Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Cube 2019

Dystans całkowity:10023.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:373:55
Średnia prędkość:26.81 km/h
Maksymalna prędkość:92.00 km/h
Suma podjazdów:134214 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:180 (92 %)
Suma kalorii:171034 kcal
Liczba aktywności:154
Średnio na aktywność:65.08 km i 2h 25m
Więcej statystyk

Trening 96

Środa, 28 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 65.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:14 km/h: 29.10
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 27.0°C HRmax: 160160 ( 82%) HRavg 139( 71%)
Kalorie: 1160kcal Podjazdy: 580m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po mocnym treningu nie doszedłem do siebie i dlatego następna jazda miała być spokojniejsza. Na wstępie popełniłem kilka błędów w efekcie czego całą drogę męczyłem się i nie czułem mocy pod nogą. Czasami takie dni się zdarzają, zwłaszcza w upale od którego w ostatnim czasie odwykłem. Luźniejszy dzień wykorzystałem na objazd trasy GMP. Wyjechałem tak szybko jak mogłem, około 10 minut po obiedzie i to był jeden z błędów, powinienem odczekać więcej czasu bo przez pewien czas czułem obiad w żołądku. Zabrałem dwa pełne bidony i wiedziałem, że postój w sklepie będzie konieczny. Ciężko było określić z jakiego kierunku wieje i dopiero po kilku kilometrach zorientowałem się, że centralnie z południa i dlatego jechałem z wiatrem bocznym i szybko znalazłem się w Skoczowie. Ominąłem najbardziej newralgiczne miejsca i bocznymi drogami dojechałem do Kisielowa. Miejscami nawierzchnia była fatalna i musiałem uważać aby nie złapać kapcia bo na wymianę dętki w ponad 30 stopniowym upale nie miałem ochoty. W końcu po około 40 minutach jazdy wjechałem na rundę GMP. Obrałem taką taktykę, że jechałem spokojnie pod górę i technicznie w dół. Na podjazdach męczyłem się, a na zjazdach poza nierówną nawierzchnią przeszkadzał szwankujący napęd i dlatego skupiłem się tylko na technice a szybkość mogła być większa. Odcinek do Kostkowic dał mi najbardziej w kość, niby było tylko lekko pod górę ale wiało centralnie w twarz i męczyłem się okrutnie. Kolejny techniczny odcinek poszedł mi nieźle ale kolejny podjazd znowu dał się we znaki. Krótki odcinek równej nawierzchni poprzedził nierówny i sfrezowany od kilku lat zjazd do Ogrodzonej, na skrzyżowaniu bardzo niebezpieczny żwirek na którym niewiele brakowało abym się wyłożył. Końcówka rundy to walka z niesprzyjającym wiatrem na pagórkowatym odcinku do Kisielowa. Niby jechałem spokojnie ale czułem delikatne zmęczenie. Pokonanie tej rundy 5 razy w tempie wyścigowym to będzie wyzwanie, trasa przeznaczona do typowych klasykowców lubiących krótkie 2-3 minutowe podjazdy i techniczne i wąskie zjazdy, podjazd pod Chełm też jest krótki aby typowy góral mógł się wykazać. Trasa trochę rozczarowująca ale biorąc pod uwagę to co dzieje się na beskidzkich drogach: remonty, objazdy, zwężenia oraz wszystkie wymagania organizacyjne dla imprezy rangi MP to chyba jedyna słuszna opcja przeprowadzenia zawodów w tym regionie.
Po przejechaniu rundy skierowałem się w stronę Bielska jadąc tą samą drogą którą dojechałem do Kisielowa. W bidonach praktycznie picia już nie było i zatrzymałem się w pierwszym napotkanym sklepie. Po postoju czułem delikatny przypływ mocy ale nie na tyle aby jechać szybciej i mocniej. W drodze powrotnej piłem jeszcze więcej i całą 65 kilometrową trasę przejechałem na ponad 2 litrach płynów. Nie czułem abym pił za dużo ale dzięki temu o żadnym odwodnieniu i skutkach za tym idących nie było mowy. Dobrze wykorzystałem jedyny jak na razie w tym tygodniu zupełnie bezdeszczowy dzień.



Trening 95

Wtorek, 27 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 28.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:03 km/h: 26.67
Pr. maks.: 48.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: 181181 ( 92%) HRavg 143( 73%)
Kalorie: 543kcal Podjazdy: 470m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Nowy tydzień zaczął się źle. Poniedziałek był trudnym dniem , wychodząc z pracy myślałem tylko o przejażdżce rowerowej z postojem na napój regeneracyjny. Niestety swoje zrobiła pogoda, krótko po powrocie zaczęło padać i odpowiednich warunków do spokojnej jazdy nie było wiec musiałem się pogodzić z myślą o zupełnie wolnym od roweru dniu. O napoju regeneracyjnym też zapomniałem bo miał być on nagrodą za ruszenie tyłka z domu.
Wtorek również nie wyglądał różowo. Gdy tylko byłem w pracy to była piękna pogoda a wracając ledwo zdążyłem do domu przed oberwaniem chmury. Później dwa razy zbierałem się na trening i za każdym razem zaczynało padać. Udało się wyjechać wieczorem, było mokro i wilgotno, nie bardzo lubię takie warunki a w dodatku z treningiem jaki mnie czekał to była istna mieszanka wybuchowa dla mojego organizmu. Nie chcąc poświęcać dobrych ciuchów i butów na takie warunki ubrałem po raz kolejny stare buty i wysłużone już ciuchy. Nie mogłem się przyzwyczaić do butów, za bardzo przywykłem do bardzo sztywnego, dobrze przekazującego moc na napęd obuwia i cały rower sprawiał wrażenie „miękkiego”, nie zwolniło mnie to w żaden sposób z treningu i mając mało czasu ruszyłem na bardzo zwięzłą ale konkretną rozgrzewkę. Brakowało około 15 minut luźnej jazdy do całkowitego przygotowania organizmu do wysiłku ale muszę pracować nad jak najszybszym wchodzeniem na właściwe obroty bo na dzień dzisiejszy przegrywam prawie wszystkie wyścigi tuż po starcie gdy próbuje złapać właściwy rytm a trwa to zbyt długo. Byłem bardzo ciekawy czy po tak krótkiej rozgrzewce uda mi się zrealizować wszystkie założenia. Tym razem były to trzyminutówki na najbardziej optymalnej mocy. Już podczas poprzednich treningów ustaliłem, że 5,5-5,7 W/kg w czasie 3 minut to będzie optimum i z tą myślą przystąpiłem do treningu. Nie miałem dużego pola manewru jeżeli chodzi o wybór podjazdu i wykorzystałem jeden z okolicznych segmentów. Był on chyba najbardziej optymalny o czym przekonałem się po pierwszym wjeździe. Podczas kolejnych pojawiały się problemy jak np. samochody czy piesi ale nie musiałem ani razu zwalniać więc nie miało to żadnego wpływu na przebieg treningu. Miałem problem z regeneracją po powtórzeniach i z każdym razem problem się nasilał. Po 6 wjeździe poczułem ulgę, że to już koniec. Do domu wróciłem luźnym tempem okrężną drogą aby trochę czasu przejechać w strefie 1.




Trening 94

Niedziela, 25 sierpnia 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 119.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:10 km/h: 23.03
Pr. maks.: 73.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 140( 71%)
Kalorie: 2532kcal Podjazdy: 3000m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Jedna z najtrudniejszych tras jakie przejechałem z życiu. Plan był nieco bardziej ambitny ale nie był to idealny dla mnie dzień i odpuściłem tylko jeden podjazd głównie ze względu na brak czasu a także warunki na drodze. Po sobotnim treningu sprawdziłem dokładnie sprzęt i stwierdziłem problem z przednim kołem, nie chciało mi się zakładać kół karbonowych wiec po lekkim poluzowaniu hamulca dało się normalnie jechać na wysłużonych już kołach treningowych. Zabrałem duży zapas jedzenia i w sklepach miałem tylko napełniać bidony.
Ruszyłem przed 7 co było optymalną dla mnie porą, nie byłem w stanie wstać odpowiednio wcześnie aby wyjechać np. 30 minut szybciej a wtedy może przejechałbym całą zaplanowaną trasę. Po wyjeździe szybko zorientowałem się, ze nie wziąłem żadnych pieniędzy i pierwszym postojem miał być bankomat w Straconce. Po kilku minutach dojechał do mnie kolarz z Jaworza i wspólnie dojechaliśmy do Orlenu przy skręcie na Straconkę. Ruch na drogach był niewielki wiec pojechałem głównymi drogami. Za Orlenem się rozdzieliliśmy, towarzysz czekał na kolegów a ja samotnie ruszyłem w kierunku Przegibka. Po drodze zatrzymałem się wyciągnąć pieniądze z bankomatu i ruszyłem dalej. Podjazd na Przegibek szedł jak po grudzie, tętno wysokie, moc słaba, rower nie chciał współpracować i wydawało mi się, że na górę toczyłem się bardzo długo. Nie zatrzymywałem się i już na początku zjazdu pojawił się kolejny, dobrze znany mi problem. Każda próba wrzucenia na blat kończyła się wyrzuceniem łańcucha poza korbę. Ostatecznie postanowiłem zjechać na małej tarczy, zaniepokoił mnie głośny trzask i musiałem się zatrzymać, na szczęście nic się nie stało i mogłem kontynuować jazdę. Dalsza część zjazdu już bardziej asekuracyjna z dwukrotną próbą wrzucenia łańcucha na blat, przy drugim razie odczepił się czujnik od miernika mocy i przestał działać. Po zjeździe do Międzybrodzia próbowałem coś z tym zrobić ale bezskutecznie i musiałem się pogodzić z faktem jazdy bez wskazań mocy co znacznie obniżyło moją motywacje i przyjemność z jazdy. Mocno zniechęcony ruszyłem na Nowy Świat. Jechało się fatalnie, czułem się jakbym jechał na rowerze zrobionym z gumy, nie czułem mocy pod nogą a rower nie pracował jak powinien. Chyba zbytnio przyzwyczaiłem się do sztywnych kół karbonowych i jazda na dużo gorszych, wysłużonych kołach aluminiowych ze zużytymi oponami działa na mnie jak tortury. Mimo wszystko całkiem nieźle wjechałem na szczyt, ostatnim razem końcówkę jechałem już na oparach a tym razem miałem sporo sił a czas nie wyszedł dużo gorszy, brakowało tylko danych o mocy. Zjazd składał się z dwóch części, pierwszej asekuracyjnej i drugiej szybkiej i technicznej z mocnym hamowaniem przed skrzyżowaniem. Puściłem się trochę zbyt odważnie i dobrze, że nic nie jechało bo mogłoby się skończyć nieciekawie. Po zjeździe spotkałem grupkę kolarzy ale nie zabrałem się z nimi tylko ruszyłem w kierunku kolejnego wymagającego podjazdu. Nie było zbytnio czasu na odpoczynek bo po około 5 minutach dotarłem do początku kolejnej wspinaczki. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że przed podjazdem musiałem skręcić ostro w lewo i zaczynałem praktycznie z zatrzymania. Nachylenie od razu jest wysokie i łańcuch szybko powędrował w górę kasety. W ten dzień komfort jazdy kończył się przy nachyleniu 12 % a na przeważającej części podjazdu było stromiej i często musiałem jechać w stójce zostawiając rezerwy na kolejne podjazdy. Będąc przyzwyczajony do jazdy z miernikiem nie wiedziałem czy dobrze rozkładam siły i czy jazda nie jest za mocna. Nie wiedząc dokładnie gdzie kończy się nawierzchnia odpowiednia do roweru szosowego jechałem cały czas z rezerwami. Po niecałych dwóch kilometrach od zjazdu z głównej drogi miarę równa nawierzchnia zmieniła się w żwir z niewielką domieszką asfaltu co uznałem za koniec szosowego podjazdu. Fragment podjazdu na Hrobaczą Łąkę jechałem ostatni raz około 8 lat temu i nie pamiętam czy wtedy szło wjechać wyżej czy do tego samego miejsca. Przy końcu podjazdu czekała na mnie ławeczka i skorzystałem z okazji i odpocząłem na moment. Na liczniku miałem dopiero 30 kilometrów z 1000 metrów przewyższenia. Po odpoczynku bardzo asekuracyjnie zjechałem w dół i ruszyłem w kierunku kolejnego podjazdu. Pomimo faktu, że droga prawie cały czas prowadziła do góry to następny trudniejszy podjazd czekał na mnie po około 10 kilometrach. Jechałem na tyle spokojnie, na ile pozwalały nogi i krótki podjazd w kierunku Targanic także pokonałem z rezerwą. Po zjeździe bardzo równą drogą zatrzymałem się w sklepie, w bidonach już prawie pusto i zakupiłem wodę i próbowałem dostać baterie do Miernika Mocy. Niestety nie udało się ich kupić i kontynuowałem jazdę bez wskazań mocy. Podjazd na Kocierz rozpocząłem bardzo spokojnie, mocniej pojechałem drugą, trudniejszą część podjazdu i na szczycie znowu krótka przerwa. Na zjeździe znowu próba wrzucenia na blat i nieco agresywniejszej jazdy, po trzykrotnym spadnięciu łańcucha gdy nie mogłem już go nałożyć i musiałem kontynuować jazdę bez kręcenia odpuściłem sobie harce. Na luzie dojechałem do zwężenia gdzie musiałem się zatrzymać i dopiero wtedy nałożyłem łańcuch. Mając chwile czasu spojrzałem na mapę i wypatrzyłem ciekawy podjazd. Postanowiłem go sprawdzić. Po kilkuset metrach jazdy od zwężenia drogi skręciłem w prawo w boczną drogę. Podjazd wyglądał ciekawie, kilka fragmentów z nachyleniem kilkunastoprocentowym i ciekawa serpentyna prowadząca przez las. Po małym przerywniku w postaci płyt trudność się skończyła i droga zaczęła minimalnie opadać w dół. Dojechałem do końca asfaltu, po drodze kilka krótkich podjazdów i sporo zjazdu w tym odcinek z nachyleniem około 10 %. Profil bardzo przypominający końcówkę podjazdu na Pietraszonke. Droga prowadzi dalej ale nawierzchnią jest żwir wiec nie pchałem się dalej i wróciłem do punktu wyjścia. Ciekawy podjazd odkryty chociaż dosyć łatwy i krótki. Po zjeździe zatrzymałem się po raz drugi w sklepie, kupiłem zapas wody na resztę treningu i nie udało się dostać baterii wiec pojechałem dalej. Czekały na mnie jeszcze trzy podjazdy ale ze względu na małą ilość czasu musiałem z jednego zrezygnować. Nie chciałem odpuścić Łysiny która była kolejnym celem. Z Kocierza do Okrajnika dojechałem boczną drogą z ominięciem kolizyjnego skrzyżowania w Łękawicy. Krótki odcinek był zamknięty dla samochodów ale utrudnieniem była duża liczba pieszych i wyszło na to samo. Podjazd w kierunku Gilowic dał mi w kość, męczyłem się strasznie a wspinaczka na Łysinę jeszcze się nie zaczęła. O mały włos nie przejechałem skrzyżowania na którym miałem skręcić w lewo, zatrzymałem się na moment i powoli ruszyłem do góry. Nie wiem czemu ale lubię ten podjazd, zawsze mi się tam podoba i dobrze podjeżdża. W dalszym ciągu nie czułem moc pod nogą i jechałem na pewno słabiej niż pozawalają na to moje możliwości. Nie pamiętałem dokładnie długości podjazdu i zaskoczyło mnie, że dosyć szybko dojechałem do zabudowań po prawej stronie. Na początku ścianki miałem drobne problemy ale im dalej tym jechałem mocniej i sam koniec trudnego odcinka to już jazda prawie na maksa. Na wypłaszczeniu specjalnie nie dokręcałem i musiałem walczyć z dużą liczbą pieszych. Przed zjazdem znowu krótki postój i jazda w dół. W drugiej części znowu puściłem się odważniej i miałem problem z wyhamowaniem roweru przed skrzyżowaniem. Już wtedy musiałem podjąć decyzje o kolejnym podjeździe, miałem w planie Górę Żar i na dobicie Magurkę. Zaliczenie tych dwóch podjazdów pozwoliłoby mi na dokończenie Korony Beskidu Małego z wszystkimi ważniejszymi i trudniejszymi podjazdami regionu. Nie zastanawiałem się długo i zrezygnowałem z podjazdu na znany, niezbyt lubiany i zwykle meczący mnie podjazd na Żar i ruszyłem w kierunku Magurki. Jechało się ciężko, topornie, z ulgą zatrzymałem się na moment w Tresnej. Dojazd do Wilkowic to głównie walka z łańcuchem, niemocą a w końcówce także wiatrem, solidnie ujechany dotarłem do podnóża Magurki. Ruszyłem nieźle ale po chwili już wszystko wyglądało gorzej. Jechałem już na oparach, poprzednie podjazdy, warunki, niesprawny sprzęt i brak danych z mocy na których zwykle bazowałem rozkładając siły miały duży wpływ na moją dyspozycję. Poza walką z własnymi słabościami musiałem stawić czoła dużej liczbie pieszych, rowerzystów a nawet samochodów. Nie byłem zadowolony, zachowałem trochę sił na końcówkę i ostatnie 1300 metrów jechałem już na maksa. Nie pamiętałam jaki mam najlepszy czas, wiedziałem, że jest to około 17 minut i byłem zaskoczony, że pomimo względnie słabej jazdy przez sporą cześć podjazdu miałem szanse na podobny rezultat. Nie wiem czy dobrze zmierzyłem ale stoper zatrzymał się na 16:58. Na szczycie chwile dochodziłem do siebie i ruszyłem powoli w dół, zjechałem spokojnie, bezpiecznie, z umiejętnym hamowaniem. Podświadomie miałem ochotę na drugi wjazd ale nie miałem na to czasu i spokojnie ruszyłem w kierunku Bielska. Przez Bielsko z problemami, duży ruch, utrudnienia a także resztka picia w bidonach nie ułatwiały powrotu. Po wjechaniu na ostatni podjazd zauważyłem, że niewiele brakuje do 3000 metrów w pionie i postanowiłem dokręcić. Nadrobiłem tylko kilometr zaliczając krótki ale wymagający podjazd w Jaworzu. Nogi dostały nieźle w kość co w połączeniu z nie najlepszym samopoczuciem spowodowało duże uczucie zmęczenia.
Niby przejechałem tylko 120 kilometrów ale z przewyższeniem 3000 metrów. Mniej więcej do 70 kilometra utrzymywałem wartość 3 % w stosunku przewyższenie do dystansu, dopiero mniejsza liczba podjazdów na ostatnich 50 kilometrach zaniżyła tą wartość. Szkoda, że noga nie była tak dobra jak np. tydzień temu wtedy moja jazda pozwoliłaby na zaliczenie także Góry Żar i wtedy byłaby to najtrudniejsza trasa jaką przejechałem. Słaba jazda, wolne zjazdy, nienajlepsza dyspozycja na pagórkowatych odcinkach, problemy z rowerem a także duża liczba przerw spowodowała, że jechałem wolno i nie mogę być do końca zadowolony z treningu. Ciekawy jak wyglądały moje moce z poszczególnych podjazdów, wydaje mi się, że te trudniejsze przejechałem z podobną intensywnością. Muszę kupić nowe baterie do czujników mocy a po sezonie wymienić część osprzętu bo w tym tkwi problem który powtarza się już od dłuższego czasu.
Informacje o podjazdach:


Trening 93

Sobota, 24 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 66.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:25 km/h: 27.31
Pr. maks.: 65.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 153153 ( 78%) HRavg 129( 66%)
Kalorie: 1055kcal Podjazdy: 810m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po długim i wymagającym tygodniu cieszyłem się, ze już weekend. Niestety znowu musiałem zmodyfikować plany, wcześniej planowałem krótką jazdę w sobotę a mocniejszą w niedziele. Czas na jazdę znalazłem tylko rano i wyjechałem na spokojną rundę po płaskim. Już w Mazańcowicach zweryfikowałem plany i wybrałem się na bardziej pagórkowatą trasę. Noga w dalszym ciągu słaba, gorsza dyspozycja utrzymuje się już drugi dzień i ciekaw jestem co jest tego powodem. Jechałem zgodnie z założeniami w strefie 2, na podjazdach starałem się nie wykraczać poza 3 strefę. Nie czułem mocy pod nogą i każdy podjazd i trudniejszy fragment dawał mi mocno w kość. Na zjazdach starałem się dokręcać ale nie zawsze się dało. W połowie trasy gdy odrobine pomagał wiatr to moja jazda wyglądała lepiej, przez dłuższy moment czułem się nieźle, przy okazji przejechałem przez dawno nie odwiedzony Bukowiec. Pod górę noga nieźle pracowała a zjazd do Porąbki pokonałem bardzo dobrze technicznie. Dobra jazda zakończyła się w Międzybrodziu gdy zaczął się podjazd na Przegibek. Przemęczyłem jakoś cały podjazd zaliczając jeden z najgorszych czasów w tym roku. Pod koniec dojechałem do dwójki kolarzy ale w samej końcówce przyśpieszyli i odjechali. Na szczycie na moment się zatrzymałem przed próbą zjazdu. Znowu od strony technicznej wszystko wyglądało dobrze ale brakło po raz kolejny szybkości. W Straconce dojechałem do dwójki kolarzy, jednym z nich był Mirek. Zjechaliśmy razem do ul. Żywieckiej gdzie towarzysze zawrócili a ja pojechałem w kierunku domu tym razem głównymi drogami. Byłem nieco szybciej ale znacznie lepiej jeździ mi się bocznymi drogami.
Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki to taka trasa w tym tempie była idealna na ten dzień. Na niedziele planowałem bardzo wymagającą trasę i nie chciałem się wyżyłować.


Informacje o podjeździe:


Rozjazd 26

Piątek, 23 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: 33.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:15 km/h: 26.40
Pr. maks.: 62.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 128128 ( 65%) HRavg 107( 54%)
Kalorie: 388kcal Podjazdy: 260m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po wczorajszym treningu czułem nogi, nie byłem w stanie się zregenerować i myślałem, że spokojna jazda w 1 strefie pomoże. Wyjechałem dosyć późno w kierunku Skoczowa na łatwą trasę z kilkoma krótkimi podjazdami. Męczyłem się strasznie całą drogę, tętno było wysokie, na podjazdach skakało i dopiero w drugiej połowie trasy udało się opanować ten problem. Dawno nie czułem się tak źle podczas jazdy. Kolano na szczęście nie dawało o sobie znać ale z nadgarstkiem ciągle walczę ale wątpię aby to był powód słabszej dyspozycji.


Trening 92

Czwartek, 22 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 54.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:09 km/h: 25.12
Pr. maks.: 65.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: 178178 ( 91%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 953kcal Podjazdy: 1030m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Wczorajszy dzień w całości poświeciłem na odpoczynek i doprowadzenie roweru do stanu używalności. Piasek był wszędzie, w ramie, w pancerzach a nawet miedzy oponami a dętkami i musiałem rozkręcić sprzęt na części pierwsze, wyczyścić, nasmarować i na nowo poskręcać, zajęło to trochę czasu i nie było możliwości pojeździć. Inną sprawą jest, że wtedy co byłem w domu to padało a lepiej zrobiło się dopiero gdy musiałem iść do pracy. Pomimo dodatkowego dnia odpoczynku nie było chęci aby wstać rano z łóżka i gdy się zwlokłem to czasu pozostało już tylko na wyjazd na Przegibek. Na początek dobra rozgrzewka, zmieniłem nieco trasę dojazdową do podjazdu i od razu udało się zrobić dokładniejszą rozgrzewkę i dzięki temu do właściwego treningu przystępowałem odpowiedni przygotowany. Wszystkie 5 powtórzeń w strefie 5 poszło gładko, bez najmniejszych problemów, pomimo wcześniejszych obaw noga podawała całkiem dobrze. Po ostatniej tempówce wjechałem już spokojniejszym tempem na Przegibek i chciałem jak najszybciej zjechać w dół. Ruszyłem mocno ale sprzęt nie chciał współpracować, całkiem nieźle wyglądał ten zjazd, niestety swoje dołożył wiatr który skutecznie mnie spowalniał, musiałem szukać optymalnej pozycji pomiędzy aerodynamiczną a taka która pozwalała na efektywne dokręcanie. Od strony technicznej był to chyba mój najlepszy zjazd ale nie było odpowiedniej szybkości i dlatego nie jestem całkiem usatysfakcjonowany. Ciągle musze pracować nad zjazdami tak aby nie tracić nic do rywali. Po zjeździe już spokojnie wróciłem do domu. Trening znowu niedługi ale intensywny z dobrze wykonanymi założeniami. Na dłuższe treningi na razie mogę pozwolić sobie w weekendy i muszę się zadowolić krótkimi ale intensywnymi sesjami treningowymi.



Informacje o podjeździe:

Trening 91

Wtorek, 20 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 42.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:43 km/h: 24.47
Pr. maks.: 47.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 181181 ( 92%) HRavg 140( 71%)
Kalorie: 824kcal Podjazdy: 820m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Dzień pod znakiem deszczu. Prognozy były jednoznaczne – będzie padać, mimo to wybrałem się na zaplanowany trening. Nie chcąc zbytnio oddalać się od domu pojechałem w kierunku Zapory w Wapienicy i tam zrealizowałem założenia treningowe.
Wyjechałem najwcześniej jak byłem w stanie, nie mogłem jakoś wcześniej wstać z łóżka i dopiero przed 8 siadłem na rower. Rozgrzałem się dosyć dobrze i po dojechaniu na miejsce wiedziałem, ze czeka mnie jazda po mokrej drodze. Nie lubię takich warunków ale lepsze to niż zupełny brak treningu. Ruszyłem dosyć mocno i po pierwszym 2 minutowym powtórzeniu byłem bardzo zadowolony, bez najmniejszych problemów utrzymałem założoną moc. Kolejne powtórzenia również były niezłe, gdy kończyłem ostatni w pierwszej serii podjazd to zaczęło kropić. Zjechałem powoli na dół i zawróciłem. Padało coraz mocniej, przystępując do drugiej serii byłem już cały mokry a rower wyglądał jakby właśnie wyjechał z błotnistego terenu. Każde kolejne powtórzenie szło coraz ciężej, zmęczenie rosło a rower działał coraz gorzej i z trudem zrealizowałem wszystkie 5 powtórzeń. Miałem w planie jeszcze trzecią serie ale ze względu na warunki i stan roweru zrezygnowałem. Zrobiłem za to jedną serie krótszych ale mocniejszych sprintów. Z ulgą skończyłem tą męczarnię i wróciłem do domu.
Chcąc nie chcąc wyszedł krótki ale bardzo intensywny trening z dobrą mocą znormalizowaną. Byłem zaskoczony swoją dyspozycją, nie sądziłem, że uda się na takiej ilości powtórzeń wygenerować tak dobrą moc a organizm dosyć szybko się regenerował po każdym zrywie i to jest dodatkowy plus. Na minus zdecydowanie pogoda, wróciłem cały uwalony błotem, piaskiem a rower wyglądał jeszcze gorzej.




Rozjazd 25

Poniedziałek, 19 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: 32.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:30 km/h: 21.33
Pr. maks.: 62.00 Temperatura: 21.0°C HRmax: 133133 ( 68%) HRavg 107( 54%)
Kalorie: 455kcal Podjazdy: 480m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po weekendzie o którym szybko chciałbym zapomnieć musiałem zmagać się z bólem. Obite kolano bolało a nadgarstkiem nie bardzo mogłem ruszać, mimo to postanowiłem pojechać na krótką przejażdżkę. Po raz kolejny wybrałem się na Przegibek, ten podjazd chyba nigdy mi się nie znudzi a dodatkowo mam okazje szlifować technikę zjazdu. Ciężko było się przyzwyczaić do jazdy z bolącym nadgarstkiem, nie jest to nowa dla mnie sytuacja ale dawno nie spotykana. Mimo wszystko noga nie była taka zła i bez większych problemów przejechałem całą trasę. Nie było mowy o ćwiczeniu techniki zjazdu czy innych rzeczy ale jestem zadowolony, że byłem w stanie normalnie kręcić cały czas.


Informacje o podjeździe:

Trening 90

Niedziela, 18 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 60.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:56 km/h: 31.03
Pr. maks.: 58.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 145145 ( 74%) HRavg 127( 65%)
Kalorie: 896kcal Podjazdy: 500m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny wyjazd bez chęci. Zrezygnowałem z wyjazdu w góry i wybrałem dosyć łatwą trasę. Nie chciało mi się jechać wcześnie rano i wyjechałem dopiero po 8. Na drogach był już straszny ruch, kilka razy musiałem hamować by nie dopuścić do bardzo niebezpiecznej sytuacji. Noga podawała całkiem nieźle i trochę żałowałem, że nie pojechałem wcześniej zaplanowanej trasy. Było miło i przyjemnie do około 20 kilometra. Zjeżdżając z wiaduktu w Pogórzu po raz kolejny stałem się ofiarą wymuszenia pierwszeństwa przez kierowcę samochodu. Nie jechałem szybko, kierowca miał dużo czasu aby włączyć się do ruchu, przede mną nic nie jechało i było wolne ale on włączył się na tyle późno, że nawet awaryjne hamowanie nie wystarczyło. Miałem kilka sekund na reakcje, nie wiem jak udało się uniknąć zderzenia z tylnym zderzakiem samochodu i zminimalizować straty. Zatrzymałem się na metalowej barierze oddzielającej jezdnie drogi od chodnika uderzając dosyć mocno nadgarstkiem i kolanem. Kierowca oczywiście odjechał, jadący za mną zwymyślał mnie od idiotów i bez mózgów a ja cieszyłem się, że nic poważniejszego mi się nie stało. Ruszyłem od razu w dalszą drogę, rower nie działał jak trzeba, przy tym incydencie rozciąłem przednią szytkę i powietrze powoli uchodziło. Jechałem spokojnie w kierunku Brennej walcząc z silnym wiatrem. Nie czułem się już tak dobrze jak na początku jazdy a dodatkowo blokowały mnie samochody i zamiast do Centrum skręciłem na Leśnicę. Jechało się całkiem przyjemnie ale coraz ciężej, powietrze z przedniego koła uciekało i opór był coraz większy. Trzymałem się założonego tempa i tak dojechałem do końca głównej drogi. Po drodze było wiele bocznych dróg z różną nawierzchnią, kiedyś się wybiorę i posprawdzam wszystkie możliwe dróżki. Zjazd w dół był szybki, gdy zauważyłem otwarty sklep to stanąłem po wodę. Powietrza w przodzie było już bardzo mało ale spokojnie miało wystarczyć do stacji benzynowej. Gdy dojechałem do skrzyżowania i dostałem się na stacje benzynową to okazało się, że kompresor nie działa jak należy i więcej niż 3 atmosfery nie napompuje. Dopompowałem ile byłem w stanie małą pompką, ciśnienie z około 4 podskoczyło do 6 i mogłem jechać dalej w kierunku kolejnej stacji benzynowej. Niestety trochę się zawiodłem, byłem pewny, że pojadę z wiatrem a musiałem walczyć z bocznymi a nawet przeciwnymi podmuchami. Dojechałem do Górek gdzie chciałem dopompować powietrza ale nie było kompresora na stacji. Ruszyłem dalej ale po kilku minutach znowu musiałem się zatrzymać, dopompowałem znowu powietrza i ruszyłem do kolejnej stacji benzynowej. Tam w końcu trafiłem na działający kompresor, dopompowałem ile trzeba i ruszyłem spokojnie w kierunku domu. Po drodze jeszcze krótki postój w sklepie i mocno zrezygnowany dojechałem do domu. Nie spodziewałem się takiego dnia, noga niby dobra ale przygody i duża ilość pecha w ten weekend mocno zniechęciła mnie do dalszych treningów.


Road Trophy 2019

Sobota, 17 sierpnia 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig, Zawody 2019
Km: 81.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:51 km/h: 28.42
Pr. maks.: 92.00 Temperatura: 21.0°C HRmax: 188188 ( 96%) HRavg 163( 83%)
Kalorie: 1874kcal Podjazdy: 1660m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Nie planowałem startu w Road Trophy. Po opublikowaniu i aktualizacji tras zmieniłem zdanie i postanowiłem spróbować swoich sił chociaż nie miałem pełnego przekonania o tym czy jest to dobra decyzja. Same chęci nie wystarczyły i nie byłem w stanie pojawić się w piątek na starcie pierwszego etapu. Wtedy zdecydowałem się wystartować tylko w 2 etapie z bardzo trudną końcówką w sam raz dla mnie.
Pojawiłem się przed startem w Istebnej. Chwile czekałem na otwarcie biura zawodów. Miałem swój numer startowy i wcale nie musiałem opłacać startu tylko sobie przejechać trasę bo i tak nie byłem klasyfikowany a opłata za jeden etap w odniesieniu do świadczeń jakie za to miałem jest zbyt duża i tylko dlatego, że chciałem zachować się fair-play wobec innych uczestników wyścigu zapłaciłem za start. Po dobrej rozgrzewce stanąłem na starcie w dalszej części sektora, była to całkiem dobra decyzja.
Początek był jak zwykle słaby, nie umiałem się rozkręcić, dopiero przed początkiem trudniejszej części podjazdu na Koczy Zamek zaskoczyłem i ruszyłem wyraźnie do przodu. Tłok trochę ostudził moje zapędy i nie nadrobiłem tyle ile byłem w stanie. Niezłą sytuacją była niewielka starta do czołówki i prawie pusta droga na zjeździe, ostatnie kilka tygodni pracy nad zjazdami przyniosło efekt, zjechałem szybko i dobrze technicznie wyprzedzając kilka osób a z tyłu nikt mnie nie dogonił. Czołówka w zasięgu wzroku i równym tempem zacząłem gonić, po kilkuset metrach wyprzedził mnie Joachim Mikler, jeden z najlepiej zjeżdżających zawodników w stawce. Chwile trwało zanim się zebrałem ale już chwile później byłem na jego kole i dzięki temu szybciej znalazłem się w czołówce. Niestety nie na długo, po 10 kilometrach od startu gdy chciałem przesunąć się bardziej do przodu znowu miałem problem z łańcuchem, niestety gdy myślałem, że tylko spadł to okazało się, ze się rozpiął. Musiałem się zatrzymać, czołówka odjechała, gdy się wracałem to zaledwie dwie osoby zdążyły przejechać a nad kolejną grupką była już większa różnica. Byłem bardzo zły, sfrustrowany, gdyby nie wysoka opłata startowa jaką poniosłem to nie jechałbym dalej. Na szczęście łańcuch leżał na drodze i nie musiałem go szukać w krzakach, wyjąłem nowiutką spinkę z torebki, profilaktycznie także skuwacz i wziąłem się za naprawę. Miejsce nie było zbyt dobre, przejeżdżający z dużą prędkością kolarze a także samochody nie sprzyjały skupieniu się na tym co mam zrobić. Pierwszy problem jaki się pojawił to odpowiednie ułożenie łańcucha, nie byłem w stanie stwierdzić w jakim kierunku ułożyć łańcuch aby napęd działał poprawnie. W końcu po kilku minutach prób wybrałem najbardziej pasujące według mnie ułożenie i wyjąłem spinkę i próbowałem ją założyć. Ciężko szło, około 10 minut męczyłem się i spinka dopiero wskoczyła. W końcu ruszyłem w dalszą drogę, byłem na szarym końcu stawki z ogromną startą. Po kilku obrotach korby spinka wskoczyła na swoje miejsce i mogłem jechać, już wiedziałem, ze źle założyłem łańcuch bo napęd pracował bardzo głośno. Początek jazdy był ciężki, nogi zastane i nie mogłem się rozkręcić. Pierwszy kilometr z wiatrem lekko w dół a później zaczął się podjazd. Ruszyłem mocno aby przepalić trochę nogę. Przy jeździe z mocą ponad 300 Wat nic niepokojącego z łańcuchem się nie działo i jechałem mocno. Już na początku podjazdu w kierunku Lalik wyprzedziłem pierwszą osobę a kolejnych w drugiej części podjazdu. Na krótkim zjeździe odpuściłem, pusta droga na podjeździe w Suchem pozwoliła na równą i mocną jazdę. Tam też niestety przestał działać miernik mocy i zaczęła się jazda na tętnie i na wyczucie. Po podjeździe straciłem trochę czasu na wyciągniecie żela i dopiero w drugiej części zjazdu do ronda w Lalikach mogłem skupić się tylko na jeździe. Później brakowało trochę współtowarzysza do jazdy, na odcinku prowadzącym lekko w dół jechałem mocno ale na pewno tam straciłem dużo czasu. Gdy zaczął się kolejny podjazd to znowu dałem z siebie dużo. Jedynie w takich momentach mogłem nadrabiać i sprawdzić się na tle zawodników z czołówki. Jechałem mocno ale w pewnym momencie musiałem zwolnić podczas wyprzedzania innych osób. Przed zjazdem dojechałem do kolejnego ale na zjeździe nie byłem w stanie go wyprzedzić, zjeżdżał kiepsko ale ciężko było znaleźć miejsce na bezpieczne wyprzedzanie. Dopiero po zjeździe mogłem jechać swoje. Dobrze przejechałem krótki podjazd ale później musiałem hamować, na drodze pojawił się najpierw samochód a później pieszy i musiałem ich przepuścić. Na najbardziej znienawidzonym przeze mnie odcinku tym razem walczyłem z wiatrem i traciłem na pewno kolejne cenne minuty do najlepszych. Dopiero na ostatnim kilometrze przed wjazdem na Słowację dałem z siebie dużo więcej i w dobrym tempie wjechałem podjazd. Na początku zjazdu dogoniłem samotnie jadącą Dominikę Hanke, zdziwiłem się, że nie ma obok niej nikogo z Drużyny, nie przypominam sobie żebym mijał kogokolwiek po drodze. Narzuciłem takie tempo aby nie było za mocne i jechałem tak aż do wjazdu do Polski. Przed samym dojazdem do Jaworzynki pomyliłem się i skręciłem o jedną drogę za wcześnie. Szybko naprawiłem ten błąd i zacząłem się zastanawiać czy jeszcze kogoś dogonię bo nie chciałem zostawiać towarzyszki samej a na trudniejszym odcinku nie byłbym w stanie jej pomóc. W Jaworzynce zauważyłem zawodnika stojącego na poboczu z dziurawą dętką, nie chciał od nikogo pomocy wiec pojechałem dalej. Na horyzoncie pojawiła się kilkuosobowa grupka. Nie chciałem przyśpieszać i dogonić udało się dopiero przed bufetem. Na trudniejszym odcinku ruszyłem mocniej i swobodnie odjechałem. Od tego momentu jechałem już swoim tempem. Pierwszy podjazd był na sprawdzenie czy w nogach jeszcze jest odrobinę mocy. Wjechałem dosyć mocno i szybko i rozpędziłem się przed kolejnym, krótkim ale bardzo stromym podjazdem następującym po zjeździe. Podjazd poszedł nieźle, być może na poziomie najlepszych ale na wypłaszczeniu znowu nie byłem w stanie jechać odpowiednio mocno. Kolejny krótki podjazd znowu mocniejszy a później znowu spokojniej i tak w kółko aż do wjazdu na główną drogę. Po drodze wyprzedziłem jedną zawodniczkę, nie chciałem dawać jej zmiany bo wcześniej pracowałem na inną, być może jej rywalkę i nie byłoby to do końca sprawiedliwe. Musiałem się zmotywować do mocniejszej jazdy ale już po zjeździe do Milówki miałem bezpieczną przewagę. Długi, nudny odcinek przez Kamesznicę dłużył mi się strasznie, chciałem zażyć jeszcze magnez ale zabrałem się za to odrobinę za późno bo już zaczynał się decydujący, finałowy, trudny i ciekawy podjazd. Na początku jechałem zachowawczo, pierwszą stromiznę pokonałem z rezerwą. Po wypłaszczeniu na którym wziąłem potężny łyk z bidonu ruszyłem mocniej. Mijałem wielu ludzi, część z nich już prowadziło rower a inni jechali dużo wolniej. Jechałem już bardzo mocno, na tyle ile pozwoliły nogi, sprzęt a także odległość pozostała do końca. Na wypłaszczeniu po skręcie w kierunku Tynioka nieco zluzowałem i nie rozpędziłem się na tyle ile mogłem. Kolejną ściankę wjechałem w dobrym tempie, wyprzedziłem kolejne kilka osób, już wtedy przypomniałem sobie, że najgorsze dopiero przede mną, krótki zjazd był zasłoną dymną przed dwoma bardzo trudnymi ściankami kończącymi podjazd na Tyniok. Na pierwszej poszedłem na maksa i gdy zorientowałem się, że jest jeszcze druga to ciężko już było znaleźć więcej sił. Wykorzystał to zawodnik do którego zbliżyłem się na przedostatniej ściance. Ja byłem już wyjechany na maksa, on jechał dużo wolniej cały podjazd i na sam koniec zachował więcej sił, z drugiej strony to finisz o odległe miejsce nie miał żadnego sensu. Dałem z siebie na ostatnim podjeździe dużo, gdyby stawką było wysokie miejsce to może wycisnąłbym z siebie więcej, za bardzo odpuszczałem na wypłaszczeniach a i początek był słaby wiec rezerwa jeszcze była.
Zaprezentowałem bardzo dobrą formę tego dnia, los chciał, ze nie byłem w stanie przełożyć tego na rezultat startowy i nie wiem w którym miejscu stawki się znajduję. Czas z samej jazdy pozwoliłby na miejsce w 3 dziesiątce OPEN, jak na jazdę SOLO, przez część dystansu dużo luźniej niż pozwoliły na to nogi to nie jest taki zły rezultat. Celu na ten dzień nie zrealizowałem, nie sprawdziłem się na tle czołówki, czasy podjazdów nie mówią wiele a biorąc pod uwagę wszystkie czynniki i okoliczności to nie mogę być zadowolony bo wiele rzeczy nie wyszło, po raz kolejny mając styczność z Road Trophy spotyka mnie pech i ogromny zawód, nie wiem czy zdecyduje się na start za rok bo zbyt dużo mnie to kosztuje a nie jest to tego warte.


Informacje o podjazdach:


kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum