Wpisy archiwalne w kategorii
Cube 2019
Dystans całkowity: | 10023.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 373:55 |
Średnia prędkość: | 26.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 134214 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 180 (92 %) |
Suma kalorii: | 171034 kcal |
Liczba aktywności: | 154 |
Średnio na aktywność: | 65.08 km i 2h 25m |
Więcej statystyk |
Trening 49
Niedziela, 26 maja 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 95.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:52 | km/h: | 24.57 |
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1692kcal | Podjazdy: | 1610m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wczorajszym wyścigu należał się spokojny rozjazd. Bardzo dobra pogoda nakłoniła mnie do zmiany planów i pojechałem na około 4 godzinny trening z trzema podjazdami. Nie był to najlepszy pomysł, nogi ciężkie, zmęczone, nie zregenerowane a trasa wymagająca. Przeziębienie znowu dało o sobie znać i organizm zamiast walczyć ze zmęczeniem walczył z objawami infekcji.
Wyjechałem po 8 i było przyjemnie ciepło. Przejazd przez Bielsko spokojny, wolny, bez problemów. Następnie chciałem jechać trochę mocniej a nie wychodziło to zbyt dobrze. Za Bielskiem wjechałem na ścieżkę rowerową, musiałem uważać aby nie uszkodzić kół i szytek. W pewnym momencie na ścieżce pojawił się samochód, chcąc go minąć na mojej drodze pojawiła się gałąź. Na szczęście jechałem dosyć wolno i uderzenie zostało zamortyzowane przez kask. Dalsza droga już bez problemów. Po skręcie na Szczyrk zaczęło się jechać odrobine lepiej. Im bliżej Salmopola tym szło ciężej, tradycyjnie ostatni odcinek był pod wiatr. Podjazd zacząłem spokojnie i trzymałem w miarę równe tempo. Bez przeszkód dotarłem na szczyt i po krótkiej przerwie zacząłem zjazd. Skupiłem się na technice i wyszło bardzo dobrze, zabrakło trochę szybkości, ale było mokro, wiało i ruch pojazdów utrudniał szybkie pokonywanie zakrętów. Dosyć szybko dotarłem do ronda gdzie skręciłem w lewo na Istebną. Po minięciu krótkiego zwężenia złapałem rytm który utrzymałem aż do samej przełęczy. Luźna jazda nie sprawiała problemów a nagrodą był dłuższy postój w bufecie. Udało się skorzystać pomimo zamkniętego dla gości lokalu i trochę odpocząć. Po postoju jechało się odrobine lepiej i było to widać na ostatnim podjeździe dnia. Na szczycie nawet się nie zatrzymywałem i zacząłem kolejny dobry zjazd. Znowu starałem się skupić na technice i pod tym względem nie mam zastrzeżeń. Musze nauczyć się dokręcać na prostych i kolejny progres na zjazdach powinien stać się faktem. Zjazd przez dziurawy i zatłoczony Szczyrk nie należał do przyjemnych a dalej tez nie było lepiej. Przejazd przez Bielsko odpuściłem. Wolnym i spokojnym tempem dojechałem do domu. Kolejne podjazdy zaliczone, zjazdy bardzo dobre i miło spędzony czas bez żadnych konkretnych założeń treningowych.
Informacje o podjazdach:
Wyjechałem po 8 i było przyjemnie ciepło. Przejazd przez Bielsko spokojny, wolny, bez problemów. Następnie chciałem jechać trochę mocniej a nie wychodziło to zbyt dobrze. Za Bielskiem wjechałem na ścieżkę rowerową, musiałem uważać aby nie uszkodzić kół i szytek. W pewnym momencie na ścieżce pojawił się samochód, chcąc go minąć na mojej drodze pojawiła się gałąź. Na szczęście jechałem dosyć wolno i uderzenie zostało zamortyzowane przez kask. Dalsza droga już bez problemów. Po skręcie na Szczyrk zaczęło się jechać odrobine lepiej. Im bliżej Salmopola tym szło ciężej, tradycyjnie ostatni odcinek był pod wiatr. Podjazd zacząłem spokojnie i trzymałem w miarę równe tempo. Bez przeszkód dotarłem na szczyt i po krótkiej przerwie zacząłem zjazd. Skupiłem się na technice i wyszło bardzo dobrze, zabrakło trochę szybkości, ale było mokro, wiało i ruch pojazdów utrudniał szybkie pokonywanie zakrętów. Dosyć szybko dotarłem do ronda gdzie skręciłem w lewo na Istebną. Po minięciu krótkiego zwężenia złapałem rytm który utrzymałem aż do samej przełęczy. Luźna jazda nie sprawiała problemów a nagrodą był dłuższy postój w bufecie. Udało się skorzystać pomimo zamkniętego dla gości lokalu i trochę odpocząć. Po postoju jechało się odrobine lepiej i było to widać na ostatnim podjeździe dnia. Na szczycie nawet się nie zatrzymywałem i zacząłem kolejny dobry zjazd. Znowu starałem się skupić na technice i pod tym względem nie mam zastrzeżeń. Musze nauczyć się dokręcać na prostych i kolejny progres na zjazdach powinien stać się faktem. Zjazd przez dziurawy i zatłoczony Szczyrk nie należał do przyjemnych a dalej tez nie było lepiej. Przejazd przez Bielsko odpuściłem. Wolnym i spokojnym tempem dojechałem do domu. Kolejne podjazdy zaliczone, zjazdy bardzo dobre i miło spędzony czas bez żadnych konkretnych założeń treningowych.
Informacje o podjazdach:
Mamut Tour 2019
Sobota, 25 maja 2019 Kategoria Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Wyścig, Zawody 2019, avg>30km\h
Km: | 143.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:20 | km/h: | 33.00 |
Pr. maks.: | 75.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 196196 (100%) | HRavg | 159( 81%) |
Kalorie: | 2298kcal | Podjazdy: | 2050m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Długo czekałem na ten start. Wyścig o którym myślałem już dwa lata temu był idealną okazją do sprawdzenia swojej aktualnej formy. Do końca nie wiedziałem czy uda się wystartować a w dodatku przez kilka dni walczyłem z przeziębieniem którego do końca nie zdołałem wyleczyć. Mając do wyboru trzy dystanse wybrałem ten średni z wysokim poziomem i dużą liczbą uczestników. Będąc na miejscu zaskoczyła mnie baza w której zlokalizowane było miasteczko zawodów, teren dosyć spory, dużo miejsc parkingowych, dostęp do kilku toalet, pryszniców, bufetów. Trasa wyścigu zaczynała się i kończyła około 200 metrowym odcinkiem kostki brukowej. Załatwienie formalności w biurze było chwilą, każdy wiedział w której kolejce się ustawić i dlatego wszystko szło szybko i sprawnie. Na starcie wszystkich dystansów oraz maratonu MTB i wyścigów dla poszczególnych kategorii młodych kolarzy zebrało się około 800 osób. Organizacyjnie było to załatwione perfekcyjnie. Na początek startował dystans C ( 80 km ) później łączony A ( 220 km ) i B ( 143 km ) a następnie MTB i Gravel. Dopiero po wystartowani u głównych wyścigów do boju ruszyli młodzi miłośnicy kolarstwa. Z pierwszego pozoru wydawało mi się, że dystanse A i B powinny startować przed dystansem C ale rozwidlenie dróg na trasie było w takim miejscu, że wyprzedzenie słabszych zawodników z wyścigu startującego wcześniej w przyjętym układzie startów było bezkolizyjne.
Przed startem przygotowałem odpowiednią ilość jedzenia oraz dwa bidony picia. Pojechałem na rozgrzewkę i nie zdążyłem z niej wrócić a już startował pierwszy dystans. Już po starcie się podzielił na kilka grup a tempo nie było jakoś ekstremalnie wysokie. Gdy dojechałem już na start to sektor już był pełny i podobnie jak około 80 osób musiałem stanąć w drugiej części. Gdy ruszyliśmy to od razu tempo było wysokie, chyba za wysokie jak dla mnie. Męczyłem się strasznie i musiałem być maksymalnie skupiony bo w ponad 200 osobowym peletonie o kraksę nie było trudno. Udało się przedostać kilka pozycji do przodu ale na większy zysk nie było co liczyć. Skupiłem się na utrzymaniu pozycji w peletonie, runda nie była zamknięta i co jakiś czas pojawiały się samochody co powodowało tzw. Efekt sprężyny. Nawierzchnia nie była najlepsza a po około 10 kilometrach pojawiła się kostka brukowa. Dłuższego i trudniejszego podjazdu nie było widać i tak było jeszcze przez wiele kilometrów. Po około 15 kilometrów pojawił się lekki zjazd i tam miałem delikatne problemy i zostałem za peletonem. Zebrało się nas kilka osób i udało się dogonić główną grupę. Na około 20 kilometrach popuściła śruba od mocowania licznika, wypadła gumowa uszczelka która zabezpieczała uchwyt przed przesunięciem się i uchwyt był całkiem luźny. Przesunąłem go w prawo na nieco grubszą cześć kierownicy ale przeszkodą były linki i przy całkiem równej drodze może zdałoby to egzamin ale na tej trasie ciężko było o super nawierzchnie i nie ryzykowałem takiego rozwiązania. Chcąc czy nie chcąc licznik wylądował w kieszeni i to było już dla mnie poważne utrudnienie. Jestem przyzwyczajony do jazdy z czujnikami i nie bardzo byłem pewny jazdy „na oko”. Największym problemem jaki się pojawił było mierzenie czasu w którym miałem przyjmować kolejne dawki energii. Przestałem się tym przejmować i znowu skupiłem się na trzymaniu w grupie. Peleton dzielił się i łączył wiele razy, powoli przesuwałem się do przodu ale czub był za daleko. Gdy pojawił się fajny fragment a stawka była przerzedzona na tyle, że swobodnie mogłem przeskoczyć kilkanaście miejsc do przodu to wydarzyła się kraksa i przede mną pojawili się zawodnicy którzy chcieli ją minąć. Ucierpiało 4 zawodników a kilkunastu musiało się zatrzymać. Pojawiła się dziura którą zacząłem spawać, na szczęście droga prowadziła lekko w górę i miałem łatwiej. Udało się doskoczyć i dociągnąć za sobą kilku zawodników a kilkunastu kolejnych miało problemy. Do pierwszego dłuższego podjazdu coraz mniej czasu a peleton znowu się podzielił na kilka grupek. Byłem w trzeciej z nich, różnice były małe i szybko znowu się połączyliśmy. Nie wiem co działo się z przodu ale wiedziałem, że na tym pierwszym odcinku trasy straciłem sporo sił. Przed podjazdem byłem w peletonie który zaczął się dzielić na podjeździe. Z przodu szło mocne tempo a moja jazda pozwoliła coś nadrobić i na szczycie znaleźć się za drugą grupą. Zjazd był bardzo niepewny, momentami mokro, żwir i wyrwy. Gdy nachylenie spadło to przeleciała koło mnie kilkuosobowa grupa i nie miałem szans na reakcję. Nie lubię takich zjazdów gdy nachylenie nie przekracza 3 %. Po zjeździe i skręcie w prawo dogoniła mnie dosyć duża grupa zawodników i udało się do niej załapać. Na początku nie pracowałem a później dałem dwie bardzo mocne zmiany co zaowocowało dogonieniem najpierw jednej a później drugiej dużej grupy. Nie wiem kiedy minęliśmy bufet a w bidonach picia ubywało. Przez brak ciągłego podglądu na licznik nie jadłem regularnie. Jechało się bardzo dobrze, wiedziałem, że znalazłem się w właściwym towarzystwie. Mając już pewne doświadczenia z krajowych wyścigów nie pchałem się na czoło a jazda w peletonie nie sprawiała mi tak dużych problemów jak jeszcze rok temu. Dobrą dla mnie sytuacją był fakt, że w grupie było po kilku zawodników z tych samych grup i to właśnie oni głównie nadawali tempo. W połowie trasy pojawił się krótki ale ciekawy podjazd na którym grupa się podzieliła, kilku zawodników odpadło, ja czułem, że nie jadę na maksa a i tak wjechałem z przodu. Początek zjazdu nie wyglądał dobrze a druga część już dużo lepiej i dzięki temu nie puściłem grupy. Za późno zjadłem żela i w dalszej części wyścigu za to zapłaciłem. Do następnego podjazdu nie działo się nic ciekawego, tempo nie tak wysokie jak na początku wyścigu i dlatego nie musiałem skupiać się na utrzymaniu koła grupy. Przed podjazdem kilku zawodników się zatrzymało, nastąpiło rozluźnienie i wykorzystałem ten fakt do przesunięcia się do przodu. Przegapiłem moment podkręcenia tempa i kilku zawodników odjechało. Ja jechałem swoje i na szczycie stawka była dosyć rozciągnięta. Na zjeździe nieco zaryzykowałem ale przed jednym z zakrętów się zawahałem i wytraciłem zbyt dużo prędkości. Przed ostatnim, najdłuższym podjazdem dojechało do mnie kilku zawodników. Dwóch zawodników przy dużej prędkości się zderzyło, bardzo nieciekawie to wyglądało ale nie było czasu aby się zatrzymać. Wcześniej zdążyłem skonsumować kolejnego żela i myślałem, że starczy energii na cały podjazd. Na początku pojawiło się dosyć duże nachylenie i zaczynałem zbliżać się do osób które były z przodu. Gdy skończył się teren zabudowany i krótki odcinek w lesie to wyjechało się na otwartą polane i pojawiała się ściana do nieba. Bardzo ciekawy widok, kilkadziesiąt różnych koszulek na tle nieba i trawy wyglądało bardzo ładnie. Jechałem cały czas dosyć dobrym tempem. Wyprzedzałem kolejnych zawodników i przed wypłaszczeniem dojechałem do zawodników którzy mi odjechali na poprzednim podjeździe. Do początku zjazdu prowadził jeszcze odcinek z bardzo zmiennym nachyleniem. W tym momencie dopadł mnie spory kryzys z którym później długo walczyłem. Zaczynałem tracić kontakt z nimi a z tyłu nie było nikogo. Jeden z zawodników minął mnie na początku zjazdu, kolejny kawałek dalej i dopiero gdy trzeci mnie minął to udało mi się złapać koło. Zjechałem dosyć dobrze ale jazda bez grupy w względnie łatwym terenie nie miała większego sensu. Szybko dojechała do mnie mała grupa i w sumie było nas około 10 osób. Kryzys nie chciał mnie opuścić ale walczyłem dzielnie i zawziąłem się na tyle aby w dobrze współpracującej grupie dojechać do bufetu. W tej grupce wszyscy pracowali i o to chodziło. Niestety na bufecie musiałem się zatrzymać. W bidonach było już zupełnie pusto, jedzenia na styk. Zatrzymało się nas kilku a reszta pojechała. Postój był szybki i sprawny, napełnienie dwóch bidonów i zabranie banana zajęło mi około 40 sekund. W oddali było widać dwie grupy, samotnie ciężko było dogonić. Zaczynałem tracić motywację i włączyłem tryb ekonomiczny. Dojechał do mnie zawodnik który jechał na 220 kilometrów. Nie miałem ambicji aby za wszelką cenę jechać jego tempem i po kilku minutach odpuściłem. Minąłem rozwidlenie dróg skąd do mety pozostało 21 kilometrów. Samotnie walczyłem z trasą, z tyłu nie było widać nikogo. Dopiero po kilku kilometrach jazdy równym tempem dojechało do mnie trzech zawodników, chwile z nimi jechałem a później zostałem z jednym z zawodników i już we dwóch do mety. Najpierw po równych zjazdach a później gdy widziałem, że kolega nie daje rady wychodzić na zmian to popuściłem lekko i w równym tempie dojechaliśmy do kostki brukowej prowadzącej do mety. Nie byłbym sobą gdybym nie próbował zafiniszować. Ruszyłem mocno i bez problemu byłem w stanie wygenerować ponad 700 Wat. Nie byłem przesadnie zmęczony, ostatnie 30 kilometrów po bufecie mogłem pojechać mocniej, lepiej i wtedy pewnie bardziej czułbym nogi.
Z przebiegu wyścigu jestem zadowolony. Do zwycięzcy straciłem około 25 minut, do zawodników z którymi się trzymałem przez większą część wyścigu około 10 minut. Pojechałem dobrze, na miarę obecnych możliwości. Taktyka jaką obrałem była dobra, siły wyższe spowodowały, że mój wynik był nieco gorszy. Sprzęt przygotowałem perfekcyjne, poza uchwytem do licznika nic nie zawiodło. Koła spisały się dobrze, przetrwały tą trasę a w najbliższym okresie wysyłam je na serwis w celu sprawdzenia naciągu szprych i stanu bębenka. Najbardziej żałuję, że nie miałem stałego podglądu na licznik. Mając dostęp do danych a w szczególności do czasu byłbym w stanie dokładnie rozplanować siły, wiedzieć kiedy mam jeść i może tego kryzysu by nie było. Przegapiłem pierwszy bufet a na drugim nie było już bidonów do zabrania i musiałem się zatrzymać. Wiele zawodników miało przewagę w postaci własnych bufetów i samochodów technicznych co było dozwolone.
Organizacja tego wyścigu stała na bardzo wysokim poziomie, wszystkie szczegóły dopięte na ostatni guzik. Super zabezpieczona trasa pomimo faktu, że wyścig odbywał się w otwartym ruchu a zabezpieczone były wszystkie skrzyżowania. W Polsce nieraz po przejechaniu czołówki znikają także osoby zabezpieczające trasę a na tym wyścigu służby stały jeszcze długo po przejechaniu czołówki. Przed czołowymi zawodnikami jechał radiowóz policyjny a dalsze grupy były pilnowane przez motocykl. Jeden z nich filmował cały wyścig, dzięki dobrej jeździe w pierwszej części wyścigu dosyć często byłem filmowany. Bufety dobrze zaopatrzone, szybka obsługa, na podobnym poziomie co w Polsce. Poziom zawodów bardzo wysoki, czołowi zawodnicy w Polsce mieli problem z utrzymaniem czołowej grupy a liczba zawodników w poszczególnych kategoriach i prezentującej wysoki poziom jest bardzo duża. O przynależności do poszczególnych grup decydowały detale. Jedynym elementem który mógł wyglądać lepiej to drogi, sporo nierównych, wąskich dróg z niezbyt dobrą nawierzchnią. Bogate pakiety startowe, atrakcyjne nagrody i wiele innych decydują, że wyścig ten doczekał się już fajnego jubileuszu – 25 lat. W Polsce na palcach jednej ręki można policzyć takie wyścigi.
Wszystkie osoby które narzekają na wysoki poziom kolarstwa amatorskiego w Polsce polecam ten wyścig jako porównanie. Zawodnicy którzy w Polsce nie mają konkurencji tutaj ją znajdą. Ciekawostką dotyczącą tego wyścigu jest fakt, że w poprzednich latach na starcie pojawiali się zawodnicy którzy mają w swoim CV także starty w wyścigach World Tour i niekoniecznie wygrywali ten wyścig.
Wracając do celu w jakim pojechałem do Czech mogę stwierdzić, że w mniejszym lub większym stopniu zrealizowałem wszystkie zadania. Najważniejszym celem było sprawdzenie swojej aktualnej formy. Profil trasy i tempo w pierwszej części spowodowały weryfikacje założeń, na początku straciłem sporo sił i na podjazdach nie pokazałem rzeczywistych możliwości. Dobrze czułem się w peletonie, byłem w stanie trzymać się wyżej niż na samym ogonie a gdyby tempo było lżejsze to być może byłoby jeszcze lepiej. Dużo lepiej zjeżdżam, już nie tracę tyle sił na doganianie grupy po zjazdach. Brak podglądu na licznik spowodował, że nie rozłożyłem dobrze sił, nie jadłem regularnie i doprowadziłem do niepotrzebnego kryzysu który sprawił, że w drugiej części wyścigu nie szło mi już tak dobrze. Pewien wpływ miało także przeziębienie z którym walczyłem w ostatnich dniach, zwykle taki stan odbierał mi znaczne pokłady energii a tym razem osłabienie nie było tak widoczne. Moja forma na tym etapie sezonu jest dobra. Lepiej czuję się w dużej grupie a zjazdy wyglądają dużo lepiej. Wiem nad czym mam pracować aby poprawić swoją dyspozycję wyścigową.
Przed startem przygotowałem odpowiednią ilość jedzenia oraz dwa bidony picia. Pojechałem na rozgrzewkę i nie zdążyłem z niej wrócić a już startował pierwszy dystans. Już po starcie się podzielił na kilka grup a tempo nie było jakoś ekstremalnie wysokie. Gdy dojechałem już na start to sektor już był pełny i podobnie jak około 80 osób musiałem stanąć w drugiej części. Gdy ruszyliśmy to od razu tempo było wysokie, chyba za wysokie jak dla mnie. Męczyłem się strasznie i musiałem być maksymalnie skupiony bo w ponad 200 osobowym peletonie o kraksę nie było trudno. Udało się przedostać kilka pozycji do przodu ale na większy zysk nie było co liczyć. Skupiłem się na utrzymaniu pozycji w peletonie, runda nie była zamknięta i co jakiś czas pojawiały się samochody co powodowało tzw. Efekt sprężyny. Nawierzchnia nie była najlepsza a po około 10 kilometrach pojawiła się kostka brukowa. Dłuższego i trudniejszego podjazdu nie było widać i tak było jeszcze przez wiele kilometrów. Po około 15 kilometrów pojawił się lekki zjazd i tam miałem delikatne problemy i zostałem za peletonem. Zebrało się nas kilka osób i udało się dogonić główną grupę. Na około 20 kilometrach popuściła śruba od mocowania licznika, wypadła gumowa uszczelka która zabezpieczała uchwyt przed przesunięciem się i uchwyt był całkiem luźny. Przesunąłem go w prawo na nieco grubszą cześć kierownicy ale przeszkodą były linki i przy całkiem równej drodze może zdałoby to egzamin ale na tej trasie ciężko było o super nawierzchnie i nie ryzykowałem takiego rozwiązania. Chcąc czy nie chcąc licznik wylądował w kieszeni i to było już dla mnie poważne utrudnienie. Jestem przyzwyczajony do jazdy z czujnikami i nie bardzo byłem pewny jazdy „na oko”. Największym problemem jaki się pojawił było mierzenie czasu w którym miałem przyjmować kolejne dawki energii. Przestałem się tym przejmować i znowu skupiłem się na trzymaniu w grupie. Peleton dzielił się i łączył wiele razy, powoli przesuwałem się do przodu ale czub był za daleko. Gdy pojawił się fajny fragment a stawka była przerzedzona na tyle, że swobodnie mogłem przeskoczyć kilkanaście miejsc do przodu to wydarzyła się kraksa i przede mną pojawili się zawodnicy którzy chcieli ją minąć. Ucierpiało 4 zawodników a kilkunastu musiało się zatrzymać. Pojawiła się dziura którą zacząłem spawać, na szczęście droga prowadziła lekko w górę i miałem łatwiej. Udało się doskoczyć i dociągnąć za sobą kilku zawodników a kilkunastu kolejnych miało problemy. Do pierwszego dłuższego podjazdu coraz mniej czasu a peleton znowu się podzielił na kilka grupek. Byłem w trzeciej z nich, różnice były małe i szybko znowu się połączyliśmy. Nie wiem co działo się z przodu ale wiedziałem, że na tym pierwszym odcinku trasy straciłem sporo sił. Przed podjazdem byłem w peletonie który zaczął się dzielić na podjeździe. Z przodu szło mocne tempo a moja jazda pozwoliła coś nadrobić i na szczycie znaleźć się za drugą grupą. Zjazd był bardzo niepewny, momentami mokro, żwir i wyrwy. Gdy nachylenie spadło to przeleciała koło mnie kilkuosobowa grupa i nie miałem szans na reakcję. Nie lubię takich zjazdów gdy nachylenie nie przekracza 3 %. Po zjeździe i skręcie w prawo dogoniła mnie dosyć duża grupa zawodników i udało się do niej załapać. Na początku nie pracowałem a później dałem dwie bardzo mocne zmiany co zaowocowało dogonieniem najpierw jednej a później drugiej dużej grupy. Nie wiem kiedy minęliśmy bufet a w bidonach picia ubywało. Przez brak ciągłego podglądu na licznik nie jadłem regularnie. Jechało się bardzo dobrze, wiedziałem, że znalazłem się w właściwym towarzystwie. Mając już pewne doświadczenia z krajowych wyścigów nie pchałem się na czoło a jazda w peletonie nie sprawiała mi tak dużych problemów jak jeszcze rok temu. Dobrą dla mnie sytuacją był fakt, że w grupie było po kilku zawodników z tych samych grup i to właśnie oni głównie nadawali tempo. W połowie trasy pojawił się krótki ale ciekawy podjazd na którym grupa się podzieliła, kilku zawodników odpadło, ja czułem, że nie jadę na maksa a i tak wjechałem z przodu. Początek zjazdu nie wyglądał dobrze a druga część już dużo lepiej i dzięki temu nie puściłem grupy. Za późno zjadłem żela i w dalszej części wyścigu za to zapłaciłem. Do następnego podjazdu nie działo się nic ciekawego, tempo nie tak wysokie jak na początku wyścigu i dlatego nie musiałem skupiać się na utrzymaniu koła grupy. Przed podjazdem kilku zawodników się zatrzymało, nastąpiło rozluźnienie i wykorzystałem ten fakt do przesunięcia się do przodu. Przegapiłem moment podkręcenia tempa i kilku zawodników odjechało. Ja jechałem swoje i na szczycie stawka była dosyć rozciągnięta. Na zjeździe nieco zaryzykowałem ale przed jednym z zakrętów się zawahałem i wytraciłem zbyt dużo prędkości. Przed ostatnim, najdłuższym podjazdem dojechało do mnie kilku zawodników. Dwóch zawodników przy dużej prędkości się zderzyło, bardzo nieciekawie to wyglądało ale nie było czasu aby się zatrzymać. Wcześniej zdążyłem skonsumować kolejnego żela i myślałem, że starczy energii na cały podjazd. Na początku pojawiło się dosyć duże nachylenie i zaczynałem zbliżać się do osób które były z przodu. Gdy skończył się teren zabudowany i krótki odcinek w lesie to wyjechało się na otwartą polane i pojawiała się ściana do nieba. Bardzo ciekawy widok, kilkadziesiąt różnych koszulek na tle nieba i trawy wyglądało bardzo ładnie. Jechałem cały czas dosyć dobrym tempem. Wyprzedzałem kolejnych zawodników i przed wypłaszczeniem dojechałem do zawodników którzy mi odjechali na poprzednim podjeździe. Do początku zjazdu prowadził jeszcze odcinek z bardzo zmiennym nachyleniem. W tym momencie dopadł mnie spory kryzys z którym później długo walczyłem. Zaczynałem tracić kontakt z nimi a z tyłu nie było nikogo. Jeden z zawodników minął mnie na początku zjazdu, kolejny kawałek dalej i dopiero gdy trzeci mnie minął to udało mi się złapać koło. Zjechałem dosyć dobrze ale jazda bez grupy w względnie łatwym terenie nie miała większego sensu. Szybko dojechała do mnie mała grupa i w sumie było nas około 10 osób. Kryzys nie chciał mnie opuścić ale walczyłem dzielnie i zawziąłem się na tyle aby w dobrze współpracującej grupie dojechać do bufetu. W tej grupce wszyscy pracowali i o to chodziło. Niestety na bufecie musiałem się zatrzymać. W bidonach było już zupełnie pusto, jedzenia na styk. Zatrzymało się nas kilku a reszta pojechała. Postój był szybki i sprawny, napełnienie dwóch bidonów i zabranie banana zajęło mi około 40 sekund. W oddali było widać dwie grupy, samotnie ciężko było dogonić. Zaczynałem tracić motywację i włączyłem tryb ekonomiczny. Dojechał do mnie zawodnik który jechał na 220 kilometrów. Nie miałem ambicji aby za wszelką cenę jechać jego tempem i po kilku minutach odpuściłem. Minąłem rozwidlenie dróg skąd do mety pozostało 21 kilometrów. Samotnie walczyłem z trasą, z tyłu nie było widać nikogo. Dopiero po kilku kilometrach jazdy równym tempem dojechało do mnie trzech zawodników, chwile z nimi jechałem a później zostałem z jednym z zawodników i już we dwóch do mety. Najpierw po równych zjazdach a później gdy widziałem, że kolega nie daje rady wychodzić na zmian to popuściłem lekko i w równym tempie dojechaliśmy do kostki brukowej prowadzącej do mety. Nie byłbym sobą gdybym nie próbował zafiniszować. Ruszyłem mocno i bez problemu byłem w stanie wygenerować ponad 700 Wat. Nie byłem przesadnie zmęczony, ostatnie 30 kilometrów po bufecie mogłem pojechać mocniej, lepiej i wtedy pewnie bardziej czułbym nogi.
Z przebiegu wyścigu jestem zadowolony. Do zwycięzcy straciłem około 25 minut, do zawodników z którymi się trzymałem przez większą część wyścigu około 10 minut. Pojechałem dobrze, na miarę obecnych możliwości. Taktyka jaką obrałem była dobra, siły wyższe spowodowały, że mój wynik był nieco gorszy. Sprzęt przygotowałem perfekcyjne, poza uchwytem do licznika nic nie zawiodło. Koła spisały się dobrze, przetrwały tą trasę a w najbliższym okresie wysyłam je na serwis w celu sprawdzenia naciągu szprych i stanu bębenka. Najbardziej żałuję, że nie miałem stałego podglądu na licznik. Mając dostęp do danych a w szczególności do czasu byłbym w stanie dokładnie rozplanować siły, wiedzieć kiedy mam jeść i może tego kryzysu by nie było. Przegapiłem pierwszy bufet a na drugim nie było już bidonów do zabrania i musiałem się zatrzymać. Wiele zawodników miało przewagę w postaci własnych bufetów i samochodów technicznych co było dozwolone.
Organizacja tego wyścigu stała na bardzo wysokim poziomie, wszystkie szczegóły dopięte na ostatni guzik. Super zabezpieczona trasa pomimo faktu, że wyścig odbywał się w otwartym ruchu a zabezpieczone były wszystkie skrzyżowania. W Polsce nieraz po przejechaniu czołówki znikają także osoby zabezpieczające trasę a na tym wyścigu służby stały jeszcze długo po przejechaniu czołówki. Przed czołowymi zawodnikami jechał radiowóz policyjny a dalsze grupy były pilnowane przez motocykl. Jeden z nich filmował cały wyścig, dzięki dobrej jeździe w pierwszej części wyścigu dosyć często byłem filmowany. Bufety dobrze zaopatrzone, szybka obsługa, na podobnym poziomie co w Polsce. Poziom zawodów bardzo wysoki, czołowi zawodnicy w Polsce mieli problem z utrzymaniem czołowej grupy a liczba zawodników w poszczególnych kategoriach i prezentującej wysoki poziom jest bardzo duża. O przynależności do poszczególnych grup decydowały detale. Jedynym elementem który mógł wyglądać lepiej to drogi, sporo nierównych, wąskich dróg z niezbyt dobrą nawierzchnią. Bogate pakiety startowe, atrakcyjne nagrody i wiele innych decydują, że wyścig ten doczekał się już fajnego jubileuszu – 25 lat. W Polsce na palcach jednej ręki można policzyć takie wyścigi.
Wszystkie osoby które narzekają na wysoki poziom kolarstwa amatorskiego w Polsce polecam ten wyścig jako porównanie. Zawodnicy którzy w Polsce nie mają konkurencji tutaj ją znajdą. Ciekawostką dotyczącą tego wyścigu jest fakt, że w poprzednich latach na starcie pojawiali się zawodnicy którzy mają w swoim CV także starty w wyścigach World Tour i niekoniecznie wygrywali ten wyścig.
Wracając do celu w jakim pojechałem do Czech mogę stwierdzić, że w mniejszym lub większym stopniu zrealizowałem wszystkie zadania. Najważniejszym celem było sprawdzenie swojej aktualnej formy. Profil trasy i tempo w pierwszej części spowodowały weryfikacje założeń, na początku straciłem sporo sił i na podjazdach nie pokazałem rzeczywistych możliwości. Dobrze czułem się w peletonie, byłem w stanie trzymać się wyżej niż na samym ogonie a gdyby tempo było lżejsze to być może byłoby jeszcze lepiej. Dużo lepiej zjeżdżam, już nie tracę tyle sił na doganianie grupy po zjazdach. Brak podglądu na licznik spowodował, że nie rozłożyłem dobrze sił, nie jadłem regularnie i doprowadziłem do niepotrzebnego kryzysu który sprawił, że w drugiej części wyścigu nie szło mi już tak dobrze. Pewien wpływ miało także przeziębienie z którym walczyłem w ostatnich dniach, zwykle taki stan odbierał mi znaczne pokłady energii a tym razem osłabienie nie było tak widoczne. Moja forma na tym etapie sezonu jest dobra. Lepiej czuję się w dużej grupie a zjazdy wyglądają dużo lepiej. Wiem nad czym mam pracować aby poprawić swoją dyspozycję wyścigową.
Rozgrzewka i rozjazd
Sobota, 25 maja 2019 Kategoria Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 8.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:20 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 169169 ( 86%) | HRavg | 130( 66%) |
Kalorie: | 211kcal | Podjazdy: | 20m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trening 48
Wtorek, 21 maja 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 54.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:42 | km/h: | 31.76 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przez ostatnie ciągłe zmiany pogody złapałem jakieś przeziębienie które pojawiło się zaraz po weekendzie. Po całkowicie wolnym poniedziałku postanowiłem zrobić spokojną rundkę. Z katarem i kaszlem nie był to najlepszy pomysł a kolejna okazja do jazdy na zewnątrz może pojawić się dopiero w weekend. Po sobotnich problemach z kołami nie zdążyłem jeszcze się im dokładnie przyjrzeć i nie miałem innego wyjścia jak jazda na wyścigowych stożkach z szytkami.
Wyjechałem około 16 na dobrze znaną mi trasę do Ustronia i s powrotem. Wybór kierunku jazdy był uwarunkowany od pogody. Niebo na południowym zachodzie było najjaśniejsze a dookoła ciemne chmury. Początkowo myślałem o pętli przez Przegibek i Zarzecze, później po głowie chodził objazd Goczałkowic a ostatecznie wybrałem trasę która pod względem trudności znajduje się pomiędzy dwoma wyżej wymienionymi. Zachodni wiatr nie pozwalał na szybką jazdę, przed Skoczowem dwa razy zaczęło kropić ale nie przerodziło się to w większy deszcz. Na jednym ze zjazdów coś przykleiło mi się do szytki i tarło o ramę, zatrzymałem się, pozbyłem się problemu, sprawdziłem dokładnie oba koła i ruszyłem dalej. Pomimo lekkiego osłabienia i ciągłego sięgania do kieszonki po chusteczki jechało się nieźle. Po skręcie w lewo na Ustroń walczyłem z bocznym wiatrem który nieznacznie zmieniał kierunek i w efekcie jazda nie była zbyt równa. W całkiem dobrym czasie dojechałem do nawrotu i tym samym teoretycznie trudniejszą cześć trasy miałem za sobą. Szybko zorientowałem się, że nie będzie tak łatwo jak myślałem. Wiatr wiał bardziej z północy i miał wpływ na jazdę. Trzymałem równą moc, noga podawała i dosyć szybko przejechałem przez Ustroń i dotarłem do Skoczowa. Szybką jazdę kontynuowałem do podjazdu na którym zwolniłem aby jechać w 3 strefie. Pagórkowaty odcinek do Jaworza poszedł bardzo dobrze i po dojechaniu do ronda wjechałem w korek. Myślałem, że za chwile się to rozładuje i będę mógł jeszcze kawałek jechać fajnym tempem. Gdy zorientowałem się, że nic z tego to zwolniłem a gdy zobaczyłem spory sznur podjazdów za sobą to zjechałem na pobocze i puściłem wszystkich. Gdy zrobiło się luźniej to ruszyłem na ostatnie 2 kilometry w spokojniejszym już tempie. Do pojazdów tworzących korek dojechałem na rondzie przy wjeździe do Bielska. Znowu zaczęło kropić, do domu blisko i nie chciałem zmoknąć. Moment w którym musiałem się zatrzymać wykorzystałem na skasowanie licznika i już w bardzo wolnym tempie dojechałem do domu. Nie minęło ani 5 minut jak lunęło. Miałem idealne wyczucie czasu. Na trasie którą często jeździłem i notowałem czasy poprawiłem najlepszy wynik o ponad 5 minut. Zwykle traciłem 2-3 minuty na skrzyżowaniach a tym razem odliczyć mógłbym zaledwie 30 sekund co i tak daje najlepszy czas. Na ten fakt złożył się dobrze przygotowany sprzęt, warunki na trasie oraz dyspozycja dnia. Był to także najszybszy przejazd w tym roku. Podobna dyspozycja w weekend bardzo by mnie ucieszyła.
Wyjechałem około 16 na dobrze znaną mi trasę do Ustronia i s powrotem. Wybór kierunku jazdy był uwarunkowany od pogody. Niebo na południowym zachodzie było najjaśniejsze a dookoła ciemne chmury. Początkowo myślałem o pętli przez Przegibek i Zarzecze, później po głowie chodził objazd Goczałkowic a ostatecznie wybrałem trasę która pod względem trudności znajduje się pomiędzy dwoma wyżej wymienionymi. Zachodni wiatr nie pozwalał na szybką jazdę, przed Skoczowem dwa razy zaczęło kropić ale nie przerodziło się to w większy deszcz. Na jednym ze zjazdów coś przykleiło mi się do szytki i tarło o ramę, zatrzymałem się, pozbyłem się problemu, sprawdziłem dokładnie oba koła i ruszyłem dalej. Pomimo lekkiego osłabienia i ciągłego sięgania do kieszonki po chusteczki jechało się nieźle. Po skręcie w lewo na Ustroń walczyłem z bocznym wiatrem który nieznacznie zmieniał kierunek i w efekcie jazda nie była zbyt równa. W całkiem dobrym czasie dojechałem do nawrotu i tym samym teoretycznie trudniejszą cześć trasy miałem za sobą. Szybko zorientowałem się, że nie będzie tak łatwo jak myślałem. Wiatr wiał bardziej z północy i miał wpływ na jazdę. Trzymałem równą moc, noga podawała i dosyć szybko przejechałem przez Ustroń i dotarłem do Skoczowa. Szybką jazdę kontynuowałem do podjazdu na którym zwolniłem aby jechać w 3 strefie. Pagórkowaty odcinek do Jaworza poszedł bardzo dobrze i po dojechaniu do ronda wjechałem w korek. Myślałem, że za chwile się to rozładuje i będę mógł jeszcze kawałek jechać fajnym tempem. Gdy zorientowałem się, że nic z tego to zwolniłem a gdy zobaczyłem spory sznur podjazdów za sobą to zjechałem na pobocze i puściłem wszystkich. Gdy zrobiło się luźniej to ruszyłem na ostatnie 2 kilometry w spokojniejszym już tempie. Do pojazdów tworzących korek dojechałem na rondzie przy wjeździe do Bielska. Znowu zaczęło kropić, do domu blisko i nie chciałem zmoknąć. Moment w którym musiałem się zatrzymać wykorzystałem na skasowanie licznika i już w bardzo wolnym tempie dojechałem do domu. Nie minęło ani 5 minut jak lunęło. Miałem idealne wyczucie czasu. Na trasie którą często jeździłem i notowałem czasy poprawiłem najlepszy wynik o ponad 5 minut. Zwykle traciłem 2-3 minuty na skrzyżowaniach a tym razem odliczyć mógłbym zaledwie 30 sekund co i tak daje najlepszy czas. Na ten fakt złożył się dobrze przygotowany sprzęt, warunki na trasie oraz dyspozycja dnia. Był to także najszybszy przejazd w tym roku. Podobna dyspozycja w weekend bardzo by mnie ucieszyła.
Trening 47
Niedziela, 19 maja 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 104.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:03 | km/h: | 25.68 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na koniec ciężkiego tygodnia zafundowałem sobie trening z podjazdami w roli głównej. Nie miałem czasu i za bardzo ochoty na wyścig a noga tego dnia była całkiem dobra. Dobrze się zregenerowałem, poświeciłem więcej czasu na regeneracje i sen.
Wyjechałem z domu i już było ciepło. Warunki bardzo dobre a ruch na drogach umiarkowany. Spokojnie przejechałem przez Bielsko i zacząłem podjazd na Przegibek. Po nocnych opadach droga była jeszcze mokra i znowu wybrudziłem świeżo wyczyszczony rower. Wjechałem spokojnym tempem i nie zatrzymywałem się na szczycie. Zjazd do Międzybrodzia był jeszcze bardziej mokry, początkowo jechałem wolno i dopiero w połowie leśnego odcinka zacząłem się bardziej przykładać i dużo szybciej pokonałem pozostałą część zjazdu. Pomimo wiatru wiejącego w twarz bardzo sprawnie dojechałem do Międzybrodzia. Następnie obrałem kierunek Porąbka i dawno nie odwiedzana Wielka Puszcza. W dolinie nie było widać zbyt dużo negatywnych skutków niedawnych deszczy a już kilka razy szkody jakie były wyrządzone przez zbyt dużą ilość wody wymuszały remont drogi prowadzącej w górę doliny. Drugi bardziej znaczący podjazd potraktowałem jako przepalenie nogi. Zacząłem dosyć spokojnie a ostatnie 400 metrów pokonałem bardzo mocnym tempem. Nie byłem w stanie dać z siebie więcej a poprawiony czas o prawie 20 sekund ucieszył mnie bardzo. Zjazd odpuściłem i myślami byłem już przy kolejnej wspinaczce, na Kocierz. Ostatni raz jechałem ten podjazd ponad półtora roku temu i już zapomniałem, że w drugiej części nachylenie dochodzi do 10 % i trzyma cały czas. Zacząłem spokojnie a gdy zrobiło się stromiej to nieco podkręciłem tempo. Jazda na pograniczu 3 i 4 strefy była bardzo przyjemna i komfortowa. Na podjeździe zdołałem wyprzedzić kilka osób i z podjazdu byłem zadowolony. W ramach bonusu wjechałem jeszcze krótki odcinek w kierunku hotelu i zatrzymałem się na moment. Na zjeździe trochę wiało, po minięciu skrzyżowania z ulicą Widokową rozkręciłem się i zacząłem szybciej zjeżdżać. Zjazd wyglądał bardzo dobrze pomimo faktu, że trzykrotnie musiałem hamować z powodu samochodów i wolniej jadących kolarzy. Po zjeździe kolejna niespodzianka, ruch wahadłowy na odcinku 150 metrów. Swoje musiałem odczekać i przy okazji trochę odpocząłem. Przed kolejnym podjazdem czekał na mnie pagórkowaty odcinek wzdłuż jeziora Żywieckiego. Po drodze spotkałem dwóch ambitnie walczących z trasą uczestników maratonu Tour de Silesia. Następnie wyprzedziłem kolarza na rowerze elektrycznym. Zrobiłem kilkadziesiąt metrów przewagi którą zacząłem tracić, później straciłem go z oczu i bez większych problemów dojechałem do Tresnej. Zjazd po kostce nie był taki zły jak się spodziewałem a później aby nie było tak łatwo to skręciłem w boczną uliczkę. Nazwa Widokowa w tej okolicy nie mówi nic dobrego, przywitała mnie 20 % nachyleniem a później było trochę łatwiej. Podjazd nie był długi, nie zarzynałem się a i tak w dobrym tempie wjechałem na górę, na zjeździe musiałem hamować i niewiele szybciej jechałem w dół niż wcześniej w górę. Dotarłem do początku najdłuższego podjazdu i ruszyłem spokojnie w górę. Ostatnimi czasy ten na papierze łatwy podjazd sprawiał mi dużo problemów. Początek sobie odpuściłem i dopiero na pierwszej sekcji około 10 % nachylenia włożyłem trochę więcej mocy. Po przejechaniu parkingu przy dolnej stacji kolejki starałem się jechać równym tempem. Jak zwykle jazda była dosyć mecząca, zmienne nachylenie i ciągłe przeszkody nie pomagały w złapaniu jakiegoś sensownego rytmu. Powoli zbliżałem się do zjazdu. Ostatnie kilkaset metrów przed pierwszym wierzchołkiem prowadzi bardzo nierówną i dziurawą nawierzchnią, ominiecie wszystkich dziur było dużym wyzwaniem. Gdy dotarłem do zjazdu w niezłym czasie postanowiłem, że ostatnie 200 metrów pojadę bardzo mocno. Mocniej ruszyłem już około 500 metrów przed końcem podjazdu a ostatnie 200 metrów było już bardzo mocne, nie chciałem jechać na maksa i jakieś rezerwy jeszcze były. Po postoju na szczycie pełnym ludzi ruszyłem w dół. Po wdrapaniu się na krótki podjazd ruszyłem mocniej. Wiat i duża liczba pieszych nie pozwoliła na zbyt szybką jazdę i skupiłem się bardziej na technice. Wyszło całkiem nieźle i byłem zadowolony, że zjechałem w jednym kawałku. W sklepie zatankowałem bidony i ruszyłem w kierunku ostatniego tego dnia podjazdu na Przegibek. Czułem już w nogach poprzednie wspinaczki i długi dojazd do właściwego podjazdu potraktowałem ulgowo. Resztka sił pozwoliła na pokonanie podjazdu w strefach 3-4 w całkiem dobrym czasie. Na zjeździe znowu zaryzykowałem. Początek nie pozwalał na zbyt szybką jazdę a nie chciałem wkładać zbyt dużo sił. Pierwszą techniczną cześć zjazdu pokonałem bardzo efektywnie, technicznie i szybko, jeden z lepszych odcinków w dół w ostatnich 11 latach. Dalej nie było już tak dobrze, wiejący wiatr i samochody nie pozwalały na techniczne pokonywanie zakrętów przed którymi musiałem hamować. Mimo wszystko był to mój najszybszy zjazd tą drogą w ciągu ostatnich kilku lat. Przez Bielsko przejechałem bardzo interwałowym tempem z kilkoma mocnymi zaciągami. Wszystko to miało na celu zainkasowanie dodatkowych TSS których trochę brakowało. Ostatnie 10 minut to tradycyjny rozjazd. W domu pojawiłem się szybciej niż planowałem. Jeden z najlepszych treningów w tym roku zaliczony. Zadowolony jestem z dyspozycji na podjazdach a także zjazdów które poprawiłem i starty z tego powodu powinny być już mniejsze.
Informacje o podjazdach:
Dyspozycja na podjazdach jest coraz lepsza. Przyjemność wzrasta z każdym tygodniem a za tym idą coraz lepsze czasy które zbliżają się coraz bardziej do rekordów. Mocny zaciąg na krótkim ale stromym podjeździe pod Beskidek Targanicki pozwolił na wyśrubowanie rekordu. Tempo na pozostałych było niższe, na razie nie planuje jakiś ataków na rekordy. Dalej będę robił różne ćwiczenia na podjazdach i jeżeli wpadnie rekord to będzie to tylko następstwo treningu a nie walka o jak najlepszy czas.
Wyjechałem z domu i już było ciepło. Warunki bardzo dobre a ruch na drogach umiarkowany. Spokojnie przejechałem przez Bielsko i zacząłem podjazd na Przegibek. Po nocnych opadach droga była jeszcze mokra i znowu wybrudziłem świeżo wyczyszczony rower. Wjechałem spokojnym tempem i nie zatrzymywałem się na szczycie. Zjazd do Międzybrodzia był jeszcze bardziej mokry, początkowo jechałem wolno i dopiero w połowie leśnego odcinka zacząłem się bardziej przykładać i dużo szybciej pokonałem pozostałą część zjazdu. Pomimo wiatru wiejącego w twarz bardzo sprawnie dojechałem do Międzybrodzia. Następnie obrałem kierunek Porąbka i dawno nie odwiedzana Wielka Puszcza. W dolinie nie było widać zbyt dużo negatywnych skutków niedawnych deszczy a już kilka razy szkody jakie były wyrządzone przez zbyt dużą ilość wody wymuszały remont drogi prowadzącej w górę doliny. Drugi bardziej znaczący podjazd potraktowałem jako przepalenie nogi. Zacząłem dosyć spokojnie a ostatnie 400 metrów pokonałem bardzo mocnym tempem. Nie byłem w stanie dać z siebie więcej a poprawiony czas o prawie 20 sekund ucieszył mnie bardzo. Zjazd odpuściłem i myślami byłem już przy kolejnej wspinaczce, na Kocierz. Ostatni raz jechałem ten podjazd ponad półtora roku temu i już zapomniałem, że w drugiej części nachylenie dochodzi do 10 % i trzyma cały czas. Zacząłem spokojnie a gdy zrobiło się stromiej to nieco podkręciłem tempo. Jazda na pograniczu 3 i 4 strefy była bardzo przyjemna i komfortowa. Na podjeździe zdołałem wyprzedzić kilka osób i z podjazdu byłem zadowolony. W ramach bonusu wjechałem jeszcze krótki odcinek w kierunku hotelu i zatrzymałem się na moment. Na zjeździe trochę wiało, po minięciu skrzyżowania z ulicą Widokową rozkręciłem się i zacząłem szybciej zjeżdżać. Zjazd wyglądał bardzo dobrze pomimo faktu, że trzykrotnie musiałem hamować z powodu samochodów i wolniej jadących kolarzy. Po zjeździe kolejna niespodzianka, ruch wahadłowy na odcinku 150 metrów. Swoje musiałem odczekać i przy okazji trochę odpocząłem. Przed kolejnym podjazdem czekał na mnie pagórkowaty odcinek wzdłuż jeziora Żywieckiego. Po drodze spotkałem dwóch ambitnie walczących z trasą uczestników maratonu Tour de Silesia. Następnie wyprzedziłem kolarza na rowerze elektrycznym. Zrobiłem kilkadziesiąt metrów przewagi którą zacząłem tracić, później straciłem go z oczu i bez większych problemów dojechałem do Tresnej. Zjazd po kostce nie był taki zły jak się spodziewałem a później aby nie było tak łatwo to skręciłem w boczną uliczkę. Nazwa Widokowa w tej okolicy nie mówi nic dobrego, przywitała mnie 20 % nachyleniem a później było trochę łatwiej. Podjazd nie był długi, nie zarzynałem się a i tak w dobrym tempie wjechałem na górę, na zjeździe musiałem hamować i niewiele szybciej jechałem w dół niż wcześniej w górę. Dotarłem do początku najdłuższego podjazdu i ruszyłem spokojnie w górę. Ostatnimi czasy ten na papierze łatwy podjazd sprawiał mi dużo problemów. Początek sobie odpuściłem i dopiero na pierwszej sekcji około 10 % nachylenia włożyłem trochę więcej mocy. Po przejechaniu parkingu przy dolnej stacji kolejki starałem się jechać równym tempem. Jak zwykle jazda była dosyć mecząca, zmienne nachylenie i ciągłe przeszkody nie pomagały w złapaniu jakiegoś sensownego rytmu. Powoli zbliżałem się do zjazdu. Ostatnie kilkaset metrów przed pierwszym wierzchołkiem prowadzi bardzo nierówną i dziurawą nawierzchnią, ominiecie wszystkich dziur było dużym wyzwaniem. Gdy dotarłem do zjazdu w niezłym czasie postanowiłem, że ostatnie 200 metrów pojadę bardzo mocno. Mocniej ruszyłem już około 500 metrów przed końcem podjazdu a ostatnie 200 metrów było już bardzo mocne, nie chciałem jechać na maksa i jakieś rezerwy jeszcze były. Po postoju na szczycie pełnym ludzi ruszyłem w dół. Po wdrapaniu się na krótki podjazd ruszyłem mocniej. Wiat i duża liczba pieszych nie pozwoliła na zbyt szybką jazdę i skupiłem się bardziej na technice. Wyszło całkiem nieźle i byłem zadowolony, że zjechałem w jednym kawałku. W sklepie zatankowałem bidony i ruszyłem w kierunku ostatniego tego dnia podjazdu na Przegibek. Czułem już w nogach poprzednie wspinaczki i długi dojazd do właściwego podjazdu potraktowałem ulgowo. Resztka sił pozwoliła na pokonanie podjazdu w strefach 3-4 w całkiem dobrym czasie. Na zjeździe znowu zaryzykowałem. Początek nie pozwalał na zbyt szybką jazdę a nie chciałem wkładać zbyt dużo sił. Pierwszą techniczną cześć zjazdu pokonałem bardzo efektywnie, technicznie i szybko, jeden z lepszych odcinków w dół w ostatnich 11 latach. Dalej nie było już tak dobrze, wiejący wiatr i samochody nie pozwalały na techniczne pokonywanie zakrętów przed którymi musiałem hamować. Mimo wszystko był to mój najszybszy zjazd tą drogą w ciągu ostatnich kilku lat. Przez Bielsko przejechałem bardzo interwałowym tempem z kilkoma mocnymi zaciągami. Wszystko to miało na celu zainkasowanie dodatkowych TSS których trochę brakowało. Ostatnie 10 minut to tradycyjny rozjazd. W domu pojawiłem się szybciej niż planowałem. Jeden z najlepszych treningów w tym roku zaliczony. Zadowolony jestem z dyspozycji na podjazdach a także zjazdów które poprawiłem i starty z tego powodu powinny być już mniejsze.
Informacje o podjazdach:
Dyspozycja na podjazdach jest coraz lepsza. Przyjemność wzrasta z każdym tygodniem a za tym idą coraz lepsze czasy które zbliżają się coraz bardziej do rekordów. Mocny zaciąg na krótkim ale stromym podjeździe pod Beskidek Targanicki pozwolił na wyśrubowanie rekordu. Tempo na pozostałych było niższe, na razie nie planuje jakiś ataków na rekordy. Dalej będę robił różne ćwiczenia na podjazdach i jeżeli wpadnie rekord to będzie to tylko następstwo treningu a nie walka o jak najlepszy czas.
Trening 46
Sobota, 18 maja 2019 Kategoria Trening 2019, Szosa, Samotnie, Cube 2019, 50-100
Km: | 92.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:52 | km/h: | 23.79 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 184184 ( 94%) | HRavg | 143( 73%) |
Kalorie: | 1867kcal | Podjazdy: | 2170m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Koniec tygodnia przyniósł poprawę pogody. Niestety wraz z tym zjawiskiem po raz kolejny przyplątała się do mnie jakaś infekcja. Katar i kaszel nie pozwalają na normalne funkcjonowanie organizmu a brak czasu spowodował, że musiałem po raz kolejny zrobić krótszy i intensywniejszy trening. Rano nie chciało mi się wstawać z łóżka, gdy już się zmotywowałem to nie miałem zbyt dużo czasu na normalne śniadanie. Zjadłem lekki posiłek i przygotowałem się do jazdy. Wyjechałem o 7:15 w zupełnie letnim stroju. Na wszelki wypadek spakowałem do kieszonki kurtkę aby na zjazdach nie było zimno. Już po kilku minutach luźnej jazdy było mi za ciepło w rękawkach a na termometrze zaledwie 14 stopni. Jechało się dosyć ciężko i przez miasto przejechałem spokojnie. Po wyjeździe z Bielska chciałem przepalić nogę i zbiegło się to z zupełnie niecodzienną sytuacją. Wyprzedzający mnie z impetem samochód po chwili zderzył się z sarną, części uszkodzonej przedniej części samochodu były wszędzie a kierowca zdołał się zatrzymać dopiero 500 metrów dalej. Udało się ominąć wszystkie przeszkody i mogłem jechać dalej. Nie jechało się dobrze a ruch był spory wiec gdy zaczęła się ścieżka rowerowa to od razu na nią wjechałem. Kawałek dalej pojawiło się zwężenie i kolejne roboty drogowe. Dojazd do kolejnych podjazdów jest utrudniony. Wjazd do Szczyrku bez problemów i przyszedł czas na pierwszy tego dnia podjazd. Zamierzałem jechać spokojnie i udało się to bez problemów. Dzięki temu pobiłem swój „rekord” na tym podjeździe. Nigdy tak wolno i spokojnie nie pokonałem tego odcinka. Po krótkim postoju rozpocząłem zjazd w kierunku Biły. Niestety było bardzo mokro i wyczyszczony rower już był cały zasyfiony. Dosyć wolno zjechałem i już wtedy wiedziałem, że dalej będzie ciężko. Jazda w kierunku Salmopola była mecząca, jechałem wolno a czułem się jakbym jechał co najmniej jedną strefę wyżej. Przed właściwym podjazdem zatrzymałem się za potrzebą i byłem świadkiem kolejnej nietypowej sytuacji. Kierowca ciężarówki próbował pokonać stromy podjazd jadąc tyłem. Dwie pierwsze próby były nieudane a na kolejne już nie czekałem. Mając w planie 15 minut jazdy na progu FTP musiałem podkręcić tempo jeszcze przed Soliskiem. Wiedziałem, że warunki są dobre, forma w ostatnim czasie idzie do góry i przy trzymaniu właściwej mocy spodziewałem się czasu poniżej 15 minut. Rozpocząłem w takim miejscu, że przy ulicy Malinowej miałem już 90 sekund za sobą. Początek był dosyć szybki a gdy zrobiło się stromiej to miałem już problem z doborem odpowiedniego przełożenia i biorąc pod uwagę fakt, że lepiej czuje się na wyższych kadencjach to trzymałem się w zakresie 85-95. Były moment, że jechałem bardziej twardo ale krótkie. Zmienne nachylenie wymuszało częste zmiany przełożeń i powodowało wahania mocy. Niestety za bardzo skupiłem się na patrzeniu w licznik i w ostatniej chwili zauważyłem jedną z wielu dziur i z impetem w nią wpadłem. Czułem, że jedzie się ciężej ale nie zatrzymywałem się. Mocną jazdę skończyłem w miejscu w którym zostało około 30 sekund do szczytu. Ostatni fragment wjechałem już spokojniej i zatrzymałem się na szczycie. Niestety ucierpiało tylne koło i musiałem jechać z popuszczonym tylnym hamulcem i od czasu do czasu korygować ułożenie koła aby nie tarło o widelec i nie niszczyło ramy. Zjazd był mokry i bardzo zimny, nie chciało mi się ubierać kurtki i trochę cierpiałem. Zjechałem poniżej zajezdni autobusowej i nawróciłem. Drugi podjazd jechało się trochę lepiej. Często musiałem korygować przełożenia i momentami szarpałem trochę tempo. Aktualna forma, warunki oraz sprzęt spowodowały, że 15 minutowe powtórzenie skończyłem około 300 metrów do szczytu. Ostatni fragment podjazdu już spokojniej i ubieranie się na zjazd. Jezdnia trochę przeschła ale wciąż była dosyć mokra i o szybkim zjeździe nie było mowy. Ostatnie powtórzenie na progu FTP rozpocząłem w tym samym momencie co poprzednie. Starałem się jechać równo i wyszło lepiej niż podczas dwóch pierwszych podjazdów. Chciałem pojechać trochę mocniej i chyba trochę przesadziłem, straciłem sporo sił a moc wyszła zbliżona. Na szczycie długo nie czekałem i rozpocząłem zjazd do Szczyrku. Musiałem uważać aby nie wpaść w jedną z wielu dziur. Jeździłem po wielu drogach i zdarzały się gorsze nawierzchnie. Zjazd do Wisły ponad 10 lat temu był gorszy, o Kubalonce przed 2009 rokiem czy zjeździe z przełęczy Jugowskiej nawet nie wspominam bo tam nawierzchnie były jeszcze gorsze. Przetrwałem zjazd i skręciłem w prawo w ulice Malinową. Na mapie wyglądała ciekawie i taka też była. Zaczęła się nachyleniem ponad 10 ?odatkowym utrudnieniem były poprzeczne rynienki odprowadzające wodę. Nawierzchnia była dobra i podjeżdżało się całkiem dobrze. W środkowej części pojawiło się wypłaszczenie a w końcówce znowu było trudniej. Po około 2 kilometrach wspinaczki skończył się asfalt i musiałem zawrócić. Zjazd wolny, ostrożny i czułem oznaki zbliżającej się bomby. Zjadłem resztę jedzenia, w bidonach było już sucho i zatrzymałem się w pierwszym napotkanym sklepie. Zatankowałem, uzupełniłem zapasy energii i ruszyłem w kierunku ostatniego tego dnia podjazdu. Czekał na mnie ponad 2 kilometrowy odcinek z nachyleniem nie spadającym poniżej 10 %. Ostatnio nieźle mi takie podjazdy wychodzą i dlatego nie odpuściłem. Początek to dobrze znany mi podjazd na Orle Gniazdo od Biły. Ruszyłem spokojnie ale gdy zrobiło się stromo to tętno poszło do góry i nie chciało zejść. Jechałem na przełożeniu 36x32 trzymając kadencję ponad 70. Nie miałem zupełnie ochoty na siłową jazdę i robiłem wszystko aby kadencja cały czas była wyższa niż 70. Aby tak było musiałem dawać z siebie prawie maksa, wydawało mi się, że jadę wolno, nieefektywnie i pokonanie całego podjazdu zajmie mi około 15 minut. Do szczytu dotarłem szybciej niż mi się wydawało, byłem nieźle ujechany ale nie mogę powiedzieć, że nie byłbym w stanie urwać kilkunastu sekund z czasu podjazdu. Mając w nogach już 5 podjazdów z wysoką mocą oraz ogólny stan organizmu na tym etapie treningu to mogę powiedzieć, że dałem z siebie więcej niż oczekiwałem. Zjazd był szybki i bezpieczny, nie musiałem zbyt mocno hamować i wymijać samochodów. Ostatnie 20 kilometrów było ciężkie. Nie było już sił a ruch na drogach był spory. Znowu zatrzymało mnie zwężenie w Buczkowicach oraz spora ilość samochodów w Bystrej. Po wjeździe do Bielska od razu wjechałem na ścieżkę rowerową i zjechałem z niej w boczną drogę. Trzy ostatnie podjazdy bolały bardzo i byłem zadowolony, że szczęśliwie dotarłem do końca treningu. Miałem jeszcze 15 minut ale nie wydłużałem już jazdy. Bardzo ciężki trening zaliczony, pomimo problemów oraz opadnięcia z sił w końcówce jazdy udało się zrealizować wszystkie założenia. Jedynie trasa uległa lekkim modyfikacjom. Po trzykrotnym podjechaniu pod Salmopol myślałem o zaliczeniu Magurki, ostatecznie jeden 3400 metrowy podjazd zastąpiłem dwoma po około 2 kilometry. Oba jechałem pierwszy raz i myślę, że nie ostatni. Po treningu musiałem jeszcze bardziej przyłożyć się do regeneracji aby w następny dzień zrealizować kolejny trening.
Zaliczone podjazdy:
Moja forma idzie do góry i zaczyna to znajdować odzwierciedlenie w osiąganych czasach. Zbliżam się coraz bardziej do życiowych wyników a żadnego z podjazdów nie jechałem na maksa. Większość rekordów czasowych osiągałem podczas maksymalnej jazdy na danym odcinku.
Zaliczone podjazdy:
Moja forma idzie do góry i zaczyna to znajdować odzwierciedlenie w osiąganych czasach. Zbliżam się coraz bardziej do życiowych wyników a żadnego z podjazdów nie jechałem na maksa. Większość rekordów czasowych osiągałem podczas maksymalnej jazdy na danym odcinku.
Rozjazd 10
Piątek, 17 maja 2019 Kategoria Szosa, Samotnie, Cube 2019, 0-50
Km: | 31.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:18 | km/h: | 23.85 |
Pr. maks.: | 53.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | 131131 ( 67%) | HRavg | 110( 56%) |
Kalorie: | 359kcal | Podjazdy: | 320m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rozkręcenie nogi na dobrze znanej trasie. Byłem niewyspany i pomimo bardzo spokojnej jazdy czułem, że nie jest to mój najlepszy dzień. Jakoś przetrwałem cały dystans.
Trening 45
Czwartek, 16 maja 2019 Kategoria Trening 2019, Szosa, Samotnie, Cube 2019, blisko domu, 50-100
Km: | 43.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:43 | km/h: | 25.05 |
Pr. maks.: | 73.00 | Temperatura: | 10.0°C | HRmax: | 181181 ( 92%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 749kcal | Podjazdy: | 790m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Udało się złapać okno pogodowe i jeden z treningów przeprowadzić na zewnątrz. Znowu nie mogłem poświęcić zbyt dużej ilości czasu na trening i zdecydowałem się na kolejną sesje treningową z mocnymi akcentami. Pomimo wielu obaw wybrałem się na Przegibek. Dojazd przez miasto nie był taki zły i czas straciłem tylko na zamkniętym przejeździe kolejowym. Podczas ponad 30 minutowej rozgrzewki zrobiłem tylko jeden 30 sekundowy zryw. Podczas poprzednich sesji trenowałem już w strefie 3 czy 5 a tym razem przyszła kolej na 6 strefę mocy. Podjazd na Przegibek zacząłem na suchej drodze a im dalej tym bardziej mokro. Niepotrzebnie czyściłem dokładnie rower po weekendzie po kilku minutach jazdy po mokrym wyglądał tak samo. Podjazd pokonałem interwałowo, minuta w 6 strefie, minuta w 2 strefie i tak pięć razy. Zjazd do Międzybrodzia był jeszcze bardziej mokry i nie poszalałem. Po nawrocie ruszyłem spokojnie i po przejechaniu mostu podkręciłem tempo. Druga seria poszła lepiej niż pierwsza. Na szczycie chwile straciłem na ubranie się i dosyć wolno zjechałem do Straconki. Wracałem już bez żadnych fajerwerków dosyć dobrym tempem. Krótki i mocny trening zaliczony. Najważniejsze, że nie musiałem korzystać z trenażera.
Rozgrzewka
Sobota, 11 maja 2019 Kategoria Szosa, Samotnie, No Limited 2019, Cube 2019, 50-100
Km: | 13.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:31 | km/h: | 25.16 |
Pr. maks.: | 56.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 182182 ( 93%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 250kcal | Podjazdy: | 140m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pomimo problemów i braku czasu udało się przeprowadzić solidną rozgrzewkę. Nie pomogło to zbytnio na trasie ale zawsze miałem problemy z odpowiednim rozgrzaniem i często brakowało motywacji do jazdy przed wyścigiem.
Trening 44
Sobota, 11 maja 2019 Kategoria Trening 2019, Szosa, Samotnie, No Limited 2019, Cube 2019, avg>30km\h, 50-100
Km: | 60.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:57 | km/h: | 30.77 |
Pr. maks.: | 56.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 166166 ( 85%) | HRavg | 141( 72%) |
Kalorie: | 1109kcal | Podjazdy: | 344m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wyścigu planowałem spokojny powrót do domu przez Istebną, Wisłę, Szczyrk z zaliczeniem kilku podjazdów. Później założenia uległy zmianie i po posiłku regeneracyjnym wyruszyłem w kierunku Bielska najszybszą trasą. Na wyścigu miałem problem z utrzymaniem tempa na dłuższym odcinku i dlatego zaplanowałem kilka tempówek w 3,4 strefie mocy. Warunki były niemal idealne, ponad połowa trasy z bocznym wiatrem nie wpływającym na jazdę. Ruszyłem zaraz za wyjazdem z centrum Rajczy i zaczynałem się rozkręcać. Dobre tempo utrzymałem do Milówki gdzie zwolniłem na rondzie, później bez większych problemów nawet w Węgierskiej Górce. Jedyny znaczący podjazd na trasie pokonałem mocniej ale nieco odpuściłem na zjeździe. Mocną jazdę skończyłem na rondzie przy wjeździe do Żywca. Ponad 30 minut mocnej jazdy fajnie weszło w nogi. Za Żywcem ruszyłem jeszcze mocniej, droga szła lekko do góry i skręciła bardziej na zachód i musiałem walczyć z bardziej czołowym wiatrem. Po 10 minutach mocnej jazdy odpuściłem przed rondem w Rybarzowicach. Pojawiło się sporo samochodów i musiałem zwolnić. Dalsza jazda już spokojniejsza. Przez Bielsko nie było żadnych utrudnień i w domu byłem równo o 17. Gdybym liczył czas od wyjazdu z Rajczy do granic Bielska to wyszła równa godzina na 34 kilometrach. Najszybszy przejazd w tym roku. Po tym treningu czułem się bardziej zmęczony niż po wyścigu. Tego mi było potrzeba a przy okazji zaliczyłem kolejny trening. Z czystym sumieniem mogę całą niedzielę poświęcić na odpoczynek.