Kolejny raz musiałem trochę pokombinować aby wygospodarować odpowiednią
ilość czasu na trening. Warunki rano były niesprzyjające, mgła i temperatura
poniżej 0. Na pól godziny przed wyjazdem były 3 stopnie a gdy się zbierałem to
już 6 a wyjeżdżając 7. Nie miałem problemu z doborem ubioru, prognozy temperaturowe
również sprawdziłem, trasę miałem w głowie i tym razem prognozy mówiły o bardzo
zbliżonych warunkach na całej trasie. Początek był z wiatrem więc szybko
dojechałem do Międzyrzecza i skierowałem się tym razem prosto na Ligotę by sprawdzić
postęp prac drogowych na odcinku Międzyrzecze-Ligota. Poza postojem na wahadle
przed skrzyżowaniem z drogą na Rudzice cały odcinek przejechałem sprawnie po
równym asfalcie. Niestety o warunkach prognozowanych nie było mowy i mgła która
była w Bielsku rano utrzymywała się dalej i od Ligoty temperatura leciała mocno
w dół a dodatkowo pojawił się nieprzyjemny północno-wschodni wiatr. Przyjemna
jazda powoli zamieniła się w męczarnie, najgorzej było zabezpieczyć ręce które
po prostu marzły i chcąc wyciągnąć coś do zjedzenia musiałem się zatrzymać. W
sumie około godzinę męczyłem się w tych trudnych warunkach i od Bestwiny już
było coraz cieplej i przyjemność z jazdy wróciła. Noga podawała całkiem nieźle,
nawet na podjazdach czułem się dobrze. Całą trasę pokonałem z bardzo zbliżoną
kadencją wynoszącą ponad 90. Jakby mi ktoś powiedział jakiś czas temu, że w
listopadzie będę jeździł na takim poziomie i z przyjemnością to chyba bym nie
uwierzył. Zwykle wtedy walczyłem o przetrwanie każdego treningu i czekałem na wiosnę
i poprawę pogody i formy.
Aura w dalszym ciągu zaskakuje. Pogoda bardziej przypomina wiosnę
niż późną jesień wiec trzeba tą sytuacje najlepiej wykorzystać. Trafił się także
lepszy dzień jeżeli chodzi o moje samopoczucie. Jedynym problemem była rzeczywista
temperatura. Co innego było w prognozach, co innego na termometrze a jeszcze co
innego w rzeczywistości. Zdecydowałem się na cieplejsze ciuchy i to był
właściwy wybór. Ruszyłem dosyć szybko po lekkim obiedzie i noga całkiem nieźle
podawała mimo braku odpowiedniej regeneracji po niedzielnej górskiej trasie.
Wybrałem dosyć wymagającą rundę z kilkoma podjazdami. Przez całą drogę
odczuwalny był wiatr a temperatura spadała z każdą chwilą i wróciłem do domu
jak było tylko 5 stopni. Na koniec niemiła niespodzianka w postaci zamkniętej drogi
i konieczności włączenia się do ruchu na ruchliwym skrzyżowaniu. To sprawiło,
że musiałem włączyć oświetlenie. Za dwa tygodnie popołudniem już chyba nie uda się
wyjechać a i na weekendowe wyjazdy też już nie bardzo można liczyć. Realizacja założeń
treningowych wymaga odpowiednich warunków i nie oczekuje, że w grudniu takie będą.
Ten wyjazd stał pod dużym znakiem
zapytania. Nie wiedziałem czy uda mi się wygospodarować przynajmniej dwie
godziny w kawałku na trening i dopiero po zrobieniu pewnych rzeczy udało się znaleźć
okienko miedzy 10:30 a 13:00 i wyjechać na około 2 godzinny trening. Po raz
kolejny jedynym celem było trzymanie kadencji około 90. Przygotowanie roweru i
ciuchów zajęło mi niewiele czasu, szybkie przygotowanie jedzenia i bidonu też
nie było problemem. W sumie po 15 minutach spędzonych na potrzebnych zabiegach
byłem gotowy do jazdy. Pierwszą rzeczą jaka dała mi się we
znaki to silny południowy wiatr. Już wcześniej postanowiłem, że jadę rundę
wokół zbiornika Goczałkowickiego i nie miałem zamiaru nic zmieniać. Dzięki temu
od początku jechałem bardzo szybko ale nie mocno. Momentami jazda 40 km/h nie
była żadnym wyzwaniem. Pierwszy znaczący podjazd na trasie poszedł w tych
warunkach gładko. Na zjeździe nie umiałem się dobrze ułożyć i wierciłem się strasznie
nie mogąc rozwinąć szybkości. Po zjeździe zaczęła się już szarpanina, wiatr
wiał z różną prędkością, z w miarę stałego kierunku ale trasa była dosyć kreta
i kierunek wiatru miał ogromny wpływ na moje tempo. Często zmieniałem biegi,
kadencja skakała od 80 do ponad 100 i tak szarpanym tempem dojechałem aż do
Goczałkowic gdzie po skręcie w prawo zaczęła się prawdziwa jazda. Ponad 10
kilometrów z silnym wiatrem w twarz pozwoliło mi stwierdzić, że mimo wolnej
jazdy byłem w stanie trzymać równą kadencje i dosyć wysoką moc. Żadnych oznak
kryzysu, takie pojawiły się dopiero na podjeździe w Mazańcowicach. Do Bielska
dojechałem już dosyć wolno. Warunki nie pozwalały na zbyt spokojną jazdę a na
dodatek około 5 minut przed końcem treningu rozładowała się bateria w Garminie.
Mimo wszystko całkiem przyjemna jazda, być może jedna z ostatnich w tym roku na
zewnątrz.
Krótki wyjazd regeneracyjny. Pogoda zmienna wiec ciężko było
zdecydować się na konkretny zestaw ciuchów, ostatecznie ubrałem się na temperaturę
poniżej 8 stopni i było niemal idealnie. Noga kręciła dosyć dobrze ale byłem trochę
zmęczony i w efekcie organizm reagował jak przy większym obciążeniu. Starałem się
trzymać odpowiednią kadencje ale na podjazdach nie było to możliwe i momentami
przepychałem korby. Szans na dłuższą jazdę nie było bo to dopiero pierwsza
cześć zaplanowanego na ten dzień treningu.
Nie wiedziałem czy w ogóle uda się
wyjechać. Pierwsze pół dnia miałem kompletnie obłożone innymi sprawami. W sumie
byłem zmęczony ale zachęciła mnie pogoda, brak deszczu i prawie suche drogi.
Wyjechałem po 13:30 na około dwie godziny. Przerzutka już działa dobrze ale okazało
się, że oprócz tylnej opony także przednia nie ułożyła się jak należy i znowu
czułem drobny dyskomfort. Warunki do jazdy były trudne, z silnym wiatrem jakoś
dawałem sobie rade ale z bardzo dużym ruchem pojazdów na drodze i masą
bezmyślnych kierowców nie byłem w stanie sobie radzić. Cały czas walczyłem o
bezpieczną jazdę i powrót do domu w jednym kawałku. Niby byłem zmęczony ale
noga całkiem dobrze podawała. Nawet pod wiatr szło dosyć dobrze a drobny deszcz
który pojawiał się w kilku miejscach nie miał większego wpływu na moje tempo.
Prawdziwy szczyt inteligencji kierowców zauważyłem około 2 kilometry przed
domem gdzie wyprzedziły mnie dwa samochody by po chwili skręcić w lewo na
parking. Musiałem zwolnić praktycznie do zera. Od tego momentu jechałem już spokojniej.
Gdyby nie jasny strój i włączone oświetlenie to nie wiem czy wróciłbym w jednym
kawałku do domu. Dawno w takich warunkach nie jeździłem, z roku na rok przybywa
samochodów na drodze ale to nie daje kierowcom żadnych podstaw do łamania
przepisów ruchu drogowego.
Krótki wyjazd w celu sprawdzenia
roweru po generalnym przeglądzie. Już po wyjeździe sprawdzając działanie
przedniej przerzutki zauważyłem obcieranie na dużej tarczy. Nie planowałem w
ogóle korzystać z większego blatu i dlatego nie zatrzymywałem się. Po kilkuset metrach
stwierdziłem kolejny problem, tym razem zauważyłem bicie tylnego koła
spowodowane nierównym ułożeniem opony na obręczy. Również ten problem
zlekceważyłem. Poza tym rower działał dobrze, szersze opony z większym bieżnikiem
wspaniale radziły sobie z wszelkimi nierównościami i jazda była komfortowa. Po
godzinie jazdy po okolicznych wioskach w spokojnym tempie wróciłem do domu. Jak
na pierwszą jazdę czułem się nieźle.