Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

w grupie

Dystans całkowity:48935.00 km (w terenie 762.00 km; 1.56%)
Czas w ruchu:1783:47
Średnia prędkość:27.29 km/h
Maksymalna prędkość:92.00 km/h
Suma podjazdów:553776 m
Maks. tętno maksymalne:205 (103 %)
Maks. tętno średnie:198 (101 %)
Suma kalorii:1017819 kcal
Liczba aktywności:540
Średnio na aktywność:90.62 km i 3h 20m
Więcej statystyk

Trening 13

Niedziela, 17 marca 2019 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, w grupie, Cube 2019, Trening 2019
Km: 154.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:40 km/h: 27.18
Pr. maks.: 65.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: 167167 ( 85%) HRavg 142( 72%)
Kalorie: 2699kcal Podjazdy: 950m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Najdłuższy i najtrudniejszy trening w tym roku. Wyjechałem już po 7 i było dosyć ciepło. Niecałe 10 stopni pozwoliło na wykorzystanie wiosennego zestawu ubrań. Nie zdecydowałem się na jazdę w nowych butach i w zupełnie letnim stroju. Przygotowałem dużo jedzenia i zapas picia i po raz pierwszy wybrałem się na dłuższą trasę na lepszym rowerze. Już po wyjeździe czułem, że nie jest to mój najlepszy dzień ale mimo wszystko nie martwiłem się zbytnio i jechałem w wyznaczonym kierunku i celu. Pierwsze podjazdy poszły słabo i dalej wcale nie było lepiej. Regularnie jadłem i piłem by nie doprowadzić do odcięcia które mogło by bardzo źle wpłynąć na dalszą jazdę. Starałem się jechać równym tempem i nie zawsze wychodziło to jak należy. Czułem duży komfort jazdy na tym sprzęcie, dużo lepiej się jechało niż na topornej treningówce. Po wjeździe do Czech szybko przejechałem przez Karwinę popełniając jeden mały błąd nawigacyjny który spowodował nadrobienie około 200 metrów. Dalej obrałem kierunek Bogumin i wiatr na tym odcinku był bardziej odczuwalny. Przed Boguminem skręciłem w boczną drogę by ominąć centrum miasta. Jechałem z włączoną nawigacją, dzięki temu byłem na bieżąco informowany o zjeździe z wyznaczonego śladu. Po kilku kilometrach walki z silnym wiatrem a także fragmencie ścieżki rowerowej zrobiłem postój. Po krótkiej pauzie ruszyłem dalej, byłem już blisko przejścia granicznego i zmiany kierunku jazdy. Po wjeździe do Polski skręciłem w kierunku Rybnika. Przez moment jazda była bardzo przyjemna, do momentu znaku informującego o zakazie jazdy rowerem. Wolałem nie ryzykować i zjechałem na jak się okazało bardzo szeroką i równą drogę rowerową i nie jechałem wcale wolniej jak po drodze. Ścieżka szybko się skończyła i wróciłem na drogę. Wiało dalej w plecy i jedyną ciekawą rzeczą na trasie były dwa podjazdy które na mnie czekały. Przekroczyłem już aktualne granice możliwości mojego organizmu i tętno przy podobnej mocy było o 10 uderzeń wyższe niż wcześniej. Nie przejmowałem się tym zbytnio i dalej trzymałem się strefy mocy. Dzięki mocnemu wiatrowi w plecy szybko dostałem się do Wodzisławia i skręciłem na Mszanę. Miałem jeszcze trochę czasu na dojazd do Jastrzębia. Jadąc dosyć nierówną i dziurawą drogą do Mszany skręciłem w lewo i dojechałem do głównej drogi w kierunku Jastrzębia. Wypatrywałem gdzieś otwartego sklepu ale nie znalazłem i po wjeździe do Jastrzębia od strony Moszczenicy uzupełniłem bidony na stacji benzynowej. Znalazłem jeszcze czas na szybki bufet i chwile odpoczynku. Po 11 w około 10 osób wyjechaliśmy w kierunku Pawłowic. Przed wjazdem na główną drogę tempo było spokojne. Później już było różnie, ktoś mocniejszy lub niepotrafiący jechać spokojnie tylko mający parcie na średnią przyśpieszył i zaczęło się rwać. Nie planowałem mocnej jazdy i zachowawczo zwolniłem chociaż tętno niebezpiecznie zbliżało się do 4 strefy. Do limitu było daleko ale na tym etapie staram się aby mocnych momentów było jak najmniej, w dodatku miałem już w nogach 100 kilometrów a do domu prawie 40 i dzięki takiej jeździe byłem jednym z najsłabszych ogniw w grupie. Przed Pawłowicami wszystko wyglądało dosyć słabo. Dużo dziur, cześć osób nie potrafiła się odnaleźć w sytuacji a jadący z przodu trochę przesadzali z tempem. Nieco lepiej wyglądała sytuacja po wjeździe na dwupasmówkę. Przez moment jazda była dobra, w miarę równe zmiany, brak dziur w szyku i dobra komunikacja. Kilka osób wolało pokazać swoją „moc” i znowu zaczęło się rwać. Słabsze osoby nie były w stanie współpracować i zrobił się chaos. Po zejściu ze zmiany nie wiedziałem jak się zachować i przez chwile zawahania straciłem kontakt z czołem grupy i nawet w tyle miałem problem się utrzymać. Jakoś przetrwałem do Zbytkowa i po zjeździe z dwupasmówki znowu wszystko się poskładało w logiczną całość. Praktycznie do Landeka udało się po zmianach bez większego szarpania dojechać a później znowu pokaz siły i całkowite rozerwanie grupy. Nie miałem już ochoty n gonitwę i ostałem z tyłu. Później trochę się uspokoiło i słabsi mogli dołączyć do grupy. Po krótkim spokojniejszym odcinku do Ochab odłączyłem się od grupy i bocznymi drogami wróciłem do Pierśćca. Zmęczenie zaczęło narastać i konieczny był kolejny postój. Postanowiłem rozebrać nogawki i poczułem lekką ulgę. Ostatni odcinek do domu był bardzo ciężki. Nie miałem już siły na jazdę.
Mocna i szarpana jazda w grupie nie miała na to większego wpływu. Problem leży gdzie indziej i jest złożony. Nie jestem jeszcze przygotowany na tak długie dystanse oraz na dosyć długie treningi dzień po dniu. Podobne problemy miałem już kilkukrotnie, musze wprowadzić pewne zmiany w kwestii żywienia oraz zwiększyć dawkę witamin i minerałów bo ich niedobór powoduje problemy z mięśniami które pozbawione energii nie są w stanie pracować jak należy. To jest tylko jedna z przyczyn słabszej dyspozycji, po dosyć długiej przerwie od regularnych treningów potrzebuje czasu aby wskoczyć na optymalny poziom. W moim przypadku różnica pomiędzy optymalną formą a poziomem który prezentuje na początku roku jest bardzo duża. Dzięki temu też jestem w stanie utrzymać optymalną formę przez dłuższy czas. Na razie zwiększę ilość przyjmowanych minerałów i witamin i zobaczę czy to pomoże. Jak nie to mam jeszcze kilka innych opcji które mogą pomóc.
Sam trening zaliczam mimo wszystko do udanych, nie miałem typowego odcięcia które pojawia się wtedy gdy jem za mało. Rower po serwisie działa jak należy a mimo wszystko jakąś przyjemność z jazdy miałem i to jest najważniejsze. Lepsza forma powinna przyjść z czasem i tego się będę trzymał.





Zakończenie Sezonu 2018

Sobota, 13 października 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 77.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:41 km/h: 28.70
Pr. maks.: 71.00 Temperatura: 21.0°C HRmax: 189189 ( 96%) HRavg 151( 77%)
Kalorie: 1732kcal Podjazdy: 1090m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatni mocny dzień w tym sezonie. Po 8 godzinach pracy, bez solidnego posiłku przed wyjazdem nie miałem co liczyć na nic szczególnego. Biorąc pod uwagę dwa ostatnie ciężkie tygodnie oraz coraz częściej dające o sobie znać problemy zdrowotne spodziewałem się, że będę tłem dla najlepszych. Dojechałem na start chwilę przed startem, zjawiło się ponad 20 osób w tym dwóch mocnych zawodników z szerokiej czołówki amatorskiej w Polsce. Ich obecność podziałała na mnie bardzo mobilizująco i postanowiłem walczyć jak lew do samej mety. Po starcie zostałem lekko z tyłu, złapałem swój rytm i pomimo cierpienia na pierwszym podjeździe byłem w około 10 osobowej czołówce na wjeździe na pierwszą pełną rundę. Na zjeździe trzymałem się z tyłu robiąc wszystko by nie odpaść, przy skręcie na główną drogę do Cieszyna miałem kilka metrów starty. Narzuciłem dosyć dobre tempo, pozwoliło mi to wyjść na czoło i dyktować swoje warunki. Grupa już trochę się przerzedziła a część osób straciła już dużo sił by się utrzymać w czołówce. Wykorzystałem okazję i przez dłuższy czas nie wychodziłem na czoło. Na podjeździe kończącym rundę narzuciłem mocniejsze tempo, Patrycjusz poprawił i zostało nas 5. Współpraca nieźle się układała, ja dawałem zmiany na podjeździe, ktoś inny na zjeździe i tak leciały kolejne kilometry. Przed Dębowcem nagle odjechał Amadeusz, nikt nie chciał gonić, ja tez nie wyszedłem przed szereg i tak zrobiło się około 30 sekund przewagi. Na podjeździe już różnica nie uległa zmianie a na zjazdach łatwiej utrzymać przewagę. Na podjeździe w Łączce dałem bardzo mocną zmianę, tempo zdołał utrzymać tylko Patrycjusz. Po skręcie w prawo lekko zwolniliśmy i znowu było nas 4. Tempo było mocne cały czas ale dogonienie Amadeusza nie było możliwe. Brakowało jednej osoby która narzuciła by mocne tempo na odcinku do Dębowca. Została nam walka o 2 miejsce. Na ostatni podjazd wjechaliśmy razem i początkowo nikt nie był skory do bardzo mocnej jazdy. Przed pierwszym zakrętem ruszyłem mocniej, szybko wyprzedził mnie Patryk i próbowałem się za nim utrzymać. Nie wiedziałem co dziej e się z tyłu, byłem bardzo zmotywowany by nie dać odjechać Patrycjuszowi. Zrobił kilka sekund przewagi i utrzymał to na ostatniej prostej. Przybliżyliśmy się do Amadeusza ale brakło kilkaset metrów podjazdu i może by kolejność na mecie była inna. Udało mi się zająć 3 miejsce i po raz 4 zwyciężyć w Końcowej Klasyfikacji. W tym roku nie było łatwo i zdołałem odeprzeć ataki Otfina depczącego mi po piętach. Ujechałem się nieźle, dałem z siebie wszystko a nawet więcej i muszę być zadowolony. Gdyby mi ktoś powiedział przed wyścigiem, ze będę się liczył w walce o podium to bym w to nie uwierzył. Po ściganiu miłe spotkanie w bufecie i powrót do domu. Powrót był ciężki, czułem w nogach mocną godzinę jazdy. Na wieczór jeszcze kolejna niespodzianka, zostałem po raz pierwszy Wujkiem.




Rajcza Tour 2018

Sobota, 29 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 76.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:49 km/h: 26.98
Pr. maks.: 67.00 Temperatura: 9.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 1916kcal Podjazdy: 1710m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatni wyścig w tym sezonie będący idealnym podsumowaniem całego długiego sezonu. Przygotowany byłem bardzo dobrze, motywacja też na wysokim poziomie. Sprzęt był sprawdzony, na każdym treningu jeździłem na startowym rowerze i nic się nie działo, nawet wtedy gdy generowałem bardzo dużą moc.
Przed startem miałem kilka dylematów, m.in. jak się ubrać. Ostatecznie dopasowałem ubiór i sprawdziłem na szybko rower. Na starcie ustawiłem się blisko czuba, oczywiście kilka osób musiało wcisnąć się na sam przód. Po starcie jadąc wąską drogą udało mi się utrzymać pozycje ale gdy zrobiło się szerzej to sporo osób z tyłu przedostało się do przodu i straciłem. Trzymałem się około 20-30 miejsca cały czas, trochę straciłem ale później znowu zyskałem ale z przodu było kilku słabszych zawodników i po skręcie w prawo na wąską dróżkę zawodnicy będący z samego przodu narzucili mocne tempo, zaczęło się powoli blokować i już miałem problem z znalezieniem odpowiedniego toru jazdy, wrzuciłem największą koronkę na kasecie ale i to nie pomogło, stanąłem i poleciałem na lewą stronę, warstwa ciuchów ochroniła mnie przed szlifami, skończyło się na obolałym nadgarstku, biodrze i zdartym kolanie. Motywacja do jazdy spadła do minimum, przyjechałem walczyć o czołowe lokaty a już na początku wyścigu same problemy. Ten upadek to była moja wina, nie lubię takich sytuacji na wyścigach a dokładając to jeszcze mój uraz po niedawnych kraksach to nie jestem jakoś bardzo zdziwiony tym co się stało. Oczywiście na rower wsiąść się nie dało, miałem kilka różnych myśli w głowie, jedną z nich była rezygnacja ale chciałem ukończyć wszystkie tegoroczne imprezy z tego cyklu więc walczyłem dalej, dużych szans na dogonienie najlepszych nie było i myślałem żeby przeczekać najgorszy moment i ruszyć z samego dołu za ostatnimi zawodnikami. Widziałem, że jazda na rowerze nie była możliwa więc tak jak około 40 innych osób miałem kilkuminutowy spacer. Później jak już ruszyłem to jeszcze musiałem ustawić tylne koło, przy upadku zacisk się poluzował i koło nie było dostatecznie dokręcone. Trwało to krótko i na szczyt wjechałem już w dobrym tempie. Po szybkiej analizie sytuacji i trudnym technicznie zjeździe na którym kilka osób sprawdzało miękkość trawy na przydrożnej łące zaczął się dopiero wyścig. Nie wiem ile miałem straty do czołówki ale szybko udało się stworzyć fajną 4 osobową grupkę i jechać równym mocnym tempem. Cała nasza czwórka powinna naciskać na czołówkę przy normalnym początku wyścigu, mijaliśmy kolejnych zawodników, czasami ktoś łapał koło ale raczej nie na długo. Po mocno pokonanym podjeździe w kierunku Słowacji było nas chyba 6 i tak tez gnaliśmy w dół. Początkowo mocowałem się z tylną przerzutka, nie chciała zrzucić na sam dół i musiałem się namęczyć by nie zostać z tyłu. Dobra jazda spowodowała, że dogoniliśmy kolejną grupę i dalej dyktowaliśmy tempo. Na podjeździe przed Zwardoniem wyszedłem na czoło i rozerwałem grupę na tyle, że zostało nas 6 osób a z tyłu nadjechał Błażej Wojciechowski który też stracił na pierwszym podjeździe. Chciałem się za nim złapać i byłoby to możliwe, ale przy pierwszym bardzo mocnym naciśnięciu na pedały pękła mi spinka łańcucha. Odechciało mi się już wszystkiego, na początek musiałem obrócić rower i byłem w trochę niedogodnym miejscu. Nie wpadłem na to by podejść na znajdujące się 200 metrów dalej wypłaszczenie. W torebce podsiodłowej miałem spinkę, ale na samym dole i żeby ją wyciągnąć to musiałem wyjąć, m.in. dwie dętki. Też nie szło to jak powinno i z pozoru prosta czynność zabrała mi kilkadziesiąt sekund. Spinka oczywiście mi wypadła, jedna wpadła do leżącej rękawiczki a druga wbiła się w blok. Nadjechał najpierw Sebastian i zatrzymał się by mi pomóc, po chwili zatrzymał się Andrzej i poratował mnie spinką. Szybko spiąłem ale pojawił się problem z przednią przerzutką. Poluzowała się śrubka i jeszcze musiałem dokręcić przerzutkę. Sebastian pojechał a ja zorientowałem się, że nie zrzuca mi na małą tarczę, popuściłem linkę odrobinę za mocno i mogłem jechać. Przy okazji znalazłem nową spinkę i część pękniętej starej odbijającą się w słońcu. Byłem pewien, że jestem już ostatni, na postoju straciłem aż 15 minut,ja już tak mam, że na pozornie proste do usunięcia awarie zajmują mi zbyt dużo czasu. Powinienem już dojść do wprawy i robić to dużo szybciej. Ruszyłem już tylko w celu przejechania całej trasy, bez walki o cokolwiek. Byłem obolały i ciężko się jechało. Tętno wysokie a dobrej mocy już nie było, walczyłem z przednią przerzutką, by wrzucić na dużą tarczę musiałem jechać z tyłu na 2-3 zębatce od dołu. Zacząłem doganiać zawodników ale straty były ogromne. Po wjeździe na pierwszy podjazd kończący rundę podkręciłem tempo, na pewno jechałem dużo słabiej niż najlepsi ale i tak sporo szybciej niż zawodnicy których mijałem. Moja jazda trochę przypominała slalom. Po przekroczeniu linii mety mocowałem się znowu z przednią przerzutką i tak na każdym kolejnym zjeździe. Za bufetem zobaczyłem za sobą motocykl, co oznaczało, że pierwsi zawodnicy są już na drugiej rundzie. Przez te problemy z przerzutką jechałem wszystkie podjazdy bardzo mocno a na zjazdach traciłem sporo. Po wjechaniu na główną drogę w kierunku Zwardonia już zostałem zdublowany. Na zjeździe dwójka najlepszych zawodników jechała bardzo spokojnie i dlatego razem z nimi dojechałem do ronda ale nie byłem w stanie złapać koła po przyśpieszeniu za rondem i tylko widziałem jak się oddalają. Wyczekiwałem na moment kiedy dogoni mnie grupka pościgowa lub jakiś samotny zawodnik ale się nie doczekałem. Pilnowałem mocy i moje tempo było podobne na dwóch ostatnich rundach. Na drugim okrążeniu na jednym podjeździe zostałem minimalnie przyblokowany ale i tak to nic nie zmieniło. Bardzo mało piłem ale przez ostatnie kilka dni solidnie się nawadniałem i raczej nie wpłynęło to na moją dyspozycję. Najwięcej osób mijałem na podjazdach, nie miałem możliwości jechać z kimś chociaż przez moment bo na każdym podjeździe miałem taką przewagę, że na zjazdach nikt do mnie nie dojeżdżał. Przed wjazdem na ostatnie okrążenie dopingowano mnie jakbym już finiszował. Fajne uczucie ale musiałem się jeszcze męczyć na jednym okrążeniu. Krótko po wjechaniu na rundę zobaczyłem Jas-Kółkę na poboczu z rowerem. Zatrzymałem się i okazało się, że Maciek też urwał łańcuch i nie miał jak go spiąć. Dałem mu skuwacz i ruszyłem dalej, jadąc wąską dróżką nagle za zakrętem pojawili się dwaj kibice chcący wspomóc kolarzy napojem izotonicznym. Miałem ochotę sięgnąć ale czekało mnie jeszcze 20 minut jazdy. Przedostatni podjazd już poszedł mi słabo, wyprzedziłem kilka osób ale nie miałem już takiej przewagi i na zjeździe mnie dogoniła kilku osobowa grupka. Odpocząłem chwilę z tyłu i na ostatniej pozycji wjechałem na ostatni podjazd do mety. Szło ciężko, nie zamierzałem jechać na maksa, co prawda bez problemu odjechałem od grupki i wyprzedziłem jeszcze jedną osobę ale na metę wjechałem bez finiszu i żadnego uczucia zmęczenia. Po wjechaniu na metę długo nie stałem i ruszyłem w kierunku Rajczy. Trasa wyścigu była fajna, ciekawa tylko na początku został popełniony błąd, wcześniejszy start ostry załatwiłby sprawę, narzucenie bardzo mocnego tempa niebyłoby problemem a rozciągnięcie stawki rozwiązało by problem zatoru na podjeździe. Kolejny wyścig który nie potwierdził mojej obecnej formy. Chyba trzeba już kończyć ten bardzo nie szczęśliwy dla mnie sezon.
W nagrodę za poświecenie w tym roku odebrałem nagrody za 3 miejsce w Generalce Górskiej, 3 miejsce w Klasyfikacji punktowej oraz wraz z drużyną 2 miejsce w Klasyfikacji Drużynowej. Pod tym względem był to dobry rok, na wyciągnięcie konkretnych wniosków przyjdzie jeszce czas ale ten sezon nie był dla mnie całkiem udany.

Rozgrzewka i rozjazd

Niedziela, 16 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 53.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:10 km/h: 24.46
Pr. maks.: 51.00 Temperatura: 16.0°C HRmax: 181181 ( 92%) HRavg 126( 64%)
Kalorie: 977kcal Podjazdy: 300m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze

Road Maraton Suszec 2018

Niedziela, 16 września 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: 53.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:27 km/h: 36.55
Pr. maks.: 48.00 Temperatura: 19.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 174( 89%)
Kalorie: 1220kcal Podjazdy: 150m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po niezbyt spokojnej nocy, długo nie mogłem zasnąć a później się obudzić, czułem się dużo lepiej niż dzień wcześniej. Po bólu gardła ani śladu i czułem się wypoczęty. Analizując prognozy pogody oraz moje poprzednie doświadczenia z wyścigów podjąłem decyzję o dojeździe na start rowerem, nie miałem nic do stracenia, na odegranie pierwszoplanowych ról nie miałem co liczyć, klasyfikację generalną miałem w kieszeni a przy okazji dobrze się rozgrzałem. Na start przyjechałem przed czasem i miałem chwilę na spokojne przejechanie trasy oraz uzupełnienie kalorii przed wyścigiem. Na rozgrzewce dokładnie sprawdziłem sprzęt i wszystko działało jak należy.
Ustawienie się na starcie było kluczowe, co prawda zajmowanie pozycji w sektorze trwało chwilę i było opóźnione o 15 minut ale już wiem, że na tym etapie popełniłem błąd. Mogłem próbować wcisnąć się do samego przodu ale stanąłem z tyłu i z dosyć odległej pozycji startowałem. Wpiąłem się od razu, zawodnik przede mną nie zrobił tego dobrze i już straciłem kilka pozycji. Kolejna starta na pierwszym zakręcie, gdzie kilka osób nie potrafiło dobrze wejść w zakręt i już zrobiła się dziura, szybko zespawałem ale na następnym zakręcie powtórka, było wąsko, każdy jeszcze miał zapas sił i przejście do przodu było bardzo trudne. Zrobiła się dziura, kiedy przedostałem się na przód z zamiarem spawania to nagle kolejna sytuacja której nie mogę zrozumieć. Jeden z zawodników nagle zjechał z drogi w pole kukurydzy ciągnąc za sobą kolejnego a ja cudem się wyratowałem ale straciłem już bezpowrotnie szansę na walkę o cokolwiek na tym wyścigu. Nie poddałem się, próbowałem gonić, wyprzedziłem kilka mniejszych grupek i kilku pojedynczych zawodników ale złapanie grupy numer 2 nie było możliwe. Próbowałem przez 2 okrążenia, ale nie byłem w stanie zniwelować różnicy a jazda tym tempem na kolejnych okrążeniach nie była by możliwa i odpuściłem lekko. Do mety jechałem już cały czas sam trzymając tempo, dopiero przed finiszem dojechała do mnie dosyć duża grupa. Nie dałem się tak łatwo i wyprzedził mnie tylko jeden zawodnik. W dalszym ciągu mam problem z jazdą w peletonie, nie wiem jak długo potrwa wyeliminowanie tego problemu ale do tego czasu nie mam czego szukać na płaskich wyścigach. Tutaj nawet zawodnicy którzy możliwościami fizycznymi nie dosięgają mi do pięt, będą ode mnie lepsi jak tylko potrafią utrzymać się w peletonie.
Ja jestem zadowolony z formy na tym etapie sezonu, na tym wyścigu wygenerowałem najlepszą moc wyścigową w tym sezonie. Nie przełożyło się to na wynik ale sam fakt motywuje mnie do kolejnych mocnych treningów. Moje miejsce w szeregu jest zupełnie gdzie indziej i chciałbym to potwierdzić w Rajczy. Pomimo tego, że nie specjalizuję się w wyścigach płaskich to udało się wygrać Klasyfikację Nizinną. Kilka dobrych czasówek i obecność na wszystkich imprezach wystarczyła by wygrać z ponad 100 punktową przewagą, świadczy to bardziej o ogólnym poziomie rywalizacji niż o mojej formie.




Trening 97

Środa, 12 września 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018, w grupie
Km: 79.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:25 km/h: 32.69
Pr. maks.: 56.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 185185 ( 94%) HRavg 136( 69%)
Kalorie: 1171kcal Podjazdy: 460m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Po mocnym wtorku nogi były słabe, nie wiedziałem czy jechać na trening z TwomarkSport czy sobie odpuścić. Po około 40 minutowej rozgrzewce pojechałem na miejsce zbiórki. Osób było mniej niż ostatnio i zapowiadało się, że będzie bezpieczniej.
Od początku tempo było spokojne, jak nigdy i za peletonikiem zrobił się mały korek. Było około 30 osób i początkowo nie bardzo się to układało ale z czasem udało się ustawić dwójkami i jechać fajnie po zmianach. Do Strumienia dojechaliśmy wspólnie i tam zaczęła się zabawa. Byłem z przodu i gdy poszło tempo to wszyscy mnie zaczęli wyprzedzać i będąc zamkniętym nie byłem w stanie w porę zareagować i szybko znalazłem się na tyle. Szło mocne tempo i nie miałem możliwości przedostania się do przodu. Kilka razy próbowałem przejść do przodu ale nie udawało się, żeby skutecznie przedostać się do przodu to musiałbym jechać 50 km/h cały czas i najlepiej lewym pasem. Nie zdołali mnie urwać i do Pszczyny dojechałem w peletonie. Po skręcie w prawo udało mi się zbliżyć do czuba, część osób nie wytrzymywała tempa i tym samym zdołałem znaleźć się na przodzie i dać kilka zmian. Przed wjazdem na wał mały sprint, z moją mocą nie miałem szans na utrzymanie tempa kolegów i wjechałem jako ostatni z 6 osobowej czołówki. Po przedostaniu się na drugą stronę wału i krótkiej przerwie noga nie podawała najlepiej. Pomimo tego jechałem z przodu i byłem w stanie dać zmianę. Po zejściu ze zmiany nikt nie chciał mnie wpuścić do środka i zjechałem na tył. Później było rondo za którym już zaczęło się dzielić, musiałem spawać. Nic to nie dało, mając około 50 - 100 metrów straty do czołówki przez jakiś czas byłem w stanie utrzymać tą różnicę ale jak zaczęło mnie brakować to odpuściłem. Dojechali do mnie ci co zostali wcześniej i razem dojechaliśmy do Międzyrzecza. Dalsza jazda już spokojniejsza, nie popełniłem tego błędu co ostatnim razem i podjazd wjechałem na czele. Od Jasienicy do bielska dosyć mocne tempo i praktycznie równo ze zmrokiem dotarliśmy do Bielska. Był to jeden z ostatnich tygodniowych treningów z TwomarkSport. Dzień coraz krótszy a sezon ma się ku końcowi.
Moja jazda w peletonie wygląda lepiej, jeszcze rok temu za Strumieniem bym zapewne został urwany a już drugi raz z rzędu byłem w stanie się utrzymać pomimo bardzo mocnego tempa. Pomijając te kilka błędów jakie popełniłem to było dobrze. Jak będzie dobry dzień i taktyka to urwanie mnie na wyścigu nie będzie takie łatwe.



XV Rajd z Metą na Równicy

Niedziela, 2 września 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 62.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:25 km/h: 25.66
Pr. maks.: 61.00 Temperatura: 15.0°C HRmax: 190190 ( 97%) HRavg 138( 70%)
Kalorie: 1263kcal Podjazdy: 790m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Na koniec bardzo dobrego tygodnia treningowego nastąpił 15 już Rajd z Metą na Równicy. Zwykle był to dla mnie ważny sprawdzian, nawet jak forma lub zdrowie nie dopisywały to potrafiłem z siebie wykrzesać dużo. Ten rok jest zupełnie inny i nie nastawiałem się kompletnie na ten dzień. Treningi w ostatnim czasie są ukierunkowane pod wyścigi na rundach i dlatego nastawienie było nieco inne.
Przed wyjazdem z domu padało i nie wiedziałem jak się ubrać, ostatecznie wziąłem kurtkę do kieszonki i jechałem bez rękawków. Kombinezon z dwoma kieszeniami nadał się idealnie i przed 7:30 wyjechałem z domu. Jechałem spokojnie, w Jaworzu dołączył do mnie Piotr Jasiński i tak wspólnie dojechaliśmy do Skoczowa. Nie było trzeba czekać na Jas-Kołki i gdyby nie przedłużający się postój na skrzyżowaniu spotkalibyśmy się idealnie za skrzyżowaniem. Po kilku minutach czekania ruszyliśmy razem w kierunku Ustronia gdzie złapał nas deszcz. Padało dosyć mocno, ja ten czas wykorzystałem na uzupełnienie energii, myślałem, że znowu problem energetyczny da o sobie znać ale nie było tak źle. Noga podawała całkiem dobrze i jadąc w kierunku Równicy przestało padać. Oczekiwanie na start pod Równicę przedłużało się, byliśmy trochę wcześniej, ale warunki nie zachęcały do zbyt długiego stania w miejscu. Próbowałem się trochę rozgrzać ale nie była to zbyt długa i efektywna rozgrzewka. Na stracie byłem jak zwykle z tyłu i to nie był zbyt dobry pomysł. Ruszyłem dosyć mocno, ale noga nie była na tyle dobra by na początkowym odcinku jechać tempem najlepszych. Na stromiznę wjechałem już ze stratą i nie mogąc złapać swojego rytmu bardzo powoli, topornie jechałem pierwszy trudniejszy fragment. W stosunku do poprzednich lat straciłem na tym początkowym odcinku sporo czasu. Na kostce też nie szło tak jak powinno, później już było lepiej. Szybko znalazłem się za najlepszą czwórką a gdy w połowie podjazdu wyprzedziłem Marcina to złapałem już dobry rytm i jadąc cały czas równo i mocno zacząłem zmniejszać dystans do podium. Równa jazda do końca dała mi spory zysk czasowy ale nie wystarczyło to do 3 miejsca. Czas wyszedł dobry, co prawda sporo gorszy niż w ubiegłym roku, był to najlepszy czas wjazdu w tym roku i z tego jestem zadowolony. Patrząc na wszystkie dane to ciężko byłoby coś dodać z siebie. Jedynie tego początku szkoda bo będąc bliżej najlepszych może bym urwał trochę sekund. Znam swoje miejsce w szeregu i dzisiejsza jazda i czas tylko to potwierdziły. W Tym roku jestem trochę słabszy w górach a i warunki były inne niż rok temu, stąd pojawiła się różnica w czasie. Na górze szybko doszedłem do siebie, długi postój trochę mnie rozleniwił. Na zjeździe uważałem jak nigdy i bezpiecznie znalazłem się na dole. Nie minęły 2 minuty jak lunęło. Chwila schronienia pod mostem i decyzja o powrocie przez Górki. Do mostu na Wiśle w Zawodziu padało a później już tylko kropiło. W butach już było mokro, przez okulary nie widziałem nic a na drogach jedna wielka rzeka. Przed Świętoszówką złapała mnie krótkotrwała ulewa, po niebezpiecznym zjeździe już nie padało ale wody na drodze było jeszcze więcej. Nie byłem jeszcze przemoczony ale wszystko było przede mną. W Jasienicy wjechałem w dużą kałużę, wody było prawie do piast a dodatkowo z impetem w tą kałużę wjechał dostawczy bus. Prysznic jaki miałem przypominał wylanie solidnego wiadra wody i już byłem kompletnie przemoczony a w butach chlupało. Dalej już nie padało ale mokre ciuchy ciążyły bardzo i do domu dojechałem najkrótszą drogą. Z butów i skarpetek nazbierałem ponad 500 ml wody. Rower do czyszczenia, ciuchy do prania. Nie musiałem czyścić łańcucha, osuszyłem go i nałożyłem świeży smar, taki mały plus jazdy w takich warunkach.





Trening 89

Środa, 29 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, avg>30km\h, Samotnie, Szosa, Trening 2018, w grupie
Km: 81.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:29 km/h: 32.62
Pr. maks.: 68.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: 183183 ( 93%) HRavg 136( 69%)
Kalorie: 1668kcal Podjazdy: 560m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Po wczorajszych problemach zastanawiałem się, czy warto jechać na grupowy trening. Czułem się lepiej i wyjechałem trochę wcześniej. Zrobiłem dobrą rozgrzewkę, zawsze to było 5-10 minut a tym razem ponad 40 minut. Kilka mocniejszych zrywów, jeden dłuższy podjazd i mały problem ze sprzętem. Przy okazji tego treningu przewietrzyłem swoją najlepszą maszynę. Po drodze przy zmianie przełożenia spadł mi łańcuch a później miałem problem z wrzuceniem dużej tarczy z przodu. Okazało się, że regulacja linki zmienia swoje położenie i linka była całkiem luźna. Wyregulowałem na tyle ile mogłem bez użycia narzędzi i nie miałem już później z tym problemów. 
Po dojeździe na miejsce zbiórki byłem zdumiony, ponad 30 osób a ciągle ktoś dojeżdżał. O 18 ruszyliśmy w około 40 osobowym składzie w stronę Jasienicy. Nasz peletonik był imponujący, ale nie podobało się to kierowcom. Jazda zwartą grupą była bezpieczniejsza niż jazda jeden za drugim bo nie dawała kierowcom możliwości wyprzedzania. Przy takim ruchu jazda na trzeciego była bardzo niebezpieczna a wręcz niemożliwa więc nie było niebezpieczeństwa jakiegoś bliskiego spotkania z samochodem. Po przejechaniu Jasienicy peletonik się rozciągnął i między początkiem a końcem było około 200-300 metrów różnicy. Żeby było ciekawie to po drodze dołączały kolejne osoby. Jedyny podjazd w pierwszej części trasy który mógł trochę podzielić towarzystwo wjechaliśmy wspólnie a na końcu ruch wahadłowy. Do tego momentu jechałem bezpiecznie w środku grupy i dopiero na zjeździe zacząłem tracić, w mojej kategorii wagowej było zaledwie kilka osób i dlatego miałem problem by się utrzymać. Na wypłaszczeniu byłem jako ostatni i przy tempie około 40 km/h,dużej liczbie osób oraz ruchu pojazdów nie byłem w stanie przebić się do przodu. Co jakiś czas pojawiały się luki i wtedy przemieszczałem się do przodu. Już mogłem być zadowolony, rok czy dwa lata temu przy takiej jeździe już byłem odczepiony a tym razem bez problemu trzymałem tempo grupy i nie męczyłem się nawet zbytnio. W Chybiu chwila wytchnienia na zamkniętym przejeździe kolejowym. Za torami od razu podkręcenie tempa i gdy widziałem, ze prędkość niebezpiecznie rośnie to już mogłem przewidzieć skutki tej sytuacji. Krzyki, hamowanie i trzask. Dwie lub trzy osoby leżały na asfalcie, ten trzask oznaczał pęknięcie, na szczęście ramy a nie kości i po około 2 minutowym postoju i zorientowaniu się czy wszyscy są cali jechaliśmy dalej. Nie wiem ile osób musiało zrezygnować z jazdy a peleton i tak był duży, za duży jak dla mnie. Po tej kraksie tempo na moment było umiarkowane ale tylko po skręcie w Strumieniu na Pszczynę poszedł ogień. Dobra robota szła po zmianach, ja nie pchałem się do przodu, tam miał kto pracować. Skupiłem się na całkowitej kontroli sytuacji w grupie i gdy tylko ktoś tracił pozycje w peletonie to szybko reagowałem i dzięki temu utrzymałem się w szyku. Gdy tylko pojawiał się podjazd to przesuwałem się do przodu. Na zjazdach trochę traciłem i ostatecznie do Goczałkowic dojechałem w dużej grupie. Niewiele osób odpadło i było nas ponad 40. Luźna jazda przez wał i postój spowodowała, że większość osób odczepionych od peletonu dojechało i znowu byliśmy wszyscy razem. Od Zabrzega znowu podkręcenie tempa i startując z odległej pozycji musiałem się nieźle namęczyć by najpierw utrzymać tempo a po przyśpieszeniu za rondem w Ligocie dospawać do czołówki dzielącego się peletonu. Udało mi się wywalczyć pozycję pozwalającą wyjść mi na zmianę. Ostatni kilometr to już fajna, mocna jazda na wachlarzu i poczułem ból w mięśniach. Przez większą część treningu się oszczędzałem wiec te ostanie kilka minut mocnej jazdy fajnie weszło w nogi. Zanim dojechali wszyscy to zdążyłem już ostygnąć i później ciężko mi się jechało. Towarzystwo postanowiło się jeszcze sprawdzić na podjeździe, ja sobie odpuściłem i ze startą dojechałem do Jasienicy. Myślałem, że poczekają ale miałem 20 sekund starty które nadrabiałem ponad 3 kilometry. Dopiero 2 ostanie kilometry przejechałem w grupie. Bardzo fajny trening, warunki prawie jak na wyścigu i takiego treningu mi było potrzeba. Kilka wyścigów mnie jeszcze czeka i chcę być do nich jak najlepiej przygotowany. Ten dzień był zupełnie inny niż poprzedni, noga lepsza i brak zmęczenia. Teraz chyba przed każdym treningiem, wyścigiem będę się zastanawiał jak będzie wyglądała moja jazda. Nie mogę być pewny swojej formy i to jest dodatkowy ciężar jaki na mnie obecnie spoczywa. 

GMJ 2018

Niedziela, 19 sierpnia 2018 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 163.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:56 km/h: 27.47
Pr. maks.: 85.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: 188188 ( 96%) HRavg 148( 75%)
Kalorie: 4690kcal Podjazdy: 2420m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Przyszedł dzień kolejnych Górskich Mistrzostw Jas-Kółek. Zawody traktowałem jako dobry trening i z taką myślą wyjechałem z domu. Wyjechałem trochę później niż myślałem i musiałem jechać dosyć mocno by zdążyć. Po drodze zjadłem śniadanie i wypiłem cały bidon wody. W Wiśle spotkałem dwójkę z Jafi Sport i wspólnie zaczęliśmy podjazd pod Kubalonkę. Jechałem średnim tempem i w idealnym czasie byłem na szczycie. Zjazd do Istebnej zacząłem już sam i zapomniałem o remoncie drogi na Zaolzie. Po zjeździe przelałem zabraną butelkę wody do bidonu i przedarłem się na miejsce startu.
Z kilkuminutowym poślizgiem wystartowaliśmy w 20 osobowym platoniku. Na start czekał nas podjazd na Połom, początkowo droga łagodnie wznosiła się w górę by w końcówce zaskoczyć dwucyfrowym nachyleniem. Jechałem swoim tempem które nie było za dobre i trzymałem się z tyłu. Noga nie podawała najlepiej i męczyłem się, jak zrobiło się stromiej to przesunąłem się nieco do przodu i na wzniesieniu byłem około 6 miejsca. Różnice nie były duże i na łatwiejszych fragmentach które nastały zacząłem tracić. Kilka osób pomyliło drogę i zrobiło się małe zamieszanie. Na zjeździe straciłem kontakt z kilkunastoosobowym peletonem i po skręcie w lewo miałem kilkadziesiąt metrów do odrobienia. Odrabiałem stopniowo, jechałem równym tempem i przed skrętem na Stecówkę byłem już na przodzie. Trochę mocniejsze tempo narzucone przez najsilniejszych i zostało nas 5 i tak jechaliśmy do zjazdu z Kubalonki. Na zjeździe nieco odstałem od reszty a z tyłu zaczęli się zbliżać kolejni zawodnicy. Po przejechaniu ronda w Wiśle było nas 10 a tempo nadawało 5-6 osób. Dobra, równa jazda trwała do początku podjazdu na zaporę w Czarnem. Tam znowu mocniejsze pociągnięcie i zaczęło się dzielić, czwórka odjechała a ja miałem kilka metrów starty. Jechałem swoim tempem, gdy zorientowałem się, że jadę cały czas w takiej samej odległości od czołówki to parę razy mocniej nacisnąłem i dojechałem do najlepszych. Z tyłu blisko był Marek ale nie zdołał do nas dołączyć. Pierwsza konkretna selekcja nastąpiła na podjeździe pod Zameczek. Zwycięzca z ubiegłego roku wziął sprawy w swoje ręce i narzucił takie tempo, że nikt nie był w stanie z nim jechać. Ja postanowiłem jechać swoim tempem i z dosyć dużą startą wjechałem jako 4 na szczyt. W zasięgu wzroku miałem Darka a z tyłu blisko był Otfin. Po szybkim zjeździe do Istebnej utworzyła się 4 osobowa grupka pościgowa. Nie wiedzieliśmy ile mamy starty do Patryka i dogonienie go nie było nadrzędnym celem. Podążając za Otfinem wjechaliśmy nieco łatwiejszą drogą przez Olecki. Jadąc swoim tempem zrobiłem niewielką różnicę nad współtowarzyszami i zaczekałem na nich na wypłaszczeniu. Na Kubalonce zauważyliśmy Patryka zmieniającego dętkę. Wyścig zaczął się na nowo. Zjazd zaczęliśmy w 4 i znowu się rozjechaliśmy. Zawodnik z Pressingu został z tyłu a trójka Jas-Kółek w bliskiej odległości od siebie pojawiła się na nawrocie w Wiśle. Za rondem zaczęliśmy współpracować i bardzo dobrym tempem dojechaliśmy do podnóża Kubalonki. Różnice nad pozostałymi uczestnikami były bezpieczne i wiele wskazywało na to, że Górskim Mistrzem zostanie jeden z naszej trójki. Na początku podjazdu na Kubalonkę narzuciłem dobre tempo i trzymałem go do szczytu. Nikt nie odważył się dać mi zmiany i jako pierwszy wjechałem na Przełęcz. Byłem pewny, że koledzy mnie zostawią, bo straciłem dużo sił i jedno mocniejsze pociągnięcie mogło wystarczyć bym został z tyłu. Jechaliśmy dalej razem, pagórkowaty odcinek do Stecówki był ostatnim fragmentem trasy którą przejechaliśmy razem. Na Stecówce nagle Otfin zaatakował. Dobrze zjeżdża i mógł wypracować dużą przewagę, ja nie ruszyłem za nim od razu i przez moment miałem chwilę zawahania. Spory ruch samochodów i pieszych na Stecówce spowodował, że w pewnym momencie jechałem na czołówkę z samochodem ale udało mi się wyratować. Nie patrzyłem do tyłu a Otfin a już nie było widać. Na zjeździe ze Stecówki znowu niebezpieczna sytuacja, jadący wolno rowerzysta na MTB prawie wypchał mnie z drogi. Musiałem przyhamować i straciłem kolejne sekundy. Drugą część zjazdu do Zaolzia przejechałem już bardzo dobrze. Darka nie było widać, nie jechałem na maksa ale chyba różnica była tak duża, że musiałbym całkowicie zwolnić by mnie dogonił. Jechałem więc dalej i jeszcze przed Koczym Zamkiem zobaczyłem znikającą w oddali koszulkę Otfina. Gdy zaczął się podjazd to szybko do niego dojechałem i jadąc już na maksa zacząłem budować przewagę. Przed ostatnimi stromiznami różnica była już na tyle duża, że mogłem zwolnić i spokojniej wjechać na metę. Dałem z siebie ile mogłem, nie wstając z siodełka w dobrym tempie wjechałem na metę. Pojechałem jeszcze kawałek dalej by trochę rozkręcić nogi na niższym tętnie.
Po roku przerwy znowu mogę się cieszyć z tytułu GMJ. Przed startem w ogóle o tym nie myślałem, przyjechałem tylko na trening, ale na ostatnich 20 kilometrach miałem przypływ mocy i to wystarczyło. Gdyby nie ten atak Otfina na zjeździe to rywalizacja na ostatnim podjeździe mogłaby być bardzo ciekawa. Szkoda też defektów innych zawodników bo wtedy byłoby jeszcze ciekawiej. Jestem zadowolony bo to był pierwszy dzień pod Road Trophy w którym jechało mi się dobrze. Jeszcze nie jest to optymalny poziom ale do niego już nie dużo brakuje.
Po około godzinnym postoju ruszyłem w drogę powrotną do domu. Na zjeździe do Kamesznicy musiałem hamować i nie byłem w stanie się rozpędzić do dobrej prędkości. W Kamesznicy dużo samochodów i maksymalne skupienie na każdym łuku, zakręcie by nie zderzyć się czołowo. Nogi zmęczone i ciężko się kręciło, w Milówce doszedł silny wiatr z którym walczyłem aż za Węgierską Górkę. Ruch umiarkowany i nawet przez Węgierską bez większych problemów. Jak skręciłem w prawo na Przybędzę to miałem pustą drogę aż do Lipowej a do Buczkowic wyprzedziło mnie zaledwie kilka samochodów. W Buczkowicach stanąłem nad rzeką i schłodziłem się, po tej kuracji jechało się dużo lepiej. W Bielsku znowu ścieżką rowerową i przedzieranie się przez zatłoczony rejon kąpieliska. Na koniec 10 minut zupełnie luźnej jazdy.

Dojazdy, rozgrzewki, rozjazdy, itp.

Poniedziałek, 13 sierpnia 2018 Kategoria 50-100, Samotnie, Szosa, w grupie
Km: 70.00 Km teren: 0.00 Czas: 03:00 km/h: 23.33
Pr. maks.: 50.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: 1390kcal Podjazdy: 500m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze

kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 10148 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 12644 km
Evo 2 8629 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum