Wpisy archiwalne w kategorii
No Limited 2019
Dystans całkowity: | 4001.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 146:33 |
Średnia prędkość: | 27.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 52914 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 171 (87 %) |
Suma kalorii: | 65985 kcal |
Liczba aktywności: | 59 |
Średnio na aktywność: | 67.81 km i 2h 29m |
Więcej statystyk |
Trening 66
Środa, 26 czerwca 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 65.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:17 | km/h: | 28.47 |
Pr. maks.: | 69.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 186186 ( 95%) | HRavg | 133( 68%) |
Kalorie: | 1019kcal | Podjazdy: | 760m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Drugi zaplanowany na ten tydzień trening został nieco skrócony. Podobnie jak dzień wcześniej miałem problemy z wcześniejszym wstaniem z łóżka i wyjechałem blisko godzinę później niż zamierzałem. Było już ciepło a czekały mnie powtórzenia w 6 strefie mocy. Nie chcąc po raz kolejny walczyć z drogowcami na podjeździe pod Przegibek zdecydowałem się pojechać na Równicę. Podjazd który bardzo lubię i na którym jestem w stanie dawać z siebie wszystko wydawał się idealny na taki trening. Nie mając czasu postanowiłem na jednym podjeździe zrobić to samo co miałem zrobić na dwóch odcinkach w górę. Wymusiło to zwiększenie długości powtórzeń z 60 do 90 sekund. Po dobrej rozgrzewce szybko dotarłem do podnóża Równicy. Ruszyłem spokojnie a gdy tylko zrobiło się stromo to ogień. Wysokie nachylenie ułatwiło mocną jazdę. Po 90 sekundach sprintu, luźniejsza jazda przez 60 sekund nie wystarczyła na odpoczynek i każde powtórzenie zaczynałem na większym zmęczeniu. Pod koniec tętno już było maksymalnie wysokie. Chcąc zaliczyć w sumie 10 minut w strefie 6 ostatnie powtórzenie trwało 60 sekund a skończyło się akurat na linii poboru opłat. Byłem zmęczony, w bidonach już pustki a żar już lał się z nieba. Na zjeździe dosyć szybko jechałem, jedynie w dwóch miejscach musiałem sporo zwolnić. Odcinek kostki nie był dzisiaj komfortowy a na ostatniej prostej musiałem hamować z ponad 60 km/h prawie do zera. Później stanąłem w pierwszym napotkanym sklepie, napełniłem bidony i ruszyłem dosyć mocnym tempem do domu. Kilka podjazdów wjechałem z mocą w okolicy progu FTP. Pomimo zmęczenia noga podawała całkiem nieźle i gdyby nie upał i wiejący z różnych kierunków wiatr który utrudniał jazdę to przyjemność byłaby jeszcze większa. Kolejny mocny trening zaliczony, szkoda, że nie ma czasu na dłuższe treningi.
Trening 65
Wtorek, 25 czerwca 2019 Kategoria 50-100, blisko domu, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 50.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 25.00 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 181181 ( 92%) | HRavg | 132( 67%) |
Kalorie: | 878kcal | Podjazdy: | 960m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótki i mocny trening z powtórzeniami w 5 strefie mocy. Wyjechałem znowu w kierunku Przegibka. Tym razem nie miałem żadnych problemów z rozgrzewką i wszystkie zaplanowane akcenty zrealizowałem. Nie chciało mi się wcześniej wstać i w drugiej części treningu musiałem się liczyć z utrudnieniami na zjeździe z Przegibka. Po dojeździe do Straconki ruszyłem mocno, po zmianie stref musiałem trzymać moc około 350 Wat, długość każdej tempówki zaplanowałem na 8 minut. Pierwszy wjazd poszedł nieźle, jedynie na nieco łagodniejszych fragmentach podjazdu miałem problem z utrzymaniem właściwej mocy. Po spokojnym dojeździe do szczytu zacząłem zjeżdżać do Międzybrodzia. Był to czas na uzupełnienie energii i o szybkim zjeździe nie myślałem. Drugi wjazd miał być trochę mocniejszy. Zacząłem dosyć dobrze i równo, później pojawiły się schody a w drugiej części nie byłem w stanie jechać dużo mocniej. Po przejechaniu przełęczy zacząłem zjeżdżać do Bielska. Na tym podjeździe byłem w stanie jechać równiej i dlatego zdecydowałem się na ten odcinek. Na zjeździe pojawili się drogowcy co wiązało się z utrudnieniami. Bałem się, że w czasie mocnej jazdy zostanę zatrzymany i ta myśl cały czas siedziała w głowie co znacznie utrudniało jazdę. Ruszyłem równie mocno co wcześniej i o dziwo musiałem jechać szybciej aby utrzymać właściwą moc pomimo jazdy z tą samą kadencją. Bez problemów minąłem miejsce w którym były utrudnienia i jakoś dotrwałem do końca powtórzenia. Dawno nie robiłem tak długich powtórzeń na tak wysokiej mocy i byłem ujechany. Po dojeździe na szczyt zatrzymałem się na moment i ruszyłem spokojnie w dół. Bez większych problemów dojechałem do domu. Pod koniec zrobiło się gorąco.
Trening 64
Niedziela, 23 czerwca 2019 Kategoria Trening 2019, Szosa, Samotnie, No Limited 2019, Cube 2019, 50-100
Km: | 96.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:35 | km/h: | 26.79 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 175175 ( 89%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 1720kcal | Podjazdy: | 1920m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wiele opcji treningu miałem na ten dzień. Ostatecznie zdecydowałem się na samotny trening z kilkoma podjazdami. Wstając rano zauważyłem, że drogi są mokre, dało mi to czas na dłuższy odpoczynek i nieco później wstałem. Nie wiedziałem jak będę się czuł, nogi miły prawo być zmęczone a na regeneracje nie poświeciłem zbyt dużo czasu i sił.
Już po wyjeździe czułem, że jest nieźle. Przejazd przez miasto był szybki, bezproblemowy, zauważyłem drobne problemy z przednim kołem i prowizorycznie poluzowałem hamulec. Do podnóża Przegibka nie musiałem używać hamulców i mogłem zacząć właściwy trening. Chciałem zaliczyć kilka podjazdów w równym tempie, ostatnio trzymałem moc 300 Wat, teraz podniosłem poprzeczkę do 310-320 Wat. Na początku podjazdu nie potrafiłem dobrać optymalnego przełożenia ale z czasem dobrałem odpowiednie i skupiłem się na trzymaniu właściwej mocy. Udało się równo mocno przejechać cały podjazd, w nogach czułem rezerwy a dosyć szybko pokonałem cały odcinek. Na szczycie chwila przerwy, poprawiłem ułożenie przedniego koła, wrzuciłem coś na ząb i ubrałem kurtkę bo było dosyć chłodno a czekał mnie długi zjazd. Nie był to najlepszy pomysł, solidnie wiało i tworzyła się poduszka która skutecznie mnie hamowała. Po pokonaniu technicznej sekcji i wyjechaniu na bardziej otwarty teren zacząłem się gotować i po zjeździe do Międzybrodzia rozebrałem kurtkę. Pomimo wiatru wiejącego prawie cały czas w twarz miałem bardzo dobry czas i gdy ruszyłem byłem w stanie generować niezłą moc. Starałem się nie wychodzić poza 2 strefę. Dojechałem do Porąbki i skręciłem w kierunku Wielkiej Puszczy. W dolinie panował przyjemny chłodek i były to idealne warunki do podjazdu. Dojeżdżając do skrzyżowania z drogą w kierunku Targanic postanowiłem dojechać do końca drogi asfaltowej. Za skrzyżowaniem jest jeszcze około 500 metrów podjazdu i koniec warunków do jazdy na szosie. Na samym końcu zatrzymałem się i ruszyłem w dół. Niewiele brakowało abym przegapił skręt w prawo i z dosyć niskiej prędkości zaczynałem podjazd. Chcąc jechać z podobną mocą jak na Przegibek musiałem włożyć dużo sił w pierwszej części podjazdu i odpuścić w drugiej. Nie wyszło tak jak należy i początek pojechałem za lekko a końcówkę odrobinę za mocno. Ciężko przejechać równo podjazd na którym występują tak duże różnice w nachyleniu. Był to najlżej pzejechany odcinek pod góre tego dnia. Na szczycie się nie zatrzymałem i postój zrobiłem dopiero przed podjazdem na Kocierz. Początek podjazdu nigdy mi nie leżał. Dosyć szybko dobrałem odpowiednie przełożenie i starałem się trzymać założoną moc. Noga cały czas bez zarzutu i dlatego gdy zrobiło się stromiej to nie miałem najmniejszych problemów z utrzymaniem tempa, kadencji i mocy. W końcówce musiałem dołożyć do pieca aby równie mocno skończyć podjazd. Równa i mocna jazda zaowocowała drugim najlepszym czasem, przy tej nodze wjechanie tego podjazdu w rekordowym czasie byłoby formalnością, ale nie o to chodziło. Ponownie założyłem kurtkę, wrzuciłem coś na ząb i wolno ruszyłem w dół, dopiero gdy nachylenie wzrosło to rozwinąłem lepszą prędkość. O szybkim zjeździe nie mogło być mowy, za dużo samochodów i ciasne nie widoczne zakręty skutecznie udaremniły bardziej odważną jazdę. Po zjeździe rozebrałem kurtkę i bez dłuższego postoju rozpocząłem podjazd na Kocierz z drugiej strony. Nie mam dobrych wspomnień z tym odcinkiem, ostatni raz jak tam jechałem zerwałem łańcuch i ostatnie 150 metrów podjazdu pokonałem biegiem chcąc zaliczyć jak najlepszy czas. Podjazd można podzielić na dwie części, pierwszą trudniejszą z w miarę równym nachyleniem i drugą dużo łatwiejszą. Na początku nie umiałem złapać rytmu i dosyć długo dobierałem przełożenie na którym dobrze mi się jedzie. Na najtrudniejszym fragmencie musiałem wrzucić łańcuch na przedostatnią koronkę. Nie byłem zadowolony ze swojej jazdy mimo faktu, że moc się zgadzała. Żeby było jeszcze trudniej to przed wypłaszczeniem wyprzedził mnie starszy pan na elektryku. Gdy zrobiło się płasko to szybko do niego dojechałem i zostawiłem w tyle. Przy szybszej jeździe wspomaganie się wyłączyło a pan nie miał sił aby jechać moim tempem. Coś tam za mną krzyczał ale nie zwracałem na to uwagi. Pan skutecznie podniósł mi ciśnienie i tętno skoczyło do góry. Dobra jazda w końcówce zaowocowała drugim czasem. Przy dużo mocniejszym początku rekord spokojnie byłbym w stanie poprawić. Później wjechałem jeszcze krótki podjazd do hotelu, ubrałem się na zjazd i ruszyłem w dół. Nie dało się zbytnio poszaleć i skupiłem się na bezpiecznym pokonaniu całego zjazdu. Po ostatnim rozebraniu kurtki ruszyłem niemrawym tempem w kierunku Porąbki. Podjazd wjechałem z podobną mocą jak poprzednie co dało słaby czas. Na zjeździe do Porąbki też nie potrafiłem jechać dobrym tempem. Nieco lepiej było w Międzybrodziu Bialskim gdzie pagórkowaty odcinek do centrum pokonałem dobrym tempem. Na deser pozostał mi jeszcze podjazd na Przegibek. Długi dojazd odpuściłem, nawet na moment się zatrzymałem i dopiero ostatnie 3 kilometry jechałem dobrym tempem. Pomimo kilku podjazdów w nogach nie odczułem żadnego kryzysu i w dobrym tempie. Na zjeździe nie szalałem, dopiero w Straconce chciałem pojechać mocniej bo takie odcinki następujące bezpośrednio po zjeździe u mnie leżą totalnie i w tym momencie najwięcej tam tracę. Kolejne kilka kilometrów jechałem miarę równym tempem. Na podjazdach starałem się nie przyśpieszać zbytnio a na zjazdach dokręcać. Ostatnie 3 kilometry były już zupełnie luźne.
Całkiem dobry trening zrealizowany. Nie trzeba zawsze robić 150 kilometrów a charakterystyka trasy zrobiła swoje. Na niecałych 100 kilometrach uzbierało się prawie 2000 metrów przewyższenia i kilka wymagających podjazdów. Udało się pokonać wszystkie wzniesienia ze zbliżoną mocą, myślę, że dwa czy trzy podjazdy więcej nie stanowiłyby problemu co tylko potwierdza moją obecną formę i dobre przygotowanie do wyścigów. Najważniejsze, że nie czułem żadnego zmęczenia a obciążenie treningowe było spore. Duży wpływ miała też pogoda, przy 30 stopniach moja wydolność być może byłaby inna i pokonanie trasy w tym tempie kosztowałoby mnie więcej sił. Dobrze dobrałem ilość jedzenia a picia było odrobinę za mało, piłem mniej niż powinienem i podczas treningu wypiłem tylko 2 bidony.
Informacje o podjazdach:
Już po wyjeździe czułem, że jest nieźle. Przejazd przez miasto był szybki, bezproblemowy, zauważyłem drobne problemy z przednim kołem i prowizorycznie poluzowałem hamulec. Do podnóża Przegibka nie musiałem używać hamulców i mogłem zacząć właściwy trening. Chciałem zaliczyć kilka podjazdów w równym tempie, ostatnio trzymałem moc 300 Wat, teraz podniosłem poprzeczkę do 310-320 Wat. Na początku podjazdu nie potrafiłem dobrać optymalnego przełożenia ale z czasem dobrałem odpowiednie i skupiłem się na trzymaniu właściwej mocy. Udało się równo mocno przejechać cały podjazd, w nogach czułem rezerwy a dosyć szybko pokonałem cały odcinek. Na szczycie chwila przerwy, poprawiłem ułożenie przedniego koła, wrzuciłem coś na ząb i ubrałem kurtkę bo było dosyć chłodno a czekał mnie długi zjazd. Nie był to najlepszy pomysł, solidnie wiało i tworzyła się poduszka która skutecznie mnie hamowała. Po pokonaniu technicznej sekcji i wyjechaniu na bardziej otwarty teren zacząłem się gotować i po zjeździe do Międzybrodzia rozebrałem kurtkę. Pomimo wiatru wiejącego prawie cały czas w twarz miałem bardzo dobry czas i gdy ruszyłem byłem w stanie generować niezłą moc. Starałem się nie wychodzić poza 2 strefę. Dojechałem do Porąbki i skręciłem w kierunku Wielkiej Puszczy. W dolinie panował przyjemny chłodek i były to idealne warunki do podjazdu. Dojeżdżając do skrzyżowania z drogą w kierunku Targanic postanowiłem dojechać do końca drogi asfaltowej. Za skrzyżowaniem jest jeszcze około 500 metrów podjazdu i koniec warunków do jazdy na szosie. Na samym końcu zatrzymałem się i ruszyłem w dół. Niewiele brakowało abym przegapił skręt w prawo i z dosyć niskiej prędkości zaczynałem podjazd. Chcąc jechać z podobną mocą jak na Przegibek musiałem włożyć dużo sił w pierwszej części podjazdu i odpuścić w drugiej. Nie wyszło tak jak należy i początek pojechałem za lekko a końcówkę odrobinę za mocno. Ciężko przejechać równo podjazd na którym występują tak duże różnice w nachyleniu. Był to najlżej pzejechany odcinek pod góre tego dnia. Na szczycie się nie zatrzymałem i postój zrobiłem dopiero przed podjazdem na Kocierz. Początek podjazdu nigdy mi nie leżał. Dosyć szybko dobrałem odpowiednie przełożenie i starałem się trzymać założoną moc. Noga cały czas bez zarzutu i dlatego gdy zrobiło się stromiej to nie miałem najmniejszych problemów z utrzymaniem tempa, kadencji i mocy. W końcówce musiałem dołożyć do pieca aby równie mocno skończyć podjazd. Równa i mocna jazda zaowocowała drugim najlepszym czasem, przy tej nodze wjechanie tego podjazdu w rekordowym czasie byłoby formalnością, ale nie o to chodziło. Ponownie założyłem kurtkę, wrzuciłem coś na ząb i wolno ruszyłem w dół, dopiero gdy nachylenie wzrosło to rozwinąłem lepszą prędkość. O szybkim zjeździe nie mogło być mowy, za dużo samochodów i ciasne nie widoczne zakręty skutecznie udaremniły bardziej odważną jazdę. Po zjeździe rozebrałem kurtkę i bez dłuższego postoju rozpocząłem podjazd na Kocierz z drugiej strony. Nie mam dobrych wspomnień z tym odcinkiem, ostatni raz jak tam jechałem zerwałem łańcuch i ostatnie 150 metrów podjazdu pokonałem biegiem chcąc zaliczyć jak najlepszy czas. Podjazd można podzielić na dwie części, pierwszą trudniejszą z w miarę równym nachyleniem i drugą dużo łatwiejszą. Na początku nie umiałem złapać rytmu i dosyć długo dobierałem przełożenie na którym dobrze mi się jedzie. Na najtrudniejszym fragmencie musiałem wrzucić łańcuch na przedostatnią koronkę. Nie byłem zadowolony ze swojej jazdy mimo faktu, że moc się zgadzała. Żeby było jeszcze trudniej to przed wypłaszczeniem wyprzedził mnie starszy pan na elektryku. Gdy zrobiło się płasko to szybko do niego dojechałem i zostawiłem w tyle. Przy szybszej jeździe wspomaganie się wyłączyło a pan nie miał sił aby jechać moim tempem. Coś tam za mną krzyczał ale nie zwracałem na to uwagi. Pan skutecznie podniósł mi ciśnienie i tętno skoczyło do góry. Dobra jazda w końcówce zaowocowała drugim czasem. Przy dużo mocniejszym początku rekord spokojnie byłbym w stanie poprawić. Później wjechałem jeszcze krótki podjazd do hotelu, ubrałem się na zjazd i ruszyłem w dół. Nie dało się zbytnio poszaleć i skupiłem się na bezpiecznym pokonaniu całego zjazdu. Po ostatnim rozebraniu kurtki ruszyłem niemrawym tempem w kierunku Porąbki. Podjazd wjechałem z podobną mocą jak poprzednie co dało słaby czas. Na zjeździe do Porąbki też nie potrafiłem jechać dobrym tempem. Nieco lepiej było w Międzybrodziu Bialskim gdzie pagórkowaty odcinek do centrum pokonałem dobrym tempem. Na deser pozostał mi jeszcze podjazd na Przegibek. Długi dojazd odpuściłem, nawet na moment się zatrzymałem i dopiero ostatnie 3 kilometry jechałem dobrym tempem. Pomimo kilku podjazdów w nogach nie odczułem żadnego kryzysu i w dobrym tempie. Na zjeździe nie szalałem, dopiero w Straconce chciałem pojechać mocniej bo takie odcinki następujące bezpośrednio po zjeździe u mnie leżą totalnie i w tym momencie najwięcej tam tracę. Kolejne kilka kilometrów jechałem miarę równym tempem. Na podjazdach starałem się nie przyśpieszać zbytnio a na zjazdach dokręcać. Ostatnie 3 kilometry były już zupełnie luźne.
Całkiem dobry trening zrealizowany. Nie trzeba zawsze robić 150 kilometrów a charakterystyka trasy zrobiła swoje. Na niecałych 100 kilometrach uzbierało się prawie 2000 metrów przewyższenia i kilka wymagających podjazdów. Udało się pokonać wszystkie wzniesienia ze zbliżoną mocą, myślę, że dwa czy trzy podjazdy więcej nie stanowiłyby problemu co tylko potwierdza moją obecną formę i dobre przygotowanie do wyścigów. Najważniejsze, że nie czułem żadnego zmęczenia a obciążenie treningowe było spore. Duży wpływ miała też pogoda, przy 30 stopniach moja wydolność być może byłaby inna i pokonanie trasy w tym tempie kosztowałoby mnie więcej sił. Dobrze dobrałem ilość jedzenia a picia było odrobinę za mało, piłem mniej niż powinienem i podczas treningu wypiłem tylko 2 bidony.
Informacje o podjazdach:
Trening 63
Sobota, 22 czerwca 2019 Kategoria Trening 2019, Szosa, Samotnie, No Limited 2019, Czasówka Testowa, Cube 2019, 50-100
Km: | 76.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:59 | km/h: | 25.47 |
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 187187 ( 95%) | HRavg | 129( 66%) |
Kalorie: | 1248kcal | Podjazdy: | 1310m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie tak wyobrażałem sobie ten dzień. Obudziłem się z katarem i nie chciało mi się wstawać z łóżka. Wczoraj wpadłem na pomysł aby ogolić nogi, nie wiem czy dobrze zrobiłem czy nie ale jeżeli moja dyspozycja dzięki temu będzie wyglądała tak jak dzisiaj to był to słuszny ruch.
Wyjechałem przed 8 a musiałem być w domu o 11 więc nie miałem czasu na nic więcej niż test FTP. Kolejną zmianą była rozgrzewka. Zwykle robiłem kilka minutowych akcentów a dzisiaj zdecydowałem się na jedną 5 minutową tempówkę. Przejazd przez miasto o dziwo szybki i bezproblemowy. Dopiero na zwężeniu Buczkowicach musiałem się zatrzymać. Noga podawała bardzo dobrze, musiałem się pilnować aby nie jechać za mocno. Przed Salmopolem zatrzymałem się na momencik i wtedy zacząłem czuć chłód. Na podjeździe to nie przeszkadzało, podczas tempówki starałem się jechać równo ale nie bardzo to wychodziło. O tym, że jest chłodniej niż w ostatnich dniach przekonałem się na zjeździe. Zmarzłem pomimo bardzo wolnej i asekuracyjnej jazdy, rower nie działał poprawnie i dopiero po zjeździe do Malinki przekonałem się, że tylny zacisk ledwo trzymał i miałem dużo szczęścia, że nic poważniejszego się nie stało. Nie wiedziałem gdzie dokładnie zacząć test, pierwszy raz robiłem go na tym rowerze, z tymi kołami, możliwościami i przygotowaniem. Ruszyłem przed wjazdem do hotelu Vestina co okazało się około 100 metrów za późno. Początek prowadził odcinkiem o niższym nachyleniu ale z wiatrem w twarz. Długo byłem w stanie jechać szybko i do właściwego podjazdu na Salmopol dojechałem po około 5 minutach z dosyć dobrą mocą. Na podjedzie starałem się przyśpieszyć ale udało się to dopiero w drugiej połowie. Noga kręciła jak szalona, cały czas podawała i nie było żadnych oznak zmęczenia. Druga połowa testu już cały czas powyżej 350 Wat. Zbliżając się do końca już wiedziałem, że braknie podjazdu. Nie chciałem specjalnie zwalniać i ostatnie 15 sekund było już na zjeździe. Po teście szybko zjechałem na pobocze aby nie wpaść w jedną z wielu dziur. Szybko doszedłem do siebie i ruszyłem wolnym tempem w kierunku Szczyrku. Przejazd przez miasto był już utrudniony, duża liczba pieszych i samochodów nie pozwoliła na szybką jazdę. Na zwężeniu w Buczkowicach trochę poczekałem ale później już bez przeszkód. Po drodze zrobiłem jeszcze jeden 30 sekundowy sprint z dobrą mocą i już na luzie do domu. Szkoda, że nie miałem więcej czasu bo z przyjemnością zaliczyłbym jeszcze kilka podjazdów.
Nie spodziewałem się takiego wyniku i kapitalnego czasu na podjeździe pod Salmopol. Nieznacznie poprawiłem swój najlepszy wynik z zeszłego roku ważąc o ponad kilogram mniej niż wówczas. Pojechałem na swoim najlepszym sprzęcie w dobrych warunkach atmosferycznych. Mógłbym ograniczyć wagę roweru zdejmując np. jeden bidon czy torebkę podsiodłową ale dużego zysku by już nie było. Wcześniejsze rozpoczęcie testu też dałoby może 1 lub 2 Waty w zależności od mocy na finiszu.
Informacje o podjazdach:
Wyjechałem przed 8 a musiałem być w domu o 11 więc nie miałem czasu na nic więcej niż test FTP. Kolejną zmianą była rozgrzewka. Zwykle robiłem kilka minutowych akcentów a dzisiaj zdecydowałem się na jedną 5 minutową tempówkę. Przejazd przez miasto o dziwo szybki i bezproblemowy. Dopiero na zwężeniu Buczkowicach musiałem się zatrzymać. Noga podawała bardzo dobrze, musiałem się pilnować aby nie jechać za mocno. Przed Salmopolem zatrzymałem się na momencik i wtedy zacząłem czuć chłód. Na podjeździe to nie przeszkadzało, podczas tempówki starałem się jechać równo ale nie bardzo to wychodziło. O tym, że jest chłodniej niż w ostatnich dniach przekonałem się na zjeździe. Zmarzłem pomimo bardzo wolnej i asekuracyjnej jazdy, rower nie działał poprawnie i dopiero po zjeździe do Malinki przekonałem się, że tylny zacisk ledwo trzymał i miałem dużo szczęścia, że nic poważniejszego się nie stało. Nie wiedziałem gdzie dokładnie zacząć test, pierwszy raz robiłem go na tym rowerze, z tymi kołami, możliwościami i przygotowaniem. Ruszyłem przed wjazdem do hotelu Vestina co okazało się około 100 metrów za późno. Początek prowadził odcinkiem o niższym nachyleniu ale z wiatrem w twarz. Długo byłem w stanie jechać szybko i do właściwego podjazdu na Salmopol dojechałem po około 5 minutach z dosyć dobrą mocą. Na podjedzie starałem się przyśpieszyć ale udało się to dopiero w drugiej połowie. Noga kręciła jak szalona, cały czas podawała i nie było żadnych oznak zmęczenia. Druga połowa testu już cały czas powyżej 350 Wat. Zbliżając się do końca już wiedziałem, że braknie podjazdu. Nie chciałem specjalnie zwalniać i ostatnie 15 sekund było już na zjeździe. Po teście szybko zjechałem na pobocze aby nie wpaść w jedną z wielu dziur. Szybko doszedłem do siebie i ruszyłem wolnym tempem w kierunku Szczyrku. Przejazd przez miasto był już utrudniony, duża liczba pieszych i samochodów nie pozwoliła na szybką jazdę. Na zwężeniu w Buczkowicach trochę poczekałem ale później już bez przeszkód. Po drodze zrobiłem jeszcze jeden 30 sekundowy sprint z dobrą mocą i już na luzie do domu. Szkoda, że nie miałem więcej czasu bo z przyjemnością zaliczyłbym jeszcze kilka podjazdów.
Nie spodziewałem się takiego wyniku i kapitalnego czasu na podjeździe pod Salmopol. Nieznacznie poprawiłem swój najlepszy wynik z zeszłego roku ważąc o ponad kilogram mniej niż wówczas. Pojechałem na swoim najlepszym sprzęcie w dobrych warunkach atmosferycznych. Mógłbym ograniczyć wagę roweru zdejmując np. jeden bidon czy torebkę podsiodłową ale dużego zysku by już nie było. Wcześniejsze rozpoczęcie testu też dałoby może 1 lub 2 Waty w zależności od mocy na finiszu.
Informacje o podjazdach:
Krakonošův Cyklomaraton 2019
Sobota, 15 czerwca 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, w grupie, Wyścig, Zawody 2019
Km: | 174.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:35 | km/h: | 31.16 |
Pr. maks.: | 81.00 | Temperatura: | 31.0°C | HRmax: | 179179 ( 91%) | HRavg | 152( 77%) |
Kalorie: | 2800kcal | Podjazdy: | 2800m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po nocnych problemach zdrowotnych i około 2 godzinach snu nie czułem się najlepiej. Chciałem zrezygnować ze startu ale osobisty motywator i odebrany dzień wcześniej pakiet startowy przesądził o tym, że zdecydowałem się na start. Udało się zjeść lekkie śniadanie co uznałem za dobry znak. Podczas rozgrzewki nie byłem w stanie generować takich mocy jak podczas treningów a rosnąca temperatura i wiejący w twarz silny wiatr nie ułatwiał zadania. Gdy już dojechałem do Trutnova i zauważyłem ile wszędzie jest ludzi to czym prędzej zająłem miejsce w sektorze. Przypadło mi miejsce w górnej połowie stawki co i jest dużą różnicą w porównaniu do poprzedniego wyścigu. Dodatkowo trafiłem na jedno z osłoniętych przed bezpośrednimi promieniami słonecznymi miejsce w sektorze co ułatwiło oczekiwanie na start. Ciekawostką jest, że sygnałem do startu był wystrzał z wojskowej armaty. Już na starcie ktoś przede mną miał problem z ruszeniem i zanim wyminąłem to straciłem kilka cennych pozycji. Przejazd przez miasto szybki i nerwowy, ruch niby zabezpieczony ale co jakiś czas pojawiały się samochody stanowiące problemy dla jadącego całą ławą peletonu kolarzy. Na rondach trzymałem się prawej strony, była to bezpieczniejsza ale powodująca straty pozycji opcja. Nie czułem się pewnie i z miasta wyjeżdżałem na bardzo odległej pozycji. Później stawka zaczynała się rozciągać a ja znalazłem lukę po prawej stronie. Byłem całkowicie osłonięty od wiatru i zaczynałem powoli przesuwać się do przodu. Tempo było konkretne i na dłuższym podjeździe peleton się podzielił. Mocna jazda pozwoliła mi się znaleźć tuż za zasadniczą grupą. Przed zjazdem miałem kilka metrów straty, jak się okazało nie do odrobienia. Szaleńcze tempo na zjeździe pozwoliło urwać wszystkich a także wyprzedzić kilku dodatkowych zawodników. Goniłem dalej bez większych efektów, w końcu złapałem jakąś grupkę i stwierdziłem, że dalsza pogoń nie ma sensu. Do mety ponad 150 kilometrów, żar leje się z nieba, mocna jazda wymusza przyjmowanie większej ilości płynów a na dobry wynik szans przy tym poziomie rywalizacji nie było. W Lubawce uformowała się fajna grupka w której współpraca układała się wzorowo. Na dłuższych prostych było widać dużą grupę z przodu ale szans na dogonienie nie było. Gdy pojawił się podjazd to trochę się porozrywało. Po zjeździe ponownie stworzyliśmy grupkę i przez kilkanaście kilometrów współpraca się układała, do czasu gdy dojechała do nas czołówka z krótszego dystansu. Z ciekawości zerknąłem na średnią. Na odcinku 50 kilometrów z około 300 metrowym przewyższeniem wynosiła ona ponad 36 km/h. Peleton krótszego dystansu startującego 5 minut po nas musiał mieć około 40 km/h, to jest kosmos. Nawet najlepsi kolarze świata rzadko osiągają takie prędkości na początku wyścigów. Niekorzystną stroną tej sytuacji był fakt, że wraz z czołówką krótszego dystansu dojechali do nas zawodnicy którzy zostali za nami przed wjazdem do Polski. Na szczycie ostatniego przed Lubawką podjazdu miałem dostać pełny bidon i zapas żeli energetycznych. Wypatrując czekającej na mnie dziewczyny przestałem się skupiać na drodze i sporo osób mi odjechało. Złapałem w locie bidon i szybko wrzuciłem żele do kieszeni, musiałem gonić grupę i dlatego nie kalkulowałem na zjeździe. Po wjeździe do Lubawki pojawiła się kostka brukowa a na niej cała masa bidonów zgubionych przez kolarzy. Po objechaniu rynku pojawił się wodopój na którym się zatrzymałem w celu schłodzenia. Ciężko było ruszyć dalej i fajna grupka odjechała. Goniłem dosyć długo, z tyłu nie było nikogo widać i jedyną opcją była próba pogoni. Kilka grup było w zasięgu i najpierw dojechałem do jednej, potem wraz z innymi przeskoczyłem do drugiej. Do początku trudniejszej części podjazdu na przełęcz Kowarską trzymałem się raczej z tyłu a gdy nachylenie wzrosło to zacząłem zbliżać się do czuba aż wyszedłem na czoło grupy. Nie narzuciłem wcale mocnego tempa a grupa zaczynała się dzielić. Przed skrętem na Okraj zaczynałem już doganiać pojedynczych zawodników z wcześniej jadących grup. W końcu znalazł się ktoś kto zdecydował się jechać moim tempem. Nie byłem zadowolony z tempa w jakim wjechałem na przełęcz Okraj. Za przełęczą był
pierwszy tego dnia bufet żywieniowy. Zaskoczony byłem szybkością obsługi,
kilkadziesiąt osób na bufecie obsługiwane było w tempie ekspresowym. Po
napełnieniu bidonów nie mogłem sobie odmówić kilku kawałków arbuza i
straciłem dodatkową minutę. Długi i nudny zjazd w stronę Czech zacząłem
samotnie. Nawierzchnia pozostawiała dużo do życzenia i na jednym z wybojów
spadł mi łańcuch. Szybko pozbyłem się usterki i już na wypłaszczeniu
wyprzedziłem jednego zawodnika. Odbiłem w prawo na dodatkową pętlę
obejmującą trzy podjazdy, czułem na plecach dużą grupę ale wiedząc, że
lada moment zacznie się bardzo trudny podjazd specjalnie nie czekałem na
nich. Przed rozpoczęciem wspinaczki zacząłem doganiać pojedynczych
zawodników, widząc przed sobą znak oznaczający początek podjazdu osoba
kierująca ruchem nakazała skręcić w lewo. Na horyzoncie pojawiła się
ściana do nieba. Przed podjazdem termometr wskazywał ponad 35 stopni a nic
nie wskazywało, że podjazd szybko się skończy. Chcąc mieć ten podjazd za
sobą postanowiłem jechać mocno, motywacją był wodopój na szczycie. Był to
jeden z mocniejszych akcentów w tym wyścigu, zostawiłem jeszcze rezerwy bo
odcięcie prądu w tym momencie nie było wskazane. Widząc ile osób jedzie
slalomem a nawet prowadzi rower pod ten morderczy podjazd moja motywacja
wzrosła. Na szczycie musiałem napełnić bidon a dobry litr wody poszedł na
schłodzenie ciała. Po wspinaczce zaczął się długi odcinek wyłączony z
ruchu. Początek prowadził bardzo złą, momentami szutrową nawierzchnią.
Nie widząc nikogo przed sobą nie wiedziałem jakie tempo trzymać, do mety
zostało około 60 kilometrów. Wiedziałem, że tempo jakie trzymałem przez
sporą część dystansu było odpiwiednie i starałem się trzymać podobną
moc. Lepiej zjeżdżający i być może lepiej znający teren zawodnicy
dojechali do mnie ale na początku kolejnego podjazdu swobodnie odjechałem.
Wtedy też wyłączył mi się licznik, okazało się, że to bateria. Wyłączyłem
aplikację w telefonie zapominając o konfiguracji czujników. Dojechałem do
bufetu na którym znowu straciłem cenny czas. Najedzony, nawodniony i
zaopatrzony w odpiwiednią ilość jedzenia i picia ruszyłem na ostatnie 44
kilometry. Gdy byczyłem się na bufecie to kilku zawodników zdołało
odjechać. Pomimo faktu, że ruszyłem w małej grupce do mety to na początku
kolejnego podjazdu już zostałem sam. Na około 20 kilometrów przed metą
profilaktycznie zażyłem magnez. Łyknąłem jeszcze kilku zawodników i gnałem
w kierunku mety. Gdy byłem pewny, że do mety dojadę sam to dojechała do
mnie dobrze współpracująca grupa. Zmotywowałem się do mocniejszej jazdy a na
ostatnim krótkim podjeździe przed wjazdem do Trutnova dałem na tyle mocną
zmianę, że rozerwałem grupę. Dwóch zawodników spokojnie odjechało a z tyłu
jechali pojedynczy zawodnicy. Nie dałem się już wyprzedzić a finisz o 75
miejsce na kostce brukowej nie miał sensu.Byłem bardzo zadowolony, że
przetrwałem w tych morderczych warunkach. Zachowałem dużo sił i nawet
gdyby dystans wyścigu miał ponad 200 kilometrów to spokojnie dałbym radę
go przejechać w podobnym tempie. Nie patrzyłem na wynik, wiedziałem, że do
czołówki starta jest ogromna a spodziewane miejsce oscylowało mniej więcej
w połowie stawki. Na mecie nie miałem ochoty na jedzenie i szybko dobrałem
się do butelki wody. Później postanowiłem coś zjeść ale z trudem wcisnąłem
porcje bardzo dobrego gulaszu. Dopiero kilka łyków bezalkoholowego piwa
przywróciło mój żołądek do normalnego stanu. Po około godzinie od wjazdu
na metę ruszyłem w rozjazdowym tempie w kierunku Lubawki.
Biorąc pod uwagę problemy jakie miałem w ciągu ostatnich kilkunastu godzin
przed startem, przyjętą taktykę i warunki pogodowe to spisałem się
całkiem dobrze. Po dokładnej analizie wyników stwierdziłem, że wiele
lepiej być nie mogło. Nie wiem jakby skończył się dla mnie ten wyścig
gdybym zaryzykował jazdę mocnym tempem od startu do mety. Starta do dużo
lepszych miejsc wyszła ogromna i ciężko jest powiedzieć czy dałbym rade
przejechać trasę np. 20 minut szybciej. Kolejny plus to trzeci już w tym
roku start w którym nie miałem problemów ze sprzętem, może pech mnie już
opuścił. Mniej istotną sprawą jest fakt, że kolejny wyścig przejechałem ze
średnią prędkością ponad 30 km/h. Dobrane tempo i ilość jedzenia i picia
było idealne i nie przytrafił mi się nawet najmniejszy kryzys który miałby
wpływ na moją jazdę. Jedyny minus to moja niedyspozycja zdrowotna i
niezbyt dobre przygotowanie do jazdy w upale.
Organizacja wyścigu jeszcze na wyższym poziomie niż podczas Mamut
Tour.Profesjonalnie zorganizowane biuro zawodów, podział startów na dwa
dystanse był dobrym ruchem ale start krótszego dystansu powinien być około
15 minut później aby zawodnicy z dłuższego dystansu mieli lepszy komfort
na trasie i pierwszych bufetach. Profesjonalnie oznaczona i zabezpieczona
trasa. Nie było żadnej dziury przed którą nie było oznaczenia, wszystkie
strzałki były widoczne. Ruch był zabezpieczony na całej długości trasy,
wszystkie skrzyżowania obstawione przez służby, na niebezpiecznych
zjazdach i zakrętach stali ludzie z gwizdkami i na trasie naliczyłem się
chyba tylko dwóch niebezpiecznych miejsc w których brakowało oznaczeń.
Służby były na trasie do ostatniego zawodnika co w Polsce rzadko się
zdarza. Bufety super zorganizowane i zaopatrzone. Dla najlepszych
zawodników przygotowane były bidony, oprócz tego duże baniaki z wodą z
kranikami do samoobsługi, masa kubków z wodą i izo oraz duża ilość
jedzenia. Bufetowi wykonywali swoją prace bardzo profesjonalnie. Mały
minus można postawić przy trasie ale dużo lepszych dróg w okolicy chyba
nie ma a układ trasy był ciekawy i przy spokojniejszej jeździe można było
podziwiać piękne widoki. Wyścigi w Czechach są godne polecenia.
Organizacja na wysokim poziomie, bardzo wysoki poziom sportowy i ciekawe
trasy. Po dwóch startach w Czechach mogę stwierdzić, że wole przyjechać na
70 miejscu w wyścigu z silną i międzynarodową obstawą niż zająć 5 miejsce
w lokalnych zawodach. Wiem, że dużo mi brakuje do najlepszych i podczas
tych dwóch wyścigów zebrałem całą masę cennego doświadczenia które mam
nadzieje zaprocentuje w przyszłości. Polecam każdemu wyścigi w Czechach,
poziom sportowy jest tak zróżnicowany, że każdy znajdzie odpowiednią grupę
a satysfakcja z udziału i ukończenia jednego z tych kultowych już wyścigów
jest ogromna.
pierwszy tego dnia bufet żywieniowy. Zaskoczony byłem szybkością obsługi,
kilkadziesiąt osób na bufecie obsługiwane było w tempie ekspresowym. Po
napełnieniu bidonów nie mogłem sobie odmówić kilku kawałków arbuza i
straciłem dodatkową minutę. Długi i nudny zjazd w stronę Czech zacząłem
samotnie. Nawierzchnia pozostawiała dużo do życzenia i na jednym z wybojów
spadł mi łańcuch. Szybko pozbyłem się usterki i już na wypłaszczeniu
wyprzedziłem jednego zawodnika. Odbiłem w prawo na dodatkową pętlę
obejmującą trzy podjazdy, czułem na plecach dużą grupę ale wiedząc, że
lada moment zacznie się bardzo trudny podjazd specjalnie nie czekałem na
nich. Przed rozpoczęciem wspinaczki zacząłem doganiać pojedynczych
zawodników, widząc przed sobą znak oznaczający początek podjazdu osoba
kierująca ruchem nakazała skręcić w lewo. Na horyzoncie pojawiła się
ściana do nieba. Przed podjazdem termometr wskazywał ponad 35 stopni a nic
nie wskazywało, że podjazd szybko się skończy. Chcąc mieć ten podjazd za
sobą postanowiłem jechać mocno, motywacją był wodopój na szczycie. Był to
jeden z mocniejszych akcentów w tym wyścigu, zostawiłem jeszcze rezerwy bo
odcięcie prądu w tym momencie nie było wskazane. Widząc ile osób jedzie
slalomem a nawet prowadzi rower pod ten morderczy podjazd moja motywacja
wzrosła. Na szczycie musiałem napełnić bidon a dobry litr wody poszedł na
schłodzenie ciała. Po wspinaczce zaczął się długi odcinek wyłączony z
ruchu. Początek prowadził bardzo złą, momentami szutrową nawierzchnią.
Nie widząc nikogo przed sobą nie wiedziałem jakie tempo trzymać, do mety
zostało około 60 kilometrów. Wiedziałem, że tempo jakie trzymałem przez
sporą część dystansu było odpiwiednie i starałem się trzymać podobną
moc. Lepiej zjeżdżający i być może lepiej znający teren zawodnicy
dojechali do mnie ale na początku kolejnego podjazdu swobodnie odjechałem.
Wtedy też wyłączył mi się licznik, okazało się, że to bateria. Wyłączyłem
aplikację w telefonie zapominając o konfiguracji czujników. Dojechałem do
bufetu na którym znowu straciłem cenny czas. Najedzony, nawodniony i
zaopatrzony w odpiwiednią ilość jedzenia i picia ruszyłem na ostatnie 44
kilometry. Gdy byczyłem się na bufecie to kilku zawodników zdołało
odjechać. Pomimo faktu, że ruszyłem w małej grupce do mety to na początku
kolejnego podjazdu już zostałem sam. Na około 20 kilometrów przed metą
profilaktycznie zażyłem magnez. Łyknąłem jeszcze kilku zawodników i gnałem
w kierunku mety. Gdy byłem pewny, że do mety dojadę sam to dojechała do
mnie dobrze współpracująca grupa. Zmotywowałem się do mocniejszej jazdy a na
ostatnim krótkim podjeździe przed wjazdem do Trutnova dałem na tyle mocną
zmianę, że rozerwałem grupę. Dwóch zawodników spokojnie odjechało a z tyłu
jechali pojedynczy zawodnicy. Nie dałem się już wyprzedzić a finisz o 75
miejsce na kostce brukowej nie miał sensu.Byłem bardzo zadowolony, że
przetrwałem w tych morderczych warunkach. Zachowałem dużo sił i nawet
gdyby dystans wyścigu miał ponad 200 kilometrów to spokojnie dałbym radę
go przejechać w podobnym tempie. Nie patrzyłem na wynik, wiedziałem, że do
czołówki starta jest ogromna a spodziewane miejsce oscylowało mniej więcej
w połowie stawki. Na mecie nie miałem ochoty na jedzenie i szybko dobrałem
się do butelki wody. Później postanowiłem coś zjeść ale z trudem wcisnąłem
porcje bardzo dobrego gulaszu. Dopiero kilka łyków bezalkoholowego piwa
przywróciło mój żołądek do normalnego stanu. Po około godzinie od wjazdu
na metę ruszyłem w rozjazdowym tempie w kierunku Lubawki.
Biorąc pod uwagę problemy jakie miałem w ciągu ostatnich kilkunastu godzin
przed startem, przyjętą taktykę i warunki pogodowe to spisałem się
całkiem dobrze. Po dokładnej analizie wyników stwierdziłem, że wiele
lepiej być nie mogło. Nie wiem jakby skończył się dla mnie ten wyścig
gdybym zaryzykował jazdę mocnym tempem od startu do mety. Starta do dużo
lepszych miejsc wyszła ogromna i ciężko jest powiedzieć czy dałbym rade
przejechać trasę np. 20 minut szybciej. Kolejny plus to trzeci już w tym
roku start w którym nie miałem problemów ze sprzętem, może pech mnie już
opuścił. Mniej istotną sprawą jest fakt, że kolejny wyścig przejechałem ze
średnią prędkością ponad 30 km/h. Dobrane tempo i ilość jedzenia i picia
było idealne i nie przytrafił mi się nawet najmniejszy kryzys który miałby
wpływ na moją jazdę. Jedyny minus to moja niedyspozycja zdrowotna i
niezbyt dobre przygotowanie do jazdy w upale.
Organizacja wyścigu jeszcze na wyższym poziomie niż podczas Mamut
Tour.Profesjonalnie zorganizowane biuro zawodów, podział startów na dwa
dystanse był dobrym ruchem ale start krótszego dystansu powinien być około
15 minut później aby zawodnicy z dłuższego dystansu mieli lepszy komfort
na trasie i pierwszych bufetach. Profesjonalnie oznaczona i zabezpieczona
trasa. Nie było żadnej dziury przed którą nie było oznaczenia, wszystkie
strzałki były widoczne. Ruch był zabezpieczony na całej długości trasy,
wszystkie skrzyżowania obstawione przez służby, na niebezpiecznych
zjazdach i zakrętach stali ludzie z gwizdkami i na trasie naliczyłem się
chyba tylko dwóch niebezpiecznych miejsc w których brakowało oznaczeń.
Służby były na trasie do ostatniego zawodnika co w Polsce rzadko się
zdarza. Bufety super zorganizowane i zaopatrzone. Dla najlepszych
zawodników przygotowane były bidony, oprócz tego duże baniaki z wodą z
kranikami do samoobsługi, masa kubków z wodą i izo oraz duża ilość
jedzenia. Bufetowi wykonywali swoją prace bardzo profesjonalnie. Mały
minus można postawić przy trasie ale dużo lepszych dróg w okolicy chyba
nie ma a układ trasy był ciekawy i przy spokojniejszej jeździe można było
podziwiać piękne widoki. Wyścigi w Czechach są godne polecenia.
Organizacja na wysokim poziomie, bardzo wysoki poziom sportowy i ciekawe
trasy. Po dwóch startach w Czechach mogę stwierdzić, że wole przyjechać na
70 miejscu w wyścigu z silną i międzynarodową obstawą niż zająć 5 miejsce
w lokalnych zawodach. Wiem, że dużo mi brakuje do najlepszych i podczas
tych dwóch wyścigów zebrałem całą masę cennego doświadczenia które mam
nadzieje zaprocentuje w przyszłości. Polecam każdemu wyścigi w Czechach,
poziom sportowy jest tak zróżnicowany, że każdy znajdzie odpowiednią grupę
a satysfakcja z udziału i ukończenia jednego z tych kultowych już wyścigów
jest ogromna.
Rozgrzewka i rozjazd
Sobota, 15 czerwca 2019 Kategoria 0-50, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 45.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 22.50 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 30.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 890kcal | Podjazdy: | 430m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rozruch
Piątek, 14 czerwca 2019 Kategoria 0-50, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 48.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:55 | km/h: | 25.04 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 170170 ( 87%) | HRavg | 115( 58%) |
Kalorie: | 595kcal | Podjazdy: | 420m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótka przejażdżka w celu sprawdzenia początku trasy Krakonošův Cyklomaraton a także sprzętu i organizmu po czwartkowej niedyspozycji zdrowotnej. Weekendową bazą wypadową była malownicza przygraniczna miejscowość Lubawka. Dojazd na miejsce również nie był prosty. Dobrą godzinę straciłem na utrudnieniach drogowych. Wieczorem po 18 zebrałem się na jazdę. Od miejsca startu zawodów dzieliło mnie około 20 kilometrów. Ruszyłem dosyć spokojnie i mocniejszych akcentów na dojeździe do Trutnowa nie było. Pojechałem o jedno rondo za daleko i następnie kluczyłem niepotrzebnie po mieście. Okazało się, że nie zabrałem ze sobą telefonu i dotarcie do biura zawodów zajęło mi trochę czasu. Będąc już w miasteczku zawodów zdecydowałem się na odbiór pakietu startowego. Pomimo wielu obaw wybrałem długi dystans z ciekawszą trasą. Małe problemy przy rejestracji spowodowały, że zostałem zapisany jak Czech z klubu jas-kotka. W tym języku nie ma polskich znaków i dlatego tak wyszło. Po załatwieniu formalności ruszyłem w powrotną drogę. Początek po ulicach miasta jest płaski a na kolejnych kilometrach ciężko o wyższe nachylenie. Pierwszy krótki podjazd pojawia się około 7 kilometrach trasy. Tam też zrobiłem mocniejszy akcent. Kilka kilometrów dalej pojawił się podjazd który mógłby podzielić peleton. Za podjazdem był bardzo nierówny i dziurawy zjazd i pagórkowaty odcinek do Polski. Po dojeździe do Lubawki podjechałem jeszcze do centrum po wodę i wróciłem na kwaterę. Wieczorem nie umiałem nic przełknąć a znaczną część nocy spędziłem w toalecie.
Informacje o podjazdach:
Informacje o podjazdach:
Trening 60
Środa, 12 czerwca 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Trening 2019
Km: | 43.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:48 | km/h: | 23.89 |
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 180180 ( 92%) | HRavg | 128( 65%) |
Kalorie: | 676kcal | Podjazdy: | 770m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Drugi poranny trening w tym tygodniu, tym razem znowu wybrałem się na Przegibek. Na początku przejazd przez miasto z drobnymi problemami i niepełną rozgrzewką. Gdy już dotarłem do podjazdu to zacząłem właściwy trening. W tym sezonie po raz pierwszy robię ćwiczenia w 7 strefie mocy. Jest to dla mnie nowość i nie mam zupełnie porównania danych z zeszłego roku. Na początek powtórzenia trwają 20 sekund z 40 sekundowym odpoczynkiem. Pierwszą serię zacząłem zaraz za wjazdem do lasu. Moce jakie generowałem były różne a zależały głównie od nachylenia a także dobranego przełożenia. Żadne z nich nie było za lekkie i nic nie przeszkodziło w realizacji założeń. Po spokojnym zjeździe bardzo zanieczyszczoną drogą do Międzybrodzia przyszła kolej na drugą serię. Poszczególne powtórzenia wyglądały bardzo podobnie a jednym problemem okazał się dobór odcinka testowego. Ostatnie powtórzenie kończyłem już na zjeździe. Dalszą część zjazdu pokonałem już spokojniej, warunki pozwoliły na dosyć szybki zjazd.
Powrót do domu nie był lekki. Nogi nie chciały pracować jak należy a rosnąca temperatura miała wyraźny wpływ na samopoczucie.
Informacje o podjazdach:
Powrót do domu nie był lekki. Nogi nie chciały pracować jak należy a rosnąca temperatura miała wyraźny wpływ na samopoczucie.
Informacje o podjazdach:
Trening 59
Wtorek, 11 czerwca 2019 Kategoria 0-50, 50-100, blisko domu, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019
Km: | 53.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:07 | km/h: | 25.04 |
Pr. maks.: | 70.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 170170 ( 87%) | HRavg | 130( 66%) |
Kalorie: | 875kcal | Podjazdy: | 990m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po intensywnym pod wieloma względami weekendzie musiałem odpocząć. Nie wiem czy jeden dzień wolnego wystarczył bo przed treningiem czułem wyraźne zmęczenie. Wyjechałem po 7 i było jeszcze przyjemnie chłodno. Przejazd przez miasto bez większego problemu chociaż zaplanowanej rozgrzewki nie zrealizowałem w 100 %. Siedziałem, że będzie ciężko ale mimo to przystąpiłem do realizacji założeń treningowych. Plan minimum zakładał pięć 5 minutowych powtórzeń w 5 strefie mocy. Trening realizowałem po raz kolejny na podjeździe pod Przegibek. Pierwszy raz nie by najlepszy a kolejne wyglądały już solidniej. Ostatnie powtórzenie było jak zazwyczaj najlepsze. Później wyjechałem na szczyt przełęczy i postanowiłem zjechać jak najlepiej potrafię. Ruszyłem mocno i początek był obiecujący chociaż nie najszybszy. Gdy nachylenie wzrosło to i szybkość była większa. Na jednym z łuków miałem chwilę zawahania I wytraciłem nieco prędkości. Odbiło się to na dalszej części zjazdu gdzie dodatkowo walczyłem z podmuchami wiatru. Jeden z ostatnich zakrętów również nie wyglądał najlepiej. Cisnąłem do końca zjazdu i w efekcie poprawiłem najlepszy czas o prawie 20 sekund. Był to najlepszy zjazd w moim wykonaniu od lat a na tym odcinku jeszcze są rezerwy. Myślę, że przy sprzyjających okolicznościach da się zjechać o 10 sekund szybciej. Po szaleńczym zjeździe wróciłem już spokojniejszym tempem do domu. Pod koniec zaczęło się robić gorąco.
Informacje o podjeździe:
Informacje o podjeździe:
Trening 58
Niedziela, 9 czerwca 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, No Limited 2019, Samotnie, Szosa, Trening 2019, w grupie
Km: | 158.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:14 | km/h: | 25.35 |
Pr. maks.: | 74.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 178178 ( 91%) | HRavg | 139( 71%) |
Kalorie: | 2873kcal | Podjazdy: | 3150m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kończący intensywny tydzień trening był jednym z najlepszych w tym sezonie. Było to połączenie długiego dystansu z podjazdami oraz walką z silnym wiatrem. Po sobotnim treningu o dziwo czułem się bardzo dobrze i nawet wczesna pora wyjazdu nie była problemem. Było przyjemnie chłodno a ten dzień miał być jednym z przyjemniejszych temperaturowo a mając czas góra do 14 musiałem się sprężyć. Na początek czekał mnie pagórkowaty odcinek do Cieszyna, warunki wietrzne pozwalały na szybką jazdę i już po godzinie jazdy znalazłem się w Czechach. Nieco mocniej pojechałem odcinek do Żukowa. Było to przetarcie przed czekającymi na mnie podjazdami. Zamiast jechać główną drogą do Trzanowic skręciłem w lewo i dojechałem do drogi Trzyniec-Gnojnik. Po drodze czekały mnie dwa krótkie ale dosyć wymagające podjazdy. Od początku podjazdu dzieliło mnie coraz mniej i zdecydowałem się na krótki postój. Bez problemów znalazłem skręt na Gadulę i ruszyłem spokojnie. Na pierwszym rozwidleniu omyłkowo skręciłem w lewo i musiałem zawrócić. Właściwy podjazd zaczął się kawałek dalej gdy nachylenie wzrosło. Trzymałem się założonej mocy i powoli zbliżałem się do końca podjazdu. W dwóch miejscach nachylenie było bardzo duże i musiałem wstać z siodełka. Nawierzchnia była całkiem dobra a jedyne problemy to rynienki odprowadzające wódę zabezpieczone metalowymi elementami. Udało się w dobrym tempie dojechać do końca podjazdu. Na górze nie zabawiłem zbyt długo i ruszyłem w dół. Nieznany mi zupełnie zjazd i utrudniające jazdę rynienki spowodowały, ze zjechałem wolno i spokojnie. Kolejny podjazd znajdował się niedaleko i konieczne było uzupełnienie energii. Przed właściwym podjazdem czekał mnie jeszcze krótszy a później zjazd. Mając jeszcze czas zjechałem aż do głównej drogi i nawrót. Początek jest dosyć spokojny a największe trudności dopiero w końcówce. W sumie to druga część podjazdu niewiele różniła się od wspinaczki na Godulę. Trzymałem się założonego pułapu mocy i musiałem zadowolić się nieco niższą kadencją. Prawie 15 minut trwało zanim pojawiłem się na górze. Nie mam porównania czy to dużo czy mało i dlatego byłem zadowolony z tempa w jakim wjechałem. Po krótkim odpoczynku zjechałem spokojnie i wolno ruszyłem w kierunku trzeciego, najdłuższego tego dnia podjazdu. Na moment musiałem poczekać na zbliżającą się grupę Jas-Kółek. Przerwa trochę się przedłużyła i gdy ruszyliśmy dalej to noga nie podawała zbyt dobrze. Równa jazda po zmianach do podnóża Łysej Góry pozwoliła złapać trochę rytmu ale nie wystarczyło to na dobry początek podjazdu. Tak się złożyło, że ruszyłem kilka minut za grupą i miałem kogo gonić. Jakoś przemęczyłem trudniejszy fragment przed zjazdem a potem już było tylko lepiej. Noga się rozkręciła i stopniowo zacząłem wyprzedzać kolejnych zawodników. Równe i założone na starcie tempo utrzymywałem przez cały czas, nawet najtrudniejsze fragmenty które pokonywałem zwykle z trudem poszły gładko. Ostatnie kilka minut jechałem trochę mocniej i na szczycie pojawiłem się po niespełna 34 minutach podjazdu. Nie jest to jakiś super czas ale solidny i co najważniejsze z rezerwami mocy. Później zjechałem jeszcze około kilometr w dół i ponownie wjechałem na szczyt. Tym razem mocniej, później był czas na odpoczynek i bufet. Zjazd był całkiem dobry, nawierzchnia nie pozwalała na szaleństwa ale specjalnie hamulców nie używałem. Ostatnie 70 kilometrów do domu to była ciągła walka z wiatrem. Na początek w grupie nie był tak odczuwalny a gdy zostałem już sam to musiałem nieźle się zmęczyć aby w miarę szybko dotrzeć do domu. Nie było tak ciepło jak w ostatnich dniach i całą trasę przejechałem na 5 bidonach i jednym napoju na Łysej Górze. Jedynym utrudnieniem w końcówce był zablokowany ruch w Jaworzu.
Bardzo dobry trening zaliczony. Zero oznak kryzysu i całkiem dobra jazda pod górę, pod wiatr czy w grupie. Idealny trening przed zbliżającymi się startami.
Bardzo dobry trening zaliczony. Zero oznak kryzysu i całkiem dobra jazda pod górę, pod wiatr czy w grupie. Idealny trening przed zbliżającymi się startami.