Pogoda w miarę nadająca się do jazdy, sporo słońca, niezbyt mocne podmuchy wiatru, tylko spory mróz który jednak nie przeszkadzał. Wyjechałem dosyć późno i nie miałem zbyt dużego zapasu czasowego. Za miastem jeszcze chłodniej i trochę mocniejszy wiatr. Jechało się dobrze, przed Pszczyną minimalny kryzys który szybko minął. Najprzyjemniejszy był odcinek do Strumienia, z wiatrem, pokonałem go na tyle szybko na ile pozwalał rower. Ostatnia godzina trochę spokojniejsza, w Rudzicy musiałem pokonać podjazd, poszedł nieźle jak na luty. Tempo spokojne i dosyć wysoka kadencja. Ostatnie kilometry już pod silniejszy wiatr. Fajny trening, może nie tak wydajny jak przy wyższych temperaturach ale ważne, że założone tętno i moc zostały osiągnięte. Miałem spory problem ze zgraniem treningu, po kilku próbach się udało, liczby się zgadzają, ślad GPS wyszedł strasznie dziwny.
Całkiem przyjemny trening, nie za szybki, nie za mocny, zupełnie w sam raz. Wygospodarowałem nieco ponad 3 godziny i fajna trasa wyszła. Na początku problem z blokami, później duży ruch na drodze i uspokoiło się o dziwo dopiero na Wiślance i do końca jazdy już samochodów było mało. Jakość powietrza nawet dobra, trochę wiało i pojawiło się słońce. Drogi częściowo mokre i trzeba było uważać. Po drodze zrobiłem dwa postoje, pierwszy w sklepie i drugi na dokręcenie błotnika, mocowanie się poluzowało i stukało. Na koniec jeden podjazd i ciężko było go pokonać. Do pełni szczęścia brakło większej ilości czasu na dłuższą jazdę. Jutro być może powtórka, jak pogoda nie pozwoli to kolejne 3 godziny trenażera.
Ciężki dzień. Planowałem wyjechać skoro świt, czyli o 7. Jakoś nie mogłem wstać wcześniej z łóżka i wyjechałem godzinę później, odbiło się to później w końcówce. Wiedziałem, że ma wiać ale nie sądziłem, że tak mocno. Jechało się całkiem dobrze, utrzymanie w miarę równego tempa nie było możliwe, więc po kilkunastu minutach przestałem zwracać uwagę na inne parametry niż tętno. Znowu skorzystałem z nawigacji i wyrysowałem ciekawą trasę, trochę nowych dróg, pojawił się też odcinek terenowy. Końcówka miała być z wiatrem i tak było, jednak pojawił sie zapowiadany deszcz z którym musiałem jechać przez godzinę. Nie padało mocno i ciuchy dopiero na sam koniec zaczęły przepuszczać wodę. Brakło tej godziny na początku i wróciłbym zupełnie bez deszczu. Trzy solidne jazdy i powoli forma idzie w górę. Z czystym sumieniem mogę rozpocząć kolejny cykl siły.
Trening z przygodami. Wyjechałem w temperaturze -3 stopnie i po chwili okazało się, że drogi są mokre. Od razu w głowie zapaliła się kontrolka i ostrożność. Nie było czuć wiatru ale żeby nie było tak dobrze to jakość powietrza pozostawiała sporo do życzenia, dobrze, że miałem kominiarkę i jako tako dało się normalnie oddychać. Wczoraj miałem problemy z bidonem i w domu wpadłem na pewien pomysł i dzisiaj go wypróbowałem. Zamiast bidonu zabrałem bukłak na wodę z wężykiem. Zbiornik schowałem pod kurtkę i dzięki temu temperatura wody była cały czas taka sama. Jechało się o dziwo dobrze. Na wszelki wypadek zabrałem więcej jedzenia i był to bardzo dobry pomysł bo w końcówce uratowało mi to życie. Po raz pierwszy korzystałem z nawigacji w Garminie, wgrałem sobie jakiś ślad który już kiedyś jechałem i co jakiś czas zerkałem na mapę. Po jakiejś godzinie zrobiło się cieplej i drogi były już suche. Nieco gorzej było w Pszczynie i przez miasto przejechałem luźnym tempem. Za miastem spory ruch i skorzystałem z uroku ścieżki rowerowej, na szerszych oponach można na niej w miarę komfortowo jechać, na szosowych gumach chyba bym nie ryzykował. Ścieżka skończyła się nagle i pozostała jazda drogą. Ruch nieco zelżał i przez kilka kilometrów nic się nie działo. Nagle zobaczyłem jakiegoś chłopaka siedzącego na poboczu z rowerem. Wyglądał na zmarzniętego. Zatrzymałem się i dowiedziałem się, że złapał gumę i nie ma sił wymienić. Miał zapasową dętkę i łyżki. Wymieniłem mu dętkę i napompowałem swoją pompką na naboje. Miał nowe opony a w dętce wyleciała dziura przy wentylu. Obręcz w porządku więc nie było obaw o kolejny defekt. Okazało się, że ten chłopak ma 12 lat i już jeździ i to w takich warunkach. Szacunek dla niego, większość osób w jego wieku woli inne rozrywki, nawet część "starych wyjadaczy" w takich warunkach woli inne "treningi". Był umówiony z jakimiś kolarzami, grupka nadjechała z przeciwka i pojechał z nimi a ja w swoją stronę. Cała wymiana i postój zajęły nie więcej niż 5 minut. Następny odcinek był dosyć szybki i równy a dalej już schody. Jadłem dosyć regularnie i nic nie zapowiadało sytuacji która się wydarzyła później. Zrobiłem nawet jeden postój tylko na jedzenie, nic to nie dało. Do Bielska dojechałem jeszcze w dobrym stanie a później jak odcięło prąd to konkretnie. Jakoś się dotoczyłem do domu. Jazda była o 30 minut za długa, przed jazdą za mało zjadłem i za ciepło się ubrałem. Jutro jak się uda to powtórka, bez tych błędów które spowodowały ten końcowy kryzys i powinno być dobrze. Swoje trzy grosze może dołożyć pogoda.
Wreszcie jakaś normalna jazda. Nie mam nic do trenażera ale nic nie zastąpi jazdy w naturalnym środowisku. Jak wyjeżdżałem to było poniżej 0 i drogi suche. Był to też test roweru po wymianie korby na inną. Nic się nie działo po drodze. Początkowo jechało się ciężko i stopniowo coraz lepiej. Jeździłem głównie po mniej głównych drogach, mniejszy ruch ale spora liczba dziur i nierówności. Nie sprzyjało to równej jeździe. Pod koniec zrobiło się ciepło, za ciepło jak na ubiór który miałem. Udało się pojeździć ponad 2 godziny.
Jazda na mrozie. Pogodnie ale wietrznie i zimno. Ubrałem się ciepło, może nawet za ciepło i przynajmniej nie czułem chłodu. Przed jazdą zapomniałem o kilku rzeczach. Zapomniałem, że w tym rowerze mam korbę do wymiany i na całe szczęście zawsze mam przy sobie komplet kluczy i dzisiaj często musiałem ich używać. Problem z tą korbą miałem już dłuższy czas a ostatnio się pogłębił. Początkowo musiałem się zatrzymywać co 10 kilometrów by dokręcić, później co 5 kilometrów i w końcu co 2 kilometry. Później już to nic nie dawało i luz był cały czas. Dotąd problem lekceważyłem, jak raz na jazdę pojawiał się luz to było wszystko. Muszę znaleźć trochę wolnego czasu i założę inną korbę i problem powinien zniknąć. Jazda nie była efektywna i z czasem zamiast skupiać się na drodze, tempie, itp. koncentrowałem się na bezpiecznym dotarciu do końca. Pilnowałem tętna i mocy i tak przeleciały 2 godziny. Z tych 2 dni jestem zadowolony, powoli moja dyspozycja idzie do góry i myślę, że ten trend będzie się utrzymywał. Po odpoczynku przyszła pora na konkretniejszy trening. Dwie ciężkie jednostki mnie czekają w najbliższym tygodniu a po nich duża dawka wytrzymałości w następny weekend. Jak pogoda pozwoli to na powietrzu, jak nie to trenażer, odkąd mam pomiar mocy to nie ma to dla mnie znaczenia.
Kolejny trening. Pogoda od rana niezbyt zachęcająca do jazdy. Miałem nadzieję, że nie będzie padać i pojechałem. Mokro i mgliście, momentami ślisko ale dosyć ciepło. Trasa łatwa i dosyć dobre tempo jak na styczeń. Nie widzę sensu jeździć szybciej i mocniej. Prawie cały czas utrzymywałem się w strefie 2 i częściowo w 3, wczoraj za dużo było 4 strefy. Takich jazd czeka mnie jeszcze sporo. Na następny wyjazd będę musiał poczekać przynajmniej do piątku. Najważniejsze, że udało się przejechać bez deszczu. Do życzenia pozostawiała sporo jakość powietrza zwłaszcza w okolicach Wisły Wielkiej.
Jazda bez pomiaru mocy, w deszczu i wietrze. Nie padało mocno i udało się nie zmoknąć. Ogólnie mokro i nieprzyjemnie. jechało się ciężko, najważniejsze, że 2,5 godziny zaliczone na koniec dobrego roku. Następny trening na zewnątrz we wtorek lub w następny weekend. Powoli zbliża się kolejny test FTP.