Wpisy archiwalne w kategorii
Cube 2019
Dystans całkowity: | 10023.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 373:55 |
Średnia prędkość: | 26.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 92.00 km/h |
Suma podjazdów: | 134214 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 180 (92 %) |
Suma kalorii: | 171034 kcal |
Liczba aktywności: | 154 |
Średnio na aktywność: | 65.08 km i 2h 25m |
Więcej statystyk |
Roztrenowanie 13
Niedziela, 20 października 2019 Kategoria 100-200, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 112.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:23 | km/h: | 25.55 |
Pr. maks.: | 75.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 180180 ( 92%) | HRavg | 137( 70%) |
Kalorie: | 1946kcal | Podjazdy: | 2050m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatni wyjazd przed planowaną przerwą regeneracyjną. Korzystając z wolnego dnia pospałem dłużej i wstałem dopiero po 8:30. Zjadłem zbyt lekkie śniadanie i godzinę później już byłem gotowy do jazdy. Ubrałem się podobnie jak wczoraj biorąc dodatkowo do kieszonki kamizelkę. Chciałem zakończyć sezon jakąś fajną trasą i wiedząc co działo się np. w zeszłą sobotę na Równicy zdecydowałem się wybrać na Czechy. W tym roku nie byłem jeszcze na Jaworowym i Kozińcu i taki był plan.
Wyjechałem tradycyjnie już w kierunku Jaworza i trzymałem się jak najbliżej gór. Noga podawała całkiem nieźle od samego początku co zapowiadało bardzo przyjemną jazdę. Dobrze znaną drogą dojechałem do Grodźca i Górek gdzie po raz pierwszy poczułem mocniejszy podmuch wiatru w twarz. Najbardziej we znaki dawały się tłumy ludzi przy kościołach których na około 10 kilometrowym odcinku mijałem aż cztery. Uspokoiło się dopiero w Ustroniu gdzie z kolei pojawiło się więcej rowerzystów którzy w połączeniu ze wzmożonym ruchem samochodowym wymuszali częste używanie hamulców. Na poprawę sytuacji musiałem czekać do wjazdu do Czech. Pogoda była wyborna i wszystkie ważniejsze szczyty Beskidu Śląsko-Morawskiego były widoczne jak na dłoni. Nie mogłem cieszyć się szybkim zjazdem na którym karty rozdawał wiatr, później nie był już tak odczuwalny a ruch samochodowy był tak niewielki, że bez problemów przedostałem się przez Trzyniec. Zdecydowałem, że najpierw wjadę na Koziniec. Zmartwiła mnie ogromna liczba samochodów zaparkowanych przy głównej drodze ale nie po to jechałem 40 kilometrów aby nie zaliczyć żadnego podjazdu. Na podjeździe nie było dużego ruchu, minęły mnie tylko dwa samochody a dużo większym utrudnieniem były liście i inne zanieczyszczenia na drodze. Na podjeździe nie jechałem na maksa, dawałem z siebie tyle na ile pozwoliło przełożenie przy kadencji 75-85. Całkiem nieźle poszedł mi podjazd na szczycie którego nie było ani jednego wolnego miejsca postojowego. Trochę czasu straciłem na ubranie się na zjazd, założyłem tylko rękawki które zdjąłem przed podjazdem. Zjazd był bardzo asekuracyjny i wolny. Na zanieczyszczonej drodze łatwo było o kapcia lub wywrotkę i liczyło się tylko bezpieczeństwo. Po zjeździe podjąłem decyzje o odpuszczeniu Jaworowego i zaliczenia odjazdu na Luczkę. Była to chyba dobra decyzja, na Jaworowym były pewnie tłumy a nawierzchnia na podjeździe nie zachęcała do jazdy. Dosyć sprawnie dojechałem do podnóża podjazdu przed którym znowu zdjąłem rękawki. Już na początku wspinaczki we znaki dawał się bardzo silny południowy wiatr znacznie utrudniający jazdę. Starałem się jechać spokojnie i tak mniej więcej wyglądały pierwsze 3 kilometry podjazdu. Zabawa zaczęła się w momencie zwężenia drogi. Nachylenie gwałtownie wzrosło, łańcuch szybko znalazł się na 32 z tyłu. Ten podjazd zdecydowanie był za trudny jak na moją obecną formę. Nie lubię ścianek na których trzeba przepychać korbę a ponad połowa końcowej części wspinaczki na Luczkę właśnie tak wyglądała. Tutaj już wielkich rezerw nie byłem w stanie zachować. Dodatkowy urok dawała zanieczyszczona droga wśród drzew i dużych objętości liści, momentami ciężko było stwierdzić gdzie jechać i czy jest tam pod spodem droga. Męczyłem się strasznie ale w końcu znalazłem się na szczycie. Ładne widoki wynagrodziły trudy wspinaczki i nie żałowałem, ze wybrałem ten podjazd. Na szczycie dużo ludzi i nie zabawiłem tam długo. Przed zjazdem ubrałem rękawki i kamizelkę która przydała się na długim zjeździe. Jazda wyglądała jeszcze gorzej niż na poprzednim zjeździe. Robiłem wszystko aby jak najbezpieczniej zjechać nie przegrzewając obręczy. Udało się i zatrzymałem się na moment sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Na szerokim zjeździe puściłem się odważniej, na dwóch zakrętach spanikowałem i wytraciłem dużo prędkości, za to na ostatnim kilometrze z wiatrem w plecy dokręciłem na maksa. Kamizelka powodowała zbyt duży opór i nie jechałem tak szybko jakbym mógł. Po zjeździe stwierdziłem, że zasłużyłem na postój. Wstąpiłem do cukierni z myślą o Kofoli. Niestety nie było i musiałem zadowolić się sokiem owocowym. Wiedziałem, że Kofoli napiję się przy granicy Czesko-Polskiej i po uzupełnieniu bidonu w pobliskim sklepie ruszyłem w dalszą drogę. Z wiatrem leciało się naprawdę fajnie i szybko. Chcąc ominąć Trzyniec skręciłem w boczną drogę i do przejścia granicznego w Lesznej dojechałem odcinkiem który dotąd jechałem tylko w przeciwną stronę. Krótki postój i mała Kofola dały mi jeszcze motywacje na zaliczenie jeszcze jednego, bardzo nielubianego przeze mnie podjazdu na Budzin od strony Lesznej. Na podjeździe o mocy w dużej mierze decydowało przełożenie i kadencja. Starałem się trzymać ponad 70 obr./min. ale nie wychodziło to idealnie. W drugiej części podjazdu sporo samochodów i pieszych wymuszających kilkukrotne hamowanie. Widoki wynagrodziły trudy wspinaczki ale podobnie jak na poprzednich szczytach duża liczba turystów nie zachęcała do dłuższego postoju. Ubrałem szybko rękawki i ruszyłem na kolejny znienawidzony odcinek – zjazd do Cisownicy. Skupiłem się wyłącznie na bezpieczeństwie i nawet dużo czystsza droga nie zachęciła mnie do puszczenia klamek. Po technicznej części zjazdu odetchnąłem z ulgą i przez Cisownicę przejechałem szybko i sprawnie. Do domu zdecydowałem się wrócić tą samą drogą która dojechałem do Ustronia. W nogach już czułem spory jak na październik dystans ale wiatr wiejący w plecy pozwalał na spokojniejszą jazdę. Wszelkie mocne zrywy już sobie podarowałem i powoli kulałem się w stronę Bielska. Dojeżdżając do Jaworza stwierdziłem, że nie warto pchać się w stronę gór i już najprostszą drogą wróciłem do domu. Nie spodziewałem się tak przyjemnego końca sezonu, w ostatnim czasie już czułem zmęczenie sezonem i myślę, że jest to idealny moment na odpoczynek, przedłużanie sezonu na siłę nie ma sensu. Ostatnio już miałem kilka niebezpiecznych sytuacji które mogły skończyć się tragicznie a każdy incydent mógłby wpłynąć na moją motywacje i znacznie wpłynąć na technikę którą z niezłym skutkiem staram się poprawić. Najważniejsze, że sezon kończę z tarczą, zupełnie inaczej niż trzy poprzednie.
Wyjechałem tradycyjnie już w kierunku Jaworza i trzymałem się jak najbliżej gór. Noga podawała całkiem nieźle od samego początku co zapowiadało bardzo przyjemną jazdę. Dobrze znaną drogą dojechałem do Grodźca i Górek gdzie po raz pierwszy poczułem mocniejszy podmuch wiatru w twarz. Najbardziej we znaki dawały się tłumy ludzi przy kościołach których na około 10 kilometrowym odcinku mijałem aż cztery. Uspokoiło się dopiero w Ustroniu gdzie z kolei pojawiło się więcej rowerzystów którzy w połączeniu ze wzmożonym ruchem samochodowym wymuszali częste używanie hamulców. Na poprawę sytuacji musiałem czekać do wjazdu do Czech. Pogoda była wyborna i wszystkie ważniejsze szczyty Beskidu Śląsko-Morawskiego były widoczne jak na dłoni. Nie mogłem cieszyć się szybkim zjazdem na którym karty rozdawał wiatr, później nie był już tak odczuwalny a ruch samochodowy był tak niewielki, że bez problemów przedostałem się przez Trzyniec. Zdecydowałem, że najpierw wjadę na Koziniec. Zmartwiła mnie ogromna liczba samochodów zaparkowanych przy głównej drodze ale nie po to jechałem 40 kilometrów aby nie zaliczyć żadnego podjazdu. Na podjeździe nie było dużego ruchu, minęły mnie tylko dwa samochody a dużo większym utrudnieniem były liście i inne zanieczyszczenia na drodze. Na podjeździe nie jechałem na maksa, dawałem z siebie tyle na ile pozwoliło przełożenie przy kadencji 75-85. Całkiem nieźle poszedł mi podjazd na szczycie którego nie było ani jednego wolnego miejsca postojowego. Trochę czasu straciłem na ubranie się na zjazd, założyłem tylko rękawki które zdjąłem przed podjazdem. Zjazd był bardzo asekuracyjny i wolny. Na zanieczyszczonej drodze łatwo było o kapcia lub wywrotkę i liczyło się tylko bezpieczeństwo. Po zjeździe podjąłem decyzje o odpuszczeniu Jaworowego i zaliczenia odjazdu na Luczkę. Była to chyba dobra decyzja, na Jaworowym były pewnie tłumy a nawierzchnia na podjeździe nie zachęcała do jazdy. Dosyć sprawnie dojechałem do podnóża podjazdu przed którym znowu zdjąłem rękawki. Już na początku wspinaczki we znaki dawał się bardzo silny południowy wiatr znacznie utrudniający jazdę. Starałem się jechać spokojnie i tak mniej więcej wyglądały pierwsze 3 kilometry podjazdu. Zabawa zaczęła się w momencie zwężenia drogi. Nachylenie gwałtownie wzrosło, łańcuch szybko znalazł się na 32 z tyłu. Ten podjazd zdecydowanie był za trudny jak na moją obecną formę. Nie lubię ścianek na których trzeba przepychać korbę a ponad połowa końcowej części wspinaczki na Luczkę właśnie tak wyglądała. Tutaj już wielkich rezerw nie byłem w stanie zachować. Dodatkowy urok dawała zanieczyszczona droga wśród drzew i dużych objętości liści, momentami ciężko było stwierdzić gdzie jechać i czy jest tam pod spodem droga. Męczyłem się strasznie ale w końcu znalazłem się na szczycie. Ładne widoki wynagrodziły trudy wspinaczki i nie żałowałem, ze wybrałem ten podjazd. Na szczycie dużo ludzi i nie zabawiłem tam długo. Przed zjazdem ubrałem rękawki i kamizelkę która przydała się na długim zjeździe. Jazda wyglądała jeszcze gorzej niż na poprzednim zjeździe. Robiłem wszystko aby jak najbezpieczniej zjechać nie przegrzewając obręczy. Udało się i zatrzymałem się na moment sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Na szerokim zjeździe puściłem się odważniej, na dwóch zakrętach spanikowałem i wytraciłem dużo prędkości, za to na ostatnim kilometrze z wiatrem w plecy dokręciłem na maksa. Kamizelka powodowała zbyt duży opór i nie jechałem tak szybko jakbym mógł. Po zjeździe stwierdziłem, że zasłużyłem na postój. Wstąpiłem do cukierni z myślą o Kofoli. Niestety nie było i musiałem zadowolić się sokiem owocowym. Wiedziałem, że Kofoli napiję się przy granicy Czesko-Polskiej i po uzupełnieniu bidonu w pobliskim sklepie ruszyłem w dalszą drogę. Z wiatrem leciało się naprawdę fajnie i szybko. Chcąc ominąć Trzyniec skręciłem w boczną drogę i do przejścia granicznego w Lesznej dojechałem odcinkiem który dotąd jechałem tylko w przeciwną stronę. Krótki postój i mała Kofola dały mi jeszcze motywacje na zaliczenie jeszcze jednego, bardzo nielubianego przeze mnie podjazdu na Budzin od strony Lesznej. Na podjeździe o mocy w dużej mierze decydowało przełożenie i kadencja. Starałem się trzymać ponad 70 obr./min. ale nie wychodziło to idealnie. W drugiej części podjazdu sporo samochodów i pieszych wymuszających kilkukrotne hamowanie. Widoki wynagrodziły trudy wspinaczki ale podobnie jak na poprzednich szczytach duża liczba turystów nie zachęcała do dłuższego postoju. Ubrałem szybko rękawki i ruszyłem na kolejny znienawidzony odcinek – zjazd do Cisownicy. Skupiłem się wyłącznie na bezpieczeństwie i nawet dużo czystsza droga nie zachęciła mnie do puszczenia klamek. Po technicznej części zjazdu odetchnąłem z ulgą i przez Cisownicę przejechałem szybko i sprawnie. Do domu zdecydowałem się wrócić tą samą drogą która dojechałem do Ustronia. W nogach już czułem spory jak na październik dystans ale wiatr wiejący w plecy pozwalał na spokojniejszą jazdę. Wszelkie mocne zrywy już sobie podarowałem i powoli kulałem się w stronę Bielska. Dojeżdżając do Jaworza stwierdziłem, że nie warto pchać się w stronę gór i już najprostszą drogą wróciłem do domu. Nie spodziewałem się tak przyjemnego końca sezonu, w ostatnim czasie już czułem zmęczenie sezonem i myślę, że jest to idealny moment na odpoczynek, przedłużanie sezonu na siłę nie ma sensu. Ostatnio już miałem kilka niebezpiecznych sytuacji które mogły skończyć się tragicznie a każdy incydent mógłby wpłynąć na moją motywacje i znacznie wpłynąć na technikę którą z niezłym skutkiem staram się poprawić. Najważniejsze, że sezon kończę z tarczą, zupełnie inaczej niż trzy poprzednie.
Zakończenie sezonu z Jas-Kółkami
Sobota, 19 października 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 84.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:53 | km/h: | 29.13 |
Pr. maks.: | 70.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 188188 ( 96%) | HRavg | 148( 75%) |
Kalorie: | 1599kcal | Podjazdy: | 1060m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Każdy sezon kiedyś się kończy, jednym
z wydarzeń kończących umownie ten okres jest tradycyjny wyścig na Zakończenie
sezonu z Jas-Kółkami. W tym roku nie przywiązywałem dużej wagi do przygotowania
a samą rywalizacje chciałem potraktować jako zabawę. Nie miałem nawet ochoty na
rozgrzewkę i z domu wjechałem o takiej porze aby na starcie w Dębowcu być około
10-15 minut przed startem. Pogoda była bardzo dobra, dosyć ciepło ale żeby było
ciekawiej to wiało. Ubrałem rękawki które miałem zamiar zdjąć przed startem.
Nie wziąłem za dużo jedzenia ale miało to wystarczyć, zapomniałem o magnezie i
o mały włos aby się przydał.
Spokojnym tempem dojechałem do Dębowca. Prawie cały czas jechałem z wiatrem i to pozwoliło dosyć szybko dojechać do celu. Na starcie zabrakło kilku mocnych zawodników ale mimo to zjawiło się około 20 osób. Start opóźnił się o kilka minut i nie było mocnego tempa na początku. Po chwili ruszył Marek, można powiedzieć, że tradycyjnie, podobnie wyglądał start GMJ i Rajdu z Metą na Równicy. Odtwarzając sobie w głowie poprzednie edycje wyścigu na których Marek po mocnym początku był w stanie wygrać wyścig, nie mogłem odpuścić. Jadąc równym tempem zacząłem przesuwać się do przodu, po około kilometrze byłem już na kole Marka, wyszedłem na czoło ale po chwili zmienił mnie Patryk. Nie wiedziałem co dzieje się z tyłu i ruszyłem mocniej, przed zjazdem jechałem z Patrykiem po zmianach a później na czoło wyszedł Marek i odjechał. Na zjeździe pod wiatr odstałem, Patryk również tracił dystans ale wszystko było do nadrobienia. Po wjeździe na główną drogę znowu znalazłem się na czele, jechałem dosyć mocno, nie wiedziałem ile osób jest na moim kole. Lekko obróciłem się do tyłu i zobaczyłem, że jestem sam. Nie wiem co się stało, ale Patryka nie było widać, Marek miał już kilka sekund starty a za nim kilkuosobowa grupka. Nie zastanawiałem się długo i ruszyłem mocno nie kalkulując. Będąc świadomym tego, że w tych warunkach nie mam większych szans na samotną ucieczkę i dojechanie do mety. Cisnąłem ile mogłem, na zjeździe zawahałem się na zanieczyszczonym liśćmi łuku i pewnie straciłem kilka sekund. Druga cześć zjazdu już dużo lepsza i dzięki temu z rozpędu wjechałem krótki podjazd do główniejszej drogi. Na zakrętach ryzykowałem, dawałem z siebie wszystko, dobrą moc udało się utrzymać na całym podjeździe w Kostkowicach. Dobre predyspozycje do jazdy na czas dodały mi skrzydeł na szybkim, prowadzącym lekko w dół odcinku do Dębowca. Na drugą rundę wjechałem w dobrym tempie nie oglądając się za siebie. Byłem bardzo zmotywowany do walki i dzięki temu dawałem z siebie jeszcze więcej, jechałem na 100 %. Miałem dużo szczęścia i na każdym skrzyżowaniu nie musiałem hamować. Nie zauważyłem spadku sił i postanowiłem jechać mocno aż do odcięcia. Wolałem padnąć na trasie po walce niż po raz kolejny jechać w grupce i czaić się na finisz jak to zwykle bywało. Zjazdy na drugiej rundzie wyglądały bardzo dobrze a na podjazdach nie brakowało mocy. Bałem się, że dobra współpraca w grupce goniącej pozwoli na zlikwidowanie mojej przewagi na odcinku do Dębowca. Cisnąłem tam ile mogłem, chwile wcześniej wziąłem żela który miał mi dodać energii na decydującą fazę wyścigu. Podjazd kończący drugą rundę ciągnął mi się a w dodatku zacząłem odczuwać zbliżające się skurcze w nogach. Na zjeździe do drogi Skoczów-Cieszyn rozluźniłem się trochę i prawie wypadłem z drogi, na podjeździe jechałem już na maksa i za zakrętem zobaczyłem zbliżającego się Patryka. Moja przewaga nie była duża i jedyną nadzieją na utrzymanie prowadzenia było zachowanie przewagi do początku finałowego podjazdu. Od tego momentu już nie kalkulowałem, jechałem na maksa mimo zbliżających się skurczy. Byłem już nieźle ujechany, znowu szczęście dopisało i miałem pustą drogę aż do Dębowca. Minął mnie tylko jeden samochód ale jechał za szybko by próbować się za niego złapać. Agresywnie wszedłem w ostatni newralgiczny zakręt na trasie, rozpędziłem się ile mogłem. Nie oglądałem się już za siebie, znalazłem jeszcze rezerwy mocy i ostatnie 3 minuty były bardzo mocne i równe. Podjazd bardzo mi spasował. Już w połowie byłem niemal pewny, że jak się nic nie wydarzy to zwycięstwo mam w kieszeni. Mimo to nie odpuściłem na chwile i linie mety minąłem jako pierwszy zawodnik. Zwycięstwo było zasłużone i zdecydowane. Na dobrą sprawę miałem tylko jednego rywala któremu tym razem nie dopisało szczęście. Lepszego zakończenia sezonu nie mogłem sobie wymarzyć. Przewaga nad kolejnymi zawodnikami była bardzo wyraźna. Warunki na trasie były trudne, niesprzyjające samotnej jeździe i dlatego to zwycięstwo jest dla mnie cenniejsze, to nagroda za ciężką prace wykonaną w tym roku na treningach a także zwieńczenie bardzo udanej końcówki sezonu.
Po wyścigu już spokojniejszym tempem wróciłem do domu. Sił już nie miałem ale wiatr się odwrócił i znowu pomagał.
Spokojnym tempem dojechałem do Dębowca. Prawie cały czas jechałem z wiatrem i to pozwoliło dosyć szybko dojechać do celu. Na starcie zabrakło kilku mocnych zawodników ale mimo to zjawiło się około 20 osób. Start opóźnił się o kilka minut i nie było mocnego tempa na początku. Po chwili ruszył Marek, można powiedzieć, że tradycyjnie, podobnie wyglądał start GMJ i Rajdu z Metą na Równicy. Odtwarzając sobie w głowie poprzednie edycje wyścigu na których Marek po mocnym początku był w stanie wygrać wyścig, nie mogłem odpuścić. Jadąc równym tempem zacząłem przesuwać się do przodu, po około kilometrze byłem już na kole Marka, wyszedłem na czoło ale po chwili zmienił mnie Patryk. Nie wiedziałem co dzieje się z tyłu i ruszyłem mocniej, przed zjazdem jechałem z Patrykiem po zmianach a później na czoło wyszedł Marek i odjechał. Na zjeździe pod wiatr odstałem, Patryk również tracił dystans ale wszystko było do nadrobienia. Po wjeździe na główną drogę znowu znalazłem się na czele, jechałem dosyć mocno, nie wiedziałem ile osób jest na moim kole. Lekko obróciłem się do tyłu i zobaczyłem, że jestem sam. Nie wiem co się stało, ale Patryka nie było widać, Marek miał już kilka sekund starty a za nim kilkuosobowa grupka. Nie zastanawiałem się długo i ruszyłem mocno nie kalkulując. Będąc świadomym tego, że w tych warunkach nie mam większych szans na samotną ucieczkę i dojechanie do mety. Cisnąłem ile mogłem, na zjeździe zawahałem się na zanieczyszczonym liśćmi łuku i pewnie straciłem kilka sekund. Druga cześć zjazdu już dużo lepsza i dzięki temu z rozpędu wjechałem krótki podjazd do główniejszej drogi. Na zakrętach ryzykowałem, dawałem z siebie wszystko, dobrą moc udało się utrzymać na całym podjeździe w Kostkowicach. Dobre predyspozycje do jazdy na czas dodały mi skrzydeł na szybkim, prowadzącym lekko w dół odcinku do Dębowca. Na drugą rundę wjechałem w dobrym tempie nie oglądając się za siebie. Byłem bardzo zmotywowany do walki i dzięki temu dawałem z siebie jeszcze więcej, jechałem na 100 %. Miałem dużo szczęścia i na każdym skrzyżowaniu nie musiałem hamować. Nie zauważyłem spadku sił i postanowiłem jechać mocno aż do odcięcia. Wolałem padnąć na trasie po walce niż po raz kolejny jechać w grupce i czaić się na finisz jak to zwykle bywało. Zjazdy na drugiej rundzie wyglądały bardzo dobrze a na podjazdach nie brakowało mocy. Bałem się, że dobra współpraca w grupce goniącej pozwoli na zlikwidowanie mojej przewagi na odcinku do Dębowca. Cisnąłem tam ile mogłem, chwile wcześniej wziąłem żela który miał mi dodać energii na decydującą fazę wyścigu. Podjazd kończący drugą rundę ciągnął mi się a w dodatku zacząłem odczuwać zbliżające się skurcze w nogach. Na zjeździe do drogi Skoczów-Cieszyn rozluźniłem się trochę i prawie wypadłem z drogi, na podjeździe jechałem już na maksa i za zakrętem zobaczyłem zbliżającego się Patryka. Moja przewaga nie była duża i jedyną nadzieją na utrzymanie prowadzenia było zachowanie przewagi do początku finałowego podjazdu. Od tego momentu już nie kalkulowałem, jechałem na maksa mimo zbliżających się skurczy. Byłem już nieźle ujechany, znowu szczęście dopisało i miałem pustą drogę aż do Dębowca. Minął mnie tylko jeden samochód ale jechał za szybko by próbować się za niego złapać. Agresywnie wszedłem w ostatni newralgiczny zakręt na trasie, rozpędziłem się ile mogłem. Nie oglądałem się już za siebie, znalazłem jeszcze rezerwy mocy i ostatnie 3 minuty były bardzo mocne i równe. Podjazd bardzo mi spasował. Już w połowie byłem niemal pewny, że jak się nic nie wydarzy to zwycięstwo mam w kieszeni. Mimo to nie odpuściłem na chwile i linie mety minąłem jako pierwszy zawodnik. Zwycięstwo było zasłużone i zdecydowane. Na dobrą sprawę miałem tylko jednego rywala któremu tym razem nie dopisało szczęście. Lepszego zakończenia sezonu nie mogłem sobie wymarzyć. Przewaga nad kolejnymi zawodnikami była bardzo wyraźna. Warunki na trasie były trudne, niesprzyjające samotnej jeździe i dlatego to zwycięstwo jest dla mnie cenniejsze, to nagroda za ciężką prace wykonaną w tym roku na treningach a także zwieńczenie bardzo udanej końcówki sezonu.
Po wyścigu już spokojniejszym tempem wróciłem do domu. Sił już nie miałem ale wiatr się odwrócił i znowu pomagał.
Roztrenowanie 12
Piątek, 18 października 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 34.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:19 | km/h: | 25.82 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 177177 ( 90%) | HRavg | 130( 66%) |
Kalorie: | 611kcal | Podjazdy: | 520m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny krótki wyjazd bez planu
na trasę. Nie chciało mi się po raz kolejny jechać na Przegibek wiec pojechałem
na objazd wiosek. Początek standardowy, jak najbliżej gór co oznaczało prawie 3
kilometry wspinaczki na start. Pozwoliło to rozgrzać dobrze nogi przed
pierwszym zjazdem. Korzystając z bardzo silnego południowego wiatru postanowiłem
jak najszybciej pokonać około 1500 metrowy odcinek. Wydłużyłem go sobie o 200
metrów służących rozwinięciu prędkości. Jechałem naprawdę mocno i udało się poprawić
najlepszy czas na tym odcinku. Nie oznaczało to wcale przypływu mocy bo z
wiatrem to nawet śmieci lecą szybko. Po tym epizodzie nie planowałem już
mocniejszych pociągnięć. W pewnym momencie zmieniłem zdanie i będąc rozpędzonym
chciałem zaatakować mocno podjazd pod kościół w Łazach. Znacznie przeliczyłem się
z siłami i w połowie podjazdu po 20 sekundach mocnej jazdy odcięło mnie i musiałem
odpuścić. To tylko potwierdziło brak formy i już nie miałem ochoty na
sprawdzanie nogi na kolejnych podjazdach. Umiarkowanym tempem pokonałem kolejne
kilometry głównie walcząc z wiatrem. W Grodźcu niepotrzebnie odbiłem w boczną,
całkowicie przykrytą liśćmi drogę i nie zauważyłem kilku dziur w które wpadłem z
impetem. Na szczęście nic się nie stało i bezpiecznie skończyłem najkrótszą w
tym tygodniu przejażdżkę.
Roztrenowanie 11
Czwartek, 17 października 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 41.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:35 | km/h: | 25.89 |
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | 155155 ( 79%) | HRavg | 127( 65%) |
Kalorie: | 698kcal | Podjazdy: | 540m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzień wolny nie wpłynął zbyt korzystnie na moją dyspozycję. Gdyby
nie pogoda to pewnie nie ruszałbym się z domu ale jednak pojechałem. W nogach
totalna pustka, nie byłem w stanie czerpać przyjemności z jazdy i po drodze
przyszło mi do głowy kilka głupich pomysłów. Wyjechałem dosyć późno gdy było
zaledwie kilka stopni cieplej niż rano i trochę żałowałem, że nie wyjechałem z
samego rana. Wybrałem się w rejon Wilkowic więc czekał mnie przejazd przez
miasto. Nie był on bezproblemowy, trafiłem na kilku nerwowych kierowców którzy
niezbyt dobrze radzili sobie na drodze i przez to straciłem trochę czasu.
Myślałem, że z czasem noga będzie lepsza ale przełomu nie było i mając jakiś
zapas czasowy tylko patrzyłem jak go ubywa. Już w pierwszej części trasy
straciłem za dużo czasu i nie bardzo miałem gdzie nadrobić. Na zjeździe z
Wilkowic chciałem szybciej zjechać ale cały zjazd był wolny. Gdy tylko się rozpędziłem
to wyprzedzał mnie autobus i po chwili hamował i tak kilka razy. Jedną z
przyczyn złego samopoczucia na początku był fakt, że do tego momentu walczyłem
z przeciwnym wiatrem. Druga część trasy miała być szybsza ale czekało na mnie
jeszcze kilka podjazdów. Korzystając z okazji sprawdziłem nową, jeszcze nie
otwartą drogę z Rybarzowic do Buczkowic. Być może ta droga odciąży trochę
pozostałe drogi w okolicy. Droga jest także bardzo widokowa ale nie miałem
zbytnio czasu na oglądanie i musiałem skupić się na jak najszybszym pokonaniu
tego odcinka by nikt z robotników mnie nie przegonił. Na szczęście nikt mnie nie zatrzymał i
bezpiecznie dojechałem do Buczkowic. Czując wiatr wiejący w plecy wpadłem na
głupi pomysł i zacząłem rozpędzać rower z górki. Rozwinąłem niezłą prędkość ale nie podobało
się to kierowcom którzy postanowili mnie spowolnić co im się udało. Miałem
nauczkę a wpadnięcie w kratkę ściekową mogło skończyć się tragicznie ale
skończyło się dosyć szczęśliwie. Od tego momentu jechałem już spokojnie. W
Bielsku zaliczyłem jeszcze kilka podjazdów dokładając ponad 100 metrów w
pionie. Lepiej jechało się tylko dlatego, że jechałem z wiatrem. Przerwa między
sezonowa zbliża się wielkimi krokami i ostatnie dni pogody chciałbym jak najlepiej
wykorzystać.
Roztrenowanie 10
Wtorek, 15 października 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 39.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:34 | km/h: | 24.89 |
Pr. maks.: | 65.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 157157 ( 80%) | HRavg | 121( 62%) |
Kalorie: | 619kcal | Podjazdy: | 510m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny dzień pogody ale także małej ilości czasu i musiałem
wyjechać dosyć wcześnie by móc zaliczyć chociaż 90 minut jazdy. Ubrałem się za
grubo i podczas jazdy byłem zmuszony zrzucić zbędne warstwy. Nie miałem znowu
planu na trasę ale na Przegibek nie chciało mi się jechać więc skierowałem się
na Jaworze. Noga nie była tak dobra jak dzień wcześniej co było odczuwalne
zwłaszcza na podjazdach. Po przejechaniu przez Jaworze pojawił się silniejszy
wiatr z południa co zapowiadało ciekawą jazdę. Trzymając się możliwie bocznych
dróg dojechałem do Górek Wielkich a następnie Brennej. Wiatr rozdawał karty i
raz jechało się szybko i lekko by za chwilę walczyć z czołowymi podmuchami. Będąc
w Ustroniu wpadłem na pomysł sprawdzenia kilku bocznych dróg. Pierwszą z nich był
ciekawie wyglądający łącznik Lipowca z Krzywańcem. Żeby trafić na właściwą
drogę pobłądziłem i aż trzy razy szukałem odpowiedniego skrętu. Gdy już trafiłem
na właściwy szlak to moim oczom ukazał się ładny widok na góry a także położone
na zboczach budynki mieszczące się w Górkach czy Brennej. Zwykle ten widok był zasłonięty
przez zabudowania czy pola kukurydzy na równoległych drogach, nie było czasu aby
podziwiać widoki i drogą lekko w dół dojechałem do znanego mi odcinka łączącego
Lipowiec z Zalesiem. Nie jechałem długo tą drogą bo po chwili odbiłem w prawo w
kolejną boczną dróżkę. Nie był to długi łącznik i szybko znalazłem się na
drodze prowadzącej do ronda w Górkach Wielkich. Miałem jeszcze jedną możliwość
urozmaicenia trasy i po kilkuset metrach znowu skręciłem w prawo w kolejną
boczną drogę. Znowu ten odcinek nie był długi i po około 2 minutach znalazłem
się już na dobrze znanej drodze którą dojechałem do ronda. Postanowiłem wrócić
do domu tą samą drogą którą przyjechałem z jednym szybkim zjazdem. Myślałam o
jak najszybszej jeździe w dół ale trochę się przeliczyłem. Najpierw pojawił się
samochód z przeciwka wymuszając hamowania później wiatr nie pozwolił na
rozwinięcie odpowiedniej prędkości przed zakrętem i dosyć długo się
rozpędzałem. Boczny wiatr nie pozwolił na wiele i udało się poprawić czas o 1
sekundę. Dalsza droga już spokojna, bez żadnych prób mocniejszej jazdy. Mimo
dosyć spokojnej jazdy czułem zmęczenie, zwłaszcza w nogach.
Roztrenowanie 9
Poniedziałek, 14 października 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 38.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:31 | km/h: | 25.05 |
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 155155 ( 79%) | HRavg | 126( 64%) |
Kalorie: | 672kcal | Podjazdy: | 710m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pogoda w dalszym ciągu zaskakuje i aż żal siedzieć w domu
więc wyskoczyłem na kolejne 90 minut. Nie miałem pomysłu na trasę więc wybrałem
się znowu na Przegibek. Jednym z czynników jakie zdecydowały był fakt że w tym
roku byłem na tej przełęczy już 69 razy i miałem okazję poprawić ten wynik.
Noga tego dnia była całkiem niezła, najlepsza od wielu dni i w połączniu z
piękną pogodą przyjemność z jazdy była ogromna. W mieście sporo samochodów ale
udało się bezpiecznie i szybko przedostać do Straconki. Podjazd na Przegibek
poszedł gładko czego nie można powiedzieć o zjeździe. Miałem zamiar technicznie
zjechać ale już na samym początku pojawił się zawalidroga którego udało się
wyprzedzić dopiero w połowie zjazd, stąd druga część zjazdu wyraźnie lepsza
technicznie i szybsza. Po zjeździe zatrzymałem się na moment i ruszyłem w
powrotną drogę. Znowu przyjemnie się podjeżdżało, zapomniałam nawet o tym że
jestem bez formy i starałem się jechać równo co tym razem wychodziło. To co nie
udało się na pierwszym zjeździe zrobiłem na kolejnym. Co prawda ruszyłem dosyć
spokojnie i w pierwszej części zjazdu nie miałem odpowiedniej szybkości.
Później przy bardzo dobrej technice pojawiła się szybkość, ponad połowa zjazdu
była prawie idealna ale później na jednym z łuków pojawił się samochód wyprzedzający
podjeżdżającego kolarza i wytraciłem za dużo prędkości i musiałem zmienić
pozycję. Ponowne ułożenie się zajęło za dużo czasu i dopiero na samej końcówce
zjazdu zyskałem kilka sekund. Był to jeden z najlepszych moich zjazdów ale
widoczne są rezerwy i jest jeszcze co poprawiać. Najchętniej wjechałbym jeszcze
raz na szczyt w celu powtórzenia zjazdu ale nie miałem już czasu i skierowałem
się na zachód. Sprawnie przedostałem się przez miasto by na samym końcu trafić
na ciężarówkę blokującą drogę. Dobrze wykorzystałem ten dzień i nauka zebrana
na zjeździe powinna pomóc w doskonaleniu tego elementu układanki.
Roztrenowanie 8
Niedziela, 13 października 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 32.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:28 | km/h: | 21.82 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 139139 ( 71%) | HRavg | 114( 58%) |
Kalorie: | 439kcal | Podjazdy: | 500m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Udało się znaleźć czas na rower. Do 9:00 spokojnie mogłem jeździć i długość jazdy zależała głównie od godziny wyjazdu. Około 7:30 byłem gotowy do wyjazdu co oznaczało 90 minut czasu. Nie miałem najmniejszej ochoty na mocną jazdę więc wybrałem się regeneracyjnym tempem w kierunku Przegibka. Już po paru minutach zauważyłem wysokie tętno ale nie przyjąłem się tym i jechałem dalej. Ruch na drogach był mały ale było kilka sytuacji w których musiałem się zatrzymać. W powietrzu czuć już było jesień a kolorowy krajobraz i masa liści tylko to potwierdziła. Do Straconki dojechałem w idealnym czasie i spokojnie zacząłem się wspinać na Przegibek. Nie wjeżdżało się już tak swobodnie jak kilka tygodni temu ale tragedii nie było. Na szczycie nie było potrzeby zatrzymania się i od razu ruszyłem w dół. Na zjeździe skupiłem się na technice i pozycji aerodynamicznej. Pomimo dużego wpływu wiatru i braku dokręcania na prostych zjechałem dosyć szybko i bardzo dobrze technicznie. Pozycja aero wyglądała lepiej ale moje ciało jeszcze jakiś czas odczuwało skutki jazdy w nienaturalnej pozycji. Do domu wróciłem już bez żadnych przygód niemal idealnie mieszcząc się w ramach czasowych. Dobrana trasa i tempo okazały się idealne na ten dzień.
Puchar Równicy 2019
Sobota, 12 października 2019 Kategoria 50-100, Cube 2019, Samotnie, Szosa, Wyścig, Zawody 2019
Km: | 53.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:53 | km/h: | 28.14 |
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 188188 ( 96%) | HRavg | 170( 87%) |
Kalorie: | 1448kcal | Podjazdy: | 1220m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nieplanowany
wcześniej start. Pomysł na wystartowanie w tym wyścigu wpadł mi do głowy w
czwartek ale wtedy jeszcze nie byłem do końca przekonany. Głównym czynnikiem
który zdecydował to pogoda. Ze względu na to, że jestem w trakcie roztrenowania
a formy pozwalającej na skuteczną jazdę w wyścigu nie ma już od ponad miesiąca
a konkretnie od dnia w którym zdecydowałem się wykorzystać trenażer, musiałem poszukać
innych celów na ten wyścig. Jednym z nich była eliminacja błędów i poprawa tego
co jest moją pietą achillesową na wyścigach i powoduje, że dużo lepsze rezultaty
notuje na czasówkach.
Prognoza pogody się sprawdziła i od rana było ciepło, ale wietrznie, co zapowiadało bardzo ciekawy przebieg rywalizacji. Ubrałem się zachowawczo, w końcu mamy październik i nawet prawie 20 stopni na termometrze nie jest takie same jak podobna temperatura latem, w górach też mogło być inaczej odczuwalne ciepło i dlatego postanowiłem jechać w rękawkach a na zjazd z mety zabrałem jeszcze kurtkę. Od kilku tygodniu próbuje zmienić nawyki żywieniowe, na razie udało się tak dobrać produkty aby nie podjadać nic między posiłkami, w pewnym stopniu wpłynęło to na redukcje tkanki tłuszczowej oraz wagi która w ostatnich dniach osiągnęła najniższy od blisko pół roku poziom. Dzięki temu nie miałem żadnych problemów z dobraniem produktów przedstartowych. Przed wyjazdem na rozgrzewkę zjadłem dwa solidne posiłki a trzeci jeszcze miałem skonsumować godzinę przed startem. Ostatnio również pojawił się problem z nawadnianiem, przyjmuje większe ilości wody i częściej muszę korzystać z toalety, w ciągu trzech godzin byłem w toalecie aż 5 razy i nie wiedziałem jak to będzie wyglądać podczas wyścigu. Nawet przed wyjazdem nie byłem jeszcze w 100 % pewny czy wystartuje wiec przygotowałem większą ilość jedzenia, jeden bidon wody a także gotówkę w dwóch walutach jakbym jednak wybrał się pojeździć po czeskich górkach.
Wyjechałem kilka minut wcześniej niż planowałem i już szybki zjazd do głównej drogi nie wróżył przyjemnej i lekkiej jazdy w kierunku Ustronia. Gdy tylko skręciłem w lewo to poczułem siłę wiejącego wiatru. Noga niby nie była najgorsza ale jazda była strasznie mecząca. Możliwie najkrótszą drogą dojechałem do Ustronia, starałem się jechać spokojnie ale w obecnej formie wymagałoby to jazdy z prędkością około 15 km/h i mocą rzędu 1 W/kg. Mając jeszcze lekki zapas czasowy postanowiłem sprawdzić warunki na trasie i skręciłem w lewo w ul. Lipowską a następnie w prawo w ul. Spokojną. Siła wiatru była ogromna i samotne pokonanie tego odcinka było meczące. Nieco mocniej pokonałem krótki podjazd wąską drogą gdzie usytuowany był punkt kontrolny i bufet. Dalszej części rundy już nie sprawdzałem i pojechałem w kierunku rynku gdzie było usytuowane biuro zawodów. Po kilku minutach rozmyślania zdecydowałem się na start. Szybkie załatwienie formalności i ostatni większy posiłek przed startem który miał nastąpić za około godzinę. Po krótkim odpoczynku ruszyłem na drugą, ważniejszą część rozgrzewki. Aby zrobić ją w spokoju, bez problemów pojechałem w kierunku podjazdu na Równicę. Cała właściwa rozgrzewka trwała 11 minut. Udało się zrobić dwa 2 minutowe powtórzenia na dobrej mocy ale bez przekonania czy stać mnie na więcej. Podczas jazdy w kierunku centrum zatrzymałem się w sklepie w celu uzupełnienia bidonu i ruszyłem już w kierunku startu. Tam małe zamieszanie i brak możliwości ustawienia się w sektorze. Czekałem dosyć długo, w końcu wszyscy zaczęli ustawiać się przed wjazdem do sektora, zrobiłem tak samo zajmując miejsce w pierwszej linii. Zgodę do wjazdu do sektora dostaliśmy kilka minut później, przede mną zaplątał się fotograf który nie wiedział co zrobić aby nie zostać potrącony przez rzucających się do przodu kolarzy. Przez to zamieszanie straciłem kilkanaście pozycji pozwalając słabszym zawodnikom na ustawienie się z przodu sektora. Kilka osób oczywiście weszło z przodu ale byli to czołowi kolarze wiec ich miejsce było z przodu. Start opóźnił się o kilka minut i dało się zauważyć coraz większe nerwy u kilku zawodników co już dawało dużo do myślenia.
Gdy ruszyliśmy to już jakiś zator zrobił się po lewej stronie, na szczęście byłem z prawej i udało się przeskoczyć kilka miejsc do przodu. Rondo bezpiecznie przejechałem, przed przejazdem kolejowym pierwsze hamowanie i rozpędzanie roweru, ja zastosowałem inną technikę i jechałem cały czas równo, może straciłem na tym kilka pozycji ale zachowałem cenne siły. Na ul. Sportowej tradycyjnie utrudnienia, tym razem był to autobus z przeciwka który spowodował zwężenie drogi i większy ścisk przede mną. Udało się bezpiecznie przejechać ten odcinek ale przy skręcie w prawo miałem już dużego stracha. Niewiele brakło abym uderzył w krawężnik i skończył swoją jazdę. Najważniejsze, że jeszcze czołówka nie zdołała odjechać, ominiecie pierwszego wjazdu na punkt kontrolny i ul. Źródlanej miało zarówno swoje plusy i minusy. Plusem było to, że nie straciłem od razu kontaktu z najlepszymi a minusem to, że duży peleton wjechał na pierwszą rundę. Po starcie ostrym wszyscy ruszyli mocno do przodu, ja nie miałem takich rezerw mocy i powoli ale sukcesywnie się rozpędzałem. Na początek straciłem kilkanaście pozycji a później powoli nadrabiałem chociaż ni było to takie łatwe, nogi nie pozwalały na wiele a wyprzedzanie innych przypominało slalom. W pewnym momencie nie byłem w stanie przedostać się przez 3 jadących obok siebie, podobną prędkością zawodników, na moje komendy nie reagowali i zrobiła się luka. Jak już mi się udało to dociągłem do rozciągniętego już peletonu tracąc dużo sił. Na zjeździe też nie mogłem pokazać 100 % możliwości jadąc za słabiej zjeżdżającymi ode mnie osobami. Zjazd rozciągnął peleton który podzielił się na grupy na ul. Spokojnej. Już wtedy miałem starte do najlepszej grupy ale zagiąłem się po raz kolejny i dociągłem, nie zdążyłem nawet porządnie złapać oddechu i już była kolejna dziura. Jedyne co byłem w stanie zrobić to wyprzedzić wszystkich co odpadli ale zaczął się zjazd i szansa na jakąś akcje była marna. Zaprzestałem prób do wjazdu na drugą rundę. Na pierwszym punkcie pomiaru czasu zameldowałem się jako jeden z ostatnich w grupie pościgowej. Gdy tylko zrobiło się szerzej ruszyłem mocniej i na moim kole utrzymał się tylko Marcin. Dosyć długo pracowałem na czele i straciłem kolejne siły ale czołówka wciąż była w zasięgu. Udało się dojechać do Darka który został za grupą i dzięki temu szybko pokonaliśmy zjazd. Na podjeździe jednak znowu zostałem tylko z Marcinem ale z przodu też pojawiły się pojedyncze osoby tracące kontakt z grupą i postanowiłem jechać na tyle mocno aby przed zjazdem dogonić. Nie udało się to w 100 % bo brakło kilkanaście metrów które zniwelowałem na zjeździe i początku ul. Spokojnej. Wtedy też wciągnąłem pierwszego żela i byłem gotowy do współpracy w grupce. Było nas mało ale dla mnie była to komfortowa sytuacja zwłaszcza, że każdy dawał zmiany i to dawało szanse na współprace także na kolejnych rundach. Na ul. Spokojnej zmiany były krótkie ale szyk wyglądał całkiem nieźle i można było po zejściu ze zmiany na chwile osłonić się przez wiatrem. Trochę posypało się na krótkim zjeździe gdzie nie czułem się komfortowo ale nadrobiłem niewielkie starty na dojeździe do kolejnej rundy. Tym razem na krótką ściankę wjechałem jako pierwszy z 5 osobowej grupki i dopiero po wjeździe na szerszą drogę odpuściłem. Nie miałem większych problemów z utrzymaniem koła na kolejnym ciekawym odcinku. Wiatr na podjeździe ul. Szpitalną był odczuwalny i jazda lewą stroną jezdni pozwalała na zaoszczędzenie większej ilości sił. Tutaj jeden z kolegów zbyt długo zwlekał ze swoją zmianą i Marcin próbował przeskoczyć z trzeciej pozycji na czoło tracąc bardzo dużo sił. Moja zmiana miała miejsce tuż za technicznym zakrętem w lewo. Mocno jechałem aż do ul. Źródlanej, to był idealny moment na sprawdzenie sytuacji. Pierwszej grupy już nie było widać ale z tyłu również nie było nikogo wiec nie pozostało nic innego jak trzymanie się tej grupy. Po szybkim zjeździe zauważyłem, że Marcin zaczyna mieć problemy z utrzymaniem tempa, miałem dylemat, zwolnić i jechać z nim pozwalając odjechać pozostałym 3 zawodnikom czy kontynuować współprace w grupie w której dobrze mi się jechało. Nie zastanawiałem się długo i kontynuowałem wcześniejszą jazdę. Zostało nas 4, na podjeździe trochę się rozjechaliśmy ale nikt nie chciał na razie odjeżdżać wiec po zjeździe znowu jechaliśmy wspólnie. Na szczęście problem z częstym odwiedzaniem toalety nie dawał o sobie znać i mogłem się skupić na jak najlepszym osłanianiu się od wiatru. Sił już było znacznie mniej i miałem już problemy z efektywną jazdą, coraz częściej traciłem zbyt dużo po zejściu ze zmiany i więcej sił na dociąganie. Mimo to byłem w stanie w tej grupie dojechać do kolejnej rundy. Na krótkim podjeździe jechałem z tyłu ale na szerszej drodze znów dałem zmianę chociaż już zacząłem kalkulować czy lepiej nie odpuścić i nie jechać własnym tempem ale cel w jakim przyjechałem na ten wyścig dał mi jeszcze motywacje do mocniejszej pracy. Na zjeździe znalazłem się na trzecim miejscu i utrzymując kontakt z dwójką jadącą z przodu dojechałem do kolejnego podjazdu. Po wjeździe na główną drogę odjechał jeden zawodnik, jakoś nie było zainteresowania gonitwą. Równym tempem jechaliśmy w kierunku zjazdu. Na krótkim odcinku przez las dogoniliśmy jeszcze Bartka który wcześniej jechał z najlepszymi. Na zjeździe narzuciłem niezłe tempo i jako pierwszy przyjąłem na siebie wiatr na ul. Spokojnej. Po zjechaniu na tył szybko wciągnąłem kolejnego żela którego konsumpcja zajęła mi trochę za dużo czasu i zaczynałem tracić kontakt z grupą. Udało się opanować sytuacje ale na zjeździe główną drogą znowu miałem problemy z utrzymaniem tempa. Na ostatnią rundę wjechałem w grupie i jeszcze byłem w stanie dawać zmiany. Na zjazdach nie traciłem, pod górę byłem w dalszym ciągu dawać zmiany wiec nic niepokojącego się nie działo. Dopiero po przyjęciu kolejnego żela i kilku krótkich zmianach zacząłem odczuwać zbliżające się skurcze. Decyzja była jedna, odpuściłem dalszą jazdę w tej grupie. Do mety około 9 kilometrów, jechałem swoim tempem, bliskość skurczów poczułem znowu na podjeździe przed punktem kontrolnym. Cały czas widziałem trójkę kolarzy w zasięgu wzroku ale nie goniłem ich chcąc jak najlepiej wjechać na Równicę. Na odcinku dojazdowym do trudniejszego fragmentu traciłem sporo czasu, nie byłem w stanie dogonić słabszych zawodników jadących tylko 4 rundy. Gdy wjechałem na główną drogę włączyłem stoper będąc ciekawym czasu jaki zajmie mi dojazd do mety. Jechałem na tyle mocno, na ile pozwalały nogi. Na razie nie czułem skurczów ale w każdej chwili mogły one wrócić. Odcinek z kostki brukowej męczył mnie strasznie, poczułem ulgę gdy się skończył i od tego momentu zacząłem nadrabiać czas. Byłem w stanie dogonić tą trójkę z którą jechałem przez ostatnie dwie rundy. Na podjeździe nawet dawaliśmy sobie zmiany co też mnie trochę odciążyło. Wiedziałem, że na finiszu nie mam większych szans ale do tego nawet nie doszło. Towarzysze omyłkowo ruszyli na ostatnich 200 metrach przed wypłaszczeniem jakby to był finisz. Wtedy też zdołałem wyprzedzić jeszcze jednego zawodnika, dwójka odjechała a nie było szans dogonić przez bardzo dużą ilość samochodów blokujących całą szerokość jezdni. Na ostatnich 300 metrach zacząłem finiszować zapominając na moment o skurczach które zaatakowały na moment moje nogi na linii mety wiec musiałem przestać kręcić korbami. Skurcze szybko minęły, wypiłem dosyć dużą ilość wody, coś zjadłem, ubrałem się na zjazd i ruszyłem w dół. Zjazd był chyba najwolniejszy w życiu, nie dało się na dłużej puścić klamek i około 10 minut zjeżdżałem z mety do początku kostki brukowej. Po zjechaniu do Jaszowca ruszyłem w kierunku Polany w bardzo wolnym tempie. Później postój po wodę, jazda na posiłek, kręcenie się po rynku i spokojny powrót do domu.
Podsumowując był to jeden z najlepszych wyścigów w moim wykonaniu. Jedyny element jaki tym razem nie zagrał była forma a raczej jej brak. Nie byłem w stanie odpowiednio mocno przejechać pierwszego podjazdu aby być wyżej przed zjazdem, nie byłem w stanie dać z siebie więcej na pierwszej rundzie aby załapać się do najlepszej grupy, nie byłem w stanie dać z siebie więcej na trasie i ostatnim podjeździe na Równice. Brakowało w każdym przypadku przynajmniej 20 Wat. Po okresie roztrenowania i dłuższym czasie bez treningów ukierunkowanych na wyścigi lepiej być nie mogło. Dałem z siebie wszystko na trasie i jedynie finisz zepsuty przez samochody pozostawił niedosyt bo 2 miejsca wyżej w klasyfikacji OPEN mógłbym być. Jestem zadowolony z tego dnia z wielu powodów:
Prognoza pogody się sprawdziła i od rana było ciepło, ale wietrznie, co zapowiadało bardzo ciekawy przebieg rywalizacji. Ubrałem się zachowawczo, w końcu mamy październik i nawet prawie 20 stopni na termometrze nie jest takie same jak podobna temperatura latem, w górach też mogło być inaczej odczuwalne ciepło i dlatego postanowiłem jechać w rękawkach a na zjazd z mety zabrałem jeszcze kurtkę. Od kilku tygodniu próbuje zmienić nawyki żywieniowe, na razie udało się tak dobrać produkty aby nie podjadać nic między posiłkami, w pewnym stopniu wpłynęło to na redukcje tkanki tłuszczowej oraz wagi która w ostatnich dniach osiągnęła najniższy od blisko pół roku poziom. Dzięki temu nie miałem żadnych problemów z dobraniem produktów przedstartowych. Przed wyjazdem na rozgrzewkę zjadłem dwa solidne posiłki a trzeci jeszcze miałem skonsumować godzinę przed startem. Ostatnio również pojawił się problem z nawadnianiem, przyjmuje większe ilości wody i częściej muszę korzystać z toalety, w ciągu trzech godzin byłem w toalecie aż 5 razy i nie wiedziałem jak to będzie wyglądać podczas wyścigu. Nawet przed wyjazdem nie byłem jeszcze w 100 % pewny czy wystartuje wiec przygotowałem większą ilość jedzenia, jeden bidon wody a także gotówkę w dwóch walutach jakbym jednak wybrał się pojeździć po czeskich górkach.
Wyjechałem kilka minut wcześniej niż planowałem i już szybki zjazd do głównej drogi nie wróżył przyjemnej i lekkiej jazdy w kierunku Ustronia. Gdy tylko skręciłem w lewo to poczułem siłę wiejącego wiatru. Noga niby nie była najgorsza ale jazda była strasznie mecząca. Możliwie najkrótszą drogą dojechałem do Ustronia, starałem się jechać spokojnie ale w obecnej formie wymagałoby to jazdy z prędkością około 15 km/h i mocą rzędu 1 W/kg. Mając jeszcze lekki zapas czasowy postanowiłem sprawdzić warunki na trasie i skręciłem w lewo w ul. Lipowską a następnie w prawo w ul. Spokojną. Siła wiatru była ogromna i samotne pokonanie tego odcinka było meczące. Nieco mocniej pokonałem krótki podjazd wąską drogą gdzie usytuowany był punkt kontrolny i bufet. Dalszej części rundy już nie sprawdzałem i pojechałem w kierunku rynku gdzie było usytuowane biuro zawodów. Po kilku minutach rozmyślania zdecydowałem się na start. Szybkie załatwienie formalności i ostatni większy posiłek przed startem który miał nastąpić za około godzinę. Po krótkim odpoczynku ruszyłem na drugą, ważniejszą część rozgrzewki. Aby zrobić ją w spokoju, bez problemów pojechałem w kierunku podjazdu na Równicę. Cała właściwa rozgrzewka trwała 11 minut. Udało się zrobić dwa 2 minutowe powtórzenia na dobrej mocy ale bez przekonania czy stać mnie na więcej. Podczas jazdy w kierunku centrum zatrzymałem się w sklepie w celu uzupełnienia bidonu i ruszyłem już w kierunku startu. Tam małe zamieszanie i brak możliwości ustawienia się w sektorze. Czekałem dosyć długo, w końcu wszyscy zaczęli ustawiać się przed wjazdem do sektora, zrobiłem tak samo zajmując miejsce w pierwszej linii. Zgodę do wjazdu do sektora dostaliśmy kilka minut później, przede mną zaplątał się fotograf który nie wiedział co zrobić aby nie zostać potrącony przez rzucających się do przodu kolarzy. Przez to zamieszanie straciłem kilkanaście pozycji pozwalając słabszym zawodnikom na ustawienie się z przodu sektora. Kilka osób oczywiście weszło z przodu ale byli to czołowi kolarze wiec ich miejsce było z przodu. Start opóźnił się o kilka minut i dało się zauważyć coraz większe nerwy u kilku zawodników co już dawało dużo do myślenia.
Gdy ruszyliśmy to już jakiś zator zrobił się po lewej stronie, na szczęście byłem z prawej i udało się przeskoczyć kilka miejsc do przodu. Rondo bezpiecznie przejechałem, przed przejazdem kolejowym pierwsze hamowanie i rozpędzanie roweru, ja zastosowałem inną technikę i jechałem cały czas równo, może straciłem na tym kilka pozycji ale zachowałem cenne siły. Na ul. Sportowej tradycyjnie utrudnienia, tym razem był to autobus z przeciwka który spowodował zwężenie drogi i większy ścisk przede mną. Udało się bezpiecznie przejechać ten odcinek ale przy skręcie w prawo miałem już dużego stracha. Niewiele brakło abym uderzył w krawężnik i skończył swoją jazdę. Najważniejsze, że jeszcze czołówka nie zdołała odjechać, ominiecie pierwszego wjazdu na punkt kontrolny i ul. Źródlanej miało zarówno swoje plusy i minusy. Plusem było to, że nie straciłem od razu kontaktu z najlepszymi a minusem to, że duży peleton wjechał na pierwszą rundę. Po starcie ostrym wszyscy ruszyli mocno do przodu, ja nie miałem takich rezerw mocy i powoli ale sukcesywnie się rozpędzałem. Na początek straciłem kilkanaście pozycji a później powoli nadrabiałem chociaż ni było to takie łatwe, nogi nie pozwalały na wiele a wyprzedzanie innych przypominało slalom. W pewnym momencie nie byłem w stanie przedostać się przez 3 jadących obok siebie, podobną prędkością zawodników, na moje komendy nie reagowali i zrobiła się luka. Jak już mi się udało to dociągłem do rozciągniętego już peletonu tracąc dużo sił. Na zjeździe też nie mogłem pokazać 100 % możliwości jadąc za słabiej zjeżdżającymi ode mnie osobami. Zjazd rozciągnął peleton który podzielił się na grupy na ul. Spokojnej. Już wtedy miałem starte do najlepszej grupy ale zagiąłem się po raz kolejny i dociągłem, nie zdążyłem nawet porządnie złapać oddechu i już była kolejna dziura. Jedyne co byłem w stanie zrobić to wyprzedzić wszystkich co odpadli ale zaczął się zjazd i szansa na jakąś akcje była marna. Zaprzestałem prób do wjazdu na drugą rundę. Na pierwszym punkcie pomiaru czasu zameldowałem się jako jeden z ostatnich w grupie pościgowej. Gdy tylko zrobiło się szerzej ruszyłem mocniej i na moim kole utrzymał się tylko Marcin. Dosyć długo pracowałem na czele i straciłem kolejne siły ale czołówka wciąż była w zasięgu. Udało się dojechać do Darka który został za grupą i dzięki temu szybko pokonaliśmy zjazd. Na podjeździe jednak znowu zostałem tylko z Marcinem ale z przodu też pojawiły się pojedyncze osoby tracące kontakt z grupą i postanowiłem jechać na tyle mocno aby przed zjazdem dogonić. Nie udało się to w 100 % bo brakło kilkanaście metrów które zniwelowałem na zjeździe i początku ul. Spokojnej. Wtedy też wciągnąłem pierwszego żela i byłem gotowy do współpracy w grupce. Było nas mało ale dla mnie była to komfortowa sytuacja zwłaszcza, że każdy dawał zmiany i to dawało szanse na współprace także na kolejnych rundach. Na ul. Spokojnej zmiany były krótkie ale szyk wyglądał całkiem nieźle i można było po zejściu ze zmiany na chwile osłonić się przez wiatrem. Trochę posypało się na krótkim zjeździe gdzie nie czułem się komfortowo ale nadrobiłem niewielkie starty na dojeździe do kolejnej rundy. Tym razem na krótką ściankę wjechałem jako pierwszy z 5 osobowej grupki i dopiero po wjeździe na szerszą drogę odpuściłem. Nie miałem większych problemów z utrzymaniem koła na kolejnym ciekawym odcinku. Wiatr na podjeździe ul. Szpitalną był odczuwalny i jazda lewą stroną jezdni pozwalała na zaoszczędzenie większej ilości sił. Tutaj jeden z kolegów zbyt długo zwlekał ze swoją zmianą i Marcin próbował przeskoczyć z trzeciej pozycji na czoło tracąc bardzo dużo sił. Moja zmiana miała miejsce tuż za technicznym zakrętem w lewo. Mocno jechałem aż do ul. Źródlanej, to był idealny moment na sprawdzenie sytuacji. Pierwszej grupy już nie było widać ale z tyłu również nie było nikogo wiec nie pozostało nic innego jak trzymanie się tej grupy. Po szybkim zjeździe zauważyłem, że Marcin zaczyna mieć problemy z utrzymaniem tempa, miałem dylemat, zwolnić i jechać z nim pozwalając odjechać pozostałym 3 zawodnikom czy kontynuować współprace w grupie w której dobrze mi się jechało. Nie zastanawiałem się długo i kontynuowałem wcześniejszą jazdę. Zostało nas 4, na podjeździe trochę się rozjechaliśmy ale nikt nie chciał na razie odjeżdżać wiec po zjeździe znowu jechaliśmy wspólnie. Na szczęście problem z częstym odwiedzaniem toalety nie dawał o sobie znać i mogłem się skupić na jak najlepszym osłanianiu się od wiatru. Sił już było znacznie mniej i miałem już problemy z efektywną jazdą, coraz częściej traciłem zbyt dużo po zejściu ze zmiany i więcej sił na dociąganie. Mimo to byłem w stanie w tej grupie dojechać do kolejnej rundy. Na krótkim podjeździe jechałem z tyłu ale na szerszej drodze znów dałem zmianę chociaż już zacząłem kalkulować czy lepiej nie odpuścić i nie jechać własnym tempem ale cel w jakim przyjechałem na ten wyścig dał mi jeszcze motywacje do mocniejszej pracy. Na zjeździe znalazłem się na trzecim miejscu i utrzymując kontakt z dwójką jadącą z przodu dojechałem do kolejnego podjazdu. Po wjeździe na główną drogę odjechał jeden zawodnik, jakoś nie było zainteresowania gonitwą. Równym tempem jechaliśmy w kierunku zjazdu. Na krótkim odcinku przez las dogoniliśmy jeszcze Bartka który wcześniej jechał z najlepszymi. Na zjeździe narzuciłem niezłe tempo i jako pierwszy przyjąłem na siebie wiatr na ul. Spokojnej. Po zjechaniu na tył szybko wciągnąłem kolejnego żela którego konsumpcja zajęła mi trochę za dużo czasu i zaczynałem tracić kontakt z grupą. Udało się opanować sytuacje ale na zjeździe główną drogą znowu miałem problemy z utrzymaniem tempa. Na ostatnią rundę wjechałem w grupie i jeszcze byłem w stanie dawać zmiany. Na zjazdach nie traciłem, pod górę byłem w dalszym ciągu dawać zmiany wiec nic niepokojącego się nie działo. Dopiero po przyjęciu kolejnego żela i kilku krótkich zmianach zacząłem odczuwać zbliżające się skurcze. Decyzja była jedna, odpuściłem dalszą jazdę w tej grupie. Do mety około 9 kilometrów, jechałem swoim tempem, bliskość skurczów poczułem znowu na podjeździe przed punktem kontrolnym. Cały czas widziałem trójkę kolarzy w zasięgu wzroku ale nie goniłem ich chcąc jak najlepiej wjechać na Równicę. Na odcinku dojazdowym do trudniejszego fragmentu traciłem sporo czasu, nie byłem w stanie dogonić słabszych zawodników jadących tylko 4 rundy. Gdy wjechałem na główną drogę włączyłem stoper będąc ciekawym czasu jaki zajmie mi dojazd do mety. Jechałem na tyle mocno, na ile pozwalały nogi. Na razie nie czułem skurczów ale w każdej chwili mogły one wrócić. Odcinek z kostki brukowej męczył mnie strasznie, poczułem ulgę gdy się skończył i od tego momentu zacząłem nadrabiać czas. Byłem w stanie dogonić tą trójkę z którą jechałem przez ostatnie dwie rundy. Na podjeździe nawet dawaliśmy sobie zmiany co też mnie trochę odciążyło. Wiedziałem, że na finiszu nie mam większych szans ale do tego nawet nie doszło. Towarzysze omyłkowo ruszyli na ostatnich 200 metrach przed wypłaszczeniem jakby to był finisz. Wtedy też zdołałem wyprzedzić jeszcze jednego zawodnika, dwójka odjechała a nie było szans dogonić przez bardzo dużą ilość samochodów blokujących całą szerokość jezdni. Na ostatnich 300 metrach zacząłem finiszować zapominając na moment o skurczach które zaatakowały na moment moje nogi na linii mety wiec musiałem przestać kręcić korbami. Skurcze szybko minęły, wypiłem dosyć dużą ilość wody, coś zjadłem, ubrałem się na zjazd i ruszyłem w dół. Zjazd był chyba najwolniejszy w życiu, nie dało się na dłużej puścić klamek i około 10 minut zjeżdżałem z mety do początku kostki brukowej. Po zjechaniu do Jaszowca ruszyłem w kierunku Polany w bardzo wolnym tempie. Później postój po wodę, jazda na posiłek, kręcenie się po rynku i spokojny powrót do domu.
Podsumowując był to jeden z najlepszych wyścigów w moim wykonaniu. Jedyny element jaki tym razem nie zagrał była forma a raczej jej brak. Nie byłem w stanie odpowiednio mocno przejechać pierwszego podjazdu aby być wyżej przed zjazdem, nie byłem w stanie dać z siebie więcej na pierwszej rundzie aby załapać się do najlepszej grupy, nie byłem w stanie dać z siebie więcej na trasie i ostatnim podjeździe na Równice. Brakowało w każdym przypadku przynajmniej 20 Wat. Po okresie roztrenowania i dłuższym czasie bez treningów ukierunkowanych na wyścigi lepiej być nie mogło. Dałem z siebie wszystko na trasie i jedynie finisz zepsuty przez samochody pozostawił niedosyt bo 2 miejsca wyżej w klasyfikacji OPEN mógłbym być. Jestem zadowolony z tego dnia z wielu powodów:
- 1.Rozgrzewka była odpowiednia i dzięki temu mogłem dać z siebie maksymalnie dużo na pierwszym podjeździe czego często brakowało. Nad tym elementem pracowałem dosyć długo i już robię go prawie jak z automatu i jestem w stanie dobrać obciążenie odpowiednie do formy, specyfiki i długości wyścigu czy czasówki.
- 2.Siły były rozłożone idealnie, byłem w stanie jechać cały czas odpowiednio mocno, sił nie brakło na ostatni podjazd który zwykle jechałem już na oparach. Dałem z siebie wszystko, nie pozostawiając żadnych rezerw w nogach co skutkowało skurczami których by nie było gdybym inaczej podszedł do tzw. BPS.
- 3.Bardzo dobrze czułem się na zjazdach, nie tracąc nic do rywali a nawet dyktując swoje warunki. W tym elemencie są jeszcze rezerwy ale w ciągu ostatnich miesięcy zrobiłem wyraźne postępy w tym elemencie.
- 4.Coraz lepiej czuje się w grupie i peletonie. Oczywiście lepiej wyglądam wtedy jak jest mniej ludzie, w małej grupce jechało mi się dobrze, mogłem pracować nad odpowiednim ustawieniem się, wychodzeniem czy schodzeniem ze zmiany czy poczuć się swobodnie w grupie. Dużo pracy mnie czeka m tym elemencie ale cieszę się, że udało się zrobić malutki krok naprzód. W dużym peletonie wygląda to jeszcze gorzej, zwłaszcza gdy pojawiają się słabsi, mniej doświadczeni i gorzej jeżdżący zawodnicy ode mnie. Nad tym mam zamiar pracować na początku przyszłego sezonu.
- 5.Dobrze dobrałem ilość jedzenia i picia zarówno przed, w trakcie jak i po wyścigu. Nie wiem czy większa ilość picia zapobiegłaby skurczom ale byłem dosyć solidnie nawodniony przed startem wiec o odwodnieniu nie mogło być mowy.
- 6.Walczyłem od startu do mety bez większych chwil zwątpienia, zrealizowałem wszystkie cele na ten dzień i przekonałem się do tego, że w przyszłym roku warto wrócić do większej ilości startów choćby w celu poprawy techniki jazdy w której mam ogromne braki których nadrobienie da mi więcej niż tylko poprawa umiejętności.
Rozgrzewka i rozjazd
Sobota, 12 października 2019 Kategoria Szosa, Samotnie, Cube 2019
Km: | 73.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 24.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1450kcal | Podjazdy: | 660m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Roztrenowanie 7
Piątek, 11 października 2019 Kategoria 0-50, blisko domu, Cube 2019, Samotnie, Szosa
Km: | 32.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:19 | km/h: | 24.30 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | 178178 ( 91%) | HRavg | 130( 66%) |
Kalorie: | 538kcal | Podjazdy: | 500m | Sprzęt: Agree GTC SL | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krótki wyjazd w celu sprawdzenia czy coś w nogach jeszcze zostało po sezonie i prawie dwóch tygodniach roztrenowania. Po wczorajszym słabszym dniu pozostało tylko wysokie tętno ale z tym chyba na razie nic nie zrobię i nie mogę brać tego faktu jako decydującego o aktualnej dyspozycji.
Udało się wyjechać o dosyć wcześniej porze i nie potrzebowałem przygotowanych wcześniej lampek. Wybrałem się w końcu na dosyć dawno nie odwiedzany Przegibek. Przejazd przez miasto to była tragedia, tylu samochodów na bocznych drogach nie widziałem już dawno. Gdy w końcu dojechałem do Straconki o zrobiło się trochę spokojniej ale nie na długo. Gdy ruszyłem mocniej to znowu pojawiło się więcej samochodów. O dziwo byłem w stanie generować niezłą moc, do wyników sprzed miesiąc czy dwóch brakowało ale nie był to tak niski poziom jakiego się spodziewałem. Po 3 minutach w miarę równej jazdy odpuściłem, tętno powoli szło w dół i mniej więcej strefa tętna równała się strefie mocy z czym przy równej jeździe ostatnimi czasy był problem. Prawdziwym testem był drugi odcinek 3 minutowy. Ruszyłem dosyć ociężale ale już po chwili zebrałem się i jechałem mocniej. Udało się utrzymywać podobną moc jak na pierwszym odcinku przez ponad 2 minuty, do szczytu brakowało niewiele i dlatego postanowiłem jechać do samego końca podjazdu i na odcinku o prawie 20 sekund dłuższym wygenerowałem nieco lepszą moc niż przy pierwszym podejściu. Czułem, że trzeci raz byłby już słabszy ale nie miałem go nawet w planach wiec spokojnie ruszyłem w dół. Samochodów jakby mniej ale im bliżej głównej tym gorzej. Szybko zjechałem na ścieżkę rowerową i przedostałem się na drugą stronę bardzo zatłoczonej Olszówki. W drodze powrotnej czekały na mnie jeszcze dwa sprinty po około 15 sekund. Tutaj już nie spodziewałem się cudów i wyniki poniżej 10 W/kg do nich nie należały. Mimo wszystko w nogach coś zostało chociaż forma już jest daleko z tyłu.
Udało się wyjechać o dosyć wcześniej porze i nie potrzebowałem przygotowanych wcześniej lampek. Wybrałem się w końcu na dosyć dawno nie odwiedzany Przegibek. Przejazd przez miasto to była tragedia, tylu samochodów na bocznych drogach nie widziałem już dawno. Gdy w końcu dojechałem do Straconki o zrobiło się trochę spokojniej ale nie na długo. Gdy ruszyłem mocniej to znowu pojawiło się więcej samochodów. O dziwo byłem w stanie generować niezłą moc, do wyników sprzed miesiąc czy dwóch brakowało ale nie był to tak niski poziom jakiego się spodziewałem. Po 3 minutach w miarę równej jazdy odpuściłem, tętno powoli szło w dół i mniej więcej strefa tętna równała się strefie mocy z czym przy równej jeździe ostatnimi czasy był problem. Prawdziwym testem był drugi odcinek 3 minutowy. Ruszyłem dosyć ociężale ale już po chwili zebrałem się i jechałem mocniej. Udało się utrzymywać podobną moc jak na pierwszym odcinku przez ponad 2 minuty, do szczytu brakowało niewiele i dlatego postanowiłem jechać do samego końca podjazdu i na odcinku o prawie 20 sekund dłuższym wygenerowałem nieco lepszą moc niż przy pierwszym podejściu. Czułem, że trzeci raz byłby już słabszy ale nie miałem go nawet w planach wiec spokojnie ruszyłem w dół. Samochodów jakby mniej ale im bliżej głównej tym gorzej. Szybko zjechałem na ścieżkę rowerową i przedostałem się na drugą stronę bardzo zatłoczonej Olszówki. W drodze powrotnej czekały na mnie jeszcze dwa sprinty po około 15 sekund. Tutaj już nie spodziewałem się cudów i wyniki poniżej 10 W/kg do nich nie należały. Mimo wszystko w nogach coś zostało chociaż forma już jest daleko z tyłu.