Wpisy archiwalne w kategorii
avg>30km\h
Dystans całkowity: | 21367.00 km (w terenie 1.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 676:36 |
Średnia prędkość: | 31.58 km/h |
Maksymalna prędkość: | 87.00 km/h |
Suma podjazdów: | 156298 m |
Maks. tętno maksymalne: | 201 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 185 (92 %) |
Suma kalorii: | 429052 kcal |
Liczba aktywności: | 322 |
Średnio na aktywność: | 66.36 km i 2h 06m |
Więcej statystyk |
Trening 86
Czwartek, 23 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 60.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:59 | km/h: | 30.25 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 168168 ( 86%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 1229kcal | Podjazdy: | 310m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny przedpołudniowy trening. Przed wyjazdem dużo cieplej
niż w poprzednich dniach ale samopoczucie nienajlepsze. Co prawda spałem dłużej
niż w ostatnich dniach ale to nie pomogło i czułem zmęczenie. Po wyjeździe
tętno bardzo niskie i to potwierdziło tylko wcześniejsze przypuszczenia. Pomimo
tego jechałem tak jak zamierzałem. Chciałem zrobić 5 minutowe tempówki ponad
progiem.
Nie chciałem kluczyć gdzieś bocznymi drogami i zaryzykowałem jadąc główną drogą na Strumień. Za Jasienicą droga zablokowana i drogowcy pracują w najlepsze. Nie chciano mnie puścić bo kładziono akurat warstwę ścieralną nawierzchni i dlatego nie kłócąc się ani nie przeszkadzając nikomu w pracy pojechałem przez Łazy. Za Rudzicą już nie było utrudnień i rozpocząłem pierwszą tempówkę. Nie mogłem złapać dobrego rytmu ale przecierpiałem jakoś te 5 minut. Tak się złożyło, że odpoczynek był krótszy niż wysiłek i kolejna tempówka poszła podobnie jak pierwsza. Dopiero gdy zacząłem walczyć z wiatrem w twarz to wyglądało to lepiej. Dwa kolejne 5 minutowe wysiłki były mocniejsze i z nich jestem zadowolony. Niestety ukształtowanie terenu było takie, że kolejną tempówkę musiałem zrobić dopiero po około 20 minutach spokojnej jazdy. Dwie próby jej rozpoczęcia zakończyły się porażką, najpierw z bocznej wyjechał samochód i jechał zbyt wolno a później pojawił się traktor i gdy mogłem zacząć to byłem pewny, że na przeszkodzie stanie mi rondo. Tak też się stało, brakło około 40 sekund. Ruch na rondzie był duży i jedyną opcją utrzymania tempa był skręt w prawo na Landek. Niestety i tam pojawił się zawalidroga i musiałem hamować. Gdybym miał pustą drogę to idealnie skończyłbym przed zamkniętym odcinkiem drogi a tak ostatnia tempówka nie wyszła. Od tego momentu nie chciało mi się już jechać. Spokojnym tempem dojechałem do Międzyrzecza gdzie próbując sprawdzić jedną z dróg którą jeszcze nie jechałem trafiłem na jakiś ślepy zaułek i wróciłem dobrze znaną drogą. Nie był to najlepszy dzień ale trening wyszedł niezły.
Nie chciałem kluczyć gdzieś bocznymi drogami i zaryzykowałem jadąc główną drogą na Strumień. Za Jasienicą droga zablokowana i drogowcy pracują w najlepsze. Nie chciano mnie puścić bo kładziono akurat warstwę ścieralną nawierzchni i dlatego nie kłócąc się ani nie przeszkadzając nikomu w pracy pojechałem przez Łazy. Za Rudzicą już nie było utrudnień i rozpocząłem pierwszą tempówkę. Nie mogłem złapać dobrego rytmu ale przecierpiałem jakoś te 5 minut. Tak się złożyło, że odpoczynek był krótszy niż wysiłek i kolejna tempówka poszła podobnie jak pierwsza. Dopiero gdy zacząłem walczyć z wiatrem w twarz to wyglądało to lepiej. Dwa kolejne 5 minutowe wysiłki były mocniejsze i z nich jestem zadowolony. Niestety ukształtowanie terenu było takie, że kolejną tempówkę musiałem zrobić dopiero po około 20 minutach spokojnej jazdy. Dwie próby jej rozpoczęcia zakończyły się porażką, najpierw z bocznej wyjechał samochód i jechał zbyt wolno a później pojawił się traktor i gdy mogłem zacząć to byłem pewny, że na przeszkodzie stanie mi rondo. Tak też się stało, brakło około 40 sekund. Ruch na rondzie był duży i jedyną opcją utrzymania tempa był skręt w prawo na Landek. Niestety i tam pojawił się zawalidroga i musiałem hamować. Gdybym miał pustą drogę to idealnie skończyłbym przed zamkniętym odcinkiem drogi a tak ostatnia tempówka nie wyszła. Od tego momentu nie chciało mi się już jechać. Spokojnym tempem dojechałem do Międzyrzecza gdzie próbując sprawdzić jedną z dróg którą jeszcze nie jechałem trafiłem na jakiś ślepy zaułek i wróciłem dobrze znaną drogą. Nie był to najlepszy dzień ale trening wyszedł niezły.
Trening 83
Sobota, 18 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 61.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:58 | km/h: | 31.02 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 152152 ( 77%) | HRavg | 123( 63%) |
Kalorie: | 1090kcal | Podjazdy: | 380m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Plan na ten dzień był inny. Miałem jechać na wyścig do Czech
ale perspektywa spędzenia kolejnej soboty poza domem nie bardzo do mnie
przemawiała, dodatkowo nie czułem się jeszcze dobrze wypoczęty, więc na tym
wyścigu tylko bym się męczył więc sobie odpuściłem. Zamiast wyścigu
zafundowałem sobie dwugodzinny trening. Nie planowałem żadnej trasy, chciałem
jechać tak, by wracać z wiatrem i jedynym słusznym kierunkiem był Skoczów. Noga
podawała lepiej niż w czwartek ale tętno dalej było niskie, za niskie.
Dojeżdżając do Skoczowa miałem dylemat, jechać na Strumień czy Ustroń. Jakoś nogi
same skierowały mnie na południe i najpierw jechałem z bocznym wiatrem a
później wiało w plecy. Jadąc główną drogą co chwilę wyprzedzały mnie samochody
z rowerami. Domyśliłem się, że w Wiśle jest maraton MTB. Po dojeździe do Wisły
zawróciłem i początkowo walczyłem z silnym wiatrem. Od Ustronia już jechałem z
bocznym a od Skoczowa z wiatrem w plecy. Pod koniec jechało się nawet lepiej
niż na początku.
Przełomy Wisłoka 2018
Sobota, 28 lipca 2018 Kategoria 100-200, avg>30km\h, w grupie, Wyścig
Km: | 103.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:02 | km/h: | 33.96 |
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 30.0°C | HRmax: | 188188 ( 96%) | HRavg | 165( 84%) |
Kalorie: | 2092kcal | Podjazdy: | 1100m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po kilku weekendach wolnych od startów w zawodach, nie
miałem zbytnio czasu by startować i dlatego ta przerwa trwała aż 3 tygodnie. Byłem
dosyć dobrze przygotowany, kilka dobrych treningów za mną i forma znowu idzie
do góry po tym dołku jaki miałem w ostatnim czasie. Z rowerem też było wszystko
w porządku, nic nie wskazywało, że będą z nim aż takie problemy. Udało się dobrze
wyspać, zjeść solidne śniadanie i dobrze rozgrzać. Miejsce w sektorze też
miałem dobre i nie pozostało nic innego jak walczyć. Na starcie sporo dobrych
kolarzy, m.in. dawno nie widziany w Road Maraton Piotr Tomana czy Damian
Bartoszek, to ci panowie mieli między sobą rozegrać ten wyścig.
Po starcie dosyć spokojnie, jechałem blisko czuba, po wyjeździe z Beska na pierwszym podjeździe miałem lekkie problemy co nie wróżyło niczego dobrego, zebrałem się w sobie i zacząłem przesuwać do przodu, trwało to do momentu gdy rozerwało mi dętkę w tylnym kole. Dawno nie miałem pecha na wyścigu i ten okres chyba już trwał zbyt długo. Bałem się, że rozwaliłem oponę i dalej już nie pojadę. Miałem źle założoną oponę i przy dużym ciśnieniu, upale i wyrwie w drodze opona zsunęła się z obręczy. Przy wymianie dętki oznaczało to minutę starty mniej, nie musiałem już ściągać opony. Zdążyłem zdjąć dętkę i pojawił się samochód serwisowy. Założyłem nową dętkę, szybko założyłem oponę, nadjechał Dominik który chciał sprawdzić czy wszystko w porządku. Napompowanie koła zajęło kilkanaście sekund i po 4 minutach postoju ruszyłem. Dominik też miał problem z kołem i dopompował powietrza. Gdy Dominik dojechał to dociągnął mnie do wolno jadącego peletonu. Reszta zdążyła przez około 7 minut przejechać nieco ponad 2 kilometry. Gdyby jechali szybciej to chyba bym już nie znalazł się w peletonie. Udało się znaleźć blisko przodu i mogłem rozpocząć wyścig bez strat. Już trochę się odechciało jazdy, boczne drogi też nie były przyjemne i poczułem ulgę gdy wjechaliśmy na główną drogę. Jeszcze przed startem ostrym udało mi się znaleźć na czele wyścigu. Pod względem mojej jazdy w peletonie jest już dużo lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu w Wiśle. Po ostrym starcie bez zastanawiania się wyjechałem na czoło i zacząłem dyktować tempo. Kilkaset metrów dalej wyskoczył Darek i wtedy zluzowałem, nie było sensu gonić kolegi z Drużyny. Za nim skoczył zawodnik z Dukli i chwile tak jechali na czele peletonu. Damian Bartoszek szybko zespawał i znowu jechaliśmy razem. Po chwili poszedł kolejny atak, tym razem jakiś kolarz w niebieskiej koszulce odjechał i zrobił sporą przewagę, korzystając z rozluźnienia w peletonie znowu wyszedłem na czoło i podyktowałem dosyć mocne tempo. Różnica zaczęła się zmniejszać a droga piąć bardziej do góry. Długo pracowałem aż w pewnym momencie „Szeryf z Ochajo” wziął sprawy w swoje ręce i podkręcił tempo. Mnie zaczęli wyprzedzać inni kolarze którzy dotąd wieźli się w peletonie i zacząłem tracić dystans. Moje tempo na końcowym fragmencie podjazdu było bardzo słabe, niestety problemy miał też Darek i także tracił kontakt z czołówką. Najlepiej jechał Marcin i to on zaczął pierwszy zjeżdżać. Ja miałem około 30 metrów starty do kilku osób i nie miałem sił jechać. Na zjeździe straciłem znowu sporo i po skręcie w lewo widziałem przed sobą porozbijanych na kilka grup kolarzy. Czołówki na pewno nie było widać, ale dogonienie kilku osób wydawało się tylko kwestią czasu. Zjechało się nas 5 i dobrze, ze był Darek bo wspólnie mogliśmy zrobić lepszą robotę i taki był plan. Dałem mocną i długą, za długą zmianę, jeden z zawodników ledwo się za nami trzymał a trzy osoby z przodu już były na wyciągniecie ręki. Po 30 kilometrach wyścigu udało się dojechać do tej trójki i było nas 8. Na zmiany wychodziły 4 osoby i wydawało się to zbyt mało na dociągniecie do kolejnej grupy. Darek jechał bardzo mocno, moje tempo było podobne a pozostała dwójka była odrobine słabsza. Kolejną 4 osobową grupę udało się dogonić po kilku kilometrach bardzo mocnej jazdy, tempo było niezłe, upał robił swoje a sił ubywało, bidony też coraz bardziej suche a na pierwszym bufecie nie udało mi się złapać ani bidonu ani butelki wody. Przy pierwszej podaży wody z samochodu też się na nią nie załapałem i musiałem umiejętnie dawkować napojem z bidonów by mi go nie brakło. Przez krótki odcinek nie dawałem zmian, odpocząłem trochę, coś zjadłem i gdy na horyzoncie pojawiła się większa grupka to zacząłem mocniej pracować. Kolejna porcja mocnej pracy Jas-Kółek i dociągaliśmy do 3 grupy. Jechał w niej m.in. Marcin czy Piotr Wrona. Było nas już ponad 10 i mogłem chwile odpocząć na tyłach, na jednym ze zjazdów lekko się zagapiłem i zrobiłem różnice, próbując ją zniwelować straciłem nieco sił i znowu musiałem odpocząć. W połowie trasy pojawił się nieco łatwiejszy fragment i od razu więcej osób do współpracy i niezła robota szła po zmianach. Tak się złożyło, że mojej zmiany albo trafiały się przed skrzyżowaniami lub na zjazdach i to była dla mnie dobra sytuacja bo nie traciłem w takich momentach kontaktu z grupą. Około 70 kilometra pojawił się lekki kryzys i znowu jechałem po tyłach. Kilka osób wiozło się cały czas nie dając żadnych zmian wiec te moje kilkuminutowe „pobyty” na tyłach są uzasadnione, nie można cały czas ciągnąć na przodzie, bo to nie ma sensu. Na drugim bufecie wyrzuciłem bidon, niestety w krzaki i się go pozbyłem. Złapałem pełny bidon i jako pierwszy ruszyłem w dalszą drogę. Ku mojemu zdziwieniu kilkaset metrów z przodu jechała kolejna grupa. Zmobilizowaliśmy się i przy dobrej kilkuosobowej współpracy nadrabialiśmy dystans. Ja niestety miałem kolejny kryzys i niestety na zjeździe przez dodatkową nieuwagę straciłem kontakt z grupą. Tempo szło niezłe bo grupa z przodu była blisko i po zjeździe wspiąłem się na wyżyny swoich możliwości i na kolejnym wzniesieniu już byłem w grupie. Było nas już około 20 osób a tempo nie było jakieś szczególnie mocne. Mi to pasowało i mogłem trochę odpocząć, trochę za wcześnie przyjąłem ostatniego żela i później tego brakło. Na około 15 kilometrów przed metą tempo siadło całkowicie, pojawiły się próby odjazdów, jedną z nich skasowałem i dałem mocną zmianę po której towarzystwo trochę się rozruszało i lepiej to wyglądało. Popełniłem kolejny z wielu błędów tego dnia i po skręcie na końcowy 9 kilometrowy odcinek byłem na ostatniej pozycji. Tempo było żwawe, nawierzchnia nienajlepsza i przesunąć się do przodu nie było jak. Każda taka próba kończyła się fiaskiem i przy skręcie w lewo na ostatnie 2 kilometry zdekoncentrowałem się tak bardzo, że prawie wjechałem w piasek i cudem uniknąłem gleby, wytraciłem dużo prędkości, grupa odjechała i musiałem gonić. Z przodu były dwie Jas-Kółki, ale jadąc mocnym tempem szybko dojechałem do kolegów i wyglądało na to, że to ja zachowałem najwięcej sił i zmobilizowałem się do mocniejszej jazdy. Jechałem już bardzo mocno, zbliżałem się do rywali ale wyprzedziłem zaledwie kilka osób. Na finisz jechałem równo z zawodnikiem z Dukli, byłem pewny, że jest z mojej kategorii i niestety ten finisz przegrałem, musiałem jechać lewą stroną i zmieścić się miedzy pachołkami by przejechać przez mate a rywal miał prostą drogę. Zawodnik ten był z kategorii M a ja byłem oczywiście ostatni z kategorii A w tej grupie i musiałem zadowolić się 6 miejscem. Wynik dla mnie był celem drugorzędnym i jestem zadowolony. Wykonałem kawał dobrej roboty i jest do dla mnie cenniejsze niż „Wiezienie się na kole” cały wyścig i sprint na metę. Szkoda tego defektu na początku, na pewno głowa wtedy była by „inna” i może lepiej by to wyglądało. Po wyścigu nawet nie miałem ochoty na jedzenie. Nie czułem się wyjechany ale masa płynów jaką przyjąłem od rana zrobiła swoje i żołądek już dawał o sobie znać. Na koniec jeszcze około 20 kilometrowy odcinek do Rymanowa Zdroju. Noga odpoczęła i wieczorem czułem się tak jakbym nie jechał w ten dzień wyścigu.
Po starcie dosyć spokojnie, jechałem blisko czuba, po wyjeździe z Beska na pierwszym podjeździe miałem lekkie problemy co nie wróżyło niczego dobrego, zebrałem się w sobie i zacząłem przesuwać do przodu, trwało to do momentu gdy rozerwało mi dętkę w tylnym kole. Dawno nie miałem pecha na wyścigu i ten okres chyba już trwał zbyt długo. Bałem się, że rozwaliłem oponę i dalej już nie pojadę. Miałem źle założoną oponę i przy dużym ciśnieniu, upale i wyrwie w drodze opona zsunęła się z obręczy. Przy wymianie dętki oznaczało to minutę starty mniej, nie musiałem już ściągać opony. Zdążyłem zdjąć dętkę i pojawił się samochód serwisowy. Założyłem nową dętkę, szybko założyłem oponę, nadjechał Dominik który chciał sprawdzić czy wszystko w porządku. Napompowanie koła zajęło kilkanaście sekund i po 4 minutach postoju ruszyłem. Dominik też miał problem z kołem i dopompował powietrza. Gdy Dominik dojechał to dociągnął mnie do wolno jadącego peletonu. Reszta zdążyła przez około 7 minut przejechać nieco ponad 2 kilometry. Gdyby jechali szybciej to chyba bym już nie znalazł się w peletonie. Udało się znaleźć blisko przodu i mogłem rozpocząć wyścig bez strat. Już trochę się odechciało jazdy, boczne drogi też nie były przyjemne i poczułem ulgę gdy wjechaliśmy na główną drogę. Jeszcze przed startem ostrym udało mi się znaleźć na czele wyścigu. Pod względem mojej jazdy w peletonie jest już dużo lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu w Wiśle. Po ostrym starcie bez zastanawiania się wyjechałem na czoło i zacząłem dyktować tempo. Kilkaset metrów dalej wyskoczył Darek i wtedy zluzowałem, nie było sensu gonić kolegi z Drużyny. Za nim skoczył zawodnik z Dukli i chwile tak jechali na czele peletonu. Damian Bartoszek szybko zespawał i znowu jechaliśmy razem. Po chwili poszedł kolejny atak, tym razem jakiś kolarz w niebieskiej koszulce odjechał i zrobił sporą przewagę, korzystając z rozluźnienia w peletonie znowu wyszedłem na czoło i podyktowałem dosyć mocne tempo. Różnica zaczęła się zmniejszać a droga piąć bardziej do góry. Długo pracowałem aż w pewnym momencie „Szeryf z Ochajo” wziął sprawy w swoje ręce i podkręcił tempo. Mnie zaczęli wyprzedzać inni kolarze którzy dotąd wieźli się w peletonie i zacząłem tracić dystans. Moje tempo na końcowym fragmencie podjazdu było bardzo słabe, niestety problemy miał też Darek i także tracił kontakt z czołówką. Najlepiej jechał Marcin i to on zaczął pierwszy zjeżdżać. Ja miałem około 30 metrów starty do kilku osób i nie miałem sił jechać. Na zjeździe straciłem znowu sporo i po skręcie w lewo widziałem przed sobą porozbijanych na kilka grup kolarzy. Czołówki na pewno nie było widać, ale dogonienie kilku osób wydawało się tylko kwestią czasu. Zjechało się nas 5 i dobrze, ze był Darek bo wspólnie mogliśmy zrobić lepszą robotę i taki był plan. Dałem mocną i długą, za długą zmianę, jeden z zawodników ledwo się za nami trzymał a trzy osoby z przodu już były na wyciągniecie ręki. Po 30 kilometrach wyścigu udało się dojechać do tej trójki i było nas 8. Na zmiany wychodziły 4 osoby i wydawało się to zbyt mało na dociągniecie do kolejnej grupy. Darek jechał bardzo mocno, moje tempo było podobne a pozostała dwójka była odrobine słabsza. Kolejną 4 osobową grupę udało się dogonić po kilku kilometrach bardzo mocnej jazdy, tempo było niezłe, upał robił swoje a sił ubywało, bidony też coraz bardziej suche a na pierwszym bufecie nie udało mi się złapać ani bidonu ani butelki wody. Przy pierwszej podaży wody z samochodu też się na nią nie załapałem i musiałem umiejętnie dawkować napojem z bidonów by mi go nie brakło. Przez krótki odcinek nie dawałem zmian, odpocząłem trochę, coś zjadłem i gdy na horyzoncie pojawiła się większa grupka to zacząłem mocniej pracować. Kolejna porcja mocnej pracy Jas-Kółek i dociągaliśmy do 3 grupy. Jechał w niej m.in. Marcin czy Piotr Wrona. Było nas już ponad 10 i mogłem chwile odpocząć na tyłach, na jednym ze zjazdów lekko się zagapiłem i zrobiłem różnice, próbując ją zniwelować straciłem nieco sił i znowu musiałem odpocząć. W połowie trasy pojawił się nieco łatwiejszy fragment i od razu więcej osób do współpracy i niezła robota szła po zmianach. Tak się złożyło, że mojej zmiany albo trafiały się przed skrzyżowaniami lub na zjazdach i to była dla mnie dobra sytuacja bo nie traciłem w takich momentach kontaktu z grupą. Około 70 kilometra pojawił się lekki kryzys i znowu jechałem po tyłach. Kilka osób wiozło się cały czas nie dając żadnych zmian wiec te moje kilkuminutowe „pobyty” na tyłach są uzasadnione, nie można cały czas ciągnąć na przodzie, bo to nie ma sensu. Na drugim bufecie wyrzuciłem bidon, niestety w krzaki i się go pozbyłem. Złapałem pełny bidon i jako pierwszy ruszyłem w dalszą drogę. Ku mojemu zdziwieniu kilkaset metrów z przodu jechała kolejna grupa. Zmobilizowaliśmy się i przy dobrej kilkuosobowej współpracy nadrabialiśmy dystans. Ja niestety miałem kolejny kryzys i niestety na zjeździe przez dodatkową nieuwagę straciłem kontakt z grupą. Tempo szło niezłe bo grupa z przodu była blisko i po zjeździe wspiąłem się na wyżyny swoich możliwości i na kolejnym wzniesieniu już byłem w grupie. Było nas już około 20 osób a tempo nie było jakieś szczególnie mocne. Mi to pasowało i mogłem trochę odpocząć, trochę za wcześnie przyjąłem ostatniego żela i później tego brakło. Na około 15 kilometrów przed metą tempo siadło całkowicie, pojawiły się próby odjazdów, jedną z nich skasowałem i dałem mocną zmianę po której towarzystwo trochę się rozruszało i lepiej to wyglądało. Popełniłem kolejny z wielu błędów tego dnia i po skręcie na końcowy 9 kilometrowy odcinek byłem na ostatniej pozycji. Tempo było żwawe, nawierzchnia nienajlepsza i przesunąć się do przodu nie było jak. Każda taka próba kończyła się fiaskiem i przy skręcie w lewo na ostatnie 2 kilometry zdekoncentrowałem się tak bardzo, że prawie wjechałem w piasek i cudem uniknąłem gleby, wytraciłem dużo prędkości, grupa odjechała i musiałem gonić. Z przodu były dwie Jas-Kółki, ale jadąc mocnym tempem szybko dojechałem do kolegów i wyglądało na to, że to ja zachowałem najwięcej sił i zmobilizowałem się do mocniejszej jazdy. Jechałem już bardzo mocno, zbliżałem się do rywali ale wyprzedziłem zaledwie kilka osób. Na finisz jechałem równo z zawodnikiem z Dukli, byłem pewny, że jest z mojej kategorii i niestety ten finisz przegrałem, musiałem jechać lewą stroną i zmieścić się miedzy pachołkami by przejechać przez mate a rywal miał prostą drogę. Zawodnik ten był z kategorii M a ja byłem oczywiście ostatni z kategorii A w tej grupie i musiałem zadowolić się 6 miejscem. Wynik dla mnie był celem drugorzędnym i jestem zadowolony. Wykonałem kawał dobrej roboty i jest do dla mnie cenniejsze niż „Wiezienie się na kole” cały wyścig i sprint na metę. Szkoda tego defektu na początku, na pewno głowa wtedy była by „inna” i może lepiej by to wyglądało. Po wyścigu nawet nie miałem ochoty na jedzenie. Nie czułem się wyjechany ale masa płynów jaką przyjąłem od rana zrobiła swoje i żołądek już dawał o sobie znać. Na koniec jeszcze około 20 kilometrowy odcinek do Rymanowa Zdroju. Noga odpoczęła i wieczorem czułem się tak jakbym nie jechał w ten dzień wyścigu.
Pętla Beskidzka 2018
Sobota, 30 czerwca 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 86.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:51 | km/h: | 30.18 |
Pr. maks.: | 85.00 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 165( 84%) |
Kalorie: | 2693kcal | Podjazdy: | 1650m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Już połowa roku
minęła, więc przyszedł czas na Pętlę Beskidzką. Ten maraton zawsze dla mnie był
sentymentalny, od tego maratonu w 2009 roku zacząłem amatorsko startować w
imprezach amatorskich i nie wiem czy bym w ogóle wrócił do startów gdyby nie
ten maraton.
Kilka razy szykowałem najlepszą formę na ten dzień i nie inaczej było w tym roku. Jak się nastawiałem na wynik to zawsze coś stawało na przeszkodzie, w tym roku znowu nie wszystko zagrało jak powinno. Od dłuższego czasu miałem problemy ze zdrowiem. Przy dłuższym mocniejszym wysiłku brakowało mnie, nie był to problem z mocą a z oddechem, brakowało mi tlenu. Jest to skutek nieco zmienionych w ostatnim czasie warunków pracy a także zmiennych warunków atmosferycznych i słabej regeneracji. Wizyta u lekarza potwierdziła wszystko i zalecono mi oszczędzanie się i zmniejszenie wysiłku.
Nie miałem zamiaru rezygnować ze startu w Pętli ale w dzień startu miałem spory dylemat. Rano czułem się źle, nie byłem w stanie zjeść normalnego śniadania a temperatura powietrza nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz. Jedyną słuszną decyzją była zmiana dystansu na jedną rundę, bałem się, że nie podołam dłuższej trasie a 6 godzin w ciągu dnia w tym roku jeszcze nie jechałem. Była to chyba słuszna decyzja i wcale jej nie żałuję.
Na rozgrzewce nic nie wskazywało na dobrą jazdę i jedynym światełkiem w tunelu był fakt, że zjadłem normalny posiłek przed startem. Po kilku decyzjach o ubiorze zdecydowałem się na krótki strój i rękawki. Na start przyjechałem dosyć późno i nie miałem dobrej pozycji startowej. W moim przypadku to jest kluczowe, nie jestem w stanie przepychać się do przodu a jadąc na czele peletonu jestem w stanie utrzymać w miarę równe tempo. Udało mi się wystartować z nieco lepszej pozycji ale po starcie już zacząłem tracić i kilka razy było niebezpiecznie, im bliżej startu ostrego tym więcej było zrywów i kilka razy trzeba było hamować, te stary honorowe są bardzo niebezpiecznie i nie wiem czy lepi nie byłoby od razu puścić peletonu i zacząć ściganie dużo wcześniej. Pierwszy krótki podjazd przed zaporą poszedł mi fatalnie, w ogóle nie byłem w stanie kręcić swoim tempem i nic nie zyskiwałem. Przed Zameczkiem byłem już za peletonem i nie bardzo wierzyłem w to, że zaliczę dobry wyścig. Na początku Zameczka zacząłem nadrabiać, spory tłum trochę to utrudnił ale później stopniowo szło coraz lepiej, czas wyszedł bardzo przeciętny ale nadrobiłem sporo. Czołówka była daleko z przodu ale do drugiej grupy załapać się mogłem. Na zjeździe oczywiście straciłem, ale nie dużo i dogoniło mnie tylko kilka osób. Po zjeździe do Istebnej jechaliśmy we 4 a zmiany dawałem tylko ja i Marcin Wróbel. Przed Koniakowem pracowaliśmy we trzech ale to nic nie dało i dogoniło nas sporo osób. Nie wiem ile nas było dokładnie, trzymałem się z przodu i tak dojechaliśmy do Koczego Zamku. Niecałą minutę przed nami była spora grupa, ale dogonić nie było szans. Jechałem dosyć mocno i udało mi się zrobić niewielką przewagę na podjeździe. Na stromym zjeździe nie straciłem wiele i miałem zapas. Po około 2 kilometrach musiałem wyhamować z około 50 km/h do 20, nie wiem jakim cudem uniknąłem zderzenia z wjeżdżającym z pobocza dostawczakiem i wtedy dogoniła mnie grupa i jakimś cudem złapałem koło. Trzymałem się środka i jakoś jechałem. Im bliżej Milówki tym spływałem do tyłu i na rondo wjechałem na ostatniej pozycji. Zaczął się znienawidzony przeze mnie odcinek do Węgierskiej Górki . Tutaj wyszła cała prawda o poszczególnych zawodnikach. Współpracy nie było a jazda po zmianach była szarpana i chaotyczna. Ja starałem się jechać na tyle mocno jak potrafię ale nie wychodziło to tak jak powinno. Za bufetem znowu towarzystwo się rozluźniło i prowadziliśmy praktycznie we dwóch, w okolicy Lipowej zaczynałem trochę tracić, na zjazdach zostawałem za grupą, na podjazdach dojeżdżałem i tak aż do Buczkowic. Tam siłą woli zjadłem żela i widząc, że tempo jest niemal wycieczkowe przesunąłem się na przód. Po wjeździe na główną drogę w Szczyrku podkręciłem nieco tempo, nie było one na tyle mocne, że mogliśmy nadrobić cokolwiek do czołówki. Jakoś nikt nie był chętny do współpracy i jechałem cały czas na przodzie grupy aż do Soliska. Jak zaczął się podjazd na Salmopol to nie podkręciłem tempa i jeszcze grupa była w całości. Po kilkuset metrach zrobiła się przerwa, dojechał do mnie jeden zawodnik i wspólnie wjechaliśmy na szczyt. Blisko było kilka osób a reszty grupy nie było widać. Początek zjazdu nie należał do najszybszych, sporo samochodów przez które nie można było jechać z dobrą prędkością, druga część zjazdu już dużo szybsza, o dziwo nikt mnie nie wyprzedził. Dopiero w Wiśle Malince dojechały do mnie 3 osoby i po zmianach jechaliśmy na tyle ile się dało. Przed Zameczkiem wyprzedziliśmy dwie osoby które odpadły z lepszej grupy. Ostatni podjazd wjechałem już na 90 %, wiedziałem, że nikogo już nie dogonię, a towarzysze jechali kilka metrów za mną. W równym tempie dojechałem do mety. Nie wiedziałem dokładanie jak mi poszło, po sprawdzeniu wyników okazało się, że bardzo dobrze pojechałem, nieduża starta do najlepszych i dobre miejsce. Biorąc pod uwagę, fakt, że nie byłem w pełni sił a warunki nie należały do moich ulubionych oraz słaby początek to lepiej być nie mogło. Poziom który prezentowałem przez ostatni miesiąc utrzymany i kolejny start bez pecha, oby tak dalej.
Kilka razy szykowałem najlepszą formę na ten dzień i nie inaczej było w tym roku. Jak się nastawiałem na wynik to zawsze coś stawało na przeszkodzie, w tym roku znowu nie wszystko zagrało jak powinno. Od dłuższego czasu miałem problemy ze zdrowiem. Przy dłuższym mocniejszym wysiłku brakowało mnie, nie był to problem z mocą a z oddechem, brakowało mi tlenu. Jest to skutek nieco zmienionych w ostatnim czasie warunków pracy a także zmiennych warunków atmosferycznych i słabej regeneracji. Wizyta u lekarza potwierdziła wszystko i zalecono mi oszczędzanie się i zmniejszenie wysiłku.
Nie miałem zamiaru rezygnować ze startu w Pętli ale w dzień startu miałem spory dylemat. Rano czułem się źle, nie byłem w stanie zjeść normalnego śniadania a temperatura powietrza nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz. Jedyną słuszną decyzją była zmiana dystansu na jedną rundę, bałem się, że nie podołam dłuższej trasie a 6 godzin w ciągu dnia w tym roku jeszcze nie jechałem. Była to chyba słuszna decyzja i wcale jej nie żałuję.
Na rozgrzewce nic nie wskazywało na dobrą jazdę i jedynym światełkiem w tunelu był fakt, że zjadłem normalny posiłek przed startem. Po kilku decyzjach o ubiorze zdecydowałem się na krótki strój i rękawki. Na start przyjechałem dosyć późno i nie miałem dobrej pozycji startowej. W moim przypadku to jest kluczowe, nie jestem w stanie przepychać się do przodu a jadąc na czele peletonu jestem w stanie utrzymać w miarę równe tempo. Udało mi się wystartować z nieco lepszej pozycji ale po starcie już zacząłem tracić i kilka razy było niebezpiecznie, im bliżej startu ostrego tym więcej było zrywów i kilka razy trzeba było hamować, te stary honorowe są bardzo niebezpiecznie i nie wiem czy lepi nie byłoby od razu puścić peletonu i zacząć ściganie dużo wcześniej. Pierwszy krótki podjazd przed zaporą poszedł mi fatalnie, w ogóle nie byłem w stanie kręcić swoim tempem i nic nie zyskiwałem. Przed Zameczkiem byłem już za peletonem i nie bardzo wierzyłem w to, że zaliczę dobry wyścig. Na początku Zameczka zacząłem nadrabiać, spory tłum trochę to utrudnił ale później stopniowo szło coraz lepiej, czas wyszedł bardzo przeciętny ale nadrobiłem sporo. Czołówka była daleko z przodu ale do drugiej grupy załapać się mogłem. Na zjeździe oczywiście straciłem, ale nie dużo i dogoniło mnie tylko kilka osób. Po zjeździe do Istebnej jechaliśmy we 4 a zmiany dawałem tylko ja i Marcin Wróbel. Przed Koniakowem pracowaliśmy we trzech ale to nic nie dało i dogoniło nas sporo osób. Nie wiem ile nas było dokładnie, trzymałem się z przodu i tak dojechaliśmy do Koczego Zamku. Niecałą minutę przed nami była spora grupa, ale dogonić nie było szans. Jechałem dosyć mocno i udało mi się zrobić niewielką przewagę na podjeździe. Na stromym zjeździe nie straciłem wiele i miałem zapas. Po około 2 kilometrach musiałem wyhamować z około 50 km/h do 20, nie wiem jakim cudem uniknąłem zderzenia z wjeżdżającym z pobocza dostawczakiem i wtedy dogoniła mnie grupa i jakimś cudem złapałem koło. Trzymałem się środka i jakoś jechałem. Im bliżej Milówki tym spływałem do tyłu i na rondo wjechałem na ostatniej pozycji. Zaczął się znienawidzony przeze mnie odcinek do Węgierskiej Górki . Tutaj wyszła cała prawda o poszczególnych zawodnikach. Współpracy nie było a jazda po zmianach była szarpana i chaotyczna. Ja starałem się jechać na tyle mocno jak potrafię ale nie wychodziło to tak jak powinno. Za bufetem znowu towarzystwo się rozluźniło i prowadziliśmy praktycznie we dwóch, w okolicy Lipowej zaczynałem trochę tracić, na zjazdach zostawałem za grupą, na podjazdach dojeżdżałem i tak aż do Buczkowic. Tam siłą woli zjadłem żela i widząc, że tempo jest niemal wycieczkowe przesunąłem się na przód. Po wjeździe na główną drogę w Szczyrku podkręciłem nieco tempo, nie było one na tyle mocne, że mogliśmy nadrobić cokolwiek do czołówki. Jakoś nikt nie był chętny do współpracy i jechałem cały czas na przodzie grupy aż do Soliska. Jak zaczął się podjazd na Salmopol to nie podkręciłem tempa i jeszcze grupa była w całości. Po kilkuset metrach zrobiła się przerwa, dojechał do mnie jeden zawodnik i wspólnie wjechaliśmy na szczyt. Blisko było kilka osób a reszty grupy nie było widać. Początek zjazdu nie należał do najszybszych, sporo samochodów przez które nie można było jechać z dobrą prędkością, druga część zjazdu już dużo szybsza, o dziwo nikt mnie nie wyprzedził. Dopiero w Wiśle Malince dojechały do mnie 3 osoby i po zmianach jechaliśmy na tyle ile się dało. Przed Zameczkiem wyprzedziliśmy dwie osoby które odpadły z lepszej grupy. Ostatni podjazd wjechałem już na 90 %, wiedziałem, że nikogo już nie dogonię, a towarzysze jechali kilka metrów za mną. W równym tempie dojechałem do mety. Nie wiedziałem dokładanie jak mi poszło, po sprawdzeniu wyników okazało się, że bardzo dobrze pojechałem, nieduża starta do najlepszych i dobre miejsce. Biorąc pod uwagę, fakt, że nie byłem w pełni sił a warunki nie należały do moich ulubionych oraz słaby początek to lepiej być nie mogło. Poziom który prezentowałem przez ostatni miesiąc utrzymany i kolejny start bez pecha, oby tak dalej.
ITT Sieroszewice 2018
Niedziela, 24 czerwca 2018 Kategoria 0-50, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 18.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:26 | km/h: | 41.54 |
Pr. maks.: | 54.00 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 184184 ( 94%) | HRavg | 175( 89%) |
Kalorie: | 578kcal | Podjazdy: | 50m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny start z
cyklu Road Maraton, kolejna czasówka w tym sezonie. Nie byłem do niej
przygotowany tak jak powinienem i odbiło się to na jeździe i wyniku, na większość
rzeczy które nie zagrały miałem wpływ i wiem, że mógłbym zyskać sporo cennych
sekund których brakło do satysfakcji. Nie mogę być zadowolony z rezultatu i
taki kubeł zimnej wody przyda się przed Pętlą Beskidzką.
Pogoda nie rozpieszczała i już podczas rozgrzewki warunki były bardzo zmienne. Zaczynałem po w miarę suchych drogach, później na zmianę padało i wychodziło słońce. Po rozgrzewce szybko rozebrałem kurtkę i stanąłem na starcie dosłownie w ostatniej chwili. Ruszyłem bardzo słabo, co prawda nie miałem problemów z wpięciem się ale jechałem zbyt słabo, po skręcie w lewo przyśpieszyłem i patrząc na moc jechałem dobrym tempem a nawet trochę za mocno. Po kilku minutach zaczęło padać, nie padało długo ale przez chwile dosyć mocno i motywacja nieco spadła. Wydawało mi się, że jadę cały czas mocno i dobrze ale po chwili zobaczyłem na czas i dystans i okazało się, że wcale dobrze nie jest. Na zakrętach hamowałem jak baba i traciłem na tym sporo cennych sekund. Po wjechaniu na główną drogę nastąpił fajny odcinek z wiatrem. Można było jechać bardzo szybko pod warunkiem, że nie przeszkadzały samochody. Miałem w bliskiej odległości dwóch zawodników i na około 5 kilometrowym odcinku nie dogoniłem ich. Dla mnie ten odcinek nie był tak szybki jak być powinien, trzy niebezpieczne sytuacje mnie spotkały, pierwsze wyjechał samochód z podwórka, na szczęście nie jechałem jeszcze szybko i nie wytraciłem zbyt dużo prędkości. Gdy się rozpędziłem to znowu musiałem hamować, z 50 km/h do 30 km/h, po kolejnym rozpędzie do 50 km/h znowu musiałem hamować i to na tyle mocno, że zablokowałem tylne koło i zdarłem lekko oponę i już nie mogłem się rozpędzić bo za chwilę nastąpił zakręt w prawo. Po skręcie szybko wyprzedziłem dwóch zawodników i jechałem w miarę dobrym tempem. Na jednym z zakrętów poczułem dziwne zachowanie przedniej opony, w głowie miałem tylko jedno słowo – kapeć. Na szczęście nie czułem obręczy ale jazda do mety była już asekuracyjna. Na ostatniej prostej nie umiałem złapać właściwego rytmu a ostatnie 100 metrów już odpuściłem. Byłem zrezygnowany, niby wygenerowałem niezłą moc ale w żaden sposób nie przełożyło się to na wynik. Średnia moc prawie 5 W/kg powinna dać dużo lepszy czas. Byłem trochę rozczarowany a po zobaczeniu wyników i 3 sekundowej stracie do podium byłem bardzo rozczarowany. Gdybym stracił 30 sekund to mógłbym mówić, że słaby start, finisz i niezbyt efektywna jazda na trasie nie miała wpływu na wynik, strata 3 sekund do czołowej trójki to jest dla mnie porażka, zwłaszcza po ostatnich obiecujących czasówkach.
Wiem co zrobiłem źle i myślę, że kolejny raz tych samych błędów już nie popełnię. Po analizie mogę stwierdzić, że podobne błędy popełniłem w Orzeszu. Ostatni tydzień a szczególnie trzy poprzednie dni były dla mnie ciężkie, nie miałem na nic czasu, nie sprawdziłem dobrze sprzętu, co prawda zmienione przełożenia na pewno pomogły, ale zbyt małe ciśnienie w przednim kole, za nisko ustawione siodełko, nieregularne treningi w ostatnim czasie, małe problemy zdrowotne i co najważniejsze nieogolone nogi sprawiły, że straciłem sporo sekund i miejsce na podium. Traktuję to jako lekcję i myślę, że następna czasówka pójdzie już znacznie lepiej.
Pogoda nie rozpieszczała i już podczas rozgrzewki warunki były bardzo zmienne. Zaczynałem po w miarę suchych drogach, później na zmianę padało i wychodziło słońce. Po rozgrzewce szybko rozebrałem kurtkę i stanąłem na starcie dosłownie w ostatniej chwili. Ruszyłem bardzo słabo, co prawda nie miałem problemów z wpięciem się ale jechałem zbyt słabo, po skręcie w lewo przyśpieszyłem i patrząc na moc jechałem dobrym tempem a nawet trochę za mocno. Po kilku minutach zaczęło padać, nie padało długo ale przez chwile dosyć mocno i motywacja nieco spadła. Wydawało mi się, że jadę cały czas mocno i dobrze ale po chwili zobaczyłem na czas i dystans i okazało się, że wcale dobrze nie jest. Na zakrętach hamowałem jak baba i traciłem na tym sporo cennych sekund. Po wjechaniu na główną drogę nastąpił fajny odcinek z wiatrem. Można było jechać bardzo szybko pod warunkiem, że nie przeszkadzały samochody. Miałem w bliskiej odległości dwóch zawodników i na około 5 kilometrowym odcinku nie dogoniłem ich. Dla mnie ten odcinek nie był tak szybki jak być powinien, trzy niebezpieczne sytuacje mnie spotkały, pierwsze wyjechał samochód z podwórka, na szczęście nie jechałem jeszcze szybko i nie wytraciłem zbyt dużo prędkości. Gdy się rozpędziłem to znowu musiałem hamować, z 50 km/h do 30 km/h, po kolejnym rozpędzie do 50 km/h znowu musiałem hamować i to na tyle mocno, że zablokowałem tylne koło i zdarłem lekko oponę i już nie mogłem się rozpędzić bo za chwilę nastąpił zakręt w prawo. Po skręcie szybko wyprzedziłem dwóch zawodników i jechałem w miarę dobrym tempem. Na jednym z zakrętów poczułem dziwne zachowanie przedniej opony, w głowie miałem tylko jedno słowo – kapeć. Na szczęście nie czułem obręczy ale jazda do mety była już asekuracyjna. Na ostatniej prostej nie umiałem złapać właściwego rytmu a ostatnie 100 metrów już odpuściłem. Byłem zrezygnowany, niby wygenerowałem niezłą moc ale w żaden sposób nie przełożyło się to na wynik. Średnia moc prawie 5 W/kg powinna dać dużo lepszy czas. Byłem trochę rozczarowany a po zobaczeniu wyników i 3 sekundowej stracie do podium byłem bardzo rozczarowany. Gdybym stracił 30 sekund to mógłbym mówić, że słaby start, finisz i niezbyt efektywna jazda na trasie nie miała wpływu na wynik, strata 3 sekund do czołowej trójki to jest dla mnie porażka, zwłaszcza po ostatnich obiecujących czasówkach.
Wiem co zrobiłem źle i myślę, że kolejny raz tych samych błędów już nie popełnię. Po analizie mogę stwierdzić, że podobne błędy popełniłem w Orzeszu. Ostatni tydzień a szczególnie trzy poprzednie dni były dla mnie ciężkie, nie miałem na nic czasu, nie sprawdziłem dobrze sprzętu, co prawda zmienione przełożenia na pewno pomogły, ale zbyt małe ciśnienie w przednim kole, za nisko ustawione siodełko, nieregularne treningi w ostatnim czasie, małe problemy zdrowotne i co najważniejsze nieogolone nogi sprawiły, że straciłem sporo sekund i miejsce na podium. Traktuję to jako lekcję i myślę, że następna czasówka pójdzie już znacznie lepiej.
Trening 59
Środa, 20 czerwca 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018, w grupie
Km: | 65.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:08 | km/h: | 30.47 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | 181181 ( 92%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 1527kcal | Podjazdy: | 530m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy od dawna
trening z TwomarkSport. Chciałem się sprawdzić na rundach i oczywiście nie
wszystko wyszło jak powinno. Dojazd do rund spokojny w grupie a po wjeździe na rundę
od razu gaz, nie złapałem dobrego rytmu i zacząłem tracić, po chwili znalazłem się
na samym końcu, za osobami które jechały bardzo dziwnie, nerwowo, zmieniając
tor jazdy przez co prawie liznąłem koło a na jednej z wyrw wybiło mnie z rytmu
i nie wiem jakim cudem nie wyglebiłem. Wszyscy oczywiście mi odjechali i nie
miałem już kogo gonić. Za rondem wyprzedziłem kilka osób ale najlepsi oddalali się.
Jechałem sam, straciłem sporo i nawet na podjeździe nikogo nie widziałem.
Miałem plan by pojechać mocno jedną rundę a drugą spokojnie i do domu. Z planu
nic nie wyszło i na drugą rundę wjechałem mocnym tempem i mocno jechałem dalej.
Widziałem kogoś przed sobą, ale nie dogoniłem bo ten zawodnik skręcił w skrót. Jechałem
cały czas swoim tempem i byłem w stanie utrzymać to tempo przez 4 rundy. Po
drodze wyprzedziłem 4 osoby i w sumie nie dużo straciłem do kilkuosobowej
grupki która chociaż 1 rundę przejechała z czołówką. Po rundach dosyć spokojnie
dojechaliśmy w grupie do Bielska. Ciężko jest się pozbierać po kraksach i o
dobrej jeździe w grupie na razie mogę pomarzyć. Zostaję za grupą szybciej niż
dużo słabsi zawodnicy i nic z tym nie mogę zrobić.
Dolina Opatówki 2018
Niedziela, 17 czerwca 2018 Kategoria avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Wyścig
Km: | 96.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 33.88 |
Pr. maks.: | 25.00 | Temperatura: | 65.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 165( 84%) |
Kalorie: | 2485kcal | Podjazdy: | 1080m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po bardzo dobrej
czasówce przyszła kolej na wyścig ze startu wspólnego, nie nastawiałem się na
wynik tylko chciałem bardzo aktywnie przejechać cały dystans, planowałem
zabierać się w odjazdy i pokazać z dobrej strony na trasie.
Przyjeżdżając po rozgrzewce na start udało mi się ustawić w pierwszej linii, nikomu nie udało się wejść do sektora od przodu, kilku zawodników przeskoczyło przez barierki i znalazło się blisko czuba. Start opóźnił się o około 2 minuty i gdy nastąpił sygnał ruszyłem od razu mocno, myślałem, że ktoś pojedzie za mną i po chwili zorientowałem się, że jadę sam przed peletonem. Kilkadziesiąt metrów przewagi przed zjazdem było bardzo komfortową sytuacją, na zjeździe nie szalałem i po skręcie na Zagrody po moim odjeździe nie był już śladu. Chciałem trzymać się blisko przodu ale blokada w głowie zrobiła swoje i przepuściłem wszystkich do przodu. Było trochę za dużo osób z przodu, cześć z nich jechała bardzo niepewnie i musiałem się bardzo pilnować. Na podjeździe zyskałem kilka pozycji, trochę mniej niż się spodziewałem ale był mały zator i kilka osób już zostało z tyłu. Odcinki szutru zostały przysypane gliną i jechało się nieco lepiej niż na czasówce. Pierwszy zjazd był niebezpieczny, jeden zawodnik zaliczył pobocze a peleton się rozciągnął. Na podjeździe przybliżyłem się do czuba i do Wilczyc dojechałem na dobrej pozycji. Na zjeździe znowu zjechałem na tył i na drugą rundę wjechałem w peletonie. Przez połowę rundy nic ciekawego się nie działo, na zjeździe przez dziwną jazdę kilku osób prawie wypadłem z drogi, oczywiście straciłem cenne sekundy i musiałem gonić peleton. Tempo nie było zbyt mocne i bez problemu dojechałem i wyszedłem na czoło. Chciałem trochę popracować ale puszczono mnie do przodu, jechałem sam około 50 metrów przed peletonem, nie miałem zamiaru atakować samotnie i niezbyt długo utrzymałem się na czele. Na ostatnim podjeździe 2 rundy zaatakował Darek wraz z Pawłem z Gatta Bike Team. Ja zostałem wchłonięty przez peleton i w momencie znalazłem się na jego końcu, udało mi się utrzymać i na 3 rundę wjechałem w peletonie. Tempo nie było przesadnie mocne i bez problemu przesunąłem się bliżej czuba peletonu. Na zjeździe znowu straciłem nadrobione pozycje i musiałem się pilnować, niewiele brakowało abym został z tyłu. Zagrody poszły w miarę dobrze po czym nastąpił zjazd na którym już miałem problemy. Niewiele brakowało aby mój udział w wyścigu się skończył, udało się utrzymać na rowerze ale miałem małą stratę. Rywale mnie już przejrzeli i wiedzą, że słabo zjeżdżam i nie była to pierwsza akcja mająca na celu wyeliminowanie mnie z rywalizacji. Goniłem cały następny podjazd i jakoś dołączyłem do peletonu. Chciałem trochę odpocząć bo straciłem sporo sił na gonitwie ale nie było na to czasu i po wjeździe na 4 rundę poszedł mocny zaciąg pod górę, nie powinienem mieć problemu by zareagować na podwyższenie tempa. Przytkało mnie, nie mogłem jechać na tyle mocno by utrzymać tempo narzucone przez czołowych zawodników i zacząłem tracić dystans. Na zjeździe zrobiła się mała różnica której już nie byłem w stanie wyeliminować. Traciłem z każdą chwilą, próbowałem gonić ale traciłem tylko siły. Wyścig się dla mnie skończył i dalej jechałem już czysto treningowo. Szybko przekalkulowałem w głowie jakim tempem mam jechać by dojechać do mety nie zaliczając przysłowiowej bomby. Jechałem cały czas równo i mniej więcej czasy kolejnych okrążeni były zbliżone. Na 6 okrążeniu złapałem zawodnika z kategorii A i dalej jechaliśmy już wspólnie. Przez ponad 90% dystansu do mety jechałem na czele, po drodze łapaliśmy kolejnych zawodników, w tym jednego z kategorii A. Na ostatnim okrążeniu myślałem, jak zaskoczyć rywala by wjechać przed nim na metę. Z moimi genialnymi umiejętnościami sprinterskimi byłem skazany na pożarcie, wtedy myślałem, że walczymy o 3 miejsce. Udało się dojechać do ostatniego zakrętu na czele i generując wysoką jak na mnie moc wjechać na metę przed rywalem. Ostatecznie zająłem 2 miejsce, z przodu był tylko jeden rywal. Starta do najlepszych spora ale biorąc pod uwagę problemy jakie mam w tym roku to każdy wynik lepszy niż ostatnie miejsce w tego typu wyścigu muszę traktować jako mały sukces. Był to jeden z najlepszych weekendów w mojej przygodzie z kolarstwem. Wiem, że stać mnie na więcej ale na razie musze się zadowolić tym co jest a może za 2, 3 lata gdy na nowo nauczę się jeździć w peletonie to wyniki z czasówek uda się przenieść także na wyścigi ze startu wspólnego.
Przyjeżdżając po rozgrzewce na start udało mi się ustawić w pierwszej linii, nikomu nie udało się wejść do sektora od przodu, kilku zawodników przeskoczyło przez barierki i znalazło się blisko czuba. Start opóźnił się o około 2 minuty i gdy nastąpił sygnał ruszyłem od razu mocno, myślałem, że ktoś pojedzie za mną i po chwili zorientowałem się, że jadę sam przed peletonem. Kilkadziesiąt metrów przewagi przed zjazdem było bardzo komfortową sytuacją, na zjeździe nie szalałem i po skręcie na Zagrody po moim odjeździe nie był już śladu. Chciałem trzymać się blisko przodu ale blokada w głowie zrobiła swoje i przepuściłem wszystkich do przodu. Było trochę za dużo osób z przodu, cześć z nich jechała bardzo niepewnie i musiałem się bardzo pilnować. Na podjeździe zyskałem kilka pozycji, trochę mniej niż się spodziewałem ale był mały zator i kilka osób już zostało z tyłu. Odcinki szutru zostały przysypane gliną i jechało się nieco lepiej niż na czasówce. Pierwszy zjazd był niebezpieczny, jeden zawodnik zaliczył pobocze a peleton się rozciągnął. Na podjeździe przybliżyłem się do czuba i do Wilczyc dojechałem na dobrej pozycji. Na zjeździe znowu zjechałem na tył i na drugą rundę wjechałem w peletonie. Przez połowę rundy nic ciekawego się nie działo, na zjeździe przez dziwną jazdę kilku osób prawie wypadłem z drogi, oczywiście straciłem cenne sekundy i musiałem gonić peleton. Tempo nie było zbyt mocne i bez problemu dojechałem i wyszedłem na czoło. Chciałem trochę popracować ale puszczono mnie do przodu, jechałem sam około 50 metrów przed peletonem, nie miałem zamiaru atakować samotnie i niezbyt długo utrzymałem się na czele. Na ostatnim podjeździe 2 rundy zaatakował Darek wraz z Pawłem z Gatta Bike Team. Ja zostałem wchłonięty przez peleton i w momencie znalazłem się na jego końcu, udało mi się utrzymać i na 3 rundę wjechałem w peletonie. Tempo nie było przesadnie mocne i bez problemu przesunąłem się bliżej czuba peletonu. Na zjeździe znowu straciłem nadrobione pozycje i musiałem się pilnować, niewiele brakowało abym został z tyłu. Zagrody poszły w miarę dobrze po czym nastąpił zjazd na którym już miałem problemy. Niewiele brakowało aby mój udział w wyścigu się skończył, udało się utrzymać na rowerze ale miałem małą stratę. Rywale mnie już przejrzeli i wiedzą, że słabo zjeżdżam i nie była to pierwsza akcja mająca na celu wyeliminowanie mnie z rywalizacji. Goniłem cały następny podjazd i jakoś dołączyłem do peletonu. Chciałem trochę odpocząć bo straciłem sporo sił na gonitwie ale nie było na to czasu i po wjeździe na 4 rundę poszedł mocny zaciąg pod górę, nie powinienem mieć problemu by zareagować na podwyższenie tempa. Przytkało mnie, nie mogłem jechać na tyle mocno by utrzymać tempo narzucone przez czołowych zawodników i zacząłem tracić dystans. Na zjeździe zrobiła się mała różnica której już nie byłem w stanie wyeliminować. Traciłem z każdą chwilą, próbowałem gonić ale traciłem tylko siły. Wyścig się dla mnie skończył i dalej jechałem już czysto treningowo. Szybko przekalkulowałem w głowie jakim tempem mam jechać by dojechać do mety nie zaliczając przysłowiowej bomby. Jechałem cały czas równo i mniej więcej czasy kolejnych okrążeni były zbliżone. Na 6 okrążeniu złapałem zawodnika z kategorii A i dalej jechaliśmy już wspólnie. Przez ponad 90% dystansu do mety jechałem na czele, po drodze łapaliśmy kolejnych zawodników, w tym jednego z kategorii A. Na ostatnim okrążeniu myślałem, jak zaskoczyć rywala by wjechać przed nim na metę. Z moimi genialnymi umiejętnościami sprinterskimi byłem skazany na pożarcie, wtedy myślałem, że walczymy o 3 miejsce. Udało się dojechać do ostatniego zakrętu na czele i generując wysoką jak na mnie moc wjechać na metę przed rywalem. Ostatecznie zająłem 2 miejsce, z przodu był tylko jeden rywal. Starta do najlepszych spora ale biorąc pod uwagę problemy jakie mam w tym roku to każdy wynik lepszy niż ostatnie miejsce w tego typu wyścigu muszę traktować jako mały sukces. Był to jeden z najlepszych weekendów w mojej przygodzie z kolarstwem. Wiem, że stać mnie na więcej ale na razie musze się zadowolić tym co jest a może za 2, 3 lata gdy na nowo nauczę się jeździć w peletonie to wyniki z czasówek uda się przenieść także na wyścigi ze startu wspólnego.
ITT Dolina Opatówki 2018
Sobota, 16 czerwca 2018 Kategoria avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 12.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:19 | km/h: | 37.89 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | 188188 ( 96%) | HRavg | 179( 91%) |
Kalorie: | 375kcal | Podjazdy: | 140m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po krótkiej
przerwie w startach przyszedł czas na weekend w Wilczycach. Był to dla mnie
ważny sprawdzian, w tym sezonie nie zawsze wszystko wychodziło jak powinno i
ten weekend to miało być przełamanie tej niezbyt szczęśliwej passy.
Pierwszym etapem dwudniowych zmagań była czasówka, na krętej, pagórkowatej i niełatwej rundzie. Frekwencja nie była zbyt duża i na pierwszy rzut oka znalezienie czasowca ze ścisłej krajowej czołówki było trudne.
Przygotowany do startu byłem dobrze, czułem się nieźle i jedyny minus jaki można wskazać to brak dobrej rozgrzewki. Za bardzo nie miałem jak i gdzie się rozgrzać, nie chciałem jeździć po trasie by nie zostać zdyskwalifikowanym i nikomu nie przeszkodzić w jeździe.
Startowałem jako jeden z ostatnich, część osób już było na mecie, nie wiedziałem jaki czas trzeba wykręcić by znaleźć się w czołówce. Po starcie od razu kilka sekund w plecy, nie wpiąłem się od razu i niezbyt efektywnie ruszyłem do przodu. Pierwszy podjazd poszedł jako tako, moc niby wysoka a wydawało mi się, że jadę słabo, na zjeździe o dziwo też jechałem szybko, dalej próbowałem jechać równym tempem. Cały czas mi się wydawało, że jadę za słabo, że nie będę miał dobrego czasu. Najtrudniejszy podjazd wjechałem bardzo dobrym tempem, mocniej już jechać nie mogłem a nie wydawało mi się, że rywale pojadą tam szybciej. Po podjeździe małe utrudnienia, trzy odcinki żwiru, na dwóch pierwszych zwolniłem a trzeci przejechałem bez zbędnego zwalniania. Po krętym zjeździe nastąpiło krótkie wypłaszczenie i kolejny podjazd. Około kilometrowa droga bez zakrętów i lekko w górę. Zobaczyłem przed sobą dwóch zawodników, nie wiem czy startowali bezpośredni przede mną czy wcześniej, zmotywowało mnie to do jeszcze mocniejszej pracy. Podjazd skończył się szybko i już zaczynało lekko brakować sił, na wypłaszczeniach miałem problem jechać tak mocno jak pod górę i pewnie nieco traciłem. Ostatni podjazd wjechałem siłowo, pewnie przy wyższej kadencji mógłbym wjechać szybciej ale wybrałem taki styl jazdy. Ostatni odcinek prowadził głównie w dół, jechałem już bardzo mocno, dogoniłem jednego zawodnika i ścigałem się z nim do mety. Miałem przewagę, lecz zbyt szybko chciałem wjechać w ostatni zakręt i musiałem hamować i straciłem parę sekund. Ostatecznie na metę wjechaliśmy obok siebie. Nie byłem zadowolony ze swojej jazdy, wydawało mi się, że pojechałem słabo, że coś poszło nie tak jak powinno i zapewne będę znowu ostatni w swojej kategorii wiekowej.
Po ogłoszeniu wyników byłem w szoku, mój czas dał mi zwycięstwo w kategorii wiekowej i 2 miejsce w OPEN. Do pierwszego miejsca przepaść, ale przegrać z Mistrzem Świata w Tandemach to nie jest wstyd a nad rywalami miałem bezpieczną przewagę. Nie spodziewałem się takiego rezultatu, zawdzięczam go głównie niskiej frekwencji ale raczej to nie był przypadek. Po prostu trasa była jak dla mnie niemal idealna i forma też zrobiła swoje. Wiedziałem, że podium w sezonie będzie, przyszło w takim momencie w którym już miałem chwile zwątpienia i myślałem o dłuższej przerwie w startach. Podium cieszy tym bardziej, że jest osiągnięte w czasówce gdzie w dużym stopniu decydują umiejętności a nie taktyka, wyścig można wygrać dając jedną mocną zmianę na mecie a na czasówce trzeba jechać cały czas mocno i dlatego czasówki cenię sobie dużo bardziej niż wyścigi ze startu wspólnego.
Czasówka super zorganizowana, pomijając fakt tych małych utrudnień na trasie na które organizator nie miał wpływu.
Pierwszym etapem dwudniowych zmagań była czasówka, na krętej, pagórkowatej i niełatwej rundzie. Frekwencja nie była zbyt duża i na pierwszy rzut oka znalezienie czasowca ze ścisłej krajowej czołówki było trudne.
Przygotowany do startu byłem dobrze, czułem się nieźle i jedyny minus jaki można wskazać to brak dobrej rozgrzewki. Za bardzo nie miałem jak i gdzie się rozgrzać, nie chciałem jeździć po trasie by nie zostać zdyskwalifikowanym i nikomu nie przeszkodzić w jeździe.
Startowałem jako jeden z ostatnich, część osób już było na mecie, nie wiedziałem jaki czas trzeba wykręcić by znaleźć się w czołówce. Po starcie od razu kilka sekund w plecy, nie wpiąłem się od razu i niezbyt efektywnie ruszyłem do przodu. Pierwszy podjazd poszedł jako tako, moc niby wysoka a wydawało mi się, że jadę słabo, na zjeździe o dziwo też jechałem szybko, dalej próbowałem jechać równym tempem. Cały czas mi się wydawało, że jadę za słabo, że nie będę miał dobrego czasu. Najtrudniejszy podjazd wjechałem bardzo dobrym tempem, mocniej już jechać nie mogłem a nie wydawało mi się, że rywale pojadą tam szybciej. Po podjeździe małe utrudnienia, trzy odcinki żwiru, na dwóch pierwszych zwolniłem a trzeci przejechałem bez zbędnego zwalniania. Po krętym zjeździe nastąpiło krótkie wypłaszczenie i kolejny podjazd. Około kilometrowa droga bez zakrętów i lekko w górę. Zobaczyłem przed sobą dwóch zawodników, nie wiem czy startowali bezpośredni przede mną czy wcześniej, zmotywowało mnie to do jeszcze mocniejszej pracy. Podjazd skończył się szybko i już zaczynało lekko brakować sił, na wypłaszczeniach miałem problem jechać tak mocno jak pod górę i pewnie nieco traciłem. Ostatni podjazd wjechałem siłowo, pewnie przy wyższej kadencji mógłbym wjechać szybciej ale wybrałem taki styl jazdy. Ostatni odcinek prowadził głównie w dół, jechałem już bardzo mocno, dogoniłem jednego zawodnika i ścigałem się z nim do mety. Miałem przewagę, lecz zbyt szybko chciałem wjechać w ostatni zakręt i musiałem hamować i straciłem parę sekund. Ostatecznie na metę wjechaliśmy obok siebie. Nie byłem zadowolony ze swojej jazdy, wydawało mi się, że pojechałem słabo, że coś poszło nie tak jak powinno i zapewne będę znowu ostatni w swojej kategorii wiekowej.
Po ogłoszeniu wyników byłem w szoku, mój czas dał mi zwycięstwo w kategorii wiekowej i 2 miejsce w OPEN. Do pierwszego miejsca przepaść, ale przegrać z Mistrzem Świata w Tandemach to nie jest wstyd a nad rywalami miałem bezpieczną przewagę. Nie spodziewałem się takiego rezultatu, zawdzięczam go głównie niskiej frekwencji ale raczej to nie był przypadek. Po prostu trasa była jak dla mnie niemal idealna i forma też zrobiła swoje. Wiedziałem, że podium w sezonie będzie, przyszło w takim momencie w którym już miałem chwile zwątpienia i myślałem o dłuższej przerwie w startach. Podium cieszy tym bardziej, że jest osiągnięte w czasówce gdzie w dużym stopniu decydują umiejętności a nie taktyka, wyścig można wygrać dając jedną mocną zmianę na mecie a na czasówce trzeba jechać cały czas mocno i dlatego czasówki cenię sobie dużo bardziej niż wyścigi ze startu wspólnego.
Czasówka super zorganizowana, pomijając fakt tych małych utrudnień na trasie na które organizator nie miał wpływu.
Trening 56
Wtorek, 12 czerwca 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 51.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:33 | km/h: | 32.90 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 178178 ( 91%) | HRavg | 141( 72%) |
Kalorie: | 1248kcal | Podjazdy: | 350m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy trening ukierunkowany na jazdę na czas. Po zreperowaniu uszkodzonej na Lubelskiej Vuelcie lemondki i ustawieniu pozycji wyjechałem z około 2 godzinnym opóźnieniem. Pogoda nie pozwoliła na wcześniejszy trening. Nie miałem już zbyt dużo czasu i z 5 planowanych powtórzeń zrobiłem 3 i to jeszcze tylko 2 wyszły jak powinny. Na 5 minutowe tempówki wybrałem odcinek Skoczów-Pierściec z dobrą nawierzchnią i jak mi się wydawało niezbyt dużym ruchem samochodowym. Podczas dojazdu do Skoczowa udało mi się sporo czasu jechać w pozycji czasowej, na lemondce. Pierwsza tempówka miała być najsłabsza, każdą kolejną chciałem pojechać mocniej. Dobrze się złożyło, że wiało w twarz i było ciężej, trzymanie założonej mocy było łatwiejsze. Dobre tempo i moc udało się utrzymać do końca i od razu nawrót. Podczas odpoczynku nie jechałem całkiem spokojnie, na mocy o połowę mniejszej ni podczas ćwiczenia. Drugie powtórzenie było mocniejsze, tak jak zakładałem, po nawrocie trochę samochodów i kilka niepotrzebnych spowolnień. Trzecie powtórzenie zacząłem najmocniej ze wszystkich ale już po około minucie musiałem sporo zwolnić a dalej nawet się zatrzymać, straciłem na tym bardzo dużo i pomimo bardzo mocnej jazdy do końca, moc z odcinka wyszła najniższa ze wszystkich. Powrót do domu był dosyć szybki, lemondka nawet na podjazdach dawała zysk czasowy. Przed wjazdem do Bielska, drogi bardzo mokre, podobno ulewa przeszła a na mnie nie spadła ani kropla deszczu.
Lubelska Vuelta 2018 Etap 4
Niedziela, 3 czerwca 2018 Kategoria 0-50, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:19 | km/h: | 44.21 |
Pr. maks.: | 49.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 180180 ( 92%) | HRavg | 169( 86%) |
Kalorie: | 414kcal | Podjazdy: | 10m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po bardzo dobrej
regeneracji - basen zrobił swoje i dobrym śniadaniu byłem gotowy na walkę w
ostatnim 4 etapie Lubelskiej Vuelty. Udało się załatwić lemondkę, co prawda nie
ustawiłem pozycji idealnie ale nie straciłem na tym zbyt wiele czasu.
Solidna ponad godzinna rozgrzewka, bałem się zatrzymać by nie zostać zjedzony przez plagę much czy komarów latających wszędzie wokoło i praktycznie przed startem zatrzymałem się na pół minuty. Nie był to chyba najlepszy pomysł bo znowu straciłem kilka sekund na wpięcie się. Ruszyłem za spokojnie, nie mogłem się rozkręcić i ten początek mogłem pojechać lepiej. Później przyśpieszyłem i jechałem mocno, za mocno jak na ten etap czasówki i po około 2 minutach mocnej jazdy zluzowałem trochę i zamierzonym tempem podążałem dalej, wyprzedziłem kilka osób, dwie z nich na zakrętach i tam musiałem lekko zwalniać. Ostatni kilometr chciałem pojechać na maksa, na początku pojawił się pieszy którego musiałem ominąć i już zostało tylko 800 metrów do mety. Przed samą metą musiałem zwolnić by nie wpaść na zawodniczkę jadącą sporo wolniej niż ja, cudem nie wjechałem w nią za metą, bo miejsca na ominiecie nie było za dużo. Czas wyszedł dobry, jednak była szansa na lepszy rezultat. Był to mój najlepszy etap a patrząc na to z kim rywalizowałem i przegrałem to wstydu nie ma. Nie wiem czy przede mną znalazł się chociaż jeden zawodnik bez karbonowych kół. Osób bez rowerów czasowych naliczyłem aż 3, 22 na 25 osób w czołówce jechała na rowerach czasowych a to już jest duża różnica w jeździe i wyraźny zysk czasowy w stosunku do mojego roweru, karbonowe koła by już dały około 10-15 sekund, wyższy stożek kolejne i tak można wyliczać. Noga jest dobra i kolejne starty na trasach o bardziej sprzyjających profilach powinny to potwierdzić. Analizując, była to jedna z najlepszych czasówek jakie przejechałem.
W sumie to jestem zadowolony z całego weekendu. Co prawda etapy ze startu wspólnego mi nie wyszły ale zdobyłem cenne doświadczenie. Przez lata unikałem płaskich wyścigów jak ognia a dokładając do tego słabą głowę po kraksach nie mogło wyjść inaczej. Mogłem na 2 czy 3 etapie pojechać trochę szybciej ale zyskałbym na tym niewiele i wyższego miejsca bym nie zajął. Dobrze pojechałem czasówkę, prolog poszedł słabiej ze względu na fakt, że jestem słaby na krótkich odcinkach a poprawienie tego wymaga czasu, mam przynajmniej już jeden cel na zimę. Po tym wyścigu należy mi się krótka przerwa w startach.
Solidna ponad godzinna rozgrzewka, bałem się zatrzymać by nie zostać zjedzony przez plagę much czy komarów latających wszędzie wokoło i praktycznie przed startem zatrzymałem się na pół minuty. Nie był to chyba najlepszy pomysł bo znowu straciłem kilka sekund na wpięcie się. Ruszyłem za spokojnie, nie mogłem się rozkręcić i ten początek mogłem pojechać lepiej. Później przyśpieszyłem i jechałem mocno, za mocno jak na ten etap czasówki i po około 2 minutach mocnej jazdy zluzowałem trochę i zamierzonym tempem podążałem dalej, wyprzedziłem kilka osób, dwie z nich na zakrętach i tam musiałem lekko zwalniać. Ostatni kilometr chciałem pojechać na maksa, na początku pojawił się pieszy którego musiałem ominąć i już zostało tylko 800 metrów do mety. Przed samą metą musiałem zwolnić by nie wpaść na zawodniczkę jadącą sporo wolniej niż ja, cudem nie wjechałem w nią za metą, bo miejsca na ominiecie nie było za dużo. Czas wyszedł dobry, jednak była szansa na lepszy rezultat. Był to mój najlepszy etap a patrząc na to z kim rywalizowałem i przegrałem to wstydu nie ma. Nie wiem czy przede mną znalazł się chociaż jeden zawodnik bez karbonowych kół. Osób bez rowerów czasowych naliczyłem aż 3, 22 na 25 osób w czołówce jechała na rowerach czasowych a to już jest duża różnica w jeździe i wyraźny zysk czasowy w stosunku do mojego roweru, karbonowe koła by już dały około 10-15 sekund, wyższy stożek kolejne i tak można wyliczać. Noga jest dobra i kolejne starty na trasach o bardziej sprzyjających profilach powinny to potwierdzić. Analizując, była to jedna z najlepszych czasówek jakie przejechałem.
W sumie to jestem zadowolony z całego weekendu. Co prawda etapy ze startu wspólnego mi nie wyszły ale zdobyłem cenne doświadczenie. Przez lata unikałem płaskich wyścigów jak ognia a dokładając do tego słabą głowę po kraksach nie mogło wyjść inaczej. Mogłem na 2 czy 3 etapie pojechać trochę szybciej ale zyskałbym na tym niewiele i wyższego miejsca bym nie zajął. Dobrze pojechałem czasówkę, prolog poszedł słabiej ze względu na fakt, że jestem słaby na krótkich odcinkach a poprawienie tego wymaga czasu, mam przynajmniej już jeden cel na zimę. Po tym wyścigu należy mi się krótka przerwa w startach.