem sporo sił i na podjazdach nie pokazałem rzeczywistych możliwości. Dobrze czułem się w peletonie, byłem w stanie trzymać się wyżej niż na samym ogonie a gdyby tempo było lżejsze to być może byłoby jeszcze lepiej. Dużo lepiej zjeżdżam, już nie tracę tyle sił na doganianie grupy po zjazdach. Brak podglądu na licznik spowodował, że nie rozłożyłem dobrze sił, nie jadłem regularnie i doprowadziłem do niepotrzebnego kryzysu który sprawił, że w drugiej części wyścigu nie szło mi już tak dobrze. Pewien wpływ miało także przeziębienie z którym walczyłem w ostatnich dniach, zwykle taki stan odbierał mi znaczne pokłady energii a tym razem osłabienie nie było tak widoczne. Moja forma na tym etapie sezonu jest dobra. Lepiej czuję się w dużej grupie a zjazdy wyglądają dużo lepiej. Wiem nad czym mam pracować aby poprawić swoją dyspozycję wyścigową.

Trening 48

Wtorek, 21 maja 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 54.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:42 km/h: 31.76
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Przez ostatnie ciągłe zmiany pogody złapałem jakieś przeziębienie które pojawiło się zaraz po weekendzie. Po całkowicie wolnym poniedziałku postanowiłem zrobić spokojną rundkę. Z katarem i kaszlem nie był to najlepszy pomysł a kolejna okazja do jazdy na zewnątrz może pojawić się dopiero w weekend. Po sobotnich problemach z kołami nie zdążyłem jeszcze się im dokładnie przyjrzeć i nie miałem innego wyjścia jak jazda na wyścigowych stożkach z szytkami.
Wyjechałem około 16 na dobrze znaną mi trasę do Ustronia i s powrotem. Wybór kierunku jazdy był uwarunkowany od pogody. Niebo na południowym zachodzie było najjaśniejsze a dookoła ciemne chmury. Początkowo myślałem o pętli przez Przegibek i Zarzecze, później po głowie chodził objazd Goczałkowic a ostatecznie wybrałem trasę która pod względem trudności znajduje się pomiędzy dwoma wyżej wymienionymi. Zachodni wiatr nie pozwalał na szybką jazdę, przed Skoczowem dwa razy zaczęło kropić ale nie przerodziło się to w większy deszcz. Na jednym ze zjazdów coś przykleiło mi się do szytki i tarło o ramę, zatrzymałem się, pozbyłem się problemu, sprawdziłem dokładnie oba koła i ruszyłem dalej. Pomimo lekkiego osłabienia i ciągłego sięgania do kieszonki po chusteczki jechało się nieźle. Po skręcie w lewo na Ustroń walczyłem z bocznym wiatrem który nieznacznie zmieniał kierunek i w efekcie jazda nie była zbyt równa. W całkiem dobrym czasie dojechałem do nawrotu i tym samym teoretycznie trudniejszą cześć trasy miałem za sobą. Szybko zorientowałem się, że nie będzie tak łatwo jak myślałem. Wiatr wiał bardziej z północy i miał wpływ na jazdę. Trzymałem równą moc, noga podawała i dosyć szybko przejechałem przez Ustroń i dotarłem do Skoczowa. Szybką jazdę kontynuowałem do podjazdu na którym zwolniłem aby jechać w 3 strefie. Pagórkowaty odcinek do Jaworza poszedł bardzo dobrze i po dojechaniu do ronda wjechałem w korek. Myślałem, że za chwile się to rozładuje i będę mógł jeszcze kawałek jechać fajnym tempem. Gdy zorientowałem się, że nic z tego to zwolniłem a gdy zobaczyłem spory sznur podjazdów za sobą to zjechałem na pobocze i puściłem wszystkich. Gdy zrobiło się luźniej to ruszyłem na ostatnie 2 kilometry w spokojniejszym już tempie. Do pojazdów tworzących korek dojechałem na rondzie przy wjeździe do Bielska. Znowu zaczęło kropić, do domu blisko i nie chciałem zmoknąć. Moment w którym musiałem się zatrzymać wykorzystałem na skasowanie licznika i już w bardzo wolnym tempie dojechałem do domu. Nie minęło ani 5 minut jak lunęło. Miałem idealne wyczucie czasu. Na trasie którą często jeździłem i notowałem czasy poprawiłem najlepszy wynik o ponad 5 minut. Zwykle traciłem 2-3 minuty na skrzyżowaniach a tym razem odliczyć mógłbym zaledwie 30 sekund co i tak daje najlepszy czas. Na ten fakt złożył się dobrze przygotowany sprzęt, warunki na trasie oraz dyspozycja dnia. Był to także najszybszy przejazd w tym roku. Podobna dyspozycja w weekend bardzo by mnie ucieszyła.

Trening 44

Sobota, 11 maja 2019 Kategoria Trening 2019, Szosa, Samotnie, No Limited 2019, Cube 2019, avg>30km\h, 50-100
Km: 60.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:57 km/h: 30.77
Pr. maks.: 56.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: 166166 ( 85%) HRavg 141( 72%)
Kalorie: 1109kcal Podjazdy: 344m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po wyścigu planowałem spokojny powrót do domu przez Istebną, Wisłę, Szczyrk z zaliczeniem kilku podjazdów. Później założenia uległy zmianie i po posiłku regeneracyjnym wyruszyłem w kierunku Bielska najszybszą trasą. Na wyścigu miałem problem z utrzymaniem tempa na dłuższym odcinku i dlatego zaplanowałem kilka tempówek w 3,4 strefie mocy. Warunki były niemal idealne, ponad połowa trasy z bocznym wiatrem nie wpływającym na jazdę. Ruszyłem zaraz za wyjazdem z centrum Rajczy i zaczynałem się rozkręcać. Dobre tempo utrzymałem do Milówki gdzie zwolniłem na rondzie, później bez większych problemów nawet w Węgierskiej Górce. Jedyny znaczący podjazd na trasie pokonałem mocniej ale nieco odpuściłem na zjeździe. Mocną jazdę skończyłem na rondzie przy wjeździe do Żywca. Ponad 30 minut mocnej jazdy fajnie weszło w nogi. Za Żywcem ruszyłem jeszcze mocniej, droga szła lekko do góry i skręciła bardziej na zachód i musiałem walczyć z bardziej czołowym wiatrem. Po 10 minutach mocnej jazdy odpuściłem przed rondem w Rybarzowicach. Pojawiło się sporo samochodów i musiałem zwolnić. Dalsza jazda już spokojniejsza. Przez Bielsko nie było żadnych utrudnień i w domu byłem równo o 17. Gdybym liczył czas od wyjazdu z Rajczy do granic Bielska to wyszła równa godzina na 34 kilometrach. Najszybszy przejazd w tym roku. Po tym treningu czułem się bardziej zmęczony niż po wyścigu. Tego mi było potrzeba a przy okazji zaliczyłem kolejny trening. Z czystym sumieniem mogę całą niedzielę poświęcić na odpoczynek.



Rajcza Tour 2019

Sobota, 11 maja 2019 Kategoria Zawody 2019, Wyścig, w grupie, Szosa, No Limited 2019, Cube 2019, avg>30km\h, 50-100
Km: 73.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:21 km/h: 31.06
Pr. maks.: 75.00 Temperatura: °C HRmax: 184184 ( 94%) HRavg 164( 84%)
Kalorie: 1717kcal Podjazdy: 1400m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
W tym roku sezon startowy rozpocząłem nieco później niż zwykle. Pierwszy wyścig potraktowałem całkowicie treningowo. Miałem kilka celów na ten dzień i nie wszystkie udało się zrealizować. Z pewnych niezależnych ode mnie powodów prawie spóźniłem się na start. Rozgrzewka była dosyć dobra ale chcąc zachować się fair play w stosunku do innych zawodników stanąłem na końcu sektora. Po starcie starałem się przesunąć trochę bliżej przodu ale nie wychodziło to zbytnio. Runda honorowa przebiegła bez większych problemów, było kilka nerwowych sytuacji ale w porównaniu z tym co działo się w zeszłym roku wyglądało to dużo lepiej. Nie potrafiłem złapać dobrego rytmu i męczyłem się strasznie. Gdy zrobiło się stromo to zaczynało się wszystko dzielić. Moja jazda przypominała slalom miedzy innymi zawodnikami. Dopiero w samej końcówce włożyłem nieco więcej mocy i przeskoczyłem kilkanaście miejsc do przodu. Jako tako pokonałem ten podjazd a czołówki nie było już widać. Na zjeździe trochę traciłem ale nie na tyle aby nie złapać koła innych zawodników. Na bardziej technicznej części próbowałem trochę nadrobić ale nie miałem takiej możliwości i zjazd do Skalitego to była walka o przetrwanie. Jechałem bardzo mocno a ledwo trzymałem koło grupy. Przed wjazdem na główną drogę dojechaliśmy do czołówki. Po skręcie w prawo zaczynałem powoli przesuwać się do przodu. Tempo było wysokie, nie miałem zbyt dużo sił i nadrobiłem tylko kilkanaście pozycji. Na podjeździe pod Myto peleton podzielił się na kilka mniejszych grup. Nie miałem żadnych szans na złapanie jednej z czołowych i jechałem mocno ale nie na maksa. Znalazłem się w około trzeciej grupie w której było chyba 5 Jas-Kółek. Na bardzo dziurawym i nierównym zjeździe wpadłem w jedną z wielu dziur i usłyszałem trzask. Nie wiedziałem co to było, na szczęście koła całe, łańcuch też a rower działa poprawnie. Przestałem o tym myśleć i skupiłem się na utrzymaniu koła innych zawodników. Na rondzie byłem w grupie ale nie byłem w stanie przesunąć się do przodu i jadąc z wiatrem ledwo trzymałem się grupy. Na podjeździe przesunąłem się do przodu ale jazda była daleka od takiej na jaką mnie stać. Dopiero po wjeździe na rundę zmobilizowałem się do mocnej jazdy i mocno wjechałem najbardziej stromy podjazd na trasie. Grupa w której jechałem rozbiła się totalnie a nawet udało się dogonić kilku zawodników jadących z przodu. Po pierwszym podjeździe odpuściłem i czekałem aż dojadą inni, samotna jazda w tych warunkach i sytuacji nie miała sensu. Przed dojazdem do ekspresówki dojechało kilku zawodników, na zjeździe kolejni i kolejny, dłuższy i nieco łatwiejszy podjazd zaczęliśmy w kilkunastoosobowej grupce. Trzymałem się mniej więcej środka grupy w której jechał m.in. Marcin i nadawał dosyć dobre tempo. Gdybym czuł się lepiej to bym mu pomógł a tak musiałem się skupić na innych rzeczach. Na kolejnym stromym podjeździe byłem w stanie wyjść na czoło i dzięki temu przed zjazdem miałem dobrą pozycję. Grupa znowu uszczuplała a na zjeździe nie było szaleńczego tempa i spokojnie utrzymałem tempo. Wraz z przebiegiem wyścigu czułem się lepiej. Jazda po płaskim już nie sprawiała mi problemów jak za pierwszym razem a pod górę mogłem trochę zluzować. Po wjeździe na ostatnią rundę wyrzuciłem pusty bidon i nieco później zacząłem mocną jazdę. Pojechałem jeszcze mocniej niż za poprzednim razem. Grupa jeszcze bardziej się podzieliła. Jechałem dosyć spokojnie i pozwoliłem kilku zawodnikom na lekki odjazd. To był błąd z mojej strony i gdy zorientowałem się, że nad kolejnymi zawodnikami mam dużą przewagę to zrobiło się 20 sekund różnicy przed zjazdem. Tam nie mogłem nic zyskać a mocna jazda pod górę nie pozwoliłaby na dogonienie 5 osobowej grupki i zdecydowałem się poczekać na kolejnych zawodników. Od tego momentu jechałem takim samym tempem jak reszta, zarówno na podjeździe, zjeździe czy dojeździe do finałowej wspinaczki. Tam odjechał jeden zawodnik a nie było chętnych by go gonić. Byłem nieco zmęczony po zmianie i ostatni podjazd chciałem wjechać spokojniej. Dobrze się jechało i na metę wjechałem bez napinki jako 4 zawodnik z naszej 7 osobowej grupki.
Jestem zadowolony ze startu. Najważniejsze, że sprzęt nie zawiódł, koła spisały się dobrze a ja mogłem skupić się na jeździe. Dyspozycja dnia nie była najlepsza, generowałem słabsze moce niż na treningach, mimo to najlepiej wyglądałem na stromych podjazdach. Start z założenia miał być treningowy i taki też był, jadąc na wynik musiałbym ustawić się z przodu, jechać cały czas mocno i trzymać się mocniejszych zawodników. Dałem z siebie praktycznie wszystko, nie był to mój dzień a także trochę taktyka zawiodła ale nie skupiałem się na tym. Zacząłem sezon bardzo dobrze, podobnie jak dwa poprzednie, jednym z detali które zdecydowały o ocenie było podejście do startu. Zwykle chciałem być jak najwyżej w wynikach i wtedy pojawiały się różne błędy które rzutowały później na ostateczny wynik, jadąc treningowo rezultat wyszedł bardzo dobry.



Informacje o podjazdach:

Road Maraton Suszec 2018

Niedziela, 16 września 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 53.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:27 km/h: 36.55
Pr. maks.: 48.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 174( 89%)
Kalorie: 1220kcal Podjazdy: 150m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po niezbyt spokojnej nocy, długo nie mogłem zasnąć a później się obudzić, czułem się dużo lepiej niż dzień wcześniej. Po bólu gardła ani śladu i czułem się wypoczęty. Analizując prognozy pogody oraz moje poprzednie doświadczenia z wyścigów podjąłem decyzję o dojeździe na start rowerem, nie miałem nic do stracenia, na odegranie pierwszoplanowych ról nie miałem co liczyć, klasyfikację generalną miałem w kieszeni a przy okazji dobrze się rozgrzałem. Na start przyjechałem przed czasem i miałem chwilę na spokojne przejechanie trasy oraz uzupełnienie kalorii przed wyścigiem. Na rozgrzewce dokładnie sprawdziłem sprzęt i wszystko działało jak należy.
Ustawienie się na starcie było kluczowe, co prawda zajmowanie pozycji w sektorze trwało chwilę i było opóźnione o 15 minut ale już wiem, że na tym etapie popełniłem błąd. Mogłem próbować wcisnąć się do samego przodu ale stanąłem z tyłu i z dosyć odległej pozycji startowałem. Wpiąłem się od razu, zawodnik przede mną nie zrobił tego dobrze i już straciłem kilka pozycji. Kolejna starta na pierwszym zakręcie, gdzie kilka osób nie potrafiło dobrze wejść w zakręt i już zrobiła się dziura, szybko zespawałem ale na następnym zakręcie powtórka, było wąsko, każdy jeszcze miał zapas sił i przejście do przodu było bardzo trudne. Zrobiła się dziura, kiedy przedostałem się na przód z zamiarem spawania to nagle kolejna sytuacja której nie mogę zrozumieć. Jeden z zawodników nagle zjechał z drogi w pole kukurydzy ciągnąc za sobą kolejnego a ja cudem się wyratowałem ale straciłem już bezpowrotnie szansę na walkę o cokolwiek na tym wyścigu. Nie poddałem się, próbowałem gonić, wyprzedziłem kilka mniejszych grupek i kilku pojedynczych zawodników ale złapanie grupy numer 2 nie było możliwe. Próbowałem przez 2 okrążenia, ale nie byłem w stanie zniwelować różnicy a jazda tym tempem na kolejnych okrążeniach nie była by możliwa i odpuściłem lekko. Do mety jechałem już cały czas sam trzymając tempo, dopiero przed finiszem dojechała do mnie dosyć duża grupa. Nie dałem się tak łatwo i wyprzedził mnie tylko jeden zawodnik. W dalszym ciągu mam problem z jazdą w peletonie, nie wiem jak długo potrwa wyeliminowanie tego problemu ale do tego czasu nie mam czego szukać na płaskich wyścigach. Tutaj nawet zawodnicy którzy możliwościami fizycznymi nie dosięgają mi do pięt, będą ode mnie lepsi jak tylko potrafią utrzymać się w peletonie.
Ja jestem zadowolony z formy na tym etapie sezonu, na tym wyścigu wygenerowałem najlepszą moc wyścigową w tym sezonie. Nie przełożyło się to na wynik ale sam fakt motywuje mnie do kolejnych mocnych treningów. Moje miejsce w szeregu jest zupełnie gdzie indziej i chciałbym to potwierdzić w Rajczy. Pomimo tego, że nie specjalizuję się w wyścigach płaskich to udało się wygrać Klasyfikację Nizinną. Kilka dobrych czasówek i obecność na wszystkich imprezach wystarczyła by wygrać z ponad 100 punktową przewagą, świadczy to bardziej o ogólnym poziomie rywalizacji niż o mojej formie.




Trening 98

Czwartek, 13 września 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: 58.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:53 km/h: 30.80
Pr. maks.: 55.00 Temperatura: 21.0°C HRmax: 165165 ( 84%) HRavg 131( 67%)
Kalorie: 906kcal Podjazdy: 270m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Po dwóch mocnych treningach byłem zmęczony. Chciałem objechać rundę wyścigu w Suszcu ale nie miałem tyle czasu i jechałem zupełnie bez planu. Musiałem pilnować czasu i nietypowo jechałem cały czas patrząc na zegar. Już po wyjeździe miałem problem włączyć się do ruchu i gdyby mnie nie wpuszczono to stałbym tam pewnie około 5 minut. Dalej też w ciągłym ruchu, dopiero po wjeździe na bardziej boczne drogi było lepiej. Jechałem cały czas równym tempem, do momentu gdy pojawił się podjazd. Później trochę mocniejszej jazdy i spokojny rozjazd. Noga podawała dużo lepiej niż w poprzednich dniach. Szkoda, ze odwołano wyścig w Piekoszowie, trenowałem z myślą o tym wyścigu i klapa. Gdybym wiedział to już bym trenował pod Rajczę.





Trening 97

Środa, 12 września 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018, w grupie
Km: 79.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:25 km/h: 32.69
Pr. maks.: 56.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 136( 69%)
Kalorie: 1171kcal Podjazdy: 460m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Po mocnym wtorku nogi były słabe, nie wiedziałem czy jechać na trening z TwomarkSport czy sobie odpuścić. Po około 40 minutowej rozgrzewce pojechałem na miejsce zbiórki. Osób było mniej niż ostatnio i zapowiadało się, że będzie bezpieczniej.
Od początku tempo było spokojne, jak nigdy i za peletonikiem zrobił się mały korek. Było około 30 osób i początkowo nie bardzo się to układało ale z czasem udało się ustawić dwójkami i jechać fajnie po zmianach. Do Strumienia dojechaliśmy wspólnie i tam zaczęła się zabawa. Byłem z przodu i gdy poszło tempo to wszyscy mnie zaczęli wyprzedzać i będąc zamkniętym nie byłem w stanie w porę zareagować i szybko znalazłem się na tyle. Szło mocne tempo i nie miałem możliwości przedostania się do przodu. Kilka razy próbowałem przejść do przodu ale nie udawało się, żeby skutecznie przedostać się do przodu to musiałbym jechać 50 km/h cały czas i najlepiej lewym pasem. Nie zdołali mnie urwać i do Pszczyny dojechałem w peletonie. Po skręcie w prawo udało mi się zbliżyć do czuba, część osób nie wytrzymywała tempa i tym samym zdołałem znaleźć się na przodzie i dać kilka zmian. Przed wjazdem na wał mały sprint, z moją mocą nie miałem szans na utrzymanie tempa kolegów i wjechałem jako ostatni z 6 osobowej czołówki. Po przedostaniu się na drugą stronę wału i krótkiej przerwie noga nie podawała najlepiej. Pomimo tego jechałem z przodu i byłem w stanie dać zmianę. Po zejściu ze zmiany nikt nie chciał mnie wpuścić do środka i zjechałem na tył. Później było rondo za którym już zaczęło się dzielić, musiałem spawać. Nic to nie dało, mając około 50 - 100 metrów straty do czołówki przez jakiś czas byłem w stanie utrzymać tą różnicę ale jak zaczęło mnie brakować to odpuściłem. Dojechali do mnie ci co zostali wcześniej i razem dojechaliśmy do Międzyrzecza. Dalsza jazda już spokojniejsza, nie popełniłem tego błędu co ostatnim razem i podjazd wjechałem na czele. Od Jasienicy do bielska dosyć mocne tempo i praktycznie równo ze zmrokiem dotarliśmy do Bielska. Był to jeden z ostatnich tygodniowych treningów z TwomarkSport. Dzień coraz krótszy a sezon ma się ku końcowi.
Moja jazda w peletonie wygląda lepiej, jeszcze rok temu za Strumieniem bym zapewne został urwany a już drugi raz z rzędu byłem w stanie się utrzymać pomimo bardzo mocnego tempa. Pomijając te kilka błędów jakie popełniłem to było dobrze. Jak będzie dobry dzień i taktyka to urwanie mnie na wyścigu nie będzie takie łatwe.



ITT Żmigród 2018

Sobota, 8 września 2018 Kategoria 0-50, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: 19.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:27 km/h: 42.22
Pr. maks.: 46.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 188188 ( 96%) HRavg 179( 91%)
Kalorie: 395kcal Podjazdy: 10m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po przerwie w startach nie byłem pewien swojej formy. Ostatnio mam sporo problemów i duże wahania formy. Po kilku treningach ukierunkowanych na jazdę na czas przyszła pora sprawdzić się na czasówce. Rower sprawdziłem przed wyjazdem i wszystko było w porządku. Przed samym startem też zrobiłem dokładne oględziny, napompowałem powietrza do kół i rower chwilę stał. Niecałą godzinę przed startem wyjechałem na rozgrzewkę. Chciałem się dobrze rozgrzać bo zwykle mi początki nie wychodzą a będąc rozkręcony zawsze jest łatwiej. Nie wiem dlaczego nie puszczono zawodników na główną drogę i skierowano mnie na wąską i zanieczyszczoną żwirem ścieżkę rowerową. Wiedziałem, że później są jakieś boczne drogi i nie pomyliłem się. Skręciłem w pierwszą możliwą dróżkę i nie wpadłem na pomysł żeby wjechać na główną i krążyłem po bocznych drogach. Kiedy byłem już dobrze rozgrzany i zbliżał się czas startu to skierowałem się na miejsce startu. Nie ujechałem daleko bo po chwili poczułem „Miękki tył”. Kolejna guma przed czasówką, byłem zły, dętki oczywiście nie miałem, bo waży za dużo i na czasówce się nie przyda. Miałem mało czasu i małe szansę by zdążyć na start. Niecałe 4 kilometry pokonałem w ponad 20 minut, sporą część biegłem, nie nawiedzę biegania, moje kolana też za tym nie przepadają a jakoś nie pomyślałem o zdjęciu butów. Zraniłem sobie dosyć mocno lewą nogę ale zdążyłem na start przed startem ostatniego zawodnika. Jakieś 10 minut wcześniej zjadłem żela i byłem bardzo zły. Na szczęście kolega Darek użyczył mi swoich kół i mogłem wystartować jako ostatni. Gdybym nie miał takiej możliwości to bym nie wystartował.
Ruszyłem dosyć mocno ale biorąc pod uwagę panujące warunki musiałem zaoszczędzić trochę sił na powrót. Jechałem cały czas równo, koła niosły wspaniale i nie miałem problemu z utrzymaniem mocy. Do nawrotu dojechałem w bardzo dobrym jak na mnie czasie, trochę czasu straciłem na samym nawrocie, te kilka sekund niewiele by mi dało. Od nawrotu jechałem już mocniej a na ostatnich 6 kilometrach walczyłem z mocnym wiatrem i jechałem już bardzo mocno. Udało mi się utrzymać tempo do końca czasówki. Pod koniec wydawało mi się, że osłabłem ale chyba wszyscy mieli podobne odczucia. Na metę wpadłem wyjechany dosyć konkretnie, byłem bardzo zadowolony z jazdy i później okazało się, że pojechałem życiową czasówkę. Trochę czasu zyskałem dzięki lepszym kołom, przed startem straciłem trochę sił i przy braku pecha czas byłby niewiele gorszy. Do najlepszych brakło ale jest to głownie kwestia sprzętu i aerodynamiki, na mocy straciłem niewiele do najlepszych. Pomimo dobrej jazdy nie udało się stanąć na podium i jest to kolejna, trzecia z rzędu czasówka którą kończę na miejscu z 4, na każdej z prób miałem zbliżoną moc a z prędkością było różnie. Jakbym chciał się liczyć w walce o czołowe lokaty to muszę zainwestować w rower czasowy i ustawić idealną pozycję.
Po czasówce byłem już prawie pewny zwycięstwa w Klasyfikacji Nizinnej, sprawę przesądzą wyścigi w Piekoszowie i Suszcu.
Po dokładnym sprawdzeniu koła stwierdziłem, że powodem ostatnich gum była opaska na obręczy. Minimalne przesuniecie się opaski oraz malutki kamyk który zapewne tam tkwił od Road Trophy przy większym ciśnieniu powietrza w oponie dziurawił kolejno dętki. Opona jest cała i żeby zapobiec kolejnym defektom koła założyłem nową grubszą opaskę i zainwestowałem w lepsze dętki. Na tych oponach dojeżdżę do końca sezonu a później jak nie przesiądę się na szytki to zainwestuję w lepsze opony i może przestanę łapać gumy.





Powered by BWPlayerPowered by BWPlayer

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 12251 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 15016 km
Evo 2 8672 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum