Wpisy archiwalne w miesiącu
Luty, 2019
Dystans całkowity: | 160.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 34:08 |
Średnia prędkość: | 25.33 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1100 m |
Maks. tętno maksymalne: | 193 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 154 (78 %) |
Suma kalorii: | 14278 kcal |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 40.00 km i 1h 25m |
Więcej statystyk |
Podsumowanie 7 tygodnia 2019
Wtorek, 19 lutego 2019 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny już 7 tydzień roku 2019 minął. Pod względem treningu był to następny dobrze przepracowany odcinek czasu. Udało się zrealizować kolejne 5 jednostek treningowych oraz po raz pierwszy pokręcić na zewnątrz. Dużej zmiany jeżeli chodzi o formę nie stwierdziłem. Cały czas skupiam się na najważniejszych sprawach i nie zaniedbuje żadnej z nich. Poziom jaki aktualnie prezentuje nie jest imponujący i nie pozwala na zbyt wiele ale mamy dopiero luty i czasu na wskoczenie na dobry poziom jest bardzo dużo. W dalszym ciągu pracuje na podobnych obciążeniach które są dla mnie optymalne. W dobry sposób udało się przejść z trenażera na trening rowerowy. Byłem w stanie generować podobną moc przy odpowiednim tętnie oraz utrzymywać wysoką kadencje. Treningi na trenazerze również były bardzo solidne. Zarówno praca nad siłą jak i powtórzenia w 4 strefie na wysokiej kadencji wyszły bardzo dobrze. Po obu treningach czułem zmęczenie a to znak, że trening był wartościowy. Zlokalizowałem też wszystkie elementy w których mam braki, najgorzej wygląda wytrzymałość i podjazdy a dosyć dobrze jazda po płaskim, szybkość oraz technika podczas pokonywania zakrętów z którą miałem duże problemy w zeszłym sezonie. Musze szukać pozytywów nawet jeżeli nie ma ich za wiele. Motywacja jest cały czas wysoka i zamierzam w dalszym ciągu pracować by zbliżyć się do realizacji postawionych przed sezonem.
1. Rozkład wagi w minionym tygodniu:
W dalszym ciągu przybieram na wadze, staje się już to powoli niepokojące. Aby mieć siły do treningu musze przyjmować duże ilości kalorii, na szczęście przybieram głównie na mięśniach ale ten wzrost kiedyś musi się skończyć, duża mas mięśniowa nie jest mi potrzebna. Może w momencie w którym będę budował bazę tlenową to zacznę schodzić z wagi. Na razie zaczynam przypominać bardziej klasykowca niż górala i to mnie trochę martwi.
2. Obciążenie treningowe:
Podobnie jak w poprzednim tygodniu prawie każdy trening miał inną specyfikę, podczas każdej aktywności rowerowej przekraczałem liczbę 50 TSS i zarówno ATL jak i CTL było wyższe niż wcześniej. Wciąż jednak jestem na początku budowy formy stąd TSB jest wyraźnie poniżej wartości 0.
3. Wygenerowana moc:
3.1. Krótkie odcinki:
3.2. Długie odcinki:
Brak zmian w intensywności spowodował, że wygenerowana moc na poszczególnych odcinkach była podobna niż w poprzednim tygodniu.
4. Intensywność treningów:
Pomimo różnej specyfiki treningów, intensywność poszczególnych aktywności była podobna. Liczba TSS oraz praca wykonana podczas treningów była zależna głownie od długości poszczególnych aktywności.
5. Podsumowanie liczbowe:
5.1. Czas poszczególnych aktywności:
5.2. Podsumowanie z programu Golden Cheetach:
5.2.1. Dane ogólne:
5.2.2. Czas w strefach:
5.2.3. Dane o poszczególnych aktywnościach:
5.3. Wstępny rozpis na 8 tydzień 2019:
Jak utrzyma się wiosna to zostanę przy treningach rowerowych. Jak nie będzie warunków to wrócę do trenażera. Od dwóch tygodni pracuję w bardziej odpowiadającym mi systemie dwuzmianowym, nie zawsze po pracy mam siłę i motywacje aby skupić się w 100 % na treningu a rano będąc wypoczętym nie mam z tym problemu. W ostatnim czasie nabyłem większość potrzebnych części do roweru który jest już w serwisie. Brakuje jeszcze m.in. bloków do nowych butów czy nowego łańcucha, stary jeszcze nie jest wyciągnięty i jakiś czas wytrzyma.
Do podsumowania dorzucam taki mały wpis na temat użytkowanych przeze mnie liczników.
1. Rozkład wagi w minionym tygodniu:
W dalszym ciągu przybieram na wadze, staje się już to powoli niepokojące. Aby mieć siły do treningu musze przyjmować duże ilości kalorii, na szczęście przybieram głównie na mięśniach ale ten wzrost kiedyś musi się skończyć, duża mas mięśniowa nie jest mi potrzebna. Może w momencie w którym będę budował bazę tlenową to zacznę schodzić z wagi. Na razie zaczynam przypominać bardziej klasykowca niż górala i to mnie trochę martwi.
2. Obciążenie treningowe:
Podobnie jak w poprzednim tygodniu prawie każdy trening miał inną specyfikę, podczas każdej aktywności rowerowej przekraczałem liczbę 50 TSS i zarówno ATL jak i CTL było wyższe niż wcześniej. Wciąż jednak jestem na początku budowy formy stąd TSB jest wyraźnie poniżej wartości 0.
3. Wygenerowana moc:
3.1. Krótkie odcinki:
3.2. Długie odcinki:
Brak zmian w intensywności spowodował, że wygenerowana moc na poszczególnych odcinkach była podobna niż w poprzednim tygodniu.
4. Intensywność treningów:
Pomimo różnej specyfiki treningów, intensywność poszczególnych aktywności była podobna. Liczba TSS oraz praca wykonana podczas treningów była zależna głownie od długości poszczególnych aktywności.
5. Podsumowanie liczbowe:
5.1. Czas poszczególnych aktywności:
5.2. Podsumowanie z programu Golden Cheetach:
5.2.1. Dane ogólne:
5.2.2. Czas w strefach:
5.2.3. Dane o poszczególnych aktywnościach:
5.3. Wstępny rozpis na 8 tydzień 2019:
Jak utrzyma się wiosna to zostanę przy treningach rowerowych. Jak nie będzie warunków to wrócę do trenażera. Od dwóch tygodni pracuję w bardziej odpowiadającym mi systemie dwuzmianowym, nie zawsze po pracy mam siłę i motywacje aby skupić się w 100 % na treningu a rano będąc wypoczętym nie mam z tym problemu. W ostatnim czasie nabyłem większość potrzebnych części do roweru który jest już w serwisie. Brakuje jeszcze m.in. bloków do nowych butów czy nowego łańcucha, stary jeszcze nie jest wyciągnięty i jakiś czas wytrzyma.
Do podsumowania dorzucam taki mały wpis na temat użytkowanych przeze mnie liczników.
Napisze trochę na temat liczników i urządzeń które stosowałem do pomiaru aktywności przez ostatnie kilkanaście lat.
Pierwszy licznik z jakiego korzystałem to był bardzo prosty model z pięcioma podstawowymi funkcjami. Mierzył takie parametry jak: prędkość, dystans, czas, dystans całkowity oraz dawał informacje o aktualnej godzinie. Służył mi ponad 3 lata do momentu rozładowania baterii która w tym modelu była niewymienna. Nie pamiętam nazwy tego licznika. Na tamte lata był dla mnie wystarczający.
Jako drugi licznik miałem już bardziej rozbudowany model. Posiadał już ponad 10 funkcji, m.in. dystans dzienny, dystans chwilowy, czas, stoper, prędkość chwilowa, średnia, maksymalna, porównywanie prędkości aktualnej do średniej, zegar oraz zapamiętywanie ustawień. Korzystałem z niego przez prawie 3 lata. Wymieniłem raz baterie ale później miał już zakłócenia i często zaniżał lub zawyżał prędkość.
Pojawiła się fajna okazja i nabyłem bardziej rozbudowany licznik niemieckiej firmy BIKEmate. Był przystosowany do używania go na dwóch rowerach a jazda po zmroku była przyjemniejsza dzięki podświetleniu. Niestety po dwóch latach użytkowania na bardzo dziurawej drodze wypadł z mocowania i przejechał po nim jadący za mną samochód. Nic z niego nie zostało i musiałem szukać kolejnego modelu.
Postanowiłem przetestować firmę Sigma Sport i zakupiłem model BC 1606l. Miał praktycznie takie same funkcje jak BIKEmate, do niego mogłem dodatkowo podłączyć czujnik kadencji. Jego wadą było to, że był kablowy. Wersja bezprzewodowa pozwoliłaby uniknąć dwukrotnego uszkodzenia czujnika kadencji. Inną z wad był niezbyt trwały magnes, dwukrotnie rozleciał mis się na dwie części a po blisko 4 latach użytkowania rozpadła się obudowa, wcześniej ją kleiłem a później już nie było jak. Podczas jednej z nocnych przejażdżek nie zwracałem uwagi na to czy mam licznik i po powrocie do domu zorientowałem się , ze go nie ma. Musiał wypaść po drodze a nie miałem pojęcia gdzie go szukać.
Nie potrzebowałem nic bardziej rozbudowanego i jako kolejny licznik kupiłem Sigmę Bc 16.12. Nowsza wersja tego samego modelu. Nie miałem z nim żadnych problemów. Wytrzymał ponad 2 lata ciągłego użytkowania, później zakupiłem już licznik z GPS. Na tym skończyła się moja przygoda z kablowymi licznikami.
Jako pierwszy licznik GPS miałem produkt firmy Mio, model Cyclo 105. Wydawał się tańszą alternatywą dla Garmina 500 ale do modelu wyżej notowanej firmy trochę mu jednak brakowało. Miałem trochę zastrzeżeń do Mio. Co prawda posiadał dużo funkcji których mi brakowało w poprzednich licznikach. Jedną z nowości był moduł GPS który rejestrował trasę. Komputer rowerowy też był kompatybilny z czujnikami prędkości, tętna, kadencji i mocy. Poprzedni model mierzył prędkość i kadencję po kablu a pomiaru tętna i mocy nie posiadał. Myślałem, że będę miał ten licznik długo ale już po kilku miesiącach zaczęły wychodzić wady. Nie miałem oryginalnych czujników tętna, kadencji i prędkości. Korzystałem wtedy wyłącznie z czujnika tętna innej firmy i okazało się, że licznik często gubił sygnał. Próbowałem kilku różnych opasek i nic. Najbardziej widoczne to było podczas treningów w grupie. Trochę mnie to denerwowało bo swoje treningi opierałem głównie na pomiarze tętna. Pod koniec 2017 roku zakupiłem zestaw do pomiaru mocy. Przeniosło mnie to w inny wymiar treningu. Mio niezbyt dobrze komunikował się z miernikiem mocy i nie byłem w stanie dobrze skalibrować pomiaru.
O pomiarze mocy i treningu w oparciu o moc będzie inny bardziej rozbudowany wpis na koniec miesiąca.
Wtedy też podjąłem decyzje o zakupie produktu firmy Garmin. Nie miałem wtedy zabezpieczonych środków na nowy model wiec szukałem okazji na używany. Znalazłem bardzo okazyjnie licznik Garmin Edge 800. Poza wszystkimi funkcjami Mio miał także nawigację. Od początku nie było problemu z łącznością z czujnikami oraz kalibracją miernika mocy. Jedyną małą wadą jaką posiada jest brak modułu Bluetooh, wszystkie aktywności musze zgrywać poprzez kabel USB lub czytnik kart micro SD. Są rzeczy które mogłyby wyglądać lub działać lepiej ale nie przeszkadza mi to tak bardzo.
W latach 2007-2011 korzystałem także z zegarka sportowego firmy Oceanic. Miał pamięć 50 odcinków co było przydatne przy pomiarze czasu podjazdów. Dostałem go wtedy na prezent i działał bez zarzutu przez 4 lata. Później zaczął gubić obraz a wymiana wadliwej części była droższa niż zakup nowego.
Dlatego przed sezonem 2012 nabyłem pierwszy pulsometr. Mierzył kilka podstawowych parametrów, tętno aktualne, średnie, kalorie oraz czas całkowity oraz czas odcinka. Posiadał pamięć 50 odcinków. Podobnie jak poprzedni model służył mi także jako zwykły zegarek. Pulsometr służył mi niezbyt długo, po niecałych 2 latach pękł wyświetlacz. Wtedy też nabyłem tańszy model firmy Crivit dostępny w Lidlu. On z kolei wytrzymał rok a powodem z którego przestał działać była dosyć słabej jakości opaska. Następny pulsometr jaki miałem okazje użytkować to Geonaute ONrhythm 410. Był to już dosyć rozbudowany model mierzący m.in. czas spędzony w poszczególnych strefach. Korzystałem z niego do momentu zakupu Mio Cyclo 105. W 2012 roku zacząłem także korzystać z aplikacji Endomondo. Był to tylko dodatek bo często telefon łapał sygnał dopiero po kilku kilometrach jazdy a zdarzało się, że w ogóle go nie złapał. Służyło to tylko do rejestracji trasy. W 2014 przeszedłem na Stravę głownie po to by porównywać swoje czasy, wcześniej robiłem to w Excelu i dzięki temu mam fajny Ranking Podjazdów.
Chcąc wybrać najlepszy model z każdego rodzaju stosowanych urządzeń mogę powiedzieć, że najlepszym licznikiem przewodowym z jakiego korzystałem była Sigma BC 1606l i BC 16.12. Oba te modele wytrzymały najdłużej, słabej jakości magnes zastąpiłem innym, nie było nigdy problemów z bateriami a pomiar kadencji nie był mi niezbędny i nawet uszkodzenie czujnika nie wpłynęło na ostateczny wybór. Pozostałe liczniki były dobre jednak ustępowały Sigmie w jednej lub kilku rzeczach.
Po przejściu na bezprzewodowy licznik z modułem GPS mam do porównania dwa modele. Za Mio na pewno przemawia cena. Jest sporo tańszy niż Garmin. Liczba funkcji jest w obu modelach podobna, żywotność baterii w obu modelach nie różni się zbytnio, oba modele łączą się z aplikacjami poprzez kabel USB. Mój wybór padł na Garmina. Jest bardziej użyteczny, bezproblemowo łączy się z czujnikami, nie traci sygnału, posiada nawigację, posiada pamięć dla 5 rowerów, możliwość ręcznego i automatycznego wyszukiwania czujników oraz wprowadzania danych np. o obwodzie koła czy długości ramion korby co ma wpływ na poprawne wartości danych o prędkości, kadencji czy mocy. Aktualizacja map lub oprogramowania w Garminie jest szybsza i sprawia mniej problemów. Porównując te dwie firmy na podstawie posiadanych już produktów, stawiam na Garmina. Jak kiedyś będę zmieniał licznik to jeszcze chciałbym sprawdzić produkt firmy Wahoo.
Porównując stosowane zegarki lub pulsometry do pomiaru czasu to wybrałbym pulsometr Geonaute ONrhythm 410. Miał wszystko co potrzeba i był niezawodny. Gdyby mi ni zależało na pomiarze tętna to wybrałbym zegarek firmy Oceanic. Był dobry, nie zawieszał się, godzina cały czas była poprawna i mierzył czas z dokładnością do tysięcznej sekundy. Bateria wytrzymała bardzo dużo. Dzisiaj ten model który miałem jest dostępny już w nowszej wersji zarówno wizualnej jak i funkcyjnej. Oba te wybrane produkty kosztują w granicach 150-200 złotych. Aplikacje na telefon działają na podobnej zasadzie i zależą głownie od sygnału GPS. Strava ma więcej funkcji i dlatego oceniam ją wyżej niż Endomondo. Przy pomocy aplikacji które odbierają dane z innych urządzeń można przesyłać pliki zarówno na Endomondo jaki i Stravę bez konieczności włączania aplikacji w telefonie. Wszystkie urządzenia mają za sobą już kilka tysięcy godzin pracy, głownie podczas jazdy na rowerze. Gdyby nie pierwsze liczniki nie miałbym dokładnych danych o dystansie. Później zacząłem więcej jeździć i tak w nogach mam już prawie 200000 kilometrów. Obecnie stosowany zestaw Garmin Edge 800, czujnik tętna, czujnik prędkości, miernik mocy Garmin Vector 2 i program do analizy Golden Cheetach jest dla mnie w zupełności wystarczający i myślę, że nic więcej już potrzebował nie będę.
Pierwszy licznik z jakiego korzystałem to był bardzo prosty model z pięcioma podstawowymi funkcjami. Mierzył takie parametry jak: prędkość, dystans, czas, dystans całkowity oraz dawał informacje o aktualnej godzinie. Służył mi ponad 3 lata do momentu rozładowania baterii która w tym modelu była niewymienna. Nie pamiętam nazwy tego licznika. Na tamte lata był dla mnie wystarczający.
Jako drugi licznik miałem już bardziej rozbudowany model. Posiadał już ponad 10 funkcji, m.in. dystans dzienny, dystans chwilowy, czas, stoper, prędkość chwilowa, średnia, maksymalna, porównywanie prędkości aktualnej do średniej, zegar oraz zapamiętywanie ustawień. Korzystałem z niego przez prawie 3 lata. Wymieniłem raz baterie ale później miał już zakłócenia i często zaniżał lub zawyżał prędkość.
Pojawiła się fajna okazja i nabyłem bardziej rozbudowany licznik niemieckiej firmy BIKEmate. Był przystosowany do używania go na dwóch rowerach a jazda po zmroku była przyjemniejsza dzięki podświetleniu. Niestety po dwóch latach użytkowania na bardzo dziurawej drodze wypadł z mocowania i przejechał po nim jadący za mną samochód. Nic z niego nie zostało i musiałem szukać kolejnego modelu.
Postanowiłem przetestować firmę Sigma Sport i zakupiłem model BC 1606l. Miał praktycznie takie same funkcje jak BIKEmate, do niego mogłem dodatkowo podłączyć czujnik kadencji. Jego wadą było to, że był kablowy. Wersja bezprzewodowa pozwoliłaby uniknąć dwukrotnego uszkodzenia czujnika kadencji. Inną z wad był niezbyt trwały magnes, dwukrotnie rozleciał mis się na dwie części a po blisko 4 latach użytkowania rozpadła się obudowa, wcześniej ją kleiłem a później już nie było jak. Podczas jednej z nocnych przejażdżek nie zwracałem uwagi na to czy mam licznik i po powrocie do domu zorientowałem się , ze go nie ma. Musiał wypaść po drodze a nie miałem pojęcia gdzie go szukać.
Nie potrzebowałem nic bardziej rozbudowanego i jako kolejny licznik kupiłem Sigmę Bc 16.12. Nowsza wersja tego samego modelu. Nie miałem z nim żadnych problemów. Wytrzymał ponad 2 lata ciągłego użytkowania, później zakupiłem już licznik z GPS. Na tym skończyła się moja przygoda z kablowymi licznikami.
Jako pierwszy licznik GPS miałem produkt firmy Mio, model Cyclo 105. Wydawał się tańszą alternatywą dla Garmina 500 ale do modelu wyżej notowanej firmy trochę mu jednak brakowało. Miałem trochę zastrzeżeń do Mio. Co prawda posiadał dużo funkcji których mi brakowało w poprzednich licznikach. Jedną z nowości był moduł GPS który rejestrował trasę. Komputer rowerowy też był kompatybilny z czujnikami prędkości, tętna, kadencji i mocy. Poprzedni model mierzył prędkość i kadencję po kablu a pomiaru tętna i mocy nie posiadał. Myślałem, że będę miał ten licznik długo ale już po kilku miesiącach zaczęły wychodzić wady. Nie miałem oryginalnych czujników tętna, kadencji i prędkości. Korzystałem wtedy wyłącznie z czujnika tętna innej firmy i okazało się, że licznik często gubił sygnał. Próbowałem kilku różnych opasek i nic. Najbardziej widoczne to było podczas treningów w grupie. Trochę mnie to denerwowało bo swoje treningi opierałem głównie na pomiarze tętna. Pod koniec 2017 roku zakupiłem zestaw do pomiaru mocy. Przeniosło mnie to w inny wymiar treningu. Mio niezbyt dobrze komunikował się z miernikiem mocy i nie byłem w stanie dobrze skalibrować pomiaru.
O pomiarze mocy i treningu w oparciu o moc będzie inny bardziej rozbudowany wpis na koniec miesiąca.
Wtedy też podjąłem decyzje o zakupie produktu firmy Garmin. Nie miałem wtedy zabezpieczonych środków na nowy model wiec szukałem okazji na używany. Znalazłem bardzo okazyjnie licznik Garmin Edge 800. Poza wszystkimi funkcjami Mio miał także nawigację. Od początku nie było problemu z łącznością z czujnikami oraz kalibracją miernika mocy. Jedyną małą wadą jaką posiada jest brak modułu Bluetooh, wszystkie aktywności musze zgrywać poprzez kabel USB lub czytnik kart micro SD. Są rzeczy które mogłyby wyglądać lub działać lepiej ale nie przeszkadza mi to tak bardzo.
W latach 2007-2011 korzystałem także z zegarka sportowego firmy Oceanic. Miał pamięć 50 odcinków co było przydatne przy pomiarze czasu podjazdów. Dostałem go wtedy na prezent i działał bez zarzutu przez 4 lata. Później zaczął gubić obraz a wymiana wadliwej części była droższa niż zakup nowego.
Dlatego przed sezonem 2012 nabyłem pierwszy pulsometr. Mierzył kilka podstawowych parametrów, tętno aktualne, średnie, kalorie oraz czas całkowity oraz czas odcinka. Posiadał pamięć 50 odcinków. Podobnie jak poprzedni model służył mi także jako zwykły zegarek. Pulsometr służył mi niezbyt długo, po niecałych 2 latach pękł wyświetlacz. Wtedy też nabyłem tańszy model firmy Crivit dostępny w Lidlu. On z kolei wytrzymał rok a powodem z którego przestał działać była dosyć słabej jakości opaska. Następny pulsometr jaki miałem okazje użytkować to Geonaute ONrhythm 410. Był to już dosyć rozbudowany model mierzący m.in. czas spędzony w poszczególnych strefach. Korzystałem z niego do momentu zakupu Mio Cyclo 105. W 2012 roku zacząłem także korzystać z aplikacji Endomondo. Był to tylko dodatek bo często telefon łapał sygnał dopiero po kilku kilometrach jazdy a zdarzało się, że w ogóle go nie złapał. Służyło to tylko do rejestracji trasy. W 2014 przeszedłem na Stravę głownie po to by porównywać swoje czasy, wcześniej robiłem to w Excelu i dzięki temu mam fajny Ranking Podjazdów.
Chcąc wybrać najlepszy model z każdego rodzaju stosowanych urządzeń mogę powiedzieć, że najlepszym licznikiem przewodowym z jakiego korzystałem była Sigma BC 1606l i BC 16.12. Oba te modele wytrzymały najdłużej, słabej jakości magnes zastąpiłem innym, nie było nigdy problemów z bateriami a pomiar kadencji nie był mi niezbędny i nawet uszkodzenie czujnika nie wpłynęło na ostateczny wybór. Pozostałe liczniki były dobre jednak ustępowały Sigmie w jednej lub kilku rzeczach.
Po przejściu na bezprzewodowy licznik z modułem GPS mam do porównania dwa modele. Za Mio na pewno przemawia cena. Jest sporo tańszy niż Garmin. Liczba funkcji jest w obu modelach podobna, żywotność baterii w obu modelach nie różni się zbytnio, oba modele łączą się z aplikacjami poprzez kabel USB. Mój wybór padł na Garmina. Jest bardziej użyteczny, bezproblemowo łączy się z czujnikami, nie traci sygnału, posiada nawigację, posiada pamięć dla 5 rowerów, możliwość ręcznego i automatycznego wyszukiwania czujników oraz wprowadzania danych np. o obwodzie koła czy długości ramion korby co ma wpływ na poprawne wartości danych o prędkości, kadencji czy mocy. Aktualizacja map lub oprogramowania w Garminie jest szybsza i sprawia mniej problemów. Porównując te dwie firmy na podstawie posiadanych już produktów, stawiam na Garmina. Jak kiedyś będę zmieniał licznik to jeszcze chciałbym sprawdzić produkt firmy Wahoo.
Porównując stosowane zegarki lub pulsometry do pomiaru czasu to wybrałbym pulsometr Geonaute ONrhythm 410. Miał wszystko co potrzeba i był niezawodny. Gdyby mi ni zależało na pomiarze tętna to wybrałbym zegarek firmy Oceanic. Był dobry, nie zawieszał się, godzina cały czas była poprawna i mierzył czas z dokładnością do tysięcznej sekundy. Bateria wytrzymała bardzo dużo. Dzisiaj ten model który miałem jest dostępny już w nowszej wersji zarówno wizualnej jak i funkcyjnej. Oba te wybrane produkty kosztują w granicach 150-200 złotych. Aplikacje na telefon działają na podobnej zasadzie i zależą głownie od sygnału GPS. Strava ma więcej funkcji i dlatego oceniam ją wyżej niż Endomondo. Przy pomocy aplikacji które odbierają dane z innych urządzeń można przesyłać pliki zarówno na Endomondo jaki i Stravę bez konieczności włączania aplikacji w telefonie. Wszystkie urządzenia mają za sobą już kilka tysięcy godzin pracy, głownie podczas jazdy na rowerze. Gdyby nie pierwsze liczniki nie miałbym dokładnych danych o dystansie. Później zacząłem więcej jeździć i tak w nogach mam już prawie 200000 kilometrów. Obecnie stosowany zestaw Garmin Edge 800, czujnik tętna, czujnik prędkości, miernik mocy Garmin Vector 2 i program do analizy Golden Cheetach jest dla mnie w zupełności wystarczający i myślę, że nic więcej już potrzebował nie będę.
Trening 3
Wtorek, 19 lutego 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Szosa, Zima, Zima2019, b'Twin 2019, Samotnie, Trening 2019
Km: | 25.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 25.00 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | 155155 ( 79%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 528kcal | Podjazdy: | 300m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Druga cześć treningu to trzeci w tym roku trening rowerowy.
Nie różnił się on zbytnio od dwóch poprzednich. Warunki temperaturowe były
zbliżone do weekendowych a podczas treningu dużą role odgrywał wiatr. Nie zmieniłem
zbytnio ubioru, jedynie rękawiczki były cieńsze niż ostatnim razem. Zaplanowałem
trasę tak aby w końcówce było jak najmniej walki z wiatrem. Oznaczało to dużo
bardziej pagórkowatą trasę i przewyższenie wyszło takie jak ostatnio na dwa
razy dłuższej trasie. Jechało się całkiem dobrze, próbowałem wszystkie podjazdy
jechać spokojnie i tylko kilka razy zdarzyło się, że jechałem powyżej 3 strefy
mocy. Nie pilnowałem kadencji i niektóre podjazdy jechałem twardo a kilka
odcinków z kadencją około 100. Godzinny trening zaliczony. Pomimo lekkiego zmęczenia
po siłowni nie miałem żadnych problemów na trasie. Jak na razie moje treningi
wyglądają książkowo, sugerując się tętnem, spędzam ponad 80 % czasu w 2
strefie, do 3 wchodzę tylko na podjazdach a do 1 spadam na zjazdach i na samym początku
i końcu treningu. Moc zachowuje się trochę inaczej, zdecydowaną większość czasu
jeżdżę w pierwszych 3 strefach. Krótkie fragmenty w wyższych strefach są
skutkiem np. mocniejszego ruszania ze skrzyżowania lub kilku mocnych depnięć
przy zmianie przełożeń lub nachylenia. Mam
nadzieje, z w miarę wiosenna pogoda się utrzyma i większość treningów będzie można
robić na zewnątrz.
Siłownia 9
Wtorek, 19 lutego 2019 Kategoria Zima, Zima2019
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | min/km: | |
Pr. maks.: | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 114114 ( 58%) | HRavg | 82( 42%) | |
Kalorie: | 121kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary |
Pierwszy od kilku tygodni trening ukierunkowany na siłę
górnych partii ciała. Po tradycyjnej rozgrzewce skupiłem się na trzech
konkretnych partiach: bicepsie, tricepsie i klatce piersiowej. Miałem dzisiaj
do dyspozycji tylko hantle wiec musiałem dobrać zestaw ćwiczeń tak aby tylko konkretne partie ciała pracowały. Nie
było to tak trudne. Mam już kilkanaście sprawdzonych ćwiczeń i bez problemu wybrałem pięć, dwa na bicepsy, dwa
na tricepsy i jedno na klatkę piersiową. Liczba serii i powtórzeń była różna a
maksymalne obciążenie z jakiego skorzystałem to 20 kilogramów. Trochę mi się dzisiaj
dłużył ten trening, zrezygnowałem z rozciągania i rolowania bezpośrednio po
treningu i zrobiłem tradycyjny rytuał dopiero po drugiej części treningu.
Trening 2
Niedziela, 17 lutego 2019 Kategoria Samotnie, Szosa, Zima, Zima2019, 50-100, b'Twin 2019, Trening 2019
Km: | 64.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:21 | km/h: | 27.23 |
Pr. maks.: | 54.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 158158 ( 81%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 1112kcal | Podjazdy: | 350m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Drugi rowerowy trening w tym roku zaliczony. Jechało się lepiej niż wczoraj, warunki były podobne a na drogach mniej samochodów i więcej rowerzystów.
Wyjechałem już po 9 i było 8 stopni. Nie zmieniłem nic w ubiorze, wziąłem dokładnie tę samą ilość picia ale więcej jedzenia i zamierzałem jeść w określonych odstępach czasowych. Na drogach było bardzo spokojnie, na pierwszych kilku skrzyżowaniach nie musiałem się zatrzymywać. Testowałem dzisiaj nowe okulary EKOI Persoevo2. Nie miałem dotąd styczności ze szkłami fotochromowymi i byłem ciekawy czy rzeczywiście są przeznaczone do jazdy w każdych warunkach. Dzisiaj było cały czas słonecznie i niewiele mogłem stwierdzić. Widoczność cały czas bardzo dobra. Chciałem nieco wydłużyć czas aktywności i obrałem tradycyjną pętlę wokół Jeziora Goczałkowickiego. Po wjeździe na główną drogę zauważyłem ze jadę pod lekki wiatr, nie przeszkadzało mi to bardzo, z ominięciem kilku dziur też nie było problemu. Już pierwsze kilka kilometrów jazdy zapowiadało, ze może być lepiej jak wczoraj. Po skręcie w kierunku Strumienia pojawiło się trochę samochodów ale nie przeszkodziło to w szybkim pokonaniu odcinka do skrzyżowania z ekspresówką. Mały problem był na kolejnym skrzyżowaniu i musiałem się zatrzymać. Kolejne kilometry również poszły dobrze. Schody zaczęły się w Rudzicy gdzie pojawiły się dwa podjazdy. Udało się przejechać je spokojnie i później czekało mnie wiele kilometrów bez większych trudności. Po zjeździe do Landeka trochę mocniej zaczęło wiać i odcinek do Chybia trochę mi się dłużył. Tam trafiłem na zamknięty przejazd kolejowy i czekał mnie krótki postój. Wykorzystałem to na małe przepakowanie kieszonek i dopiero ruszyłem dalej ale nie na długo. Drugi przejazd też był zamknięty i o ile się nie mylę przejeżdżał ten sam pociąg co wcześniej. Później szybko ruszyłem i bez żadnych przeszkód dotarłem do Strumienia. Tam zorientowałem się, ze licznik nie działa jak powinien. Włączyłem licznik w tym samym miejscu a na liczniku było ponad kilometr mniej niż zwykle w tym miejscu. Poszperałem w ustawieniach i zauważyłem, że obwód koła jaki mam wpisany jest za niski i skorygowałem ten błąd. Później już odległości się zgadzały. Odcinek od Strumienia do Pszczyny jechałem cały czas z wiatrem utrzymując się w 2 strefie. Jechało się bardzo przyjemnie, kilku kolarzy minąłem ale wszyscy jechali w przeciwnym kierunku. Po skręcie w kierunku Goczałkowic wjechałem na ścieżkę rowerową. Jest to jedna z niewielu ścieżek na których da się jechać w miarę szybko i bezpiecznie. W pewnym momencie spotkała mnie dosyć groźna sytuacja, wyprzedzałem grupkę rowerzystów i zbyt późno zorientowałem się, ze dojeżdżam do skrzyżowania. Na tym skrzyżowaniu z bocznej drogi wyjechał samochód i mało brakowało abym się z nim zderzył. Skończyło się na strachu, wina była po obu stronach, ja jechałem zbyt szybko i nieostrożnie a kierowca wjechał na skrzyżowanie nie upewniając się czy może. Do końca ścieżki jechałem już bardzo ostrożnie. Jakoś tak z rozpędu dojechałem do wjazdu na zaporę i zobaczyłem przed sobą tłum ludzi. Nie chciało mis się już wracać i wjechałem w tłum. Nie było tak źle jak się z początku wydawało, tylko dwa razy musiałem zwolnić a na odcinku pojawiły się dwie duże luki pomiędzy skupiskami pieszych. Za zaporą już zaczęła się walka z wiatrem. Zachowałem dużo sił i nie było tak źle jak wczoraj. W Zabrzegu trafiłem na zator samochodowy spowodowany przez hurtowy wyjazd z parkingu przy Kościele. Później prawie bez samochodów dojechałem do Ligoty i Mazańcowic. Ostatnie 10 kilometrów było najtrudniejsze. Kilka podjazdów i ogólnie teren idący do góry nie były dużą przeszkodą. Dostosowałem tempo do ukształtowania terenu. Zrobiło się ciepło ale ubiór był idealny do warunków. Po zjeździe do Bielska spotkała mnie jeszcze jedna niebezpieczna sytuacja na rondzie. Później skręciłem w mniej uczęszczaną drogę na której pojawiło się trochę dziur. Przy małym ruchu udało się je ominąć i dojechać do bardzo dobrej nawierzchni. Później już zluzowałem i pojechałem zobaczyć jak wygląda sytuacja na nowo wybudowanym a jeszcze nie oddanym do użytku węźle drogowym łączącym ul. Międzyrzecką z Cieszyńską. Wykończenie tej drogi jeszcze jest w lesie. Kilka tygodni jeszcze potrzeba aby ta droga mogła zostać oddana do użytku. Później już skierowałem się w kierunku domu a ostatnie 5 minut pojechałem już zupełnie na luzie w 1 strefie. Bardzo dobry trening zaliczony. Po wczorajszej jeździe miałem mieszane uczucia a po dzisiejszej już mogę powiedzieć, że powrót do formy pozwalającej na start w zawodach jest tylko kwestią czasu. Czasu którego mam jeszcze bardzo dużo i nie zamierzam go zmarnować. Kilkutygodniowej przerwy nie da się nadrobić w krótkim czasie.
Wyjechałem już po 9 i było 8 stopni. Nie zmieniłem nic w ubiorze, wziąłem dokładnie tę samą ilość picia ale więcej jedzenia i zamierzałem jeść w określonych odstępach czasowych. Na drogach było bardzo spokojnie, na pierwszych kilku skrzyżowaniach nie musiałem się zatrzymywać. Testowałem dzisiaj nowe okulary EKOI Persoevo2. Nie miałem dotąd styczności ze szkłami fotochromowymi i byłem ciekawy czy rzeczywiście są przeznaczone do jazdy w każdych warunkach. Dzisiaj było cały czas słonecznie i niewiele mogłem stwierdzić. Widoczność cały czas bardzo dobra. Chciałem nieco wydłużyć czas aktywności i obrałem tradycyjną pętlę wokół Jeziora Goczałkowickiego. Po wjeździe na główną drogę zauważyłem ze jadę pod lekki wiatr, nie przeszkadzało mi to bardzo, z ominięciem kilku dziur też nie było problemu. Już pierwsze kilka kilometrów jazdy zapowiadało, ze może być lepiej jak wczoraj. Po skręcie w kierunku Strumienia pojawiło się trochę samochodów ale nie przeszkodziło to w szybkim pokonaniu odcinka do skrzyżowania z ekspresówką. Mały problem był na kolejnym skrzyżowaniu i musiałem się zatrzymać. Kolejne kilometry również poszły dobrze. Schody zaczęły się w Rudzicy gdzie pojawiły się dwa podjazdy. Udało się przejechać je spokojnie i później czekało mnie wiele kilometrów bez większych trudności. Po zjeździe do Landeka trochę mocniej zaczęło wiać i odcinek do Chybia trochę mi się dłużył. Tam trafiłem na zamknięty przejazd kolejowy i czekał mnie krótki postój. Wykorzystałem to na małe przepakowanie kieszonek i dopiero ruszyłem dalej ale nie na długo. Drugi przejazd też był zamknięty i o ile się nie mylę przejeżdżał ten sam pociąg co wcześniej. Później szybko ruszyłem i bez żadnych przeszkód dotarłem do Strumienia. Tam zorientowałem się, ze licznik nie działa jak powinien. Włączyłem licznik w tym samym miejscu a na liczniku było ponad kilometr mniej niż zwykle w tym miejscu. Poszperałem w ustawieniach i zauważyłem, że obwód koła jaki mam wpisany jest za niski i skorygowałem ten błąd. Później już odległości się zgadzały. Odcinek od Strumienia do Pszczyny jechałem cały czas z wiatrem utrzymując się w 2 strefie. Jechało się bardzo przyjemnie, kilku kolarzy minąłem ale wszyscy jechali w przeciwnym kierunku. Po skręcie w kierunku Goczałkowic wjechałem na ścieżkę rowerową. Jest to jedna z niewielu ścieżek na których da się jechać w miarę szybko i bezpiecznie. W pewnym momencie spotkała mnie dosyć groźna sytuacja, wyprzedzałem grupkę rowerzystów i zbyt późno zorientowałem się, ze dojeżdżam do skrzyżowania. Na tym skrzyżowaniu z bocznej drogi wyjechał samochód i mało brakowało abym się z nim zderzył. Skończyło się na strachu, wina była po obu stronach, ja jechałem zbyt szybko i nieostrożnie a kierowca wjechał na skrzyżowanie nie upewniając się czy może. Do końca ścieżki jechałem już bardzo ostrożnie. Jakoś tak z rozpędu dojechałem do wjazdu na zaporę i zobaczyłem przed sobą tłum ludzi. Nie chciało mis się już wracać i wjechałem w tłum. Nie było tak źle jak się z początku wydawało, tylko dwa razy musiałem zwolnić a na odcinku pojawiły się dwie duże luki pomiędzy skupiskami pieszych. Za zaporą już zaczęła się walka z wiatrem. Zachowałem dużo sił i nie było tak źle jak wczoraj. W Zabrzegu trafiłem na zator samochodowy spowodowany przez hurtowy wyjazd z parkingu przy Kościele. Później prawie bez samochodów dojechałem do Ligoty i Mazańcowic. Ostatnie 10 kilometrów było najtrudniejsze. Kilka podjazdów i ogólnie teren idący do góry nie były dużą przeszkodą. Dostosowałem tempo do ukształtowania terenu. Zrobiło się ciepło ale ubiór był idealny do warunków. Po zjeździe do Bielska spotkała mnie jeszcze jedna niebezpieczna sytuacja na rondzie. Później skręciłem w mniej uczęszczaną drogę na której pojawiło się trochę dziur. Przy małym ruchu udało się je ominąć i dojechać do bardzo dobrej nawierzchni. Później już zluzowałem i pojechałem zobaczyć jak wygląda sytuacja na nowo wybudowanym a jeszcze nie oddanym do użytku węźle drogowym łączącym ul. Międzyrzecką z Cieszyńską. Wykończenie tej drogi jeszcze jest w lesie. Kilka tygodni jeszcze potrzeba aby ta droga mogła zostać oddana do użytku. Później już skierowałem się w kierunku domu a ostatnie 5 minut pojechałem już zupełnie na luzie w 1 strefie. Bardzo dobry trening zaliczony. Po wczorajszej jeździe miałem mieszane uczucia a po dzisiejszej już mogę powiedzieć, że powrót do formy pozwalającej na start w zawodach jest tylko kwestią czasu. Czasu którego mam jeszcze bardzo dużo i nie zamierzam go zmarnować. Kilkutygodniowej przerwy nie da się nadrobić w krótkim czasie.
Trening 1
Sobota, 16 lutego 2019 Kategoria Zima2019, Zima, Szosa, Samotnie, 50-100, b'Twin 2019, Trening 2019
Km: | 51.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:58 | km/h: | 25.93 |
Pr. maks.: | 54.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 160160 ( 82%) | HRavg | 136( 69%) |
Kalorie: | 957kcal | Podjazdy: | 310m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy od prawie 4 miesięcy trening rowerowy. Sprzęt który
na stałe jest wpięty w trenażer był jedynym na którym mogłem dzisiaj jechać. Rower
który wykorzystywałem do jazdy zimą poszedł już na zasłużoną emeryturę a sprzęt
wyścigowy wczoraj pojechał do serwisu i za 10 dni ma być gotowy do jazdy. Przeprowadziłem
podstawowe zabiegi jak: wyczyszczenie i nasmarowanie napędu, przesmarowanie
linek, wypolerowanie ramy i kół, dopompowanie powietrza do opon i sprawdzenie ewentualnych
luzów na łożyskach i tak przygotowany rower musiał wystarczyć. Jednym z
dylematów jakie miałem przed wyjazdem to ubiór. Ostatecznie wybrałem jesienne
długie spodnie, potówkę, kurtkę zimową, cieplejsze rękawice, bandanę, chustę
buff, kask z nakładką, jedną parę skarpet i letnie ochraniacze na buty. Wyjeżdżając
w takim zestawie ubrań czułem się bardzo komfortowo. Jedynie spodnie okazały się
trochę ciasne, moja budowa ciała trochę się zmieniła od zeszłego roku a przez większą
cześć sezonu nie używałem tych spodni. Zabrałem odpowiednią ilość jedzenia i
jeden bidon o pojemności 700 ml z dobrym sokiem. Ustaliłem odpowiednią trasę i
w drogę. Warunki do jazdy były bardzo dobre, jeden z lepszych pogodowo dni w
tym roku. Ani mocno nie wiało, nie było zimno, nie padało a normy stężenia pyłów
były tylko nieznacznie przekroczone. Gdybym dzisiaj wybrał trenażer to mógłbym tego
później żałować. Wybrałem niezbyt dobrą godzinę bo na drogach był spory ruch
samochodowy, oczy musiałem mieć dookoła głowy i już w czasie pierwszych minut
jazdy spotkały mnie dwie bardzo niebezpieczne sytuacje, podczas jednej z nich
musiałem hamować gwałtownie a kierowca który to spowodował nawet nie spojrzał w
moją stronę, przeciął mój tor jazdy a w dodatku rozmawiał przez telefon. Miałem
ochotę skręcić za nim na stację i coś mu powiedzieć ale zrezygnowałem z tego. Gdy skręciłem w boczną drogę to pojawił się przede
mną zawalidroga i znowu musiałem uważać, nie byłem pewny czy nie wykona
jakiegoś gwałtownego i niebezpiecznego manewru. Takich sytuacji było później
jeszcze kilkanaście ale zdążyłem się to tego przyzwyczaić. Po kilku treningach
nie będę już na to zwracał uwagi a wyrobione w poprzednich latach nawyki wrócą.
Początek trasy był pagórkowaty, niby prowadził cały czas lekko w dół ale
pojawiały się hopki. Najpierw dwie krótkie pokonane prawie z marszu a dwa
trudniejsze podjazdy w Jasienicy już dały o sobie znać. Przy sporym wachlarzu przełożeń byłem w stanie
dobrać takie przełożenie aby nie przepychać i nie znajdować się w 6 strefie.
Stromy odcinek spowodował, że fragment
jednego z podjazdów pokonałem w 5 strefie. Tętno też wyraźnie poszło do
góry, nie jest to niczym nowym, co roku przy pierwszych wyjazdach wygląda to
podobnie. Nie ma na to innej recepty jak trening, kilka tygodni regularnych
treningów i już powinno być lepiej. Po pokonaniu dwóch krótkich podjazdów
czekał mnie długi zjazd do Międzyrzecza gdzie na jednym z zakrętów było mokro. Nie
miałem błotników i wyhamowałem prawie do zera by nie zachlapać ciuchów i dalej
jechało się już przyjemniej, z wiatrem. Przez pewien czas szukałem optymalnego
przełożenia i nie jechałem równym tempem. Dopiero po skręcie na Bronów złapałem
dobry rytm i nawet walka z wiatrem nie była taka straszna. Zaskoczeniem był
wyremontowany odcinek drogi w Bronowie, w zeszłym roku była tam bardzo nierówna
nawierzchnia z kilkoma wyrwami a jazda była bardzo nieprzyjemna. Skorzystałem
nawet na moment z chodnika który miał nawierzchnię taką jak na większości ścieżek
rowerowych. Za Bronowem skończyło się dobre i przez kilkaset metrów musiałem zmagać
się z wyrwami i łatami w drodze. Na moment wjechałem na główną drogę w kierunku
Strumienia ale szybo z niej zjechałem w boczną drogę do Zabrzega. Dosyć dobra
nawierzchnia i mały ruch, bardzo przyjemnie się jechało. Przed Zabrzegiem
minąłem się z jedynym spotkanym na trasie kolarzem, pomimo mijanki w dosyć
newralgicznym momencie byłem w stanie odpowiedzieć na pozdrowienie. Wiatr w tej
okolicy wiał trochę mocniej z południowego zachodu i przez kilka kolejnych kilometrów
jechałem z wiatrem. Cały czas trzymałem satysfakcjonujące tempo i moc. Małym
utrudnieniem był zamknięty przejazd kolejowy, przepchałem się do przodu i dzięki
temu nie musiałem czekać aż wszyscy ruszą i zanim ruszyli i do mnie dojechali
to zdążyłem skręcić w prawo w boczną drogę. Dobrze znaną drogą dojechałem do
Ligoty. Od tego momentu jechałem pod wiatr. Nic nie zapowiadało utraty sił. Regularnie
uzupełniałem zapasy energii i nawadniałem się a sił wystarczyło zaledwie na 40
kilometrów i 90 minut jazdy. Nie była to typowa bomba ale jechało się zdecydowanie
gorzej, wpływ na to miało także ukształtowanie terenu, droga prawie cały czas
prowadziła do góry a na trasie były dwa wymagające podjazdy. Zrobiło się cieplej
i było mi trochę za ciepło, to też miało jakiś wpływ na słabszą końcówkę. Nie jest
jednak źle bo podobne problemy miałem przy pierwszych jazdach w poprzednich
latach. Różnica jest taka, że zwykle miało to miejsce w grudniu a w lutym byłem
już solidnie rozjeżdżony i trening 2 godzinny nie był żadnym problemem.
Jestem bardzo zadowolony z dzisiejszej jazdy. Nie było gorzej niż się spodziewałem a moja jazda po płaskim wygląda nieźle, podjazdy idą jak to na początku roku bardzo topornie. Potrzeba tylko czasu aby wszystko zaczęło wyglądać coraz lepiej. Teraz trzeba skupić się na regeneracji i jutro powtórka. Wprowadzę kilka zmian, m.in. skoryguję czas pomiędzy kolejnymi dawkami jedzenia i być może zmienię coś w ubiorze aby podczas powrotu było tak samo komfortowo jak przy wyjeździe. Najważniejsze, że mój organizm nie zaprotestował i kolejne jazdy mogą stać się faktem. To była ważniejsza sprawa niż sprawdzenie formy czy zrobienie treningu.
Jestem bardzo zadowolony z dzisiejszej jazdy. Nie było gorzej niż się spodziewałem a moja jazda po płaskim wygląda nieźle, podjazdy idą jak to na początku roku bardzo topornie. Potrzeba tylko czasu aby wszystko zaczęło wyglądać coraz lepiej. Teraz trzeba skupić się na regeneracji i jutro powtórka. Wprowadzę kilka zmian, m.in. skoryguję czas pomiędzy kolejnymi dawkami jedzenia i być może zmienię coś w ubiorze aby podczas powrotu było tak samo komfortowo jak przy wyjeździe. Najważniejsze, że mój organizm nie zaprotestował i kolejne jazdy mogą stać się faktem. To była ważniejsza sprawa niż sprawdzenie formy czy zrobienie treningu.
Basen 12
Piątek, 15 lutego 2019 Kategoria Zima2019, Zima
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:45 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Pływanie |
Jak co tydzień 5 minutowe wizyty w saumie i jacuzzi i tak 4 razy. Po wizycie na basenie przygotowanie roweru do jutrzejszej jazdy. Na grubszy przegląd i serwis tego sprzętu przyjdzie jeszcze czas. Na razie wyszczany i nasmarowany napęd, przesmarowane linki oraz zmienione koło na takie z dobrą oponą musi wystarczyć.
Trenażer 19
Czwartek, 14 lutego 2019 Kategoria Zima2019, Zima, Trenażer
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:28 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 177177 ( 90%) | HRavg | 136( 69%) |
Kalorie: | 891kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dosyć mocny trening nastawiony na zwiększenie kadencji. Na początek
dobra rozgrzewka w strefie 1 i kadencji około 90. Zaplanowałem trzy powtórzenia
po 6 minut z zmienną kadencją przedzielone 12 minutami w strefie 2 i kadencji
około 90. Wszystko szło dobrze, dla większej motywacji włączyłem film z
podjazdem na Monte Zoncolan uważany za jeden z najtrudniejszych w Europie. Po
trzech 6 minutowych powtórzeniach w 4 strefie złożonych z trzech części,
pierwsza z kadencją 95, druga 100 a trzecia około 105 dołożyłem jeszcze 2
minuty z kadencją powyżej 110 i mocą na granicy stref 5 i 6 po czym nastąpił
zasłużony rozjazd i luźne kręcenie w 1 strefie do końca filmu. Kolejny dobry
trening wzmacniający grunt pod budowę bazy tlenowej zaliczony. Miałem go robić
dopiero w sobotę, ale są duże szanse na pierwszy od prawie 4 miesięcy trening
szosowy i zamierzam je wykorzystać. W przypadku zmian prognoz na gorsze po
prostu oba weekendowe treningi będą typowo tlenowe. Zanim to nastąpi czeka mnie
zasłużony odpoczynek po 3 dniach treningu.
Orbitrek 10
Środa, 13 lutego 2019 Kategoria Zima2019, Zima
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:05 | min/km: | |
Pr. maks.: | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 119119 ( 61%) | HRavg | 95( 48%) | |
Kalorie: | 228kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary |
Po wczorajszym treningu nie byłem w stanie się zregenerować
w stu procentach i idealnym rozwiązaniem był trening ogólnorozwojowy. Ostatnio
była gimnastyka to tym razem postawiłem na orbitrek. Czas w miarę szybko
przeleciał. Po starannych zabiegach regeneracyjnych doszedłem do siebie i
czułem się lepiej niż przed treningiem. Po dokładnej analizie prognozy pogody
na weekend podjąłem decyzję o próbie treningu na szosie. Pierwszy wyjazd w sobotę.
Będzie to bardziej sprawdzenie aktualnej formy i odporności niż trening.
Siłownia 8
Wtorek, 12 lutego 2019 Kategoria Trenażer, Zima, Zima2019
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:10 | min/km: | |
Pr. maks.: | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 161161 ( 82%) | HRavg | 125( 64%) | |
Kalorie: | 794kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Ciężary |
Drugi trening ukierunkowany na siłę nóg w tym roku. W porównaniu do poprzednich lat wprowadziłem jedną dosyć istotną zmianę w kwestii ustalania ilości cykli i treningów. W ubiegłych latach stosowałem metodę blokową. Jeden blok obejmował dwa lub trzy treningi z małą ilością czasu na odpoczynek pomiędzy sesjami treningowymi. Między każdym z cykli był tydzień lub dwa przerwy. W obecnym roku podszedłem do tego inaczej. Zaplanowałem jeden trening w każdym tygodniu treningowym. Za sobą mam już dwie z planowanych 4 sesji treningowych łączących ćwiczenia ze sztangą i interwały siłowe na trenażerze. W porównaniu do pierwszego treningu wprowadziłem jedną zmianę. Ćwiczenie z hantlami zastąpiłem przysiadami że sztangą. Obciążenie, ilość i długość powtórzeń pozostała bez zmian. Podczas treningu cały czas czułem mięśnie, ciężko się było skupić na poprawnym wykonywaniu ćwiczeń. Nieźle dostałem w kość i nie wiem jak długo będę się regenerował. Na szczęście jutro mam trening ogólnorozwojowy.
Podsumowanie 6 tygodnia 2019
Niedziela, 10 lutego 2019 Kategoria Podsumowanie Tygodnia
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | |||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m |
Po dokładnej analizie treningów oraz testów FTP stwierdziłem, że mój ogólny poziom wytrenowania jest całkiem niezły. Jedyna wartość jaką mogę porównać z poprzednim rokiem to wynik testu FTP. Ten wyszedł niemal identyczny jak rok temu na początku lutego. Różnica jest taka, że wtedy miałem dużo więcej godzin treningowych za sobą i byłem na innym etapie przygotowań do sezonu. W tym roku zastosowałem trochę inny schemat przygotowań i nie skupiam się tylko na sile i wytrzymałości ale także na innych aspektach treningu. Na razie mam braki prawie we wszystkich elementach i przez najbliższe dwa tygodnie treningi również będą różnorodne a później już krok po kroku budowa formy na drugą część sezonu.
1. Dane o wadze:
Moja waga w dalszym ciągu idzie do góry. Wraz z tym wzrostem do góry idzie masa mięśniowa a ilość tłuszczu pozostaje na podobnym poziomie.
2. Obciążenie treningowe:
Dzięki mocnym treningom wartości parametrów ATL i CTL w poszczególnych dniach wzrosły. Przy tak niskiej wartości CTL liczba TSS z poszczególnych treningów wpływa na bardzo ujemną wartość TSB. Z każdym tygodniem przy utrzymaniu tej samej liczby TSS w poszczególnych treningach TSB będzie coraz wyższe.
3. Wygenerowana moc:
3.1. Krótkie odcinki:
Każdy trening w tym tygodniu miał inną specyfikę. W pierwszym pracowałem nad kadencją, drugim nad siłą, kolejny zawierał interwały w 4 i 6 strefie a ostatni to typowa wytrzymałość. To wpłynęło na różnorodność danych w tej tabeli.
3.2. Dłuższe odcinki:
Na odcinkach dłuższych niż minuta dane już były bardziej zbliżone do siebie. Do tych danych będę mógł porównywać kolejne tygodnie treningowe.
4. Intensywność treningów:
Zwiększenie objętości i intensywności treningów wpłynęło na liczbę punktów TSS oraz pracę wykonaną podczas każdego z treningów.
5. Podsumowanie liczbowe:
5.1. Czas wszystkich aktywności:
5.2. Podsumowanie z programu Golden Cheetach:
6. Wstępny rozpis na 7 tydzień 2019:
Plan może ulec zmianie ze względu na możliwy wyjazd służbowy do Warszawy.
1. Dane o wadze:
Moja waga w dalszym ciągu idzie do góry. Wraz z tym wzrostem do góry idzie masa mięśniowa a ilość tłuszczu pozostaje na podobnym poziomie.
2. Obciążenie treningowe:
Dzięki mocnym treningom wartości parametrów ATL i CTL w poszczególnych dniach wzrosły. Przy tak niskiej wartości CTL liczba TSS z poszczególnych treningów wpływa na bardzo ujemną wartość TSB. Z każdym tygodniem przy utrzymaniu tej samej liczby TSS w poszczególnych treningach TSB będzie coraz wyższe.
3. Wygenerowana moc:
3.1. Krótkie odcinki:
Każdy trening w tym tygodniu miał inną specyfikę. W pierwszym pracowałem nad kadencją, drugim nad siłą, kolejny zawierał interwały w 4 i 6 strefie a ostatni to typowa wytrzymałość. To wpłynęło na różnorodność danych w tej tabeli.
3.2. Dłuższe odcinki:
Na odcinkach dłuższych niż minuta dane już były bardziej zbliżone do siebie. Do tych danych będę mógł porównywać kolejne tygodnie treningowe.
4. Intensywność treningów:
Zwiększenie objętości i intensywności treningów wpłynęło na liczbę punktów TSS oraz pracę wykonaną podczas każdego z treningów.
5. Podsumowanie liczbowe:
5.1. Czas wszystkich aktywności:
5.2. Podsumowanie z programu Golden Cheetach:
6. Wstępny rozpis na 7 tydzień 2019:
Plan może ulec zmianie ze względu na możliwy wyjazd służbowy do Warszawy.