Wpisy archiwalne w kategorii
50-100
Dystans całkowity: | 88148.50 km (w terenie 1623.50 km; 1.84%) |
Czas w ruchu: | 3226:42 |
Średnia prędkość: | 26.64 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 936418 m |
Maks. tętno maksymalne: | 202 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 179 (89 %) |
Suma kalorii: | 1801136 kcal |
Liczba aktywności: | 1288 |
Średnio na aktywność: | 68.44 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
Zakończenie Sezonu 2018
Sobota, 13 października 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: | 77.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:41 | km/h: | 28.70 |
Pr. maks.: | 71.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 189189 ( 96%) | HRavg | 151( 77%) |
Kalorie: | 1732kcal | Podjazdy: | 1090m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni mocny
dzień w tym sezonie. Po 8 godzinach pracy, bez solidnego posiłku
przed wyjazdem nie miałem co liczyć na nic szczególnego. Biorąc
pod uwagę dwa ostatnie ciężkie tygodnie oraz coraz częściej
dające o sobie znać problemy zdrowotne spodziewałem się, że będę
tłem dla najlepszych. Dojechałem na start chwilę przed startem,
zjawiło się ponad 20 osób w tym dwóch mocnych zawodników z
szerokiej czołówki amatorskiej w Polsce. Ich obecność podziałała
na mnie bardzo mobilizująco i postanowiłem walczyć jak lew do
samej mety. Po starcie zostałem lekko z tyłu, złapałem swój rytm
i pomimo cierpienia na pierwszym podjeździe byłem w około 10
osobowej czołówce na wjeździe na pierwszą pełną rundę. Na
zjeździe trzymałem się z tyłu robiąc wszystko by nie odpaść,
przy skręcie na główną drogę do Cieszyna miałem kilka metrów
starty. Narzuciłem dosyć dobre tempo, pozwoliło mi to wyjść na
czoło i dyktować swoje warunki. Grupa już trochę się
przerzedziła a część osób straciła już dużo sił by się
utrzymać w czołówce. Wykorzystałem okazję i przez dłuższy czas
nie wychodziłem na czoło. Na podjeździe kończącym rundę
narzuciłem mocniejsze tempo, Patrycjusz poprawił i zostało nas 5.
Współpraca nieźle się układała, ja dawałem zmiany na
podjeździe, ktoś inny na zjeździe i tak leciały kolejne
kilometry. Przed Dębowcem nagle odjechał Amadeusz, nikt nie chciał
gonić, ja tez nie wyszedłem przed szereg i tak zrobiło się około
30 sekund przewagi. Na podjeździe już różnica nie uległa zmianie
a na zjazdach łatwiej utrzymać przewagę. Na podjeździe w Łączce
dałem bardzo mocną zmianę, tempo zdołał utrzymać tylko
Patrycjusz. Po skręcie w prawo lekko zwolniliśmy i znowu było nas
4. Tempo było mocne cały czas ale dogonienie Amadeusza nie było
możliwe. Brakowało jednej osoby która narzuciła by mocne tempo na
odcinku do Dębowca. Została nam walka o 2 miejsce. Na ostatni
podjazd wjechaliśmy razem i początkowo nikt nie był skory do
bardzo mocnej jazdy. Przed pierwszym zakrętem ruszyłem mocniej,
szybko wyprzedził mnie Patryk i próbowałem się za nim utrzymać.
Nie wiedziałem co dziej e się z tyłu, byłem bardzo zmotywowany by
nie dać odjechać Patrycjuszowi. Zrobił kilka sekund przewagi i
utrzymał to na ostatniej prostej. Przybliżyliśmy się do Amadeusza
ale brakło kilkaset metrów podjazdu i może by kolejność na mecie
była inna. Udało mi się zająć 3 miejsce i po raz 4 zwyciężyć
w Końcowej Klasyfikacji. W tym roku nie było łatwo i zdołałem
odeprzeć ataki Otfina depczącego mi po piętach. Ujechałem się
nieźle, dałem z siebie wszystko a nawet więcej i muszę być
zadowolony. Gdyby mi ktoś powiedział przed wyścigiem, ze będę
się liczył w walce o podium to bym w to nie uwierzył. Po ściganiu
miłe spotkanie w bufecie i powrót do domu. Powrót był ciężki,
czułem w nogach mocną godzinę jazdy. Na wieczór jeszcze kolejna
niespodzianka, zostałem po raz pierwszy Wujkiem.
Roztrenowanie 5
Wtorek, 9 października 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 62.00 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 02:21 | km/h: | 26.38 |
Pr. maks.: | 55.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 148148 ( 75%) | HRavg | 119( 61%) |
Kalorie: | 892kcal | Podjazdy: | 330m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny bardzo
ciężki tydzień rozpoczęty. Po dwóch długich dniach w pracy nie
miałem ochoty na jazdę. Żal było marnować pogodę i zdecydowałem
się na spokojną jazdę. Pogoda niemal idealna do jazdy, ciepło i
praktycznie bezwietrznie. Nie miałem innej opcji jak spokojna jazda
po płaskim i idealnie do tego nadaje się runda wkoło Jeziora
Goczałkowickiego. Jechało się całkiem dobrze i kilometry szybko
uciekały. Po dojeździe do Chybia dołączył się do mnie jakiś
kolarz i jechaliśmy razem. Gdy byłem na zmianie to w pewnym
momencie towarzysz zaatakował, ja jechałem równym tempem a on po
czasie nie wytrzymał i dojechałem do niego, znowu jechał chwilę
na moim kole i powtórzył manewr. Tym razem wytrzymał krócej ale
dojechaliśmy do Strumienia i rozdzieliliśmy się. Ja pojechałem w
kierunku Pszczyny. W połowie drogi wzdłuż jeziora wyprzedził
mnie traktor z jakimś kolarzem jadącym za nim. Nie podpiąłem się
ale cały czas miałem traktor w zasięgu wzroku i na jednym z
podjazdów w Łące traktor odjechał a kolarz nie był w stanie
nawet jechać moim tempem. Na zjeździe mnie dojechał ale kolejny
trudniejszy fragment sprawił, że został już na dobre, nawet jazda
za traktorem niewiele mu pomogła. Po wjeździe na Zaporę w
Goczałkowicach byłem zaskoczony kompletnymi pustkami i otwartymi
bramkami. Pojechałem do końca wału i przez las do Czarnolesia.
Skręciłem w prawo i pojechałem poszukać jakiegoś łącznika z
pozostałą częścią Zabrzega. Nic takiego nie znalazłem,
uruchomiłem nawigację w Garminie i znalazłem drogę , żeby się
tam dostać musiałem przedostać się przez kilka torów i kawałek
lasu, przy okazji znalazłem kilka grzybów które włożyłem do
pustego bidonu w którym wiozłem kamizelkę którą ubrałem i
przedostałem się na drogę złożoną z płyt. Odcinek płyt
ciągnął się około kilometra i później już ubitą drogą
dotarłem do asfaltu w Zabrzegu. Dobrze znaną drogą dojechałem do
Bronowa i w coraz bardziej zapadającym zmroku skierowałem się
prosto na Bielsko. W Międzyrzeczu sprawdziłem kolejny nieznany mi
podjazd a w Bielsku ścieżkę rowerową która skończyła się
nagle i żeby wjechać na jezdnie to musiałem przedostać się przez
wysoki krawężnik.
Roztrenowanie 4
Niedziela, 7 października 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 89.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:36 | km/h: | 24.72 |
Pr. maks.: | 66.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 182182 ( 93%) | HRavg | 140( 71%) |
Kalorie: | 1789kcal | Podjazdy: | 1320m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Drugi dzień
dobrej pogody i kolejne poszukiwania nowych podjazdów. Wyjechałem
około 9 i było już dosyć ciepło. Obrałem kierunek Ustroń i
chciałem zaliczyć kilka nowych podjazdów. Nogi były zmęczone po
sobotniej jeździe i szło topornie. Po dojeździe do pierwszego z
podjazdów musiałem się na moment zatrzymać. Podjazd nie był
ekstremalnie trudny, sztywne fragmenty ponad 10 % przeplatane były
wypłaszczeniami a nawet krótkim zjazdem. Podjazd kończy się
między domami i trzeba zjechać tą samą drogą. Do drugiego
podjazdu musiałem dojechać do Wisły. Po skręcie w kierunku Gahury
była mokra droga, kawałek dalej już było sucho i zupełnie pusto.
Podjazd szedł dosyć topornie ale jakoś dotrwałem do końca.
Dojechałem do szlabanu i musiałem zjechać w dół, kawałek po
płytach a dalej już po asfalcie. Nie zjechałem do końca tylko
skręciłem na Bucznik. Ten podjazd też znam ale nigdy nie wjechałem
do końca. Początek jest dosyć spokojny, później nawet lekkie
wypłaszczenie i w tym momencie pojawił się za mną samochód który
stworzył dodatkową presję. Jechałem już dosyć mocno a gdy
pojawiły się płyty i nachylenie ponad 15% to już było naprawdę
ciężko. Zjechałem w dół do Jawornika. Zjazd był fatalny,
najpierw płyty, później fragmenty gorszego lub lepszego asfaltu i
znowu płyty. Kilka razy rozpędziłem się mocno i miałem problem z
utrzymaniem równowagi. Zjazd ciągnął się dosyć długo aż w
końcu dotarłem do głównej drogi w Wiśle Jaworniku. Skręciłem
w prawo i dojechałem do parkingu przed wyciągiem na Soszów.
Zjechałem do głównej drogi a tam totalna masakra, ruch jak diabli
i próba włączenia się trwała dosyć długo. Skręciłem w prawo
i za przejazdem kolejowym w lewo. Krótki, sztywny podjazd dał w
kość, początek po asfalcie a dalej jak to w tej okolicy pojawiły
się płyty. Końcówka znowu po lepszej nawierzchni aż do początku
szlaku. Zjazd bardzo asekuracyjny i szybki dojazd do Ustronia.
Czekając na Jas-Kółki krążyłem po okolicy. Najpierw w kierunku
Dobki, później Jaszowca i gdy stamtąd wracałem to nadjechała
spora grupa. Zjechałem do skrzyżowania i ruszyłem za nimi.
Jechałem mocno do momentu aż dojechałem do końca podzielonej już
grupy i spokojnym tempem wjechałem na szczyt, muszę uczyć się
spokojnego podjeżdżania bo może się to w przyszłości przydać.
Na Równicy ludzi jak mrówek i postój nie był szczególnie długi.
Po dosyć szybkim zjeździe dobrym tempem dojechaliśmy do Skoczowa
skąd już dużo spokojniej dojechałem do Bielska. Bardzo dobry
dzień.
Roztrenowanie 2
Czwartek, 4 października 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa
Km: | 56.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 27.10 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 165165 ( 84%) | HRavg | 134( 68%) |
Kalorie: | 953kcal | Podjazdy: | 740m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny jesienny
dzień. Przy wyjeździe jeszcze chłodniej niż dzień wcześniej i
trochę słabszy wiatr. Postanowiłem objechać rundę Zakończenia
Sezonu. Przez remonty w Skoczowie i chęć ominięcia przejazdu przez
ronda i pagórkowaty odcinek do Międzyświęcia nieco zmieniłem
trasę. Po raz kolejny jechałem przez Jaworze i szybko znalazłem
się na głównej drodze. Do początku rundy w Łączce też
dojechałem bez żadnych problemów. Sama runda nie różni się od
tej z 2015 roku. Omyłkowo pomyliłem jeden podjazd i wydłużyłem
sobie rundę. Po spokojnym objeździe pętli, tą samą drogą
dojechałem do Skoczowa a później jedną z bocznych dróg ominąłem
zakorkowane rondo i nie straciłem czasu na stanie w korku. Na
koniec dołożyłem sobie dodatkowy podjazd w Jaworzu, na koniec
jazdy nie było wcale cieplej niż rano.
Roztrenowanie 1
Środa, 3 października 2018 Kategoria 50-100, blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: | 52.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:01 | km/h: | 25.79 |
Pr. maks.: | 54.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | 164164 ( 84%) | HRavg | 126( 64%) |
Kalorie: | 842kcal | Podjazdy: | 660m | Sprzęt: Triban 5 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Sezon startowy się
skończył, przyszedł październik co oznacza, że zaczął się
okres roztrenowania. Bardzo lubię ten czas bo wtedy jeżdżę według
samopoczucia i bardziej skupiam się na czerpaniu przyjemności z
jazdy niż trenowaniu. W tym roku mam też dużo obowiązków w pracy
i czasu oraz sił na jazdę jest nieco mniej.
Poranek dosyć chłodny i czekałem do 9 aż temperatura podskoczyła do 10 stopni. Nie planowałem żadnej konkretnej trasy i jechałem z myślą o około 2 godzinnej trasie. Już na początek skierowałem się na Jaworze by minąć utrudnienia na ul. Cieszyńskiej. Kilka pagórków dało mi nieźle w kość, męczyłem się strasznie, mimo to nie zawróciłem i pokonywałem kolejne wzniesienia. Z czasem się rozkręciłem i jechało się lżej, w drugiej części trasy wiatr też był sprzyjający i po dokładnie 2 godzinach wróciłem do domu. Pogoda typowo jesienna, wietrznie, pochmurno i niezbyt ciepło.
Poranek dosyć chłodny i czekałem do 9 aż temperatura podskoczyła do 10 stopni. Nie planowałem żadnej konkretnej trasy i jechałem z myślą o około 2 godzinnej trasie. Już na początek skierowałem się na Jaworze by minąć utrudnienia na ul. Cieszyńskiej. Kilka pagórków dało mi nieźle w kość, męczyłem się strasznie, mimo to nie zawróciłem i pokonywałem kolejne wzniesienia. Z czasem się rozkręciłem i jechało się lżej, w drugiej części trasy wiatr też był sprzyjający i po dokładnie 2 godzinach wróciłem do domu. Pogoda typowo jesienna, wietrznie, pochmurno i niezbyt ciepło.
Rajcza Tour 2018
Sobota, 29 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: | 76.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:49 | km/h: | 26.98 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1916kcal | Podjazdy: | 1710m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni wyścig w tym sezonie będący idealnym podsumowaniem całego długiego sezonu. Przygotowany byłem bardzo dobrze, motywacja też na wysokim poziomie. Sprzęt był sprawdzony, na każdym treningu jeździłem na startowym rowerze i nic się nie działo, nawet wtedy gdy generowałem bardzo dużą moc.
Przed startem miałem kilka dylematów, m.in. jak się ubrać. Ostatecznie dopasowałem ubiór i sprawdziłem na szybko rower. Na starcie ustawiłem się blisko czuba, oczywiście kilka osób musiało wcisnąć się na sam przód. Po starcie jadąc wąską drogą udało mi się utrzymać pozycje ale gdy zrobiło się szerzej to sporo osób z tyłu przedostało się do przodu i straciłem. Trzymałem się około 20-30 miejsca cały czas, trochę straciłem ale później znowu zyskałem ale z przodu było kilku słabszych zawodników i po skręcie w prawo na wąską dróżkę zawodnicy będący z samego przodu narzucili mocne tempo, zaczęło się powoli blokować i już miałem problem z znalezieniem odpowiedniego toru jazdy, wrzuciłem największą koronkę na kasecie ale i to nie pomogło, stanąłem i poleciałem na lewą stronę, warstwa ciuchów ochroniła mnie przed szlifami, skończyło się na obolałym nadgarstku, biodrze i zdartym kolanie. Motywacja do jazdy spadła do minimum, przyjechałem walczyć o czołowe lokaty a już na początku wyścigu same problemy. Ten upadek to była moja wina, nie lubię takich sytuacji na wyścigach a dokładając to jeszcze mój uraz po niedawnych kraksach to nie jestem jakoś bardzo zdziwiony tym co się stało. Oczywiście na rower wsiąść się nie dało, miałem kilka różnych myśli w głowie, jedną z nich była rezygnacja ale chciałem ukończyć wszystkie tegoroczne imprezy z tego cyklu więc walczyłem dalej, dużych szans na dogonienie najlepszych nie było i myślałem żeby przeczekać najgorszy moment i ruszyć z samego dołu za ostatnimi zawodnikami. Widziałem, że jazda na rowerze nie była możliwa więc tak jak około 40 innych osób miałem kilkuminutowy spacer. Później jak już ruszyłem to jeszcze musiałem ustawić tylne koło, przy upadku zacisk się poluzował i koło nie było dostatecznie dokręcone. Trwało to krótko i na szczyt wjechałem już w dobrym tempie. Po szybkiej analizie sytuacji i trudnym technicznie zjeździe na którym kilka osób sprawdzało miękkość trawy na przydrożnej łące zaczął się dopiero wyścig. Nie wiem ile miałem straty do czołówki ale szybko udało się stworzyć fajną 4 osobową grupkę i jechać równym mocnym tempem. Cała nasza czwórka powinna naciskać na czołówkę przy normalnym początku wyścigu, mijaliśmy kolejnych zawodników, czasami ktoś łapał koło ale raczej nie na długo. Po mocno pokonanym podjeździe w kierunku Słowacji było nas chyba 6 i tak tez gnaliśmy w dół. Początkowo mocowałem się z tylną przerzutka, nie chciała zrzucić na sam dół i musiałem się namęczyć by nie zostać z tyłu. Dobra jazda spowodowała, że dogoniliśmy kolejną grupę i dalej dyktowaliśmy tempo. Na podjeździe przed Zwardoniem wyszedłem na czoło i rozerwałem grupę na tyle, że zostało nas 6 osób a z tyłu nadjechał Błażej Wojciechowski który też stracił na pierwszym podjeździe. Chciałem się za nim złapać i byłoby to możliwe, ale przy pierwszym bardzo mocnym naciśnięciu na pedały pękła mi spinka łańcucha. Odechciało mi się już wszystkiego, na początek musiałem obrócić rower i byłem w trochę niedogodnym miejscu. Nie wpadłem na to by podejść na znajdujące się 200 metrów dalej wypłaszczenie. W torebce podsiodłowej miałem spinkę, ale na samym dole i żeby ją wyciągnąć to musiałem wyjąć, m.in. dwie dętki. Też nie szło to jak powinno i z pozoru prosta czynność zabrała mi kilkadziesiąt sekund. Spinka oczywiście mi wypadła, jedna wpadła do leżącej rękawiczki a druga wbiła się w blok. Nadjechał najpierw Sebastian i zatrzymał się by mi pomóc, po chwili zatrzymał się Andrzej i poratował mnie spinką. Szybko spiąłem ale pojawił się problem z przednią przerzutką. Poluzowała się śrubka i jeszcze musiałem dokręcić przerzutkę. Sebastian pojechał a ja zorientowałem się, że nie zrzuca mi na małą tarczę, popuściłem linkę odrobinę za mocno i mogłem jechać. Przy okazji znalazłem nową spinkę i część pękniętej starej odbijającą się w słońcu. Byłem pewien, że jestem już ostatni, na postoju straciłem aż 15 minut,ja już tak mam, że na pozornie proste do usunięcia awarie zajmują mi zbyt dużo czasu. Powinienem już dojść do wprawy i robić to dużo szybciej. Ruszyłem już tylko w celu przejechania całej trasy, bez walki o cokolwiek. Byłem obolały i ciężko się jechało. Tętno wysokie a dobrej mocy już nie było, walczyłem z przednią przerzutką, by wrzucić na dużą tarczę musiałem jechać z tyłu na 2-3 zębatce od dołu. Zacząłem doganiać zawodników ale straty były ogromne. Po wjeździe na pierwszy podjazd kończący rundę podkręciłem tempo, na pewno jechałem dużo słabiej niż najlepsi ale i tak sporo szybciej niż zawodnicy których mijałem. Moja jazda trochę przypominała slalom. Po przekroczeniu linii mety mocowałem się znowu z przednią przerzutką i tak na każdym kolejnym zjeździe. Za bufetem zobaczyłem za sobą motocykl, co oznaczało, że pierwsi zawodnicy są już na drugiej rundzie. Przez te problemy z przerzutką jechałem wszystkie podjazdy bardzo mocno a na zjazdach traciłem sporo. Po wjechaniu na główną drogę w kierunku Zwardonia już zostałem zdublowany. Na zjeździe dwójka najlepszych zawodników jechała bardzo spokojnie i dlatego razem z nimi dojechałem do ronda ale nie byłem w stanie złapać koła po przyśpieszeniu za rondem i tylko widziałem jak się oddalają. Wyczekiwałem na moment kiedy dogoni mnie grupka pościgowa lub jakiś samotny zawodnik ale się nie doczekałem. Pilnowałem mocy i moje tempo było podobne na dwóch ostatnich rundach. Na drugim okrążeniu na jednym podjeździe zostałem minimalnie przyblokowany ale i tak to nic nie zmieniło. Bardzo mało piłem ale przez ostatnie kilka dni solidnie się nawadniałem i raczej nie wpłynęło to na moją dyspozycję. Najwięcej osób mijałem na podjazdach, nie miałem możliwości jechać z kimś chociaż przez moment bo na każdym podjeździe miałem taką przewagę, że na zjazdach nikt do mnie nie dojeżdżał. Przed wjazdem na ostatnie okrążenie dopingowano mnie jakbym już finiszował. Fajne uczucie ale musiałem się jeszcze męczyć na jednym okrążeniu. Krótko po wjechaniu na rundę zobaczyłem Jas-Kółkę na poboczu z rowerem. Zatrzymałem się i okazało się, że Maciek też urwał łańcuch i nie miał jak go spiąć. Dałem mu skuwacz i ruszyłem dalej, jadąc wąską dróżką nagle za zakrętem pojawili się dwaj kibice chcący wspomóc kolarzy napojem izotonicznym. Miałem ochotę sięgnąć ale czekało mnie jeszcze 20 minut jazdy. Przedostatni podjazd już poszedł mi słabo, wyprzedziłem kilka osób ale nie miałem już takiej przewagi i na zjeździe mnie dogoniła kilku osobowa grupka. Odpocząłem chwilę z tyłu i na ostatniej pozycji wjechałem na ostatni podjazd do mety. Szło ciężko, nie zamierzałem jechać na maksa, co prawda bez problemu odjechałem od grupki i wyprzedziłem jeszcze jedną osobę ale na metę wjechałem bez finiszu i żadnego uczucia zmęczenia. Po wjechaniu na metę długo nie stałem i ruszyłem w kierunku Rajczy. Trasa wyścigu była fajna, ciekawa tylko na początku został popełniony błąd, wcześniejszy start ostry załatwiłby sprawę, narzucenie bardzo mocnego tempa niebyłoby problemem a rozciągnięcie stawki rozwiązało by problem zatoru na podjeździe. Kolejny wyścig który nie potwierdził mojej obecnej formy. Chyba trzeba już kończyć ten bardzo nie szczęśliwy dla mnie sezon.
W nagrodę za poświecenie w tym roku odebrałem nagrody za 3 miejsce w Generalce Górskiej, 3 miejsce w Klasyfikacji punktowej oraz wraz z drużyną 2 miejsce w Klasyfikacji Drużynowej. Pod tym względem był to dobry rok, na wyciągnięcie konkretnych wniosków przyjdzie jeszce czas ale ten sezon nie był dla mnie całkiem udany.
Przed startem miałem kilka dylematów, m.in. jak się ubrać. Ostatecznie dopasowałem ubiór i sprawdziłem na szybko rower. Na starcie ustawiłem się blisko czuba, oczywiście kilka osób musiało wcisnąć się na sam przód. Po starcie jadąc wąską drogą udało mi się utrzymać pozycje ale gdy zrobiło się szerzej to sporo osób z tyłu przedostało się do przodu i straciłem. Trzymałem się około 20-30 miejsca cały czas, trochę straciłem ale później znowu zyskałem ale z przodu było kilku słabszych zawodników i po skręcie w prawo na wąską dróżkę zawodnicy będący z samego przodu narzucili mocne tempo, zaczęło się powoli blokować i już miałem problem z znalezieniem odpowiedniego toru jazdy, wrzuciłem największą koronkę na kasecie ale i to nie pomogło, stanąłem i poleciałem na lewą stronę, warstwa ciuchów ochroniła mnie przed szlifami, skończyło się na obolałym nadgarstku, biodrze i zdartym kolanie. Motywacja do jazdy spadła do minimum, przyjechałem walczyć o czołowe lokaty a już na początku wyścigu same problemy. Ten upadek to była moja wina, nie lubię takich sytuacji na wyścigach a dokładając to jeszcze mój uraz po niedawnych kraksach to nie jestem jakoś bardzo zdziwiony tym co się stało. Oczywiście na rower wsiąść się nie dało, miałem kilka różnych myśli w głowie, jedną z nich była rezygnacja ale chciałem ukończyć wszystkie tegoroczne imprezy z tego cyklu więc walczyłem dalej, dużych szans na dogonienie najlepszych nie było i myślałem żeby przeczekać najgorszy moment i ruszyć z samego dołu za ostatnimi zawodnikami. Widziałem, że jazda na rowerze nie była możliwa więc tak jak około 40 innych osób miałem kilkuminutowy spacer. Później jak już ruszyłem to jeszcze musiałem ustawić tylne koło, przy upadku zacisk się poluzował i koło nie było dostatecznie dokręcone. Trwało to krótko i na szczyt wjechałem już w dobrym tempie. Po szybkiej analizie sytuacji i trudnym technicznie zjeździe na którym kilka osób sprawdzało miękkość trawy na przydrożnej łące zaczął się dopiero wyścig. Nie wiem ile miałem straty do czołówki ale szybko udało się stworzyć fajną 4 osobową grupkę i jechać równym mocnym tempem. Cała nasza czwórka powinna naciskać na czołówkę przy normalnym początku wyścigu, mijaliśmy kolejnych zawodników, czasami ktoś łapał koło ale raczej nie na długo. Po mocno pokonanym podjeździe w kierunku Słowacji było nas chyba 6 i tak tez gnaliśmy w dół. Początkowo mocowałem się z tylną przerzutka, nie chciała zrzucić na sam dół i musiałem się namęczyć by nie zostać z tyłu. Dobra jazda spowodowała, że dogoniliśmy kolejną grupę i dalej dyktowaliśmy tempo. Na podjeździe przed Zwardoniem wyszedłem na czoło i rozerwałem grupę na tyle, że zostało nas 6 osób a z tyłu nadjechał Błażej Wojciechowski który też stracił na pierwszym podjeździe. Chciałem się za nim złapać i byłoby to możliwe, ale przy pierwszym bardzo mocnym naciśnięciu na pedały pękła mi spinka łańcucha. Odechciało mi się już wszystkiego, na początek musiałem obrócić rower i byłem w trochę niedogodnym miejscu. Nie wpadłem na to by podejść na znajdujące się 200 metrów dalej wypłaszczenie. W torebce podsiodłowej miałem spinkę, ale na samym dole i żeby ją wyciągnąć to musiałem wyjąć, m.in. dwie dętki. Też nie szło to jak powinno i z pozoru prosta czynność zabrała mi kilkadziesiąt sekund. Spinka oczywiście mi wypadła, jedna wpadła do leżącej rękawiczki a druga wbiła się w blok. Nadjechał najpierw Sebastian i zatrzymał się by mi pomóc, po chwili zatrzymał się Andrzej i poratował mnie spinką. Szybko spiąłem ale pojawił się problem z przednią przerzutką. Poluzowała się śrubka i jeszcze musiałem dokręcić przerzutkę. Sebastian pojechał a ja zorientowałem się, że nie zrzuca mi na małą tarczę, popuściłem linkę odrobinę za mocno i mogłem jechać. Przy okazji znalazłem nową spinkę i część pękniętej starej odbijającą się w słońcu. Byłem pewien, że jestem już ostatni, na postoju straciłem aż 15 minut,ja już tak mam, że na pozornie proste do usunięcia awarie zajmują mi zbyt dużo czasu. Powinienem już dojść do wprawy i robić to dużo szybciej. Ruszyłem już tylko w celu przejechania całej trasy, bez walki o cokolwiek. Byłem obolały i ciężko się jechało. Tętno wysokie a dobrej mocy już nie było, walczyłem z przednią przerzutką, by wrzucić na dużą tarczę musiałem jechać z tyłu na 2-3 zębatce od dołu. Zacząłem doganiać zawodników ale straty były ogromne. Po wjeździe na pierwszy podjazd kończący rundę podkręciłem tempo, na pewno jechałem dużo słabiej niż najlepsi ale i tak sporo szybciej niż zawodnicy których mijałem. Moja jazda trochę przypominała slalom. Po przekroczeniu linii mety mocowałem się znowu z przednią przerzutką i tak na każdym kolejnym zjeździe. Za bufetem zobaczyłem za sobą motocykl, co oznaczało, że pierwsi zawodnicy są już na drugiej rundzie. Przez te problemy z przerzutką jechałem wszystkie podjazdy bardzo mocno a na zjazdach traciłem sporo. Po wjechaniu na główną drogę w kierunku Zwardonia już zostałem zdublowany. Na zjeździe dwójka najlepszych zawodników jechała bardzo spokojnie i dlatego razem z nimi dojechałem do ronda ale nie byłem w stanie złapać koła po przyśpieszeniu za rondem i tylko widziałem jak się oddalają. Wyczekiwałem na moment kiedy dogoni mnie grupka pościgowa lub jakiś samotny zawodnik ale się nie doczekałem. Pilnowałem mocy i moje tempo było podobne na dwóch ostatnich rundach. Na drugim okrążeniu na jednym podjeździe zostałem minimalnie przyblokowany ale i tak to nic nie zmieniło. Bardzo mało piłem ale przez ostatnie kilka dni solidnie się nawadniałem i raczej nie wpłynęło to na moją dyspozycję. Najwięcej osób mijałem na podjazdach, nie miałem możliwości jechać z kimś chociaż przez moment bo na każdym podjeździe miałem taką przewagę, że na zjazdach nikt do mnie nie dojeżdżał. Przed wjazdem na ostatnie okrążenie dopingowano mnie jakbym już finiszował. Fajne uczucie ale musiałem się jeszcze męczyć na jednym okrążeniu. Krótko po wjechaniu na rundę zobaczyłem Jas-Kółkę na poboczu z rowerem. Zatrzymałem się i okazało się, że Maciek też urwał łańcuch i nie miał jak go spiąć. Dałem mu skuwacz i ruszyłem dalej, jadąc wąską dróżką nagle za zakrętem pojawili się dwaj kibice chcący wspomóc kolarzy napojem izotonicznym. Miałem ochotę sięgnąć ale czekało mnie jeszcze 20 minut jazdy. Przedostatni podjazd już poszedł mi słabo, wyprzedziłem kilka osób ale nie miałem już takiej przewagi i na zjeździe mnie dogoniła kilku osobowa grupka. Odpocząłem chwilę z tyłu i na ostatniej pozycji wjechałem na ostatni podjazd do mety. Szło ciężko, nie zamierzałem jechać na maksa, co prawda bez problemu odjechałem od grupki i wyprzedziłem jeszcze jedną osobę ale na metę wjechałem bez finiszu i żadnego uczucia zmęczenia. Po wjechaniu na metę długo nie stałem i ruszyłem w kierunku Rajczy. Trasa wyścigu była fajna, ciekawa tylko na początku został popełniony błąd, wcześniejszy start ostry załatwiłby sprawę, narzucenie bardzo mocnego tempa niebyłoby problemem a rozciągnięcie stawki rozwiązało by problem zatoru na podjeździe. Kolejny wyścig który nie potwierdził mojej obecnej formy. Chyba trzeba już kończyć ten bardzo nie szczęśliwy dla mnie sezon.
W nagrodę za poświecenie w tym roku odebrałem nagrody za 3 miejsce w Generalce Górskiej, 3 miejsce w Klasyfikacji punktowej oraz wraz z drużyną 2 miejsce w Klasyfikacji Drużynowej. Pod tym względem był to dobry rok, na wyciągnięcie konkretnych wniosków przyjdzie jeszce czas ale ten sezon nie był dla mnie całkiem udany.
Trening 104
Środa, 26 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 52.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:52 | km/h: | 27.86 |
Pr. maks.: | 53.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | 168168 ( 86%) | HRavg | 126( 64%) |
Kalorie: | 787kcal | Podjazdy: | 290m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie wiem jak udało mi się znaleźć czas na trening. Głównym celem tej jazdy był test nowej przerzutki. Warunki pogodowe już typowo jesienne i po raz pierwszy od dawna zdecydowałem się na jazdę w nogawkach. Podobnie jak w ostatnich dniach mocno wiało, wiatr dawał się we znaki zwłaszcza w pierwszej części trasy. Później trudnością były wąskie, nierówne, pełne żwiru i ciasnych zakrętów drogi.
Jechałem cały czas spokojnym tempem, na krętym odcinku wśród stawów poćwiczyłem wchodzenie w zakręty na dużej prędkości, tylko kilka razy musiałem zwalniać do zera a tak udawało się dobrze przejechać ten techniczny odcinek. Na koniec kilka podjazdów na których czułem moc pod nogą ale nie szarpałem się i równym rytmem pokonywałem kolejne wzniesienia. Przerzutka działa bardzo bobrze, jeszcze mała regulacja i będzie idealnie.
Jechałem cały czas spokojnym tempem, na krętym odcinku wśród stawów poćwiczyłem wchodzenie w zakręty na dużej prędkości, tylko kilka razy musiałem zwalniać do zera a tak udawało się dobrze przejechać ten techniczny odcinek. Na koniec kilka podjazdów na których czułem moc pod nogą ale nie szarpałem się i równym rytmem pokonywałem kolejne wzniesienia. Przerzutka działa bardzo bobrze, jeszcze mała regulacja i będzie idealnie.
Trening 103
Niedziela, 23 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 78.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:48 | km/h: | 27.86 |
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 168168 ( 86%) | HRavg | 131( 67%) |
Kalorie: | 1310kcal | Podjazdy: | 940m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Chciałem dzisiaj pojeździć w grupie ale rano nie mogłem
wstać o odpowiedniej porze i pozostał mi kolejny indywidualny trening. Pogoda
od wczoraj nie uległa znaczącej zmianie, było zimno, pochmurno i wietrznie. Nie
planowałem jazdy po górach i zamierzałem dojechać do Wisły i wrócić. Jechałem
równym tempem walcząc z wiatrem. Z każdą chwilą noga podawała lepiej. Po
dojeździe do Wisły już myślałem o jakimś podjeździe. Na pierwszą myśl przyszła
mi Kubalonka. Za rondem pojawiły się utrudnienia, jakieś zwężenie, ruch wahadłowy
i spory korek. Zawróciłem i skierowałem się w kierunku Malinki. Za skocznią
trochę podkręciłem tempo, gdy zaczął się podjazd na Salmopol to jechałem już
dosyć mocno. Cały podjazd wjechałem równym tempem i z dobrym czasem
zameldowałem się na szczycie. Temperatura poniżej 10 stopni nie zachęcała do
dłuższego postoju. Ubrałem dodatkową warstwę odzieży i wolno zjechałem w dół. Przejazd
przez Szczyrk był sprawny, Orle Gniazdo dzisiaj nie było dostępne, tak nie
miałbym na nie czasu. W Bielsku zaliczyłem jeszcze kilka pagórków i z kilku
minutowym opóźnieniem skończyłem trening. Trening był taki jak najbardziej lubię,
spokojny, bez napinki, z podjazdem. Brakowało mi tego w tym roku, stąd moja
gorsza dyspozycja w górach. Najbliższy tydzień będzie spokojny, luźne jazdy i magazynowanie
sił na weekend.
Trening 102
Sobota, 22 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 80.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:11 | km/h: | 25.13 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 181181 ( 92%) | HRavg | 140( 71%) |
Kalorie: | 1552kcal | Podjazdy: | 1370m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Początek weekendu przyniósł gwałtowną zmianę pogody. Z moimi
problemami adaptacja do takich warunków jest utrudniona. Nie planowałem
jakiegoś konkretnego treningu, miałem problem z ubiorem i ubrałem się trochę za
ciepło. Przez ostatnie dni walczyłem z przeziębieniem i zbyt zachowawczy ubiór
nie był najlepszym pomysłem.
Nie miałem zbyt dużej ilości czasu na trening i wyjechałem później niż myślałem. Jak zwykle jechałem w takim kierunku by wracać z wiatrem. Noga dobrze podawała i już po chwili myślałem o zaliczeniu jakiegoś podjazdu. Kierowałem się w kierunku Czech i jednego z nowych dla mnie podjazdów. Jak dojechałem do Ustronia to zweryfikowałem plan i skierowałem się na moją ulubioną Równicę. W centrum miasta spore utrudnienia ale jakoś się przedarłem. Podjazd zacząłem z marszu, bez postoju i już po pierwszej stromiźnie gotowałem się. Ubranie bluzy nie było najlepszym pomysłem. Cały podjazd jechałem bardzo równym tempem, z równą mocą i trzymając wysoką kadencję. Nie pamiętam kiedy jechałem po raz ostatni z taką kadencją pod górę. Zwykle miałem problem z utrzymaniem kadencji powyżej 85. Po wjeździe na górę od razu zawróciłem, ludzi było dosyć sporo i pchanie się w kierunku schroniska nie miało sensu. Na zjeździe nie czułem się pewnie i dlatego zjeżdżałem dosyć wolno aż do Jaszowca skąd ruszyłem w kierunku Dobki. Drugim celem na ten dzień była Tokarnia. Chciałem pojechać na tyle ile mogłem i tak też zacząłem podjazd. Na początku trochę przyblokował mnie samochód i trochę wytraciłem prędkości ale na największej stromiźnie trzymałem mocne tempo. Na wypłaszczeniu nie popuściłem a na końcu dałem z siebie już absolutnie wszystko. Zagotowałem się konkretnie, wykręciłem niezłą moc i całkiem dobry czas. Do najlepszych brakuje ale wśród „amatorów” jestem w czołówce. Trochę odsapnąłem na szczycie i zjazd w dół do Wisły. Zjazd nie należał do przyjemnych, wymijanie żwiru i masy pieszych nie było łatwe. Na kostce brukowej dodatkowo lawirowałem pomiędzy zaparkowanymi na całej długości drogi samochodami. Miałem jechać na Salmopol ale widząc co się dzieje na głównej drodze zawróciłem i wjeżdżałem od drugiej strony na Tokarnię. Kusił mnie podjazd kostką do samej góry, ale perspektywa zjazdu po kostce skutecznie mnie odwiodła od tego pomysłu. Po zjeździe z kostki szybko zrobiło się stromo, jeszcze przed najgorszym fragmentem musiałem zwolnić i rozprawić się z kilkoma pieszymi którzy zatrzymali się blokując całą szerokość szosy. Później jak zrobiło się stromo to jechałem już mocno, wydawało mi się, że jadę wolno i za słabo ale moc była dosyć wysoka. Na ostatnich metrach podkręciłem tempo i już prawie na maksa pokonałem końcowe 200 metrów. Do rekordu trochę brakło, biorąc pod uwagę spokojny początek, małe zwolnienie w połowie oraz podjazdy które już miałem w nogach to rezultat wyszedł dobry. Po asekuracyjnym zjeździe wpadłem na pomysł zaliczenia jeszcze jednego podjazdu. Wiedziałem o nim tylko tyle, że jest dosyć trudny ale chciałem sprawdzić to na własnej skórze. Dojazd do podjazdu dłużył się, myślałem, że go przegapiłem ale w końcu dotarłem do początku. Podjazd zaczął się dobrym asfaltem i przyjemnym nachyleniem. Po chwili zrobiło się stromo a z każdym metrem nawierzchnia się pogarszała. Mocy już brakowało i jechałem siła woli modląc się o koniec podjazdu. W końcu dojechałem do końca podjazdu i od razu ruszyłem w dół. Zjeżdżałem chyba najwolniej w życiu, było mi zimno i nie czułem się pewnie. Poczułem ulgę gdy znalazłem się na dole. Postój w sklepie trochę postawił mnie na nogi a powrót z wiatrem też był przyjemniejszy. Trening miał być w miarę spokojny a wyszedł kolejny mocny trening ze ściankami. Jest dobra noga ale czasami pojawiają się kryzysy i tak już będzie do końca tego sezonu. Podczas tego treningu częściej sięgałem po chusteczki niż po bidon.
Nie miałem zbyt dużej ilości czasu na trening i wyjechałem później niż myślałem. Jak zwykle jechałem w takim kierunku by wracać z wiatrem. Noga dobrze podawała i już po chwili myślałem o zaliczeniu jakiegoś podjazdu. Kierowałem się w kierunku Czech i jednego z nowych dla mnie podjazdów. Jak dojechałem do Ustronia to zweryfikowałem plan i skierowałem się na moją ulubioną Równicę. W centrum miasta spore utrudnienia ale jakoś się przedarłem. Podjazd zacząłem z marszu, bez postoju i już po pierwszej stromiźnie gotowałem się. Ubranie bluzy nie było najlepszym pomysłem. Cały podjazd jechałem bardzo równym tempem, z równą mocą i trzymając wysoką kadencję. Nie pamiętam kiedy jechałem po raz ostatni z taką kadencją pod górę. Zwykle miałem problem z utrzymaniem kadencji powyżej 85. Po wjeździe na górę od razu zawróciłem, ludzi było dosyć sporo i pchanie się w kierunku schroniska nie miało sensu. Na zjeździe nie czułem się pewnie i dlatego zjeżdżałem dosyć wolno aż do Jaszowca skąd ruszyłem w kierunku Dobki. Drugim celem na ten dzień była Tokarnia. Chciałem pojechać na tyle ile mogłem i tak też zacząłem podjazd. Na początku trochę przyblokował mnie samochód i trochę wytraciłem prędkości ale na największej stromiźnie trzymałem mocne tempo. Na wypłaszczeniu nie popuściłem a na końcu dałem z siebie już absolutnie wszystko. Zagotowałem się konkretnie, wykręciłem niezłą moc i całkiem dobry czas. Do najlepszych brakuje ale wśród „amatorów” jestem w czołówce. Trochę odsapnąłem na szczycie i zjazd w dół do Wisły. Zjazd nie należał do przyjemnych, wymijanie żwiru i masy pieszych nie było łatwe. Na kostce brukowej dodatkowo lawirowałem pomiędzy zaparkowanymi na całej długości drogi samochodami. Miałem jechać na Salmopol ale widząc co się dzieje na głównej drodze zawróciłem i wjeżdżałem od drugiej strony na Tokarnię. Kusił mnie podjazd kostką do samej góry, ale perspektywa zjazdu po kostce skutecznie mnie odwiodła od tego pomysłu. Po zjeździe z kostki szybko zrobiło się stromo, jeszcze przed najgorszym fragmentem musiałem zwolnić i rozprawić się z kilkoma pieszymi którzy zatrzymali się blokując całą szerokość szosy. Później jak zrobiło się stromo to jechałem już mocno, wydawało mi się, że jadę wolno i za słabo ale moc była dosyć wysoka. Na ostatnich metrach podkręciłem tempo i już prawie na maksa pokonałem końcowe 200 metrów. Do rekordu trochę brakło, biorąc pod uwagę spokojny początek, małe zwolnienie w połowie oraz podjazdy które już miałem w nogach to rezultat wyszedł dobry. Po asekuracyjnym zjeździe wpadłem na pomysł zaliczenia jeszcze jednego podjazdu. Wiedziałem o nim tylko tyle, że jest dosyć trudny ale chciałem sprawdzić to na własnej skórze. Dojazd do podjazdu dłużył się, myślałem, że go przegapiłem ale w końcu dotarłem do początku. Podjazd zaczął się dobrym asfaltem i przyjemnym nachyleniem. Po chwili zrobiło się stromo a z każdym metrem nawierzchnia się pogarszała. Mocy już brakowało i jechałem siła woli modląc się o koniec podjazdu. W końcu dojechałem do końca podjazdu i od razu ruszyłem w dół. Zjeżdżałem chyba najwolniej w życiu, było mi zimno i nie czułem się pewnie. Poczułem ulgę gdy znalazłem się na dole. Postój w sklepie trochę postawił mnie na nogi a powrót z wiatrem też był przyjemniejszy. Trening miał być w miarę spokojny a wyszedł kolejny mocny trening ze ściankami. Jest dobra noga ale czasami pojawiają się kryzysy i tak już będzie do końca tego sezonu. Podczas tego treningu częściej sięgałem po chusteczki niż po bidon.
Trening 101
Czwartek, 20 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, Trening 2018
Km: | 62.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:08 | km/h: | 29.06 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 158158 ( 81%) | HRavg | 125( 64%) |
Kalorie: | 878kcal | Podjazdy: | 510m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Żal było marnować kolejny piękny dzień i pojechałem na
kolejny trening. Nie wiem na jakim etapie są prace na ul. Cieszyńskiej i
dlatego bez zastanowienia się pojechałem przez Jaworze. Noga kręciła nieźle, czułem
moc pod nogą. W dalszym ciągu mocno wieje i tradycyjnie ustaliłem taki kierunek
jazdy by na koniec nie walczyć z czołowymi podmuchami. Dojeżdżając do Skoczowa
przypomniałem sobie, że w czwartki lepiej tam się nie zapuszczać, przepchanie
się przez zakorkowane miasto nie należało do przyjemnych. Po spokojnym
podjeździe czekały mnie kolejne utrudnienia, zwężenie z ruchem wahadłowym i
jazda za wolno jadącą ciężarówką. W nagrodę miałem przyjemność przejechać kilkoma
odcinkami nowej nawierzchni. Najgorsze dziury na tej trasie zniknęły. W połowie
trasy pojawiły się problemy z przerzutką, po kilku próbach udało się ją wyregulować
i przełożenia wchodziły już płynnie. Na podjeździe w Rudzicy zrobiłem jedno
ćwiczenie. Nie pilnowałem mocy, skupiłem się na trzymaniu kadencji w okolicy
100. Udało się wjechać tak cały podjazd a dalej też starałem się jechać na
wysokiej kadencji. Fajny trening zaliczony.