Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

No Limited 2019

Dystans całkowity:4001.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:146:33
Średnia prędkość:27.30 km/h
Maksymalna prędkość:92.00 km/h
Suma podjazdów:52914 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:171 (87 %)
Suma kalorii:65985 kcal
Liczba aktywności:59
Średnio na aktywność:67.81 km i 2h 29m
Więcej statystyk

Tatra Road Race 2019

Sobota, 13 lipca 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig, Zawody 2019
Km: 122.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:23 km/h: 27.83
Pr. maks.: 78.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 180180 ( 92%) HRavg 162( 83%)
Kalorie: 2430kcal Podjazdy: 3200m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Najważniejszy start a zarazem jeden z głównych celów na ten rok mam już za sobą. Przygotowywałem się do tego wyścigu bardzo starannie i przy moim zdrowiu, ilości czasu jaki mogłem poświęcić na trening oraz możliwościach mojego organizmu zrobiłem wszystko aby się do tego wyścigu jak najlepiej przygotować i szczyt formy przypadł właśnie na ten wyścig. W ostatnim tygodniu walczyłem z silnym przeziębieniem a także przez trzy dni nie miałem możliwości jeździć na rowerze. Przy moim zdrowiu jazda w deszczu nie jest wskazana i dlatego długo wahałem się czy w ogóle jechać. Dopiero po 18 w piątek wyjechałem w towarzystwie znajomych w kierunku Zakopanego. Po dojeździe wykorzystałem moment i sprawdziłem sprzęt. Po dobrej kolacji długo nie mogłem zasnąć, poziom adrenaliny był tak wysoki, że nie byłem zmęczony przed startem. Rano pojechałem odebrać bogaty pakiet startowy i wróciłem na śniadanie. Czas szybko zleciał i musiałem jechać na rozgrzewkę. Ubrałem się zachowawczo, potówka, ochraniacze na buty oraz rękawki przydały się dopiero w końcowej fazie wyścigu. Rozgrzewka była odpowiednio długa i intensywna, zabrakło tylko dłuższego odcinka na FTP. Przed startem postawiłem przed sobą cele które w całości udało się zrealizować. Pierwszym z nich było pojawienie się na starcie i pomimo startu z ostatniego sektora w którym nie miałem dobrej pozycji, wolałem dobrze się rozgrzać i nadrabiać pozycje na trasie niż wystartować z lepszej pozycji i nie potrafić jechać odpowiednio mocno aby tą pozycję utrzymać. 
   Gdy nadeszła pora startu i sygnał to ponad minuta minęła zanim ruszyłem. Od startu jechałem mocno, przesuwałem się do przodu i gdy w peletonie zrobiły się dziury to nie musiałem spawać i dzięki temu oszczędziłem trochę sił. Przed podjazdem pod Salamandrę będącym pierwszą wspinaczką dnia byłem w dobrym miejscu, przede mną spora liczba osób a z tyłu nikogo. Odcinek dojazdowy do pierwszego podjazdu był jednym z najlepszych początków wyścigów w jakich brałem udział, zwykle popełniałem tam masę błędów a tym razem pomijając pozycję startową nie ma nic co mógłbym zrobić lepiej. Przy tym elemencie stawiam plusa, już drugiego tego dnia. Nie chcąc powtórzyć sytuacji z Pętli Beskidzkiej gdy pierwszy podjazd pojechałem za mocno a później długo cierpiałem i dochodziłem do siebie zacząłem podjazd na mocy progowej i cały czas się jej trzymałem. Wyprzedziłem sporo osób, w tym kilku startujących z pierwszego sektora a strata do najlepszych po 5 kilometrach wynosiła już ponad 2 minuty. Zaczął się zjazd a także pierwsze tego dnia problemy. Wróciły stare czasy gdy wszyscy zostawiali mnie na zjeździe jak chcieli, aby było jeszcze ciekawiej to na bardzo nierównej nawierzchni przy zmianie przełożenia spadł mi łańcuch, nałożenie go nie było łatwą sprawą i dobre 2 kilometry jechałem bez kręcenia. Dopiero gdy droga stała się równiejsza to udało się naprawić usterkę. Straciłem na tym trochę czasu a także sił na późniejszą gonitwę. Pogoń zakończyłem dopiero na podjeździe pod Ostrysz. O odpoczynku nie było mowy bo zaczął się zjazd na którym znowu prawie zostałem odczepiony. Na trzecim podjeździe dnia starałem się przesunąć do przodu ale nie bardzo mi to wyszło. Wjechaliśmy na dobrze znaną mi drogę w kierunku Ratułowa, moja jazda wyglądała już lepiej i mogłem chwilę odpocząć. Nie przeczuwałem, że już niedługo będę skazany na samotną jazdę. Podjazd w Czerwiennem przejechałem w środku grupy a gdy skręciliśmy w boczną drogę i zrobiło się stromiej to wyszedłem na czoło i nawet zrobiłem niewielką przewagę. Nie trwało długo jak zostałem złapany i znowu znalazłem się na tyle. Kolejny podjazd był krótki i stromy. Na takich sobie nie radzę najlepiej i wjechałem z tyłu a po minięciu premii górskiej popełniłem największy błąd. Odpuściłem na moment i zrobiła się różnica którą powiększył zjazd. Od tego momentu już jechałem głównie solo. Oczywiście próbowałem gonić, złapałem najpierw jednego a następnie drugiego zawodnika ale pogoń nie mogła się udać bo czekał nas trudny technicznie zjazd do Skrzypnego. Po zjeździe na moment zostałem zmieniony na czele i to był koniec współpracy w tej grupce. Na podjeździe pod Pitoniówkę chciałem wykrzesać z siebie więcej i gdy tylko nachylenie wzrosło to swobodnie odjechałem i dokładając do pieca zbliżyłem się do grupy której dałem wcześniej odjechać na około 15 metrów. Ta różnica była za duża do zniwelowania na zjeździe i byłem skazany na dalszą solową jazdę. Zjazdy mi tego dnia potwornie nie wychodziły i szybko straciłem grupę z pola widzenia. Przewaga jaką udało się im wypracować była tak duża, że pomimo mocnej jazdy i łapania pojedynczych zawodników większe skupisko kolarzy zobaczyłem dopiero na podjeździe pod Czerwienne. Gdy zaczynałem ten podjazd to grupka była już w połowie wzniesienia. Jechałem cały czas swoje, noga pracowała jakby lepiej niż wcześniej i dzięki temu dystans szybko leciał. Na bufecie wymieniłem bidon, zjazdem arbuza i jechałem dalej. Starałem się jechać cały czas równie mocno jak wcześniej i nawet to wychodziło. Zjazdy o ile to możliwe były jeszcze gorsze niż wcześniej co nie wpłynęło zupełnie na moją motywację a tylko powiększyło moją stratę do najlepszych. Z ulgą dojechałem do początku podjazdu na Pitoniówkę gdzie znowu mogłem nadrobić trochę czasu. Wjechałem równie mocno jak za poprzednim razem i zbliżyłem się po raz kolejny do grupy ale jej nie złapałem. Zjazd jakby poszedł odrobinę lepiej. Zbliżyłem się do kilku zawodników a na kolejnym podjeździe już ich miałem. Po trzech godzinach jazdy zaczęło padać. Byłem na to przygotowany i dlatego moja wydajność nie spadła. Przed Czerwiennem zbliżyłem się do grupy, na podjeździe wyprzedziłem i na ostatni bufet wjechałem samotnie Ponowna zmiana bidonu, banan i kierunek meta. Na rozjeździe miałem około 25 minut straty do najlepszego zawodnika. Pomimo deszczu sprawnie dostałem się do Zębu i zacząłem zjazd do Nowego Bystrego. Wyprzedziłem kilka osób, o dziwo w deszczu nie zjechałem gorzej niż w suchych warunkach. Do mety zostało około 20 kilometrów z kilkoma podjazdami. Pierwszy z nich to znany mi odcinek w kierunku Butorowego z inną, dosyć trudną końcówką. Wjechałem całkiem sprawnie i znowu wyprzedziłem kilka osób a czułem się cały czas dobrze. W międzyczasie przestało już padać ale ciężkie chmury wciąż wisiały w powietrzu. Odcinka do Butorowego nie znałem zupełnie, dwa kolejne podjazdy były ciekawe. Dokładnie takie jak lubię i na jakich tego dnia czułem się najlepiej. Jechałem swoje i wyprzedzałem kolejnych zawodników. Na szczycie ostatniej tego dnia premii górskiej znowu zaczęło padać i droga w dół przypominała rzekę. Dosyć szybko i bezpiecznie zjechałem do Dzianisza. Ostatni podjazd zupełnie mi nie podszedł. Nie umiałem jechać odpowiednio mocno a rezerwy sił były. Puściłem tylko jednego zawodnika, sam dogoniłem kilku, ktoś dojechał z tyłu i ostatni zjazd zaczynaliśmy w 7 osób. Puściłem się bardzo odważnie w dół i w Kościelisku było nas dwóch. Na finiszu nie miałem najmniejszych szans więcej postanowiłem dać mocną zmianę przed wjazdem na metę. Droga cały czas biegła w dół, utrudnienia na drodze spowodowały, że dwukrotnie musiałem hamować. Po skręcie na ostatnie 400 metrów zacząłem tracić. Na długim finiszu byłem w stanie wygenerować ponad 450 Wat co okazało się za mało i straciłem 5 sekund.
Na mecie byłem zadowolony ale i zmęczony. Zrobiłem swoje, popełniłem trochę błędów przez które straciłem trochę czasu, pod wieloma względami moja jazda nie była wzorowa ale byłem na tyle skuteczny aby pojechać na miarę ambicji, możliwości i oczekiwań. Mijając metę zrealizowałem kolejny cel, ukończyłem ten piekielnie trudny wyścig. W nagrodę dostałem piękny medal. Niestety szybko się wychłodziłem i nie czułem się za dobrze. Szybko oddałem numer z pleców, zjadłem kilka kawałków arbuza i zdecydowałem, że najpierw pójdę na posiłek a później pojadę na ciepły prysznic. Trochę czasu zajęło oddanie roweru do depozytu i zejście w miejsce gdzie dostępny był posiłek. Tutaj kolejne zaskoczenie, samoobsługa, można sobie było nabrać tyle makaronu i sosu z mięsem ile się chciało a i dokładka była możliwa. Ja wsunąłem jedną dużą porcję. Gdy chciałem sobie sprawdzić dane w liczniku to okazało się, że po raz kolejny licznik nie zapisał mi dobrze aktywności. Jest to już kolejny wyścig z którego nie mam pełnych danych a co za tym idzie, nie mogę dokładnie przeanalizować jazdy i wyszukać rzeczy które musze poprawić. Dużo lepiej mi się zrobiło gdy zobaczyłem wyniki. W kategorii zameldowałem się na 6 miejscu, tym samym co tydzień temu na Pętli Beskidzkiej z mniejszą stratą do podium. Trochę gorzej wyglądało to w OPEN gdzie sklasyfikowano mnie jako 40 zawodnika. Przed sezonem postawiłem sobie za cel miejsce w najlepszej 10 kategorii wiekowej na tym wyścigu i to się udało zrealizować. Na dzień dzisiejszy mam też zapewniony pierwszy sektor startowy na następny rok. Aby go utrzymać będę musiał zanotować solidne wyniki na początku przyszłego sezonu co przy odpowiednim treningu jest całkiem możliwe. Własne cele zrealizowałem, pojechałem całkiem dobry wyścig i jestem bardzo zadowolony. Wyciągnąłem też masę wniosków które myślę, że pomogą wyeliminować mi błędy i skuteczniej walczyć w następnym sezonie. Po posiłku szybko odebrałem rower i w luźnym tempie dojechałem na kwaterę pod ciepły prysznic. Buty i ciuchy do suszenia, w rowerze szybko przeczyściłem napęd i nasmarowałem aby nie zardzewiał i powoli piechotą ruszyłem w kierunku hotelu Merkury na dekoracje. Zdążyłem w odpowiednim momencie gdy zaczynali dekorować dystans HARD. Dla Jas-Kółek indywidualne podium wywalczyła tylko Angelika, poza tym trzy miejsca w 6 kategorii wiekowej i start 9 innych zawodników głownie na dystansie HELL pozwolił naszej drużynie stanąć na 3 miejscu podium. Było to pewne zaskoczenie bo sporo drużyn było liczniejszych a o ostatecznym układzie zdecydował wynik naszego najwytrwalszego zawodnika który pomimo bardzo małej ilości treningów zdecydował się na start na dystansie HELL i ukończył go zaledwie 10 minut przed regulaminowym czasem. Gdyby zdecydował się na HARD i go przejechał to także byłoby podium ale różnica byłaby zaledwie kilkukilometrowa. Wyniki drużynówki sprawdziłem tylko z ciekawości. Gdyby nikt ich nie sprawdził to byłoby zaskoczenie i brak czasu na przygotowanie do wejścia na pudło. Liczba dekoracji była tak ogromna, że na Drużynówkę czekać było trzeba ponad godzinę. Po wejściu na scenę byliśmy najmniej liczną drużyną ale te dwie pierwsze wyraźnie z nami wygrały i nie było szans na nic więcej. Był to bardzo przyjemny moment bo po kilku wyścigach z cyklu Road Maraton w których Jas-Kółka zdobywała najwięcej punktów nie było dekoracji Drużyn a dla niektórych była to pierwsza okazja do stanięcia na podium w tym sezonie a dla innych także pierwsza wśród Jas-Kółek. Na koniec czekały jeszcze nagrody przekazane przez sporą ilość sponsorów. Opłacało się zostać do końca bo ostatnim numerem jaki został wybrany był mój numer. Byłem trochę oszołomiony a zarazem zmęczony po całym dniu i nie byłem w stanie okazać zadowolenia tym faktem. Na scenę dotarłem z dużymi problemami a pytanie jakie dostałem było dosyć podchwytliwe ale udało się na nie odpowiedzieć. Nagroda jaką dostałem jest idealną rekompensatą za te wszystkie niepowodzenia jakie mnie spotkały w ostatnich latach. Jedynym problemem był rozmiar tej nagrody, maszerując z dużym Voucherem przez Zakopane wyglądałem co najmniej dziwnie. Pomimo wielu obaw i zwątpień zaliczam ten weekend do udanych.
Organizacja tego wyścigu stała na bardzo wysokim poziomie, najwyższym w Polsce. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Obsługa wszystkich stoisk, od biura zawodów, przez stoisko z pamiątkami, bufety czy osoby zabezpieczające miejsce depozytu rowerów byli bardzo mili i pozytywnie nastawieni w odniesieniu do wszystkich zawodników. Służby porządkowe, zabezpieczające trasę spisały się na medal a Organizatorzy wykonali kawał dobrej roboty za którą należą się duże brawa i podziękowania. Nie sądziłem, że w naszym kraju da się zorganizować wyścig na takim poziomie przewyższającym organizacje chwalonych przeze mnie wyścigów w Czechach. Dodając do tego trudną trasę jestem pełen podziwu i z wielką przyjemnością stanę na starcie za rok.
Podsumowując swój start dopatrzyłem się zarówno plusów jak i minusów:
Zacznę może od plusów:
Na duży plus rozgrzewka która była dla mnie idealna i od startu mogłem jechać mocno i przesuwać się do przodu.
Dobrze pojechałem pierwsze trzy kilometry do początku podjazdu na Salamandrę. Jakby tak wyglądały początki każdego wyścigu w moim wykonaniu to mógłbym mówić o dużym progresie w tym zakresie.
Dobra i równa jazda na podjazdach. Szczególnie dobrze czułem się na odcinkach o nachyleniu 7-12 %, trudniejsze sekcje były także niezłe a niezadowolony mogę być jedynie z ostatniego podjazdu pod Butorowy gdzie po prostu nie byłem sobą i nie potwierdziłem poziomu jaki prezentowałem na wcześniejszych podjazdach.
Bardzo dobra jazda w deszczu. Zwykle gdy było mokro to nie istniałem, traciłem sporo czasu, szybko się wychładzałem a zdarzyło się nawet, że wycofałem się z dalszej rywalizacji. Najwięcej zyskałem właśnie wtedy gdy padało, na podjazdach jechałem swoje a na zjazdach szytki Vredestein Fortezza Senso spisały się na medal i nie zjeżdżałem wcale wolniej jak w suchych warunkach.
Bardzo duża motywacja i walka do samego końca. Często jak miałem trudne początki to odpuszczałem. Pomimo problemów i słabej jazdy na początku wyścigu w dalszej części złapałem wiatr w żagle i jechałem swoim tempem. Znalazło się może kilka osób które potrafiło się ze mną utrzymać dłużej i dwie osoby które mnie dogoniły były przede mną na mecie. Wytrzymałościowo jestem bardzo dobrze przygotowany a umiejętne przyjmowanie kolejnych dawek jedzenia i picia nie spowodowało najmniejszego kryzysu.
W pewnym stopniu udało się przełożyć dyspozycję z treningów na wyścig, często się to nie udawało. Muszę jeszcze popracować nad tym elementem a efekty będą jeszcze większe.
Sprzęt po raz kolejny spisał się perfekcyjnie. Problemy z łańcuchem powtarzają się często i już wiem gdzie jest problem i dlatego tej usterki nie biorę pod uwagę przy ocenie.
Ostatni plus jest taki, że zaczynam się cieszyć z tych małych sukcesów. Wyniki może nie powalają na kolana, wiem, że stać mnie na więcej ale będąc niezadowolonym z osiąganych wyników mogę tylko pogorszyć sprawę. W ostatnich latach rzadko się cieszyłem z rezultatów i to było także przyczyną wielu błędów i porażek jakich doświadczyłem.
Z minusów na tym wyścigu mogę wymienić:
Słabą pozycje startową wynikającą z braku wyników wartych odnotowania w pierwszej części sezonu, debiutu na tym wyścigu który z automatu przypisywał mi miejsce w 4 sektorze startowym a także rozgrzewki którą skończyłem na tyle późno, że większość uczestników była już ustawiona w sektorze.
Bardzo słabe zjazdy, traciłem na tym sporo, szczególnie źle czułem się na wąskich, krętych i szybkich, stromych zjazdach. O dziwo lepiej było w końcówce gdzie na mokrych szosach nie traciłem prawie wcale.
Złą taktykę na pierwszy podjazd gdzie startując z dalekiej pozycji nie jadąc na maksa nie nadrobiłem tyle ile byłem w stanie.
Błędy techniczne powodujące, że kilka razy musiałem gonić grupę. W jednym momencie błąd był tak poważny, ze grupa odjechała na dobre i przez wiele kilometrów walczyłem samotnie. Pomijam problem z łańcuchem na pierwszym zjeździe bo tutaj problem leży zarówno po mojej stronie jak i złej nawierzchni .
Problemy z licznikiem który nie wiem czemu nie zapisał całości trasy. Miałem cały czas podgląd na licznik ale danych z drugiej połowy trasy nie mam. Kolejny wyścig z którego nie bardzo mam co analizować a na samych odczuciach z jazdy dużych postępów nie zrobię.
Podsumowując, był to zdecydowanie najtrudniejszy wyścig w jakim brałem udział. Dałem z siebie wszystko, walczyłem dzielnie i przy tych wszystkich okolicznościach jakie pojawiły się na trasie wiele lepiej być nie mogło. Poziom wyścigu dosyć wysoki, zawodnicy z którymi walczyłem na równi podczas Pętli tym razem okazali się lepsi. Musze być zadowolony z wyścigu bo wszystkie cele zrealizowałem, dojechałem cały i zdrowy, bez poważnego defektu sprzętu. Jedynie po raz kolejny zawiódł licznik który zapisał zaledwie połowę trasy pomimo tego, że podgląd na dane miałem cały czas, jedynie w deszczu wysokościomierz nie działał i dlatego nie miałem danych o nachyleniu i przewyższeniu w końcówce trasy. Mimo wszystko był to jeden z lepszych wyścigów jakie przejechałem. Aby prezentować lepszy poziom sportowy musze więcej i mocniej trenować aby w przyszłości spróbować nawiązać walkę z czołówką.

Informacje o podjazdach:

Nie mam wszystkich danych. 




Rozgrzewka i rozjazd

Sobota, 13 lipca 2019 Kategoria Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: 23.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:04 km/h: 21.56
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 450kcal Podjazdy: 320m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze

Rozgrzewka i rozjazd

Niedziela, 7 lipca 2019 Kategoria Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: 86.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:15 km/h: 26.46
Pr. maks.: 55.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 1710kcal Podjazdy: 580m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze

Czasówka Dolina Czarnej Wisełki 2019

Niedziela, 7 lipca 2019 Kategoria 0-50, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Zawody 2019
Km: 6.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:14 km/h: 25.71
Pr. maks.: 54.00 Temperatura: 21.0°C HRmax: 180180 ( 92%) HRavg 171( 87%)
Kalorie: 190kcal Podjazdy: 230m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po udanej sobocie byłem bardzo zadowolony ale i zmęczony. Nie bardzo mi się chciało jechać na czasówkę ale miałem duże szanse na pierwsze podium w sezonie i to przesądziło. Rozgrzewką podobnie jak w 80 % poprzednich czasówek jakie przejechałem był dojazd na rowerze. Około 40 kilometrowy odcinek z kilkoma utrudnieniami zajął mi około 90 minut i w miejscu startu byłem około 20 minut przed moim startem. Po drodze spotkałem znajomych którym zostawiłem zbędne rzeczy, zostawiłem sobie tylko pompkę, niecałe pół bidonu picia, telefon oraz licznik. Po drodze noga się rozkręciła i część rozgrzewki była już na dojeździe. Przed starem jeszcze pokręciłem, dokończyłem rozgrzewkę, zjadłem żela i ruszyłem w kierunku startu gdzie zamierzałem być około minutę szybciej niż miałem ruszać. Dojeżdżając wynikła sytuacja którą zinterpretowałem jako spóźnienie się na start a w rzeczywistości miałem jeszcze 30 sekund. Ruszyłem bardzo niepewnie i kilka sekund straciłem na wpięcie buta oraz rozpędzenie roweru. W liczniku ustawiłem sobie taką stronę na której nie było danych o dystansie, czasie jazdy oraz nachyleniu. Patrzyłem tylko na moc a później także prędkość i to mnie trochę zgubiło. Kręciłem  mocno, jechałem szybko, wydawało mi się, że za szybko a w rzeczywistości mogłem na tym odcinku dołożyć. Gdy dojechałem do mostu prowadzącego w stronę Stecówki to musiałem bardzo zwolnić a i tak prawie wpadłem na pieszych idących całą szerokością drogi. Nie umiałem złapać rytmu, starałem się dołożyć trochę mocy ale nie bardzo to wychodziło. Jechałem na tyle szybko, że nie musiałem zrzucać na małą tarcze z przodu a i tam mi się wydawało, że idzie mi nie najlepiej. Byłem pewien, że czołówka jechała tam dużo mocniej, lepiej i skuteczniej. Przed Stecówką zobaczyłem przed sobą zawodnika startującego minutę przede mną. Wziąłem łyka z bidonu i gdy wjechałem na interwałowy odcinek prowadzący do mety to postanowiłem jechać już na maksa. Nie wychodziło to najlepiej ale dystans szybko leciał i mając około 500 metrów do mety już wiedziałem, że poprawie zeszłoroczny czas. Na finiszu nie byłem w stanie generować więcej niż 500 Wat ale moc około 450 Wat utrzymałem dosyć długo. Wpadłem na metę z czasem o około 25 sekund lepszym niż rok wcześniej. Po sprawdzeniu czasu który był 8 wynikiem dnia oraz 2 w kategorii wiekowej byłem zadowolony tym bardziej, że nie miałem żadnych oczekiwań a ostatnią czasówkę jechałem dosyć dawno. Dłuższą chwilę stałem za metą i gdy już ruszyłem to pojawiło się sporo pieszych i cały zjazd koło Zameczku był wolny. Po zabraniu swoich rzeczy ruszyłem w kierunku hotelu Podium gdzie miała odbyć się dekoracja. Trochę trzeba było na nią poczekać ale warto było. Po dekoracji ruszyłem spokojnie w kierunku domu, wybrałem najłatwiejszy wariant czyli przejazd przez Wisłę. Korek w kierunku Ustronia sięgał już ronda na Oazie i mijając samochody raz z lewej, raz z prawej dostałem się do pierwszego wahadła na którym od razu trafiłem na zielone światło, na drugim również nie musiałem czekać a na trzecim po kilkuminutowym oczekiwaniu ruszyłem jako pierwszy. Nieco utrudnień było także w Ustroniu a później utrudnieniem był tyko wiatr. Pojechałem najkrótszą drogą i po drodze mała niespodzianka, nowy dywan na ul. Wierzbowej w Pogórzu, ta droga była już tak nierówna, że nowa nawierzchnia była potrzebna. Dojeżdżając do Bielska zaczęło kropić ale nie zdążyłem zmoknąć.




Pętla Beskidzka 2019

Sobota, 6 lipca 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019, Wyścig, Zawody 2019
Km: 91.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:12 km/h: 28.44
Pr. maks.: 86.00 Temperatura: 24.0°C HRmax: 186186 ( 95%) HRavg 167( 85%)
Kalorie: 2088kcal Podjazdy: 2170m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Połowa sezonu już za nami a wiec przyszedł czas na Pętlę Beskidzką – kultowy już wyścig znajdujący stałe miejsce w moim kalendarzu startów. Miał to być ostatni sprawdzian przed Tatrą Road Race i dlatego chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. W ostatnim tygodniu przed startem pojawiło się sporo dodatkowych problemów, m.in. zamknięcie kolejnych dróg i wprowadzenie dodatkowych odcinków z ruchem wahadłowym wpłynęło na ostateczną długość przebieg trasy. W tym roku najdłuższy dystans liczył 92 kilometry z sumą przewyższeń prawie 2200 metrów. Z jednej strony idealna trasa na sprawdzenie nogi a z drugiej nastawiałem się na dłuższe dystanse i takie 90 kilometrów w dobrym tempie jechałem po raz ostatni w zeszłym sezonie.
Przed startem przespałem całą noc a w poprzedzającym wyścig tygodniu regularnie się nawadniałem. Myślałem, że wszystko zrobiłem dobrze i w dzień startu popełniłem jeden błąd. Zjadłem bardzo syte śniadanie około 3,5 godziny przed startem a później tylko banana i batona a powinienem coś konkretniejszego. Rozgrzewka była dosyć dobra i z wyprzedzeniem zjawiłem się w sektorze startowym. Stanąłem w miejscu które było określone jako pierwsza linia startu, później jednak zjawili się czołowi zawodnicy i stanęli z przodu a cześć także poza wyznaczonym miejscem. Na starcie pojawili się także mocni zawodnicy bez numerów co już zmniejszyło moją chęć do ścigania.
Gdy nadeszła godzina startu to zrobił się straszny ścisk. Nie umiałem ruszyć normalnie i już kilka miejsc w plecy, później zaczęli mnie wyprzedzać zawodnicy i z bardzo dobrej pozycji na starcie zrobiła się średnia przed podjazdem na Zameczek. Już wtedy pomimo umiarkowanie mocnego tempa zaczynały się robić dziury, nie wiem czego niektórzy oczekiwali stając z przodu i zdając sobie sprawę, że tempa czołówki i tak nie utrzymają a mogą innym rozwalić wyścig. Zamiast jechać spokojnie w zwartej grupie już musiałem gonić odjeżdżającą czołówkę. Selekcja trwała cały czas i tego przeciskania się i jazdy slalomem pomiędzy innymi zawodnikami było sporo. Były momenty, że się nie dało i za górną bramą gdy czołówka podkręciła tempo miałem już starte i nie byłem w stanie odpowiedzieć na atak. Jechałem cały czas bardzo mocno, niemal na maksa ale to nic nie dało. Łapałem pojedyncze osoby, kilku było w zasięgu ale czołówki nie było widać. Dla mnie wyścig się skończył i zaczęła walka o złapanie się do jakiejś dobrej grupy która ścigać się będzie już nie o podium a o miejsce w 2 czy 3 dziesiątce OPEN. Z jednej strony byłem zadowolony, dawno nie pojechałem tak mocno pierwszego podjazdu na wyścigu a z drugiej byłem zrezygnowany, że tak szybko musiałem pożegnać się z czołówką. Kończąc Zameczek miałem już 30 sekund w plecy, w niedalekiej odległości widziałem przed sobą kilku zawodników, za moimi plecami też było parę osób wiec była szansa na stworzenie dosyć licznej grupy. Nie odpuściłem nawet na moment, praktycznie sam dociągnąłem do dwójki zawodników a na bardzo szybki, niebezpiecznym i pełnym różnych sytuacji zjeździe ze Stecówki dojechali kolejni. Zjechałem całkiem dobrze chociaż miałem spore problemy aby utrzymać tempo towarzyszy i w Zaolziu zjechaliśmy się w jedną grupę. Byłem już zmęczony, zdecydowanie za mocno pojechałem pierwsze 10 kilometrów a moc znormalizowana ponad 300 Wat potwierdziła tylko jak musiałem się namęczyć aby znaleźć się w tym miejscu. Skupiłem się na utrzymaniu koła grupy i do Koczego Zamku nie dawałem zmian. Tam powinienem spróbować nadawać tempo grupie ale nie byłem w stanie. Przy okazji złapaliśmy jeszcze jedną osobę która już odpadła od wcześniejszej grupy. Przez ten chaos na Zameczku nawet nie wiedziałem ile rzeczywiście osób jedzie z przodu ale nie miałem ani czasu ani ochoty aby o tym myśleć. Jakoś przetrwałem do końca podjazdu i liczyłem na chwile wytchnienia na zjeździe. Zaczynając go z tyłu bałem się, że odpadnę od grupy i już jej nie dogonię. Niestety moje przypuszczenia okazały się słuszne, ku mojemu zdziwieniu nie byłem najsłabszy na zjazdach w tej grupie i pomimo tego, że zjechałem jako ostatni to miałem przed sobą dwójkę zawodników. Początkowo jechaliśmy po zmianach, starałem się jechać bardzo mocno i w pewnym momencie zauważyłem, że zaczynamy się zbliżać do grupy. Po jednej ze zmian zluzowałem na moment i nie złapałem koła i dwójka odskoczyła na kilkanaście metrów. Przewaga trochę wzrosła i gdy zaczął się krótki ale stromy podjazd to grupa zwolniła. Jeden zawodnik zdołał doskoczyć do reszty a ja wciąż miałem stratę. W tym momencie dalej moc znormalizowana była bliska 300 Wat a w nogach już ponad 20 kilometrów. Zjadłem żela i zagiąłem się aby spróbować jeszcze dołączyć. Tempo w grupie było mocne bo dwie lub trzy osoby odpadły a ja wciąż miałem grupę w zasięgu. Po łatwiejszym fragmencie z krótkim zjazdem zaczął się około 500 metrowy podjazd z nachyleniem przekraczającym miejscami 10 %. Zrzuciłem ząbek niżej i zdołałem dojechać do grupy. Odpocząłem trochę na kole grupy i na zjeździe odpiął mi się czujnik od miernika mocy. Na początku nie wiedziałem co to jest ale gdy skręciliśmy na krótki ale stromy podjazd w Suchem to się zorientowałem. Trzymałem się z tyłu i gdy tylko się wypłaszczyło to naprawiłem usterkę. Oczywiście straciłem kilkanaście metrów i musiałem znowu gonić. Udało się dopiero na końcu zjazdu przed rondem i na podjeździe przesunąłem się do środka. Gdy tylko skręciliśmy w kierunku Jaworzynki to wyszedłem na zmianę. Jechało się dobrze, dosyć szybko i mocno. Powoli zaczynałem dochodzić do siebie po zbyt mocnym początku i tych wszystkich pogoniach po zjazdach czy problemach z utrzymaniem koła. Z przodu trzymałem się do początku zjazdu i wtedy prawie wszyscy mnie wyprzedzili. Wiedziałem, że niedługo zacznie się podjazd i nawet gdy starce kilka metrów to powinienem doskoczyć na stromiźnie. Na szczęście nie byłem ostatni i podjazd na WyrchCzadeczkę wjechałem w grupce. Na wypłaszczeniu dałem krótką zmianę a na zjeździe nie czułem się zbyt pewnie i ponownie straciłem dystans. Dołączyłem dopiero na początku kolejnego podjazdu w kierunku Istebnej. Do bufetu trzymałem się z tyłu, wymieniłem bidon na pełny i zacząłem przesuwać się do przodu. Na główną wjechałem już na dobrej pozycji i starałem się ją utrzymać do początku podjazdu na Ochodzitą. Pagórkowaty odcinek do Koniakowa przejechałem z przodu a gdy tylko droga zaczęła się wznosić do góry to wyszedłem na czoło i dyktowałem tempo aż do końca podjazdu. Tempo było mocne ale z rezerwami, wystarczyło to jednak aby rozciągnąć stawkę, nie wiem czy wszyscy się utrzymali bo wolałem skupić się na zjeździe. Tym razem lepiej poszedł ale i tak musiałem hamować bo nie wszyscy jechali całkiem pewnie. Przez Kamesznice współpracy nie było wcale, kto mocniej pociągnął to odjeżdżał. Ja dobrze 2 kilometry jechałem około 30 metrów przed grupą. Na podjeździe wzdłuż ekspresówki sam prowadziłem grupę, na zjeździe odpuściłem i stromy podjazd w Suchem znowu jechałem na końcu. Na zjeździe tym razem bez gonienia innych i na zmianę wyszedłem przed skrętem w kierunku Jaworzynki. Po kilkuset metrach gdy schodziłem ze zmiany to na czoło wyszedł Przemek Szlagor i zaczynał zyskiwać przewagę. Ja nie miałem ochoty go gonić a inni tez najwidoczniej nie chcieli a przy dobrej współpracy na pewno odjazd by nie wyszedł. Gdy zaczął się zjazd popełniłem błąd przy zmianie przełożeń i spadł mi łańcuch, szybko udało się wrzucić go spowrotem na blat bez zatrzymywania się. Do mety pozostało niecałe 20 kilometrów, w kieszeni powinienem mieć jeszcze dwa żele a tam był tylko jeden. No cóż, wziąłem tego ostatniego żela z myślą, że na tym dojadę do mety. Na zjeździe poprzedzającym podjazd do bufetu jeden z zawodników prawie wypadł z trasy. Jechałem bezpośrednio za nim i musiałem mocno hamować, na szczęście wszystko dobrze się skończyło i dalsza część zjazdu była już zachowawcza. Na podjeździe w kierunku bufetu i głównej drogi w Istebnej zrobiła się delikatna selekcja. Ja wjechałem z przodu i dzięki temu mogłem kontrolować to co się dzieje. Jeden z zawodników odpadł, zostało nas 8 osób. Na interwałowym odcinku do Jaworzynki zrobiła się kolejna selekcja, trzech zawodników odjechało na zjeździe a gonitwa jakoś nie przynosiła rezultatów lub nie każdy jechał na tyle mocno aby dojechać do uciekinierów na podjeździe za granicą. Zostało nas 5 i w takim składzie wjechaliśmy spowrotem do Polski. Wśród 4 osób które mi towarzyszyły były aż dwie z mojej kategorii wiekowej. Niestety zaczynałem czuć, że zbliżają się skurcze, brakło tego jednego żela oraz chyba większej ilości picia na trasie. Sięgnąłem po magnes który wziąłem na wszelki wypadek. Gdy go skończyłem to jadącego przede mną Mateusza Kwiatkowskiego zaatakowały skurcze. Pewnie więcej osób miało ten sam problem. Mimo faktu, że byłem już ujechany i świadomy tego, że magnes może nie pomóc starałem się trzymać w grupce. Po kilku minutach strzelił jeden zawodnik z mojej kategorii wiekowej i zostało nas trzech. Wiedziałem, że chcąc wjechać ostatni podjazd w jakimś rozsądnym tempie to muszę trochę zwolnić i oszczędzić trochę sił. Tak też zrobiłem, dwójka odjechała ale chwile później już każdy jechał sam. Sądziłem, że na koniec jest trudniejsza wersja podjazdu na Olecki. Była ta łatwiejsza i dzięki temu nie straciłem tyle na samym podjeździe. Podjazd zacząłem około minutę za Kubą i 30 sekund za Pawłem. Zmotywowałem się aby dać z siebie więcej i cisnąłem ile mogłem w kierunku mety. Udało się odrobić jedną pozycję, na ostatnich ściankach dałem z siebie już maksimum i nie odpuściłem aż do mety. Zdecydowałem się na finisz, nie łatwo się ściga z samym sobą i nie byłem w stanie wycisnąć z siebie więcej niż 650 Wat. Byłem pewien, że jestem 6 w kategorii A i zapewne w 3 dziesiątce OPEN. Nim sprawdziłem wyniki to zdążyłem lekko rozjechać nogi i zjeść sporo kawałków arbuza. Ostatecznie sklasyfikowano mnie jako 15 zawodnika całego wyścigu. Całkiem nieźle biorąc pod uwagę przebieg całej rywalizacji oraz moje tego sezonowe osiągnięcia. Przez większą cześć wyścigu pozostawałem w grze o pierwszą 10 OPEN co do tej pory zdarzało mi się bardzo rzadko a najczęściej kończyło już w pierwszej połowie wyścigu. Do najlepszych straciłem prawie 20 minut co mówi tylko o tym ile mnie jeszcze pracy czeka aby wskoczyć poziom wyżej. Jest to trzeci wyścig ze startu wspólnego który kończę na 15 miejscu OPEN. Poprzednio mi się to zdarzyło w 2014 roku w Toruniu gdy klasyfikowany byłem jeszcze w kategorii H a wyścig ukończyło zaledwie 25 osób oraz w 2018 roku w Ujsołach gdy dojechałem w czołówce w słabiej obsadzonym i rozgrywanym na dużo łatwiejszej trasie wyścigu w którym o zajętym miejscu decydował finisz około 20 osobowej grupy.
Wynik z Pętli Beskidzkiej oceniam jako największy sukces jeżeli chodzi o moje starty w wyścigach. Praktycznie przez cały wyścig jechałem maksymalnie w 10 osobowej grupie bez pomocy osób bez numerów, pokonałem całą bardzo trudną trasę w dobrym tempie, z problemami które nie miały dużego wpływu na wynik. Na słabiej obsadzonym krótszym dystansie z taką jazdą zmieściłbym się w 10 OPEN i być może na podium w kategorii. Lepszej możliwości sprawdzenia swojej formy nie było.
Popełniłem kilka błędów, dużo ryzykowałem ale się opłaciło, wycisnąłem z siebie tego dnia bardzo dużo i na mecie czułem zmęczenie. Nigdy tak mocno nie pojechałem żadnego początku wyścigu, płaciłem za to przez pierwszą godzinę wyścigu. Za mało zjadłem przed startem a na trasie o jeden żel za mało, ten którego nie umiałem znaleźć a był w innej kieszeni niż pozostałe. Zbyt mało piłem co doprowadziło do stanu przed skurczowego i chyba zbyt dużo czasu spędzałem na zmianach. Inną sprawą jest, że po mocnym początku nie byłem w stanie generować na podjazdach więcej niż 300 Wat w dłuższym czasie. W każdym z tych elementów są jakieś rezerwy do wykorzystania. Może by to nie dało zbyt wiele ale przynajmniej wiem jak lepiej przygotować się do startu przed Tatra Road Race.
Po wyścigu zjechałem do Wisły i dosyć sprawnie przejechałem remontowany odcinek i około 15:30 byłem już w domu. Później równie przyjemna część soboty która mogła trochę zaburzyć regeneracje przed niedzielną czasówką.



 

Rozgrzewka i rozjazd

Sobota, 6 lipca 2019 Kategoria Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: 25.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:58 km/h: 25.86
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 490kcal Podjazdy: 260m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze

Trening 70

Środa, 3 lipca 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019, w grupie, avg>30km\h
Km: 90.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:43 km/h: 33.13
Pr. maks.: 68.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 180180 ( 92%) HRavg 144( 73%)
Kalorie: 1475kcal Podjazdy: 770m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatni trening przed Pętlą Beskidzką. Tym razem udało się wygospodarować więcej czasu i trening podzieliłem na dwie części. Pierwsza miała być seria powtórzeń w 7 strefie mocy a drugą mocne rundy z TwomarkSport. Wyjeżdżając z domu czułem się nieźle, noga całkiem dobrze podawała. Gdy przyszło do powtórzeń to zaczęły się schody. Postanowiłem zrealizować trening w Dolinie Wapienicy. Na początek źle dobrałem odcinek testowy i zacząłem zdecydowanie zbyt późno. Po pierwszym sprincie i odpowiedniej przerwie drugi zryw był fatalny. Nie udało się wytrzymać 30 sekund a wpływ na to miał zbyt duży ruch pieszych w Dolinie. Zrezygnowałem z dalszych powtórzeń ale gdy wjechałem na ostatni asfaltowy fragment to zrobiłem jednak dwa kolejne, ale nie za dobre sprinty. Po spokojnym zjeździe w dół ostatnie dwa powtórzenia zrobiłem na ulicy Dębowiec. Podsumowując ten trening to nie był to zbyt dobry dzień na tak mocne akcenty. Miałem problem z utrzymaniem mocy powyżej 500 Wat co później miało swoje skutki na treningu z Twomark. Po zjeździe do Wapienicy sporo czasu straciłem na przedostanie się przez rozkopane skrzyżowanie.
Na treningu zjawiło się dosyć dużo osób ale tych najsilniejszych nie było tak dużo. To dawało mi jakieś szanse na dłuższe utrzymanie w czołówce. Tym razem już od początku trzymałem się bliżej przodu i przy spokojnej jeździe nie miałem problemów z utrzymaniem dobrej pozycji. Schody zaczęły się gdy przed Rudzicą tempo wzrosło, nie czułem się zbyt pewnie w dużej grupce i trzymałem się bardziej z nawietrznej strony przez co traciłem niepotrzebnie siły. Na podjazdach zbliżyłem się do przodu i na rundę wjechałem jako jeden z pierwszych. Na zjeździe oczywiście straciłem i znalazłem się w drugiej części rozciągniętej grupy. Po skręcie w prawo na Bronów poszło tempo i zaczęło się wszystko rwać. W końcu zrobiła się dosyć duża dziura i zdecydowałem się na próbę przeskoczenia do około 10 osobowej czołówki. Goniłem około kilometra generując około 400 Wat i po skręcie w kierunku Międzyrzecza dołączyłem do czołówki. Było nas ponad 10 osób i w takim składzie dojechaliśmy do podjazdu. Pomimo długiej gonitwy znalazłem siły na zmianę. Bezpiecznie przejechaliśmy zwężenie z sygnalizacją świetlną i gdy tylko zaczął się podjazd to znowu wszystko się porozrywało. Miałem problemy z jazdą powyżej 500 Wat i trochę straciłem. Po wypłaszczeniu zebraliśmy się w 3 i dołączyliśmy do najlepszej trójki. Po zmianach dotarliśmy do ronda i kolejna runda. Wtedy też zaczęły się schody, źle się czułem w grupie i sporo sił traciłem na próbach utrzymania koła, mimo wszystko dawałem tak samo długie i mocne zmiany jak reszta. Na podjeździe znowu trójka odjechała a nas zostało dwóch i znowu po kilkuset metrach pogoni dojechaliśmy do czołówki. Na trzeciej rundzie odpadły dwie osoby a moja jazda wyglądała nieco lepiej. To co najważniejsze wydarzyło się przed wjazdem na ostatnią rundę. Na podjeździe swobodnie odjechał Janek i utrzymywał przewagę do końca rundy. Na rondzie mieliśmy około 5 sekund starty i wtedy pojawiło się kilku zawodników którzy wcześniej nie jechali. Odskoczyli nam na zjeździe i ciężko było myśleć o pogoni. Około 200 metrów przewagi było nie do odrobienia. W pewnym momencie odpuściłem ale mój towarzysz dzielnie walczył i postanowiłem mu pomóc i znowu zacząłem mocniej pracować. Z czołówki odpadł jeden zawodnik i dołączył do nas. Na bardzo nierównym odcinku przed Międzyrzeczem pękło mi mocowanie licznika. Zdążyłem tylko wypiąć licznik i schować do kieszeni. Ostatnie 5 kilometrów jechałem bez patrzenia na dane ale i bez żadnej kalkulacji. Na zwężeniu trafiliśmy na zielone światło a czołówka zapewne miała czerwone a co za tym idzie gorsze warunki przejazdu i wtedy pojawiła się nadzieja na odrobienie strat. Na podjeździe zostałem sam i zacząłem się zbliżać do dwójki która odpadła od najlepszych. Ostatnie 2 kilometry przejechaliśmy razem i ku mojemu zdziwieniu koledzy również dawali zmiany i do końca przewaga malała i zabrakło bardzo niewiele. Jest to pierwszy od ponad dwóch lat trening grupowy na którym praktycznie do końca utrzymywałem się w czołówce. Najczęściej pękałem po pierwszym zjeździe lub jednej czy dwóch rundach. Zaskoczony byłem swoją mocą a także sposobem w jaki zdołałem dołączyć do czołówki i przy tej ilości sił straconych na niewłaściwej jeździe w grupie bardzo mnie to podbudowało przed najbliższymi wyścigami.
Potrzebowałem takiego sprawdzenia się w warunkach wyścigowych co tylko potwierdziło moją obecną formę i było zwieńczeniem długiego i intensywnego okresu przygotowań do TRR.





Trening 68

Niedziela, 30 czerwca 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 131.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:04 km/h: 25.86
Pr. maks.: 64.00 Temperatura: 23.0°C HRmax: 184184 ( 94%) HRavg 136( 69%)
Kalorie: 2380kcal Podjazdy: 2330m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po tym jak w sobotę nie udało się solidnie sprawdzić na trudnej trasie chciałem zrobić to w niedzielę. Miałem kilka koncepcji i nie wiedziałem którą wybrać. Przez drobne niedopatrzenie nie zdążyłem na trening z Twomark, startowali 15 minut wcześniej i mój budzik zadzwonił za późno aby się wyrobić. Wyjechałem sam kilka minut po 6 w bardzo przyjemnej temperaturze. Skierowałem się na zachód z myślą objazdu trasy Pętli Beskidzkiej. Nie miałem tyle czasu aby całą przejechać wiec chciałem sprawdzić tylko zapomniane podjazdy. Jakbym miał zmienić zdanie to wziąłem również ze sobą korony i to był przyczynek to zmiany trasy. Dojeżdżając do Ustronia postanowiłem pojechać na Czechy, szybko rosnąca temperatura oraz zbyt duży ruch pojazdów w kierunku Wisły były decydującym czynnikiem. Sprawdziłem również nową drogę do Cisownicy. Fajna alternatywa dla głównej ale odcinek prowadzący do osiedli położonych na wzniesieniu miał złą nawierzchnie która w końcu przeszła w żwir i zawróciłem. Przez Cisownicę nie minął mnie żaden samochód a gdy tylko skręciłem w kierunku Budzina to pojawiły się trzy. Ruszyłem mocno i na ściankach dałem z siebie dużo, noga dopiero się rozkręcała i podjazd szybko się skończył. Na zjeździe nie czułem się pewnie i dojazd do przejścia granicznego w Lesznej też nie był zbyt dobry. Chcąc minąć Trzyniec skręciłem w boczną drogę i trafiłem na remontowany odcinek, dało się przejechać ale musiałem strasznie uważać. Na krótkiej ściance przepaliłem nogę. Czułem, że jeszcze to nie jest to, czego oczekiwałem i trochę bałem się kolejnego, nieznanego mi podjazdu. Słyszałem, że jest bardzo trudny i zaraz miałem się o tym przekonać. Trafiłem na niego od strzału bez zbędnych postojów i dogłębnego studiowania mapy. Nie wiedziałem, gdzie dokładnie zacząć mierzyć czas i pierwszy kilometr za rondem w Bystrzycy wydawał mi się zbyt łatwy. Dopiero za łukiem w prawo pojawiło się większe nachylenie i wtedy stoper wystartował. Starałem się trzymać cały czas moc progową. Szło całkiem nieźle, poprzednie podjazdy były potrzebne aby się rozkręcić i móc wykorzystać pełnie możliwości organizmu. Początek podjazdu prowadził szeroką i równą drogą, nachylenie nie było wysokie i tylko momentami dochodziło do 10 %. Wiedziałem, że druga cześć odcinka jest dużo trudniejsza i starałem się jechać równo a dopiero tam dać z siebie maksa. Po około 3 kilometrach pojawiła się zatoczka, restauracja po lewej i ściana do nieba. Z daleka wyglądało to gorzej a gdy zacząłem podjeżdżać to nie było tak tragicznie. Jechałem bardzo mocno, nachylenie nie spadało poniżej 15 % a maksymalnie przekroczyło 20, na bardzo trudnych 500 metrach do pełni komfortu zabrakło 34 zębów z tyłu. Jazda na przełożeniu 36x32 to było już przepychanie, nie lubię tego ale od czasu to czasu można się pomęczyć. Dalsza część podjazdu ma zmienne nachylenie oraz pogarszającą się nawierzchnię. Warunki były już piekielne a mój organizm nie dawał żadnych oznak kryzysu. Powoli zbliżałem się do końca podjazdu, jechałem już prawie na maksa, byłem maksymalnie zlany potem co później miało swoje skutki na szczycie. Po niecałych 20 minutach dotarłem do miejsca gdzie asfalt przechodzi w żwir i jeszcze około minutę męczyłem się aby dostać się na szczyt. Nie wiedziałem czy czas jaki uzyskałem był dobry ale gdybym miał tam jechać na czas i odpuścić inne podjazdy to niewiele mógłbym dołożyć, zbyt mocna jazda w pierwszej części mogłaby poskutkować odcięciem w końcówce. Na ostatnich kilometrach nie byłbym w stanie urwać więcej niż kilka sekund. Nagrodą za wysiłek były piękne widoki ale i plaga much które od razu mnie oblazły i szybko musiałem się ewakuować. Celem na zjazd było tylko bezpieczne dostanie się na dół. Na stromej wąskiej drodze starałem się nie rozpędzać a umiejętne posługiwanie się dźwigniami hamulców nie doprowadziło do przegrzania obręczy. Na szerszej drodze pozwoliłem sobie na więcej fantazji ale na dwóch ostatnich zakrętach bałem się zaryzykować i wytracałem zbyt dużo prędkości. Odcinek kapitalny, nie sądziłem, że w okolicy jest taki podjazd. Nie byłbym sobą gdybym nie dołożył kolejnego podjazdu. Wiedziałem, że blisko jest krótki ale trudny podjazd. Znalazłem na mapie odcinek który wyglądał mi właśnie na ten podjazd i ruszyłem w jego kierunku. Po drodze zaliczyłem ciekawy podjazd, przegapiłem skręt w boczną, wąską i niebezpieczną drogę prowadzącą w dół do głównej szosy. Trafiając na właściwy tor zauważyłem już bardzo małą ilość picia w bidonach. Na podjazd miało wystarczyć dlatego nie szukałem na razie bufetu. Po dwukrotnym kontrolnym sprawdzeniu mapy trafiłem od strzału na właściwą drogę. Podjazd wyglądał na ciekawy. Zmienne nachylenie i nienajlepsza nawierzchnia sprawiła, że odcinek był ciężki do pokonania. Jechałem cały czas bardzo mocno, prawie na maksa i nie wiedząc dokładnie gdzie podjazd się kończy zacząłem niepotrzebnie kalkulować. Koniec odcinka asfaltowego zaskoczył mnie bardzo, sadziłem, że podjazd kończy się w bardziej cywilizowanym miejscu. Po zjeździe do centrum Nydka miałem dylemat, czy jechać na Koziniec czy dłuższy ale łatwiejszy podjazd w Gródku. Po dojeździe do Bystrzycy gdzie nie wypatrzyłem otwartego sklepu skierowałem się w kierunku Gródka i uzupełniłem bidony na stacji benzynowej. Odcinek do początku podjazdu dłużył mi się strasznie, gdy tam już dotarłem to nie umiałem złapać rytmu. Dopiero po kilkuset metrach zaczęło mi się kręcić lepiej. Jechałem odrobine za mocno i po 3 kilometrach wspinaczki zaczęło mnie brakować. Cisnąłem do końca podjazdu ale byłem już nieźle ujechany. Dałem z siebie wszystko i na kolejny podjazd brakowało już sił i motywacji. Motywował mnie już zasłużony bufet w Lesznej. Zjechałem dosyć szybko i z wiatrem fajnie leciało się aż do Trzyńca. Pod Leszną podjeżdżało mi się ciężko. Z ulgą stanąłem na bufecie i po raz pierwszy w tym roku miałem okazję napić się Kofoli. Nigdy nie smakowała tak dobrze. Przerwa 10 minutowa była wskazany a gdy chciałem ruszać dalej to zauważyłem flak w przednim kole. Zdecydowałem się dopompować powietrza i ruszyć dalej. Tak też zrobiłem i musząc stanąć w sklepie po wodę nie wiedziałem jaki dystans przejadę bez dopompowywania. Po szybkiej wizycie w sklepie dopompowałem powietrza i ruszyłem najkrótszą drogą do domu. Nie chcąc uszkodzić koła postanowiłem częściej dopompowywać aby jazda była bardziej komfortowa. Przez problemy z uciekającym powietrzem zapomniałem o jedzeniu i tętno z każdą chwilą rosło. Piłem w miarę regularnie a tempo jakie byłem w stanie trzymać było całkiem dobre. Większość podjazdów jechałem z mocą progową aby jeszcze bardziej dobić nogi. Z rytmu wybiły mnie tylko dwie przerwy poświęcone na dopompowanie koła. Na sam koniec tradycyjny rozjazd i w domu zjawiłem się równo o 12. Czasami opłaca się wyjechać wcześnie rano aby wrócić o takiej porze aby całe popołudnie przeznaczyć na odpoczynek.



Informacje o podjazdach:


Beskyd Tour 2019

Sobota, 29 czerwca 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: 29.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:14 km/h: 23.51
Pr. maks.: 53.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: 143143 ( 73%) HRavg 107( 54%)
Kalorie: 318kcal Podjazdy: 420m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Powinien pojawić się długi opis wyścigu ale go nie będzie. Mój wyścig skończył się szybciej niż zaczął z powodów ode mnie niezależnych. W normalnych warunkach pojechałbym na miejsce startu już w piątek i przenocował. Niestety kolidowało to z pracą którą skończyłem dopiero w piątek wieczorem. Aby nie powtórzyć błędów z poprzednich wyścigów gdy w biurze zawodów byłem na ostatnią chwilę wyjechałem dużo wcześniej by mieć czas na spokojny dojazd, przygotowanie, jedzenie, formalności w biurze i dobrą rozgrzewkę. Ponadto jestem uprzedzony do szybkiej jazdy po Czechach, niedawno słono zapłaciłem i od tego czasu ograniczam wyjazdy samochodem do tego kraju do minimum. Tym razem nie było mi dane nawet wjechać do Czech. Jadąc niezbyt szybko drogą ekspresową nagle pojawiło się przede mną stado saren. Musiały dostać się którąś z bocznych dróg dochodzących do ekspresówki. Nie miałem szans na całkowicie bezpieczne wyście z sytuacji. Ocaliłem własne życie i zdrowie, samochód kompletnie uszkodzony i o dalszej jeździe nie było mowy. Znalazłem się chyba w nieodpowiednim miejscu w złym czasie. Ta sytuacja wpłynęła na dalszy przebieg weekendu. Do domu wróciłem spokojnie na rowerze a po samochód wróciłem lawetą ze znajomym później.


Trening 67

Sobota, 29 czerwca 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: 48.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:30 km/h: 32.00
Pr. maks.: 60.00 Temperatura: 27.0°C HRmax: 154154 ( 78%) HRavg 132( 67%)
Kalorie: 775kcal Podjazdy: 360m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Dopiero około południa wróciłem do domu i po kilku godzinach odpoczynku wyjechałem na spokojną przejażdżkę. Wybrałem dosyć łatwą trasę do Brennej i powrót. Temperatura podczas jazdy dochodziła do 30 stopni i nie byłem pewny czy dwa bidony wystarczą. Początkowo noga nie podawała, walka z wiatrem do Skoczowa nie była przyjemna. Później szło coraz lepiej, ruch na drogach umiarkowany i mogłem cieszyć się jazdą. Nad rzeką pełno ludzi a w lokalach gastronomicznych także tłoczno. Udało się cały czas trzymać równe tempo i bardzo szybko znalazłem się w Brennej. Ludzi jak mrówek, samochodów sporo i w centrum zawróciłem. Postanowiłem wstąpić na lody i zrobić krótką przerwę. Nie musiałem stać w kolejce i przerwa nie była długa. Na powrocie narzuciłem trochę mocniejsze tempo starając się oszczędzać na podjazdach. Ilość jedzenia i picia była dobrana idealnie. Taki dystans w tych warunkach i na trasie o łatwym profilu był idealny na ten dzień.


kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum