Wpisy archiwalne w kategorii
Szosa
Dystans całkowity: | 176758.50 km (w terenie 619.00 km; 0.35%) |
Czas w ruchu: | 6527:23 |
Średnia prędkość: | 26.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 750.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1954597 m |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (179 %) |
Maks. tętno średnie: | 198 (101 %) |
Suma kalorii: | 3659879 kcal |
Liczba aktywności: | 2604 |
Średnio na aktywność: | 67.88 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
Trening 63
Sobota, 22 czerwca 2019 Kategoria Trening 2019, Szosa, Samotnie, No Limited 2019, Czasówka Testowa, Cube 2019, 50-100
Km: | 76.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:59 | km/h: | 25.47 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 187187 ( 95%) | HRavg | 129( 66%) |
Kalorie: | 1248kcal | Podjazdy: | 1310m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie tak wyobrażałem sobie ten dzień. Obudziłem się z katarem i nie chciało mi się wstawać z łóżka. Wczoraj wpadłem na pomysł aby ogolić nogi, nie wiem czy dobrze zrobiłem czy nie ale jeżeli moja dyspozycja dzięki temu będzie wyglądała tak jak dzisiaj to był to słuszny ruch.
Wyjechałem przed 8 a musiałem być w domu o 11 więc nie miałem czasu na nic więcej niż test FTP. Kolejną zmianą była rozgrzewka. Zwykle robiłem kilka minutowych akcentów a dzisiaj zdecydowałem się na jedną 5 minutową tempówkę. Przejazd przez miasto o dziwo szybki i bezproblemowy. Dopiero na zwężeniu Buczkowicach musiałem się zatrzymać. Noga podawała bardzo dobrze, musiałem się pilnować aby nie jechać za mocno. Przed Salmopolem zatrzymałem się na momencik i wtedy zacząłem czuć chłód. Na podjeździe to nie przeszkadzało, podczas tempówki starałem się jechać równo ale nie bardzo to wychodziło. O tym, że jest chłodniej niż w ostatnich dniach przekonałem się na zjeździe. Zmarzłem pomimo bardzo wolnej i asekuracyjnej jazdy, rower nie działał poprawnie i dopiero po zjeździe do Malinki przekonałem się, że tylny zacisk ledwo trzymał i miałem dużo szczęścia, że nic poważniejszego się nie stało. Nie wiedziałem gdzie dokładnie zacząć test, pierwszy raz robiłem go na tym rowerze, z tymi kołami, możliwościami i przygotowaniem. Ruszyłem przed wjazdem do hotelu Vestina co okazało się około 100 metrów za późno. Początek prowadził odcinkiem o niższym nachyleniu ale z wiatrem w twarz. Długo byłem w stanie jechać szybko i do właściwego podjazdu na Salmopol dojechałem po około 5 minutach z dosyć dobrą mocą. Na podjedzie starałem się przyśpieszyć ale udało się to dopiero w drugiej połowie. Noga kręciła jak szalona, cały czas podawała i nie było żadnych oznak zmęczenia. Druga połowa testu już cały czas powyżej 350 Wat. Zbliżając się do końca już wiedziałem, że braknie podjazdu. Nie chciałem specjalnie zwalniać i ostatnie 15 sekund było już na zjeździe. Po teście szybko zjechałem na pobocze aby nie wpaść w jedną z wielu dziur. Szybko doszedłem do siebie i ruszyłem wolnym tempem w kierunku Szczyrku. Przejazd przez miasto był już utrudniony, duża liczba pieszych i samochodów nie pozwoliła na szybką jazdę. Na zwężeniu w Buczkowicach trochę poczekałem ale później już bez przeszkód. Po drodze zrobiłem jeszcze jeden 30 sekundowy sprint z dobrą mocą i już na luzie do domu. Szkoda, że nie miałem więcej czasu bo z przyjemnością zaliczyłbym jeszcze kilka podjazdów.
Nie spodziewałem się takiego wyniku i kapitalnego czasu na podjeździe pod Salmopol. Nieznacznie poprawiłem swój najlepszy wynik z zeszłego roku ważąc o ponad kilogram mniej niż wówczas. Pojechałem na swoim najlepszym sprzęcie w dobrych warunkach atmosferycznych. Mógłbym ograniczyć wagę roweru zdejmując np. jeden bidon czy torebkę podsiodłową ale dużego zysku by już nie było. Wcześniejsze rozpoczęcie testu też dałoby może 1 lub 2 Waty w zależności od mocy na finiszu.



Informacje o podjazdach:

Wyjechałem przed 8 a musiałem być w domu o 11 więc nie miałem czasu na nic więcej niż test FTP. Kolejną zmianą była rozgrzewka. Zwykle robiłem kilka minutowych akcentów a dzisiaj zdecydowałem się na jedną 5 minutową tempówkę. Przejazd przez miasto o dziwo szybki i bezproblemowy. Dopiero na zwężeniu Buczkowicach musiałem się zatrzymać. Noga podawała bardzo dobrze, musiałem się pilnować aby nie jechać za mocno. Przed Salmopolem zatrzymałem się na momencik i wtedy zacząłem czuć chłód. Na podjeździe to nie przeszkadzało, podczas tempówki starałem się jechać równo ale nie bardzo to wychodziło. O tym, że jest chłodniej niż w ostatnich dniach przekonałem się na zjeździe. Zmarzłem pomimo bardzo wolnej i asekuracyjnej jazdy, rower nie działał poprawnie i dopiero po zjeździe do Malinki przekonałem się, że tylny zacisk ledwo trzymał i miałem dużo szczęścia, że nic poważniejszego się nie stało. Nie wiedziałem gdzie dokładnie zacząć test, pierwszy raz robiłem go na tym rowerze, z tymi kołami, możliwościami i przygotowaniem. Ruszyłem przed wjazdem do hotelu Vestina co okazało się około 100 metrów za późno. Początek prowadził odcinkiem o niższym nachyleniu ale z wiatrem w twarz. Długo byłem w stanie jechać szybko i do właściwego podjazdu na Salmopol dojechałem po około 5 minutach z dosyć dobrą mocą. Na podjedzie starałem się przyśpieszyć ale udało się to dopiero w drugiej połowie. Noga kręciła jak szalona, cały czas podawała i nie było żadnych oznak zmęczenia. Druga połowa testu już cały czas powyżej 350 Wat. Zbliżając się do końca już wiedziałem, że braknie podjazdu. Nie chciałem specjalnie zwalniać i ostatnie 15 sekund było już na zjeździe. Po teście szybko zjechałem na pobocze aby nie wpaść w jedną z wielu dziur. Szybko doszedłem do siebie i ruszyłem wolnym tempem w kierunku Szczyrku. Przejazd przez miasto był już utrudniony, duża liczba pieszych i samochodów nie pozwoliła na szybką jazdę. Na zwężeniu w Buczkowicach trochę poczekałem ale później już bez przeszkód. Po drodze zrobiłem jeszcze jeden 30 sekundowy sprint z dobrą mocą i już na luzie do domu. Szkoda, że nie miałem więcej czasu bo z przyjemnością zaliczyłbym jeszcze kilka podjazdów.
Nie spodziewałem się takiego wyniku i kapitalnego czasu na podjeździe pod Salmopol. Nieznacznie poprawiłem swój najlepszy wynik z zeszłego roku ważąc o ponad kilogram mniej niż wówczas. Pojechałem na swoim najlepszym sprzęcie w dobrych warunkach atmosferycznych. Mógłbym ograniczyć wagę roweru zdejmując np. jeden bidon czy torebkę podsiodłową ale dużego zysku by już nie było. Wcześniejsze rozpoczęcie testu też dałoby może 1 lub 2 Waty w zależności od mocy na finiszu.



Informacje o podjazdach:

Trening 62
Piątek, 21 czerwca 2019 Kategoria Trening 2019, Szosa, Samotnie, Cube 2019, blisko domu, 0-50
Km: | 42.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:46 | km/h: | 23.77 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 136( 69%) |
Kalorie: | 819kcal | Podjazdy: | 760m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po kilku tygodniach solidnych treningów przyszedł czas na sprawdzenie postępów. Odkąd korzystam z miernika mocy to sprawdzeniem moich możliwości są testy 20 oraz 5 minutowe. Dodatkowo sprawdzam też swoje możliwości na 1 minutę i 15 sekund. Ostatnie dni poświeciłem na odpoczynek, był czas na spokojną jazdę, lekki trening na siłowni oraz spotkanie ze znajomymi. Wszystko co dobre szybko się kończy i nadeszła pora sprawdzianu.
Miałem jechać dopiero popołudniu ale w pracy byłem tylko do 8 i wyjechałem z domu przed 9, wypoczęty, wyspany i z całkiem dobrze kręcącą nogą. Przejazd przez miasto spokojny i dopiero po skręcie w ul. Górską przystąpiłem do rozgrzewki. Trzy minutowe akcenty wyszły nieźle. Rozkręcałem się z każdą minutą i ostatni zryw był najmocniejszy. Po kilku minutach zupełnie luźnej jazdy rozpocząłem najdłuższą tego dnia tempówkę. Podszedłem do niej inaczej niż zwykle, zawsze zaczynałem z rezerwą a końcówkę miałem dużo mocniejszą. Tym razem starałem się trzymać równą moc cały czas i spróbować przyśpieszyć na sam koniec. W pewnym momencie nie byłem w stanie jechać z założoną mocą, była to kwestia wyłącznie ukształtowania terenu. Ten krótki słabszy odcinek nie miał dużego wpływu na ostateczny rezultat. Wynik sprzed 8 tygodni poprawiłem dosyć znacznie a okazał się on również lepszy niż najlepszy z ubiegłego roku. Poza testami również nigdy nie miałem lepszego rezultatu na 5 minut. Na Przegibek wjechałem spokojnie i również bez szaleństw zjechałem do Międzybrodzia. Zaraz za mostkiem zawróciłem i kontynuowałem spokojną jazdę aż do wjazdu do lasu. W celu dobrania odpowiedniej kadencji zrobiłem próbny odcinek minutowy. Wygenerowałem zbliżoną moc do wyniku 5 minutowego i po spokojnej minucie ruszyłem mocno. Doszedłem do wniosku, że na tak krótkim odcinku lepiej mi się jedzie z niższa kadencją i trzymając 75-80 cisnąłem ile mogłem. Zbliżając się do końca czułem, że tak mocno jeszcze nigdy nie jechałem przez minutę i jeszcze dokręciłem. Udało się poprawić najlepszy rezultat ale wciąż nie jest to rezultat jakim mógłbym się chwalić. Do przełęczy dojechałem bardzo spokojnie i na zjeździe też nie szalałem. Pozostała mi jeszcze próba 15 sekundowa. Tym razem zrobiłem aż 4 podejścia bo byłem przekonany, ze stać mnie na więcej. Początkowo nie byłem zadowolony z wyniku ale później zmieniłem zdanie.
W domu po analizie wyników stwierdziłem, że poprawiłem wszystkie rezultaty a poprzednie były zupełnie przy innej wadze. Przy tak satysfakcjonujących rezultatach postanowiłem wykorzystać wszystkie rezerwy i na test FTP pojechałem jeszcze bardziej zmotywowany.



Informacje o podjazdach:

Miałem jechać dopiero popołudniu ale w pracy byłem tylko do 8 i wyjechałem z domu przed 9, wypoczęty, wyspany i z całkiem dobrze kręcącą nogą. Przejazd przez miasto spokojny i dopiero po skręcie w ul. Górską przystąpiłem do rozgrzewki. Trzy minutowe akcenty wyszły nieźle. Rozkręcałem się z każdą minutą i ostatni zryw był najmocniejszy. Po kilku minutach zupełnie luźnej jazdy rozpocząłem najdłuższą tego dnia tempówkę. Podszedłem do niej inaczej niż zwykle, zawsze zaczynałem z rezerwą a końcówkę miałem dużo mocniejszą. Tym razem starałem się trzymać równą moc cały czas i spróbować przyśpieszyć na sam koniec. W pewnym momencie nie byłem w stanie jechać z założoną mocą, była to kwestia wyłącznie ukształtowania terenu. Ten krótki słabszy odcinek nie miał dużego wpływu na ostateczny rezultat. Wynik sprzed 8 tygodni poprawiłem dosyć znacznie a okazał się on również lepszy niż najlepszy z ubiegłego roku. Poza testami również nigdy nie miałem lepszego rezultatu na 5 minut. Na Przegibek wjechałem spokojnie i również bez szaleństw zjechałem do Międzybrodzia. Zaraz za mostkiem zawróciłem i kontynuowałem spokojną jazdę aż do wjazdu do lasu. W celu dobrania odpowiedniej kadencji zrobiłem próbny odcinek minutowy. Wygenerowałem zbliżoną moc do wyniku 5 minutowego i po spokojnej minucie ruszyłem mocno. Doszedłem do wniosku, że na tak krótkim odcinku lepiej mi się jedzie z niższa kadencją i trzymając 75-80 cisnąłem ile mogłem. Zbliżając się do końca czułem, że tak mocno jeszcze nigdy nie jechałem przez minutę i jeszcze dokręciłem. Udało się poprawić najlepszy rezultat ale wciąż nie jest to rezultat jakim mógłbym się chwalić. Do przełęczy dojechałem bardzo spokojnie i na zjeździe też nie szalałem. Pozostała mi jeszcze próba 15 sekundowa. Tym razem zrobiłem aż 4 podejścia bo byłem przekonany, ze stać mnie na więcej. Początkowo nie byłem zadowolony z wyniku ale później zmieniłem zdanie.
W domu po analizie wyników stwierdziłem, że poprawiłem wszystkie rezultaty a poprzednie były zupełnie przy innej wadze. Przy tak satysfakcjonujących rezultatach postanowiłem wykorzystać wszystkie rezerwy i na test FTP pojechałem jeszcze bardziej zmotywowany.



Informacje o podjazdach:

Trening 61
Wtorek, 18 czerwca 2019 Kategoria Trening 2019, Szosa, Samotnie, Cube 2019, 50-100
Km: | 51.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 24.68 |
Pr. maks.: | 66.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 861kcal | Podjazdy: | 920m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Spokojny trening z dwoma podjazdami na Przegibek. Tym razem pojechałem nieco inną drogą. Było dłużej, dalej i wolniej. Minąłem długi odcinek ze ścieżkami rowerowymi ale trafiłem na samochód który jechał niecałe 30 km/h i dopiero gdy go wyprzedziłem to moja jazda zaczęła jakoś wyglądać. Gdy dojechałem do Straconki to trzymając równe tempo ruszyłem na Przegibek. Jechało się nieźle i w dosyć dobrym czasie znalazłem się na szczycie. Na zjeździe był czas na uzupełnienie energii i nie starałem się jak najlepiej zjechać. Myślałem o jeździe w kierunku Tresnej i Wilkowic ale będąc w Międzybrodziu zawróciłem i skierowałem się s powrotem na Przegibek. Z wiatrem przyjemnie się jechało, starałem się trzymać odpowiednią moc i gdy zrobiło się stromiej utrzymałem podobne wskazania. Zaczęła szwankować opaska od pulsometru. Nie zwracałem na to dużej uwagi i w dobrym tempie dojechałem do szczytu. Na zjeździe trochę mocniej ale warunki nie pozwoliły na bardzo szybki zjazd. Dobrze wyglądała moja jazda na łagodniejszym zjeździe przez Straconkę. Miałem duże problemy na takich odcinkach i muszę pracować nad poprawą tego a moja jazda w grupie i na wyścigach będzie wyglądać jeszcze lepiej. Do domu wróciłem już spokojniej z drobnymi problemami po drodze.


Informacje o podjazdach:



Informacje o podjazdach:

Rozjazd 14
Poniedziałek, 17 czerwca 2019 Kategoria Szosa, Samotnie, Cube 2019, blisko domu, 0-50
Km: | 32.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:33 | km/h: | 20.65 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 129129 ( 66%) | HRavg | 102( 52%) |
Kalorie: | 431kcal | Podjazdy: | 490m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po sobotnim wyścigu dopiero w poniedziałek mogłem siąść na rower. Na początek luźniejszego tygodnia nie pojechałem nigdzie indziej jak na Przegibek. Dotrzeć tam chciałem jak największą ilością ścieżek rowerowych. Pierwsze kilka kilometrów bez dłuższego odcinka ścieżki. W Kamienicy wjechałem na ścieżkę z kostki brukowej. Jazda nie była taka zła a jedynym utrudnieniem był samochód który postanowił wyjechać z posesji wprost pod moje koła. Według przepisów ja mam pierwszeństwo, na szczęście jechałem bardzo wolno i samochód zdążył wyjechać na drogę. Po przekroczeniu ronda zaczął się zjazd. O dziwo nie było żadnych przeszkód i byłem w stanie rozpędzić się do 35 km/h. Nie trzęsło aż tak bardzo ale w momencie gdy pojawiło się skrzyżowanie z boczną drogą to pojawili się i piesi i musiałem niemal się zatrzymać. Ostatnie kilkaset metrów do ronda wyglądało normalnie, tak mogę jeździć. Schody zaczęły się na zjeździe w kierunku Szpitala Wojewódzkiego. Wjazd na parking Szpitala jest niebezpieczny, nagminnie tam kierowcy nie ustępują pierwszeństwa pieszym i rowerzystom. Nie inaczej było tym razem. Na asfaltowej nawierzchni rozpędziłem się do ponad 30 km/h i musiałem ostro hamować. Od kolejnej ścieżki dzieliły mnie dosyć szybkie 2 kilometry. Po wjeździe na kładkę nad rzeką Białą zaczęły się przepychanki z pieszymi. Musiałem często podnosić głos aby utorować sobie przejazd. Nie rozumiem dlaczego piesi muszą zajmować całą szerokość traktu pieszo-rowerowego. Jakoś dojechałem do Straconki gdzie warunki do jazdy rowerem szosowym po ścieżce się skończyły i wjechałem na drogę. Bardzo spokojnie wjechałem na Przegibek, na zjeździe nie było warunków na szybką jazdę i dopiero w Straconce mogłem pojechać szybciej. W drodze powrotnej również jechałem ścieżkami. Pierwszy odcinek tym razem niemal zupełnie pusty i bez problemów przedostałem się w kierunku Olszówki. Przed Szpitalem wjechałem na ścieżkę ale szybko z niej zjechałem. Nie dało się jechać, jacyś biegacze nie chcieli ustąpić mi miejsca. Argument o nierównej nawierzchni chodnika mnie nie przekonał. Manewr wyprzedzania trwałby kilkanaście sekund a później mogli biec dalej. Po kilku próbach zdecydowałem się na skorzystanie z drogi i na ścieżkę już nie wjechałem mimo tego, że przez 2 kilometry mogłem jeszcze nią jechać. Przekonałem się po raz kolejny, że jazda ścieżkami bez przygód jest niemożliwa. Nie musze jechać 40 km/h ale inni użytkownicy ruchu korzystający ze ścieżek w sposób nieprawidłowy skutecznie zniechęcają do korzystania z ścieżek rowerowych.


Informacje o podjeździe:



Informacje o podjeździe:

Krakonošův Cyklomaraton 2019
Sobota, 15 czerwca 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig, Zawody 2019
Km: | 174.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:35 | km/h: | 31.16 |
Pr. maks.: | 81.00 | Temperatura: | 31.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 152( 77%) |
Kalorie: | 2800kcal | Podjazdy: | 2800m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po nocnych problemach zdrowotnych i około 2 godzinach snu nie czułem się najlepiej. Chciałem zrezygnować ze startu ale osobisty motywator i odebrany dzień wcześniej pakiet startowy przesądził o tym, że zdecydowałem się na start. Udało się zjeść lekkie śniadanie co uznałem za dobry znak. Podczas rozgrzewki nie byłem w stanie generować takich mocy jak podczas treningów a rosnąca temperatura i wiejący w twarz silny wiatr nie ułatwiał zadania. Gdy już dojechałem do Trutnova i zauważyłem ile wszędzie jest ludzi to czym prędzej zająłem miejsce w sektorze. Przypadło mi miejsce w górnej połowie stawki co i jest dużą różnicą w porównaniu do poprzedniego wyścigu. Dodatkowo trafiłem na jedno z osłoniętych przed bezpośrednimi promieniami słonecznymi miejsce w sektorze co ułatwiło oczekiwanie na start. Ciekawostką jest, że sygnałem do startu był wystrzał z wojskowej armaty. Już na starcie ktoś przede mną miał problem z ruszeniem i zanim wyminąłem to straciłem kilka cennych pozycji. Przejazd przez miasto szybki i nerwowy, ruch niby zabezpieczony ale co jakiś czas pojawiały się samochody stanowiące problemy dla jadącego całą ławą peletonu kolarzy. Na rondach trzymałem się prawej strony, była to bezpieczniejsza ale powodująca straty pozycji opcja. Nie czułem się pewnie i z miasta wyjeżdżałem na bardzo odległej pozycji. Później stawka zaczynała się rozciągać a ja znalazłem lukę po prawej stronie. Byłem całkowicie osłonięty od wiatru i zaczynałem powoli przesuwać się do przodu. Tempo było konkretne i na dłuższym podjeździe peleton się podzielił. Mocna jazda pozwoliła mi się znaleźć tuż za zasadniczą grupą. Przed zjazdem miałem kilka metrów straty, jak się okazało nie do odrobienia. Szaleńcze tempo na zjeździe pozwoliło urwać wszystkich a także wyprzedzić kilku dodatkowych zawodników. Goniłem dalej bez większych efektów, w końcu złapałem jakąś grupkę i stwierdziłem, że dalsza pogoń nie ma sensu. Do mety ponad 150 kilometrów, żar leje się z nieba, mocna jazda wymusza przyjmowanie większej ilości płynów a na dobry wynik szans przy tym poziomie rywalizacji nie było. W Lubawce uformowała się fajna grupka w której współpraca układała się wzorowo. Na dłuższych prostych było widać dużą grupę z przodu ale szans na dogonienie nie było. Gdy pojawił się podjazd to trochę się porozrywało. Po zjeździe ponownie stworzyliśmy grupkę i przez kilkanaście kilometrów współpraca się układała, do czasu gdy dojechała do nas czołówka z krótszego dystansu. Z ciekawości zerknąłem na średnią. Na odcinku 50 kilometrów z około 300 metrowym przewyższeniem wynosiła ona ponad 36 km/h. Peleton krótszego dystansu startującego 5 minut po nas musiał mieć około 40 km/h, to jest kosmos. Nawet najlepsi kolarze świata rzadko osiągają takie prędkości na początku wyścigów. Niekorzystną stroną tej sytuacji był fakt, że wraz z czołówką krótszego dystansu dojechali do nas zawodnicy którzy zostali za nami przed wjazdem do Polski. Na szczycie ostatniego przed Lubawką podjazdu miałem dostać pełny bidon i zapas żeli energetycznych. Wypatrując czekającej na mnie dziewczyny przestałem się skupiać na drodze i sporo osób mi odjechało. Złapałem w locie bidon i szybko wrzuciłem żele do kieszeni, musiałem gonić grupę i dlatego nie kalkulowałem na zjeździe. Po wjeździe do Lubawki pojawiła się kostka brukowa a na niej cała masa bidonów zgubionych przez kolarzy. Po objechaniu rynku pojawił się wodopój na którym się zatrzymałem w celu schłodzenia. Ciężko było ruszyć dalej i fajna grupka odjechała. Goniłem dosyć długo, z tyłu nie było nikogo widać i jedyną opcją była próba pogoni. Kilka grup było w zasięgu i najpierw dojechałem do jednej, potem wraz z innymi przeskoczyłem do drugiej. Do początku trudniejszej części podjazdu na przełęcz Kowarską trzymałem się raczej z tyłu a gdy nachylenie wzrosło to zacząłem zbliżać się do czuba aż wyszedłem na czoło grupy. Nie narzuciłem wcale mocnego tempa a grupa zaczynała się dzielić. Przed skrętem na Okraj zaczynałem już doganiać pojedynczych zawodników z wcześniej jadących grup. W końcu znalazł się ktoś kto zdecydował się jechać moim tempem. Nie byłem zadowolony z tempa w jakim wjechałem na przełęcz Okraj. Za przełęczą był
pierwszy tego dnia bufet żywieniowy. Zaskoczony byłem szybkością obsługi,
kilkadziesiąt osób na bufecie obsługiwane było w tempie ekspresowym. Po
napełnieniu bidonów nie mogłem sobie odmówić kilku kawałków arbuza i
straciłem dodatkową minutę. Długi i nudny zjazd w stronę Czech zacząłem
samotnie. Nawierzchnia pozostawiała dużo do życzenia i na jednym z wybojów
spadł mi łańcuch. Szybko pozbyłem się usterki i już na wypłaszczeniu
wyprzedziłem jednego zawodnika. Odbiłem w prawo na dodatkową pętlę
obejmującą trzy podjazdy, czułem na plecach dużą grupę ale wiedząc, że
lada moment zacznie się bardzo trudny podjazd specjalnie nie czekałem na
nich. Przed rozpoczęciem wspinaczki zacząłem doganiać pojedynczych
zawodników, widząc przed sobą znak oznaczający początek podjazdu osoba
kierująca ruchem nakazała skręcić w lewo. Na horyzoncie pojawiła się
ściana do nieba. Przed podjazdem termometr wskazywał ponad 35 stopni a nic
nie wskazywało, że podjazd szybko się skończy. Chcąc mieć ten podjazd za
sobą postanowiłem jechać mocno, motywacją był wodopój na szczycie. Był to
jeden z mocniejszych akcentów w tym wyścigu, zostawiłem jeszcze rezerwy bo
odcięcie prądu w tym momencie nie było wskazane. Widząc ile osób jedzie
slalomem a nawet prowadzi rower pod ten morderczy podjazd moja motywacja
wzrosła. Na szczycie musiałem napełnić bidon a dobry litr wody poszedł na
schłodzenie ciała. Po wspinaczce zaczął się długi odcinek wyłączony z
ruchu. Początek prowadził bardzo złą, momentami szutrową nawierzchnią.
Nie widząc nikogo przed sobą nie wiedziałem jakie tempo trzymać, do mety
zostało około 60 kilometrów. Wiedziałem, że tempo jakie trzymałem przez
sporą część dystansu było odpiwiednie i starałem się trzymać podobną
moc. Lepiej zjeżdżający i być może lepiej znający teren zawodnicy
dojechali do mnie ale na początku kolejnego podjazdu swobodnie odjechałem.
Wtedy też wyłączył mi się licznik, okazało się, że to bateria. Wyłączyłem
aplikację w telefonie zapominając o konfiguracji czujników. Dojechałem do
bufetu na którym znowu straciłem cenny czas. Najedzony, nawodniony i
zaopatrzony w odpiwiednią ilość jedzenia i picia ruszyłem na ostatnie 44
kilometry. Gdy byczyłem się na bufecie to kilku zawodników zdołało
odjechać. Pomimo faktu, że ruszyłem w małej grupce do mety to na początku
kolejnego podjazdu już zostałem sam. Na około 20 kilometrów przed metą
profilaktycznie zażyłem magnez. Łyknąłem jeszcze kilku zawodników i gnałem
w kierunku mety. Gdy byłem pewny, że do mety dojadę sam to dojechała do
mnie dobrze współpracująca grupa. Zmotywowałem się do mocniejszej jazdy a na
ostatnim krótkim podjeździe przed wjazdem do Trutnova dałem na tyle mocną
zmianę, że rozerwałem grupę. Dwóch zawodników spokojnie odjechało a z tyłu
jechali pojedynczy zawodnicy. Nie dałem się już wyprzedzić a finisz o 75
miejsce na kostce brukowej nie miał sensu.Byłem bardzo zadowolony, że
przetrwałem w tych morderczych warunkach. Zachowałem dużo sił i nawet
gdyby dystans wyścigu miał ponad 200 kilometrów to spokojnie dałbym radę
go przejechać w podobnym tempie. Nie patrzyłem na wynik, wiedziałem, że do
czołówki starta jest ogromna a spodziewane miejsce oscylowało mniej więcej
w połowie stawki. Na mecie nie miałem ochoty na jedzenie i szybko dobrałem
się do butelki wody. Później postanowiłem coś zjeść ale z trudem wcisnąłem
porcje bardzo dobrego gulaszu. Dopiero kilka łyków bezalkoholowego piwa
przywróciło mój żołądek do normalnego stanu. Po około godzinie od wjazdu
na metę ruszyłem w rozjazdowym tempie w kierunku Lubawki.
Biorąc pod uwagę problemy jakie miałem w ciągu ostatnich kilkunastu godzin
przed startem, przyjętą taktykę i warunki pogodowe to spisałem się
całkiem dobrze. Po dokładnej analizie wyników stwierdziłem, że wiele
lepiej być nie mogło. Nie wiem jakby skończył się dla mnie ten wyścig
gdybym zaryzykował jazdę mocnym tempem od startu do mety. Starta do dużo
lepszych miejsc wyszła ogromna i ciężko jest powiedzieć czy dałbym rade
przejechać trasę np. 20 minut szybciej. Kolejny plus to trzeci już w tym
roku start w którym nie miałem problemów ze sprzętem, może pech mnie już
opuścił. Mniej istotną sprawą jest fakt, że kolejny wyścig przejechałem ze
średnią prędkością ponad 30 km/h. Dobrane tempo i ilość jedzenia i picia
było idealne i nie przytrafił mi się nawet najmniejszy kryzys który miałby
wpływ na moją jazdę. Jedyny minus to moja niedyspozycja zdrowotna i
niezbyt dobre przygotowanie do jazdy w upale.
Organizacja wyścigu jeszcze na wyższym poziomie niż podczas Mamut
Tour.Profesjonalnie zorganizowane biuro zawodów, podział startów na dwa
dystanse był dobrym ruchem ale start krótszego dystansu powinien być około
15 minut później aby zawodnicy z dłuższego dystansu mieli lepszy komfort
na trasie i pierwszych bufetach. Profesjonalnie oznaczona i zabezpieczona
trasa. Nie było żadnej dziury przed którą nie było oznaczenia, wszystkie
strzałki były widoczne. Ruch był zabezpieczony na całej długości trasy,
wszystkie skrzyżowania obstawione przez służby, na niebezpiecznych
zjazdach i zakrętach stali ludzie z gwizdkami i na trasie naliczyłem się
chyba tylko dwóch niebezpiecznych miejsc w których brakowało oznaczeń.
Służby były na trasie do ostatniego zawodnika co w Polsce rzadko się
zdarza. Bufety super zorganizowane i zaopatrzone. Dla najlepszych
zawodników przygotowane były bidony, oprócz tego duże baniaki z wodą z
kranikami do samoobsługi, masa kubków z wodą i izo oraz duża ilość
jedzenia. Bufetowi wykonywali swoją prace bardzo profesjonalnie. Mały
minus można postawić przy trasie ale dużo lepszych dróg w okolicy chyba
nie ma a układ trasy był ciekawy i przy spokojniejszej jeździe można było
podziwiać piękne widoki. Wyścigi w Czechach są godne polecenia.
Organizacja na wysokim poziomie, bardzo wysoki poziom sportowy i ciekawe
trasy. Po dwóch startach w Czechach mogę stwierdzić, że wole przyjechać na
70 miejscu w wyścigu z silną i międzynarodową obstawą niż zająć 5 miejsce
w lokalnych zawodach. Wiem, że dużo mi brakuje do najlepszych i podczas
tych dwóch wyścigów zebrałem całą masę cennego doświadczenia które mam
nadzieje zaprocentuje w przyszłości. Polecam każdemu wyścigi w Czechach,
poziom sportowy jest tak zróżnicowany, że każdy znajdzie odpowiednią grupę
a satysfakcja z udziału i ukończenia jednego z tych kultowych już wyścigów
jest ogromna.
pierwszy tego dnia bufet żywieniowy. Zaskoczony byłem szybkością obsługi,
kilkadziesiąt osób na bufecie obsługiwane było w tempie ekspresowym. Po
napełnieniu bidonów nie mogłem sobie odmówić kilku kawałków arbuza i
straciłem dodatkową minutę. Długi i nudny zjazd w stronę Czech zacząłem
samotnie. Nawierzchnia pozostawiała dużo do życzenia i na jednym z wybojów
spadł mi łańcuch. Szybko pozbyłem się usterki i już na wypłaszczeniu
wyprzedziłem jednego zawodnika. Odbiłem w prawo na dodatkową pętlę
obejmującą trzy podjazdy, czułem na plecach dużą grupę ale wiedząc, że
lada moment zacznie się bardzo trudny podjazd specjalnie nie czekałem na
nich. Przed rozpoczęciem wspinaczki zacząłem doganiać pojedynczych
zawodników, widząc przed sobą znak oznaczający początek podjazdu osoba
kierująca ruchem nakazała skręcić w lewo. Na horyzoncie pojawiła się
ściana do nieba. Przed podjazdem termometr wskazywał ponad 35 stopni a nic
nie wskazywało, że podjazd szybko się skończy. Chcąc mieć ten podjazd za
sobą postanowiłem jechać mocno, motywacją był wodopój na szczycie. Był to
jeden z mocniejszych akcentów w tym wyścigu, zostawiłem jeszcze rezerwy bo
odcięcie prądu w tym momencie nie było wskazane. Widząc ile osób jedzie
slalomem a nawet prowadzi rower pod ten morderczy podjazd moja motywacja
wzrosła. Na szczycie musiałem napełnić bidon a dobry litr wody poszedł na
schłodzenie ciała. Po wspinaczce zaczął się długi odcinek wyłączony z
ruchu. Początek prowadził bardzo złą, momentami szutrową nawierzchnią.
Nie widząc nikogo przed sobą nie wiedziałem jakie tempo trzymać, do mety
zostało około 60 kilometrów. Wiedziałem, że tempo jakie trzymałem przez
sporą część dystansu było odpiwiednie i starałem się trzymać podobną
moc. Lepiej zjeżdżający i być może lepiej znający teren zawodnicy
dojechali do mnie ale na początku kolejnego podjazdu swobodnie odjechałem.
Wtedy też wyłączył mi się licznik, okazało się, że to bateria. Wyłączyłem
aplikację w telefonie zapominając o konfiguracji czujników. Dojechałem do
bufetu na którym znowu straciłem cenny czas. Najedzony, nawodniony i
zaopatrzony w odpiwiednią ilość jedzenia i picia ruszyłem na ostatnie 44
kilometry. Gdy byczyłem się na bufecie to kilku zawodników zdołało
odjechać. Pomimo faktu, że ruszyłem w małej grupce do mety to na początku
kolejnego podjazdu już zostałem sam. Na około 20 kilometrów przed metą
profilaktycznie zażyłem magnez. Łyknąłem jeszcze kilku zawodników i gnałem
w kierunku mety. Gdy byłem pewny, że do mety dojadę sam to dojechała do
mnie dobrze współpracująca grupa. Zmotywowałem się do mocniejszej jazdy a na
ostatnim krótkim podjeździe przed wjazdem do Trutnova dałem na tyle mocną
zmianę, że rozerwałem grupę. Dwóch zawodników spokojnie odjechało a z tyłu
jechali pojedynczy zawodnicy. Nie dałem się już wyprzedzić a finisz o 75
miejsce na kostce brukowej nie miał sensu.Byłem bardzo zadowolony, że
przetrwałem w tych morderczych warunkach. Zachowałem dużo sił i nawet
gdyby dystans wyścigu miał ponad 200 kilometrów to spokojnie dałbym radę
go przejechać w podobnym tempie. Nie patrzyłem na wynik, wiedziałem, że do
czołówki starta jest ogromna a spodziewane miejsce oscylowało mniej więcej
w połowie stawki. Na mecie nie miałem ochoty na jedzenie i szybko dobrałem
się do butelki wody. Później postanowiłem coś zjeść ale z trudem wcisnąłem
porcje bardzo dobrego gulaszu. Dopiero kilka łyków bezalkoholowego piwa
przywróciło mój żołądek do normalnego stanu. Po około godzinie od wjazdu
na metę ruszyłem w rozjazdowym tempie w kierunku Lubawki.
Biorąc pod uwagę problemy jakie miałem w ciągu ostatnich kilkunastu godzin
przed startem, przyjętą taktykę i warunki pogodowe to spisałem się
całkiem dobrze. Po dokładnej analizie wyników stwierdziłem, że wiele
lepiej być nie mogło. Nie wiem jakby skończył się dla mnie ten wyścig
gdybym zaryzykował jazdę mocnym tempem od startu do mety. Starta do dużo
lepszych miejsc wyszła ogromna i ciężko jest powiedzieć czy dałbym rade
przejechać trasę np. 20 minut szybciej. Kolejny plus to trzeci już w tym
roku start w którym nie miałem problemów ze sprzętem, może pech mnie już
opuścił. Mniej istotną sprawą jest fakt, że kolejny wyścig przejechałem ze
średnią prędkością ponad 30 km/h. Dobrane tempo i ilość jedzenia i picia
było idealne i nie przytrafił mi się nawet najmniejszy kryzys który miałby
wpływ na moją jazdę. Jedyny minus to moja niedyspozycja zdrowotna i
niezbyt dobre przygotowanie do jazdy w upale.
Organizacja wyścigu jeszcze na wyższym poziomie niż podczas Mamut
Tour.Profesjonalnie zorganizowane biuro zawodów, podział startów na dwa
dystanse był dobrym ruchem ale start krótszego dystansu powinien być około
15 minut później aby zawodnicy z dłuższego dystansu mieli lepszy komfort
na trasie i pierwszych bufetach. Profesjonalnie oznaczona i zabezpieczona
trasa. Nie było żadnej dziury przed którą nie było oznaczenia, wszystkie
strzałki były widoczne. Ruch był zabezpieczony na całej długości trasy,
wszystkie skrzyżowania obstawione przez służby, na niebezpiecznych
zjazdach i zakrętach stali ludzie z gwizdkami i na trasie naliczyłem się
chyba tylko dwóch niebezpiecznych miejsc w których brakowało oznaczeń.
Służby były na trasie do ostatniego zawodnika co w Polsce rzadko się
zdarza. Bufety super zorganizowane i zaopatrzone. Dla najlepszych
zawodników przygotowane były bidony, oprócz tego duże baniaki z wodą z
kranikami do samoobsługi, masa kubków z wodą i izo oraz duża ilość
jedzenia. Bufetowi wykonywali swoją prace bardzo profesjonalnie. Mały
minus można postawić przy trasie ale dużo lepszych dróg w okolicy chyba
nie ma a układ trasy był ciekawy i przy spokojniejszej jeździe można było
podziwiać piękne widoki. Wyścigi w Czechach są godne polecenia.
Organizacja na wysokim poziomie, bardzo wysoki poziom sportowy i ciekawe
trasy. Po dwóch startach w Czechach mogę stwierdzić, że wole przyjechać na
70 miejscu w wyścigu z silną i międzynarodową obstawą niż zająć 5 miejsce
w lokalnych zawodach. Wiem, że dużo mi brakuje do najlepszych i podczas
tych dwóch wyścigów zebrałem całą masę cennego doświadczenia które mam
nadzieje zaprocentuje w przyszłości. Polecam każdemu wyścigi w Czechach,
poziom sportowy jest tak zróżnicowany, że każdy znajdzie odpowiednią grupę
a satysfakcja z udziału i ukończenia jednego z tych kultowych już wyścigów
jest ogromna.
Rozgrzewka i rozjazd
Sobota, 15 czerwca 2019 Kategoria 0-50, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 45.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 22.50 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 30.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 890kcal | Podjazdy: | 430m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |

Rozruch
Piątek, 14 czerwca 2019 Kategoria 0-50, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 48.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:55 | km/h: | 25.04 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 170170 ( 87%) | HRavg | 115( 58%) |
Kalorie: | 595kcal | Podjazdy: | 420m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótka przejażdżka w celu sprawdzenia początku trasy Krakonošův Cyklomaraton a także sprzętu i organizmu po czwartkowej niedyspozycji zdrowotnej. Weekendową bazą wypadową była malownicza przygraniczna miejscowość Lubawka. Dojazd na miejsce również nie był prosty. Dobrą godzinę straciłem na utrudnieniach drogowych. Wieczorem po 18 zebrałem się na jazdę. Od miejsca startu zawodów dzieliło mnie około 20 kilometrów. Ruszyłem dosyć spokojnie i mocniejszych akcentów na dojeździe do Trutnowa nie było. Pojechałem o jedno rondo za daleko i następnie kluczyłem niepotrzebnie po mieście. Okazało się, że nie zabrałem ze sobą telefonu i dotarcie do biura zawodów zajęło mi trochę czasu. Będąc już w miasteczku zawodów zdecydowałem się na odbiór pakietu startowego. Pomimo wielu obaw wybrałem długi dystans z ciekawszą trasą. Małe problemy przy rejestracji spowodowały, że zostałem zapisany jak Czech z klubu jas-kotka. W tym języku nie ma polskich znaków i dlatego tak wyszło. Po załatwieniu formalności ruszyłem w powrotną drogę. Początek po ulicach miasta jest płaski a na kolejnych kilometrach ciężko o wyższe nachylenie. Pierwszy krótki podjazd pojawia się około 7 kilometrach trasy. Tam też zrobiłem mocniejszy akcent. Kilka kilometrów dalej pojawił się podjazd który mógłby podzielić peleton. Za podjazdem był bardzo nierówny i dziurawy zjazd i pagórkowaty odcinek do Polski. Po dojeździe do Lubawki podjechałem jeszcze do centrum po wodę i wróciłem na kwaterę. Wieczorem nie umiałem nic przełknąć a znaczną część nocy spędziłem w toalecie.



Informacje o podjazdach:




Informacje o podjazdach:

Trening 59
Wtorek, 11 czerwca 2019 Kategoria 0-50, 50-100, blisko domu, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 53.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:07 | km/h: | 25.04 |
Pr. maks.: | 70.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 170170 ( 87%) | HRavg | 130( 66%) |
Kalorie: | 875kcal | Podjazdy: | 990m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po intensywnym pod wieloma względami weekendzie musiałem odpocząć. Nie wiem czy jeden dzień wolnego wystarczył bo przed treningiem czułem wyraźne zmęczenie. Wyjechałem po 7 i było jeszcze przyjemnie chłodno. Przejazd przez miasto bez większego problemu chociaż zaplanowanej rozgrzewki nie zrealizowałem w 100 %. Siedziałem, że będzie ciężko ale mimo to przystąpiłem do realizacji założeń treningowych. Plan minimum zakładał pięć 5 minutowych powtórzeń w 5 strefie mocy. Trening realizowałem po raz kolejny na podjeździe pod Przegibek. Pierwszy raz nie by najlepszy a kolejne wyglądały już solidniej. Ostatnie powtórzenie było jak zazwyczaj najlepsze. Później wyjechałem na szczyt przełęczy i postanowiłem zjechać jak najlepiej potrafię. Ruszyłem mocno i początek był obiecujący chociaż nie najszybszy. Gdy nachylenie wzrosło to i szybkość była większa. Na jednym z łuków miałem chwilę zawahania I wytraciłem nieco prędkości. Odbiło się to na dalszej części zjazdu gdzie dodatkowo walczyłem z podmuchami wiatru. Jeden z ostatnich zakrętów również nie wyglądał najlepiej. Cisnąłem do końca zjazdu i w efekcie poprawiłem najlepszy czas o prawie 20 sekund. Był to najlepszy zjazd w moim wykonaniu od lat a na tym odcinku jeszcze są rezerwy. Myślę, że przy sprzyjających okolicznościach da się zjechać o 10 sekund szybciej. Po szaleńczym zjeździe wróciłem już spokojniejszym tempem do domu. Pod koniec zaczęło się robić gorąco.




Informacje o podjeździe:





Informacje o podjeździe:

Trening 58
Niedziela, 9 czerwca 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019, w grupie
Km: | 158.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:14 | km/h: | 25.35 |
Pr. maks.: | 74.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 178178 ( 91%) | HRavg | 139( 71%) |
Kalorie: | 2873kcal | Podjazdy: | 3150m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kończący intensywny tydzień trening był jednym z najlepszych w tym sezonie. Było to połączenie długiego dystansu z podjazdami oraz walką z silnym wiatrem. Po sobotnim treningu o dziwo czułem się bardzo dobrze i nawet wczesna pora wyjazdu nie była problemem. Było przyjemnie chłodno a ten dzień miał być jednym z przyjemniejszych temperaturowo a mając czas góra do 14 musiałem się sprężyć. Na początek czekał mnie pagórkowaty odcinek do Cieszyna, warunki wietrzne pozwalały na szybką jazdę i już po godzinie jazdy znalazłem się w Czechach. Nieco mocniej pojechałem odcinek do Żukowa. Było to przetarcie przed czekającymi na mnie podjazdami. Zamiast jechać główną drogą do Trzanowic skręciłem w lewo i dojechałem do drogi Trzyniec-Gnojnik. Po drodze czekały mnie dwa krótkie ale dosyć wymagające podjazdy. Od początku podjazdu dzieliło mnie coraz mniej i zdecydowałem się na krótki postój. Bez problemów znalazłem skręt na Gadulę i ruszyłem spokojnie. Na pierwszym rozwidleniu omyłkowo skręciłem w lewo i musiałem zawrócić. Właściwy podjazd zaczął się kawałek dalej gdy nachylenie wzrosło. Trzymałem się założonej mocy i powoli zbliżałem się do końca podjazdu. W dwóch miejscach nachylenie było bardzo duże i musiałem wstać z siodełka. Nawierzchnia była całkiem dobra a jedyne problemy to rynienki odprowadzające wódę zabezpieczone metalowymi elementami. Udało się w dobrym tempie dojechać do końca podjazdu. Na górze nie zabawiłem zbyt długo i ruszyłem w dół. Nieznany mi zupełnie zjazd i utrudniające jazdę rynienki spowodowały, ze zjechałem wolno i spokojnie. Kolejny podjazd znajdował się niedaleko i konieczne było uzupełnienie energii. Przed właściwym podjazdem czekał mnie jeszcze krótszy a później zjazd. Mając jeszcze czas zjechałem aż do głównej drogi i nawrót. Początek jest dosyć spokojny a największe trudności dopiero w końcówce. W sumie to druga część podjazdu niewiele różniła się od wspinaczki na Godulę. Trzymałem się założonego pułapu mocy i musiałem zadowolić się nieco niższą kadencją. Prawie 15 minut trwało zanim pojawiłem się na górze. Nie mam porównania czy to dużo czy mało i dlatego byłem zadowolony z tempa w jakim wjechałem. Po krótkim odpoczynku zjechałem spokojnie i wolno ruszyłem w kierunku trzeciego, najdłuższego tego dnia podjazdu. Na moment musiałem poczekać na zbliżającą się grupę Jas-Kółek. Przerwa trochę się przedłużyła i gdy ruszyliśmy dalej to noga nie podawała zbyt dobrze. Równa jazda po zmianach do podnóża Łysej Góry pozwoliła złapać trochę rytmu ale nie wystarczyło to na dobry początek podjazdu. Tak się złożyło, że ruszyłem kilka minut za grupą i miałem kogo gonić. Jakoś przemęczyłem trudniejszy fragment przed zjazdem a potem już było tylko lepiej. Noga się rozkręciła i stopniowo zacząłem wyprzedzać kolejnych zawodników. Równe i założone na starcie tempo utrzymywałem przez cały czas, nawet najtrudniejsze fragmenty które pokonywałem zwykle z trudem poszły gładko. Ostatnie kilka minut jechałem trochę mocniej i na szczycie pojawiłem się po niespełna 34 minutach podjazdu. Nie jest to jakiś super czas ale solidny i co najważniejsze z rezerwami mocy. Później zjechałem jeszcze około kilometr w dół i ponownie wjechałem na szczyt. Tym razem mocniej, później był czas na odpoczynek i bufet. Zjazd był całkiem dobry, nawierzchnia nie pozwalała na szaleństwa ale specjalnie hamulców nie używałem. Ostatnie 70 kilometrów do domu to była ciągła walka z wiatrem. Na początek w grupie nie był tak odczuwalny a gdy zostałem już sam to musiałem nieźle się zmęczyć aby w miarę szybko dotrzeć do domu. Nie było tak ciepło jak w ostatnich dniach i całą trasę przejechałem na 5 bidonach i jednym napoju na Łysej Górze. Jedynym utrudnieniem w końcówce był zablokowany ruch w Jaworzu.
Bardzo dobry trening zaliczony. Zero oznak kryzysu i całkiem dobra jazda pod górę, pod wiatr czy w grupie. Idealny trening przed zbliżającymi się startami.


Bardzo dobry trening zaliczony. Zero oznak kryzysu i całkiem dobra jazda pod górę, pod wiatr czy w grupie. Idealny trening przed zbliżającymi się startami.


Trening 57
Sobota, 8 czerwca 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 42.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:45 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 55.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 177177 ( 90%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 834kcal | Podjazdy: | 910m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny dzień w którym musiałem zweryfikować swoje plany. Zamierzałem zrobić trening z kilkoma bardzo sztywnymi podjazdami. Niestety mogłem trenować tylko popołudniu gdy pogoda była b bardzo niepewna a ciemne chmury z których od czasu do czasu padał deszcz spowodowały, że wyjechałem dopiero po 17. Nie czułem się za dobrze i początkowo jazda przypominała męczarnię. Mimo wszystko chciałem zrobić konkretny trening i z kilku podjazdów wybrałem jeden najdłuższy i najtrudniejszy podjazd z planowanych. Po dojeździe do Wilkowic skręciłem w lewo w kierunku Magurki. Ruszyłem dosyć mocno i starałem się utrzymać stałe tempo. Zmienne nachylenie, ciasne niewidoczne zakręty nie pozwalały na równą jazdę. Podjazd dłużył mi się strasznie. Pod koniec jechało się odrobinę lepiej i czas w jakim udało się pokonać podjazd wyszedł całkiem niezły. Na zjeździe nie poszalałem, nie lubię stromych, wąskich i nierównych zjazdów i chciałem tylko bezpiecznie znaleźć się na dole. Później w Bielsku dołożyłem jeszcze kilka odcinków z mocą progową. Jeden z nich był w dużej części brukowany i zauważyłem, że na nierównym i wybijającym z rytmu bruku sobie zupełnie nie radzę. Pod koniec czułem się już zmęczony co oznacza, że trening dobrze wszedł w nogi.



