Wpisy archiwalne w kategorii
Cube 2019
Dystans całkowity: | 10023.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 373:55 |
Średnia prędkość: | 26.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 134214 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 180 (92 %) |
Suma kalorii: | 171034 kcal |
Liczba aktywności: | 154 |
Średnio na aktywność: | 65.08 km i 2h 25m |
Więcej statystyk |
Trening 103
Środa, 11 września 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 80.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:02 | km/h: | 26.37 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 183183 ( 93%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 1356kcal | Podjazdy: | 1210m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wczorajszym dniu w pierwszej kolejności wziąłem się za wyeliminowanie problemów z miernikiem mocy. Wygrałem na nowo oprogramowanie i miernik ruszył. Później postanowiłem dokładnie sprawdzić sprzęt i gdy zobaczyłem tylne koło to mi się wszystkiego odechciało. Ten wczorajszy strzał to nie szytka a pękająca obręcz. W dalszym ciągu szczęście nie jest moim sprzymierzeńcem i muszę znowu władować więcej pieniędzy w sprzęt aby chociaż w tym zakresie nie odstawać od najlepszych. Przed jazdą znów miałem problem z miernikiem mocy, olałem to i pojechałem bez danych o mocy i kadencji. Postanowiłem przyjechać trasę którą planowałem na niedzielę z pominięciem podjazdu na Równicę. Godzina wyjazdu nie była najlepsza i przez miasto jechałem w mniejszym lub większym korku. Nie mając danych o mocy zrezygnowałem z rozgrzewki i to był błąd. Noga była chyba lepsza ale jazda na kołach z zużytymi już oponami wcale nie była przyjemna. W średnim tempie dojechałem do Szczyrku gdzie prawie przegapiłem skręt na Orle Gniazdo. Wytraciłem sporo prędkości i mocno ruszyłem dopiero od łuku w lewo. Jechałem chyba za mocno ale równo. Niestety nawierzchnia w dalszym ciągu pozostawia wiele do życzenia i zamiast skupić się na trzymaniu tempa musiałem uważać na dziury aby nie uszkodzić jedynego sprawnego kompletu kół. Równo i mocno pokonałem końcówkę podjazdu i od razu ruszyłem w dół. Zjazd był wolny i asekuracyjny a w połowie pojawił się jakiś zawalidroga i przez to prawie cały zjazd jechałem na klamkach. Po dojeździe do głównej musiałem swoje odstać a na następnym skrzyżowaniu czekałem aż dwie zmiany świateł. Nie wystarczyło to na odpoczynek i cały odcinek dojazdowy do podjazdu na Salmopol męczyłem się strasznie walcząc z wysokim tętnem mimo wiatru w plecy. Na dużym zmęczeniu zaczynałem podjazd na Salmopol, zmobilizowałem się do bardzo mocnej jazdy i nawet dziurawa nawierzchnia i duża liczba samochodów nie miała tak dużego wpływu jak narastające zmęczenie. Z czasem miałem coraz większy problem z utrzymaniem tempa i ostatecznie podjazd kończyłem na rzęsach nie mając już nic w nogach. Na szczycie krótki postój przed bardzo słabym zjazdem, nie czułem się pewnie na tych kołach i zjeżdżałem bardzo asekuracyjnie. Przed skocznią minąłem się z jakimś kolarzem dopiero po chwili zajarzyłem, że był to Patryk. Jechałem dalej w kierunku Centrum walcząc z przeciwnym wiatrem. Jazda była już raczej z nogi na nogę, chciałem oszczędzić jak najwięcej sił na ostatni dłuższy podjazd. Przed rondem kolejna niespodzianka, zablokowany wjazd na most i objazd wzdłuż rzeki. Będąc już z tamtej strony rynku skierowałem się w kierunku skrótu prowadzącego do hotelu Gołębiewskiego. Sprawnie się tam dostałem i na moment się zatrzymałem. Ruszyłem dosyć spokojnie ale tętno szybko szło do góry i męczyłem się. Jak nie ma formy to wszystko zaczyna przeszkadzać, tym razem była to kostka brukowa po której jechałem ale na szczęście po 2 minutach skręciłem w prawo na asfalt. Po około 200 metrach łatwej wspinaczki nachylenie znacznie wzrosło i od tego momentu jechałem już tyle ile mogłem. W połowie podjazdu pojawił się znak o zakazie i drodze jednokierunkowej. Nie chciałem zawracać i na moje szczęście minąłem się tylko z jednym samochodem z przeciwka nie musząc zmieniać toru jazdy. Po dotarciu na szczyt dłuższą chwile dochodziłem do siebie, zrobiło się chłodno wiec jak tylko byłem w stanie to ruszyłem w dół. Na zjeździe minąłem dwa pojazdy, jeden na samym początku a drugi na końcu. Każda próba puszczenia na moment klamek kończyła się gwałtownym rozpędzeniem roweru i po kilku takich próbach gdy zrobiło się już naprawdę niebezpiecznie trzymałem mocno klamki i hamowałem pulsacyjnie. Po zjeździe obrałem kierunek sklep i dojechałem do sklepu w którym najczęściej zaopatruje się w wodę. Tym razem kupiłem także puszkę coli która trochę postawiła mnie na nogi i do pierwszego podjazdu na trasie jechało się lepiej. Do domu wróciłem prawie tą samą drogą co wczoraj zahaczając o ten nieszczęsny odcinek na którym uszkodziłem koło. Na podjazdach już nie szalałem ale mimo to zmęczenie było na tyle duże, że nie byłem w stanie jechać nawet przez moment w 1 strefie. Wróciłem już gdy było zimno i robiło się ciemno. Chyba ostatni taki wyjazd w tygodniu.
Trening był bardzo mocny, wycisnąłem z siebie tyle ile mogłem, niby podjazdy wyszły nieźle ale nie jestem zadowolony ze swojej dyspozycji, jest taka typowo wrześniowa czyli zmęczenie sezonem zaczyna brać górę nad resztką formy jaką jeszcze udaje się utrzymywać. Musze teraz polować na „lepsze” dni w których organizm jest bardziej wypoczęty i wydajny. Ten dzień zdecydowanie do takich nie należał.
Trening był bardzo mocny, wycisnąłem z siebie tyle ile mogłem, niby podjazdy wyszły nieźle ale nie jestem zadowolony ze swojej dyspozycji, jest taka typowo wrześniowa czyli zmęczenie sezonem zaczyna brać górę nad resztką formy jaką jeszcze udaje się utrzymywać. Musze teraz polować na „lepsze” dni w których organizm jest bardziej wypoczęty i wydajny. Ten dzień zdecydowanie do takich nie należał.
Trening 102
Wtorek, 10 września 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 76.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 27.64 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 181181 ( 92%) | HRavg | 135( 69%) |
Kalorie: | 1136kcal | Podjazdy: | 910m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po deszczowym początku tygodnia przyszła poprawa pogody która stała się bardziej sprzyjająca do jazdy. Niestety to jedyna sprzyjająca okoliczność. Po ostatnich ciągłych zmianach pogody przyplątało się do mnie jakieś przeziębienie, na razie jestem osłabiony i szybko się męczę. Na tym etapie sezonu ma to wyraźny wpływ na moją formę a konkretnie jej ucieczkę. Przed wyjazdem na ostatni trening decydujący o moim stracie w GMP popełniłem kilka błędów, m.in. nie zmieniłem kół na treningowe. Nie był to jedyny problem, miałem problem z uruchomieniem licznika i kilka minut walczyłem z tym aż w końcu się udało. Wyjechałem z kilkuminutowym poślizgiem i wtedy się okazało że nie działa miernik mocy a czujnik tętna ciągle gubi sygnał. Nie wróżyło to niczego dobrego a na tym się nie skończyło. Po kilku minutach jazdy czułem, że noga nie podaje jak należy. Do tego doszły problemy z znowu spadającym łańcuchem i blokującą się klamkomanetką. W sumie było dosyć powodów aby wrócić do domu ale miałem nadzieję że coś dobrego tego dnia mnie jeszcze spotka. Starałem się jechać spokojnie ale nie wychodziło to zbyt dobrze bo na start rundy GMP przyjechałem zmęczony. Jechałem podobnym tempem jak poprzednim razem. Moja dyspozycja na pojazdach pozostawiła sporo do życzenia a na zjazdach czułem się fatalnie. Niby poprawiłem czas i kilka sekund ale nie byłem z tego zadowolony. Na dokładkę dołożyłem sobie jeszcze podjazd na Chełm. Początek podjazdu ma fatalną nawierzchnię a dalej z kolei nie ma zbyt dużego nachylenia. Im bliżej końcowego fragmentu podjazdu rosła moja motywacja do mocnej jazdy. Gdy już obrałem optymalny tor jazdy to przede mną pojawił się niedzielny rowerzystka zjeżdżający z góry zakosami aż w końcu wylądował w rowie. Poza tym, że musiałem się zatrzymać i zaczynać podjazd od rozpędzenia roweru to nic się nie stało. Nie mając podglądu na moc nie wiedziałem ile z siebie daję .Podjazd pokonałem równym tempem a na szczycie byłem wykończony. Już wtedy byłem bliski rezygnacji z GMP a to co stało się później ostatecznie pomogło mi podjąć decyzję. Zjazd odpuściłem, chciałem wrócić tą samą drogą do Godziszowa i gdy skręciłem w lewo to zobaczyłem tego samego rowerzystę co miał problem z utrzymaniem prostego toru jazdy leżącego na jezdni . Odbiłem w boczną dróżkę z bardziej złą nawierzchnią i bardzo wolno i ostrożnie dojechałem do głównej. Czułem zmęczenie po podjeździe mimo fakty, że od końca mocnej jazdy minęło już 5 minut. Kolejne kilkanaście minut to walka z słabymi nogami i wysokim tętnem. Na podjeździe w Lipowcu przestałem się tym przejmować a zdecydowanie najgorszy moment dopiero nadchodził. Zamiast jechać w kierunku Brennej skręciłem w lewo na skróty. Po kilkudziesięciu metrach tuż za zakrętem musiałem minąć się z traktorem i zjechałem maksymalnie na prawo i nie zauważyłem kamienia leżącego na jezdni i najechałem na niego tylnym kołem. Coś strzeliło ale nie zatrzymywałem się, nic niepokojącego się nie działo przez kilka minut. Później jechało się coraz ciężej , okazało się że znowu ucieka powietrze z przedniego koła. Doszedłem do wniosku że to jest skutek tego strzału i skupiłem się na bezpiecznym dojeździe do stacji benzynowej w celu dopompowania powietrza. Zupełnie bez chęci dojechałem do domu. Był to zdecydowanie najgorszy i najbardziej pechowy dzień w tym roku. Brakowało jedynie upadku który mógłby przyśpieszyć koniec sezonu. Wszystkie wątpliwości jakie miałem zostały rozwiane, mój start w GMP nie ma najmniejszego sensu. Gdybym nie był kandydatem do ostatnich miejsc, miał sprawny sprzęt oraz dyspozycję pozwalającą na przejechanie 100 kilometrów w dobrym tempie to bym podjął wyzwanie. Już w tym roku zdecydowałem się na jeden start który przyniósł mi prawie same straty i nie chcę powtórki. Do końca sezonu będę próbował sił w czasówkach bo tylko tam stać mnie na pokazanie choćby odrobiny możliwości.
Trening 101
Sobota, 7 września 2019 Kategoria No Limited 2019, Trening 2019, Szosa, Cube 2019, avg>30km\h, 50-100, Samotnie
Km: | 66.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:02 | km/h: | 32.46 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 154154 ( 78%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 816kcal | Podjazdy: | 300m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Weekend nie zapowiadał się najlepiej, sobota praktycznie cała zajęta i jedyna opcja treningu to godziny wczesnodopołudniowe. Po głowie chodził wcześniej m.in. Uphill na Magurkę, miałem okazje pożyczyć profesjonalny rower MTB i sprawdzić się w trochę innych warunkach. Długość treningu zależała wyłącznie od godziny wyjazdu. Nie byłem w stanie położyć się odpowiednio wcześnie a poprzednich nocy spałem mniej niż powinienem i nie byłem w stanie wyjechać szybciej niż o 7 co dawało zaledwie 2 godziny na trening. Byłem niewyspany i bardzo niechętny do jazdy i o mocnym treningu mogłem zapomnieć. Na wyjazd w góry nie liczyłem bo nie miałem tyle czasu, objazd po raz kolejny rundy GMP też odrzuciłem i wybrałem się na prawie płaską trasę wokół Jeziora Goczałkowickiego. Poranek był zimny i chwile straciłem na wyborze odpowiedniego stroju a samo ubieranie także zajęło więcej czasu niż w ostatnich miesiącach. Gdy już wyjechałem to byłem pewny, że ubrałem się idealnie do warunków. Przez miasto szybko przejechałem, zaryzykowałem i nie skorzystałem ze ścieżki rowerowej. Po wyjeździe z Bielska pojawił się pierwszy podjazd. Starałem się wjechać spokojnie a gdy nachylenie spadło to pojawił się wiatr który miał duży wpływ na tempo. Pagórkowaty odcinek to Mazańcowic poszedł jako tako a dalej to już walka z bocznymi podmuchami wiatru. Mimo to udało się jechać całkiem dobrym tempem. Z zapasem czasowym dotarłem do Zabrzega i musiałem się przedostać przez zaporę do Goczałkowic. Na moje szczęście bramki były otwarte a deptak zupełnie pusty i nie musiałem hamować. Gdy skręciłem na zachód to byłem nieco rozczarowany, wiatr znowu wiał bardziej z boku niż w plecy i nie miał zbyt korzystnego wpływu na jazdę. Trzymałem dobry rytm przez całą drogę do Strumienia i dzięki temu byłem w stanie sprawniej walczyć z wiatrem jadąc w kierunku Chybia. Miałem jeszcze prawie godzinę czasu i postanowiłem wrócić dłuższą drogą przez Pierściec. Niestety nie udało się przejechać przez Zaborze bo trafiłem na zamkniętą drogę i musiałem zawrócić, bocznymi drogami dojechałem do głównej i skręciłem w prawo na Jasienicę. Podjazd w Rudzicy wjechałem nieco mocniej ale później wróciłem do 2 strefy i trzymałem ją aż do wjazdu do Bielska gdzie zluzowałem i z nogi na nogę dojechałem do domu. Fajny trening, szkoda, że nie miałem więcej czasu i już wtedy przeczuwałem, ze może to być ostatni wyjazd w tym tygodniu.
Rozjazd 28
Piątek, 6 września 2019 Kategoria Szosa, Samotnie, Cube 2019, blisko domu, 0-50
Km: | 32.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:28 | km/h: | 21.82 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 131131 ( 67%) | HRavg | 105( 53%) |
Kalorie: | 723kcal | Podjazdy: | 500m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótki wyjazd przy niepewnej pogodzie. Po dwóch bardzo ładnych dniach warunki przypominały bardziej typową jesień i po raz pierwszy od dawna musiałem się nakombinować aby dobrać zestaw ciuchów. W tym tygodniu mało jeździłem a w górach byłem tylko raz wiec obrałem kierunek Przegibek. Noga nie kręciła za specjalnie i jazda przez miasto była mecząca, zarówno psychicznie jak i fizycznie bo nie umiałem dobrać odpowiedniego przełożenia i kadencji. Podjazd też dłużył się strasznie, trzymałem się założonego tempa i tak wjechałem na szczyt. Na przełęczy było chłodno, mglisto i nieprzyjemnie wiec od razu zacząłem zjeżdżać. Po raz kolejny skupiłem się na technice a także pozycji aerodynamicznej. Ciągle nie wygląda to idealnie i muszę kontynuować swoją pracę nad techniką zjazdu. Powrót już z nieco lepszą nogą ale bez większych chęci. Myślami byłem już przy weekendzie i chciałem aby ten tydzień szybko się skończył.
Trening 100
Czwartek, 5 września 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 65.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:20 | km/h: | 27.86 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 185185 ( 94%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 954kcal | Podjazdy: | 800m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ogólny plan na ten dzień zakładał mocny trening. Nie wiedziałem dokładnie ile będę miał czasu ale okazało się, że na tyle dużo, że nawet 3 godzinny trening wchodził w grę. Nie chcąc po raz kolejny podjeżdżać kilkakrotnie na Przegibek ruszyłem w kierunku Równicy. Dawno mnie tam nie było a na tym podjeździe zawsze udaje mi się wydobyć wszystkie pokłady mocy. Pogoda była niemal identyczna jak wczoraj, bezchmurne niebo i dosyć niska temperatura skłoniła mnie do schowania do kieszonki kurtki oraz ubranie potówki i rękawiczek. Wiało znowu z południa i dojazd do Ustronia to miała być ciągła walka z wiatrem. Najważniejszą rzeczą dla mnie było przeprowadzenie jak najlepszej rozgrzewki. Rozgrzewka to jedyna rzecz jaką miałem rozpisaną przed treningiem. Wyjeżdżając czułem, że noga nie jest tak dobra jak dzień wcześniej. Wiedziałem, ze będzie ciężko ale o to chodzi w trenowaniu, im jest ciężej tym są lepsze efekty. Rozgrzewkę podzieliłem na kilka części. Pierwsza z nich to 30 minut spokojnej jazdy w strefie 1 ze stopniowym zwiększaniem mocy do strefy 2. Zacząłem spokojnie i na hopkach starałem się jechać mocniej. Noga się rozkręcała i mogłem przystąpić do 2 części rozgrzewki. Zaplanowane dwa minutowe akcenty w 3 strefie z 2 minutowym odpoczynkiem w 1 strefie nie wyszły za dobrze. Podczas pierwszego napotkałem na skrzyżowanie na którym musiałem skręcić w prawo i na moment puścić korby. Drugi sprint już był lepszy a później 10 minut w strefie 1-2 przed najważniejszą częścią rozgrzewki. W ostatnim czasie wprowadziłem do swoich treningów powtórzenia metodą schodkową. W ramach rozgrzewki zwiększam, moc co minutę. Tym razem zaczynałem z 4 strefy a kończyłem w 5. Po dwukrotnym zwiększeniu mocy i 3 minutach wysiłku odpuściłem i spokojnie dojechałem do początku podjazdu na Równice. Już wtedy podjąłem decyzje, że spróbuje utrzymać jak najwyższą moc w czasie 10 minut. Na początku podjazdu powtórzyłem schodki z trzeciej części rozgrzewki. Noga już była dobrze rozgrzana i pierwsze trzy minuty podjazdu poszły gładko. Następnie odpuściłem na 3 minuty, trzymałem się 4 strefy a gdy tylko przejechałem odcinek brukowy to ruszyłem dużo mocniej. Noga podawała jak szalona, dawno tak dobrze się nie czułem i kolejne metry szybko mijały. Po 7 minutach mocnej jazdy miałem jeszcze spore rezerwy mocy a do szczytu pozostał tylko kilometr. Ostatnie 3 minuty były jeszcze mocniejsze ale trochę brakowało do końca podjazdu wiec zagiąłem się jeszcze na 10 sekund i zafiniszowałem. Byłem ujechany ale szybko doszedłem do siebie, na szczycie było chłodno i ubrałem kurtkę, zjazd nie należał do przyjemnych, od strony technicznej był poprawny ale wolny. Po zjeździe musiałem uzupełnić bidon, zabrałem tylko jeden a był już pusty i zatrzymałem się w sklepie, rozebrałem kurtkę, zakupiłem wodę i ruszyłem w dalszą drogę. Wybrałem dłuższą i bardziej pagórkowatą trasę, na podjazdach robiłem jeszcze minutowe akcenty w 6 strefie. Pod koniec brakowało już sił, trening fajnie wszedł w nogi. Po raz kolejny udało się zaliczyć 10 minutowy podjazd z mocą około 5,5 W/kg, coraz częściej się to udaje ale wątpię abym zdołał zrobić dwa takie powtórzenia podczas jednego treningu. Forma na razie się utrzymuje i być może uda się jeszcze ją wykorzystać podczas jesiennych wojaży treningowych czy wyścigowych.
Informacje o podjazdach:
Informacje o podjazdach:
Trening 99
Środa, 4 września 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 61.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:06 | km/h: | 29.05 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 155155 ( 79%) | HRavg | 126( 64%) |
Kalorie: | 760kcal | Podjazdy: | 610m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po weekendzie przyszło małe załamanie pogody. W poniedziałek przestało padać dopiero w południe gdy wychodziłem do pracy a wtorkowy poranek również był mokry i musiałem zrezygnować z zaplanowanego treningu. W deszczu nie miałem ochoty jechać a na zastępczą aktywność nie byłem przygotowany i wpadł dodatkowy dzień wolnego. Miałem napięty grafik na ten dzień i wtedy kiedy nie było już czasu na jazdę zrobiło się lepiej. Tak wiec miałem dwa dni wolnego z rzędu, nie pamiętam kiedy ostatni raz spotkała mnie taka sytuacja, pogodziłem się z nią ale wiedziałem, że może mieć wpływ na moją formę.
Po dwóch dniach wolnych udało się wyjechać na około 2 godzinny trening. Pogoda była zupełnie inna, ani jednej chmury, słońce i przyjemny chłodek, z czasem robiło się cieplej. Po mocnej niedzieli i braku przynajmniej godzinnej jazdy w poniedziałek lub wtorek żaden mocny trening nie wchodził w grę wiec pojechałem po raz kolejny objechać rundę GMP. Wyjechałem nieco później niż myślałem ale miałem odpowiedni zapas czasu, wiało znowu bardziej z południa i na początek czekała mnie walka z bocznym ale dosyć ciepłym i umiarkowanie silnym wiatrem. Do Skoczowa dojechałem sprawnie i postanowiłem tym razem przejechać przez miasto a nie pchać się na Harbutowice i Nierodzim gdzie ostatnio trafiłem na roboty drogowe. Dawno nie byłem w centrum Skoczowa i zaskoczyło mnie nowe rondo o charakterystycznym kształcie znacznie ułatwiające komunikację. Na moment się zawahałem gdzie mam skręcić ale szybko przypomniałem sobie jak wyglądało skrzyżowanie przed przebudową i znalazłem właściwy zjazd. Bez przygód dojechałem do początku rundy w Kisielowie. Warunki pozwoliły na szybki początek ale później sporo samochodów a zwłaszcza podjazdy ostudziły moje zapędy. Nie chciałem pokonywać rundy maksymalnym możliwym tempem tylko trzymać się właściwych stref mocy i dlatego na podjazdach jechałem wolno z niską kadencją. Pomimo wcześniejszych obaw noga kręciła nieźle, dużo lepiej niż w zeszłym tygodniu gdy męczyłem się strasznie na treningach. Na rundzie wiatr wiał chyba mocniej niż na początku jazdy bo odczuwałem jego wpływ na długiej prostej przed Kostkowicami. Mały kryzys przytrafił mi się na pagórkowatym odcinku poprzedzającym wjazd na główną drogę w kierunku Cieszyna. Przyczyna była jedna – nieodpowiednia ilość jedzenia na trasie, szybko nadrobiłem braki i jeszcze przed końcem rundy siły wróciły. Przy dużo lepszej i spokojniejszej jeździe poprawiłem swój czas na rundzie o około 40 sekund. Po dwukrotnym przejeździe najważniejszy wniosek jaki mi się nasuwa jest taki, że mała tarcza w korbie jest niepotrzebna, podjazdy są krótkie niezbyt strome i przy tempie wyścigowym wszystkie hopki są do pokonania na blacie, nawet ostatni podjazd na Górę Chełm nie jest na tyle trudny aby konieczna była mała tarcza w korbie. Przy takim układzie trasy największe szanse na medale mają osoby lubiące techniczne i pagórkowate trasy a nie typowi górale dobrze czujący się na dłuższych podjazdach lub typowych ściankach preferujących niską wagę zawodnika a nie moc jaką potrafi wygenerować. Nie zdecydowałem się na sprawdzenie odcinka dojazdowego do mety i ruszyłem w kierunku Bielska tą samą drogą którą przyjechałem. Po drodze jeden postój i problemy z parującymi szkłami w okularach, nie przejmowałem się tym, bo akurat miałem jedne najgorszych okularów jakie posiadam ale było to denerwujące. Do domu wróciłem w całkiem niezłym tempie i niezłym czasie dzięki czemu miałem więcej czasu na regenerację.
Po dwóch dniach wolnych udało się wyjechać na około 2 godzinny trening. Pogoda była zupełnie inna, ani jednej chmury, słońce i przyjemny chłodek, z czasem robiło się cieplej. Po mocnej niedzieli i braku przynajmniej godzinnej jazdy w poniedziałek lub wtorek żaden mocny trening nie wchodził w grę wiec pojechałem po raz kolejny objechać rundę GMP. Wyjechałem nieco później niż myślałem ale miałem odpowiedni zapas czasu, wiało znowu bardziej z południa i na początek czekała mnie walka z bocznym ale dosyć ciepłym i umiarkowanie silnym wiatrem. Do Skoczowa dojechałem sprawnie i postanowiłem tym razem przejechać przez miasto a nie pchać się na Harbutowice i Nierodzim gdzie ostatnio trafiłem na roboty drogowe. Dawno nie byłem w centrum Skoczowa i zaskoczyło mnie nowe rondo o charakterystycznym kształcie znacznie ułatwiające komunikację. Na moment się zawahałem gdzie mam skręcić ale szybko przypomniałem sobie jak wyglądało skrzyżowanie przed przebudową i znalazłem właściwy zjazd. Bez przygód dojechałem do początku rundy w Kisielowie. Warunki pozwoliły na szybki początek ale później sporo samochodów a zwłaszcza podjazdy ostudziły moje zapędy. Nie chciałem pokonywać rundy maksymalnym możliwym tempem tylko trzymać się właściwych stref mocy i dlatego na podjazdach jechałem wolno z niską kadencją. Pomimo wcześniejszych obaw noga kręciła nieźle, dużo lepiej niż w zeszłym tygodniu gdy męczyłem się strasznie na treningach. Na rundzie wiatr wiał chyba mocniej niż na początku jazdy bo odczuwałem jego wpływ na długiej prostej przed Kostkowicami. Mały kryzys przytrafił mi się na pagórkowatym odcinku poprzedzającym wjazd na główną drogę w kierunku Cieszyna. Przyczyna była jedna – nieodpowiednia ilość jedzenia na trasie, szybko nadrobiłem braki i jeszcze przed końcem rundy siły wróciły. Przy dużo lepszej i spokojniejszej jeździe poprawiłem swój czas na rundzie o około 40 sekund. Po dwukrotnym przejeździe najważniejszy wniosek jaki mi się nasuwa jest taki, że mała tarcza w korbie jest niepotrzebna, podjazdy są krótkie niezbyt strome i przy tempie wyścigowym wszystkie hopki są do pokonania na blacie, nawet ostatni podjazd na Górę Chełm nie jest na tyle trudny aby konieczna była mała tarcza w korbie. Przy takim układzie trasy największe szanse na medale mają osoby lubiące techniczne i pagórkowate trasy a nie typowi górale dobrze czujący się na dłuższych podjazdach lub typowych ściankach preferujących niską wagę zawodnika a nie moc jaką potrafi wygenerować. Nie zdecydowałem się na sprawdzenie odcinka dojazdowego do mety i ruszyłem w kierunku Bielska tą samą drogą którą przyjechałem. Po drodze jeden postój i problemy z parującymi szkłami w okularach, nie przejmowałem się tym, bo akurat miałem jedne najgorszych okularów jakie posiadam ale było to denerwujące. Do domu wróciłem w całkiem niezłym tempie i niezłym czasie dzięki czemu miałem więcej czasu na regenerację.
Górskie Mistrzostwa Jas-Kółek 2019
Niedziela, 1 września 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig
Km: | 132.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:46 | km/h: | 27.69 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 182182 ( 93%) | HRavg | 160( 82%) |
Kalorie: | 2608kcal | Podjazdy: | 2300m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Długo czekałem na ten dzień. Podczas Road Trophy nie byłem w stanie sprawdzić swoich możliwości i porównać się z kolarzami z czołówki a także miałem sobie coś do udowodnienia. Zmiana terminu miała zarówno swoje plusy jak i minusy. Musiałem zweryfikować swoje plany na dwa weekendy a także nieco skorygować układ treningów aby być jak najlepiej przygotowany. Obrona tytułu jest zawsze wyzwaniem nawet wtedy gdy forma jest bardzo dobra. Przesuniecie zawodów o tydzień wpłynęło na obsadę zawodów a także moje podejście. Moje szanse na utrzymanie Tytułu GMJ znacznie spadły co wywołało dużo luźniejsze podejście do tych jak i kolejnych klubowych zawodów. Przygotowany byłem dobrze, zarówno pod względem fizycznym i sprzętowym a także miałem odpowiedni zapas jedzenia i picia. Po dobrej rozgrzewce stanąłem na starcie. Jedyny minus jest taki, że rozgrzewkę skończyłem 30 minut przed startem i nie wiem czy była ona skuteczna.
Już na początku próby odjazdu od peletonu, nie chciałem nadawać szaleńczego tempa ale jechaliśmy wolno i wyszedłem na czoło. Szybko dojechałem do przodu i zacząłem dyktować tempo. Po chwili na czoło wyszedł Darek i powoli zaczął odjeżdżać. Nie zależało mi na szybkim skasowaniu odjazdu i Darek odjechał a doskoczyły do niego jeszcze dwie osoby. Innym tez najwyraźniej na pogoni nie zależało i trójka zrobiła różnice. Gdy zrobiło się stromiej to do głosu doszli najmocniejsi czyli Patryk i Amadeusz. Ich odpuścić nie mogłem i zaczęliśmy się zbliżać do ucieczki stopniowo odczepiając kolejnych zawodników. Po kilku minutach ucieczka się podzieliła, dwójka szybko została z tyłu a Darek bronił się do połowy podjazdu. Gdy znowu zrobiło się stromiej zaczynało mnie delikatnie brakować, Darek również miał problemy z trzymaniem tempa a z tyłu nikogo nie było już widać. Koledzy delikatnie popuścili i do szczytu dojechaliśmy we trzech. Przed samą przełęczą Patryk odrobinę odjechał i jako pierwszy minął szczyt. Koledzy wymienili bidony a ja w tym czasie wyszedłem na czoło i zacząłem odważnie gnać w dół. Był to jeden z najlepszych zjazdów w moim wykonaniu, czułem się pewnie a fakt, że nikt mnie nie wyprzedził jeszcze dodał mi skrzydeł. Po wjeździe do Międzybrodzia znowu jechaliśmy razem, po zmianach, dosyć spokojnym tempem aż do skrzyżowania. Tam padła decyzja o czekaniu na goniąca nas grupę 5 osób. Była to dobra sytuacja bo zamiast 3 było aż 8 osób do współpracy. Do Porąbki pracowałem, na zjeździe z zapory zjechałem na tył z zamiarem odpoczynku. Już wtedy nie podobała mi się jazda kilku osób, nie wszyscy chcieli dawać zmiany i to trochę burzyło szyk grupy. Jechałem w środku grupy próbując złapać swój rytm, nie bardzo to wychodziło a tempo było dosyć konkretne. Swoją zmianę dałem już prawie na końcu odcinka dojazdowego do ścianki łączącej Wielką Puszcze z Targanicami. Kończąc zmianę nie chcąc popełnić błędu nie zjechałem na sam tył, wpuściłem przed siebie tylko Patryka i Amadeusza którzy jechali zaraz za mną i nie chciałem stracić z nimi kontaktu. Na podjeździe szybko zrobiły się różnice, Patryk i Amadeusz odjechali na kilkanaście metrów a z tylu również nie było zwartej grupy. Zachowując rezerwy sił wjechałem na szczyt kilka sekund za Patrykiem i Amadeuszem z bezpieczną przewagą nad Darkiem i resztą. Na zjeździe znowu rozluźnienie, wykorzystując sytuacje na małym rondzie dla autobusów w Targanicach gdzie jadąc prosto wyszedłem na czoło i jako pierwszy zjechałem do skrzyżowania. Niezbyt mocne tempo pozwoliło odpocząć a osoby które straciły na podjeździe dzięki włożeniu dużo większych sił w zjazd zdołali dojechać do naszej trójki. Nie dyktowałem szaleńczego tempa aby każdy mógł złapać oddech przed podjazdem na Kocierz. Gdy tylko zrobiło się stromiej tempo znów poszło do góry a utrzymać je zdołali Patryk i Amadeusz. Po kilkuset metrach jazdy na przodzie zostałem wyprzedzony przez Patryka a po chwili także Amadeusza. Tempo dyktowane przez kolegów było mocne i w miarę równe, momentami dla mnie za mocne. Starałem się utrzymać chociaż nie była to taka łatwa sprawa. Przed szczytem Patryk odskoczył na kilka metrów, ale moja starta była minimalna. Zjazd zaczęliśmy spokojnie, gdy zrobiło się stromiej to zniwelowałem różnice i po zjeździe jechaliśmy już razem. Z tyłu nikogo nie było widać, koledzy wykorzystali ten moment na krótki postój. Samotna jazda nic by mi nie dała i także się zatrzymałem a w tym czasie zdołał dojechać Darek. Spokojnie ruszyliśmy dalej a goniące nas osoby zdołały dojechać jeszcze przed skrzyżowaniem z drogą w kierunku Suchej Beskidzkiej. Ruszyłem znowu jako pierwszy, na zjeździe narzuciłem mocne tempo a później popełniłem drobny błąd nawigacyjny. Skręciłem o jedną drogę za wcześnie, nie wpłynęło to na długość jazdy, droga była wąska i w pewnym momencie trzeba było przejechać przez mały mostek. Szybko znaleźliśmy się na właściwej drodze a tempo nie było jakieś zawrotne. Kontynuowaliśmy jazdę w 8 osób i chyba dopiero ostatni podjazd na Żar miał mieć decydujący wpływ na klasyfikację. Szybko mijały kolejne kilometry, jazda po zmianach w dobrym tempie przybliżała nas do kolejnego już podjazdu. Jedyny minus to aż 3 osoby nie dające zmian. Dla mnie nie miało to znaczenia, już na początku podjazdu najmocniejsi znowu włączyli wyższy bieg. Patryk znowu odjechał na kilka metrów a ja starałem się utrzymać koło Amadeusza. Po około kilometrze wspinaczki Amadeusz odjechał na kilka metrów i zaczął niwelować starte do Patryka. Ja się zawahałem, myślałem, że koledzy poczekają przed zjazdem. W połowie wypłaszczenia ruszyłem mocniej ale było już za późno, do mety zostały jeszcze dwa podjazdy i był to właściwy moment na podzielenie grupki. Już wiedziałem, że przez to, że puściłem Amadeusza straciłem szanse na zwycięstwo ale sprawa 3 miejsca wciąż była otwarta. Nie oglądając się co się dzieje z tyłu ruszyłem w dół. Na zjeździe jechałem dosyć mocno, dwa razy musiałem hamować, nie wiedziałem jaką mam przewagę nad Darkiem czy Otfinem ale gdy znalazłem się na skrzyżowaniu przed podjazdem na Rychwałdek nie było ich na moim kole. Najlepsza dwójka wciąż była w zasięgu wzroku ale różnica około 30 sekund była nie do zniwelowania. Jechałem mocno cały podjazd, trzymałem moc podobną jak na wcześniejszych podjazdach. Na szczycie nie czekałem aby zmusić goniących mnie zawodników do mocniejszej jazdy, nie zamierzałem im oddawać 3 miejsca bo ciężko na nie pracowałem i byłem tym który najdłużej utrzymywał się z najlepszą dwójką. Na zjeździe nie szło, sporo samochodów, dwa razy musiałem hamować, na skrzyżowaniach musiałem się zatrzymać a mimo to nie czułem nikogo na swoich plecach. Pagórkowaty odcinek wzdłuż jeziora pokonałem mocnym tempem, po najtrudniejszym podjeździe złapałem jakiegoś kolarza który siadł na koło, nie potrafiłem go zgubić a cykający napęd w jego rowerze bardzo mnie zdenerwował. Dużo straciłem na zjeździe po kostce, karbonowe koła i gumy 23 milimetrowe nie są idealnym rozwiązaniem na bruk. Równym tempem dojechałem do początku podjazdu na Żar gdzie dojechał do mnie samotnie goniący Darek. Początek podjazdu jechaliśmy wspólnie ale gdy tylko zrobiło się stromiej Darek zaczął tracić dystans. Nie wiedziałem co dzieje się z tyłu i czy któryś z goniących zawodników nie dostał skrzydeł i nie zbliża się do mnie. Ruszyłem mocniej i starałem się trzymać tempo, na wypłaszczeniach odpuszczałem , na trudniejszych fragmentach podkręcałem tempo i tak mijał podjazd. Noga cały czas podawała nieźle, zachowywałem rezerwy na energiczny i skuteczny finisz. Nie patrzyłem na czas a jedynym parametrem jaki mnie interesował to aktualna moc. Podgląd czasu włączyłem dopiero przed zjazdem poprzedzającym ostatni fragment podjazdu. Tam też dojechały do mnie dwa motocykle za którymi musiałem zjeżdżać tracąc cenny czas. Po zjeździe stopniowo podkręcałem tempo a na finiszu dałem z siebie wszystko i z ponad 3 minutową startą minąłem linie mety.
Ze swojej jazdy jestem zadowolony, idealnie rozłożyłem siły, regularnie jadłem i piłem, byłem w stanie jechać tempem czołówki przez spory dystans. Byłem w stanie przejechać wszystkie podjazdy podobnym tempem i zachować siły na finisz. Pojechałem na miarę obecnych możliwości i przegrałem tylko z dwójką zawodników do których moje straty z każdym tygodniem maleją. Kapitalnie czułem się na zjazdach co pozwoliło na utrzymanie się z innymi a nawet drobne zyski czasowe.
Po wyścigu krótki rozjazd z zaliczeniem ostatniego fragmentu podjazdu i długi odpoczynek po którym nie bardzo chciało się wracać do domu. Powrót był bardzo spokojny z dużą ilością picia.
Informacje o podjazdach:
Już na początku próby odjazdu od peletonu, nie chciałem nadawać szaleńczego tempa ale jechaliśmy wolno i wyszedłem na czoło. Szybko dojechałem do przodu i zacząłem dyktować tempo. Po chwili na czoło wyszedł Darek i powoli zaczął odjeżdżać. Nie zależało mi na szybkim skasowaniu odjazdu i Darek odjechał a doskoczyły do niego jeszcze dwie osoby. Innym tez najwyraźniej na pogoni nie zależało i trójka zrobiła różnice. Gdy zrobiło się stromiej to do głosu doszli najmocniejsi czyli Patryk i Amadeusz. Ich odpuścić nie mogłem i zaczęliśmy się zbliżać do ucieczki stopniowo odczepiając kolejnych zawodników. Po kilku minutach ucieczka się podzieliła, dwójka szybko została z tyłu a Darek bronił się do połowy podjazdu. Gdy znowu zrobiło się stromiej zaczynało mnie delikatnie brakować, Darek również miał problemy z trzymaniem tempa a z tyłu nikogo nie było już widać. Koledzy delikatnie popuścili i do szczytu dojechaliśmy we trzech. Przed samą przełęczą Patryk odrobinę odjechał i jako pierwszy minął szczyt. Koledzy wymienili bidony a ja w tym czasie wyszedłem na czoło i zacząłem odważnie gnać w dół. Był to jeden z najlepszych zjazdów w moim wykonaniu, czułem się pewnie a fakt, że nikt mnie nie wyprzedził jeszcze dodał mi skrzydeł. Po wjeździe do Międzybrodzia znowu jechaliśmy razem, po zmianach, dosyć spokojnym tempem aż do skrzyżowania. Tam padła decyzja o czekaniu na goniąca nas grupę 5 osób. Była to dobra sytuacja bo zamiast 3 było aż 8 osób do współpracy. Do Porąbki pracowałem, na zjeździe z zapory zjechałem na tył z zamiarem odpoczynku. Już wtedy nie podobała mi się jazda kilku osób, nie wszyscy chcieli dawać zmiany i to trochę burzyło szyk grupy. Jechałem w środku grupy próbując złapać swój rytm, nie bardzo to wychodziło a tempo było dosyć konkretne. Swoją zmianę dałem już prawie na końcu odcinka dojazdowego do ścianki łączącej Wielką Puszcze z Targanicami. Kończąc zmianę nie chcąc popełnić błędu nie zjechałem na sam tył, wpuściłem przed siebie tylko Patryka i Amadeusza którzy jechali zaraz za mną i nie chciałem stracić z nimi kontaktu. Na podjeździe szybko zrobiły się różnice, Patryk i Amadeusz odjechali na kilkanaście metrów a z tylu również nie było zwartej grupy. Zachowując rezerwy sił wjechałem na szczyt kilka sekund za Patrykiem i Amadeuszem z bezpieczną przewagą nad Darkiem i resztą. Na zjeździe znowu rozluźnienie, wykorzystując sytuacje na małym rondzie dla autobusów w Targanicach gdzie jadąc prosto wyszedłem na czoło i jako pierwszy zjechałem do skrzyżowania. Niezbyt mocne tempo pozwoliło odpocząć a osoby które straciły na podjeździe dzięki włożeniu dużo większych sił w zjazd zdołali dojechać do naszej trójki. Nie dyktowałem szaleńczego tempa aby każdy mógł złapać oddech przed podjazdem na Kocierz. Gdy tylko zrobiło się stromiej tempo znów poszło do góry a utrzymać je zdołali Patryk i Amadeusz. Po kilkuset metrach jazdy na przodzie zostałem wyprzedzony przez Patryka a po chwili także Amadeusza. Tempo dyktowane przez kolegów było mocne i w miarę równe, momentami dla mnie za mocne. Starałem się utrzymać chociaż nie była to taka łatwa sprawa. Przed szczytem Patryk odskoczył na kilka metrów, ale moja starta była minimalna. Zjazd zaczęliśmy spokojnie, gdy zrobiło się stromiej to zniwelowałem różnice i po zjeździe jechaliśmy już razem. Z tyłu nikogo nie było widać, koledzy wykorzystali ten moment na krótki postój. Samotna jazda nic by mi nie dała i także się zatrzymałem a w tym czasie zdołał dojechać Darek. Spokojnie ruszyliśmy dalej a goniące nas osoby zdołały dojechać jeszcze przed skrzyżowaniem z drogą w kierunku Suchej Beskidzkiej. Ruszyłem znowu jako pierwszy, na zjeździe narzuciłem mocne tempo a później popełniłem drobny błąd nawigacyjny. Skręciłem o jedną drogę za wcześnie, nie wpłynęło to na długość jazdy, droga była wąska i w pewnym momencie trzeba było przejechać przez mały mostek. Szybko znaleźliśmy się na właściwej drodze a tempo nie było jakieś zawrotne. Kontynuowaliśmy jazdę w 8 osób i chyba dopiero ostatni podjazd na Żar miał mieć decydujący wpływ na klasyfikację. Szybko mijały kolejne kilometry, jazda po zmianach w dobrym tempie przybliżała nas do kolejnego już podjazdu. Jedyny minus to aż 3 osoby nie dające zmian. Dla mnie nie miało to znaczenia, już na początku podjazdu najmocniejsi znowu włączyli wyższy bieg. Patryk znowu odjechał na kilka metrów a ja starałem się utrzymać koło Amadeusza. Po około kilometrze wspinaczki Amadeusz odjechał na kilka metrów i zaczął niwelować starte do Patryka. Ja się zawahałem, myślałem, że koledzy poczekają przed zjazdem. W połowie wypłaszczenia ruszyłem mocniej ale było już za późno, do mety zostały jeszcze dwa podjazdy i był to właściwy moment na podzielenie grupki. Już wiedziałem, że przez to, że puściłem Amadeusza straciłem szanse na zwycięstwo ale sprawa 3 miejsca wciąż była otwarta. Nie oglądając się co się dzieje z tyłu ruszyłem w dół. Na zjeździe jechałem dosyć mocno, dwa razy musiałem hamować, nie wiedziałem jaką mam przewagę nad Darkiem czy Otfinem ale gdy znalazłem się na skrzyżowaniu przed podjazdem na Rychwałdek nie było ich na moim kole. Najlepsza dwójka wciąż była w zasięgu wzroku ale różnica około 30 sekund była nie do zniwelowania. Jechałem mocno cały podjazd, trzymałem moc podobną jak na wcześniejszych podjazdach. Na szczycie nie czekałem aby zmusić goniących mnie zawodników do mocniejszej jazdy, nie zamierzałem im oddawać 3 miejsca bo ciężko na nie pracowałem i byłem tym który najdłużej utrzymywał się z najlepszą dwójką. Na zjeździe nie szło, sporo samochodów, dwa razy musiałem hamować, na skrzyżowaniach musiałem się zatrzymać a mimo to nie czułem nikogo na swoich plecach. Pagórkowaty odcinek wzdłuż jeziora pokonałem mocnym tempem, po najtrudniejszym podjeździe złapałem jakiegoś kolarza który siadł na koło, nie potrafiłem go zgubić a cykający napęd w jego rowerze bardzo mnie zdenerwował. Dużo straciłem na zjeździe po kostce, karbonowe koła i gumy 23 milimetrowe nie są idealnym rozwiązaniem na bruk. Równym tempem dojechałem do początku podjazdu na Żar gdzie dojechał do mnie samotnie goniący Darek. Początek podjazdu jechaliśmy wspólnie ale gdy tylko zrobiło się stromiej Darek zaczął tracić dystans. Nie wiedziałem co dzieje się z tyłu i czy któryś z goniących zawodników nie dostał skrzydeł i nie zbliża się do mnie. Ruszyłem mocniej i starałem się trzymać tempo, na wypłaszczeniach odpuszczałem , na trudniejszych fragmentach podkręcałem tempo i tak mijał podjazd. Noga cały czas podawała nieźle, zachowywałem rezerwy na energiczny i skuteczny finisz. Nie patrzyłem na czas a jedynym parametrem jaki mnie interesował to aktualna moc. Podgląd czasu włączyłem dopiero przed zjazdem poprzedzającym ostatni fragment podjazdu. Tam też dojechały do mnie dwa motocykle za którymi musiałem zjeżdżać tracąc cenny czas. Po zjeździe stopniowo podkręcałem tempo a na finiszu dałem z siebie wszystko i z ponad 3 minutową startą minąłem linie mety.
Ze swojej jazdy jestem zadowolony, idealnie rozłożyłem siły, regularnie jadłem i piłem, byłem w stanie jechać tempem czołówki przez spory dystans. Byłem w stanie przejechać wszystkie podjazdy podobnym tempem i zachować siły na finisz. Pojechałem na miarę obecnych możliwości i przegrałem tylko z dwójką zawodników do których moje straty z każdym tygodniem maleją. Kapitalnie czułem się na zjazdach co pozwoliło na utrzymanie się z innymi a nawet drobne zyski czasowe.
Po wyścigu krótki rozjazd z zaliczeniem ostatniego fragmentu podjazdu i długi odpoczynek po którym nie bardzo chciało się wracać do domu. Powrót był bardzo spokojny z dużą ilością picia.
Informacje o podjazdach:
Trening 98
Sobota, 31 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 34.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:19 | km/h: | 25.82 |
Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 27.0°C | HRmax: | 166166 ( 84%) | HRavg | 126( 64%) |
Kalorie: | 570kcal | Podjazdy: | 500m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po ostatnich problemach sprzętowych poświęciłem
więcej czasu na czyszczenie i smarowanie roweru a także kolejna regulację
przerzutek, stwierdziłem także konieczność wymiany korby a przynajmniej tarcz
bo nie są już idealnie proste i to jedna z przyczyn częstego spadania łańcucha.
Przygotowałem rower perfekcyjnie i ruszyłem na krótką przejażdżkę. Planowałem
maksymalnie godzinną jazdę z dwoma mocnymi zaciągami ale jadąc przez miasto skierowałem
się w stronę Przegibka. Na podjeździe przepaliłem delikatnie nogę, byłem
zaskoczony, po kilku ostatnich słabszych dniach noga podawała całkiem nieźle.
Na szczycie zawróciłem i chciałem jak najlepiej zjechać w dół. Ruszyłem mocno, od
strony technicznej wszystko wyglądało dobrze, początek szybki jak na mnie i
spora szansa na poprawienie czasu. Niestety w połowie zjazdu zobaczyłem przed sobą
samochód, zbliżałem się do niego i na końcu bardziej technicznej części zjazdu
dojechałem do niego, to wymusiło hamowanie i wytracenie prędkości. Straciłem sporo
sił a także czasu na ponowne rozpędzenie roweru i do najlepszego czasu brakło
niewiele. Chyba potrzebuje zupełnie pustej drogi na zjeździe aby poprawić swój
najlepszy czas. Jadąc do domu zastanawiałem się do czego to doszło aby taki
zawodnik jak ja, przez lata jeden z najgorzej zjeżdżających w peletonie osób walczył
o jak najlepszy czas na zjeździe. Do domu wróciłem w dobrym tempie, głównie w
S2. Dawno przed wyścigiem nie robiłem tak długiej i mocnej jazdy i nie
wiedziałem jak to przełoży się na moją dyspozycję.
Rozjazd 27
Piątek, 30 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 33.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:16 | km/h: | 26.05 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 126126 ( 64%) | HRavg | 111( 56%) |
Kalorie: | 419kcal | Podjazdy: | 270m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny wyjazd pod znakiem niepewnej pogody. Widząc co dzieje się nad miastem, odpuściłem wyjazd na Przegibek i skierowałem się w kierunku Skoczowa gdzie niebo wyglądało dużo lepiej. Ciemne chmury utrzymywały się także nad górami ale byłem przygotowany na to, że mogę na trasie zmoknąć. Na początek problemy z miernikiem mocy, jadąc z wiatrem generowałem 50-60 Wat przy szybkiej jeździe i dosyć wysokim tętnie. Dopiero po spojrzeniu na rozkład mocy na poszczególne nogi stwierdziłem, że nie jest możliwe aby 70-80 % mocy szło z lewej nogi. Kilka minut próbowałem skalibrować pomiar i chyba za 4 razem się udało. Dalsza droga to walka z wysokim tętnem a za Skoczowem także z przeciwnym wiatrem. Pomimo burz i deszczy krążących po okolicy udało się dojechać na sucho.
Trening 97
Czwartek, 29 sierpnia 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 48.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:49 | km/h: | 26.42 |
Pr. maks.: | 66.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 139( 71%) |
Kalorie: | 855kcal | Podjazdy: | 900m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po spokojniejszej środzie zwiększyłem obciążenie treningowe. Pogoda była znów niepewna i dlatego nie wiedziałem gdzie jechać. Najrozsądniejszym rozwiązaniem był kolejny trening w Jaworzu na jednym z podjazdów ale po kilku minutach od wyjazdu i analizie sytuacji na niebie zdecydowałem, że jadę na po raz kolejny na Przegibek. Przez miasto przejechałem spokojnie z kilkoma akcentami służącymi jako pobudzenie nóg. Nie była to odpowiednia rozgrzewka i dlatego do treningu przystępowałem bez przekonania o realizacji założeń. Ośmiominutowe powtórzenia na stałej mocy zastąpiłem powtórzeniami ze stopniowym zwiększaniem mocy. Noga była lepsza niż dzień wcześniej ale mimo to czułem w nogach obciążenie które chyba było zbyt duże. Pierwszy podjazd wyglądał nieźle ale nie mogłem się odpowiednio zregenerować przed drugim wjazdem. Odpoczynek chyba był zbyt krótki i ruszałem już zmęczony a z każdą minutą było coraz gorzej. Podjazd kończyłem już na oparach a mimo to postanowiłem jechać trzeci raz. Zacząłem obiecująco ale później zaczęły się schody, przy drugim zwiększeniu obciążenia nie byłem w stanie jechać odpowiednio mocno a dodatkowo pojawiły się utrudnienia które spowodowały, że na moment musiałem puścić korby i ostatecznie odpuściłem. Stopniowo zmniejszałem obciążenie i do samego szczytu dojechałem już dużo spokojniejszym tempem. Na zjeździe skupiłem się na technice i nie zaobserwowałem w tym zakresie żadnych błędów. Droga powrotna to ucieczka przed deszczem i burza krążącą po okolicy, kilka kropel spadło ale na tym się skończyło. Kolejny raz skorzystałem z gorszych ciuchów i butów i chyba poza komfortem miały także jakiś wpływ na moją dyspozycję.