Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2020

Dystans całkowity:1580.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:63:02
Średnia prędkość:25.60 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:26230 m
Maks. tętno maksymalne:187 (95 %)
Maks. tętno średnie:159 (81 %)
Suma kalorii:35455 kcal
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:56.43 km i 2h 10m
Więcej statystyk

Trening 118

Wtorek, 22 września 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 57.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:04 km/h: 27.58
Pr. maks.: 66.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: 186186 ( 95%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 1286kcal Podjazdy: 780m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Bardzo spontaniczny wyjazd po powrocie z delegacji. Nie liczyłem, że uda się wrócić już we wtorek ale tak się stało. Wyjechałem godzinę po powrocie do domu, w tym czasie zdążyłem tylko zjeść i przygotować ciuchy i bidony. Po raz pierwszy od dawna nie sprawdziłem roweru przed jazdą, wolałem wyjechać 5 minut szybciej niż później cisnąć na wariata. Była to słuszna decyzja bo jechałem niezwykle wolno i w kilku miejscach utknąłem w korkach. Wybrałem inną trasę dojazdu do BikeStore niż dwa tygodnie temu ale wiele lepiej i szybciej nie było. Byłem 10 minut przed czasem i wtedy sprawdziłem rower, wszystko było w porządku w przeciwieństwie do dyspozycji. Nie czułem się zbyt dobrze i jechało się ciężko, liczyłem, że podczas grupowej jazdy nogi puszczą. Na tym treningu pojawiłem się w celu poprawy fatalnej dyspozycji w peletonie, to prawdopodobnie ostatnia okazja w tym roku, po ostatniej jeździe grupowej byłem sfrustrowany słabą dyspozycją i chciałem to zmienić.
Po około 10 minutowym oczekiwaniu w dosyć licznym peletonie ruszyliśmy na stałą trasę, miało być spokojnie, w co specjalnie nie wierzyłem bo zawsze znajdzie się ktoś kto zaczyna szarpać i rozrywa peleton. Ruszając byłem w środku stawki, w odróżnieniu od ostatniego treningu gdy w kilka osób zostaliśmy na skrzyżowaniu za peletonem, wszyscy musieli się zatrzymać. Za skrzyżowaniem skupiłem się na utrzymaniu pozycji w peletonie i to się udało. Przy pierwszej okazji przeskoczyłem kilka miejsc do przodu, przy spokojnym tempie było to możliwe bez dodatkowego nakładu sił. Swoją pozycje utrzymałem do Wilkowic, na podjeździe postanowiłem wyjechać na czoło, utrzymując tempo wyznaczone przez innych jechałem na czele prawie do końca podjazdu, w kocówce wyskoczył Robert i podkręcił tempo, szybko doskoczyłem do koła, musiałem jechać już naprawdę mocno. Pod Magurką byłem jako drugi ale na początku zjazdu do Łodygowic zgodnie z przypuszczeniami zacząłem tracić, na początku zjazdu spadłem o kilka pozycji ale później byłem w stanie się zmobilizować i utrzymałem miejsce w szeregu. Jechało się całkiem przyjemnie w grupie ale nogi nie chciały współpracować. Liczyłem, że na hopkach popuszczą ale tak się nie stało. Gdy tylko teren stał się pagórkowaty znów musiałem się bardzo pilnować. W sumie mogę być zadowolony z przejazdu odcinka Zarzecze-Tresna, na którym było wszystko, zrywy, spawanie, przeskakiwanie do czoła grupy. Momentami musiałem generować 400-500 Wat na krótkich odcinkach aby się utrzymać ale nie miałem z tym najmniejszych problemów. Te zaczęły się dopiero na krótkim odcinku kostki brukowej gdzie zacząłem tracić i dodatkowo wypadła mi butelka z koszyka na bidon ale nie zatrzymywałem się bo za mną było jeszcze sporo osób i mógłbym przez to doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji. W Tresnej tradycyjny postój i czekanie na wszystkich i samochód techniczny zamykający peleton. Jak dla mnie przerwa była zbyt długa bo później nie umiałem się rozkręcić, na zjeździe o dziwo nie traciłem ale musiałem być skoncentrowany, ostatnio moja głowa jest bardziej zmęczona niż nogi i nie wiem jak długo wytrzymam jeszcze skupiając się na technice jazdy. Mocno niebezpiecznie zrobiło się w Międzybrodziu Żywieckim gdzie cześć osób wyjechała wprost przed nadjeżdżający samochód mający pierwszeństwo. Peleton trochę się rozciągnął i podzielił i musiałem znów spawać, lawirując miedzy dziurami i uważając na samochody z przeciwka nie była to łatwa sprawa ale przed krótkim podjazdem byłem znów w środku peletonu. Po chwili moje obawy o bezpieczeństwo skończyły się bo już podjeżdżaliśmy na Przegibek. W takich momentach dobrze czuje się jadąc z przodu i już po 100 metrach od skrzyżowania zacząłem przesuwać się do przodu, szło zadziwiająco łatwo. Zanim wyszedłem na czoło zrównałem się z prowadzącymi aby ustalić tempo jakim jadą, nie planowałem odjazdu tylko chciałem jechać na czele peletonu. Gdy znalazłem się na samym przodzie dojechał do mnie drugi zawodnik i nie patrząc do tyłu ciągnęliśmy grupę. Jak się okazało zrobiła się luka i chcąc czy nie chcąc oderwaliśmy się od peletonu. Różnica stopniowo się powiększała a tempo z każdą minutą nieco rosło, gdy różnica wynosiła około 15-20 sekund zauważyłem, że towarzysz odstaje. Peleton nie zbliżał się do nas ale my też się nie oddalaliśmy, nieco popuściłem na moment ale gdy zrobiło się stromo znowu dołożyłem i towarzysz ostatecznie został. Po 400 metrach trudniejszego podjazdu postanowiłem iść na całość, wiedziałem, że w peletonie jest kilku naprawdę mocnych kolarzy i postanowiłem jechać tak aby nie dogonili mnie przed końcem podjazdu, przestałem kalkulować, jechałem już na limicie i nie patrzyłem co dzieje się z tyłu. Była duża motywacja ale wyraźnie brakowało mi mocy, na takim podjeździe powinienem generować 10-15 Wat więcej, tak przynajmniej było 2 tygodnie wcześniej. W końcówce już mnie brakowało ale nie patrzyłem co tyłu, resztkami sił dojechałem do końca podjazdu poprawiając swój dotychczas najlepszy czas o 20 sekund. Zwykle brakowało 3-5 sekund do rekordu i w końcu udało się go poprawić. Jak na dyspozycje dnia to szybko doszedłem do siebie, gdy zdążyłem już zawrócić i spokojnie dojechać na Przegibek to zaczęli wjeżdżać kolejni zawodnicy z Remikiem i Michałem Braulińskim na czele. Miałem dobre 40 sekund przewagi a inni również jechali mocno podjazd. Mój wynik zniknął w 2 setce czasów na Stravie, przyczyna jest 1, szybciej podjechało podjazd około 130 zawodników podczas 3 ostatnich edycji Tour de Pologne, z pozostałych czasów mój plasuje się w najlepszej 10. Przed zjazdem ubrałem się bo zrobiło się chłodno. Nie planowałem szybkiej jazdy w dół ale jakoś wyszło, że zacząłem nieźle a później przyśpieszyłem. Miałem dwa słabsze momenty na zjeździe, pierwszy za pomnikiem przed pierwszym łukiem gdzie musiałem wyprzedzić dwóch wolniej jadących kolarzy i zwolnić a drugi za ostatnim łukiem gdy wyjechał mi samochód z pobocza ale i go wyprzedziłem. Na ostatniej prostej dokręciłem i wyszedł najszybszy zjazd w tym roku mimo tego, że w tych dwóch miejscach straciłem kilka sekund. Przejazd przez miasto również był szybki mimo kilku utrudnień i dwóch wyraźnych zahamowani z powodu wymuszenia pierwszeństwa przez kierowców. Ostatnie kilometry w zapadających ciemnościach były już spokojniejsze, walczyłem również z tylną lampką która po 2 minutach świecenia wyłączała się, muszę ją wymienić bo w najbliższym czasie lampki to będzie już obowiązkowe wyposażenie roweru. Jesień nadciąga a wraz z nią szybko zapadające wieczory. Wyjazd na ten trening to był dobry wybór, poćwiczyłem jazdę w grupie i znowu zrobiłem mały krok w dobrą stronę. Kolejne już raczej w przyszłym roku.

Podsumowanie 36 tygodnia 2020

Niedziela, 20 września 2020
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: min/km:
Pr. maks.: Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m
Miniony tydzień był dla mnie walką z problemami zdrowotnymi. Najpierw doskwierające plecy, pomogła dopiero wizyta u fizjoterapeuty i unikanie przebywanie w jednej pozycji przez dłuższy czas. Później pojawiło się przeziębienie spowodowane zmienną pogodą, to dla mnie typowy objaw we wrześniu, szybko udało się pozbyć problemów a organizm zregenerował się na tyle dobrze, że już w piątek czułem się nieźle by przetestować organizm na podjazdach. Treningowo był to taki przejściowy tydzień, nie wiedziałem czy już zacząć roztrenowanie czy próbować utrzymać formę przez następne 3 tygodnie. Odpowiedź pojawiła się sama już w piątek a potwierdziła ją niedziela. Forma cały czas dopisuje, noga kreci dobrze, moce są dobre na podjazdach, nic nie stoi na przeszkodzie aby wystartować 10 października w czasówce na moją ulubioną Równicę. Przez kilka ostatnich dni uzyskałem też kilka odpowiedzi na pytania które mi towarzyszyły po TRR. Okazuje się, że na treningu gdy jestem sam moja jazda na zjazdach wygląda dobrze, z trzymaniem tempa peletonu też nie ma zbyt dużych problemów, techniczne odcinki nie sprawiają mi żadnych trudności a na wyścigu wszytko wyglądało gorzej. Praca nad sferą mentalną powinna pomóc ale na efekty poczekam do następnego roku. Dużo dała także ponowna zmiana kół na karbonowe stożki, ostatnio miałem z nimi sporo problemów i na wyścigu z nich nie korzystałem. Poza sztywnością widoczną na podjazdach koła lepiej niosą na zjazdach i płaskim. Podczas Rajdu z Metą na Równicy koła spisały się doskonale, cały czas byłem w stanie trzymać moc a koła pozwoliły na trzymanie prędkości. Tego też chyba brakowało na ostatnim wyścigu. Porównując sam podjazd na Równice z ubiegłorocznym to musiałem generować ledwie 5 Wat więcej aby poprawić czas o ponad 20 sekund, wówczas jechałem po zmianach z Patrykiem a teraz samotnie. Jednak sprzęt na nowszej, większej, sztywniejszej ramie i widelcu oraz karbonowych kołach daje zyski które na tym podjeździe były widoczne. Zwykle olewałem temat sprzętu, jeździłem na tym co miałem pod ręką a jak się okazało spore rezerwy w tym elemencie udało się wyzwolić co w połączeniu z wypracowaną od zimy formą daje wymierne efekty szczególnie na podjazdach gdzie powoli zbliżam się do topowych kolarzy. Zrobiłem krok naprzód w rozwoju sportowym ale wolałbym zastąpić to progresem w technice który widać na razie tylko na treningach. Sporo argumentów się pojawia aby nie złożyć broni i walczyć w kolejnym sezonie. Na razie chce dobrze zakończyć sezon, podobnie jak poprzedni, przy tej formie nie będzie to zbyt duże wyzwanie.
1.Waga w ostatnim tygodniu:

W dalszym ciągu nie widać zmian wagi. Takiej sytuacji w kilku kolejnych tygodniach jeszcze nie było.
2.Obciążenie treningowe:

Na razie wartości ATL i CTL nie spadają, aby utrzymać ten trend muszę w dalszym ciągu trenować na podobnych obciążeniach.
3.Najlepsze moce:

Udało się wygenerować życiową moc w czasie 15 minut. Pozostałe wyniki wyszły nieco gorsze ale niezłe jak na wrzesień i bardzo zróżnicowane treningi.
4.Intensywność treningów:

Ta tabela idealnie obrazuje jaki to był tydzień. Istna mieszanka treningów, od tlenowego przez krótkie zrywy po walkę z podjazdami na FTP czy 5 strefie.
5.Dane liczbowe:

Czas w strefach:

Dane szczegółowe:

6.Podjazdy:

Spora liczba podjazdów i dwa rekordy czasowe. Poprawa czasu na Równice to wisienka na torcie tego sezonu obfitującego w same rekordy na podjazdach.
7.Wstępny rozpis na kolejny tydzień:
Nie wiem jak będzie wyglądał ten tydzień. Na początek wyjazd służbowy który może potrwać od jednego do nawet 4 dni, nie zabieram ze sobą roweru. Aby utrzymać formę nie potrzebuję zbyt dużej ilości treningu, jak się uda to znowu zrobię dwa treningi z podjazdami i przynajmniej jeden ukierunkowany na poprawę zjazdów, jazdy po płaskim czy techniki. Pogoda może mieć duże znaczenie, trenażera na razie nie wyciągam. Do końca sezonu spróbuje zaatakować jeszcze kilka podjazdów w celu poprawy czasów. Będą to spontaniczne ataki, bez specjalnego planowania i przygotowania, kilka podjazdów jest jeszcze do poprawienia.

Trening 117

Niedziela, 20 września 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 73.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:53 km/h: 25.32
Pr. maks.: 66.00 Temperatura: 13.0°C HRmax: 187187 ( 95%) HRavg 137( 70%)
Kalorie: 1908kcal Podjazdy: 1390m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Wrzesień zwykle kojarzy się z tym, że przychodzi jesień a to oznacza również kolejną edycje Rajdu z Metą na Równicy. W tym roku zapowiadała się prawdziwa walka o czołowe miejsca, wskazywało na to m.in. to, że swój udział zapowiedzieli prawie wszyscy najlepsi zawodnicy biorący udział w klubowych zawodach. Ja w sumie byłem sceptycznie nastawiony bo ostatni tydzień to walka z problemami zdrowotnymi, najpierw doskwierające od soboty plecy a później przeziębienie z którym nie do końca sobie poradziłem. Gdy spojrzałem na prognozy pogody zdecydowałem się zabrać plecak i ciepłe ciuchy które przydały się rano na dojeździe do Ustronia. Wczoraj przygotowałem wszystko, nie napompowałem tylko szytek i z tym miałem problem. Około 10 minut męczyłem się aby dopompować do 10 bar które było optymalnym ciśnieniem. W końcu się udało ale miałem delikatne opóźnienie które jednak nie miało dużego znaczenia. Do Skoczowa jechałem w towarzystwie Jarka, tempo momentami było szybkie ale było niemal bezwietrznie a jak wiało to w plecy, cała droga minęła na rozmowach na tematy kolarskie. W Skoczowie byliśmy kilka minut przed 8 i nie długo czekaliśmy na grupę Jas-Kółek. Spodziewałem się większej ilości osób ale blisko połowa dołączyła później. Tempo było całkiem niezłe, w Ustroniu na światłach grupa się podzieliła, część osób pojechała na czerwonym a kilka w tym ja musiało zaczekać aż przejadą samochody z przeciwka. Takie sytuacje nie powinny się zdarzać w peletonie, już kilka razy przez to odpadłem od grupy i już jej nie dogoniłem a w dwóch przypadkach cudem uniknąłem zderzenia z samochodami jadącymi przepisowo. Na szczęście tym razem było bezpiecznie a reszta grupy zwolniła za skrzyżowaniem i szybko dojechaliśmy. Wciąż było zimno i nie jechało mi się w tych warunkach najlepiej. Gdy tylko dojechaliśmy do podnóża Równicy rozebrałem kurtkę, w słońcu było przyjemnie wiec zrezygnowałem z jazdy w rękawkach. Zupełnie olałem rozgrzewkę przed podjazdem, to jeden z niewielu błędów jakie popełniłem. Oczekiwanie na start przedłużało się ale dzięki temu dojechało kilkanaście osób które nie jechały w grupie od Skoczowa. Bez rozgrzewki nie liczyłem na wiele chociaż nie czułem się źle i postanowiłem iść na żywioł. Sam start w tym roku wyglądał inaczej, na początek około 100 metrów startu honorowego a po dojechaniu do linii na początku mostu nastąpił start ostry, ruszyłem odrobinę za późno ale dosyć mocno, początek sugerował, że będzie zacięta walka o pozycje, ja znalazłem optymalny tor jazdy po lewej stronie i trzymałem równe tempo, atak nastąpił w momencie gdy zrobiło się stromo. Jako pierwszy ruszył Aleks ale Patryk szybko odpowiedział i dwójka zaczęła robić przewagę, ja nie byłem w stanie dać z siebie więcej niż 370-380 Wat co okazało się za mało nawet aby odjechać od reszty. W 5-6 osobowym składzie goniliśmy prowadzącą dwójkę, po pierwszej stromiźnie jednak udało się odskoczyć na kilka metrów, utrzymałem moc z początku podjazdu, nie wiedziałem co dzieje się wokół będąc skupionym na sobie, z przód nastąpiły już prawdopodobnie najważniejsze rozstrzygnięcia bo Aleks odjechał Patrykowi na kilka metrów, nie tracąc prowadzących z pola widzenia cisnąłem cały czas 350-370 Wat co jakiś czas zmieniając pozycje na rowerze. Na kostce zacząłem nawet nadrabiać ale były to bardzo minimalne zyski. Zwykle podjazd na nowo zaczyna się dla mnie za kostką i tak też było tym razem, byłem zaskoczony, że pomimo lekkiej niedyspozycji zdrowotnej utrzymuje dystans do prowadzących a nawet minimalnie do zwiększam. Skupiłem się tylko na utrzymaniu tempa do końca, sekundy leciały dosyć szybko ale drogi ubywało. Na ostatni kilometr wjeżdżałem z dobrym czasem i tylko głębszy kryzys mógł odebrać mi nowy rekord czasu. Cisnąłem już ile mogłem, wypatrywałem już napisów na jezdni które oznaczały bliskość mety W końcu pojawiło się 500 metrów, przy 300 próbowałem jeszcze dołożyć ale już nie było żadnych rezerw, na samej końcówce zacząłem finiszować ale zbyt słabo aby zniwelować straty do Patryka. Dałem z siebie wszystko i dzisiejszy dzień zapisze się w statystykach jako wyjątkowy. O dziwo szybko doszedłem do siebie i znalazłem siły na drugi wjazd. Zanim zjechałem do Jaszowca jeszcze obserwowałem innych jak wjeżdżają na metę. Walka na finiszu była bardziej zacięta niż w czołówce. Zauważyłem, że kilka osób się spóźniło na start, czekaliśmy już dosyć długo ale widać nie wszyscy zdążyli na czas. Po zjeździe do Jaszowca zorientowałem się, że poza Otfinem nikt nie zjechał, chęć wyrażał jeszcze jeden chłopak ale jak się okazało zjechał do mostu. Drugi podjazd nie był już tak mocny ale za spokojnie też nie było. W towarzystwie podjeżdżało się przyjemniej i podjazd szybko minął. Na deser został nam podjazd na Skibówke. Potraktowałem go ulgowo ale nie do końca tak wyszło. Widoczność była całkiem dobra i chwile podziwiałem widoki. Później dołączyliśmy do reszty Jas-Kółek które odpoczywały po ciężkiej walce z podjazdem. Zrobiło się ciepło i w słońcu można było siedzieć bez rękawków. Szybko uzupełniłem kalorie, szczególnie chleb ze smalcem i ogórkiem przypadł mi do gustu. Gdy towarzystwo zaczęło rozjeżdżać się w różne strony również ruszyłem w dół. Na zjeździe nie zdecydowałem się na całkiem odważną jazdę, w kilku miejscach musiałem hamować, w końcówce też brakło szybkości. Zatrzymałem się dopiero pod sklepem. Miałem tylko jeden bidon który był już pusty. Kilka minut później byłem gotowy do jazdy, rozglądałem się i nie wiedziałem nadjeżdżających Jas-Kółek, spokojnie ruszyłem w kierunku Centrum. Nikt w tym czasie mnie nie wyprzedził wiec pojechałem trasą z wieloma podjazdami, ostatnio jechałem ją w przeciwną stronę, ruch był dosyć wzmożony i w kilku miejscach musiałem się zatrzymać ale dosyć szybko dojechałem do Bielska. Ostatnie metry już na luzie.
Ten dzień był wyjątkowy. Po raz 10 wystartowałem w Rajdzie z Metą na Równicy, kolejny raz znalazłem się w najlepszej trójce, już po raz ósmy. Rekordowy czas z ubiegłego roku poprawiłem o 22 sekundy przy praktycznie solowej jeździe, wygenerowałem najlepszą moc w czasie 15 minut przy niskiej wadze. Kolejny raz pojechałem bardzo równo podjazd, to powoli staje się normą. Przed startem nie spodziewałem się tak dobrego dnia, liczyłem, że uda się złamać 16 minut a wyszło lepiej. Równica zawsze wyzwala ze mnie wszystkie ukryte moce, w ostatnim czasie coraz częściej jestem w stanie nawiązać do tego na innych podjazdach.

Podjazdy:


Trening 116

Piątek, 18 września 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 22.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:51 km/h: 25.88
Pr. maks.: 47.00 Temperatura: 17.0°C HRmax: 173173 ( 88%) HRavg 135( 69%)
Kalorie: 399kcal Podjazdy: 350m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Krótki wyjazd w dniu którym miałem mało czasu. Planowałem w sumie kolejny Przegibek i około 2 godzinną rundkę ale musiałem zadowolić się krótką jazdą. Wystarczyło to jednak aby sprawdzić nogę. Po wyjeździe wydawało mi się, że nie jest zbyt dobra ale dwa krótkie zrywy potwierdziły to, że wszystko jest w porządku a gorsza dyspozycja na początku a także w końcówce to kwestia popełnionych błędów, m.in. zbyt małej ilości jedzenia i czasu miedzy posiłkiem a wyjazdem z domu. Takie detale mają duże znaczenie i wpływają m.in. na tętno które dzisiaj było wyższe o około 15 bpm niż zwykle przy tym samym obciążeniu. Udało się też zaatakować jeden odcinek i osiągnąć najlepszy czas. To druga taka sytuacja w tym roku. Mam już trzy „KOMy” w Jaworzu, dwa z nich wywalczone raczej przy pomocy wiatru. Nie jestem typem zawodnika który walczy o miano najlepszego na segmentach co nie oznacza, że od czasu do czasu próbuje się i w takiej rywalizacji. W sumie zaliczyłem kilka okolicznych podjazdów, sprawdziłem sprzęt i wróciłem do domu. Więcej emocji przeżywałem podczas przedostatniego etapu TDF który był zarazem moim pierwszym obejrzanym na żywo podczas relacji telewizyjnej. Wyścig w tym roku był bardzo nieprzewidywalny i pełen ciekawych sytuacji i zakończony rozwiązaniem na które po cichu liczyłem, bo po kilku latach dominacji jednego teamu na TDF wreszcie o krok od zwycięstwa jest zawodnik bez mocnej drużyny a uważany za faworyta zawodnik okazał się o klasę gorszy od rodaka i mimo całkiem dobrej jazdy i wysokiego miejsca na etapie jest największym przegranym tego dnia. Rok 2020 jest bardzo nieprzewidywalny a w kolarskim świecie to dopiero początek emocji bo sporo ważnych wyścigów jeszcze przed nami a tegoroczny TDF zapisze się w historii jako unikatowy, sporo faworytów się wycofało lub odpadło z rywalizacji a dominacja Ineos została przerwana w bardzo brutalny sposób. Już sam skład zmieniony w ostatniej chwili dawał dużo do myślenia a późniejsze rozstrzygnięcia potwierdziły, że najlepiej przygotowany zawodnik w teamie to Michał Kwiatkowski, najlepsza nagroda za prace jaką wykonał to wygrany etap, w tym roku jego wysiłek nie pozwolił na wygranie wyścigu jednemu z liderów Ineos ale to co robi Michał na tym i wielu innych wyścigach to coś pięknego, pomocnik z niego świetny i to potwierdza, potrafi wygrać etap a nawet wyścig 7-8 etapowy ale najlepiej czuje się w wyścigach jednodniowych i raczej nie jest typem zawodnika na Wielkie Toury, czegoś mu jednak brakuje do najlepszych.

Trening 115

Czwartek, 17 września 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 93.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:31 km/h: 26.45
Pr. maks.: 66.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 178178 ( 91%) HRavg 139( 71%)
Kalorie: 2373kcal Podjazdy: 2050m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Po ostatniej jeździe nie czułem już bólu w plecach ale pojawiło się przeziębienie spowodowane przez bardzo zmienną pogodę. Nie przejąłem się tym faktem bo w zasadzie jest już po sezonie i to jedyny czas kiedy można sobie na to pozwolić. Moja odporność jest na dobrym poziomie i dlatego nie ma powodów do niepokoju i raczej nie przerodzi się to w coś poważniejszego. Już kilka godzin później czułem się lepiej a po dniu wolnym od roweru było już na tyle dobrze, że zdecydowałem się wyjechać na trening. Wrzesień jest tym miesiącem w którym można sobie pozwolić na więcej luzu w treningach i wybrałem się na taki trening i trasę jakie lubię najbardziej. Nie chciało się wychodzić z domu po spojrzeniu na termometr ale trzeba się z tym liczyć, że w końcu cieplejsze ciuchy będą konieczne. Nie zraziło mnie to do jazdy, ubrałem się cieplej ale wybrałem taki zestaw, że w przypadku wzrostu temperatury mógłbym się rozebrać. Jedyne ograniczenie jakie miałem to czas. Ostateczną godziną powrotu była 14 a trochę się guzdrałem i wyjechałem kilka minut po 10. Na początek wybrałem najtrudniejszy wariant dojazdu do Ustronia i zaliczyłem kilkanaście krótkich podjazdów, jechało się bardzo lekko i przyjemnie ale z powodu silnego wiatru w plecy. Każdy medal ma dwie strony i zarówno podczas podjazdów i powrotu do domu miałem walczyć z przeciwnymi podmuchami. Po dojechaniu do ustronia zrezygnowałem z jednego podjazdu ale i tak miałem prawie 400 metrów przewyższenia w nogach. Pierwszy poważniejszy podjazd na trasie to Równica czyli jedna z moich ulubionych gór w okolicy. Podjazd zacząłem dosyć mocno i tak też wyglądał początek, moje wcześniejsze przypuszczenia się potwierdziły i swoje wtrącał wiatr dzięki któremu nie jechałem tak szybko jak wskazywały na to dane z miernika mocy. Rozpocząłem mocno podjazd ale założenia były inne i po około 800 metrach podjazdu ustabilizowałem swoją jazdę na poziomie 300-320 Wat. Jechało się całkiem nieźle ale jakoś podjazd się dłużył. Czułem, że warunki wietrzne nie są sprzyjające, temperatura też nie wysoka ale największe rezerwy były w nogach. Równa jazda pozwoliła na osiągniecie podobnego czasu jak podczas kilku wcześniejszych wjazdów ale nie skupiałem się na tym bo miał to być jeden z wielu podjazdów i nie jechałem na dobry czas. Na szczycie zatrzymałem się tylko na moment, ubrać się na zjazd. Początek zjazdu wyglądał dobrze a później już coraz gorzej, najtrudniejsze były tzw. Patelnie gdzie znów nawiązałem do „najlepszych” czasów gdzie pogrzebywałem jakiekolwiek szanse na zjazdach. W końcówce trochę dokręciłem ale gdy nawierzchnia była gorsza znów odpuszczałem i w sumie cały zjazd nie wyglądał dobrze. Po zjeździe zatrzymałem się by rozebrać jedna warstwę ciuchów przed kolejnym podjazdem. Bardzo rzadko zahaczam o Wisłę ale tym razem zdecydowałem się przejechać przez to beskidzkie miasto. Zazwyczaj jeżdżę przez Tokarnie gdzie do pokonania jest krótki ale bardzo sztywny podjazd. Nie lubię takich ścianek ale dobrze sobie na nich radze. Na podjeździe dawałem z siebie dużo ale rezerwa wciąż pozostawała, jechałem bardzo dynamicznie i w sumie niewiele brakło do poprawy rekordowego czasu. Przed zjazdem nie zatrzymywałem się ale zjeżdżałem bardzo wolno, sporo żwiru i kamieni na drodze blokowało mnie a na karbonach gorzej się hamuje i postawiłem tylko i wyłącznie na bezpieczeństwo. W Wiśle czekała mnie bardzo niemiła niespodzianka czyli standardowe korki nawet na bocznych drogach i tłok na ścieżce rowerowej. Na moje szczęście cały czas jechałem i zatrzymać się musiałem dopiero chcąc włączyć się do ruchu na głównej drodze na Szczyrk. Do Malinki jechało się przyjemnie bo z silnym wiatrem w plecy a później złapał mnie jakiś kryzys. Ciężko szło do momentu w którym zatrzymałem się przed podjazdem na Salmopol. Sam podjazd poszedł mi nieźle, często zmieniałem pozycje na rowerze i rytm pedałowania a czasem nawiązałem do większości wjazdów w tym roku. Wypracowałem niezwykłą powtarzalność i przenoszę ją na kolejne podjazdy, mimo wiatru w twarz na większej części podjazdu i ogólnie nie najlepszych warunków wystarczyło generować około 315 Wat aby wjechać poniżej 16 minut, bywały już dni kiedy nawet 20-30 Wat więcej generowałem przy podobnym czasie a takich kiedy niższa moc wystarczała było niewiele. Niestety dobry podjazd oznaczał kiepski zjazd, znów coś nie grało i w łuki wchodziłem zbyt asekuracyjnie i wolno a na prostych nie rozkręcałem roweru. Szybsza końcówka nie pozwoliła na zbyt wiele i cały zjazd mogę określić co najwyżej jako średni, od dobrego poziomu dzielą mnie na ten moment lata świetlne. Próbowałem zyskać coś w Szczyrku gdzie znów walczyłem z czołowym wiatrem ale bez skutku, kilka razy musiałem hamować i za każdym kolejnym powrót do wcześniejszego tempa był trudniejszy. Nie chciałem za wszelką cenę cisnąć i starałem się jechać w miarę spokojnie. Miałem jeszcze siły i nie znalazłem wymówki aby ominąć Orle Gniazdo. Jeszcze w tym roku nie podjeżdżałem od ulicy Wrzosowej a najlepszy czas na tym odcinku pochodzi z 2012 roku, to mój jeden z najstarszych rekordów i byłą okazja aby go poprawić. Nie jechałem na maksa tylko znowu podobnym tempem jak na Tokarnie, przy sanktuarium byłem w czasie około rekordowym ale nie zatrzymywałem się tylko jechałem dalej w kierunku Podmagury. Tam nachylenie trzyma na dłuższych odcinkach i już jechałem na granicy tego na co pozwalały płuca. Musiałem omijać też pieszych i raz mocno zwolnić ale jakoś z tego wybrnąłem. W końcówce już zrobiło mi się ciepło ale piękne widoki zrekompensowały wysiłek i trudności. Poprawiałem swój czas sprzed roku a na pierwszej części podjazdu sprzed 8 lat. Był to już chyba 50 rekord w tym roku, muszę to dokładnie sprawdzić. Słaby rok wyścigowy odbiłem sobie na podjazdach. Przed zjazdem zrobiłem krótką przerwę ale musiałem się zwijać i zachować przynajmniej minimalny zapas czasowy na powrót do domu. Na zjeździe moja jazda wyglądała już lepiej, mogłem być z niej zadowolony. Zmobilizowałem się na kolejne kilkanaście kilometrów i mocno pracowałem walcząc z przeciwnym wiatrem. Po wjeździe do bielska odpuściłem i wjechałem na ścieżkę rowerową, nie czułem się na niej pewnie ale nie było alternatywy. Miałem jeszcze zapas czasowy i dopiero w przedostatnim momencie manewru zmieniłem trasę. Na interwałowej ulicy Skarpowej chciałem sprawdzić nogę, to właśnie takie odcinki to moja bolączka i się to potwierdziło. Na podjazdach dawałem z siebie bardzo dużo a na zjeździe w połowie odcinka musiałem hamować, tam właśnie straciłem sporo sekund. Frustracja znów osiągnęła wysoki poziom, kolejny raz nie byłem w stanie dobrze pokonać zjazdu i znów nie z mojej winy, na wyścigach wychodzi, że utrwalam nawyki przez które tracę na zjazdach czy w peletonie. W końcówce dołożyłem jeszcze techniczny odcinek z wąskimi drogami i ciasnymi zakrętami i z około 10 minutowym zapasem byłem w domu. Fajny trening z mieszanką dobrych podjazdów, słabych zjazdów i średniej jakości technicznych odcinków. Sezon powoli się kończy, widać to po przyrodzie wokół i warunkach atmosferycznych a także długości dnia która znacznie się skróciła. Z jednej strony dobrze, bo będzie więcej czasu na odpoczynek i inne sprawy a z drugiej chciałoby się dalej jeździć i zaliczać kolejne ciekawe trasy i podjazdy.

Podjazdy:

Trening 114

Środa, 16 września 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: 68.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:38 km/h: 25.82
Pr. maks.: 66.00 Temperatura: 23.0°C HRmax: 158158 ( 81%) HRavg 134( 68%)
Kalorie: 1662kcal Podjazdy: 1380m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Spokojny trening na bardzo popularnej wśród kolarzy trasie. Wyjechałem około godzinę szybciej niż w poprzednich dniach. Mimo to było dosyć ciepło i spokojnie dało się jechać w letnim stroju. Skupianie się po raz kolejny na technice zjazdu nie miało zbyt dużego sensu i postanowiłem się skoncentrować na tym co następuje po technicznych zjazdach czyli długie odcinki prowadzące lekko w dół. Na tej trasie znajdowały się aż 3 takie fragmenty i kilka krótszych na których zwykle odpuszczałem i tam zostawiałem sporo czasu. Trzeba cały czas pracować nad słabymi stronami, może kiedyś uda się je poprawić. Liczyłem przede wszystkim na to, że ruch samochodowy nie będzie duży i będę mógł się skupić na realizacji założeń treningowych. Początek jazdy właśnie tak wyglądał, nic mnie nie rozpraszało, dopiero po kilku kilometrach musiałem zacząć uważać na to co dzieje się wokół. Pierwszy z szybkich odcinków nie wyglądał tak jak powinien, oczekiwałem dużo lepszej dyspozycji a przede wszystkim szybkości, ciężko było określić czy wiatr ma jakiś wpływ czy wszystko zależało ode mnie. Pierwszy trudniejszy podjazd na trasie to Przegibek który miałem zdobyć po raz 90 w tym roku. To był sprawdzian dla pleców bo to właśnie na podjazdach czułem największy ból. Po spokojnym dojeździe do momentu w którym nachylenie wzrasta powyżej 5 % dojechałem do jakiegoś kolarza. Miałem nadzieje na współpracę na podjeździe ale się zawiodłem, już po chwili towarzysz zaatakował i mnie zostawił, po kilku minutach go dogoniłem ale powtórzył swój manewr i tak jeszcze trzy razy, na Przegibku byłem ledwie kilka sekund za nim ale z dużo mniejszym ubytkiem sił. Na zjeździe szybko jednak został z tyłu, ja z kolei czułem się bardzo niepewnie i był to jeden z gorszych zjazdów w ostatnim czasie. Przed wjazdem do Międzybrodzia dojechałem do jakiegoś zawalidrogi i wlekłem się za nim zamiast ćwiczyć tempo na zjeździe. Ruchy był spory i nie byłem w stanie wyprzedzić, gdy poziom mojego zdenerwowania przekroczył dopuszczalne normy postanowiłem zatrzymać się. Odczekałem chwile i przez kolejne 3 kilometry mogłem jechać równym tempem walcząc z silnym wiatrem w twarz. Warunki spowodowały, że przełożenia jakimi dysponowałem okazały się wystarczające. Moja jazda na tym odcinku wyglądała nieźle ale ciągle jest nad czym pracować. Wyszło na to, że na zjeździe pracowałem mocniej niż na wcześniejszym podjeździe, takie sytuacje u mnie zdarzają się niezwykle rzadko. Zjazd zostawiłem za sobą i ruszyłem w kierunku kolejnego celu jakim była Góra Żar. Zazwyczaj na tym podjeździe przeżywam katusze, rzadko kiedy jestem zadowolony ze swojej jazdy na tym odcinku i dlatego miałem pewne obawy. Po Przegibku nie czułem bólu pleców co nie oznaczało wcale tego, że nie trzeba się pilnować. Tak się złożyło, że do Czernichowa wiatr dmuchał w plecy a samochodów było jak na lekarstwo. Jedyną przeszkodą były dziury na krótkim zjeździe ale udało się pokonać bezpiecznie ten odcinek. Podjazd na Żar zaczął się znów od wiatru w twarz i gdy droga nie prowadziła na zachód lub południe to zmagałem się z przeciwnymi podmuchami które były jednak mniej odczuwalne niż na bardziej płaskich odcinkach w Międzybrodziu. Na podjeździe narzuciłem sobie dobre tempo i go trzymałem, gdy robiło się stromiej wstawałem z siodełka, gdy nachylenie spadało trzymałem większą kadencje, o dziwo noga podawała całkiem dobrze a tradycyjnego kryzysu nie było. Sam podjazd zajął mi mniej czasu niż się spodziewałem i dlatego pozwoliłem sobie na dłuższą przerwę na szczycie. Ludzi było sporo i starałem się trzymać z daleka od innych. Gdy przyszła pora zjazdu zorientowałem się, że zapomniałem o jedzeniu. Musiałem to szybko nadrobić i przed właściwym zjazdem znów się zatrzymałem na chwilkę. Gdy już ruszyłem to znów nie złapałem tego luzu który powoduje, że puszczam wszystkie hamulce. Dopiero po pierwszym łuku gdy nawierzchnia uległa poprawie poczułem się pewniej. Na prostych rozwijałem dobre prędkości ale przed łukami wyhamowywałem i jechałem jeszcze wolniej niż zwykle, o ile to jest w ogóle możliwe. Odpuszczenie tego elementu powoduje automatycznie powrót do marazmu jaki prezentowałem przez lata. W garść wziąłem się dopiero na końcówce zjazdu, za parkingiem przy dolnej stacji kolei na Żar. W łuki wchodziłem znacznie pewniej i szybciej a na końcowej prostej dokręcałem ile mogłem, kierunek wiatru uległ nieznacznej zmianie i wiało bardziej z północy niż wcześniej wiec miałem dodatkową przeszkodę do pokonania. Przed Kościołem pojawiły się jeszcze samochody i musiałem odpuścić. Po zjeździe obrałem kierunek dom, najkrócej było przez Przegibek i tak właśnie pojechałem. Wiatr znów przeszkadzał, nie był silny ale jego kierunek wskazywał, że cały czas będzie wiało w twarz. Dwa podjazdy zaliczyłem podobnym tempem i miałem punkt odniesienia i to był też test organizmu, nie tylko dla dających o sobie znać plechach ale przede wszystkim czy nie opadnę z sił co w ostatnim czasie często mi się zdarzało. Na podjeździe pod Przegibek wiatr strasznie kręcił, na początku pomagał, później był neutralny a później już przeszkadzał. Gdyby był silniejszy to miałby duży wpływ a tak to działał bardziej na psychikę niż na szybkość i jakość jazdy. Podjazd pokonałem w dobrym tempie, z bardzo podobną mocą jak poprzednie. W końcówce już myślami byłem na zjeździe, tego zjazdu nie chciałem całkowicie odpuszczać, słaby był jedynie początek a później już wszystko wyglądało lepiej. Gdyby nie kilka samochodów jakie napotkałem to byłoby naprawdę dobrze, musiałem kilka razy hamować i to w miejscach w których nigdy tego nie robię, dwa ostatnie łuki gdzie zwykle traciłem pojechałem szybko i pewnie a na ostatniej prostej dokręciłem ile się dało. Mocno pracowałem przez kolejne 3 kilometry, jechałem znów mocniej niż na podjeździe ale brakło na ostatni kilometr zjazdu, zbyt dużo rzeczy rozpraszało mnie ale i tak urwałem na zjeździe kilkanaście sekund. Powrót do domu już spokojniejszy bez skupiania się na niczym poza bezpieczeństwem. Zrobiło się już naprawdę ciepło i żałowałem, że nie miałem już czasu bo chętnie bym zaliczył jeszcze rundkę po okolicy. Mimo tego, że sezon się kończy noga cały czas podaje i oby jak najdłużej.


Trening 113

Wtorek, 15 września 2020 Kategoria 0-50, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: 44.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:27 km/h: 30.34
Pr. maks.: 63.00 Temperatura: 24.0°C HRmax: 147147 ( 75%) HRavg 126( 64%)
Kalorie: 827kcal Podjazdy: 420m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny pierwszy wyjazd, w tym przypadku po kluczowej dla mnie wizycie u fizjoterapeuty. Pojawił się ból w innych miejscach ale mniejszy i da się z tym funkcjonować. Rano miałem kilka rzeczy do zrobienia i czasu na trening było bardzo mało. Założyłem też karbonowe koła, wszystkie usterki udało się usunąć, ostatnio często schodziło powietrze, wymiana zaworów i przedłużek pomogła. Pierwszy wyjazd po zmianie sprzętowej zawsze jest niepewny, tak też było tym razem. Zaplanowałem płaską trasę w kierunku Kaniowa którą musiałem zmodyfikować w trakcie jazdy. Pierwsze metry były nerwowe ale później moja jazda zaczęła wyglądać lepiej, szybko wyjechałem z Bielska, bez przeszkód i konieczności korzystania ze ścieżki rowerowej. Na podjeździe nie spodziewałem się większych różnic ale udało się wjechać szybciej niż zwykle, jednak szytki coś dają. Pierwszy na trasie zjazd był bardzo słaby i niepewny, w końcówce trafiłem na utrudnienia na drodze ale przejechałem bez postoju. Później wjechałem w teren na którym karty rozdawał wiatr gdzie koła już miały większe znaczenie. Na odcinku do Ligoty wiało w twarz, jechałem jednak dosyć szybko ale wcale nie mocno. Dojechałem do Zabrzega gdzie remont linii kolejowej trwa w najlepsze i nie było opcji przedostania się na drugą stronę. Zdecydowałem się wiec na nawrót i modyfikacje trasy a raczej jej skrócenie. Wiązało się to z dłuższą jazdą przez Czechowice gdzie kilka razy musiałem się zatrzymać na skrzyżowaniach i przejeździe kolejowym. Później jednak jechałem z wiatrem, nogi już pracowały całkiem nieźle i bardzo szybko pokonałem odcinek Bestwina-Bielsko. Po wjeździe do miasta zdecydowałem się na wydłużenie trasy i objechałem miasto przez Mazańcowice. Czekał mnie dosyć wymagający podjazd który jednak okazał się zmarszczką, czas już naglił wiec skierowałem się najkrótszą trasą do domu. Plecy bolały ale dało się z tym jechać, spodziewałem się, że po TRR nogi nie będą już tak dobre ale wciąż mogę się cieszyć niezłą dyspozycją. Po zmianie kół również poprawiła się moja szybkość na zjazdach i płaskich odcinkach gdzie sporo zazwyczaj tracę, to chyba jest ten element w którym miałem rezerwy, jak duże okaże się przy najbliższej grupowej jeździe.

Miasto 31

Poniedziałek, 14 września 2020 Kategoria Miasto
Km: 52.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:00 km/h: 26.00
Pr. maks.: 47.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 1030kcal Podjazdy: 1110m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze

Rozjazd 32

Poniedziałek, 14 września 2020 Kategoria blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 32.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:24 km/h: 22.86
Pr. maks.: 63.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 129129 ( 66%) HRavg 107( 54%)
Kalorie: 509kcal Podjazdy: 530m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy wyjazd kontrolny po Tatra Road Race. Pojechałem aby sprawdzić czy plecy znowu będą bolały. Przed wyjazdem nie czułem żadnych dolegliwości. Drugi cel wyjazdu to sprawdzenie czy po sobotnim wyścigu gdzie nie szło mi najlepiej, nie zapomniałem jak się zjeżdża. Przy okazji chciałem zaliczyć kolejny podjazd na Przegibek który był już 89 w tym roku. Już od początku moja jazda wyglądała nieźle pod względem technicznym. Nogi też pracowały nie najgorzej i dopiero pod Przegibkiem pojawiły się problemy. Pilnowałem aby nie jechać w jednej pozycji i często ją zmieniałem. Na moje nieszczęście trafiłem na duży ruch rowerzystów i samochodów, nie umiałem się skupić na jeździe. Bałem się zjazdu, znowu pojawiło się sporo samochodów i byłem pewny, że jedyne co uda się poćwiczyć to hamowanie, nie było jednak tak źle, tylko w dwóch miejscach musiałem przyhamować, zjazd jako całość był dobry, ale zbyt wolny aby na wyścigach nie stracić dystansu do innych. Powrót do domu to walka z kolejnymi przeciwnościami, zmiennym wiatrem, dużą ilością samochodów czy pieszych a także pozycją na rowerze, nie umiałem dobrać takiej w której czułbym się komfortowo. Na siłę ukończyłem sobotni wyścig i teraz za to płacę, na razie nie wiem jaką cenę.

Wycieczka krajoznawcza

Niedziela, 13 września 2020 Kategoria 50-100, Szosa, w grupie
Km: 75.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:00 km/h: 18.75
Pr. maks.: 45.00 Temperatura: 20.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 1490kcal Podjazdy: 300m Sprzęt: Litening C:62 Pro Aktywność: Jazda na rowerze

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 7779 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 9586 km
Evo 2 7927 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum