Wpisy archiwalne w kategorii
Szosa
Dystans całkowity: | 176758.50 km (w terenie 619.00 km; 0.35%) |
Czas w ruchu: | 6527:23 |
Średnia prędkość: | 26.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 750.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1954597 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (179 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 3659879 kcal |
Liczba aktywności: | 2604 |
Średnio na aktywność: | 67.88 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
Trening 44
Sobota, 16 maja 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: | 59.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:06 | km/h: | 28.10 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 140( 71%) |
Kalorie: | 1459kcal | Podjazdy: | 920m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj pogoda była lepsza niż przez ostatnie dni. Nie miałem czasu na dłuższą jazdę ale przepalić nogę przed niedzielą wypadało i na około 2 godziny byłem w stanie się wyrwać. Po ostatniej jeździe miałem mieszane uczucia, niby czułem świeżość ale dane z jazdy tego nie potwierdzały. Dzisiaj chciałem kilka razy przepalić nogę aby jutro było łatwiej. Przejazd przez miasto był dosyć szybki, nie licząc kilku sytuacji z nerwowymi kierowcami było całkiem znośnie. Pierwszy zryw rozpocząłem w Mikuszowicach za przejazdem, przed samym przejazdem zostałem przyblokowany przez rowerzystów i nie byłem w stanie się odpowiednio rozpędzić. Z drugiej strony musiałem mocniej rozpocząć i dzięki temu łatwiej było utrzymać wysoką moc na całym odcinku. Noga podawała całkiem nieźle, żałowałem, że nie zrzuciłem łańcucha ząbek niżej ale mogłoby to pogorszyć sprawę. Przed drugim testowym odcinkiem nie było zbyt dużej ilości czasu na odpoczynek. Podjazd tym razem był dłuższy, za skrzyżowaniem w Wilkowicach ruszyłem mocniej i przez dokładnie 210 sekund trzymałem równe i wysokie tempo. Za słabo wystartowałem, za dużo było samochodów ale później było nieźle. Przed kolejnym odcinkiem odpoczynek był dłuższy ale nie na tyle by w pełni się zregenerować. Błędem było przełożenie jakie wybrałem, musiałem cały czas trzymać kadencje około 100 aby generować założoną moc. Czułem rezerwy ale nie byłem w stanie ich wydobyć. Punktem kulminacyjnym dnia był odcinek wzdłuż jeziora. Tam zostałem strąbiony przez rozpędzony samochód, w popłochu nie byłem w stanie ominąć dziury w którą wpadłem. Z pozoru wyglądało, że nic się nie stało ale tak nie było. Od tego momentu jechało się dużo ciężej. Walka z wiatrem nie powinna mnie tak męczyć. Całą drogę czułem jakiś dziwny opór. Podjazd pod Przegibek poszedł sprawnie, na zjeździe chciałem dać z siebie wszystko ale szybko spasowałem. Środkowa cześć odcinka była szybka i dobra technicznie, początek nie wyszedł za dobrze a w końcówce główną role odgrywał wiatr. W Olszówce dojechałem do jakiegoś kolarza, cały podjazd do ronda jechałem za nim, czułem się jak na wyścigu, kolarz cały czas oglądał się do tyłu a ja nie miałem zamiaru go gonić. W końcówce straciłem go z oczu, po drodze dwa razy musiałem zwolnić ale nie miało to znaczenia. Ostatni podryw był trochę spontaniczny. Nie miałem go w planach ale jakoś tak wyszło, że po skręcie w boczną drogę depnąłem mocniej i poszło. Jazda przypominała slalom, miedzy dziurami i samochodami których było pełno. W pewnym momencie musiałem zwolnić a na skrzyżowaniu z główniejszą drogą zatrzymałem się i chwile czekałem aby włączyć się do ruchu. Końcówka również w dużym ruchu i ze sporą ilością nierównych i dziurawych dróg. Na ostatnim zjeździe już się rozluźniłem i dopiero po dojeździe do domu odkryłem usterkę w rowerze. Tylne koło zmieniło położenie i klocek tarł o obręcz. Koło kreci się prosto i nie ma potrzeby go centrować. Po kilku dniach odpoczynku pojawiła się świeżość której nie było już od dawno. Teraz można jeździć a nie zamulać zmęczonych już nóg.






Trening 42
Wtorek, 12 maja 2020 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa
Km: | 54.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:43 | km/h: | 31.46 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 152152 ( 77%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 1141kcal | Podjazdy: | 430m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ciężki dzień w którym znalazłem jednak czas na rower. Odzwyczaiłem się od wczesnego chodzenia spać i wstawania po nocy a musiałem być już na nogach przed 4 rano. Z pracy byłem w domu o 15:30, sam dojazd zajął mi ponad 3 godziny, rano przy pustych drogach było szybciej, wracając w większym ruchu nie dało się już tak szybko pokonać prawie 100 kilometrów drogi. Był to pierwszy taki wyjazd, testowy a w najbliższym czasie czeka mnie jeszcze kilka takich. Dobrze, że o 14 gdy normalnie wychodziłem z pracy już byłem w 1/3 drogi do domu a później miałem więcej czasu na inne czynności. Pogoda również była bardzo zmienna, od mokrych dróg, opadów deszczu ze śniegiem i temperatury 0 stopni do 8 stopni na termometrze, suchych dróg i zimnego wiatru. O 16:30 ruszyłem trochę się przewietrzyć. Wyciągnąłem z szafy grubsze ciuchy, sprawdziłem czy nie zeszło powietrze z koła bo na szybko zmieniałem dzień wcześniej oponę i dętkę. Wybrałem się na kontrolną trasę która w poprzednich latach przejeżdżałem wiele razy różnym tempem. Przez remont i ruch wahadłowy zdecydowałem się jechać przez Jaworze nadrabiając trochę czasu ale przynajmniej nie musiałem przedzierać się przez korek i rozkopane skrzyżowanie. Czułem zmęczenie i nie jechało mi się najlepiej. Do Skoczowa cały czas było lekko pod wiatr, dzięki temu łatwiej było utrzymać założoną moc. O dziwo bez problemów przejechałem prze Jasienicę i Skoczów. Za Skoczowem przez krótki odcinek jechałem z wiatrem, im bliżej ustronia tym wiatr bardziej boczny. Na drugich ustrońskich światłach musiałem się zatrzymać. Ciężko się było rozkręcić a po nawrocie miałem znów jechać pod wiatr. W dobrym czasie dojechałem do Polany gdzie odbiłem na Centrum. Przez miasto przejechałem sprawnie trzymając równe tempo. Noga nieco się rozkręciła, nie liczyłem na to, że również przez Skoczów przejadę bez zatrzymania. Tak się jednak stało i na podjazdach w kierunku Jasienicy noga podawała już dużo lepiej niż na początku. W dobrym tempie dociągnąłem do ronda w Jaworzu po którym już odpuściłem. Odcinek testowy długości 48 kilometrów przejechałem poniżej 90 minut. Odkąd jeździłem tą trasą to jest to najlepszy czas, mimo trudnych warunków i ponad 30 sekund czasu straconego na skrzyżowaniach. Wracając do domu zatrzymałem się przy paczkomacie. Później pomyliłem guziki w liczniku i przypadkowo wyłączyłem aktywność. Ostatnie 1500 metrów pokonałem już na całkowitym luzie a jedynym ograniczeniem były przełożenia w rowerze. Wiele wolniej jechać już się nie dało. Nogi powoli puszczają i myślę, że już w weekend moje treningi wyraźnie zyskają na jakości.

Rozjazd 15
Poniedziałek, 11 maja 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: | 20.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:59 | km/h: | 20.34 |
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 344kcal | Podjazdy: | 260m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótka przejażdżka po ciężkim tygodniu i pierwszym dniu w pracy od 2 miesięcy. W planie był wyjazd na Przegibek, pogoda była niepewna i szybko się zebrałem póki było jeszcze ciepło i nie padało. Po minucie od wyjazdu z domu zaczęło kropić. W lekkim deszczu pokonałem pierwszy podjazd na trasie. Nad Bielskiem wisiała wielka ciemna chmura wiec podjąłem decyzje o zmianie trasy. Najpierw okrążyłem Lotnisko ścieżką rowerową a następnie ruszyłem dziurawą ulicą Łowiecką, do drodze spotkałem drogowców walczących z ubytkami nawierzchni. Później trzymałem się mniej głównych dróg i dojechałem do Jaworza. Dopiero wtedy przestało padać, drogi nie były jednak mokre. Postanowiłem dokręcić do godziny i wrócić do domu. Gdy już wracałem w kierunku domu czułem, że jedzie się coraz ciężej aż w końcu zauważyłem, że jadę na rafce. Zatrzymałem się i po chwili poświęconej na oglądanie opony wydłubałem średniej wielkości odłamek szkła. Opona już nie nadawała się do jazdy, dla bezpieczeństwa ją podkleiłem, założyłem zapasową dętkę, napompowałem minimalną ilości i bezpiecznie dojechałem do domu. Cała operacja zajęła mi 10 minut, szybko biorąc pod uwagę, ze musiałem dokładnie sprawdzić oponę, podkleić ją i wymienić dętkę po czym napompować powietrza małą ręczną pompką. Mimo wszystko nie żałuje, że pojechałem, gorzej by było gdyby ta guma trafiła się podczas jakiegoś ćwiczenia treningowego.

Trening 42
Niedziela, 10 maja 2020 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa
Km: | 101.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:15 | km/h: | 23.76 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 134( 68%) |
Kalorie: | 2719kcal | Podjazdy: | 2280m | Sprzęt: Cross Peleton | Aktywność: Jazda na rowerze |
Najtrudniejsza w tym roku, prawdziwie górska trasa zaliczona. Ociągałem się z wyjazdem dosyć długo i byłem gotowy w sumie już o 8 a wyjechałem prawie 40 minut później i to chyba był błąd o czym przekonałem się później. Nie ubrałem się odpowiednio co również później dało się we znaki. Oprócz tego pojawiło się kilka niedociągnięć które również miały wpływ na jakość treningu. Od początku jechało się dosyć dobrze, pierwsze podjazdy w Bielsku poszły lepiej niż zwykle. Wszystko układało się do momentu gdy zatrzymało mnie czerwone światło a następnie trzy kolejne. Dopiero przed skrętem do Straconki trafiłem na dwa zielone światła i nie musiałem się zatrzymywać. Mimo to byłem przed podjazdem na Przegibek kilka minut niż wtedy gdy jeżdżę bocznymi drogami. Po raz pierwszy nie monitorowałem danych na liczniku, ten podjazd znam na pamięć i jechałem tak jak nogi chciały. Podjazd nie należał do najszybszych ale tragedii nie było, zwłaszcza, że jechałem na oko. Na zjeździe puściłem się odważniej i przy pustej drodze mogłem sobie pozwolić na bardziej techniczną jazdę, to był ostatni taki zjazd bo na kolejnych już się nie dało. Kolejnym wyzwaniem miał być krótki ale stromy podjazd łączący Porąbkę z Targanicami. Długi odcinek dojazdowy jechałem w równym tempie obserwując przyrodę na którą zwykle nie zwracałem uwagi. Podjazd wjechałem bez napinki ale nie na całkowitym luzie. Ograniczały mnie przełożenia których po prostu brakowało. Postój zrobiłem dopiero po zjeździe. Nie był długi a zaraz po nim zaczął się podjazd który interesował mnie najbardziej. Wiele razy podjeżdżałem na przełęcz Kościerską ale nigdy nie zwracałem uwagi na profil podjazdu. Jedyne dane na liczniku które monitorowałem to długość oraz nachylenie terenu. Zaskoczyła mnie ilość odcinków z nachyleniem ponad 10 %, dotąd uważałem ten podjazd jako jeden z najrówniejszych wcale taki równy nie jest. Na zjeździe znów chciałem skupić się na technice, niestety nie mogłem tego zrobić. Na początku zjazdu nie chciało mi się dokręcać i wtedy wyprzedziło mnie kilka motocykli za którymi jechałem do końca zjazdu ciągle używając hamulców. Po zjeździe ruszyłem w kierunku kolejnego podjazdu z bardzo wymagającą końcówką. Nie spodziewałem się tego co tam zobaczę ale jeszcze nie wyglądało to tak źle jak na ostatnim, najtrudniejszym podjeździe dnia. Ruszyłem spokojnie ale nachylenie szybko osiągnęło wartość dwucyfrową i trzymało dosyć długo. Jechałem mocno ale pod progiem i z wyraźną rezerwą. Gdy zrobiło się naprawdę stromo to droga była zablokowana przez turystów, jadąc slalomem musiałem dać z siebie więcej aby szybko wydostać się z tłoku. Przy punkcie widokowym też tłumy wiec szybko zwinąłem się na dół. Na początku zjazdu zaskoczył mnie komunikat o słabej baterii, przed wyjazdem sprawdzałem i było jeszcze prawie 50 %, coś jest ewidentnie nie tak. Chcąc czy nie chcąc ruszyłem dalej, zjazd również wolny za samochodami, nie miałem dużej tarczy i nie było jak dokręcić i wyprzedzić a takich momentów nie było dużo bo ruch pojazdów w obu kierunkach był spory. Pagórkowaty odcinek do Łodygowic na małej tarczy dało się spokojnie przejechać. Ostatnim podjazdem jaki chciałem zaliczyć była Magurka. Rzadko tam bywam, ostatnim razem pokonywałem ją na dużym zmęczeniu, tym razem czułem się nieźle ale chciałem tylko wjechać na szczyt i skupić się na bezpiecznym zjeździe. Gdy tylko skręciłem w kierunku Magurki to już zauważyłem tłumy ludzi. Powodów do odpuszczenia było kilka, oprócz tłoku i słabej baterii byłem także nieodpowiednio ubrany, nie przewidywałem temperatur powyżej 20 stopni a na termometrze było 5 stopni więcej. Ruszyłem dosyć mocno i początek był w miarę dobry. Później jechałem slalomem miedzy pieszymi, wolniej jadącymi rowerzystami kilka razy przepuszczając zjeżdżające z góry samochody. Zacząłem się gotować, było mi ciepło, zacząłem się męczyć, mimo to na trudniejszych fragmentach dokładałem nawet 30 Wat więcej. Z czasem męczyłem się bardziej, coraz więcej trudu kosztowało mnie wymijanie pieszych a w nagrodę za to musiałem się zatrzymać na około kilometr do szczytu. Droga była w całości zablokowana, duża grupa licząca około 25 osób, zjeżdżający z góry samochód a za nim kilka rowerzystów. Próbowałem to minąć poboczem ale rowerzyści mieli podobny plan i cudem uniknęliśmy czołówki, ledwo się wypiąłem, tylne koło buksowało w żwirze. Cały chaos trwał kilkanaście sekund, jak tylko się dało ruszyłem dalej. Dalsza cześć podjazdu już na wjechanie, w tym stanie i warunkach wiele szybciej jechać nie mogłem. Na szczyt wjechałem mimo wszystko w dobrym stanie, zwykle prawie spadałem z roweru. Czas wyszedł najgorszy z 5 szosowych wjazdów, wszystkie pozostałe kończyłem ponad minutę szybciej i dzisiaj na taki czas przy takiej jeździe nie miałem szans. Zjazd to była jeszcze większa tragedia w moim wykonaniu, najważniejsze, że zjechałem bezpiecznie, tylu ludzi na żadnym podjeździe nigdy nie widziałem i chyba sobie odpuszczę jeżdżenie takich górek w niedzielę, chyba, że wcześnie rano bo później to nie ma nic wspólnego z przyjemnością. Po zjeździe do głównej drogi tylna przerzutka przestała reagować wiec 70 % drogi do domu pokonałem bez kręcenia, jedynie na podjazdach musiałem dawać z siebie dużo a i tak jechałem za twardo. Mimo sporych problemów jakie mi towarzyszyły udało się przejechać całą trasę bez kryzysu, organizm dzisiaj współpracował, moc była pod nogą ale poza krótkimi wyjątkami na podjazdach pod Łysinę i Magurkę nie zdecydowałem się uwolnić pokładów mocy. Jazda bez patrzenia na cyferki na podjazdach też może być fajna. Ten trening zakończył trudny cykl treningowy po którym jedyną opcją jest luźniejszy tydzień i kolejne wyzwania. 

Trening 40
Piątek, 8 maja 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 94.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:42 | km/h: | 25.41 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 144( 73%) |
Kalorie: | 2657kcal | Podjazdy: | 2040m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałem sporo obaw przed wyjazdem. Ostatni trening był wymagający a od tego czasu nie siedziałem na rowerze i moja dyspozycja była sporą niewiadomą. Udało się tak ustalić grafik dnia, że prawie całe popołudnie mogłem przeznaczyć na trening. Przed jazdą nie zastanawiałem się nawet przez moment i wybrałem letni strój i wiatrówkę na zjazdy. Zabrałem sporo jedzenia i tylko dwa bidony wody, spodziewałem się, że braknie i zarezerwowałem czas na kilka przerw. Po wyjeździe nie mogłem stwierdzić czy noga podaje czy nie. Początek trasy prowadził w górę ale w ogromnym ruchu samochodowym, zanim na dobre się rozkręciłem musiałem się trzy razy zatrzymać. Pierwszy podjazd poszedł lekko a nagrodą za to był długi zjazd pod wiatr. Cały czas kręciłem a niewiele posuwałem się do przodu. Po 25 minutach jazdy wziąłem się za konkretniejszą rozgrzewkę. Zaplanowane schodki nie wyszły, ciężko było wcelować w założone moce. Druga seria poszła już lepiej. Później przy spokojnej jeździe zapaliła się w głowie lampka, zapomniałem o regularnym jedzeniu i nadrobiłem zaległości. Krótki podjazd w Lipowcu pokonałem nieco mocniej, wiatr w twarz robił dobrą robotę i nie musiałem szukać optymalnego przełożenia. Czułem, że noga chociaż nieźle podawała nie jest jeszcze odpowiednio rozgrzana i skierowałem się w kierunku kolejnego podjazdu. Kiedyś go jechałem i zapomniałem, jak nierówny jest to podjazd, zaczyna się łagodnie, później nachylenie dochodzi nawet do 16 % przed zjazdem, wypłaszczeniem i odcinkiem z nachyleniem od 5 do 10 %. Tempo dostosowałem do nachylenia i po mocnym początku, luźnym środku i średniej końcówce dotarłem do końca asfaltu. Zjazd mi wybitnie nie pasował, gdy dotarłem bezpiecznie do skrzyżowania z główną przyjąłem kolejną dawkę węglowodanów i ruszyłem w kierunku Równicy. Dawno mnie tam nie było, kiedyś nie wyobrażałem sobie jeżdżenia bez zaliczania regularnie Równicy, był to mój ulubiony podjazd a w ostatnim czasie głównie z różnych względów zaglądałem tam bardzo rzadko. Aby nadrobić zaległości chciałem wjechać na szczyt aż 3 razy. Przed pierwszym na moment się zatrzymałem, ruszyłem mocno i trzymałem dobre tempo na prostej, gdy zrobiło się stromo to łańcuch stopniowo wędrował w górę kasety. O dziwo jechałem równo trzymając założoną moc, tą harmonię zaburzyło trochę wypłaszczenie przed kostką i sam odcinek brukowy. Dobry czas miałem przy zjeździe z kostki ale o rekordach nie mogłem myśleć bo najlepszy czas jest wyśrubowany i musiałbym jechać na maksa, grubo powyżej założonego pułapu mocy. Spory ruch samochodów, pieszych czy rowerzystów nie sprzyjał równej jeździe, momentami musiałem jechać dużym slalomem. Mocną jazdę miałem zakończyć po 18 minutach a na kresce byłem 40 sekund szybciej i cisnąłem aż do łuku w lewo odkąd było jeszcze 200 metrów do parkingu. Ludzi było sporo i nie zabawiłem długo na szczycie. Zjadłem coś, ubrałem kurtkę i ruszyłem w dół. Nie miałem zapędów do szybkiej jazdy a samochody skutecznie mnie blokowały wiec bardzo spokojnie zjechałem do Jaszowca. Drugi wjazd był trochę dłuższy ze względu na dużo łatwiejszy początek. Na moje szczęście w tym miejscu wiało ze wschodu wiec przez pierwsze kilkaset metrów towarzyszył mi wiatr w twarz. Na końcu kostki miałem niezły czas i trochę gorszy niż jadąc od mostu. To dawało nadzieje na to, że na kresce pojawię się już po 18 minutach podjazdu. Tak się nie stało. Musiałem jeszcze 15 sekund dołożyć. Jechało się lepiej niż za pierwszym razem, mimo słabszego początku w drugiej części jechałem równo i mocno. Drugi zjazd był również wolny i spokojny, przez moment myślałem, że wjadę na Równicę zaczynając od odcinka brukowego. Tak rzadko jeżdżę po takich odcinkach i nie radze sobie z nimi najlepiej wiec drugi raz ruszyłem asfaltem. Początek był również słabszy, nie radze sobie w tym roku na łatwych odcinkach i mam problem z utrzymaniem na nich właściwej mocy. Gdy tylko zrobiło się stromiej to już było tylko lepiej. Od kostki do szczytu wjechałem szybciej niż wcześniej ale za to musiałem dokręcić jeszcze 30 sekund na wypłaszczeniu. Nogi były już zmęczone i kolejny raz w tym tempie już bym chyba nie wjechał. Na dobicie wjechałem a raczej wtoczyłem się na Skibówk skąd mogłem podziwiać widok m.in. na Tatry. Po dłuższej przerwie ruszyłem w dół. Początek zjazdu wyglądał dobrze od strony technicznej i nie był najwolniejszy, później jednak dojechałem do samochodów i koniec jazdy. W Jaszowcu zdecydowałem się pokonać odcinek brukowy do skrzyżowania i rozpiąłem tylko kurtkę by nie ubierać jej zza kilka minut przed kolejną częścią zjazdu. Słabo wyglądała moja jazda, nogi już zmęczone, trochę było mi ciepło, na tym kilometrowym odcinku wyprzedziło mnie kilkanaście samochodów, ile było ich ogólnie przy 3 wjazdach na Równice to nie liczyłem ale dawno tylu nie spotkałem podczas jednego treningu. Po zjeździe rozebrałem kurtkę, miałem zatrzymać się przy najbliższym sklepie bo w bidonach już było pusto. Przejechałem koło trzech sklepów i kapnąłem się dopiero na podjeździe w kierunku Lipowca. Tam też miałem drobny problem z przednią przerzutką, wyskoczył jakiś błąd i łańcuch spadł. Szybko to naprawiłem i jechałem dalej. Najbliższy sklep był dopiero w Brennej. Gdy tam dojechałem to byłem już trochę odwodniony. Zorientowałem się, że nie mam przy sobie jednorazowych rękawiczek, zwykle wożę po kilka par a tym razem zapomniałem. Na szczęście uratował mnie płyn dezynfekujący przy sklepie i z czystym sumieniem mogłem wejść do sklepu. Kupiłem wodę, sporo wypiłem przed kontynuacją jazdy i napełniłem oba bidony. Po tym postoju za bardzo się rozluźniłem, na ziemie sprowadził mnie kierowca samochodu wyprzedzającego na szczycie wzniesienia zaraz za skrzyżowaniem, przed łukiem w lewo jadący prosto na mnie. Cudem uniknąłem czołowego zderzenia uciekając na pobocze, musiałem ochłonąć i zatrzymałem się na moment przy przystanku autobusowym. Na szczęście później obyło się już bez podobnym incydentów, nawet nie musiałem dokręcać do 2000 metrów przewyższenia.
Przed treningiem czułem się nieźle, po nie najgorzej. Lepszej nogi się nie spodziewałem po dniu wolnym. Do tego abym był w 100 % zadowolony jeszcze brakuje ale sezon jest długi. Najważniejsze, że treningi wchodzą w nogi i dają efekty a dodając do tego inne obciążenia jakie znosi mój organizm to na ten moment lepiej być nie może. Najważniejsza w tym momencie jest regeneracja, bez niej dyspozycja na treningach na pewno będzie niezadowalająca.


Informacje o podjazdach:

Przed treningiem czułem się nieźle, po nie najgorzej. Lepszej nogi się nie spodziewałem po dniu wolnym. Do tego abym był w 100 % zadowolony jeszcze brakuje ale sezon jest długi. Najważniejsze, że treningi wchodzą w nogi i dają efekty a dodając do tego inne obciążenia jakie znosi mój organizm to na ten moment lepiej być nie może. Najważniejsza w tym momencie jest regeneracja, bez niej dyspozycja na treningach na pewno będzie niezadowalająca.


Informacje o podjazdach:

Rozjazd 14
Wtorek, 5 maja 2020 Kategoria 0-50, Samotnie, Szosa
Km: | 34.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:34 | km/h: | 21.70 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 10.0°C | HRmax: | 133133 ( 68%) | HRavg | 111( 56%) |
Kalorie: | 435kcal | Podjazdy: | 560m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Lekki rozjazd po wczorajszym mocnym treningu. Pogoda w dalszym ciągu zmienna ale udało się trafić na okno pogodowe i wyjechać na sucho. W domu już trochę mnie nosiło, dużo spraw na głowie i byłem już zmęczony. Jazda na rowerze miała pomóc, odświeżyć się trochę, na trening nie miałem ochoty i sił wiec pojechałem w spokojnym tempie na Przegibek. Przed wyjazdem zapomniałem kilku rzeczy w domu, m.in. cieplejszych rękawiczek czy licznika. Nie wracałem się po nic bo pod ręką miałem Garmina z odpowiednim poziomem baterii i awaryjnie z niego skorzystałem. Wyjeżdżając czułem, że jest chłodno, ciężko było się rozgrzać. Jechało się dziwnie lekko i szybko, ale do czasu. Szybko znalazłem się na podjeździe pod Przegibek. Jechało się ciężko pod górę, spojrzałem na licznik który pokazywał 7 stopni i już znalazłem przyczynę. Dojechałem do jakiegoś kolarza który od razu siadł na moje koło, każdy kto mnie wyprzedzał jechał dużo szybciej, ja jechałem najwolniej jak potrafiłem, na tyle pozwalało przełożenie i kadencja której chciałem się trzymać. Wjeżdżałem najdłużej w tym roku a w dodatku kolarz który prawie cały podjazd wiózł się na moim kole wystrzelił jak z procy na ostatniej prostej. Było zimno wiec po dojechaniu na przełęcz zawróciłem i zacząłem zjeżdżać. Wtedy też przekonałem się dlaczego tak lekko mi się jechało wcześniej. Jechałem cały czas z silnym wiatrem w plecy a teraz musiałem z nim walczyć. Zjazd był dobry technicznie ale wolny a przejazd przez miasto z wieloma postojami na skrzyżowaniach. W pewnym momencie wjechałem w dziurę w drodze i byłem pewny, ze złapałem kapcia. Na szczęście tak nie było, do domu dojechałem w dużym ruchu. Wyjazd dobrze mi zrobił, trening pewnie byłby uciążliwy a spokojna jazda pozwoliła także przemyśleć kilka spraw. Musze wrócić do sprawdzonych rozwiązań i wtedy może moja dyspozycja na rowerze będzie lepsza bo ostatnio wiele rzeczy nie wychodzi jak powinno. Kolejne treningi powinny być już lepsze w moim wykonaniu.

Trening 39
Poniedziałek, 4 maja 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 104.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:02 | km/h: | 25.79 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 184184 ( 94%) | HRavg | 143( 73%) |
Kalorie: | 2854kcal | Podjazdy: | 2030m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj nie udało się wyjechać na trening. Przerwy w opadach były krótkie, nawet drogi w tym czasie nie obeschły. Nie chciałem jeździć w deszczu a na trenażer też nie maiłem ochoty wiec zrezygnowałem z treningu. Był to duży błąd bo pociągnął za sobą kilka kolejnych. Wypocząłem po ostatnich treningach i na tym kończą się plusy. Kolejny dzień przywitał piękną pogodą więc ruszyłem z samego rana co było kolejnym błędem. W sumie mógłbym nie wyjeżdżać z domu lub odpuścić mocny trening, stając rano na wadze rwałem włosy z głowy, w tym roku nie widziałem takiej wartości na wadze, od wczoraj przybyło ponad kilogram, jeden dzień wolnego, mało ruchu i już takie rzeczy. Kilka razy sprawdzałem wagę ale nie chciała pokazać innych wartości. Zjadłem normalne śniadanie i ruszyłem na trening. Było zimno, za zimno jak dla mnie. Noga niby nie była zła ale czegoś mi brakowało. Pierwszy podjazd jakoś wjechałem, kolejny dopiero był za Bielskiem wiec miałem dużo czasu na rozkręcenie nogi. Dawno nie jechałem o tej porze prze miasto i było sporo samochodów, kilka razy przytrzymało mnie na światłach. Wyjeżdżając z Bielska ruszyłem mocniej, pierwsza część rozgrzewki poszła jako tako. Drugą chciałem zrobić na podjeździe pod Orle Gniazdo. Już wtedy czułem, że pod nogą nie ma odpowiednich pokładów mocy, liczyłem na to, że pójdzie lepiej na kolejnym podjeździe. Na zjeździe z Orlego trafiłem na mokrą nawierzchnie i pierwszy raz od dawna wybrudziłem rower. Na zjeździe zmarzłem, nie umiałem się rozkręcić, 7 stopni na termometrze dyskwalifikowało mnie z walki o dobry czas na podjeździe pod Salmopol. Mimo przeszkód nie poddałem się. Zatrzymałem się przed podjazdem, rozebrałem nogawki aby nie przeszkadzały, zbędnego balastu nie mogłem się pozbyć. Gdy nadeszła godzina próby ruszyłem mocno i tylko ze startu mogę być zadowolony, dawałem z siebie dużo na początku ale cała para szła w gwizdek. Nigdy nie radziłem sobie dobrze w niskich temperaturach a do tego musiałem walczyć z przeciwnym wiatrem. W normalnych warunkach i przy dobrej nodze po takim początku mógłbym kontynuować jazdę tym tempem ale niestety słabłem z każdą minutą. Wyjechałem się na początku pod wiatr i w momencie gdy miałem dołożyć nie było już z czego, brakowało 10-15 Wat, czas był słaby a nie było gdzie już zyskać. Ostatnie 1500 metrów miałem już iść na maksa i tak było tylko nie była to moc do której jestem przyzwyczajony i na jaką mnie stać ale ledwie 330 Wat co przy dzisiejszej wadze dawało tylko 5 W/kg. Walczyłem do końca ale na nic już nie liczyłem, jechałem na limicie i miałem niewielką przewagę nad swoim najlepszym czasem. Nie miałem już z czego zafiniszować. Poprawiłem swój czas o 10 sekund co dzisiaj było sukcesem a w normalnych warunkach porażką i kompromitacją. Stać mnie spokojnie na lepszy wjazd ale ciągle czegoś brakuje. Tyle rzeczy dzisiaj zawiodło i miałem ochotę na szczycie rzucić rowerem ale opamiętałem się w ostatniej chwili. W bardziej sprzyjających warunkach i lepszym dniu podejmę jeszcze raz próbę poprawy rekordu bo obecny nie zadowala mnie i przy tym co pokazałem ostatnio na Kubalonce wygląda bardzo słabo. Przez zjazdem zapomniałem ubrać kurtkę i musiałem się drugi raz zatrzymać. Nie udało się to co sobie zaplanowałem ale zebrałem się w sobie i ruszyłem na kolejne podjazdy. W planie była Kubalonka i Zameczek. Nie chciało mi się zjeżdżać do ronda wiec skręciłem w odkryty niedawno skrót i zaliczyłem krótki, wymagający podjazd. Na szczycie chwila przerwy na podziwianie widoków i zmiana decyzji o trasie. Zamiast na Kubalonkę ruszyłem do Wisły chcąc zaliczyć nieznane podjazdy. Pierwszy z nich okazał się fiaskiem, dojechałem do końca asfaltu i musiałem zawrócić, na przejeździe kolejowym pracowały służby porządkowe i zalecono mi zawrócić. Płyty wyglądały ciekawie ale musiałem obejść się smakiem. Drugi nieznany mi odcinek zaczynał się na rondzie w Wiśle. Skręciłem na zachód w kierunku Dziechcinki. Nawierzchnia pozostawiała do życzenia ale ruch był niewielki. Po 2500 metrach lekkiego podjazdu nachylenie gwałtownie wzrosło, droga zwęziła się i tak przez prawie kilometr. Jechałem z dużą rezerwą na bardzo niskiej kadencji. Podjazd skończył się nagle i musiałem zawrócić. Zjazd asekuracyjny, gdy zrobiło się szerzej sięgnąłem po bidon który na wertepach prawie wypadł mi z ręki, później podobna sytuacja z batonem. Z ulgą odetchnąłem gdy znalazłem się na rondzie. Zamyślony jechałem w kierunku Malinki i prawie przegapiłem skręt na ostatni nieznany mi odcinek. Podjazd trochę mnie zawiódł, skończył się szybko a nachylenie nie przekroczyło na moment 10 %. W końcówce fajne widoki ale nie zatrzymywałem się na zdjęcia. Po zjeździe doceniłem zalety chusty Buff i obowiązku zasłaniania ust i nosa. Cała Malinka była w dymie i bez chusty nie dało się oddychać. Na podjeździe pod Salmopol noga podawała nieco lepiej, były rezerwy a przy wyższej temperaturze mój organizm pracował wydajniej. W niezłym czasie i co najważniejsze po równej i efektywnej jeździe znalazłem się na szczycie. Przed zjazdem ubrałem kurtkę i ruszyłem spokojnie w dół. Po przejechaniu nierównego odcinka i wyprzedzeniu ciężarówki którą goniłem cały podjazd przyłożyłem się do jazdy i druga cześć zjazdu wyglądała dużo lepiej pod względem zarówno technicznym jak i szybkościowym. Po zjeździe zatrzymałem się w sklepie bo w bidonach już było sucho, napełniłem oba aby nie brakło wody. Do Bielska mimo, że pod wiatr dojechałem szybko i sprawnie, musiałem trochę nadłożyć drogi bo aż dwa radiowozy stały na skrzyżowaniu na którym zwykle wykonuje niedozwolony manewr aby skrócić sobie drogę do domu. Zaliczyłem dodatkowy podjazd dający 30 metrów przewyższenia. W domu miało być 2000 metrów i wyszła nadwyżka. Długi podjazd w Olszówce pokonałem w niezłym tempie. Na zjeździe odpuściłem bo był duży ruch i trening zakończyłem krótkim akcentem na stromym podjeździe. Na luzie dojechałem do domu. Zaskoczyła mnie duża ilość samochodów i turystów w górach, po weekendzie zwykle były pustki. Z dzisiejszego dnia jestem w połowie zadowolony, rano nogi nie współpracowały, później było lepiej. Zaliczyłem dobry trening, kolejny z 2000 metrów przewyższenia, mimo sporych przeszkód i niesprzyjających okoliczności poprawiłem swój czas na Salmopol. W tym roku jeszcze tam wrócę i spróbuje drugi raz bo wiem, ze stać mnie na więcej. Na to co się działo dzisiaj miało wpływ wiele czynników i nie mogę być zaskoczony, że nie zagrało jak trzeba. To, że jestem bardzo chimerycznym „kolarzem” dzisiaj znowu zostało potwierdzone. Mam nadzieje, ze podejścia do kolejnych podjazdów będą bardziej efektywne i pokażą moje możliwości. Z drugiej strony wybrałem bardzo niewdzięczny podjazd, żeby znaleźć się 10 miejsc wyżej w zestawieniu potrzeba czasu o 30 sekund lepszego. Poprawa o 10 sekund pozwoliła przesunąć mi się z 109 na 106 miejsce na segmencie. Liczyłem na top 100 do czego brakło 15 sekund. Moje niezadowolenie jest uzasadnione i wynika tylko z faktu dużych oczekiwań i presji jaką sam na siebie narzuciłem. Na kolejnych podjazdach jestem w stanie osiągnąć czasy dające miejsce w Top 10 i nad tym teraz będę pracował i się skupiał. Moc w nogach jest, trzeba tylko trafić z dyspozycją i to potwierdzić.




Trening 38
Sobota, 2 maja 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 60.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 30.00 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 158158 ( 81%) | HRavg | 141( 72%) |
Kalorie: | 1390kcal | Podjazdy: | 870m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Myślałem, ze wyjadę rano i zaliczę trening przed innymi obowiązkami jakie miałem wypełnić w tym dniu. Gdy wstałem i zobaczyłem, że za oknem pada deszcz odpuściłem i wziąłem się za inne rzeczy. Pojawiła się szansa wyjazdu około 11 lub później. Zrobiłem co miałem do zrobienia i o 13 byłem gotowy do jazdy. Drogi wyschły, temperatura zrobiła się bardziej przyjemna, jedynie silny zachodni wiatr mógł być przeszkodą. Jego kierunek i moc pomogły określić trasę i wyruszyłem w trochę zapomniany już rejon Skoczowa czy Cieszyna. Zaryzykowałem i pojechałem w kierunku głównej drogi gdzie bez problemu przedostałem się przez zwężenie a raczej nie natrafiłem na kolejkę samochodów czekających na przejazd. Gdy znalazłem się na głównej drodze to od razu zauważyłem jak silny jest wiatr. Droga minimalnie opadająca w dół dłużyła się, kilka krótkich podjazdów w Jaworzu dało się we znaki. Starałem się jechać bardzo spokojnie ale nie udawało się to. Za Jasienicą ruszyłem mocniej, od tego momentu trzymałem się prostego schematu, gdy był podjazd to generowałem moc na poziomie 2/3 strefy, na wypłaszczeniach była to niska strefa 2 a na zjazdach strefa 1. Pilnowałem tego cały czas. Mimo usilnej walki z żywiołem w dobrym tempie pokonywałem pierwsze wzniesienia przed Skoczowem. Na najdłuższym zjeździe na tym odcinku zwykle puszczałem korby, tym razem kręciłem cały czas dzięki temu od razu złapałem dobry rytm na płaskim. Nogi dzisiaj współpracowały i mimo wiatru w twarz czerpałem przyjemność z jazdy. Nieco problemów miałem na podjeździe w Skoczowie gdzie dopiero pod koniec złapałem odpowiedni rytm. Cały czas jechałem dynamicznie wiec podjazdy wchodziły bardzo dobrze. Nawet zjazdy i długie proste dzisiaj były ciekawe, musiałem być bardzo skupiony bo czasem pojawiały się boczne podmuchy wybijające z rytmu oraz samochody których przez wiatr nie było słychać i kilka razy zostałem strąbiony przez kierowców. Na Babilonie podjąłem decyzje o zmianie trasy, miałem jechać na Pruchną, Chybie, Bronów gdzie czekało mnie sporo płaskiego ze zmiennym wiatrem. Zamiast tego skręciłem w lewo na Hażlach i do domu wróciłem trasą z niezliczoną ilością pagórków. Nie jechałem tymi drogami kilka lat, zaskoczyła mnie nowa nawierzchnia na kilku odcinkach, jazda dzięki temu była bardziej równa i komfortowa. Szybko dojechałem do drogi Skoczów-Cieszyn gdzie skręciłem w prawo by wjechać na tą trasę z drogi biegnącej wzdłuż ekspresówki z południowej strony. Kiedyś tam jechałem i ten odcinek wydawał mi się ciekawszy niż dziurawy podjazd w kierunku wiaduktu. Wjechałem na moment do Cieszyna i skręciłem w lewo. Od tego momentu jechałem już z wiatrem. Starałem się utrzymać dobre tempo ale nie zawsze się dało. Podjazdy jechałem nieco mocniej, zjazdy odpuszczałem starając się jednak dokręcać maksymalnie. W tych warunkach brakowało przełożeń ale decydując się na kompaktową korbę liczyłem się z tym faktem. W Skoczowie mnie przytrzymało na skrzyżowaniu a później sobie to odbiłem. Wiało tak mocno, że jadąc w 2 strefie leciałem prawie 40 km/h w kierunku kolejnych podjazdów. Trzy podjazdy wjechałem dynamicznie w równym i dosyć szybkim tempie. Korzystając z pomocy wiatru szybko przejechałem Jasienicę i skręciłem na Jaworze. Na podjeździe goniłem niewielką grupkę kolarzy. Zbliżałem się do nich ale ich nie dopadłem. Na zjeździe już zluzowałem. Fajny trening w dobrym tempie okazał się idealny na ten dzień. Kiedyś takie trasy i treningi to była dla mnie codzienność. W ostatnich latach rzadko tak jeździłem, albo trzymałem się płaskich dróg, robiłem treningi z ćwiczeniami lub jeździłem po górach. Trening wytrzymałościowy na pagórkowatej trasie jest możliwy, dzisiaj pojawiło się kilka błędów i niedociągnięć ale gdyby ich nie było nie miałbym czego poprawiać a to również jest jeden z elementów treningu. Na razie mimo kapryśnej pogody maj zacząłem od niezłych treningów, jutro chciałbym wyskoczyć w góry, jak pogoda nie pozwoli to przekładam ten trening na kolejny dzień. 

Trening 37
Piątek, 1 maja 2020 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 82.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:19 | km/h: | 24.72 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 139( 71%) |
Kalorie: | 2242kcal | Podjazdy: | 2040m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Planowałem rozpocząć maj od ciekawej i wymagającej trasy. Już wczoraj po sprawdzeniu prognoz zmieniłem plany bo ta trasa była za długa a warunki pogodowe miały być nieciekawe. Miałem jeszcze przygotowany plan awaryjny na wypadek gdyby prognozy zmieniły się jeszcze na gorsze. Warto było wstać wcześnie rano i wyjechać przy pogodnym niebie i wschodzącym słońcu. Dodatkowym atutem był bardzo mały ruch na drogach. Za pierwszy cel obrałem Przegibek który był na każdej z planowanych tras. Przekonałem się, że w dalszym ciągu wczesne wyjazdy mi nie służą, jechało się ciężko a w dodatku przed końcem podjazdu na Przegibek zaczęło padać. Niebo wyglądało nieciekawie, w razie czego miałem coś przeciwdeszczowego ale nie uśmiechało mi się ubierać. Myślałem aby zawrócić ale nie padało zbyt mocno i zacząłem zjeżdżać do Międzybrodzia. Zjazd jak to ostatnio bywa był asekuracyjny, wykorzystałem go by coś zjeść i zastanowić się gdzie jechać dalej. Mogłem jechać w kierunku kolejnych podjazdów takich jak Nowy Świat, Żar, Kocierz czy Magurka ale w każdej chwili mogło zacząć mocniej padać a nie miałem najmniejszej ochoty na jazdę w deszczu. Podczas zjazdu podjąłem decyzje o alternatywnej trasie którą miałem przygotowaną na wypadek niepogody i taka sytuacja właśnie zaistniała. Zawróciłem i wjechałem drugi raz na Przegibek, w odniesieniu do pierwszego dołożyłem 15 Wat. Po spokojnym zjeździe przeznaczonym na dostarczenie węglowodanów zawróciłem i znowu ruszyłem w kierunku Przegibka dokładając kolejne kilkanaście Wat. Pogoda zrobiła się lepsza ale gdzie indziej mogło padać wiec po zjeździe do Międzybrodzia wjechałem znów na Przegibek z wyższą mocą. Plan minimum zakładał 4 podjazdy, nie padało i zdecydowałem się dołożyć kolejne dwa podjazdy. Każdy był mocniejszy od poprzedniego przynajmniej kilkanaście Wat. Szósty najmocniejszy podjazd pokonałem powyżej progu FTP z czasem zbliżonym do rekordowego. Kolejna decyzja była taka, ze jadę 7 podjazd ale już spokojniej. Obserwacja nieba pozwoliła wywnioskować, że starczy jeszcze na zaliczenie jednego podjazdu wiec zjechałem po raz czwarty do Międzybrodzia. Przy siódmym podjeździe czułem już plecy ale krótka przerwa przed ostatnim podjazdem pozwoliła wyeliminować dyskomfort. Ostatni wjazd również nie był mocny ale czułem już zmęczenie które w porównaniu z nienajlepszą dyspozycją i samopoczuciem dawało się mocno we znaki. Na zjeździe chciałem poćwiczyć technikę, za dużo było przeszkód aby szybko zjechać ale mogę być zadowolony ze zjazdu. Niebo wokół było już granatowe i liczyłem na to, że nie zmoknę. Mimo obaw wybrałem dłuższą i trudniejszą drogę do domu mając na celu przekroczenie 2000 metrów przewyższenia. Około 7 kilometrów przed domem zaczęło padać. Deszcz był na tyle lekki, że nie mokłem i udało się dojechać prawie do domu. Gdyby nie to, że dwa razy musiałem się zatrzymać to dojechałbym przed większym deszczem. Miałem z nim kontakt przez około minutę i rower nie zdążył się zbrudzić. Kilka minut po wejściu do domu lunęło konkretnie. Mimo niekorzystnych prognoz udało się zrealizować trening. Planowaną trasę pewnie jeszcze nie raz uda się przejechać w tym roku. Nie sądziłem, że uda mi się zrobić 2000 metrów przewyższenia na krótszym niż planowałem dystansie z nie najgorszą liczbą TSS. Do pełni szczęścia zabrakło lepszej nogi z którą kręciło by się lżej. Kilka lat temu podczas jednego treningu wjechałem 4 razy na Przegibek, dzisiaj udało się podwoić tą liczbę. Dodanie kilku innych górek pozwoliło przekroczyć 2000 metrów przewyższenia. Prognoza na kolejne dni również nie jest zbyt korzystna i plany ataku na Salmopol będę musiał chyba przełożyć na kolejny tydzień.

Informacje o podjazdach:



Informacje o podjazdach:

Rozjazd 13
Czwartek, 30 kwietnia 2020 Kategoria Szosa, Samotnie, blisko domu
Km: | 26.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:01 | km/h: | 25.57 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 486kcal | Podjazdy: | 300m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótki wyjazd w luźnym tempie. Celem było wyłącznie przetestowanie sprzętu po serwisie i delikatnych korektach ustawień siodła. Nie miałem za dużo czasu i wyjazd na Przegibek odpadał wiec pojechałem znaną na pamięć rundę przez Wieszczęta. To był jeden wielki błąd, przyjemności z jazdy nie było żadnej, na trasie pełno samochodów, korków i utrudnień powodujących ciągłe używanie hamulców. Noga za specjalnie nie podawała a warunki też nie były idealne. Po wczorajszym treningu dokładnie wyczyściłem rower, nasmarowałem m.in. stery, dokręciłem wszystkie śruby i każda od ostatniego serwisu około 2 tygodnie temu popuściła, jeżdżąc po dziurach i nierównych drogach wcale mnie to nie zdziwiło. Rower nie wymagał większej uwagi, wszystko działa jak należy, powoli kończy się suport, łańcuch pociągnie jeszcze z 1500 kilometrów, koła mimo trudnych warunków w jakich są użytkowane nie wymagają centrowania a łożyska kręcą się jak nowe. Przerzutki nie wymagają regulacji. Po czyszczeniu rower chodzi bez najmniejszych wad i usterek. W najbliższym czasie mam zamiar założyć koła karbonowe aby przyjemność z jazdy była jeszcze lepsza. W trakcie ostatnich jazd we znaki dawały się przeciążone ostatnio plecy, zwykle wiązało się to ze złym ustawieniem siodła. Mam zdjęcia kilku stosowanych ustawień i pierwsza zmiana wpłynęła nie tylko na komfort ale i jakość jazdy ponieważ zmieniła się także technika pedałowania na lepszą i efektywniejszą, dzięki temu więcej mocy idzie tam gdzie trzeba a straty są zminimalizowane, jeszcze czeka mnie wymiana bloków i wtedy jeszcze więcej mocy pójdzie w korby a nie będzie marnowane. Mimo wielu utrudnień pokonałem tą trasę w około godzinę, kilka minut szybciej niż zwykle. Dużo lepiej jeździ mi się na Przegibek, mimo przejazdu przez miasto jest bezpieczniej i płynniej niż przedzieranie się przez zwężenia, światła, ruch wahadłowy. Dzisiaj nie miałem na to czasu bo ten wyjazd nie był planowany. Być może w najbliższych dniach będę musiał skracać planowane trasy i mała zaliczka się przyda.
