Piotr92blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(13)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrKukla2.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Szosa

Dystans całkowity:176758.50 km (w terenie 619.00 km; 0.35%)
Czas w ruchu:6527:23
Średnia prędkość:26.84 km/h
Maksymalna prędkość:750.00 km/h
Suma podjazdów:1954597 m
Maks. tętno maksymalne:205 (179 %)
Maks. tętno średnie:198 (101 %)
Suma kalorii:3659879 kcal
Liczba aktywności:2604
Średnio na aktywność:67.88 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Trening 21

Niedziela, 15 marca 2020 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 143.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:02 km/h: 28.41
Pr. maks.: 65.00 Temperatura: 4.0°C HRmax: 157157 ( 80%) HRavg 130( 66%)
Kalorie: 1834kcal Podjazdy: 1450m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Zmuszony byłem zmienić pierwotne plany i zrezygnować z pierwszej w tym roku jazdy w grupie i wyszła kolejna ciekawa samotnie przejechana trasa. Zgodnie z prognozami pogody poranek był mroźny ale już po 7 temperatura zaczęła rosnąć wiec szykowałem się do jazdy. Wczoraj próbowałem reanimować miernik mocy ale niespecjalnie się to udało, pierwsza diagnoza jest taka, że jeden z czujników jest wadliwy i powoduje zakłócenia pomiaru, kupiłem już nowy, nie jest to duży koszt a nawet jeżeli nie będzie konieczna wymiana to może być w zapasie. Skonfigurowałem pomiar z jednym czujnikiem ale nie byłem w stanie go skalibrować aby podwajał moc z jednego czujnika wiec dane dotyczą tylko prawej nogi. Rzeczywista moc w przybliżeniu jest dwa razy większa. Po weekendzie zrobię dokładny przegląd miernika, zainstaluje na nowo oprogramowanie i może wtedy uda się go przywrócić do stanu w którym pokazuje poprawne wartości. Nie zapowiadało się na wysoką temperaturę wiec nie miałem problemu z ubiorem. Zabrałem odpowiedni zapas jedzenia i picia i nie planowałem żadnych postojów w celu dokupienia prowiant np. na stacji benzynowej. O 8 byłem gotowy do jazdy i chwile później wyjechałem. Na zewnątrz nie było tak przyjemnie jak to wyglądało przez okno. Niewątpliwą zaletą tej pory był zerowy ruch na drogach. Po kilku minutach jazdy temperatura spadła poniżej 0 i zrezygnowałem z jazdy przez Przegibek i skierowałem się na Żywiec. Gdy skręciłem na południe to pojawił się lodowaty wiatr którego nie było w prognozach. Jechało się nieźle, noga podawała wiec nie przejmowałem się zbytnio tym faktem. Były jednak inne złe efekty niskiej temperatury i wiatru, marzły mi dłonie i miałem problem z podstawowymi czynnościami takimi jak wyciąganie jedzenia z kieszonek. Pierwszą porcje węglowodanów wyciągnąłem bez problemu ale przy drugiej miałem już problemy i zdecydowałem się zatrzymać. Byłem akurat na drodze z szerokim poboczem i zerowym ruchem więc był to optymalny moment. Po chwili ruszyłem dalej i na rondzie doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Samochód włączył migacz ale nie zjechał z ronda i w ostatniej chwili się zatrzymałem aby z nim się nie zderzyć. Wina nie była po mojej stronie ale na szczęście na strachu się skończyło i mogłem jechać dalej. Za rondem zaczął się wymagający podjazd, udało się złapać dobry rytm i wjechać równym tempem na szczyt. Po zjeździe wzdłuż jeziora miałem dylemat czy jechać pagórkowatym odcinkiem z dala od miejscowości czy wybrać odcinek prowadzący cały czas w górę do Ślemienia. Miałem mało czasu do namysłu i w ostatniej chwili odbiłem w prawo na Ślemień, trudno mi było uwierzyć ale znów jechałem pod wiatr. Dobrałem odpowiednie przełożenie i jechałem równym tempem przez opustoszałe miejscowości. Przy Kościołach bardzo mało samochodów, pieszych mogłem policzyć na placach jednej ręki a na całym ponad 10 kilometrowym odcinku minął mnie tylko jeden samochód. Za Ślemieniem skręciłem w prawo i zaczął się dosyć wymagający podjazd z nachyleniem przekraczającym 10 %. Postanowiłem go wjechać bardziej siłowo z kadencją 70-80 i byłem zaskoczony jak sprawnie wjechałem na szczyt. Później miałem moment zawahania czy skręcić w prawo czy jechać prosto. Jadąc prosto dojechałem do głównej drogi. Na niewielkim skrzyżowaniu maiłem kiepską widoczność, jakiś kierowca mając do dyspozycji cały parking stanął w takim miejscu, że nie wiedziałem czy nadjeżdża jakiś samochód z lewej strony czy nie. Zaryzykowałem i wjechałem na pustą drogę, czekał mnie długi zjazd do kolejnego ważniejszego skrzyżowania na trasie. Wiatr wiejący w twarz spowodował, że zjazd nie należał do przyjemnych. Pojawiło się też kilka samochodów ale nie było to problemem na szerokiej drodze. Do skrzyżowania było bliżej niż myślałem i po kilku kilometrach jazdy główną drogą znów zjechałem na mniej ważną drogę. Podjazd też był krótki i niezbyt trudny a później kolejny, ciągnący się zjazd z wiatrem wiejącym w twarz. W końcu dojechałem do głównej drogi Wadowice – Sucha Beskidzka. Nawet na tej drodze ruch był znikomy i krótki odcinek tej drogi jaki musiałem pokonać nie był uciążliwy. Skrzyżowanie na którym miałem skręcić w lewo w ostatniej chwili zauważyłem i wykonałem gwałtowny skręt, przed kolejnym skrzyżowaniem zrobiłem pierwszy dłuższy postój. Znalazł się czas na zdjęcia i analizę mapy, chciałem sprawdzić jedną z nieznanych dróg i miałem do wyboru drogę prowadzącą wzdłuż jeziora do głównej drogi na Wadowice lub któryś z łączników z drogą 52 Wadowice – Kraków. Miałem jeszcze trochę czasu na decyzje i ruszyłem na kolejny odcinek z wiatrem w twarz. Na płaskim odcinku wzdłuż jeziora wiatr hulał dosyć mocno ale złapałem dobry rytm i dzielnie z nim walczyłem. Po kilku kilometrach droga skręciła na wschód i zaczął się łagodny ale ciągnący się podjazd. Po wypłaszczeniu skręciłem w pierwszą z nieznanych dróg i przed oczami pojawiła się ściana do nieba. Nie było tak źle jak początkowo wyglądało, nachylenie nieznacznie przekroczyło 10 % a podjazd nie był zbyt długi. Później zjazd i kolejna hopka prowadząca już do Kalwarii. Nawet w takim miejscu były pustki, mało samochodów i ludzi, można było spokojnie przejechać. Na zjeździe przyjąłem kolejną dawkę energii i nie byłem w stanie skupić się na technice. Na głównym skrzyżowaniu znowu się wahałem czy jechać bocznymi drogami czy wskoczyć na główną do Wadowic. Impuls spowodował, że skręciłem w lewo na główną drogę. Od tego momentu jechałem z wiatrem aż do Bielska. Warto było męczyć się z wiatrem tyle kilometrów aby ostatnie 60 było z wiatrem. Szybko mijały kolejne kilometry, co jakiś czas mijałem lub wyprzedzały mnie pojedyncze samochody i dobrze, że nie włóczyłem się bocznymi drogami jak mogłem szybko dostać się do Wadowic. Tam zorientowałem się, że podręczny zapas jedzenia i picia się skończył i musiałem wyjąć z plecaka zapasy. Zatrzymałem się w bocznej uliczce i ruszając zauważyłem brak reakcji na zmianę przełożeń. Czyżby bateria już nie dawała rady lub któryś z przewodów nie łączył. Udało się ustawić optymalny bieg i dzięki temu nie przepychałem podjazdów z kadencją 60 ale na zjazdach musiałem puszczać korby. Nie mogłem w pełni wykorzystać wpływu wiatru i na pewno straciłem trochę czasu ale posuwałem się do przodu. Podjazdy były pewnym utrudnieniem bo nie lubię jeździć z niską kadencją ale musiałem zacisnąć zęby i jechać swoje. Za Kętami udało się zmienić ustawienie przerzutki i dzięki temu na bardziej odpowiadającej mi kadencji pokonałem najdłuższy podjazd na trasie do Kóz. Później udało się znów zmienić przełożenie ale była to ostatnia zmiana i na jednym biegu pokonałem już ostatnie kilkanaście kilometrów. Dopiero ostatni podjazd na trasie sprawił trudności, mocy pod nogą nie brakowało ale przełożenie było zdecydowanie za twarde. Pod domem brakowało 1 minuty do 5 godzin i zdecydowałem się dokręcić. Była to pierwsza długa jazda w tym roku bez żadnego kryzysu, z dobra nogą ale kolejnym problemem ze sprzętem. Brak danych z miernika mocy również można dopisać do minusów. Po tej jeździe i całym tygodniu zasłużyłem na kilka dni odpoczynku.

Trening 20

Sobota, 14 marca 2020 Kategoria blisko domu, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 52.00 Km teren: 0.00 Czas: 02:00 km/h: 26.00
Pr. maks.: 59.00 Temperatura: 1.0°C HRmax: 176176 ( 90%) HRavg 141( 72%)
Kalorie: 940kcal Podjazdy: 1100m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Długo się wahałem czy w ogóle wyjeżdżać z domu czy odkurzyć trenażer. Ostatecznie zdecydowałem się na wyjazd i modyfikacje założeń treningowych i trasy. Jakbym się uparł to mógłbym jechać tak jak zaplanowałem na początku tygodnia bo czas mi na to pozwalał. Ostatecznie dosyć niska temperatura była ostatecznym czynnikiem jaki zdecydował. Wyjechałem o 11:30 w teoretycznie najcieplejszym momencie dnia gdy na termometrze były 3 stopnie Celsjusza. Po ostatniej jeździe wyeliminowałem problemy z przerzutką ale miernik mocy szwankował jeszcze bardziej ale mimo to jechałem tak jak zamierzałem. Dojazd do Przegibka zmodyfikowałem dlatego żeby nie jechać koło Szpitala i przez to lepiej się rozgrzałem. Pomiar moc nie działał i pokazywał złe wartości. Planowane 15 minutowe powtórzenia na FTP skróciłem do 13 minut bo ukształtowanie terenu nie pozwalało na więcej. Zakładałem jechać na Równice i tam 15 minut na progu nie jest problemem. Gdy ruszyłem mocniej to nie byłem w stanie stwierdzić na jakiej mocy jadę, ruszyłem chyba zbyt mocno a licznik pokazywał że jadę n a 0,6 - 0,9 FTP. W lesie gdy nachylenie wzrosło to były momenty, że pomiar pokazywał wartości zbliżone do poprawnych, sugerowałem się rozkładem mocy na obie nogi, momentami było to 80/20 a czasami nawet 50/50 i wtedy wskazania były chyba najbliższe prawdy. Cały podjazd zajął mi około 13:30 od kościoła w Straconce i niecałe 10 od miejsca w którym zawsze zaczynam mierzyć czas. Czułem zapas mocy pod nogą ale myślę, że pojechałem mocniej niż FTP. Na zjeździe uzupełniłem zapasy energii i nie skupiłem się na technice. Zjechałem aż do przystanku w Międzybrodziu skąd na szczyt jest dokładnie 4 kilometry podjazdu. Drugi podjazd rozpocząłem równie mocno jak pierwszy. Wskazania mocy były chyba bliższe prawdy bo rozkład mocy na poszczególne nogi wyglądał lepiej. Noga podawała całkiem nieźle mimo temperatury wynoszącej 0 stopni Celsjusza. Wjechałem dosyć szybko i ostatnie kilkanaście sekund mocnej jazdy wypadło już na zjeździe. Jadąc w dół walczyłem z dużą ilością samochodów i udało się nawet dostarczyć trochę energii ale o szybkiej i technicznej jeździe mogłem zapomnieć. Ostatni podjazd zacząłem jeszcze przed Kościołem w Straconce i podobnie jak za drugim wjazdem wskazania mocy wyglądały lepiej niż przy pierwszym powtórzeniu. Ostatnie kilka minut to już walka z samym sobą, nogi już słabe, nie byłem zdziwiony bo nie jestem przyzwyczajony do takich treningów w niskich temperaturach a przez problemy z miernikiem mocy pewnie jechałam za mocno. Na szczycie nie zatrzymywałem się tylko od razu zawróciłem i zacząłem zjeżdżać. Postawiłem na technikę jazdy a;e dosyć mocno wiało i dosyć wolno zjechałem. Przez miasto przejechałem sprawnie, tylko w kilku miejscach musiałem zwalniać. Na podjazdach trzymałem się w 3, 4 strefie a na łatwiejszych odcinkach więcej czasu to była 1 strefa. Miernik świrował do końca treningu. Mam nadzieje, że kolejne treningi będą w lepszych warunkach i okolicznościach. Na razie nie przewiduje zmian w planie treningowym. Zwykle forma przychodziła na początku lub w połowie czerwca a do tego momentu jeszcze wiele może się wydarzyć i nie widzę powodu aby coś zmieniać bo to może mnie niepotrzebnie rozregulować a tego bym nie chciał.



Trening 19

Czwartek, 12 marca 2020 Kategoria 200-300, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 202.00 Km teren: 0.00 Czas: 07:17 km/h: 27.73
Pr. maks.: 63.00 Temperatura: 14.0°C HRmax: 155155 ( 79%) HRavg 133( 68%)
Kalorie: 5172kcal Podjazdy: 1240m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Prawdziwie wiosenny dzień musiałem wykorzystać. Nic nie stało na przeszkodzie aby poświecić większą część dnia na trening. Po raz pierwszy zdecydowałem się na zabranie mniejszej ilości jedzenia i picia i uzupełnianie zapasów w trasie. Wybrałem optymalny zestaw ciuchów zabierając do kieszeni lżejsze rękawiczki i nogawki aby ewentualnie móc je zmienić po drodze. Po sytym śniadaniu byłem gotowy do jazdy i wyruszyłem nawet szybciej niż planowałem. Na starcie zmodyfikowałem trasę, zamierzałem zaliczyć ciekawą pętlę której spora cześć prowadziła przez Czechy ale zdecydowałem się nie wykraczać poza granice Polski wiec odkopałem projekt trasy który nakreśliłem już kilka lat temu, również musiałem go zmodyfikować bo fragment prowadził przez Czechy, odległościowo wyszło to samo ale pojawiło się kilka dodatkowych podjazdów. Rower przygotowałem już dzień wcześniej i nic nie stało na przeszkodzie aby jechać na rowerze startowym. Po starcie już odruchowo skręciłem na Jaworze a nie w kierunku głównej drogi i na rozgrzewkę miałem około kilometrowy odcinek prowadzący non stop po górę. Spokojną jazdę kontynuowałem aż do Jasienicy gdzie spodziewałem się kolejki samochodów ale o dziwo było pusto na drodze. Z wiatrem jechało się bardzo przyjemnie ale w końcu nadszedł moment aby mocniej przycisnąć i jechać w 2 strefie mocy. Podjazdy w Rudzicy przy wietrze w plecy poszły jak z płatka, po zjeździe kierunek wiatru się zmienił i wiał bardziej z boku, gdy zacząłem kierować się na zachód to było już znacznie ciężej, łatwiej utrzymywałem moc ale często musiałem zmieniać biegi a wcale szybko nie jechałem. Drugi newralgiczny punkt na trasie czyli Chybie również przejechałem dosyć sprawnie. Walcząc ze zmiennym wiatrem zostałem przystopowany dopiero w Zbytkowie i przekroczenie Wiślanki okazało się trudną sprawą bo na jednej zmianie świateł przejeżdżały maksymalnie 3 samochody. Za Wiślanką przekonałem się jak silny jest wiatr. Na prostym odcinku drogi trzymając 200 Wat nie byłem w stanie jechać szybciej niż 20-22 km/h. Czekało mnie wiele kilometrów z wiatrem wiejącym w twarz i to był dopiero początek. Podjazd w Golasowicach okazał się trudniejszy niż zwykle i ciężko było złapać swój rytm. Na nowym dla mnie odcinku z Pielgrzymowic do Libowca zaczynałem czuć potrzebę postoju ale opóźniałem ten moment jak tylko mogłem. Pagórkowaty odcinek Jastrzębski dał mi nieźle w kość, czułem się jakbym jechał w tempie wyścigowym a to był tylko wysoki tlen z prędkością jazdy regeneracyjnej. Postój zrobiłem dokładnie w tym samym miejscu co 2 tygodnie temu tylko przyjechałem z drugiej strony. Po postoju droga stopniowo zaczęła się piać w górę aż do węzła przy Autostradzie A1 w Łaziskach. Później jechało się bardzo dziwnie, raz byłem w stanie jechać 40 km/h by chwile później nie być w stanie przekroczyć 25 km/h przy tym samym nachyleniu drogi. Przed dojazdem do głównej drogi próbowałem włączyć nawigacje i ślad który wgrałem na wypadek gdybym nie był pewny jak jechać. Okazało się, że nawigacja nie działa i nie wiedziałem jak temu zaradzić. Na skrzyżowaniu zdecydowałem się skręcić w lewo i w Gorzycach w prawo. Dojechałem do skrzyżowania i okazało się, że droga jest nieprzejezdna i objazd prowadzi przez wały nad Odrą. Jechałem już tam kiedyś ale w drugą stronę i dosyć dobrze wspominam tą drogę. Długi zjazd do tego skrzyżowania tym razem był bardzo długi, cały czas pod silny wiatr i dosyć duży ruch wymuszający dwukrotne wytracenie prędkości spowodowały, ze był to najgorszy dla mnie odcinek tego dnia. Po skręcie w prawo na wały zacząłem czerpać przyjemność z jazdy, początek jeszcze nie był tak fajny bo boczne podmuchy wybijały mnie z rytmu. Za miejscowością Odra poczułem wiatr wiejący idealnie w plecy i 40 km/h z licznika nie schodziło, w końcówce nawet pojawiło się 50 km/h mimo zerowej różnicy wysokości na kilku kilometrach. Siła wiatru jest ogromna i nawet największy koń wśród rowerzystów z naturą nie wygra. Dobre skończyło się w momencie dojazdu do kolejnego skrzyżowania gdzie znów miałem dylemat, jechać w prawo i trzymać się objazdu do drogi którą planowałem jechać czy skręcić w lewo i wskoczyć na drogę krajową w kierunku Opola. Ostatecznym czynnikiem jaki zdecydował był fakt, że jadąc krajówką miałbym problem z przekroczeniem Odry, pierwszy most był w Raciborzu, następny w Cisku pod Kędzierzynem co znacznie wydłużyłoby trasę. Szybko dojechałem do drogi w kierunku Raciborza z mniejszym ruchem niż na krajówce i z wiatrem nawet kilka krótkich podjazdów na trasie nie było problemem. Sprawnie minąłem miasto i trafiłem na fajną ścieżkę rowerową, jadąc nią znów musiałem zmagać się z czołowymi podmuchami wiatru. Nie trwało to jednak długo i gdy odbiłem na północ znowu miałem wiatr boczny a momentami w plecy. Droga wyglądała całkiem fajnie a ruch był niewielki. To co dobre szybko się kończy bo za większą miejscowością na tej trasie asfalt się skończył i przez kilka kilometrów droga była w remoncie. Jedyna trasa objazdowa również była rozkopana wiec nie opłacało się nadkładać kilometrów i trzymałem się tej drogi. Po kilku kilometrach pojawiły się na drodze osoby i sprzęt do robót nawierzchniowych i jeden pas już miał równy dywanik ale nie można było nim jechać. Na ostatnim zwężeniu przyblokowało mnie czerwone światło. Jechałem już bez picia i szukałem sklepu. Znalazłem jakiś mały sklepik przy którym było pełno rowerów, ustawiłem swój w takim miejscu, ze nie był widoczny z drogi i wstąpiłem do sklepu. Kupiłem co trzeba, udało się nie stać w kolejce i po paru minutach ruszyłem dalej. Od razu zauważyłem problem z miernikiem mocy, najpierw nie działał wcale a później pokazywał głupoty. Nie przejmowałem się tym zbytnio bo pojawił się niewielki kryzys i przyjąłem większą niż zwykle dawkę węglowodanów. Ciężko jechało się przez kilka kilometrów i w Rudach zdecydowałem się na krótki postój. Nie był na to odpowiedni moment i wtedy wydarzyło się kilka sytuacji którym mógłbym zapobiec. Najpierw nie umiałem zlokalizować telefonu i już się bałem, że go zgubiłem. W trakcie grzebania po kieszeniach podmuch wiatru przewrócił mój rower do kałuży. Na szczęście nic się nie obtarło ale cała owijka była brudna i mokra i chwilę trwało zanim doprowadziłem ją do stanu używalności. Kolejne minuty poświeciłem na dokładne oględziny roweru ale żadnych usterek nie zlokalizowałem. Gdy miałem już ruszać to na skrzyżowaniu zakleszczyła się ciężarówka, kierowca próbował wykonać manewr skrętu i wjechać w drogę pod kątem około 130 stopni co się nie udało i musiałem zejść z roweru i przejść kawałek poboczem. Ruszyłem dalej i stwierdziłem, że do najbliższego większego miasta zostało około 25 kilometrów i w tym czasie lepiej stanąć w sklepie niż później gdy skupiska ludzi są większe. Pierwszy sklep był pełen ludzi i nie było tych produktów jakie potrzebowałem wic pojechałem do kolejnego. Bardzo podobały mi się te leśne drogi z niewielkim ruchem, do życzenia pozostawiała nawierzchnia ale nie był to powód do narzekań. Szybko uzupełniłem zapasy, potrzebne na wypadek kolejnego kryzysu i ruszyłem w kierunku cywilizacji. Kryzys minął ale szwankować zaczął sprzęt, pojawił się problem z przerzutką i co jakiś czas łańcuch przeskakiwał na niektórych koronkach. Miernik mocy w dalszym ciągu nie działał, pokazywał głupoty i zazwyczaj zaniżał wartości. Dobrze się jechało i wydłużyłem sobie trasę i dłuższą drogą dojechałem doi Rybnika. Na wjeździe do miasta niewielkie spowolnienie a później już raz ścieżką, raz drogą minąłem sprawnie miasto. Zdecydowałem się na kolejny postój, zmieniłem nogawki i rękawiczki na letnie i jazda. Nie miałem ochoty na jazdę Wiślanką, na Pszczynę też nie chciałem się pchać i skręciłem na Żory i przez miasto głownie bocznymi drogami wyjechałem w kierunku Krzyżowic. Na jednym ze skrzyżowań spadł mi łańcuch, zapomniałem, że nie powinienem jeździć na największej koronce kasety i blacie jednocześnie i łańcuch zamiast spaść na małą tarcze zleciał z korby. Szybko to naprawiłem i zacząłem kolejną walkę z wiatrem. Miernik mocy pokazywał jeszcze większe głupoty niż wcześniej ale skupiłem się na równej jeździe co nie było tak prostą sprawą. W Jastrzębiu znów problem z wjazdem na główną, musiałem czekać kilka zmian świateł aż na moim pasie pojawi się samochód i czujka zapali zielone światło. Od tego momentu jechałem raz z wiatrem, raz z bocznym, momentami przeciwnym. Podjąłem decyzje o wjechaniu na Wiślankę i dojeździe do Zbytkowa. Jakoś 4 kilometry przetrwałem ale ruch był spory i nie miałem możliwości przeskoczyć na pas dla skręcających w lewo. Zjechałem na drogę w kierunku Zbytkowa i zawróciłem. Ruszając ze skrzyżowania znowu spadł mi łańcuch. Tym razem dłużej męczyłem się z jego założeniem i dopiero za drugim podejściem się udało. Gdy już ruszyłem i złapałem rytm to łańcuch strzelił. Nie miałem ochoty na skuwanie, usunąłem tylko jedno ogniwo i założyłem spinkę. Owijka i tak do prania ale ręce starałem się wyczyścić, chociaż nie były bardzo brudne. Ostatnia godzina jazdy była całkiem przyjemna. Noga podawała całkiem nieźle, jakby poprzednich 6 godzin nie było a ja dopiero wyjechałem z domu. Wiatr nie był już tak odczuwalny, myślałem, ze postój nie będzie już konieczny ale myliłem się. Na około 15 kilometrów przed domem Garmin się wyłączył, powód był jeden – słaba bateria. Miałem ze sobą powerbanka i zatrzymałem się by go podłączyć, przy okazji zrobiłem parę zdjęć, opróżniłem zbiornik i ruszyłem w kierunku domu. Po kilku minutach od podłączenia powerbanka stan baterii już był odpowiedni aby załączyć spowrotem licznik. Powrót pod wiatr nie był tak zły jak się spodziewałem, po tylu kilometrach w nogach odczułem dosyć wymagający podjazd po którym już w rozjazdowym tempie dojechałem do domu. Z przerwami wyszło ponad 8 godzin jazdy. Ciekawa trasa, dobra noga i brak większego kryzysu który zwykle pojawiał się w końcówce. Problemy ze sprzętem i elektroniką nie zabrały uśmiechu z twarzy. Takie trasy i długie jazdy bardzo lubię i tylko wiosną i jesienią mam na to czas. Głównym aktorem tego dnia był wiatr i w znacznym stopniu wpłynął na moją jazdę. W bezwietrznych warunkach pokonanie tej trasy nawet 30 minut szybciej nie byłoby problemem. W domu kolejne problemy z Garminem, nie mogłem zgrać pliku, musiałem go podzielić aż na 3 części i połączyć i dopiero plik dało się wgrać do Golden Cheetach i na Stravę. Dużo czasu poświeciłem na postoje ale mogłem sobie na to pozwolić. Tempo było idealne. Musze znów ustawić tylną przerzutkę, spróbować rozwiązać problem z Miernikiem Mocy i zreanimować po raz kolejny Garmina który ma już swoje lata i działa coraz gorzej, coraz częściej się zawiesza i co jakiś czas pojawia się problem z trzymaniem baterii. Po resecie trzyma ponad 10 godzin a po kilku tygodniach potrafi się rozładować po 4 godzinach, nawigacja i jazda po śladzie nie działa. Jedyny plus tego licznika to slot kart Micro SD którego nie mają wyższe modele. Jak nie będzie wyjścia to chyba zdecyduje się na wymianę licznika na nowszy model w którym da się aktualizować oprogramowanie. 

Trening 18

Wtorek, 10 marca 2020 Kategoria 0-50, blisko domu, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 35.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:15 km/h: 28.00
Pr. maks.: 50.00 Temperatura: 9.0°C HRmax: 174174 ( 89%) HRavg 139( 71%)
Kalorie: 596kcal Podjazdy: 490m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy trening na tym rowerze. Przed jazdą skonfigurowałem ustawienia miernika mocy i tylnej przerzutki. Już na starcie zmuszony byłem zweryfikować założenia treningowe i ograniczyć czas do minimum. Planowałem 6 powtórzeń w 5/6 strefie i dwa krótkie podjazdy na FTP. Z podjazdów zrezygnowałam i przez to zaoszczędziłem 15 minut. Znów nie zrobiłem odpowiedniej rozgrzewki i nie mogłem wskoczyć na obroty. Dwa krótkie sprinty w 5 strefie to było zbyt mało na przepalenie nogi przed treningiem jaki planowałem. Ruszyłem mocno z kopyta, wiatr nie miał większego wpływu na jazdę i mogłem się skupić na trzymaniu odpowiedniej mocy. Zupełnie inne przełożenia w tym rowerze spowodowały, że zupełnie olałem kadencje i pilnowałem tylko czasu i wskazań mocy. Pierwsze powtórzenie szło jak po grudzie, dopiero ostatnie 30 sekund gdy wskoczyłem do 6 strefy jakoś wyglądało. Kolejne szły lepiej i przy 5 najlepiej się jechało, rozważałem nawet odpuścić ostatni interwał ale ostatecznie go zrobiłem. Końcówka to już jazda na maksa, na sprincie wiele więcej bym z nóg już nie wycisnął. Nieźle ubiłem nogi tym treningiem. Wróciłem do domu dosyć szybko. Tym samym wyszedł jeden z najkrótszych ale i najintensywniejszych treningów w ostatnim czasie. Czuje, że zrobiłem postęp w akcentach 5,6 i 7 strefowych a była to moja bolączka w ostatnich sezonach.




Rozjazd 7

Poniedziałek, 9 marca 2020 Kategoria blisko domu, Samotnie, Szosa
Km: 26.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:04 km/h: 24.38
Pr. maks.: 58.00 Temperatura: 6.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 257kcal Podjazdy: 260m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy dłuższy wyjazd na tym rowerze. Przed jazdą próbowałem skonfigurować miernik mocy. Nie udało się i zdecydowałem się jechać bez pomiaru mocy. Zbierałem się w pośpiechu i zapomniałem także czujnika do pomiaru tętna więc czekała mnie jazda "na oko". Wyjechałem o najgorszej porze gdy na drogach jest największy ruch samochodów. W ostatnim czasie wprowadzono ruch wahadłowy na krótkim odcinku drogi którą zwykle jeżdżę i zdecydowałem się wybrać inną drogę. Niewiele to pomogło bo władowałem się w korek, na szczęście szybko włączyłem się do ruchu. Po kilku minutach mogłem się skupić na czerpaniu przyjemności z jazdy. Pod wiatr jechało się wyraźnie lepiej niż na drugim rowerze. Krótkie podjazdy też poszły płynniej a z wiatrem rower niósł jakby jechał sam. Przyjemność z jazdy skutecznie niszczyli kierowcy zachowujący się bardzo nieodpowiedzialne. Dwa razy musiałam hamować z około 50 km/h do zera i wpuścić samochody wyjeżdżające z bocznych dróg. Przez to dwa podjazdy które zwykle brałem z rozpędu podjeżdżałem dużo dłużej. Nie musiałem zatrzymywać się po drodze i poprawiać ustawień roweru. Jedynie tylna przerzutka wymaga jeszcze lekkiej regulacji bo nie wszystkie przełożenia wchodziły płynnie.

Trening 17

Niedziela, 8 marca 2020 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 153.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:19 km/h: 28.78
Pr. maks.: 57.00 Temperatura: 3.0°C HRmax: 157157 ( 80%) HRavg 137( 70%)
Kalorie: 2131kcal Podjazdy: 750m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny trening bazowy zaliczony. Kilka razy przekładałem godzinę wyjazdu ze względu na huśtawkę pogodową. Ostatecznie wyjechałem o 9 z małą rezerwą czasową. W przeciwieństwie do zeszłego tygodnia temperatura miała być stała i nie miałem problemu z ubiorem. Zapakowałem taką samą ilość jedzenia i picia jak przy poprzedniej 5 godzinnej jeździe. Ze względu na bardzo mokre drogi i ogólnie niepewną aurę po raz kolejny wyjechałem na rowerze treningowym. Zmieniłem trochę początek trasy i zamiast przez dwa wiadukty i dłuższy odcinek ścieżki rowerowej pojechałem przez Jasienicę. Już po kilku kilometrach na drodze pojawiła się spora ilość oleju który towarzyszył mi aż do Strumienia gdzie drogi były już obeschnięte. Dużym plusem był fakt, ze prawie nie wiało i nie musiałem się martwić czy obrany kierunek był właściwy. Do Pszczyny dojechałem bez postojów, nie zapominając o regularnym jedzeniu i piciu. W Pszczynie chciałem jechać prosto na Bieruń ale nie chciało mi się zatrzymywać i szukać dróg na mapie w liczniku wiec błądziłem w bocznych uliczkach wokół Rynku. Gdy trafiałem na właściwą drogę i omyłkowo skręciłem w prawo a nie w lewo i Pszczynę opuściłem drogą 933 a nie jak chciałem 931. Dużego znaczenia to jednak nie miało, noga się rozkręciła i równym i dosyć szybkim tempem pokonywałem kolejne kilometry. Pierwszy raz zatrzymałem się po 2 godzinach jazdy na kilka minut. Gdy ruszyłem w dalszą drogę zaczęło padać ale po chwili już przestało i drogi były raz suce, raz mokre. Po przekroczeniu drogi Kraków – Gliwice znalazłem się na nieznanej mi drodze. Wiedziałem, gdzie mam jechać i trzymając się drogi 780 dojechałem do znanego mi ronda w Libiąży. Odcinek przez las do Babic mogę jechać z zamkniętymi oczami, znam go na pamięć. Mimo, że znajduje się daleko od Bielska to lubię nim jeździć i jechałem już tam 10 razy. Po wyjeździe z lasu skręciłem w prawo na obwodnicę. Gdy wyjechałem na otwarty teren zauważyłem, że mocniej wieje niż wcześniej. Jechałem jednak swoje i nie przejmowałem się tym, że będzie ciężko. Kawałek dalej zauważyłem samochód stojący na poboczu, zatrzymałem się. Kierowca zapomniał telefonu w domu a samochód odmówił mu posłuszeństwa. Użyczyłem mu swojego i dzięki temu miałem chwilę na odpoczynek. Zyskane siły pozwoliły w dobrym tempie dotrzeć do Zatora a dalej zaczęły się schody. Wiatr był coraz bardziej odczuwalny a dodatkowo teren był bardziej pagórkowaty niż wcześniej. Chciałem zaliczyć nowe drogi i dlatego zamiast w kierunku Polanki Wielkiej pojechałem prosto na Głębowice. Po chwili zauważyłem na poboczu kolarza z kapciem w kole. Okazało się, że ma szytki i nie wiedziałem czy będę w stanie mu pomóc. W podręcznym zestawie miałem uszczelniacz który wożę od zeszłego roku i użyczyłem go. Pompka nie była potrzebna i mogłem jechać dalej, trochę żałowałem, że wybrałem tą trasę, nierówne, wąskie i dziurawe drogi a także wiatr wiejący z dosyć dużą prędkością nie ułatwiały sprawy. Na znaną drogę wjechałem w Osieku i skierowałem się już najkrótszą trasą do Bielska. Most na Sole dalej zamknięty dla ruchu, nie chciało mi się sprawdzać czy da się przejechać i jechałem dalej na Bielany, znalazłem skrót na mapie i dzięki temu byłem szybciej w Województwie Śląskim. Ostatnia godzina już strasznie się dłużyła. Na około 30 minut przed domem wyłączyło prąd mimo regularnego jedzenia i picia. Na końcówce jadłem częściej ale to nie pomogło. Jakoś dowlekłam się do domu. Super trening zaliczony, mimo niepewnej pogody, dosyć wymagającej trasy i kryzysu na końcówce jestem zadowolony ze swojej jazdy. Do dobrego jeszcze brakuje ale jak na początek sezonu jest nieźle.


Trening 16

Sobota, 7 marca 2020 Kategoria blisko domu, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 46.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:57 km/h: 23.59
Pr. maks.: 59.00 Temperatura: 3.0°C HRmax: 174174 ( 89%) HRavg 139( 71%)
Kalorie: 899kcal Podjazdy: 960m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Długo czekałem na ten trening. Już w piątek wiedziałem, że raczej nic nie stanie na przeszkodzie aby przeprowadzić trening na szosie. Miałem trochę więcej czasu do dyspozycji i dlatego pospałem dłużej i o 8 byłem gotowy do jazdy. Na termometrze 4 stopnie i wybrałem po raz kolejny zimowy zestaw ciuchów. Pierwszy wniosek po wyjeździe z domu był taki, że dosyć mocno wieje ale nawet to nie zatrzymało mnie i ruszyłem w kierunku Przegibka. Po kilku minutach spokojnej jazdy czułem, że nogi jeszcze nie wskoczyły na obroty. Nie bardzo układała się jazda, miałem problem z utrzymaniem odpowiedniej kadencji. Rozgrzewka też była bardzo niemrawa, nie było warunków aby mocniej pojechać przez 2 minuty i dlatego 110 sekund musiało wystarczyć. Powoli kulałem się w kierunku Przegibka, mimo faktu, ze jechałem z wiatrem dojazd do Straconki był dłuższy niż podczas letnich jazd regeneracyjnych. Zgodnie z planem pierwsze powtórzenie rozpocząłem już na podjeździe pod Przegibek, to było bardzo trudne i wymagające 8 minut, cały czas szukałem optymalnego przełożenia, było albo za twarde, albo za miękkie. Ujechałem się nieźle a czekały mnie jeszcze dwie próby. W wolnym tempie dowlokłem się do szczytu i dosyć szybko i pewnie zjechałem suchą szosą do Międzybrodzia. Nie było szans aby po 8 minutach odpoczynku zacząć drugie powtórzenie wiec rozpocząłem je w momencie gdy byłem na to gotowy. Było lepiej niż podczas pierwszej tempówki, noga wyraźnie lepiej kręciła. Tym razem skończyłem niedaleko szczytu ale czekał mnie dłuższy zjazd. Po dojeździe na szczyt odpuściłem sobie zjazd, musiałem uzupełnić zapasy energii i to był ważniejszy powód. Trzeci wjazd był najlepszy ze wszystkich, jechałem równiej trzymając dobrą moc. Skończyłem znowu dosyć daleko od szczytu ale dojechałem do końca podjazdu aby zaliczyć cały zjazd. Na zjeździe sprawdziłem czy nie zapomniałem jak się zjeżdża, o szybkim dostaniu się na dół nie było mowy z powodu silnych podmuchów wiatru ale od strony technicznej zjazd był całkiem dobry, popełniłem tylko dwa drobne błędy przez które wytraciłem nieco prędkości ale w porównaniu do tego co było na starcie zeszłego sezonu jest kilka klas lepiej. Dojazd do domu już bez szaleństw, wiatr skutecznie utrudniał jazdę ale zachowałem na tyle dużo sił, że nie było to dla mnie problemem. Brakowało mi takich treningów, już dwa tygodnie temu wybierałem się na Przegibek, albo nie było pogody albo czasu. Przy okazji skontrolowałem swoją dyspozycję na podjazdach która jest lepsza niż oczekiwałem.



Rozjazd 6

Piątek, 6 marca 2020 Kategoria blisko domu, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 8.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:22 km/h: 21.82
Pr. maks.: 45.00 Temperatura: 8.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 242kcal Podjazdy: 80m Sprzęt: Agree GTC SL Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi krótki wyjazd sprawdzający rower. Tym razem były lepsze warunki, cieplej, słonecznie i mniejszy wiatr. Sprawdziłem wszystkie elementy roweru i jedyne do czego mogłem mieć zastrzeżenia to praca tylnej przerzutki.

Trening 15

Czwartek, 5 marca 2020 Kategoria 100-200, Samotnie, Szosa, Zima, Zima 2020
Km: 118.00 Km teren: 0.00 Czas: 04:01 km/h: 29.38
Pr. maks.: 54.00 Temperatura: 3.0°C HRmax: 157157 ( 80%) HRavg 137( 70%)
Kalorie: 1621kcal Podjazdy: 550m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Nocą chwycił niewielki mróz ale się wypogodziło i drogi obeschły. Ciężko było wstać rano z łóżka po krótkim śnie ale znalazłem w sobie dużo motywacji. Nie miałem za to motywacji aby przełożyć miernik mocy do drugiego roweru i pojechałem kolejny raz na treningowym. Szybko się zebrałem i o 7 byłem gotowy do jazdy. Niewielki mróz i powolny wzrost temperatury skłonił mnie do wyboru zimowych ciuchów. Zabrałem dużo jedzenia, w sumie ponad 200 gram węglowodanów i 1,5 litra picia, tym razem napoju izotonicznego. Ruszyłem z bardzo słabymi nogami, na początek musiałem się zmagać z utrudnieniami na drodze a później z marznącymi dłońmi. Dopóki temperatura utrzymywała się poniżej zera cierpiałem okrutnie. W drodze do Skoczowa musiałem się zatrzymać na każdym skrzyżowania z sygnalizacją świetlną. Liczyłem że na kolejnych uda się przejeżdżać bez zatrzymywania. W Skoczowie zdecydowałem się na wjazd na dwupasmówkę. Wtedy też zorientowałem się że jeszcze nic nie jadłem i szybko nadrobiłem zależności i wsunąłem ponad 30 gram węglowodanów. Szybko żałowałem że wybrałem tą drogę. Zanieczyszczone pobocze i dosyć duży ruch komunikacyjny dałoby się przeżyć ale zatrzymywanie się na każdym możliwym skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną skutecznie wybijało mnie z rytmu. Miałem w głowie ciekawą trasę i dlatego nie opuściłem tej drogi przy pierwszej okazji. W Żorach skręciłem o jedno skrzyżowanie za daleko i przez to musiałem jechać drogą z dużą ilością progów zwalniających, później zatrzymałem się na moment i wtedy pojawiły się kolejne utrudnienia. Myślałem że szybko uda się przejechać przez wiadukt i wydostać z Żor. Niestety wiadukt jest w remoncie i w okolicy ronda przy nim tworzą się gigantyczne korki.
Ciężko byłoby się przedostać a nawet dostać na rondo. Mój czas był mocno ograniczony i zdecydowałem się na zmianę trasy. Skierowałem się na Rybnik a później Knurów. Droga w większości prowadziła przez las ale była dosyć dziurawa więc nie nudziłem się. Po dojeździe do ronda odbiłem na wschód i wtedy zauważyłem że dosyć mocno wieje co zwiastowało ciekawy powrót. Dojeżdżając do Orzesza przypomniałem sobie tą drogę, nie jechałem nią kilka lat ale dobrze pamiętałem że za chwilę będę musiał skręcić ostro w prawo i tak też było. Czekało mnie kilka kilometrów z wiatrem wiejącym w twarz. To nie jedyna atrakcja, ominąłem remont i korki w Żorach a władowałem się w kolejne utrudnienia. Oczywiście na każdym zwężeniu musiałem się zatrzymać i straciłem trochę czasu. Kolejny postój w Woszycach przy dwupasmówce. Skontrolowałem przy okazji ilość jedzenia i picia, nie brakowało i postój w sklepie nie był konieczny. Nie byłem zdecydowany na konkretną trasę powrotną do domu. Do Suszca prowadzi tylko jedna, nierówna droga. Noga zaczynała się powoli rozkręcać i nie chciało mi się kluczyć bocznymi drogami i wybrałem najprostszą drogę do Pszczyny. Wiatr próbował utrudniać jazdę, w lesie nie był odczuwalny, później się zatrzymałem i do Pszczyny było już lekko z górki. Remont skrzyżowania dalej w toku i zdecydowałem się jechać objazdem. Miałem jeszcze czas i skierowałem się na Goczałkowice a następnie najprostszą drogą do domu. Mogą kręciła już fajnie, pogoda zrobiła się naprawdę przyjemna. Szkoda że nie miałem już czasu na dłuższą jazdę.

Trening 14

Wtorek, 3 marca 2020 Kategoria blisko domu, Samotnie, Szosa, Zima
Km: 40.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:30 km/h: 26.67
Pr. maks.: 52.00 Temperatura: 8.0°C HRmax: 174174 ( 89%) HRavg 139( 71%)
Kalorie: 680kcal Podjazdy: 510m Sprzęt: Triban 5 Aktywność: Jazda na rowerze
Początek tygodnia przyniósł dobrą pogodę. Jedynym problemem był silny wiatr. Nie byłem pewny czy uda się wyjechać na trening i byłem gotowy na trenażer. Kiedy wstałem rano i zobaczyłem ponad 5 stopni na termometrze i suchą drogę to szybko się zebrałem i byłem gotowy do jazdy. Nie miałem dużej ilości czasu i byłem zmuszony kręcić się niedaleko domu. Godzina wyjazdu nie była najlepsza i przez pierwsze kilkanaście minut towarzyszyła mi duża ilość samochodów. Po drodze zdarzyły się dwie sytuacje w których mimo pierwszeństwa musiałem gwałtownie hamować i zatrzymać się. W końcu dojechałem do Jasienicy, udało się dobrze rozgrzać co było kluczową sprawą. Warunki do treningu były idealnie, droga prowadząca do góry i wiatr w twarz. Ruszyłem dosyć gwałtownie i pierwszy sprint był sprawdzeniem nogi i doboru odpowiedniego przełożenia. Długi czas odpoczynku to znowu mieszanie przełożeniami. Kolejne sprinty dobrze wchodziły w nogi. Nie dojechałem do końca podjazdu i zdecydowałem się zawrócić. Zjazd był szybki i nie wystarczył na odpoczynek. Kolejne dwie serie to dłuższe sprinty w 6 strefie mocy. Podjazd okazał się idealny, pierwszą serię zakończyłem kilkanaście metrów przed nawrotem. Pojechałem dalej aż skończył się asfalt i zwróciłem. Po dojeździe do skrzyżowania na moment musiałem się zatrzymać. Ostatnia seria powtórzeń to walka z koncentracją. Nie umiałem się skupić i powtórzenia były strasznie nierówne i szarpane. Przy ostatnim już odliczałem sekundy do końca. Nogi były ubite a jeszcze musiałem wrócić do domu. Nie byłbym sobą gdybym nie utrudnił sobie trasy. Dołożyłem jeden podjazd na którym nie umiałem złapać rytmu, kilka razy musiałem zwalniać i przepuszczać samochody. Chciałem być o 9 w domu i byłem około minutę przed czasem. Fajny trening w wiosennych warunkach, trochę słońca, trochę deszczu i wiatr. Zupełnie inaczej czułem się w wiosennych ciuchach niż zimowych.




kategorie bloga

Moje rowery

TCR Advanced 2 2021 10148 km
Zimówka 9414 km
Litening C:62 Pro 18889 km
Triban 5 54529 km
Astra Chorus 2022 12644 km
Evo 2 8629 km
Hercules 13228 km
Ital Bike 9476 km
Trek 17743 km
Agree GTC SL 21960 km
Cross Peleton 44114 km
Scott 9850 km

szukaj

archiwum